Patrz także wywiad z Księdzem Profesorem Dariuszem Oko na portalu Youtube
Z PAPIEŻEM PRZECIW HOMOHEREZJI
ks. dr hab. Dariusz Oko
Artykuł opublikowany w najnowszym numerze kwartalnika FRONDA (63).
http://www.fronda.pl/a/z-papiezem-przeciw-homoherezji,20599.html
Jeśli komfort homowinowajców miałby być ważniejszy od losu dzieci i
młodzieży, od losu całego Kościoła, gdyby było to robione całkiem
świadomie, byłaby to kościelna zdrada stanu, kościelna zdrada człowieka
młodego! - pisze ks. Dariusz Oko w nowym numerze FRONDA (63).
Od szeregu tygodni trwa w Polsce głośna dyskusja na temat „podziemia
homoseksualnego w Kościele” wywołana wypowiedziami ks. Tadeusza
Isakowicza-Zaleskiego w jego najnowszej książce „Chodzi mi tylko o
prawdę”1. Niektórzy zaprzeczają istnieniu tego podziemia oraz głoszą
tezy głęboko sprzeczne z nauczaniem Kościoła, a jedno i drugie głęboko
mija się z prawdą2. Problem jest bardzo poważny, dlatego czuję się
zobowiązany do zabrania głosu, ponieważ mnie także chodzi o prawdę, ale
przede wszystkim o dobro, o fundamentalne dobro człowieka oraz Kościoła
– podstawowej wspólnoty jego życia.
W dyskusji zawsze trzeba wychodzić z podstawowego, aksjomatycznego
założenia, że każdy z nas na każdy temat na pewno wie najwyżej tylko
cząstkę i ta cząstka jest prawdopodobnie częściowo błędna. To powinno
prowadzić do pokornego przedstawiania swojego stanowiska i uważnego
wsłuchiwania się w argumenty partnerów czy przeciwników. W ten sposób
najlepiej możemy wzajemnie ubogacić się naszymi cząstkami wiedzy oraz
je skorygować. W ten sposób pozostają one zawsze także tylko cząstkami,
ale cząstkami większymi i w wyższym stopniu oczyszczonymi z błędów. Na
tym polega błogosławieństwo uczciwego dialogu, w tym duchu chcę właśnie
postępować.
Zobowiązanie do zajęcia stanowiska wiąże się z moim zaangażowaniem w
filozoficzną krytykę ideologii homoseksualnej oraz propagandy
homoseksualnej (w skrócie homoideologii oraz homopropagandy), którą na
polecenie oraz za zachętą szeregu kardynałów i biskupów zajmuję się od
wielu lat3. Przy okazji zgromadziłem prawdopodobnie jedną z większych
polskich bibliotek na ten temat, jeden z większych zbiorów danych.
Pomogło mi w tym wielu przyjaciół i sojuszników, zarówno pośród
świeckich, jak i duchownych, zarówno pośród profesorów uniwersyteckich,
jak i lekarzy praktyków, ale także mnóstwo osób, których wcześniej nie
znałem, które jednak zachęcone moimi wypowiedziami oraz lekturą moich
artykułów decydowały się na poszerzenie i skorygowanie mojej wiedzy.
Tak napływały do mnie wiadomości, wyniki badań naukowych i oficjalne
dokumenty zarówno z różnych regionów Polski, jak i z różnych rejonów
świata, a szczególnie ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii,
Irlandii, Niemiec, Austrii, Holandii, Włoch i przede wszystkim ze
Stolicy Apostolskiej. Moją pracę zaczynałem jako zmaganie ze
śmiertelnym zagrożeniem zewnętrznym chrześcijaństwa, ale stopniowo
odkrywałem, że podział nie jest taki prosty. Przeciwnik jest nie tylko
na zewnątrz Kościoła, on już jest w środku, nieraz dobrze zamaskowany,
jak koń trojański. Istnieje nie tylko problem homoideologii i homolobby
na zewnątrz Kościoła, istnieje analogiczny problem także wewnątrz
niego, gdzie homoideologia przyjmuje postać homoherezji. Do odkrycia
tego nie jest nawet konieczna wiedza z archiwów IPN, to jest tylko
jedno z wielu źródeł. Te fakty są oczywiste także w tych krajach, które
o IPN nie słyszały. Do stwierdzenia tego wystarczy zebranie
wiarygodnych informacji mediów świeckich i kościelnych z ostatnich lat,
znajomość natury ludzkiej, logiczne myślenie, kojarzenie faktów oraz
dokumentów, które są reakcją Kościoła na te fakty.
GLOBALNOŚĆ ZJAWISKA
Trzeba tu najpierw zdemaskować powszechne kłamstwo medialne. Media
mówią ciągle o pedofilii duchownych, tymczasem najczęściej chodzi tu
efebofilię, czyli o wynaturzenie polegające na pociągu dojrzałych,
homoseksualnych mężczyzn nie do dzieci, ale do pokwitających i
dorastających chłopców. Jest to typowe zboczenie łączące się z
homoseksualizmem. Do podstawowej wiedzy na ten temat należy prawda, że
aż ponad 80 proc. przypadków przemocy seksualnej duchownych ujawnionych
w USA była to efebofilia, a nie pedofilia4! Ten fakt jest skrzętnie
ukrywany, przemilczany, bo szczególnie dobrze ujawnia zakłamanie
zarówno światowego, jak i kościelnego homolobby. Tym bardziej trzeba go
nagłaśniać.
W innych krajach jest podobnie, trzeba zatem pamiętać, że skandale
przemocy seksualnej, które wstrząsnęły Kościołem światowym, w
zdecydowanej większości były dziełem duchownych homoseksualnych. Za
ujawnione, olbrzymie wykroczenia, Kościół zapłacił bardzo bolesną cenę,
stracił wiele ze swojej wiarygodności. Przyczyniło się to do
dramatycznych trudności zarówno duchowych, jak i materialnych
poszczególnych diecezji i zakonów, klasztorów i seminariów, do
pustoszenia kościołów w całych prowincjach kościelnych5. Szacuje się,
że w ramach odszkodowań Kościół USA musiał już wypłacić ponad półtora
miliarda dolarów6. To wszystko nie byłoby przecież możliwe bez
istnienia znaczącego podziemia, z którego prokuratorzy ujawniają zwykle
tylko małą cząstkę, tylko mały wierzchołek góry lodowej.
Skandale dotyczyły także osób najwyżej postawionych, na przykład u nas
był to ksiądz arcybiskup Juliusz Paetz, który w 2002 roku został
usunięty z biskupstwa poznańskiego. Natomiast w Irlandii, duchowo i
historycznie tak podobnej do Polski, tak katolickiej, w ostatnich
latach też usunięto z urzędów kilku biskupów. Jednym z nich był
zdymisjonowany w 2010 roku John Magee, biskup diecezji Cloyne, który
został pozbawiony biskupstwa z powodu oskarżenia o molestowanie oraz za
tuszowanie przestępstw pedofilii i efebofilii 19 księży swojej
diecezji. Wcześniej księża Paetz i Magee długo razem pracowali w
Watykanie, przez wiele lat należeli do najbliższych, najbardziej
wpływowych współpracowników trzech kolejnych papieży.
O tym, do czego mogą posunąć się walczący homoseksualiści w sutannach,
świadczy zachowanie szczególnie „liberalnego” i „otwartego” arcybiskupa
Remberta Weaklanda, który w latach 1977-2002 rządził diecezją Milwaukee
w USA. On sam wprost przyznał, że jest gejem i że w ciągu swojego życia
współżył z wieloma partnerami. W ciągu całego urzędowania – przez 25
lat – nieustannie sprzeciwiał się papieżowi i Stolicy Apostolskiej w
wielu kwestiach, ale szczególnie krytykował i odrzucał nauczanie
Magisterium na temat homoseksualizmu. Popierał za to i chronił czynnych
gejów w swojej diecezji, pomagał im uniknąć odpowiedzialności za
przestępstwa seksualne, których się seryjnie dopuszczali. Urzędowanie
zakończył gigantyczną defraudacją – z kasy diecezji przekazał około pół
miliona dolarów na utrzymanie swojego byłego partnera.
Jeden z najbardziej wpływowych swego czasu ludzi Kościoła, Marcial
Maciel Degollado, założyciel zakonu Legionistów Chrystusa, okazał się
biseksualistą, który dopuszczał się ciężkich przestępstw seksualnych na
wielu członkach i małoletnich uczniach własnego zakonu, a nawet na
własnym synu...
Wszyscy czterej byli długo zupełnie bezkarni, pomimo mnóstwa skarg i
oskarżeń, które w ich sprawie przez lata słano do Rzymu. Pomagało
dopiero bezpośrednie dotarcie do Ojca Świętego albo nagłośnienie sprawy
przez media. Inaczej wszystko było blokowane na niższych poziomach
hierarchii lokalnej albo watykańskiej. Podobnie było w wielu innych
przypadkach. Na przykład za czynną pedofilię homoseksualną lub
efebofilię dopiero po latach zostali usunięci ze swoich stanowisk
biskupi: Patrick Ziemann z Santa Rosa w Kalifornii (1999), Juan Carlos
Maccarone z Santiago del Estero w Argentynie (2005), Georg Müller z
Trondheim i Oslo w Norwegii (2009), Raymond John Lahey z Antigonish w
Kanadzie (2009), Roger Vangheluw z Brugii w Belgii (2010), John C.
Favolara z Miami (2010) oraz Anthony J. O’Connell z Palm Beach na
Florydzie (2010). Podobnie musiano postąpić z wieloma innymi biskupami
z powodu ukrywania i tuszowania takich przestępstw. Analogiczny los
spotkał wielu, nawet bardzo wpływowych kapłanów. Nie tylko zatem liczba
ciężkich przestępstw seksualnych dowodzi siły tego podziemia, ale także
– i to jeszcze bardziej – stopień zaburzenia procesu doboru kandydatów
na biskupów, możliwość robienia wielkiej „kariery” w Kościele pomimo
popełniania takich czynów, pomimo prowadzenia takiego podwójnego życia.
Świadczy o tym skuteczność również tuszowania i ukrywania takich
przypadków, często niepokonywalna blokada wszystkich
wewnątrzkościelnych usiłowań obrony pokrzywdzonych, dojścia do
elementarnej prawdy i sprawiedliwości. Jakże trudno jest nieraz
wyciągnąć wobec homoseksualisty oczywiste wydałoby się konsekwencje za
jego czyny, ileż dziwnych trudności się tu pojawia, jakże nawet jakiś
sukces w tej dziedzinie jest ograniczony, połowiczny i tymczasowy.
Dochodzi zatem do czegoś strasznego – oto okazuje się, że komfort
homowinowajców jest ważniejszy od losu dzieci i młodzieży, od losu
całego Kościoła. Jeżeli to byłoby robione całkiem świadomie, byłaby to
kościelna zdrada stanu, kościelna zdrada człowieka młodego!
Swoistym świadectwem jest tu też wyraźny lęk, zmieszanie duchownych
zwłaszcza niektórych diecezji i zakonów, kiedy stają wobec tego tematu,
uciekanie w milczenie, niezdolność do wyartykułowania nawet
elementarnej nauki Kościoła na ten temat. Czego oni się tak boją? Skąd
się bierze strach w oczach całych grup dojrzałych, dorosłych mężczyzn?
I skąd się biorą nerwice, choroby serca i inne u księży, którzy jednak
starają się przeciwstawić tym zjawiskom, zwłaszcza w obronie dzieci i
młodzieży? Widocznie lękają się działania jakiegoś wpływowego lobby,
które sprawuje władzę i któremu mogą się niebezpiecznie narazić7.
Żeby takie ukrywanie i tolerowanie zła było możliwe, trzeba przecież
mieć swoich ludzi na wielu kluczowych stanowiskach, trzeba tworzyć już
nie homolobby, ale raczej homositwę czy nawet homomafię. Tak też mówił
o tej grupie obecny polski minister sprawiedliwości Jarosław Gowin,
kiedy jeszcze jako senator wypowiadał się na temat skandalu
homoseksualnych nadużyć księży w diecezji płockiej, przestępstw
molestowania młodzieży i kleryków oraz tuszowania tych faktów.
Stwierdził, że kiedy interweniował w Kościele jeszcze w sprawie
arcybiskupa Paetza, odnosił wrażenie, że ma do czynienia z jakąś mafią,
która w swoim interesie brutalnie neguje najbardziej nawet oczywiste
zasady i fakty8.
Tak samo o tym środowisku jako o mafii wyrażał się niedawno ks. Charles
Scicluna, który jest głównym odpowiedzialnym za porządkowanie tych
spraw w Kościele, niejako „prokuratorem” Sekcji Dyscyplinarnej
Kongregacji Nauki Wiary. Mówił tak podczas sympozjum Ku uzdrowieniu i
odnowie zorganizowanym w lutym 2012 roku w Rzymie, a dotyczącym
problemów nadużyć seksualnych w Kościele9. W imieniu Benedykta
XVI zdecydowanie potępiał nie tylko samych sprawców, ale także
zwierzchników kościelnych tuszujących ich czyny, wzywał do
zdecydowanego przeciwstawienia się takim zachowaniom, do otwartej
współpracy z policją, do postępowania drogą oczyszczenia wyznaczoną
przez Stolicę Apostolską. Im bardziej bowiem przestępcy zorganizowani
są skuteczni w obronie swoich własnych interesów, tym bardziej są też
skuteczni w krzywdzeniu innych oraz w niszczeniu wiarygodności
Kościoła, w ten sposób potężny impuls do dechrystianizacji wychodzi z
samego jego wnętrza.
Dlatego w całej dotychczasowej dyskusji za szczególnie cenną uważam
wypowiedź ks. prof. Józefa Augustyna SJ, który stwierdził: „Problem
jest – w moim odczuciu – nie Ťw nichť, ale w naszej reakcji Ťna nichť.
Jak my, szeregowi księża i przełożeni, reagujemy na ich zachowania?
Dajemy się zastraszyć, wycofujemy się, nawołujemy do milczenia,
udajemy, że problemu nie ma? Czy też odwrotnie: stawiamy czoło, mówimy
o nim jasno, odbieramy tym ludziom wpływy, usuwamy ze stanowisk? Nie
powinni oni pracować w seminarium ani na żadnym ważnym stanowisku.
Jeżeli lobby homoseksualne istnieje i ma coś do powiedzenia w
jakichkolwiek strukturach kościelnych, to dlatego, że im ustępujemy,
schodzimy z drogi, udajemy itd. (...)
Stolica Apostolska (...) dała wyraźny znak, jak rozwiązywać tego typu
problemy. Ukrywanie zachowań osób nieuczciwych, które i tak wcześniej
czy później wychodzą na jaw, niszczy autorytet Kościoła. Wierni pytają
spontanicznie, jaka jest wiarygodność kościelnej wspólnoty, skoro
toleruje takie układy. Jeżeli a priori zakładamy, że nigdy nie było,
nie ma i nie będzie lobbowania homoseksualnych księży, to wtedy właśnie
wspieramy to zjawisko. Lobby homoseksualne duchownych staje się wówczas
bezkarne i jest poważnym zagrożeniem”10.
MECHANIZM POWSTAWANIA HOMOŚRODOWISKA
Jak widać choćby z powyższych przykładów musiano temu lobby bardzo,
bardzo ustępować, skoro takie wydarzenia były (i nadal są) możliwe. Ale
normalna większość nie powinna dać się zastraszać zaburzonej
mniejszości. Dlatego też trzeba dobrze rozumieć mechanizm rozrostu
wpływów tego lobby.
Wszystko zaczyna się od tego, że klerykowi o tendencjach lub
ugruntowanej orientacji homoseksualnej o wiele trudniej jest stać się
przyzwoitym księdzem. Z jednej strony kapłaństwo może go pociągać, może
mu się wydawać idealnym biotopem, bo tutaj ciągle może być w tak
ulubionym przez niego środowisku wyłącznie męskim i nie musi się
tłumaczyć z nieobecności w jego życiu kobiet. Przeciwnie, jest to
przecież jeszcze postrzegane jako wielka ofiara dla Królestwa
Niebieskiego z najwyższej wartości małżeństwa (do którego on i tak nie
jest zdolny). Sytuacja wydaje się całkiem komfortowa. Dlatego, jeśli
nie stawia się im wymagań, procentowo w konkretnych zakonach i
diecezjach może być ich wielokrotnie więcej, niż przeciętnie w świecie,
czyli wielokrotnie więcej, niż 1,5 proc.11. Jak wielu – to zależy, jak
dominującą pozycję już zdobyli i jak bardzo pozostali duchowni są
zastraszeni, albo nie mają jeszcze świadomości powagi problemu.
Z drugiej strony homoseksualizm jest raną osobowości, która może
upośledzać wiele jej funkcji. Między innymi zaburza relacje zarówno do
mężczyzn, jak i kobiet oraz dzieci; wytwarza nawyk ciągłego udawania,
ukrywania czegoś istotnego ze swojego życia, nawyk pewnej gry, która
uniemożliwia szczere, dogłębne, uczciwe emocjonalnie relacje z kolegami
i wychowawcami. Utrudnia też właściwe rozumienie i szanowanie natury
kobiecości oraz małżeństwa jako misterium miłości kobiety i mężczyzny.
Poza tym, jeżeli homoseksualista ma wobec mężczyzn podobne pragnienia,
jak niezaburzony pod tym względem mężczyzna ma wobec kobiet, to będą
one w nim ciągle rozbudzane przez stałą, bliską obecność przedmiotów
jego pożądania. Jest w analogicznej sytuacji do tej, w jakiej znalazłby
się normalny mężczyzna, który przez kilka lat (albo też przez całe
życie) codziennie miałby przebywać pod jednym dachem, w tych samych
sypialniach i w tych samych łazienkach, z wieloma atrakcyjnymi
kobietami. Prawdopodobieństwo wytrwania w czystości w takiej sytuacji
gwałtownie by się zmniejszało. Tak jak każdego człowieka, trzeba starać
się w najwyższym stopniu szanować i rozumieć naszych braci
homoseksualistów. Oni nieraz bardzo się starają, próbują, i niektórym
spośród nich się to udaje, żyją przyzwoicie albo nawet święcie. Jednak
obiektywnie jest im o wiele, wiele trudniej i dlatego też o wiele,
wiele rzadziej im się udaje.
Jeżeli jednak nie uda im się opanować swoich skłonności, a powiedzie im
się natomiast przejście przez sita seminaryjnej kontroli, to prawdziwe
kłopoty zaczynają się dopiero w kapłaństwie lub życiu zakonnym. Tu już
nie pomaga im obecność i kontrola przełożonych, tutaj swoboda jest o
wiele większa. Jeżeli ulegają pokusie i wchodzą na drogę trwałego,
czynnego homoseksualizmu, to ich sytuacja staje się straszna. Z jednej
strony codziennie sprawują sakramenty, odprawiają Mszę świętą, mają do
czynienia z rzeczami najświętszymi, a z drugiej strony ciągle robią coś
dokładnie przeciwnego, coś szczególnie niegodziwego. Tak „uodparniają
się” na to, co wyższe, co święte, ich życie moralne ulega atrofii,
wpadają na równię pochyłą upadku. Jeśli jednak umiera w nich to, co
wyższe, tym więcej miejsca zajmuje w nich to, co niższe, a więc
pragnienia rzeczy materialnych, zmysłowych – pieniądze, władza,
kariera, luksus i seks. Trudno im pomóc, bo co miałoby ich uratować,
jeżeli zawiodły najwyższe środki formacji, wiary i łaski? Dobrze jednak
wiedzą, że grozi im demaskacja i kompromitacja, dlatego zabezpieczają
się, wspierając się wzajemnie. Tworzą nieformalne związki o naturze
sitwy albo nawet mafii, dążą do opanowania szczególnie tych miejsc,
gdzie są władza i pieniądze. Gdy osiągną jakieś stanowisko decyzyjne,
starają się promować i awansować przede wszystkim osoby o podobnej im
naturze, albo przynajmniej takich, o których wiadomo, że są zbyt słabi,
by im się kiedykolwiek sprzeciwić. Tak przywódcami Kościoła mogą stawać
się ludzie głęboko zranieni wewnętrznie, ludzie bardzo dalecy od
należnego danemu stanowisku poziomu duchowego, ludzie zakłamani i
szczególnie podatni na szantaże wrogów chrześcijaństwa. Ludzie, którzy
nie „mówią z serca”, nie odsłaniają go, bo wiedzą, jak bardzo musieliby
się wstydzić. Zamiast tego powtarzają wyuczone kwestie, kopiują teksty
innych. Nieraz roztacza się wokół nich jakaś wyczuwalna atmosfera
zakłamania i martwoty. Faryzeizm w czystej postaci12. Nawet jeżeli są
tylko pasywnymi homoseksualistami, z reguły starają się bronić i
promować nawet tych aktywnych, są z nimi bardzo solidarni, razem z nimi
gotowi są „iść w zaparte”. W ten sposób swój dobrostan stawiają ponad
dobro wspólnoty w myśl zasady: „A niech tam Kościół zostanie
najbardziej nawet skompromitowany, najbardziej ośmieszony, byle mnie i
Ťmoimť było dobrze do końca życia, byle dla nas wystarczyło”. „Omerta”
w czystej postaci. W ten sposób mogą jednak osiągnąć dominację w wielu
rejonach hierarchii kościelnej, stać się „grupami trzymającymi władzę”,
które faktycznie mają przemożny wpływ na ważne nominacje i całe życie
Kościoła. Nieraz okazują się zbyt silni nawet dla uczciwych, gorliwych
biskupów13.
Wtedy robi się strasznie dla pozostałych kapłanów. Wtedy na przykład do
seminarium mogą zacząć przychodzić klerycy, którzy są już młodszymi
partnerami takich homoksięży. Kiedy rektor lub inny przełożony usiłują
ich usunąć, bywa, że w rezultacie to oni sami zostają usunięci, a nie
homoklerycy. Innym razem, kiedy wikary próbuje bronić młodzież przed
molestującym ją proboszczem, dyscyplinowany, szykanowany i przenoszony
jest on, a nie proboszcz. Za odważne wypełnienie swojego podstawowego
obowiązku przeżywa gehennę. Zdarza się, że w zorganizowanej akcji
szantażuje się go, poniża i oczernia w środowisku parafialnym oraz
kapłańskim. Kiedy z kolei ksiądz lub zakonnik sam jest molestowany
przez kolegę albo przełożonego i idzie do wyższego przełożonego z
prośbą o pomoc i obronę, nieraz trafia na jeszcze większego
homoseksualistę.
Na tej drodze członkowie homositwy mogą osiągnąć takie stanowiska i
takie wpływy, że nabierają poczucia nadzwyczajnej mocy i zupełnej
bezkarności14. Ich życie staje się nieraz podobną diabelską karykaturą
kapłaństwa, jak homozwiązki są karykaturą małżeństwa. Jak wiadomo
choćby z opisów medialnych, zaczynają się zachowywać jak narkomani
homoseksu, stają się coraz bardziej wyuzdani, posuwają się do
stosowania przemocy. Zaczynają molestować i przymuszać do seksu nawet
nieletnich. Wtedy dochodzi do rzeczy najgorszych, nawet do zabójstw i
samobójstw.
O istnieniu problemu biskupa Paetza dowiedziałem się przypadkowo od
kleryka, który z przerażeniem i drżeniem opowiadał mi o tym, jak
molestował go jego własny ordynariusz. Ten chłopak był zagrożony utratą
wiary, a także utratą zdrowia psychicznego i duchowego. Nie było tak
łatwo go przekonać, że jeden taki człowiek to nie jest jeszcze cały
Kościół, że właśnie także dlatego warto i trzeba być księdzem, aby nie
pozostawić czegoś tak cudownego w rękach tylko takich ludzi. Wiele
podobnych historii można było usłyszeć od księży z Łomży i Poznania
(gdzie kolejno był on ordynariuszem) spotykanych na ogólnopolskich i
międzynarodowych sympozjach naukowych. Jednak nasze interwencje na
różnych szczeblach hierarchii kościelnej zupełnie nic nie dawały,
spotykały się z jakimś murem nie do przebicia, i to w tak oczywistej
sprawie. W przypadku wikarego lub katechety wystarczyłaby mała cząstka
informacji tego rodzaju, by wywołać jakąś reakcję. W tym przypadku
potrzeba było dopiero huku medialnego i bezpośredniego dotarcia do
samego papieża.
Do tej sytuacji znowu świetnie pasują słowa ks. Józefa Augustyna:
„Kościół nie generuje homoseksualizmu, ale jest ofiarą nieuczciwych
ludzi o skłonnościach homoseksualnych, którzy wykorzystują struktury
kościelne do realizowania własnych najniższych instynktów. Praktykujący
księża homoseksualiści to mistrzowie kamuflażu. Demaskuje ich niekiedy
przypadek. (...) Prawdziwym zagrożeniem dla Kościoła są (...) cyniczni
księża homoseksualni, którzy wykorzystują swoje funkcje dla siebie, a
robią to niekiedy w sposób nadzwyczaj przebiegły. Takie sytuacje to
wielkie cierpienie dla Kościoła, dla wspólnoty kapłańskiej, dla
przełożonych. Problem jest nadzwyczaj trudny15”.
WALKA BENEDYKTA XVI
Benedykt XVI dobrze poznał ten typ duchownych poprzez długie lata pracy
w Watykanie. Wiele razy podkreślał, jakim szokiem było dla niego
poznanie rozmiarów plagi przestępstw popełnianych przez
homoseksualistów w Kościele, wielkości tego podziemia oraz ogromu szkód
wyrządzonych młodzieży i całemu Kościołowi. Wspomina: „Tak, to jest
wielki kryzys, trzeba to przyznać. Był on dla nas wszystkich wstrząsem.
Nagle tak wiele brudu. To było rzeczywiście prawie jak krater wulkanu,
z którego nagle wydobywają się ogromne chmury pyłu, wszystko
zaciemniającego i zabrudzającego. Kapłaństwo stało się miejscem hańby,
a każdy ksiądz stał się podejrzany”16. To przede wszystkim o takich
duchownych jeszcze jako kardynał mówił podczas słynnej Drogi Krzyżowej
w Colosseum w 2005 roku, tuż przed śmiercią Jana Pawła II i objęciem
przez niego samego Stolicy Piotrowej: „Ile Chrystus musi wycierpieć w
swoim Kościele? (...) Jak często wchodzi On w puste i niegodziwe serca!
Ileż razy czcimy samych siebie, nie biorąc Go nawet pod uwagę! Ileż
razy Jego słowo jest wypaczane i nadużywane! Jak mało wiary jest w
licznych teoriach, ileż pustych słów! Ile brudu jest w Kościele, i to
właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć
całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia! Nie pozostaje nam
nic innego, jak z głębi duszy wołać do Niego Kyrie, eleison – Panie,
ratuj! (por. Mt 8,25)”. Papież stwierdzał także: „Największe
prześladowanie Kościoła nie pochodzi od zewnętrznych wrogów, ale
wyrasta z grzechów w samym Kościele”17. Wiedział, jakie zadanie go
czeka, stąd obejmując swój urząd 24 kwietnia 2005, powiedział: „Módlcie
się za mnie, abym nie uciekał strachliwie przed wilkami”18.
Dlatego już jako papież zaczął zdecydowanie i szybko działać.
Oczyszczenie Kościoła z homoseksualnych nadużyć oraz niedopuszczenie do
nich w przyszłości uczynił jednym z priorytetów swojego pontyfikatu.
Energicznie zaczął usuwać z urzędów skompromitowanych duchownych. Już w
pierwszych miesiącach po wyborze, jeszcze w 2005 roku, nakazał wydać
instrukcję surowo zakazującą święcenia niewyleczonych homoseksualistów.
Instrukcję tę poprzedził list rozesłany przez Stolicę Apostolską do
biskupów na całym świecie nakazujący natychmiastowe odsunięcie z
wszelkich funkcji wychowawczych w seminariach kapłanów o skłonnościach
homoseksualnych19. Natomiast pismo Kongregacji ds. Wychowania
Katolickiego z 2008 w ogóle zakazało przyjmowania ich do seminariów.
Wyraźnie jest tam napisane, że mogą oni tam przyjść dopiero po trwałym
wyleczeniu20. Zasady te potwierdza w roku 2010 Nota Wikariatu Rzymu dla
Następcy Świętego Piotra – wzorcowa dla całego Kościoła21. Wzorem
postępowania w takich przypadkach jest również list pasterski papieża
do katolików w Irlandii także z roku 2010 Ciężkie grzechy wobec
bezbronnych dzieci22. Podobnie jak obecny prezydent Niemiec pastor
Joachim Gauck przeprowadził udaną, wzorcową lustrację w byłym NRD, tak
jego rodak na Watykanie przeprowadza solidnie, uczciwie,
chrześcijańskie oczyszczenie Kościoła23. Papież stara się też nie
dopuścić do powtórzenia w przyszłości tego rodzaju katastrofy poprzez
zdecydowany zakaz wyświęcania osób o homoskłonnościach, poprzez
usunięcie możliwości odnawiania się tego środowiska.
Trzeba to podkreślać, bo w Kościele polskim problem relacji
homoseksualizm – kapłaństwo nie został dostatecznie zauważony. Wydaje
się, że przełom wprowadzony w tej materii przez Benedykta XVI i Stolicę
Apostolską jest nad Wisłą jeszcze zbyt mało znany. Jego rezultaty można
streścić następująco:
Zamiast podziału na homoseksualizm czynny i bierny Ojciec Święty w
oficjalnych dokumentach wprowadza podział na skłonności homoseksualne
przejściowe, zdarzające się w okresie dojrzewania, oraz skłonności
homoseksualne głęboko zakorzenione. Obie te formy są przeszkodą
wykluczającą ze święceń kapłańskich, a nie tylko (zwykle przejściowa)
wolność od homoseksualizmu czynnego.
Homoseksualizm jest nie do pogodzenia z powołaniem kapłańskim. W
konsekwencji nie tylko jest surowo zabronione wyświęcanie mężczyzn o
jakichkolwiek skłonnościach homoseksualnych (także przejściowych), ale
również samo przyjmowanie ich do seminariów.
Przejściowe skłonności homoseksualne muszą zostać wyleczone jeszcze
przed samym przyjęciem na pierwszy rok studiów albo do nowicjatu.
Seminaria i klasztory, plebanie i kurie biskupie mają być zupełnie wolne od jakichkolwiek form homoseksualizmu.
Mężczyźni o skłonnościach homoseksualnych już wyświęceni na diakonów,
księży czy biskupów zachowują ważność święceń, ale są wezwani do
zachowania wszystkich przykazań Bożych oraz przepisów kościelnych. Tak
samo, jak inni księża, mają żyć w czystości i zaprzestać wszelkiej
działalności wymierzonej w dobro człowieka i Kościoła, w tym
szczególnie wszelkiego buntu wobec Ojca Świętego i Stolicy Apostolskiej
oraz wszelkiej działalności o charakterze mafijnym.
Duchownych obciążonych takimi zaburzeniami usilnie zachęca się do jak najszybszego podjęcia stosownej terapii24.
W książce Benedykta XVI z 2010 roku Światło świata jako dopowiedzenia
znajdujemy bardzo ważny fragment o homoseksualizmie i kapłaństwie. Te
słowa Ojca Świętego są jakby komentarzem do wcześniejszych dokumentów
Stolicy Apostolskiej. Słowa płyną tu „prosto z głębi serca” i są
całkiem jednoznaczne: „Homoseksualizm jest nie do pogodzenia z
powołaniem kapłańskim. Wtedy bowiem także celibat traci sens jako
wyrzeczenie. Byłoby wielkim niebezpieczeństwem, gdyby celibat stawał
się powodem wchodzenia w stan kapłański ludzi, którzy i tak nie chcą
się ożenić, gdyż w końcu ich stosunek do mężczyzny i kobiety jest
zniekształcony, zakłócony, a w każdym razie nie odnajdują się w tym
kierunku stworzenia, o którym wcześniej mówiliśmy.
Kongregacja do spraw Wychowania Katolickiego przed kilkoma laty wydała
postanowienie, że homoseksualni kandydaci nie mogą zostać księżmi, bo
ich orientacja płciowa dystansuje ich od prawdziwego ojcostwa, czyli
także od istoty bycia kapłanem. Dobór kandydatów na księży musi być
dlatego bardzo staranny. Musi panować tu najwyższa uwaga, aby nie
doszło do pomyłki i w końcu bezżennność kapłanów nie była utożsamiana z
tendencjami do homoseksualizmu”25.
Jak ważne jest to dla papieża i Stolicy Apostolskiej, uwydatnia fakt,
że mimo wielkiego braku księży i nowych powołań w Europie Zachodniej
oraz w Ameryce, Kościół nie chce przyjmować takich kandydatów do
seminarium, ponieważ ciężkie wykroczenia duchownych-homoseksualistów
przyniosły już zbyt wiele zła, zbyt wiele nieszczęść, zbyt wiele
kosztowały.
KOŚCIELNA HOMOHEREZJA
Nie wszyscy jednak chcą przyjąć powyższe zasady. Nauczanie papieża
napotyka na opór. Kościelna społeczność homoseksualna broni się i
atakuje. Potrzebuje też narzędzia intelektualnego, usprawiedliwienia i
dlatego homoideologia przybiera w ich umysłach, ustach i pismach postać
homoherezji. Najbardziej otwartej rewolcie przeciw papieżowi i
Kościołowi przewodzą niektórzy jezuici ze Stanów Zjednoczonych, którzy
jawnie się im sprzeciwiają i ogłaszają, że wbrew powyższym
postanowieniom nadal będą przyjmować kleryków o skłonnościach
homoseksualnych, a nawet specjalnie zapraszają ich do siebie26. Mają w
tym długą tradycję, bo od lat są bastionem homoideologii i homoherezji.
Uznają za swoje wiele poglądów heretyckiego teologa moralnego
eksksiędza Charlesa Currana. Są także pod przemożnym wpływem swojego
byłego konfratra ks. Johna McNeilla SJ, który założył prohomoseksualny
ruch Dignity i opublikował książkę Kościół i homoseksualista, w której
wprost odrzuca naukę Kościoła i przyjmuje za swoją homoideologię.
Książka ta uzyskała imprimatur jego prowincjała z Nowego Jorku i mimo
zakazów Watykanu była wielokrotnie wznawiana. Dzięki temu stała się
czymś w rodzaju homoseksualnej biblii wielu jezuitów amerykańskich.
McNeill znaczy dla nich chyba więcej, niż Jezus czy św. Paweł, a już na
pewno więcej niż papież27. Pisma „Theological Studies” oraz „America”,
wydawane przez nich, nadal podtrzymują i rozpowszechniają idee
prohomoseksualne. W związku z tym szacuje się, że osiągnęli już
najwyższy w świecie stopień nasycenia homoseksualistami, grubo
przekraczający 30 proc. Gejom jest u nich coraz lepiej, ale coraz
gorzej wielu innym kapłanom, którzy bardzo źle czują się w tej
specyficznej atmosferze28. Można powiedzieć, że swój tradycyjny,
czwarty ślub posłuszeństwa papieżowi jezuici ci zamienili na czwarty
ślub arcynieposłuszeństwa. Nie powinno nas to specjalnie dziwić ani
szokować, gdyż także duchowni poddawani są wszystkim wpływom swej
epoki, również tym najgorszym. Jeżeli są zbyt słabi intelektualnie lub
moralnie, to nie tylko im podlegają, ale i ulegają. To jedno z
zasadniczych źródeł powstawania herezji w Kościele, których wiele już
było i które wielokrotnie musiał on demaskować i przezwyciężać. W dobie
panowania ideologii faszystowskich i marksizmu także w Kościele
mieliśmy księży faszystów i księży marksistów. Obecnie, gdy lewacy
promują z kolei homoideologię, to także w Kościele mamy oczywiście
księży homoideologów, a czasem wręcz homoheretyków.
W Polsce ich najbardziej znanym przedstawicielem jest ks. Jacek Prusak
SJ, przeszkolony właśnie przez jezuitów amerykańskich. Już od ośmiu lat
występuje jakby w roli rzecznika prasowego kościelnego homolobby i
bezpardonowo walczy o jego interesy. Słownictwo i argumenty ks. J.
Prusaka są nieraz jakby żywcem przejęte z podręczników homoideologii,
skopiowane ze stron gejowskich. Jego teksty mają wiele braków
treściowych i logicznych, ale ich główny cel jest zawsze ten sam: jak
największa apologia homoseksualizmu w ogóle, a kapłaństwa
homoseksualnego w szczególności – niezależnie ile manipulacji byłoby do
tego potrzebnych29. Gdy jakiś ksiądz lub świecki publicznie mówi o
nauce Kościoła na temat homoseksualizmu, gdy jej broni i wyjaśnia, gdy
wzywa do zachowywania tej nauki, powinien spodziewać się
natychmiastowego, brutalnego ataku księdza Prusaka – i to nieraz na
łamach pism szczególnie antychrześcijańskich. W tych wielkich
zmaganiach Kościoła z homoideologią jednoznacznie staje on po stronie
przeciwnika i wiedzie w tym prym. Wcześniej wspierał go w tym o.
Tadeusz Bartoś OP, choć on był zdecydowanie mniej agresywny. Jednak od
kiedy o. Bartoś w 2007 roku porzucił kapłaństwo i zakon, ks. Prusak
pozostał sam w tej roli30. Jest dyżurnym komentatorem mediów
szczególnie w tym względzie wrogich Kościołowi. W 2005 roku, zaraz po
ukazaniu się instrukcji zakazującej święcenia homoseksualistów, ks. J.
Prusak poddał ją druzgocącej krytyce na łamach gazety, której redakcja
słynie z fanatycznego propagowania homoideologii31. Podobnie w swoim
artykule Lawendowa historia Kościoła, właśnie dokładnie wbrew
przytoczonym wypowiedziom Magisterium, twierdził, że orientacja
homoseksualna nie wyklucza kandydata do kapłaństwa. Kwestionuje
istnienie homolobby w Kościele, podczas gdy on sam i jego działalność
są szczególnie przekonującymi dowodami, że jest dokładnie odwrotnie32.
W ten sposób kontynuuje tradycję księży, którzy głosili poglądy
sprzeczne z nauczaniem Kościoła i za to właśnie byli promowani w
lewackich, antychrześcijańskich mediach, np. ks. Michał Czajkowski,
eksjezuita Stanisław Obirek i eksdominikanin Tadeusz Bartoś. Łatwo się
o tym samemu przekonać, porównując jego wypowiedzi na ten temat z
powyżej cytowanymi wypowiedziami papieża oraz wymienionymi dokumentami
Kościoła. Nie można jednak zgodzić się na to, aby ksiądz homoideolog
ciągle atakował nauczanie Kościoła oraz księży i świeckich broniących
tego nauczana, żeby homoideologiczna mniejszość dominowała nad normalną
większością. Sposób, w jaki ksiądz J. Prusak sprzeciwia się Ojcu
Świętemu, jest niedopuszczalny i gorszący.
Tu chodzi o samo istnienie Kościoła. Z ideologią i manipulacją trzeba
walczyć w zarodku, bo jeśli pojawi się więcej takich duchownych jak ks.
Prusak, może być za późno. Może dojść do autodestrukcji Kościoła – jak
stało się to już w wielu miejscach na Zachodzie. Kościół, który
zaprzecza samemu sobie, który odrzuca swoje własne nauczanie, staje się
nikomu niepotrzebny, umiera – jak Kościół w Holandii. Coś sprzecznego
samo w sobie nie może przecież istnieć. W tym kontekście trzeba
powiedzieć przykrą rzecz o prowincji zakonnej ks. Prusaka – jezuitach
południowej Polski. Mówię to z bólem, bo ten zakon znam szczególnie
dobrze i mam tam wielu przyjaciół. Jednak dłużej nie można już milczeć,
gdyż ks. Prusak działa w opisany wyżej sposób od ośmiu lat i tym samym
rzuca głęboki cień także na własne zgromadzenie. Przecież w tym czasie
do jego władz zakonnych było kierowanych wiele zastrzeżeń i protestów,
krytykowało go wielu biskupów na czele z przewodniczącym Konferencji
Episkopatu Polski arcybiskupem Józefem Michalikiem33. Mimo tego ks.
Prusak dalej mówi to samo, zachowuje się, jak gdyby nic się nie stało,
nadal otwarcie zwalcza nauczanie Kościoła na wielu polach. To wszystko
dzieje się mimo krytyki, która go spotyka także ze strony wielu
najlepszych, najbardziej wykształconych i zasłużonych jezuitów. Czy
zatem zakonne homolobby jest jeszcze silniejsze, ma jeszcze większe
wpływy? Czy nie zachodzi zatem poważna obawa, że tak jak jezuici
amerykańscy w skali całego świata stali się najbardziej jawnym
ośrodkiem buntu przeciw Stolicy Apostolskiej, centrum rewolty
homoseksualnej w Kościele, tak w Polsce takim ośrodkiem buntu staje się
dominująca część jezuitów z prowincji małopolskiej? To prowadzi do
pytania, czy można ufać w tej sytuacji, że w formacji seminaryjnej i
zakonnej są tam zachowywane powyższe zasady podane w dokumentach
Stolicy Apostolskiej z 2005 i 2008 roku? Czy nie trzeba przestrzegać
przed wstępowaniem do tego nowicjatu i doradzać wybieranie innego?
Konieczność postawienia takich pytań boli tym bardziej, gdy pamięta
się, ile wspaniałych, świętych jezuitów uformował ten nowicjat.
Zła teologia jest śmiertelnie niebezpieczna. Niekompetentny teolog może
redukować wiarę, teologię i filozofię do psychologii, może zainfekować
organizm Kościoła wirusami chorych idei przeciwnika, może zarazić
siebie i innych cudzymi chorobami. Tak było np. w przypadku
niemieckiego eksksiędza Eugena Drewermanna, który zaczął swoją pracę
jako profesor dogmatyki w Paderborn, a poprzez redukcję teologii do
psychologii skończył na New Age i buddyzmie. Dla niego też Zygmunt
Freud i Karol Jung stali się ważniejsi, niż Jezus i św. Paweł. Na
skutki nie trzeba było długo czekać34. Jeśli takie teorie się
rozprzestrzenią, ich konsekwencje mogą być destrukcyjne dla całego
Kościoła – jak w Holandii. Tam właśnie między innymi taka chora
teologia Edwarda Schillebeecksa przyczyniła się do rozkładu i niemal
zagłady niezwykle żywotnego wcześniej Kościoła. Sprawiła, że w ciągu
kilkunastu lat prawie przestał on istnieć. Była jak mina podłożona pod
budowlę. Przed taką „holenderską teologią” trzeba się zdecydowanie
bronić. Tu chodzi o samo być albo nie być Kościoła. Jeżeli
homolobbystom pozwoli się swobodnie działać, to w kilkanaście lat mogą
zniszczyć całe klasztory i diecezje – jak w USA, gdzie powołanie
księdza coraz częściej bywa nazywane gayprofession (zwłaszcza w
odniesieniu do tamtejszych jezuitów), albo jak w Irlandii, gdzie do
opustoszałych seminariów mężczyźni boją się pójść z obawy, że będą
zaraz posądzeni o jakieś zaburzenia.
Sytuacja jest trochę podobna do tej, jaka miała miejsce na początku
Reformacji, kiedy od Kościoła odpadały niemal całe kraje i narody, a
jedną z zasadniczych przyczyn tego stanu rzeczy były niesłychany upadek
moralny i rozwiązłość, w jakiej żyli niektórzy duchowni, w tym sam
papież Aleksander VI. Tak jak Sobór Trydencki starał się uratować
Kościół przede wszystkim poprzez jego nawrócenie i podniesienie
dyscypliny, tak Benedykt XVI stara się ratować go między innymi poprzez
maksymalne ograniczenie liczebności oraz wpływów kościelnego homolobby.
W tym też widać jego geniusz profetyczny i naukowy, to też uwydatnia
jego rangę jako jednego z największych teologów naszych czasów,
zdolnego zarazem do duchowej walki. Jest to dobrze widoczne zwłaszcza w
dłuższej perspektywie czasu, kiedy przypomni się, jak bardzo myliło się
wielu innych teologów, na różne sposoby flirtujących z modnymi
ideologiami albo nawet ulegających im. Teolog i biskup Ratzinger był
tutaj zawsze zasadniczy i znakomicie, celnie rozstrzygający. Nie ulegał
takim złudzeniom, nie popadł ani w „teologię gazetową”, ani w „teologię
postmodernistyczną”, w których panuje wielka nieodpowiedzialność, w
których łatwo jest głosić nawet coś głęboko sprzecznego z
chrześcijaństwem. Teraz niczego nie musi się wstydzić.
Jednak to właśnie za tę trafność rozstrzygnięć jest tak bardzo
odrzucany, a nawet znienawidzony przez niektórych w Kościele, zwłaszcza
przez członkówhomolobby, które należy do jądra wewnętrznej opozycji
przeciw papieżowi. Wielkość Benedykta XVI widać jednak również w
sposobie, w jaki to znosi, w jego spokoju, zaufaniu i cierpliwości,
kiedy pokornie milczy nawet wobec najbardziej prymitywnych ataków – i
to od „swoich”. On się nie broni, jemu chodzi przede wszystkim o
Chrystusa i o człowieka. To wielki naukowiec i wierny świadek
Objawienia. On rzeczywiście jest nie tylko najwybitniejszym
intelektualistą, ale równocześnie „dobrym pasterzem, który widząc
nadchodzące wilki, nie opuszcza owiec i nie ucieka, ale swoje życie
oddaje za owce” (por. J 10,12.15). Jednak on sam wszystkiego nie zrobi.
Potrzebuje każdej i każdego z nas. Potrzebuje wsparcia i zdrowego
przepowiadania w każdym Kościele lokalnym. To jest sprawa wierności
sumieniu: obrona prawdy zbawienia, niezależnie od tego, ile by to miało
nas kosztować. W tym kontekście wydaje się tak potężna i jest tak
agresywnie promowana, jak kiedyś marksizm czy faszyzm. Jej zwycięstwo
wielu wydaje się nieuniknione (jak to było z tamtymi ideologiami). W
tej sytuacji przede wszystkim Kościół tak jasno broni elementarnej
prawdy, broni rozumności. Kiedy szaleją demony ideologii, wtedy wiara,
paradoksalnie, musi stać się szczególną strażniczką i obrończynią
rozumu. Kościół przeżył już nie takie trudności, już nie takie herezje.
Absurd w końcu musi się załamać, wyczerpać, pożreć samego siebie. Nie
można bez końca żyć w sprzeczności. Nie można ciągle żyć przeciw
rozumowi, przeciw naturze, przeciw przykazaniom, podobnie jak nie można
bez końca stać na głowie. W końcu musi się albo nawrócić, albo upaść.
Wielkość Kościoła katolickiego przejawia się między innymi w tym, że
potrafi przyznać się do błędu, do winy swoich członków, przeprosić za
nie, że potrafi podjąć proces nawrócenia i oczyszczenia. Inne
środowiska są do tego zdolne w o wiele mniejszym zakresie, chociaż u
nich jest o wiele gorzej. Media, które nieraz można by określić jako
CNC – Centra Nienawiści Chrześcijaństwa, przedstawiają sytuację tak,
jakby to był główny albo jedyny problem Kościoła katolickiego, jakby
efebofile to byli tylko księża i każdy ksiądz powinien być podejrzewany
o to samo. Dokładnie w ten sam sposób o duchownych katolickich mówiła
propaganda Goebbelsa w czasach Hitlera, to stare metody uogólniania
pojedynczych przypadków. Tymczasem sami uczciwi dziennikarze
stwierdzają: „widzimy, że Kościół katolicki jest jedyną instytucją,
która coś robi z pedofilią. Z pedofilią, która jest powszechnym
problemem we wszystkich środowiskach i instytucjach wychowawczych”35.
Można by zatem zapytać, kiedy dziennikarze zajmą się badaniem skali
tego problemu we własnym środowisku, także wśród właścicieli ich
własnych gazet, pośród tych, którzy nadają ton medialnym manipulacjom i
nagonkom? Może być trudno – jak na przykład w Belgii i na Litwie, gdzie
widać uwikłanie w pedofilię także ludzi stojących najwyżej w
hierarchiach różnych władz. Ale gdzie odwaga i zapał tych dziennikarzy,
którzy tak ochoczo atakują Kościół? Rzetelne badania pokazują, że
problem ten właśnie w najmniejszym stopniu dotyczy Kościoła
katolickiego. Dlaczego więc mówi się tylko o nim? Według badań na
tysiąc przypadków pedo- albo efebofilii tylko jeden dotyczy sfery
Kościoła katolickiego, w USA na dziesięć tysięcy osób w to uwikłanych
przypada jedynie trzech do pięciu księży katolickich. Statystycznie o
wiele bardziej obciążeni są tutaj np. żonaci duchowni protestanccy i
nauczyciele – zwłaszcza sportu36.
Zatem nie celibat, jak sugerują niektórzy, jest tutaj winny. Zwraca na
to uwagę między innymi sekretarz Stanu ksiądz kardynał Tarcisio Bertone
(niejako osoba numer dwa w Watykanie), gdy mówi, iż „wielu psychologów
i psychiatrów udowodniło, że nie ma związku między celibatem i
pedofilią, natomiast wielu innych wykazało, że istnieje związek
pomiędzy homoseksualizmem i pedofilią”. Wskazuje też na fakt, że „80
proc. pedofilów skazanych w USA to homoseksualiści. Wśród skazanych za
pedofilię księży stanowią oni 90 proc.”. Dane te świadczą o tym, „że
Kościół miał problem raczej z homoseksualistami niż z pedofilami”.
Sekunduje mu w tym Itrovigne Massimo, włoski socjolog, który
przypomina, „że nie istnieje związek między celibatem a pedofilią, bo
wśród żonatych duchownych pedofilów jest więcej niż wśród księży
katolickich (...). W USA o wykorzystywanie seksualne nieletnich
oskarżono prawie tysiąc księży, a skazano niewiele ponad
pięćdziesięciu. Skazanych za to samo przestępstwo nauczycieli
wychowania fizycznego i trenerów, w większości żonatych, było natomiast
aż sześć tysięcy”37.
Jakiż to może być temat dla mediów! Dlaczego one o tym prawie nic nie
mówią? Bo widocznie o wiele bardziej, niż o dobro dzieci i młodzieży,
chodzi im o niszczenie Kościoła. Jeśliby ich zamiary były szczere,
uderzyliby przede wszystkim w tych, którzy takich przestępstw
popełniają najwięcej, wielokrotnie więcej. Tam jednak o wiele bardziej
brakuje „sprawiedliwych”, którzy chcieliby coś z tym robić, coś
zaryzykować. Przypadki „u swoich” tuszuje się i usprawiedliwia jeszcze
o wiele bardziej, niż miało to miejsce w Kościele (np. zachowanie
Romana Polańskiego w Hollywood w 1978, które podobno w tym środowisku
wtedy było standardem). Zdają się mówić: „jeśli to robią Ťswoiť, to nie
kiwniemy palcem, niech tam dzieci będą dręczone. To nas nie obchodzi,
byle nam się dobrze wiodło”. Oto obłuda i cynizm „odważnych”
dziennikarzy i ich zleceniodawców.
NASZE ZMAGANIA
Ważne jest, by rozumieć przyczyny długiego nieradzenia sobie Kościoła z
problemem homolobby. Chodzi tu bowiem nie tylko o wpływy samego
homolobby, czyli o to, że skargi na jednego homoseksualistę w sutannie
lądowały na biurku drugiego, potem w koszu albo, jeszcze gorzej, w
rękach samego oskarżanego – aby mógł dowoli mścić się na swoich
ofiarach. To była nie tylko zła, grupowa solidarność na zasadzie
„brońmy naszego” – bo to „nasz”, choćby nie wiem jak winny38. Inną
przyczyną była nieświadomość, nieznajomość wagi problemu. Dla
normalnego księdza było czymś niewyobrażalnym, że zło aż tak wielkie
może dokonywać się tuż za jego plecami. Ponadto, przyzwoici, gorliwi
duchowni są zwykle tak obciążeni pracą, tak przeciążeni, że często nie
mają siły zajmować się jeszcze tym problemem. Któż zresztą chciałby bez
konieczności zajmować się aż takimi brudami. Dlatego często, dopóki nie
wybuchnie naprawdę wielki skandal, postępuje się według zasady:
„skrzypi, skrzypi, ale jedzie”. W końcu mamy tu nieraz do czynienia z
działalnością kryminalną, a Kościół nie jest policją, nie ma narzędzi
do radzenia sobie z przestępczością zorganizowaną. Jeśli ksiądz
spowodował wypadek samochodowy albo dopuścił się przestępstw
gospodarczych, to musi się tym najpierw zająć policja czy prokuratura,
a nie biskup czy prowincjał. A akty pedofilii i efebofilii należą do
najcięższych wykroczeń na ciałach, psychice oraz duszy dzieci i
młodzieńców. Jakże ciężko muszą zaburzeni być duchowni, którzy seryjnie
czynią coś takiego dla chwili przyjemności! Rujnują życie bliźnich. To
przecież właśnie przede wszystkim o pedofilach i efebofilach Jezus
powiedział: „biada im”. Stwierdził, że dla człowieka, który „stałby się
powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu
byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza”
(por. Mt 18, 6-11 oraz Łk 17,1-2). Taki gwałt dla normalnego chłopaka
jest czymś najbardziej obrzydliwym, jest strasznym zranieniem, jest
jakby zabijaniem jego duszy. Nieraz przez całe życie ofiara efebofila
nie może się z tego podnieść, traci zaufanie do innych, szacunek dla
samego siebie i dla norm moralnych. Jeśli brutalnego zła dokonuje w
dodatku duchowny, to sprawa jest o wiele bardziej bolesna, bo krzywdę
wyrządza ten, który głosił wspaniałe idee, któremu dany chłopak zaufał,
od którego miał prawo spodziewać się tego, co dobre i szlachetne.
Skrzywdzeni chłopcy mówią potem: „moja noga nigdy nie stanie w
kościele”, „wszyscy księża to skończeni łajdacy”. Nieraz zupełnie tracą
wiarę, albo przechodzą do jakichś sekt i rzeczywiście czasem już nigdy
nie wracają do Kościoła. A należeli przecież zwykle do młodzieży
stojącej najbliżej księdza, szczególnie zaangażowanej religijnie,
pochodzili na ogół z wierzących rodzin, byli ministrantami, lektorami,
jeździli na obozy, rekolekcje, pielgrzymki, byli skarbem i przyszłością
Kościoła. Tak rzetelna praca całej rzeszy przyzwoitych rodziców, sióstr
zakonnych, katechetów, księży, biskupów, jest niszczona przez
przestępstwa garstki ludzi niegodziwych. W tej sytuacji pokrzywdzonym
szczególnie może pomóc bronienie ich właśnie przez innego księdza. To
najbardziej może prowadzić do przywracania zaufania do Kościoła, gdy
inny kapłan obroni ich przed zboczonym kolegą i sam pójdzie z nimi na
policję. Na tym polega wierność człowiekowi i Chrystusowi. To jest
konieczne, bo akt pedofilii czy efebofilii jest zwykle tylko kolejnym z
całej serii, którą koniecznie trzeba natychmiast przerwać.
W tej sprawie nie wolno się wahać, niezależnie od tego, ile byśmy przy
tym ryzykowali, komu byśmy się narażali, co moglibyśmy stracić. Tak jak
ojciec ma obowiązek nawet zginąć w obronie własnego dziecka, tak ksiądz
ma obowiązek nawet zginąć w obronie każdego z tych małych, którzy są
dziećmi Bożymi. W Polsce sytuacja jest o tyle groźniejsza, że starsi
wiekiem geje i efebofile w sutannach mogą mieć powiązania z byłymi
pracownikami Służby Bezpieczeństwa oraz innych służb specjalnych.
Spośród nich rekrutowało się szczególnie wielu Tajnych Współpracowników
tych służb, ponieważ można było ich w łatwy sposób szantażować. Nieraz
szantażuje się ich do dzisiaj. Jeśli ich niegodziwości ujrzą światło
dzienne, wtedy oficerowie wspomnianych służb nie będą mieli już czym
ich terroryzować, a przez to źródło regularnego dochodu wyschnie.
Dlatego ksiądz, który w obronie młodzieży sprzeciwi się wpływowemu
pedofilowi czy efebofilowi, może przechodzić prawdziwą gehennę. Może
okazać się, że nagle ma przeciw sobie nie tylko kościelną homomafię z
całej okolicy, ale także stare struktury służb specjalnych. A oni mają
wprawę w maltretowaniu i mordowaniu duchownych, jak było to przecież
jeszcze niedawno nie tylko z bł. ks. Jerzym Popiełuszką, ale także z
ks. Zychem, Niedzielakiem, Suchowolcem i innymi.
Z powyższych względów w obliczu homomafii w Kościele trzeba zachowywać
się bardzo profesjonalnie – jak prokurator albo oficer na polu bitwy.
Należy zdawać sobie sprawę z tego, że druga strona nieraz jest już tak
zdegenerowana wewnętrznie przez całe dziesięciolecia życia w grzechu i
obłudzie, iż może stoczyła się na poziom zwykłych kryminalistów, iż w
obronie swoich interesów, swojej pozycji, jest gotowa na rzeczy
najgorsze – w słowie i czynie. Trzeba być na to przygotowanym, nawet
nie dziwić się, jeśli będzie się nam ubliżać wszelkimi możliwymi
przekleństwami tego świata, jeśli oskarży się nas o najgorsze rzeczy,
bo przecież „z obfitości serca usta mówią” (Mt 12,34). Jeśli ktoś od
dziesiątek lat popełnia wielkie niegodziwości, jest gotów na co
najmniej równie niegodziwe czyny, żeby ukryć zło i uniknąć
odpowiedzialności. Od pobicia czy zabicia kogoś dużo łatwiejsze jest
kłamstwo, że nic takiego się nie uczyniło.
Warto starać się tutaj o maksymalnie dużą grupę ludzi dobrej woli,
która będzie nas chronić i wspierać nasze działania39. Powinni tu
należeć duchowni możliwie wysokiej rangi, eksperci różnych dziedzin,
specjaliści od archiwów, prawnicy, policjanci, dziennikarze i jak
największa grupa wierzących. Warto wymieniać się informacjami,
dokumentami, dowodami. Jako przeciwwaga globalnej sieci homolobby i
homomafii musi istnieć globalna sieć ludzi przyzwoitych. Znakomitym
narzędziem jest tutaj internet, gdyż pozwala tworzyć światową wspólnotę
ludzi zatroskanych o los Kościoła, zdecydowanych przeciwstawiać się
homoideologii i homoherezji. Im więcej wiemy, tym więcej możemy. Trzeba
wiedzieć, że w tych sprawach jest się trochę jak „owca posłana między
wilki”, dlatego trzeba być „nieskazitelnym jak gołąb”, ale i
„roztropnym jak wąż” (Mt 10,16). Trzeba być odważnym wobec
krzywdzicieli, jak Chrystus był odważny wobec faryzeuszów swoich
czasów. Nie można życia budować na słodkich iluzjach, bo tylko „prawda
może wyzwolić” (J 8,32) i dlatego właśnie „nie dał nam Bóg ducha
bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia” (2Tm 1,7).
Wszystkie interwencje należy podejmować w największym szacunku i
miłości dla każdego człowieka, także dla sprawców przestępstw. Do
istoty chrześcijaństwa należy wola uratowania możliwie każdej osoby, a
najgorsi przestępcy szczególnie mogą być zagrożeni utratą życia zarówno
doczesnego, jak i wiecznego, dlatego też potrzebują szczególnie wiele
troski i szczególnie wiele modlitwy. Do wielkości i piękna
chrześcijaństwa należy także to, że tutaj Abel ma starać się uratować
nie tylko siebie, ale tak samo wszystkich innych, w tym również Kaina.
MIŁOŚĆ I PRAWDA KOŚCIOŁA
W naszych zmaganiach o Kościół Jezusa Chrystusa nie wolno dać się
zwodzić argumentami typu: „Kościół to matka, a o matce źle się nie
mówi”. Tak mówią często ci, którzy tę matkę właśnie najbardziej
skrzywdzili, doprowadzili ją do ciężkiej choroby, a teraz nie chcą
rozpocząć procesu leczenia. Jeśli najlepsza nawet matka jest chora, to
żeby ją móc skutecznie leczyć, trzeba mieć możliwie najlepsze lekarstwa
oraz możliwie najlepszą, najbardziej dokładną diagnozę. Trzeba zatem o
chorobie wiedzieć i o niej mówić. Jeżeli Kościół w Polsce czekają teraz
trudniejsze czasy, jeżeli musi się gotować na prześladowania, jeśli
musi stawiać opór i walczyć, to jego organizm tym bardziej powinien być
zdrowy i silny, możliwie oczyszczony z gangreny. Prezydent Joachim
Gauck zwracał uwagę na to, że w byłym NRD procesowi oczyszczenia i
zadośćuczynienia najbardziej sprzeciwiali się ci, którzy mieli
najwięcej na sumieniu, którzy najbardziej skrzywdzili swoich braci i
siostry, najbardziej ich zdradzili.
Podobne zarzuty braku lojalności można by stawiać Ewangelistom, bo
napisali o zdradzie Judasza, o zaparciu się Piotra, o potępieniu go
przez Jezusa, o niedowierzaniu Tomasza, o mentalności karierowicza
Jakuba i Jana. Można by zapytać, dlaczego nie ukryli tej wstydliwej
prawdy – i to jeszcze w czasach początkowej słabości Kościoła, w
czasach pierwszych krwawych prześladowań, kiedy to zabijano kolejnych
Apostołów i chrześcijan? Podobne zarzuty można by postawić w końcu
samemu Chrystusowi Panu – dlaczego tak radykalnie krytykował on
faryzeuszów, dlaczego tak publicznie obnażał ich niegodziwość, fałsz,
zakłamanie i obłudę? Przecież w ten sposób atakował ówczesną elitę
religijną i narodową, publiczną postać religii tak wartościowej, tak
zasłużonej, jak ta Ludu Wybranego. W dodatku Ewangeliści to wszystko
zapisali i potem jeszcze opisali, jak najwyżsi kapłani, saduceusze i
faryzeusze postąpili z Nim w czasie Paschy. Jak bardzo podważyli przez
to najwyższe autorytety religijne i moralne swojego narodu – i to
jeszcze podczas ciemnej nocy rzymskiej okupacji!
Tymczasem to właśnie publiczna walka ze społecznymi strukturami
grzechu, z faryzeuszami, była jednym z najważniejszych obszarów
działalności Chrystusa. W tym także należy Go naśladować – w Jego
odwadze, w Jego zdecydowaniu w walce ze złem, w precyzji Jego
argumentów przy demaskowaniu złoczyńców. To, co czynił Chrystus, jest
wzorem zawsze aktualnym w każdej epoce. Żeby jednak nasza walka ze złem
była skuteczna, potrzebujemy wiedzy. Dlatego choćby dzięki „poznawaniu
po owocach” (Mt 7,16), na podstawie publicznie znanych wydarzeń z
ostatniego ćwierćwiecza oraz reakcji Stolicy Apostolskiej i dokumentów
przez nią wydanych, trzeba powiedzieć jasno, wyraźnie i zdecydowanie:
tak, w Kościele katolickim istnieje (podobnie, jak w wielu innych
miejscach) mocne podziemie homoseksualne, które – zależnie od stopnia
zaangażowania jego członków, zależnie od ich słów i czynów – można
określać pojęciami: homoherezja, homolobby, homositwa i nawet
homomafia40. Tego typu środowiska kościelne zdecydowanie
przeciwstawiają się prawdzie, moralności i Objawieniu, współpracują z
wrogami Kościoła, wzniecają rewoltę przeciw Piotrowi naszych czasów,
Stolicy Apostolskiej i całemu Kościołowi. Członkowie tego lobby w
Kościele stanowią wprawdzie niewielką grupę, ale często zajmują
kluczowe stanowiska (o które usilnie zabiegają), tworzą ścisłą sieć
powiązań, wzajemnie się wspierają i dlatego są groźni. Są groźni przede
wszystkim dla młodzieży, której zagrażają przemocą seksualną. Są groźni
dla siebie samych, bo coraz bardziej skamieniali w złu mogą w końcu
„pomrzeć w grzechach swoich” (J 8,32), jak ostrzegał Chrystus. Są
groźni dla przyzwoitych świeckich i duchownych, którzy im się
przeciwstawiają. Są w końcu groźni dla całego Kościoła, bo kiedy ich
niegodziwości wychodzą w końcu na światło dzienne, kiedy stają się
tematem mediów, wiara milionów ludzi ulega osłabieniu albo nawet
unicestwieniu. Wielu mówi wtedy: „nie, w takim Kościele nie chcę być
ani ja, ani moje dzieci i wnuki”. Tak deprawatorzy i krzywdziciele
homoseksualni stają się dla milionów ludzi wielkim zgorszeniem,
olbrzymią przeszkodą na drodze do wiary, do Chrystusa, do zbawienia. A
to wszystko dla kilkudziesięciu lat komfortowego życia w grzechu. Czy
może być wina większa? Kościół został przecież stworzony jako
najcudowniejsza, najpiękniejsza wspólnota miłości i dobra zbawionych,
żyjących w przyjaźni z ich Panem i sobą nawzajem. Nie możemy dopuścić
do zniszczenia naszego największego skarbu. Bądźmy ufni i spokojni.
Ludzie normalni i przyzwoici tworzą przeważającą większość. Trzeba ich
tylko odpowiednio poinformować, zmobilizować i zjednoczyć w działaniu.
Każda prawda, także ta najtrudniejsza, powinna nas prowadzić do
tworzenia dobra, do zmagań o pomyślność człowieka i Kościoła. Mimo
wszelkich grzechów i słabości, najlepsze, najpiękniejsze, co mamy, to
właśnie Kościół. Także dlatego, że zło, również homoseksualne, jest
obecne w stopniu o wiele większym poza Kościołem, w innych
społecznościach. Ci, którzy nas krytykują, są często jak obłudnicy,
którzy nie widzą „belki we własnym oku” (Mt 7,1-5). Dlatego też Kościół
jest nieraz tak znienawidzony, tak atakowany – bo samo jego istnienie
jest stałym wyrzutem sumienia, stałym napomnieniem dla tych, którzy
żyją w grzechach o wiele, wiele większych niż niektórzy ludzie w
Kościele. Zachowajmy proporcje. W Kościele zawsze byli, są i zapewne
będą ochrzczeni, którzy żyją jak Kain czy Judasz, ale nie można z
powodu Kaina potępiać Abla, a z powodu Judasza odrzucać jedenastu
pozostałych Apostołów i w końcu samego Chrystusa. To byłby
fundamentalny błąd, Judasz to tylko około 8 proc. spośród 12 Apostołów.
Ale też nie można pozwolić Judaszowi na to, by dominował i rządził w
Kościele. On nie może mieć większych wpływów, niż Jan czy Paweł. To
Piotr naszych czasów jest najważniejszy w Kościele, to jego trzeba
słuchać. Benedykt XVI to wielki dar Opatrzności, podobnie jak jego
czcigodny poprzednik Jan Paweł II. Stańmy razem po stronie Benedykta
XVI podobnie, jak byśmy stanęli po stronie bł. Jana Pawła Wielkiego.
Oni razem tworzyli tak wspaniały, tak mądry i odważny apostolski duet.
Obydwaj tak bardzo się ze sobą zgadzali i nawzajem się wspierali –
także w tej sprawie41.
Kościół jest jak ludzie, którzy go tworzą, jest dlatego wiecznie
grzeszny, ale i wiecznie święty. W tym Kościele pośród ponad miliarda
jego członków są tysiące ludzi dopuszczających się niegodziwości, ale
są też setki milionów katoliczek i katolików przyzwoitych i świętych.
Więcej niż połowa z nich to kobiety – osoby szczególnie wrażliwe na
dobro człowieka, na los dzieci i młodzieży, na czystą miłość. Na
świecie żyją setki milionów ludzi podejmujący codziennie wielki trud
pracy, małżeństwa, rodziny, rodzenia i wychowania dzieci. Są tysiące
misjonarek i misjonarzy (z samej Polski ponad dwa tysiące)
poświęcających całe swoje życie w najtrudniejszych warunkach, w
największym ubóstwie. Jest około 700 tysięcy sióstr zakonnych
starających się żyć jak najbardziej ofiarnie i ewangelicznie. Jest
Matka Teresa i kilka tysięcy jej sióstr. Powiedzieć, że „występuję z
Kościoła, bo ten Kościół jest dla mnie zbyt zły i zbyt dotknięty
grzechem”, to powiedzieć, że widocznie „ja jestem zbyt dobry dla
niego”, to powiedzieć niejako, że „ja jestem lepszym, bardziej
wartościowym człowiekiem, niż Matka Teresa, czy nawet Matka Boża i sam
Pan Jezus”, bo przecież dla nich ten Kościół jest mimo wszystko
wystarczająco dobry, by w nim pozostać, by go kochać i chronić.
Ponieważ właśnie ten Kościół ma najwięcej z Boga, ma też tym samym
najwięcej z prawdy, dobra i piękna. To dlatego właśnie w nim trwając i
rozwijając się, można osiągnąć najwyższe szczyty chrześcijaństwa oraz
człowieczeństwa – jak bł. Matka Teresa z Kalkuty, jak bł. Jan Paweł
Wielki, jak Benedykt XVI – najpiękniejsi ludzie naszych czasów.
Wszyscy jesteśmy zaproszeni do stawania się świętymi w Kościele Jezusa
Chrystusa dzięki byciu w łasce i naszej pracy – niezależnie od tego, w
jakiej fazie rozwoju i w jakim miejscu Kościoła obecnie się znajdujemy.
Trzeba tylko „wstać i iść” (J 14,31).
Przypisy
1 Por. ks. T. Isakowicz-Zaleski, Chodzi mi tylko o prawdę, Warszawa 2012, s. 114-119.
2 Por. ks. J. Prusak, Lawendowa historia Kościoła, „Rzeczpospolita”, 26 marca 2012.
3 W ramach realizacji tego polecenia powstało wiele publikacji:
Dziesięć argumentów przeciw, „Gazeta Wyborcza”, 28-29 maja 2005, s. 27
i 28; Godne ubolewania wypaczenie, „Tygodnik Powszechny” 27
(2921) 2005 , s. 6; Śmieci nie można zamiatać pod dywan,
„Rzeczpospolita”, 5 marca 2007; W tej walce trzeba zaryzykować
wszystko, „Rzeczpospolita”, 18 maja 2007; Zmaganie z głębi wiary,
rozmawiają Katarzyna Strączek i Janusz Poniewierski, „Znak” 11 (630)
2007, s. 16-33; O czym można dyskutować na uniwersytecie,
„Rzeczpospolita”, 8 maja 2009; Dezorientacja prawa, wypowiedź razem z
Rzecznikiem Praw Obywatelskich Januszem Kochanowskim w artykule
Przemysława Kucharczaka, „Gość Niedzielny”, 24 maja 2009; Na celowniku
homolobbystów, rozmowa z Bartłomiejem Radziejewskim, „Fronda” 51/2009,
s. 188-208; Homoseksualizm nie jest normą, rozmowa z Bogumiłem
Łozińskim, „Gość Niedzielny”, 13 września 2009; Dwugłos wobec
homoideologii, „Miłujcie się!” 4 (2009), s. 38-41; Non possumus.
Kościół wobec homoideologii, w: T. Mazan, K. Mazela, M. Walaszczyk
(red.), Rodzina wiosną dla Europy i świata.
Wybór tekstów z IV Światowego Kongresu Rodzin 11-13 maja, Warszawa
2007, Łomianki 2008, s. 355-361; równolegle: Homoideologia? Non
possumus!, „Głos dla życia” 07/08 2007, s. 12-14; „Non possumus”.
Kościół wobec Homoideologii, „Materiały Homiletyczne” 236 (2007), s.
5-19; Kościół wobec homoideologii, „Miłujcie się!”, część I, 1 (2009),
s. 40-43, część II, 2(2009), s. 41-44.
4 Prawdziwą kopalnię wiedzy na
ten temat stanowi fundamentalny dokument
konferencji Biskupów Stanów Zjednoczonych, raport bardzo rzetelnie
sporządzony na podstawie gruntownych badań we wszystkich diecezjach
USA: The Nature and Scope of Sexual Abuse of Minors by Catholic Priests
and deacons in the United States 1950-2002, New York 2004, popularnie
zwany jako John Jay Report 2004.
http://www.usccb.org/issues-and-action/child-and-youth-protection/upload/The-Nature-and-Scope-of-Sexual-Abuse-of-Minors-by-Catholic-Priests-and-Deacons-in-the-United-States-1950-2002.pdf.
Por. także R. Dreher, The Gay Question, „National Review”, 22 kwietnia
2002 oraz R.J. Neuhaus, Rozejm roku 2005?, „First Things. Edycja
Polska” nr 1, jesień 2006, s. 13-19, 18.
5 Georg Weigel szczególnie dobrze opisuję tę sytuację oraz winę
duchowych w swojej książce Odwaga bycia katolikiem, tłum. J. Franczak,
Kraków 2005.
6 Por. D. Michalski, The Price of Priest Pederasty, „Crisis”, październik 2001, s. 15-19.
7 Jest tak znamienne, że chociaż Kościół uznał winę ks. bp. Paetza – bo
inaczej nie zastosowano by tak rzadkiej sankcji, jak usunięcie z
biskupstwa, to równocześnie księży, którzy się do tego przyczynili,
którzy mieli odwagę bronić kleryków, poddano rozlicznym szykanom,
które trwają do dzisiaj. Przypuszcza się, że jedną z przyczyn
apostazji (obok próby budowania teologii na zbyt słabej filozofii) ks.
Tomasza Węcławskiego, tak znanego, uczciwego i cenionego profesora
teologii, była właśnie konfrontacja z tego rodzaju złem Kościoła. Por.
W. Cieśla, Pokuta, http://religia.onet.pl/publicystyka,6/pokuta,35716,
page1.html.
8 J. Gowin mówił tak 5 marca 2007 roku w programie Jana
Pospieszalskiego Warto rozmawiać (TVP2) dotyczącym skandalu
homoseksualnego w diecezji płockiej. Por. A. Adamkowski, Dwaj duchowni
do prokuratury, „Gazeta Wyborcza”, 6 marca 2007.
9 Por. T. Bielecki, Kościół zmaga się z pedofilią. Nie hołdujmy zasadzie omerta!, „Gazeta Wyborcza”, 11 lutego 2012.
10 Por. ks. J. Augustyn SJ, Bez oskarżeń i uogólnień, wywiad T. Królaka
o homoseksualizmie wśród księży dla KAI z 23 marca 2012, cyt. za:
http://ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x52614/bez-oskarzen-i-uogolnien/?print=1
11 Ks. Hans Zollner SJ, Dziekan Instytutu Psychologii Papieskiego
Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, zwraca uwagę, że „w środowiskach
świeckich (...) znacznie wyższa jest liczba molestowanych dziewcząt niż
chłopców. Skąd to zróżnicowanie? Z pewnością wskazuje to na większy
procent osób o skłonnościach lub orientacji homoseksualnej w tych
środowiskach kościelnych, w których miały miejsce liczne przypadki
pedofilii o zabarwieniu homoseksualnym, niż ogólnie w społeczeństwie”.
(Ks. J. Augustyn SJ, Kościelna omerta, wywiad z ks. Hansem Zollnerem
SJ, tłum. ks. B. Steczek SJ, „Rzeczpospolita”, 19 kwietnia 2012).
12 To też częściowo tłumaczy, dlaczego przedstawiciele jednej i drugiej
grupy zarówno moralnie, jak i intelektualnie są nieraz aż tak mierni.
A przecież to ma olbrzymie znaczenie, kto przewodzi Kościołowi, czy
tacy biskupi, jak Wojtyła, Wyszyński, Nagy, Jaworski, Nossol, Nowak,
Pietraszko i Małysiak, czy tacy jak Paetz, Magee i Weakland.
13 Na przykład ksiądz kardynał prymas Józef Glemp, kiedy został
metropolitą warszawskim, powiedział: „Kiedy obejmowałem tę diecezję,
nie spodziewałem się, jak silne jest lobby homoseksualne w Kościele”.
Por. blog ks. Wojciecha Lemańskiego:
http://natemat.pl/5729,ks-lemanski-juz-prymas-glemp-mowil-o-silnym-lobby-homoseksualnym.
Inny polski kardynał mówił: „Najtrudniej jest dać sobie radę z lobby
gejowskim”.
14 Mechanizm powstawania takich nieformalnych homozwiązków, takiego
wzajemnego, piramidalnego „ciągnięcia się w górę” socjologicznie jest
zresztą dość typowy dla służb „mundurowych”, gdzie pracują prawie
wyłącznie mężczyźni pozostający w relacji mocnej, hierarchicznej
podległości służbowej. Podobne problemy napotyka się w wojsku, policji
i więziennictwie. Dla każdej wspólnoty ludzkiej jest to jednak zabójcze
– kiedy o podjęciu zadań szczególnie ważnych dla niej decyduje przede
wszystkim skłonność homoseksualna, a nie kompetencje zawodowe,
zaangażowanie i wyniki w pracy. Jest to również fundamentalna
niesprawiedliwość, dyskryminacja normalnej większości.
15 Ks. J. Augustyn SJ, Bez oskarżeń i uogólnień, dz. cyt.
16 Benedykt XVI, Światłość świata. Papież, Kościół i znaki czasu, tłum. P. Napiwodzki, Kraków 2011, s. 35.
17 Benedykt XVI, Światłość świata, dz. cyt., s. 46 i 39.
18 Tamże, s. 33.
19 Chodzi tu o dokument: Instrukcja dotycząca kryteriów rozeznawania
powołania w stosunku do osób z tendencjami homoseksualnymi w kontekście
przyjmowania ich do seminariów i dopuszczania do święceń, Rzym 2005.
Por. komentarz do tego dokumentu G. Mansini, L.J. Welch, W
posłuszeństwie Chrystusowi, „First Things. Edycja Polska”, 1/2006, s.
10-12. Jest to szczególnie trafna analiza istoty kapłaństwa
Chrystusowego jako sprzecznej z postawą homoseksualną.
20 Jest to dokument: Zasady korzystania z dorobku psychologii w
procesie przyjmowania kandydatów i ich formacji do kapłaństwa, Rzym
2008.
21 Nota del Vicariato in merito all’articolo di „Panorama”, pubblicato
il 23 luglio 2010, Rzym 2010. Nota ta Por. jest reakcją na artykuł we
włoskiej „Panoramie”, który razem z filmami zamieszczonymi w internecie
pokazuje seksualne wyuzdanie oraz cynizm homoksięży pracujących w
Watykanie. Por.
http://blog.panorama.it/italia/2010/07/22/le-notti-brave-dei-preti-gay-una-grande-inchiesta-in-edicola-venerdi-con-panorama/
22 Por. Benedykt XVI, Światłość świata, dz. cyt., s. 193-195.
23 Jak zdecydowanie Benedykt XVI walczy z plagą pedofilii i efebofilii
w Kościele, jak bardzo stosuje wobec nich zasadę „zero tolerancji”,
pokazuje wykaz jego działań w tym zakresie. W języku włoskim można go
znaleźć pod adresem: http://paparatzinger5blograffaella.blogspot.com
/2011/10/le-decisioni-elesempio-di-papa.html, oraz
http://benedettoxvielencospeciali.blogspot.com/2009/11/chiesa-e-pedofilia-la-tolleranza-zero.html,
natomiast w języku niemieckim pod adresem:
http://www.kath.net/detail.php?id=33076.
24 W związku z tymi postanowieniami dobrze by już było dokonać bilansu,
jak zrealizowano je w Polsce, jak na tym obszarze wygląda nasza
wierność wobec Ojca Świętego i Stolicy Apostolskiej? Mamy przecież
ponad 100 seminariów duchownych, warto byłoby zorganizować sympozjum,
na którym można by się wymienić doświadczeniami. Warto byłoby zapytać
na przykład: Jak wygląda w Polsce przyjmowanie kandydatów do seminariów
duchownych? Jaka jest procedura odnośnie do skłonności seksualnej? Czy
kandydaci podpisują jakieś oświadczenia w tej materii i czy przechodzą
pod tym kątem odpowiednie badania psychologiczne zgodnie z dokumentem
watykańskim z 2008 roku? Jaka jest skala problemu w polskich
seminariach? Gdzie są odsyłani kandydaci, którzy maję tendencje
homoseksualne o charakterze przejściowym i chcieliby je wyleczyć przed
wstąpieniem do seminarium? Czy nie potrzeba stworzenia ogólnopolskiego
ośrodka terapeutycznego tego rodzaju? W jaki sposób zostało wprowadzone
w życie polecenie Stolicy Apostolskiej z 2005 roku, aby usunąć z
seminariów wszystkich rektorów i wychowawców homoseksualnych? Istotną
pomocą w radzeniu sobie z tymi problemami może być opracowanie: Richard
Cross, Ph.D. (With research data from Daniel Thoma, Ph. D.), The
Collapse of Ascetical Discipline And Clerical Misconduct: Sex and
Prayer, „Linacre Quarterly”, vol. 73, February 2006, No. 1, s. 1-114.
25 Benedykt XVI, Światłość świata, dz. cyt., s. 160n .
26 Por. na przykład wypowiedzi na ten temat dwóch prowincjałów
jezuickich ze Stanów Zjednoczonych, ks. Johna Whitneya SJ z Oregonu
oraz ks. Geralda Chojnackiego SJ z Nowego Jorku, które zostały
opublikowane także w polskiej prasie: M. Gadziński, Gej to nie ksiądz,
„Gazeta Wyborcza”, 1-2 października 2005, s. 2.
27 The Church and the Homosexual, Kansas City 1976.
28 Por. R. J. Neuhaus, Rozejm roku 2005?, dz. cyt., s. 15.
29 Por. np. J. Prusak, Miłość czy potencja, „Tygodnik Powszechny”, 24
października 2004; Manifest teologiczny, „Tygodnik Powszechny”, 16
grudnia 2005; Inni inaczej. O prawie homoseksualistów do bycia
zrozumianymi, „Tygodnik Powszechny” 25 (2919) 2005, s. 1 i 7; Norma i
kultura, „Tygodnik Powszechny”, 31 stycznia 2012. Przewrotne,
niebezpieczne i zwodnicze jest to, że ks. Prusak próbuje stworzyć
wrażenie, że to on w Kościele najlepiej rozumie i właściwie akceptuje
homoseksualistów. W rzeczywistości tylko postawienie ich w prawdzie i
terapeutyczna pomoc w przezwyciężaniu ich skłonności może im pomóc. Tak
właśnie czynią ci, którzy autentycznie chcą ich dobra.
30 Por. J. Prusak, Inni inaczej, dz. cyt. oraz tenże, Zgadzamy się nie
zgadzać, „Tygodnik Powszechny”, 27 (2921) 2005, s. 6; Homofobia
Camerona niebezpieczna, także dla Kościoła, wywiad z K. Wiśniewską,
„Gazeta Wyborcza”, 19 maja 2009; O homoseksualizmie przed Mszą, wywiad
z R . Kowalskim, „Gazeta Wyborcza”, 28 sierpnia 2009; J. Prusak,
Lawendowa historia Kościoła, dz. cyt., s. 3. Por. także o. T. Bartoś
OP, Kościół gejów nie odrzuca, „Gazeta Wyborcza”, 11-12 czerwca 2005,
s. 4 oraz tenże, Homoseksualizm w publicznej debacie, „Gazeta
Wyborcza”, 25-26 czerwca 2005, s. 29.
31 Por. wywiad K. Wiśniewskiej z ks. J. Prusakiem, Instrukcja ma luki, „Gazeta Wyborcza”, 30 listopada 2005, s. 11.
32 Por. ks. J. Prusak SJ, Lawendowa historia Kościoła, dz. cyt. s. 3.
33 Ks. arcybiskup Józef Michalik tak powiedział o ks. Prusaku i jego
zakonie w związku z jego krytyką nauczania Kościoła (tym razem w
kwestii etyki życia małżeńskiego): „Nie jest w porządku i zakon, który
milczy na tego rodzaju publikacje konfratra”. (tenże, Zatroskani o
Europę, „Niedziela”, 9 listopada 2008.) Natomiast ks. prof. Jan
Szczurek, Dziekan Wydziału Teologicznego UPJPII, określił jego
stanowisko jako „bliskie herezji” (tenże, Milcząca schizma – tylko
czyja?, „Tygodnik Powszechny”, 5 października 2008). Szczególnie mocna
krytyka różnych elementów nauczania Kościoła występuje w jeszcze innych
publikacjach ks. Prusaka, na przykład: Szkoła musi uczyć o
antykoncepcji, wywiad z K. Wiśniewską, „Gazeta Wyborcza”, 14 czerwca
2008; Strefa ducha, „Forum Polska”, 1, październik 2008; Kościelne
muzeum historyczne, w wywiad z P. Moskalewiczem, „Przekrój”, 18 grudnia
2008, s. 50-52. W kwestii homoideologii jego stanowisko jest jeszcze
bardziej radykalne, jeszcze bardziej heretyckie, to jego główny temat.
Ks. Prusak stara się w ten sposób przenieść do Polski i rozpalić
pożogę, która pochłonęła już wiele z chrześcijaństwa na Zachodzie.
34 Por. D. Oko, Wokół sprawy Drewermanna (razem z J. Bagrowiczem),
„Ateneum Kapłańskie” 4 (500) 1992, s. 102-114; Sprawa Drewermanna czyli
„Luter dwudziestego wieku, „Tygodnik Powszechny” 51 (2267) 1992 ;
Fałszywy prorok. W odpowiedzi Tadeuszowi Zatorskiemu, „Tygodnik
Powszechny” 7 (2275) 1993 .
35 Ks. J. Augustyn SJ, Kościelna omerta, dz. cyt.
36 Por. Benedykt XVI, Światłość świata, dz. cyt., s. 42.
37 P. Kowalczuk, Watykan: nie zawinił celibat, „Rzeczpospolita”, 14
kwietnia 2010. Po rzymskim sympozjum Ku uzdrowieniu i odnowie delegat z
Polski, ks. biskup Marian Rojek z Przemyśla, przypominał, że jeśli
chodzi o „amerykańskie realia i wykorzystywanie seksualne nieletnich,
0,05 proc. takich przypadków dotyczy duchowieństwa (...). Podobne
odsetki pokazują badania włoskie. Z kolei w Niemczech od 1995 do połowy
2012 r. odnotowano 210 tys. przypadków nadużyć wobec nieletnich. W tym
konkretnie zaledwie 94 przypadki mają związek z Kościołem katolickim.
Wychodzi na to, że jeden na dwa tysiące przypadków molestowania w tym
kraju dotyczy duchownego”. Dlatego Kościół „nie będzie jednak milczał
wobec fałszowania ogólnego obrazu dotyczącego pedofilii na świecie”.
(M. Majewski, Prawda i miłość lekarstwem na nadużycia, wywiad z ks. bp.
Marianem Rojkiem, „Uważam Rze”, 20 lutego 2012, s. 60-62, 61.) Por. ks.
D. Kowalczyk, Mówić prawdę o pedofilii, „Gość Niedzielny”, 19 lutego
2012, s. 28n.
38 Trzeba tutaj dodać, że ta niemożność dyscyplinowania duchownych
żyjących w sposób gorszący, zwłaszcza gdy zajmują wyższe stanowiska,
jest jednak częścią większego problemu Kościoła, jest jakby jego
słabością i grzechem strukturalnym. Podobnie nieraz nie widać żadnej
reakcji, kiedy biskup popada w alkoholizm, albo zaczyna się zachowywać
jak fanatyczny agitator jednej partii. Taki stan może trwać dziesiątki
lat, czyli komfort jednego duchownego stawia się ponad dobro duchowe
milionów wiernych, dla wygody jednej osoby naraża się całą rzeszę ludzi
na osłabienie albo utratę wiary wobec zgorszenia aż tak wielkiego.
Podobnie bywa z proboszczami żyjącymi w konkubinacie. Choć są to fakty
powszechnie znane, winowajcy nawet tego specjalnie nie ukrywają, nie
następują żadne zmiany. Niekiedy przełożeni zasłaniają się brakiem
niepodważalnych dowodów. Ale przecież zdecydowaną większość decyzji
personalnych podejmuje się nie na drodze szczegółowego procesu
sądowego, ale na podstawie wiedzy potocznej, ogólnie dostępnej na temat
danego człowieka (zwłaszcza gdy pochodzi ona od wielu wiarygodnych
osób). W każdym razie widać tutaj pilną potrzebę rozbudowania
instytucji dbających o dyscyplinę życia duchownych. Potrzebujemy dużo
więcej takich ludzi, jak ks. Charles Scicluna, i takich urzędów, jak
jego. Kościół, który stawia światu tak wysokie wymagania, musi je
postawić najpierw i przede wszystkim samemu sobie oraz je wypełnić. Nie
może wystawiać się na pośmiewisko. Nie można tolerować tak długo źródeł
zła aż tak wielkiego – tym bardziej że ono wciąga następne ofiary.
Piotr naszych czasów, Benedykt XVI, stwierdza, że jednym z zasadniczych
źródeł morza niegodziwości, które rozlało się w Kościele Irlandii, było
zrezygnowanie z funkcji karnych prawa kanonicznego, bo „zlikwidowano
świadomość, że kara może być także aktem miłości. Doszło wtedy także do
osobliwego zaciemnienia myślenia wielu całkiem dobrych ludzi”.
(Benedykt XVI, Światłość świata, dz. cyt., s. 38).
39 W przypadku pomagania ofiarom przemocy seksualnej należy
zabezpieczyć dowody, zadbać o badanie lekarskie ofiary, nagrać możliwie
natychmiast, na żywo, zeznania jej i ewentualnych świadków zajścia. To
ważne, bo nawet najbardziej pokrzywdzeni wycofują nieraz ze swoich
zeznań – np. ze wstydu, z oportunizmu, ze strachu przed sprawcą i jego
sojusznikami, od których mogą być wielorako zależni, podporządkowani
im. Sprawy kryminalne należy zgłaszać na policji i w prokuraturze, a
nie tylko w instytucjach kościelnych. Sprawy inne należy starać się
rozwiązać najpierw w ramach Kościoła lokalnego. Jeśli sytuacja lokalna
jest bardzo zła, trzeba się zwrócić o pomoc do Stolicy Apostolskiej,
tylko do odpowiedniego, zaufanego człowieka – żeby znowu źle nie
trafić. Tutaj jedną z najlepszych osób jest ks. Charles Scicluna.
Trzeba pisać do niego po włosku lub po angielsku, sprawdzić, czy
rzeczywiście dokumenty dotarły do jego rąk. On już będzie wiedział, co
z tym dalej robić. Trzeba pamiętać, iż jakiekolwiek kontakty seksualne
z osobami poniżej 15 lat są, w świetle przepisów polskiego kodeksu
karnego, karalne i ścigane z oskarżenia publicznego. W świetle prawa
kanonicznego ta granica wieku jest jeszcze dalej posunięta.
Wykorzystanie osoby nieletniej do 18. roku życia przez osobę duchowną
jest czynem, który musi być zgłoszony do Kongregacji Nauki Wiary.
40 Trzeba też podkreślić, że nie każdy duchowny o takich skłonnościach
należy do tych środowisk, niektórzy z nich sami bardzo boleją, że ich
bracia postępują w ten sposób.
41 Por. dokument Kongregacji Nauki Wiary z 2003 roku Uwagi dotyczące
projektów legalizacji prawnej związków między osobami homoseksualnymi,
gdzie niejako jednym głosem Jan Paweł II i kardynał Ratzinger wskazują,
że „wszyscy wierni mają obowiązek przeciwstawiania się zalegalizowaniu
prawnemu związków homoseksualnych” (pkt. 10) oraz krytykują ideologię
stojącą za takimi próbami. Por. także Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość,
Kraków 2005, s. 20. Bł. Jan Paweł Wielki wielokrotnie potępiał
homoseksualizm, nazywał go „zachowaniem dewiacyjnym, niezgodnym z
zamysłem Bożym” (1994), „godnym ubolewania wypaczeniem” (1999),
stwierdzał też, że „akty homoseksualne są niezgodne z prawami natury”
(2005).