Autor: ks. Paweł Kłys
Wyświetleń: 1792
Pośród cierpienia była wiara w Boga
Udostępnij

- Treścią ich życia, przerażającą i przygnębiającą, była ciężka praca, głód, dotkliwe zimno, okrutne bicie i tęsknota za najbliższymi - podkreślił abp Marek Jędraszewski w homilii podczas uroczystości upamiętniającej dzieci z obozu na Przemysłowej w Łodzi -  ten głód doskwierał tak bardzo, że wydawało się, iż mieszał porządek wartości - mówił. I nie kryjąc wzruszenia, przytoczył fragmenty nielicznych, ocalałych listów, które do swoich rodziców pisali mały Edward Baran i trzynastoletni Eugeniusz Niedzielski, więzieni w łódzkim obozie. Przejmujących listów, w których wracało ciągle jedno: „przyślijcie coś do jedzenia...” A przecież ci, do których dochodziły prośby, nie mieli skąd tego jedzenia wziąć. I przypomniał historię rodziny Skibińskich z Mosiny, której dziadek sam się zagładzał, by wysłać paczki do wnuków do obozu na Przemysłowej oraz do swojej córki w Auschwitz... Dlatego Metropolita Łódzki zaapelował: „nie wolno nam o tym miejscu Łodzi, tak boleśnie dotkniętym cierpieniem i złem, zapomnieć! Mamy też święty obowiązek oczyszczać naszą pamięć i modlić się i za tych, którzy wyrządzili  nam krzywdę”. Bo tylko wtedy  możemy za św. Pawłem powiedzieć: „jesteśmy prawdziwie Bożym ludem”.

W uroczystości, której przewodniczył abp Marek Jędraszewski, metropolita łódzki, uczestniczyły dzieci z łódzkich szkół wraz z nauczycielami, pocztami sztandarowymi, alumni Wyższego Seminarium Duchownego ze swoimi  przełożonymi, przedstawiciele władz miasta, województwa, kuratorium oświaty i służb mundurowych. Ale najważniejsi byli ci, którzy przeszli przez piekło jedynego w Europie hitlerowskiego obozu koncentracyjnego dla dzieci, usytuowanego w środku łódzkiego getta - mali więźniowie, których skronie dziś już przyprószyła siwizna,  i ich bliscy. Przyjechali m.in. z Mosiny, Poznania, Gdyni, Lublina. Ze wzruszeniem uczestniczyli w Eucharystii w bernardyńskim kościele pw. św. Elżbiety Węgierskiej i bł. o. Anastazego Pankiewicza oraz szli w marszu pamięci pod pomnik. Marszu, który w Łodzi przywraca pamięć o tym miejscu, o losie więzionych tu dzieci, o ofiarach i tych, którym udało się przeżyć. Pamięć o cierpieniu i niewinnej śmierci tych, którzy byli w wieku dzieci z łódzkich podstawówek i gimnazjów w nim uczestniczących.

W homilii Ksiądz Arcybiskup zauważył, że wobec poniewierki i ogromu cierpienia można sobie łatwo wyobrazić szybki tryumf nienawiści. Bo przecież cytując wiersz Władysławy Siemaszko: „wszystko nam zabrano. Została nienawiść, (...)  a miłość, pierwsza miłość, na barykadach padła.” Jednak oprócz tego wrażenia, że zostaje już tylko nienawiść,  - zostaje też bezradność wobec czysto świeckiego sposobu upamiętniania tego, co tu się działo - podkreślił. I odniósł się do braku informacji, do braku wiedzy i kultywowania pamięci o tym miejscu i jego ofiarach, przez mieszkańców miasta. Do postawienia pomnika, na którym widnieje napis „Odebrano wam życie, dziś dajemy wam tylko pamięć”.  - A przecież pośród tego ogromu krzywdy, niekiedy rozpaczy, bólu, była wiara tych ludzi i były ich  modlitwy do Boga o miłosierdzie, uratowanie, o przetrwanie - tłumaczył. Była też głęboka wiara w Boga i jego opiekę. Przypominając dramatyczny los państwa Skibińskich z Mosiny przypomniał, że za tą ich rodzinna troską o siebie nawzajem, za tą ich odpowiedzialnością za drugiego, kryje się wiara, że ponad złem, buntem i nienawiścią jest dobry Bóg. - i to On daje nadzieję, że jeśli Mu zawierzymy, naszego serca nie dotknie nienawiść - dodał. Zwłaszcza teraz, w Roku Miłosierdzia, powinniśmy o tym pamiętać.

Po Mszy świętej ulicami Bałut przeszedł Marsz Pamięci pod Pomnik Pękniętego Serca, w którym uczniowie łódzkich szkół nieśli portrety swoich rówieśników - więźniów obozu. Pod pomnikiem złożono kwiaty i Ksiądz Arcybiskup poprowadził modlitwę za wszystkie skrzywdzone dzieci, ofiary obozu koncentracyjnego sprzed ponad siedemdziesięciu laty i te, które cierpią obecnie. By ich ból i niewinna śmierć były krzykiem o Boże miłosierdzie.

Udostępnij
Galeria zdjęć