Podlasie - dla wielu młodych nieznane, jest obiektem żartów, ale dla nas okazało się Arkadią. To właśnie tam spędziliśmy tegoroczną majówkę, czerpiąc z bogactwa jakie nam oferował ten niedoceniony region Polski.
Doświadczyliśmy niezwykłości połączenia trzech kultur: katolickiej, prawosławnej i muzułmańskiej. Kiedy byliśmy w Węgrowie, zauważyliśmy relikwie błogosławionej rodziny Ulmów oraz kaplicę pod wezwaniem Świętej Rodziny. Jak powiedział ze śmiechem Marcin, “nawet na wyjeździe te dwie Rodziny nie dają nam spokoju”.
Doświadczyliśmy niezwykłej gościnności sióstr karmelitanek w Siemiatyczach, na Górze Grabarce w duchu ekumenizmu poszliśmy razem z prawosławnymi braćmi w procesji, a w Kruszynianach mieliśmy okazję zapoznać się z kulturą Tatarów. Jak powiedział przewodnik Jamal o przywiązaniu do Polski i jej historii, “my nie czujemy się Polakami, my nimi jesteśmy”. Nie mogliśmy się oprzeć spróbowaniu tatarskich przysmaków. Jak powiedział Antek, gotowanie ich to “wrzucanie wszystkiego, co ma się pod ręką, do gara, a wychodzi pyszne”.
Wyjątkowe doświadczenie Cudu Eucharystycznego w Sokółce na zawsze pozostanie w naszych sercach nadzwyczajną okazją do zgłębiania tajemnicy Eucharystii.
Nie możemy nie wspomnieć o pięknie przyrody! “Jeziora, puszcza, żubry i dzikość krajobrazu”, jak powiedział Patryk, “zakiełkowała chęcią powrotu w te tereny”.
Nasz pobyt na łonie natury był pełen młodzieńczych wybryków. Tarzaliśmy się w trawie, urządzaliśmy wyścigi kto z nas pierwszy znajdzie się u podnóża wzgórza, a nawet urządzaliśmy mini-treningi samoobrony na otwartym terenie. Z kolei będąc nad jeziorem, Marcin i Patryk podziwiali mieszkające tam żaby.
A było jeszcze ciekawiej! Po trzech dniach spędzonych na Podlasiu pojechaliśmy do Wilna. Mieliśmy okazję adorować Najświętszy Sakrament w kaplicy z oryginalnym obrazem Jezusa Miłosiernego oraz uczestniczyć w polskiej mszy w Ostrej Bramie. Jak przyznał Łukasz, “musiałem się powstrzymywać aby na wezwania celebransa nie odpowiadać wschodnim akcentem, np. “blagoslawiony”, takim jak każdy mówił w kaplicy”. Po Eucharystii “adoptowaliśmy” księdza Włodzimierza, Białorusina z polskimi korzeniami, który na co dzień mieszka i posługuje w Hiszpanii, i razem z nami zwiedzał Wilno. Zdążyliśmy zaprzyjaźnić się na tyle, że zostaliśmy zaproszeni na następny wyjazd do jego parafii. W Wilnie poczuliśmy polskie korzenie, modliliśmy się przy grobie świętego Kazimierza oraz na cmentarzu Rossa, gdzie znajduje się serce Piłsudskiego.
W drodze powrotnej zwiedziliśmy zamek w Trokach, nazywany przez niektórych litewskim Malborkiem. Wysłaliśmy pocztówki, a Patryk kupił starolitewskie buty i obiecał, że będzie w nich chodził.
Co to był za wyjazd! I Podlasie, i Litwa. I kościoły, i meczety, i cerkwie… Ale nie to jest najważniejsze! Jak przyznał Łukasz “Nie ważne gdzie, lecz z kim. Z taką ekipą można pojechać na najdalsze odludzie, a i tak będzie świetnie!” Wspólne wygłupy, przygotowywanie posiłków, sprzątanie po nich, modlitwa, jeszcze bardziej zacieśniły więzi między nami. To był naprawdę udany wyjazd! A jak przyznał nasz ksiądz Marcin, “to nie jest nasze ostatnie słowo”.