Spis treści  (Warto_styczen2016.html)





Ad 1. Artykuły Pofesora...
Słowo jest bronią!
Cenne  spojrzenie ścisłego umysłu na rzeczywistość.
Celne słowo demaskuje zamysły szatana, odkrywa proponowane duszom oszustwa absurdalnego myślenia i błędnego postępowania.


Rozdział ostatni "Nasi"...  to novum.
Uzasadnienie: powinnyśmy wymieniać się cennymi treściami publikowanymi w internecie.
 


1. Artykuły Profesora Tadeusza Gerstenkorna

SPRAWIEDLIWOŚĆ. Autor: Tadeusz Gerstenkorn

            Słowo „sprawiedliwość” pojawia się ostatnio w mediach niezwykle często i to nie tylko za sprawą tego, że jest jednym z haseł–nazw popularnej partii politycznej, ale również dlatego, że usłużni dziennikarze stale przypominają nam, Polakom, że mamy być sprawiedliwi wobec imigrantów z Azji i Afryki - chętnych, by nas demograficznie wspomóc.

          Czymże jest ta nobliwa „sprawiedliwość” ?  Pojęcie to z domeny etyki wymaga oczywiście bardzo szerokiego omówienia, ale na nasz publicystyczny użytek przyjmiemy taką mniej więcej definicję: sprawiedliwość to ocenianie wszystkich według tych samych kryteriów, osądzanie każdego tak, jak na to zasługuje; a zatem także uczciwość i bezstronność osądu. Pomijam tu przypadek, że termin ten jest często używany równoznacznie z pojęciem sądu, sądownictwa lub organów sadowych przy założeniu, również spotykanym i przyjmowanym, że organy sprawiedliwości powinny być poza podejrzeniami o jakiekolwiek niechwalebne praktyki.

            A kim jest człowiek sprawiedliwy ? To taki, który postępuje zgodnie z zasadami etycznymi, który jest obiektywny, bezstronny w sądach, zgodny ze słusznymi, uzasadnionymi prawami, ma dobre intencje i szanuje prawa innych. Ujmując rzecz jeszcze innymi słowami – człowiek sprawiedliwy to człowiek kierujący się w życiu zasadami moralnymi i uczciwością.  Nie na próżno użyto przecież pięknego określenia „sprawiedliwy wśród narodów świata”.

            W Katechizmie Kościoła Katolickiego (KKK-Pallotinum 1994) termin „sprawiedliwość” występuje w indeksie tematycznym aż 34 razy, z przydawką  „Boga” dodatkowo 16 razy, a jako „cnota” 22 razy. Oprócz tego jest także termin „sprawiedliwy” – omówiony w 25 artykułach (punktach). Nie sposób w krótkim artykule omówić tak obszerny zestaw treści nagromadzonej w kilkudziesięciu paragrafach, ale wykorzystam niektóre ważne myśli dalej i polecam zapoznanie się z całością rozważań KKK tym tematem czytelnikom bardziej zainteresowanym.

            Tak się składa, że jako obywatele-właściciele własnego kraju mamy wobec niego obowiązki społeczne, a do tych należy zatroszczenie się o wybór odpowiednich przedstawicieli zwanych posłami  do gremium zwanego parlamentem. Ani sprawa ani decyzja nie są proste.. Sprawiedliwość domaga się spełnienia przynajmniej dwóch podstawowych warunków: 1. bezstronnego osądu dotychczasowej władzy oraz  2. Rozpoznania komitetów startujących w wyborach i ich programów, a przy tym – rzecz niebagatelna – rozpoznania kandydatów na posłów lub senatorów.

            Sprawa nie jest prosta, bo oceny w społeczeństwie są podzielone.

Niewykluczone że brak ugrupowania o poglądach odpowiadających wyborcy może wpłynąć na absencję, a znajomość kandydatów jako osobowości jest prawie żadna. Chętnych do sprawowania urzędu lub władzy jest bardzo wielu. Są jednostki, które widzą siebie na szczycie władzy lub prawa; dobrze jeśli są znani z obowiązku obywatelskiego, dobrego przygotowania fachowego i solidnej (bardzo ważne) postawy moralnej, ale duża część kandydatów kieruje się celem łatwego zarobku i – co bardzo charakterystyczne – perspektywą braku odpowiedzialności. Nasz ustrój polityczny jest tak sprytnie zbudowany, że za złe zarządzanie państwem, czasem nawet niszczenie go, pogrążanie obywateli w kłopotach materialnych, zdrowotnych i duchowych nie ponosi się żadnej kary. Przeczy to oczywiście zasadzie sprawiedliwości: jeśli uczyniłeś zło, to należy się zadośćuczynienie  i odpowiednio surowa kara. Na przykład KKK formułuje ten problem w artykule 2487 następująco: „ Wszelkie wykroczenie przeciw sprawiedliwości i prawdzie nakłada obowiązek naprawienia krzywd, nawet jeśli jego sprawca otrzymał przebaczenie. Obowiązek naprawienia krzywd dotyczy również przewinień popełnionych wobec dobrego imienia drugiego człowieka. Naprawienie krzywd – moralne, a niekiedy materialne – powinno być ocenione na miarę wyrządzonej szkody, jest ono obowiązkiem sumienia.”  Podobnie traktuje ten problem artykuł 1459.

            Bywa tak, że krzywda jest wyrządzona na skutek złego prawa i jego zastosowania w stosunku do licznej rzeszy obywateli, ale  spowodowana przez władzę reprezentowaną z ramienia jakiejś partii lub koalicji partii. Wówczas odpowiedzialność karna  powinna dotyczyć głównie grupy osób formalnie sprawującej władzę wykonawczą lub ustawodawczą, ale materialnie powinna być rozszerzona na wszystkich członków danej partii lub ugrupowania. Gdyby tak rzeczywiście  było, to jak sądzę, czynności samorządowe lub rządowe byłyby sprawowane bardziej przewidująco, rozsądkowo i ostrożnie. Często władza podpisuje bardzo poważne zobowiązania zupełnie niefrasobliwie, bez najmniejszej odpowiedzialności. Wbrew ogólnemu poczuciu sprawiedliwości za niespełnione obietnice i przyrzeczenia politycy, a także wysokiej rangi urzędnicy, unikają kary.   O obowiązkach obywatela, zwłaszcza osoby wierzącej, katolika, względem swego kraju mówi wyraźnie artykuł 2239 KKK: Obywatele mają obowiązek przyczyniać się wraz z władzami cywilnymi do dobra społeczeństwa w duchu prawdy, sprawiedliwości, solidarności i wolności. Miłość ojczyzny i służba dla niej wynikają z obowiązku wdzięczności i porządku miłości.” Jednym z takich podstawowych obowiązków jest właściwy, zgodny z sumieniem i dobrym rozeznaniem przez niezaburzony rozum wybór swych przedstawicieli do najwyższych urzędów w państwie. Niestety ludzie są zmęczeni trudnymi warunkami życia, nachalną, destrukcyjną propagandą oraz szkodliwymi aktami prawnymi, które odstraszają od udziału w życiu publicznym. Sądzę, że nie byłoby sprawy JOW-ów (jednomandatowych okręgów wyborczych), gdyby próg wyborczy, obecnie pięcioprocentowy, był znacznie niższy i przepisy o rejestracji komitetów były łagodniejsze. Nie widzę powodów, by mniejsze grupy społeczne nie miały mieć swych reprezentantów w parlamencie, gdzie ich głos byłby w jakiś sposób słyszany bez potrzeby odzwierciedlania tego w Internecie lub na ulicy. Odrzucanie głosów wielu tysięcy obywateli jest dużą niesprawiedliwością. Innym skutkiem obecnych przepisów prawnych jest duża obojętność na sprawy  życia społecznego i państwowego wyrażana choćby w wieloprocentowej absencji wyborczej. Krótko i precyzyjnie sformułował to redaktor  Andrzej Turek w artykule pt. „ Czy to był wybór rzeczywisty, czy tylko pozorny?”  w czasopiśmie  Nowy Przegląd Wszechpolski (nr 1, 2015). Napisał lapidarnie (s.7): „Główna masa polskiego społeczeństwa nadal śpi bądź daje się wprost dziecinnie wodzić za nos”. Istotnie, przerażający jest fakt, że wielu polskich obywateli (nie chcę tu użyć słowa Polaków) jawnie i świadomie popiera ugrupowania nie tylko wrogie religii, tradycji chrześcijańskiej, ale po prostu przeczy podstawowym wartościom ludzkim i normom moralnym. Przykre to jest i bardzo bolesne. Wymaga ogromnych zmian w systemie polskich mediów tak, by pozytywne treści edukacyjne zmieniły obraz polskiego społeczeństwa na bardziej szlachetny. Wymaga to odpowiednich posunięć i zmian prawnych, bo dotychczasowy styl funkcjonowania mediów zupełnie nie sprzyja kształtowaniu poprawnych wzorców osobowości.

            Niepokoi fakt zgłaszania kandydatów do parlamentu w bardzo młodym wieku, osób bez przygotowania nie tylko zawodowego, ale także administracyjno-państwowego. A zupełnym kuriozum jest to, że do senatu może kandydować osoba niewykształcona. W ten sposób senat staje się praktycznie niepotrzebną, rozszerzoną pierwszą izbą. I będzie tak dalej, jeśli nie wprowadzi się kryteriów wyższego wykształcenia, długoletniego doświadczenia w samorządzie lub administracji państwowej (z dobrym skutkiem)  lub sprawowania ważnej funkcji urzędniczej wysokiego szczebla. Wiem, że społeczeństwo przyzwyczajono już chyba do tego, że nawet najwyższe urzędy w państwie pełnią osoby bez zawodowych kwalifikacji albo co najwyżej ze stopniem uniwersyteckim niższego szczebla. To wszystko napawa smutkiem i mocno niepokoi.   Smutno mi Boże !

            Artykuł 1888 KKK widzi potrzebę pracy nad sobą jako główny element przyczyniający się do zmian społecznych. Czytamy tam: „Trzeba odwoływać się do duchowych i moralnych zdolności osoby oraz do stałego wymagania jej wewnętrznego nawrócenia, by  doprowadzić do zmian społecznych, które rzeczywiście służyłyby osobie”. Istotnie, bez ukierunkowania całego społeczeństwa na utrzymanie się w kręgu podstawowych wartości etycznych nie może być mowy o poprawie naszego bytu narodowego. Jeśli rozpłyniemy się w nurcie bezideowego życia, to czekają nas niepokojące zjawiska społeczne podobne do chaosu w materialnym świecie przyrody. Te chaotyczne siły mogą zniszczyć owoce wielu  uprzednich pokoleń.

ZADZIWIAJĄCE ! Autor: Tadeusz Gerstenkorn

          Grudzień, okres adwentu, czyli czas oczekiwania na nadejście (przyjście) Pana wszechświata (przynajmniej przez wierzącą część naszego społeczeństwa), był także dla wielu czasem nadziei na pozytywne zmiany, na lepsze, łatwiejsze życie, zapowiadane przez nową ekipę polityczną i rządową.

            Miesiąc ten powinien być, zgodnie z tradycją, czasem zadumy nad życiem i refleksją nad dokonaniami. Tymczasem po rozpoczętych przez zwycięską partię szybkich staraniach o uregulowanie nie tylko niesprawnych prawnych form życia społecznego, które w wielu przypadkach były krzywdzące i nieakceptowane społecznie, okazało się, że zwolennicy tego „by było tak jak było” (np. Agnieszka Holland) rozpętali burzę medialno-prawną, która wielu członkom naszego społeczeństwa sporo pomieszała w głowach.

            Sprawa takiego manewru politycznego była o tyle ułatwiona, że dotyczyła dyskusji w domenie prawnej, a zapewne nie wszyscy wiedzą, że prawo – jeśli traktować je jako pewną dyscyplinę naukową – należy do tak zwanych dziedzin, obecnie nazywanych „miękkimi” (z ang. soft sciences), a mówiąc bardziej po ludzku, do nauk nieścisłych (jak np.. ścisła jest matematyka), w których  problemem jest posługiwanie się w określaniu ważnych sformułowań językiem naturalnym, potocznym, niemal z reguły bez ścisłego zdefiniowania operowanych pojęć (jak kto woli: nazw, terminów). Ta niedoskonałość prawa powoduje, że wszelkie tezy prawnicze mogą być traktowane jako dyskusyjne. W konsekwencji prowadzi to do tego, że adwokaci lub dobrzy znawcy przepisów prawnych mają pełne ręce roboty do pisania różnych odwołań, potrzebne są sądy różnych stopni, a nawet Trybunał, który w razie konieczności swym autorytetem ma rozstrzygać spory właśnie – po części – językowe. Same sformułowania tez (artykułów) Konstytucji są bardzo ogólnikowe, co daje możliwość ich różnego interpretowania, jak mieliśmy okazję to zauważyć, przez różnych tak zwanych konstytucjonalistów.. Świadczy to o tym, że w dziedzinie prawa przydałaby się pomoc logików operujących dobrze problematyką języka i doprowadzenie do bardziej precyzyjnych sformułowań tez prawnych, a przez to mniej kontrowersyjnych, budzących wątpliwości nawet u szerokiego ogółu społeczeństwa.

            Te niedoskonałości prawa czasem są wykorzystywane umiejętnie przez osoby zręcznie operujące artykułami prawnymi (często o tym donosiła prasa), ale są i tacy prawnicy lub politycy, którzy ten stan rzeczy pragną, o ile to możliwe, doprowadzić do bardziej czytelnej sytuacji, a przynajmniej tworzącej mniej wątpliwości.

            Jest takie powiedzenie, że w mętnej wodzie łatwiej się ryby łowi, więc nic dziwnego, że pewne próby udoskonalenia aparatu prawnego, z korzyścią dla społeczeństwa, są ostro tłumione przez pewne grupy, moim zdaniem, o niezbyt jasnych intencjach.

            Obecny prezydent naszej RP jest  prawnikiem, więc wcale się nie dziwię, że nie przyjął przyrzeczenia (ślubowania) od powołanych do Trybunału sędziów, a uznanych wyrokiem tegoż Trybunału jako poprawnie wybranych. Bo wybranych było pięciu, a trzech tylko było „sprawiedliwych”, ale którzy z tych pięciu takimi są?. Oczywiście zawsze można tłumaczyć, że są nimi ci a ci, ale tak naprawdę sprawa jest wątpliwa, bowiem powoływani byli en bloc, czyli w grupie. Poza tym prezydent nie jest bezmyślną instytucją powołaną do przyjmowania ślubowań, ale człowiekiem światłym i ma prawo mieć swoje zdanie, czego wyrazem jest to, że na przykład może nie podpisać uchwalonej przez parlament ustawy. I słusznie, że uznaje się jego wiedzę i prawo sumienia, jeśli oczywiście się zakłada, że ma to sumienie dobrze ukształtowane.

            Zdumiewające było zachowanie niektórych posłów w czasie ostatnich debat sejmu. Przemówienia bardziej zdawały się być wystąpieniami wiecowymi lub w stylu konwencji partyjnych. Zwracanie się przez wielu posłów opozycyjnych  do posłów partii rządzącej per „wy” przypominało jak najgorsze czasy minionego reżimu. Z kolei zastanawiające było to, że słabo reagował marszałek sejmu. Wyobraźmy sobie podobne zachowania w sądzie. Sędzia natychmiast doprowadziłby takich „mówców” do porządku.  Poza tym wielu posłów zdawało się nie wiedzieć, co to znaczy zadać pytanie. Jeśli ktoś nie potrafi sformułować pytania (co stanowi zakres wiadomości z pierwszych klas szkoły podstawowej), to nie powinien występować w sejmie. Jeżeli posłowie o takim poziomie wiedzy będą stanowić (lub stanowili) prawo, to nic dziwnego, że jest ono podważane i nie nadające się do stosowania.

            Zadziwiające i wielce zastanawiające jest (przynajmniej dla mnie) organizowanie przez niektóre środowiska tak zwanych Komitetów Obrony Demokracji. Zachodzi pytanie : o jaką demokrację tu chodzi ? Słowo demokracja, wbrew pozorom, ma wiele znaczeń i wiele form ustrojowych było tą nazwą określane. Była, na przykład, uważana przez wielu za wzorową, demokracja ateńska pewnej niewielkiej społeczności greckiej przy akceptowaniu przez nią i ze służącym jej niewolnictwem mas ludzkich, była demokracja rzymska (do czasu cesarstwa) o podobnym charakterze, mieliśmy krwawą demokrację równości i braterstwa z końca XVIII wieku z pokłosiem morderstw w Wandei, była quasi-demokracja bolszewicka i nazistowska z niezliczonymi milionami ofiar, panowała przez dziesięciolecia demokracja ludowa u nas i  w wielu krajach sąsiednich, pozostawiając zniszczenie i złą pamięć, wreszcie dorobiliśmy się demokracji pookrągłostołowej, którą wielu wspomina z obrzydzeniem jako dewastującą majątek narodowy, kulturę, tradycję i dobre cechy naszego społeczeństwa o wzorcach typu Sowa & przyjaciele, a której  pewna hałaśliwa część społeczeństwa chciałaby powrotu, i o której marzy (?). Idąc pod sztandarem demokracji trzeba zatem określić o jaką chodzi i o jaką się walczy.  Z ciekawego wywiadu w Dzienniku Łódzkim z dn. 2-3 (sb.-nd.) stycznia 2016 r. (nr 1 24.137, s. 13) z prof. dr. hab. Kazimierzem Ożogiem (z Uniwersytetu Jagiellońskiego i PAN) dowiadujemy się, że „kiedy Konfucjusza zapytano, od czego zaczynałby reformę państwa, odpowiedział, że zacząłby od reformy języka i przypomnienia, ustalenia znaczenia podstawowych słów. Bo już teraz w różny sposób rozumiemy znaczenie tego samego słowa. Rozmycie znaczenia słów to efekt procesów medialnych (podr. TG). I dalej: „To samo słowo zaczynamy rozumieć w różny sposób, a to utrudnia wzajemne zrozumienie. Szczególnie jeśli słowo jest zmanipulowane, używane w różnych kontekstach. Biedny człowiek, który nie czyta ( w nadtytule:,”Wielowiekowa kultura pisma odchodzi, nadchodzi kultura obrazków i nowej piśmienności elektronicznej) któremu obca jest refleksja nad tym, co i jak mówi, co i jak słyszy, taki człowiek ma prawo czuć się zdezorientowany. I taki jest znacznie łatwiejszy do zmanipulowania”. Biorąc powyższe pod uwagę, należy rozpatrywać ostatnie starania ekipy PiS uporządkowania spraw medialnych jako jak najbardziej słuszne, ukrócenia wreszcie trucia umysłów Polaków przez stworzenie mediów narodowych i usunięcie z zakresu oddziaływania osób szukających wsparcia  w swych szkodliwych działaniach w niechętnie lub wrogo nam nastawionych ośrodkach  zagranicznych. W dawnej Polsce takie osoby podlegałyby co najmniej karze banicji, a dzisiaj mogą jeszcze niestety dość swobodnie szerzyć swą niszcząca propagandę.

OBURZAJĄCE !

          Cieszy zapewne wszystkich, że jest w Polsce wolność słowa, ale nie cieszy jej nadużywanie. Dobór słów należy stosować odpowiednio do ich znaczenia i siły oddziaływania.

            Na mój adres internetowy dotarł  w tych końcowych dniach grudniowych nowy portal o nazwie „Chrobry Szlak”, sygnowany przez dwie osoby, biorące za tę stronę odpowiedzialność, tj. Jan Waliszewski i Kamil Klimczak. Z pierwszego artykułu pierwszego numeru (1/2015) tego internetowego pisma dowiadujemy się, że nazwa „Chrobry Szlak” nawiązuje do historycznego pisma Stronnictwa Narodowego i Narodowych Sił Zbrojnych  wydawanego pod okupacją niemiecką (lata wojny 1939-45). Pismo ma stanowić w zamierzeniu jego twórców forum wymiany myśli publicystów obozu narodowego występujących we własnym imieniu, niekoniecznie w imieniu organizacji, do których należą. Łatwo tak powiedzieć, ale jeśli ktoś pisze, będąc jednocześnie członkiem jakiegoś ugrupowania, to trudno uznać, by przekazywane idee były tylko jego osobistymi poglądami. Na pierwszy numer tego pisma składają się trzy artykuły. Z tego pierwszy pt. „Powyborcze podsumowania” Jana Waliszewskiego nie budzi moich wątpliwości. Jest to analiza autora do zajętego przez Ruch Narodowy stanowiska w ostatnich wyborach parlamentarnych i udział przedstawicieli tego Ruchu w klubie Kukiz’15.  Drugi artykuł historyka Jana Szałowskiego nosi tytuł Garść refleksji nad Odrodzeniem Polski w roku 1918”. Już sam tytuł wskazuje, że jest to artykuł, który w skrótowy sposób ukazuje spojrzenie autora na sprawy zawsze dla Polaka interesujące. Artykuł jest ciekawy i wart przeczytania. Szkoda tylko, że autor nie dokonał sam porządnej korekty artykułu  lub nie poprosił o to kogoś ze znajomych polonistów. Przed trzecim artykułem znajduje się „Deklaracja ideowa Klubu imienia Romana Dmowskiego”, którego  prezesem jest młody człowiek Kamil Klimczak. Jak podano, klub znajduje się obecnie w fazie rejestracji. Może później dowiemy się, gdzie się znajduje i jaki może mieć zasięg oddziaływania. Trzeci artykuł pt. „O co chodzi z tym trybunałem?” autorstwa Kamila Klimczaka budzi mój stanowczy sprzeciw. Jest to niezrozumiały, jak na lidera młodzieżowego Ruchu Narodowego, atak na prezydenta Andrzeja Dudę za to, że nie przyjął zaprzysiężenia wybranych przez ówczesny sejm prawników wybranych na sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli dobrze pamiętam (można mnie skorygować), prezydent II RP odpowiadał tylko przed Bogiem i historią. Teraz z pewnych środowisk słychać głosy nawet o postawieniu prezydenta przed Trybunał Stanu. Nie jest to, co prawda, sprawa taka prosta do  zrealizowania, ale samo wezwanie medialne  jest już jakimś sygnałem, że się komuś burzy w głowie. Przytaczam tu do oceny fragment wypowiedzi z omawianego artykułu: „O ile uchwalenie niekonstytucyjnych przepisów przez Platformę mieści się w ramach porządku prawnego – posłów nikt nie pociąga do odpowiedzialności za „wypadki przy pracy” – to zachowanie prezydenta Dudy podpada już pod kategorię deliktu konstytucyjnego (delikt – przewinienie, wykroczenie, naruszenie prawa, występek; także pogrubienie: TG), gdyż miał on obowiązek dokonać niezwłocznego zaprzysiężenia wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Miał wszelkie uprawnienia, by zwrócić się do Trybunału w sprawie uchwalonej już w czerwcu noweli do ustawy o TK. Nie skorzystał z nich i powinien za to trafić przed Trybunał Stanu. Zachowanie polityków PiS jest do tego wręcz bezczelne (podkr. TG) , bo kwestionują wprost konstytucyjne uprawnienia Trybunału Konstytucyjnego. Czy PiS nie ma choć części racji ? Ma. Środowisko sędziowskie jest upolitycznione i wybitnie skomunizowane. Ale na to są inne środki niż wsadzanie poprzez gangsterskie chwyty (podkr. TG) powolnych sobie sędziów do TK.”  Młody publicysta zapędził się mocno za daleko. Nie wiemy, jakie to „inne środki” miałyby być zastosowane i skąd autor artykułu wie, że nowo wybrani sędziowie będą „powolni” tym, którzy ich wybrali Poza tym, wystarczy wiedzieć (Słownik Współczesnego Języka Polskiego), że  określenie gangsterskie znaczy tyle co charakterystyczne dla gangstera, odnoszące się do niego, a gangster to człowiek zajmujący się zorganizowaną działalnością przestępczą; inaczej: bandyta. A zatem jest to już wyraźne pomówienie przez współszefa pisma członków legalnie działającej partii politycznej i może narazić go na poważne konsekwencje prawne. Tu żadna wolność słowa nie pomoże. Tym bardziej, że w końcowej części artykułu pada ponownie sformułowanie: Cała ta sytuacja pokazuje, że w walce Platforma – PiS nie ma złych i dobrych. Jest po prostu dwóch równie bezwzględnych gangsterów (podkr. TG) i rodzi się pytanie: Gdzie w tym wszystkim interes Narodu i Państwa ?”

             Z tego płynie prosty morał, że choć dobrze jest, jeśli młodzi ludzie starają się być aktywni w społeczeństwie, to lepiej jest, by pewne ważne oceny i przedsięwzięcia czynili za radą starszych doświadczonych osób. Zdołano to już zauważyć na przykładzie dostępu do uprawnienia prowadzenia pojazdami, ograniczonego pewnymi przepisami, które blokują zbytnią młodzieńczą porywczość.

            Cały artykuł zamiast służyć idei Ruchu, którego członkiem jest autor artykułu, może tylko zniechęcić do bycia jego zwolennikiem, jeśli ktoś weźmie pod uwagę argumentację i język tu stosowany. Szkoda, że taki artykuł ukazał się na początek planowanego pisma, bo odstraszy potencjalnych czytelników. Słowa należy szanować. W słowie jest piękno i wartość moralna, jeśli się je właściwie stosuje. O tym należy pamiętać.


2. SŁOWO Profesora na spotkaniu opłatkowym pracowników nauki. Autor:  Tadeusz Gerstenkorn

Łódź, opłatek Pracowników Nauki w Wyższym Seminarium Duchownym w poniedziałek   dn. 14 grudnia 2015 r.


Szanowni Pleni Titulo Dostojni Uczestnicy tej Uroczystości,

Panie i Panowie, Messieurs-Dames, Koledzy !

            Przeżywam z radością ten fakt, że dane mi jest jeszcze być obecnym na tym niezwykłym adwentowym, ale już także opłatkowo-wigilijnym spotkaniu pracowników nauki różnych łódzkich uczelni i mieć możliwość podziękowania za całkiem wcześnie przysłane zaproszenie od Duszpasterstwa Pracowników Nauki. Jest to zarazem okazja, by podziękować, komu należy, za troskę o nasze środowisko za niełatwą stronę organizacyjną, za comiesięczne spotkania duszpasterskie, za wszystko co się dla nas czyni.

            Adwent  to piękne słowo nie tylko ze względu na swe znaczenie, ale także brzmienie i przypomnienie dawno już zapomnianej i mało stosowanej łaciny, która kiedyś była obowiązkowa w gimnazjach (4-leni cykl nauczania) i każdy wiedział, że adventus  znaczy przybycie lub nadejście, a advenio, advenire to 4. koniugacja.  Adwent to także czas refleksji, zadumy nad życiem, nad własnymi osiągnięciami, czynami, nad czekającą nas przyszłością, a dla mnie osobiście to również czas wspomnień o tych co odeszli, o łączności z nimi wyrażonej przez dobre słowa o swych dawnych mistrzach-profesorach, których ślad pozostawiam w  oddanych im publikacjach.

            Może się to wydawać niektórym z Państwa dziwne, ale ja godzinami palę u siebie w pokoju znicz, który stwarza mi ciepłą więź z najbliższymi i przyjaciółmi, których już mi zabrakło, ale także swym światłem przypomina o czekającym mnie Bożym Narodzeniu, przyjściu Pana wszechświata. Wszak znicz to w języku francuskim feu sacré, czyli święty ogień, w języku niemieckim  ewiges Feuer, czyli wieczny ogień, podobnie w języku angielskim ever-burning fire,  to jest taki ogień, jaki powinien trwać, palić się stale w naszych sercach.

            Przeżywamy to piękne spotkanie integrujące społeczność akademicką zaraz po trzeciej niedzieli adwentu, tj. niemal tuż przed  Świętami Bożego Narodzenia, które – zwłaszcza te polskie – emanują niesamowitą atmosferą łączącą przeżycia religijne, miłość rodzinną i tradycję zakorzenioną w kulturze polskiej.

            Tak się złożyło, że Święta Bożego Narodzenia przeżywałem raz we Francji i dwa razy w Niemczech. Dane mi było zauważyć szczególne zainteresowanie obcokrajowców informacjami o polskiej tradycji tego okresu. Szczególnie zapadło mi w pamięci wydarzenie z końca grudnia 1988 roku. Przebywałem wówczas w Berlinie Wschodnim (NRD) jako tzw. profesor wizytujący w Uniwersytecie Humboldta, w Instytucie Stochastyki, którego dyrektorem był wówczas znany probabilista związany ideowo z ówczesnym reżimem. Mieszkałem w dość odległej dzielnicy Berlina w Pankow i ze zdziwieniem przyjąłem informację od administratorki mieszkania uczelnianego, że w wigilię przyjedzie  po mnie rano tenże profesor, aby mnie zaprosić do siebie. Przyjechał do mnie jak było zapowiedziane autem z dwójką dzieci i oznajmił mi wielce zdumionemu, że zaprasza mnie do swej podberlińskiej daczy z jednoczesną prośbą, abym jego żonę Rosjankę poinstruował jak ma przygotować wieczerzę wigilijną na polski sposób, bowiem słyszał już nawet w Rosji, że ma ona niesamowity urok i sprawia niezatarte wrażenie. Zobowiązał się przy tym zdobyć wszystkie potrzebne produkty tak, by on sam z rodziną i będącym u niego w gościnie Rosjaninem mogli odczuć atmosferę polskich świąt. Niełatwo było mi wytłumaczyć człowiekowi oddalonemu zupełnie od przeżyć religijnych, że wieczerza wigilijna i świąteczne posiłki to tylko pewna   oprawa obrazu, który dopiero przez swą duchowość tworzy całość zwaną polską tradycję świąteczną. Żal mi było ogromnie, gdy dowiedziałem się rok-dwa później, że człowiek ten popełnił samobójstwo zapewne nie mogąc przyjąć do wiadomości zachodzących zmian politycznych, a moje starania ukazania prawdziwych wartości w życiu  (miał 3 żony) nie przyniosły tu pozytywnego skutku.

            Z zadumą i wdzięcznością staniemy za kilka dni przy żłóbku Zbawiciela, śpiewając kolędy w naszych domach lub wspólnotach, w każdym miejscu, gdzie pełnimy służbę drugiemu człowiekowi, a przez niego także Bogu.

            Niech polski opłatek, który rozsyłamy do znajomych za granicę, nieznających tej pięknej polskiej tradycji, połączy nas w krąg starań, by te Święta przez swą wielkość wydarzenia religijnego i duchowego, i głębię przeżyć ugruntowanych tradycją, przyniosły świadomość, że mamy się odrodzić do życia dla prawdziwych wartości i rozwijać swe umiejętności i zdolności dla odradzającej się Polski.


  "N A S I" (bo z SRK AŁ) polecają, pytają, inicjują:

1. Marek zaprasza na wyjazdowe rekolekcje wielkopostne

Zapraszam na rekolekcje wielkopostne w marcu w dniach 12-13 w Żdzarach k/ Nowego Miasta.
Wykładowcą rekolekcyjnym będzie o. Juliusz.
Koszt wyjazdu transport, wyżywienie i nocleg – 125 PLN.
W drodze zwiedzenie Poświętnego i Rzeczycy.
Polecam i czekam na telefon 603916045. Marek

2. Przesyłajmy listy - protesty do skrzynek osobistości i organizacji unijnych..Nie chcemy nadzoru komisarzy... (poleca Wiesława)

1) List  do  komisarza UE Günthera Oettingera, który groził potrzebą wprowadzenia "nadzoru nad Polską":
http://www.citizengo.org/pl/32108-list-w-sprawie-slow-o-nadzorze-nad-polska


2) List do skrzynek osobistości i organizacji unijnych:

https://www.protestuj.pl/stop-obcej-interwencji-w-wewnetrzne-sprawy-polski,56,k.html

List do skrzynek osobistości i organizacji unijnych

Adresy:
Matthias.Barner@kas.de
cvd@bph.bund.de
redaktion@welt.de
diezeit@zeit.de
leserservice@nzz.ch
redaktion@suddetsch.de
thorold.barker@wsj.com   
kristina.erksson@ft.com
redaktion@derStandard.at
leserbriefe@diepresse.com
eileen.murphy@nytimes.com
jaume.duch@europarl.europa.eu
office@anunt-adevarul.ro

Tekst:
Dear Gentlemen,
 
In connection with recent outrageous opinions on the internal situation of Poland expressed by Martin Schulz and in connection with the decision according to which this situation is to be the subject-matter of a debate of the European Parliament in January 2016, I resolutely protest against interference in the matters of the Republic of Poland as a sovereign country.
 
The words of the President of the European Parliament (who has recently threatened to use force against Poland, anyway) in which he compared the result of the democratic election to a coup d’etat, constitute an unprecedented violation of all diplomatic customs that have been in use until now.
 
Worse still, these words indicate also the position that the EU bureaucracy would like to assume against one of the biggest member states: the position of absolute superiority that gives the right to impose the form of government and the shape of legislation upon Poland.
 
I am particularly worried about this because – as a Polish patriot – I am aware of the dreadful consequences that affected Poland as a result of foreign interventions in the past.
 
From the tragic experience of the 18th century that led to the collapse of the Polish Commonwealth, through Poland’s isolation in its fight against Bolsheviks in 1920, to the Soviet invasion of 1939 that supported the German aggression and was carried out under the guise of “protection of national minorities”, these consequences were extremely painful for Poland – a Catholic country that has never pursued an aggressive policy against its neighbours.
 
The Western world, which expresses false concern about the allegedly uncertain state of Polish democracy today, demonstrated a passive attitude towards these experiences at best. It was because of the lack of European solidarity that Poles were sentenced to many years of Communist occupation by great powers debating in Yalta; the impact of this occupation has not been shaken off until now.
 
Therefore, I propose that, instead of questioning the results of the democratic election and interfering in the internal affairs of a sovereign state, the supreme EU authorities focus on real problems and threats, such as the uncontrolled inflow of illegal immigrants, the huge economic crisis or the hecatomb of unborn children that occurs every year.
 
Please remember that 2016 is the year in which Poland will celebrate 1050 years of its sovereignty. I would like to indicate that it is much longer than the period of existence of the European Union – presumably also many times longer than the European Union will ever last.
 
Therefore, I request you not to begin this year with a slap in the face of all Poles. I demand respect for Polish sovereignty and the tradition of democratic government that has existed in Poland for centuries.
                                                                                                                                                                                  Respectfully yours

3. Śpiewajmy razem - teksty i chwyty gitarowe wybranych kolęd

To bardzo ważne dla wszechstronnego rozwoju dzieci, Andrzej
Adres do pliku, znajdującego się w tym samym folderze co ten dokument Warto_styczen2016.html..:
KolEdy_chwytyAR.html

4. Temat: Po Synodzie Biskupów 2015 (poleca Barbara)

Od soboru do synodu  https://www.youtube.com/watch?v=gDVihJINEIg
Refleksje tradycyjnego teologa 50 lat po II Soborze Watykańskim:

ks. Jan Michał Gleize, profesor apologetyki i eklezjologii w Międzynarodowym Seminarium św. Piusa X, w niezwykle syntetyczny i przejrzysty sposób przedstawia problematykę synodu o rodzinie.

Wątki związane z synodem - wypowiedzi Pulikowskich i ks. Prof. Tadeusza Guza (poleca Andrzej)

Co naprawdę wydarzyło się na synodzie o rodzinie A.D. 2015 - dr inż. Jacek Pulikowski
Małżeństwo z Poznania - Jadwiga i Jacek Pulikowscy zostali mianowani przez papieża Franciszka audytorami XIV Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, który obradował w Watykanie w dniach 4–25 października na temat „Powołanie i misja rodziny w Kościele i świecie współczesnym”. Doc. dr inż. Jacek Pulikowski dzieli się wrażeniami z zakończonego synodu. Rejestracja: ks. Sławomir Kostrzewa
https://www.youtube.com/watch?v=YMFZML2sgy0

Ks. prof. Tadeusz Guz: Powołanie Synodu do troski o ocalenia prawdy o małżeństwie i rodzinie

https://www.youtube.com/watch?v=CvQJgOZwA_w


5. Temat: Miłosierdzie u bł. Michała Sopoćki - Smierć Jezusa - ks. Prof. T. Guz (poleca Andrzej)

https://www.youtube.com/watch?v=RzeNbUHwGMI 

6. Temat: Czystość przedmałżeńska i małżeńska - prof. Wanda Półtawska cz.1 (poleca Andrzej)

Wanda Półtawska, najbliższa przyjaciółka i współpracowniczka św. Jana Pawła II, przypomina jego nauczanie o wartości i sensie czystości przedmałżeńskiej i małżeńskiej. Wykład zarejestrowano 29 października 2015 r. w Poznaniu. Rejestracja: ks. Sławomir Kostrzewa
https://www.youtube.com/watch?v=gIle5lnOElA


7. Temat: Roman Dmowski (poleca Barbara)

Twórczość polityczna tego Wielkiego Polaka ma charakter ponadczasowy i niewiele się zdezaktualizowała do czasów współczesnych. Ta twórczość jest w dalszym ciągu skuteczną bronią wobec współczesnego żydomasońskiego: globalizmu, multikulturalizmu i kosmopolityzmu, których celem jest stworzenie jednego globalnego łagru pod nazwą Nowy Porządek Świata.

http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2016/01/ponadczasowa-tworczosc-dmowskiego-jest-bronia-wobec-zydomasonskiego-multikulturalizmu-i-globalizmu/

Roman Dmowski i jego przełom polityczny. Autor:  Mirosław Król

http://fides-et-ratio.pl/index.php/2013/01/miroslaw-krol-roman-dmowski-i-jego-przelom-polityczny/
(…)
Zwykły człowiek, a jednak niezwykły
W cztery dni po egzekucji na Romualdzie Trauguttcie przyszedł na świat Roman Dmowski, twórca szkoły polskiej myśli politycznej i przywódca ruchu narodowego. Pokolenie „Niepokornych” musiało odnieść się do wydarzenia, które kończyło się wraz ze śmiercią dyktatora powstania styczniowego. Wielu synów tego pokolenia zerwało z kultem nieprzemyślanych i pozbawionych szans zbrojnych insurekcji, ale nie akceptowało też drogi ugody i rezygnacji z niepodległości, charakterystycznej dla środowisk konserwatywnych. Ruch narodowy, a z nim Dmowski, nie odrzucał drogi walki zbrojnej, ale traktował ją jako jeden ze sposobów zmagań o interesy narodowe.
Roman Dmowski urodził się jako syn kamieniarza na podwarszawskim Kamionku. Słusznie zauważył Ksawery Pruszyński, że Dmowski wniósł w politykę pewne cechy rzemieślnicze. Jego doktryna i metoda polityczna nie była inspirowana etosem szlacheckim, ale było w niej coś z kamieniarskiej roboty, coś z kalkulatora, który przychodzi, planuje, wymierza, nie osądza „na oko” i nie wyczuwa intuicją. „Działalność, która nie przypomina impetu husarii, świetności poloneza, ale rytm powolny młota kującego granit. System pracy nie znający zrywów, ale nie uznający i opadnięć. Człowiek z takiej gliny rządzi się mózgiem nie sercem, intelektem nie intuicją”[1]. Co innego polityka uczuć – mówił Jan Ludwik Popławski, mistrz polityczny Dmowskiego – a co innego liczenie się w polityce z uczuciami, które są siłą realną[2]. Dmowski publikując Myśli nowoczesnego Polaka poszedł niejako pod prąd dotychczasowej tradycji politycznej. Myśli w sposób znaczący wpłynęły na umysłowość kilku pokoleń Polaków.

Święty Tomasz polityki polskiej
Nie zamierzam dowodzić heroiczności cnót męża stanu i polityka wykształconego w epoce pozytywizmu. W kategoriach łaski należy spojrzeć na fakt, iż Dmowski opuścił ziemski padół pojednawszy się z Bogiem. Co więc łączy go ze świętym Tomaszem?
Dmowski wypowiadając na kartach Myśli nowoczesnego Polaka – swoje słynne: „Jestem Polakiem…” dotknął najgłębszych pokładów duszy polskiej. Dotknął podstaw „ISTNIENIA” narodu skazanego na nieistnienie. Pomógł zrozumieć ówczesnemu pokoleniu, że polityka zawsze rozgrywa się wobec podstawowego faktu, jakim jest istnienie rzeczywistości. Ów fakt wymusza na polityku odpowiednie działanie oparte na rozpoznaniu rzeczywistości. Nakazuje również wybór odpowiedniej metody działania. Jego słowa były niczym uderzenie obuchem dla tych, którzy budowali tradycje staropolskiego „jakoś to będzie, gdy szlachta na koń siędzie”. Zacnym patriotom śpiewającym głębokie słowa Warszawianki – „Powstań Polsko, skrusz kajdany, dziś twój triumf albo zgon” – mówił, że obrażają jego najgłębsze uczucia, jego zmysł moralny. Sama myśl o tym, że Polska może skonać jest zbrodnią. Bytu Polski ryzykować nie wolno, ani jednostce, ani żadnej organizacji, ani nawet całemu pokoleniu. „Człowiek, który ryzykuje byt narodu, jest jak gracz, który siada do zielonego stołu z cudzymi pieniędzmi”. Polska należy do całego łańcucha pokoleń tych, którzy byli i przyjdą po nas[3].
Mówił, że trzeba iść z Rosją przeciw Niemcom. Jednak przeciw Rosji skierowany był cały wysiłek zbrojny XIX-wiecznego narodu polskiego, a nawet wcześniejsze zrywy, jak: Konfederacja Barska i Powstanie Kościuszkowskie. Dmowski zwracał się do weteranów powstań, ich synów, którzy na grobach swych ojców przysięgali walczyć z Moskalem. Nic dziwnego, że miał wielu przeciwników. Burzył misternie tkaną od pokoleń ideę powstańczą. Atakowano go za kierunek jego polityki. Kiedyś w środowisku emigracyjnym napadł na Dmowskiego sztokholmski antykwariusz Henryk Bukowski, zarazem weteran powstania styczniowego, wielce zasłużony dla sprawy narodowej człowiek.
– Myśmy inaczej działali w 1863 r. – wołał do Dmowskiego Bukowski – innymi drogami szliśmy do niepodległości!
– Aleście nie doszli – odpowiedział Dmowski – Ten, kto przegrał, nie ma prawa żądać, żeby go naśladowano.
Św. Tomasz z Akwinu pisał niegdyś, że trzeba mieć odwagę, by zmienić to, co zmienić trzeba, trzeba mieć tolerancję, by zaakceptować to, czego zmienić się nie da. Trzeba mieć mądrość, aby ocenić gdzie potrzebna jest odwaga, a gdzie tolerancja.
Roman Dmowski prawdy pod korcem nie chował, często wypowiadał ją ostro i bezlitośnie. Tak pojmował swoją misję: mówić narodowi prawdę, chociażby była trudna i bolesna.
Zwrot Dmowskiego i obozu narodowego w kierunku realizmu politycznego był swoistym przełomem w polityce polskiej. Porównywalnym z tym, jakiego dokonał Akwinata na polu filozofii.

Fenomen metody narodowej
Polska idea narodowa jest bardziej postawą wobec życia i jego problemów, bardziej szkołą politycznego myślenia niż sztywną doktryną społeczno-polityczną, którą można zamknąć w gotowych formułkach. Wymaga ona nieustannego twórczego wysiłku[4]. Wielu, wzorem starożytnych „talmudystów”, chciałoby jednak zamknąć ją w sztywnych formułkach. Przy pierwszym poważniejszym problemie sięgnąć na półkę, gdzie spoczywa Dmowski w skórzanej oprawie, przeczytać odpowiedni fragment, dodając prorocze: „to mówi pan”. Tak jest najprościej, bez nieustannego twórczego wysiłku. Od tego, czy będziesz wierny Dmowskiemu w autorytatywnej interpretacji nieudacznika politycznego, zależy, ile w tobie siedzi Polaka.
Współcześnie wiele środowisk zideologizowało Dmowskiego wbrew samemu Dmowskiemu, który chciał, by polityka narodowa była wolna od ideologii od wszelkich „-izmów”.[5]
A przecież metoda narodowa jest formą gry politycznej prowadzonej w interesie narodu. Naród musi ową grę rozumieć, co najmniej znać jej zasady. Słusznie nazwano ową metodę „harmonią na gruncie zrozumienia” w odróżnieniu od innych metod opartych np. na wierze jakiemuś „indywiduum” albo na skomplikowanej analizie okoliczności politycznych nie dającej się ubrać w żadne zasady.
Harmonia Dmowskiego i ruchu narodowego była dobrze wykalkulowana, dawała pierwszeństwo logice przed uczuciami, choć uczuć nie lekceważyła. Zasady gry znali i dobrze pojmowali współpracownicy Dmowskiego. Mogli je podejmować i kontynuować samodzielnie. Tak postąpił poseł Wiktor Jaroński 8 sierpnia 1914 r. w rosyjskiej Dumie. Pod nieobecność innych posłów Koła Polskiego wygłosił deklarację, w której wypowiedział się w imieniu narodu polskiego, który życzył sobie stać podczas wojny po stronie alianckiej. Nikt nie ośmielił się poddać w wątpliwość deklarację Jarońskiego, było bowiem jasne, iż Koło Polskie stanowi polityczny monolit. Zupełnie inaczej „zrozumienie” wyglądało w obozie socjalistyczno-niepodległościowym. Kiedy powołano tzw. rząd lubelski pod prezesurą Ignacego Daszyńskiego, spotkało się to z dezaprobatą Józefa Piłsudskiego wyrażoną w słynnej wypowiedzi do Rydza-Śmigłego: „Wam kury szczać prowadzać, a nie za politykę się brać!”

Lud w narodzie
Niekwestionowaną zasługą ruchu narodowego jest wprowadzenie ludu polskiego do narodu. Wiązało się to z przekazaniem stanowi włościańskiemu praw politycznych oraz docenieniem jego roli jako podstawowego czynnika stanowiącego o sile narodu. Lud przechował swą własną kulturę i instynktowny patriotyzm. Począł się tworzyć nowoczesny naród polski.
Unarodowienie społeczeństwa polskiego oznaczało, iż sprawa polska stanie się ze sprawy kilkuset tysięcy, sprawą kilkunastu milionów. Ponieważ w polityce liczy się przede wszystkim siła społeczna, tą siłą mógł być tylko świadomy swych celów politycznych naród.
Takie pojmowanie roli ludu polskiego doprowadziło narodowców do demokratyzmu. Te dwie idee – naród i demokratyzm zlały się w jedno, tworząc fundament ruchu narodowo-demokratycznego. Demokracja nie była dla ruchu narodowego wartością samą w sobie, a jedynie środkiem do budowy nowoczesnego narodu, zdolnego wziąć odpowiedzialność za swoją przyszłość.

Obrona czynna
W wieku XIX dominowały dwa poglądy na sprawę polską. Pierwszy głosił obowiązek zbrojnej walki każdego pokolenia Polaków o niepodległość. Drugi zachęcał do odrzucenia metody insurekcyjnej, namawiał do ugody i współpracy z zaborcą, odkładając niepodległość w mglistą przyszłość. Pojawienie się ruchu narodowego oraz działalność Popławskiego, Balickiego i Dmowskiego nadała zupełnie nową treść ówczesnej działalności politycznej. Wraz z nimi pojawiło się pojęcie „obrony czynnej”, sformułowane jeszcze na emigracji przez Zygmunta Miłkowskiego, ale dopracowane i wdrożone w kraju. Zalecała ona nie powstańcze uderzenie w zaborcze instytucje, ale ciągły nań nacisk przez zorganizowany naród. Obrona czynna stała się przede wszystkim budowaniem ruchu społecznego, który organizował i tworzył nowoczesny naród, a następnie uczył go umiejętności codziennego zabiegania o swoje prawa. Inne środowiska polityczne oddziaływały raczej na elity i ośrodki władzy.
Ruch narodowy pod przywództwem Dmowskiego stał się jednym z głównych składników polskiego życia politycznego na przełomie XIX i XX wieku. Zwalczał kastowe myślenie konserwatystów i klasową ideologię socjalizmu. Jedni i drudzy rozbijali wewnętrzną spójność narodową. Jedynym znaczącym sojusznikiem politycznym był dynamicznie rozwijający się ruch ludowy.
(…)
Roman Dmowski rozumował jasno, chłodno i zazwyczaj trafnie. Był przekonujący tak wobec swoich, jak i obcych. Znał języki, czuł się swobodnie na salonach politycznych Europy. Nie miał kompleksów np. polskiego antysemityzmu. Wspomina na kartach Polityki polskiej… obiad w towarzystwie francuskich wojskowych, podczas którego syn Adama, Władysław Mickiewicz uskarżał się na nacjonalizm polski, który urządza pogromy żydowskie. Do rozmowy wtrącił się Dmowski, opowiadając niedawne zdarzenie mające miejsce w jednym z miast polskich. Kilkuset młodych Żydów wychodząc z kinematografu wznosiło okrzyki „Niech żyje Lenin! Precz z Polską!” Tłum rzucił się na nich i padły ofiary. „Co by panowie zrobili – zapytał Francuzów – gdyby pojawiła się na ulicach banda, wołająca „Precz z Francją!”? To samo – odpowiedzieli jednogłośnie obecni.
A co zrobiliby dziś zwolennicy polskiego samookaleczania, pogrążeni w ekspiacji, zanim jeszcze orzeczono ich winę. Ścigający się wzajem w zawodach pod tytułem: Kto mocniej obrazi Polskę.
Dmowski znał i rozumiał mechanizmy polityki międzynarodowej. Tę wiedzę potrafił znakomicie wykorzystać dla dobra Polski. I jak zauważa prof. Tomasz Wituch: u polityka zwanego ojcem nacjonalizmu polskiego manifestowała się w najwyższym stopniu charakterystyczna światowość czy europejskość nieosiągalna w tym stopniu dla innych polskich polityków tej epoki[6].

Przesłanie na dziś
W którym miejscu polskiej sceny politycznej znalazłby się dziś Roman Dmowski? (….)
Kto (…) czytał Dmowskiego i starał się zrozumieć istotę jego przesłania, wie, że program i działanie ruchu narodowego należy pojmować w kategoriach ponadpartyjnych i pozapartyjnych. Dlatego lepiej, gdy mówimy o nurcie lub ruchu narodowym niż konkretnym stronnictwie. Instytucjonalne i organizacyjne formy tego nurtu zmieniały się dość często. To one były dla Polski, a nie Polska dla nich.
Oddajmy na zakończenie głos samemu Dmowskiemu, który (niczym św. Tomasz) jest bardziej wyrazisty w oryginale niż w interpretacji swoich komentatorów. Na kartach Myśli nowoczesnego Polaka znajdujemy takie oto zdanie: „Musimy mieć swoją samoistną politykę narodową, wynikającą z głębokiego odczucia i zrozumienia tego, czym jesteśmy, położenia, w jakim się znaleźliśmy i celów, jakie mamy do osiągnięcia, jeżeli chcemy swą samoistność narodową, swój byt zachować. (…) Niepodległość zdobywa ten naród, który nieustannie buduje ją swą pracą i walką”.
za: http://cywilizacja.ien.pl/?id=72 ( skróty pochodzą od red)

8. Temat: Rycerze Niepokalanej – Apostołami Fatimy. Autor: Ksiądz Karl Stehlin - były przełożony FSSPX na Polskę (poleca Barbara)

https://marucha.wordpress.com/2016/01/08/rycerze-niepokalanej/#more-55377

Drodzy Rycerze Niepokalanej!
Jak już często mówiono: rok 2017 jest ważnym rokiem dla Kościoła. Gdy sto lat temu bestia z Apokalipsy rozpoczęła swój triumfalny pochód przez cały świat, przeciwstawił się jej „znak wielki na niebie: Niewiasta obleczona w słońce…”.  Na komunizm Maryja odpowiada w Fatimie  wolnomularstwu założeniem Rycerstwa Niepokalanej!

Dzisiaj, po stu latach, obie bestie apokaliptyczne praktycznie zakończyły swój zwycięski pochód: porządek naturalny i nadprzyrodzony są w większości zrujnowane. To, co Chrystus zapowiedział przez apostołów, stało się rzeczywistością: Wszystkie ludy i narody podporządkowały się ideologiom smoka, pozostała tylko niewielka reszta tych, którzy jeszcze nie skłonili głowy przed nowym Baalem.

Tę resztę nazywa Święty Ludwig Maria - „apostołami Maryi w czasach ostatecznych”, a Święty Maksymilian - „Rycerzami Niepokalanej”.

W Fatimie Niebiańska Matka ukazała się we własnej osobie, aby objawić światu, że JEJ NIEPOKALANE SERCE zatriumfuje nad wszelkimi atakami złego wroga. W tych czasach jest ONA nie tylko naszą ostatnią nadzieją, „naszą ucieczką i drogą, która prowadzi do Boga”, lecz ONA życzy sobie również – bardziej niż kiedykolwiek – spuścić duszom pełnię łask, których jest pośredniczką. A do tego potrzebuje narzędzi, które poddadzą się Jej kierownictwu i będą wypełniać posłusznie Jej życzenia. To jest szczególnie widoczne u dzieci z Fatimy, u Świętej Bernadety z Lourdes itd.

Dla nas oznacza to, że mamy całkowicie pójść w ślady dzieci z Fatimy: To, o co Matka Boża prosiła je sto lat temu, o to samo prosi ONA nas dzisiaj! ONA przyszła sto lat temu, żeby przez swoje posłannictwo niezliczoną ilość ludzi nawrócić i uświęcić. Dzisiaj chce ONA z całą pewnością tego samego. Rok 2017 musi stać się rokiem nawróceń i dlatego nas nawołuje, abyśmy stali się Jej apostołami. Nawracanie dusz oznacza wypowiedzenie wojny złemu wrogowi! Tak jak sto lat temu, tak również i rok 2017 będzie rokiem walki – być może decydującej walki.

Niewielka armia naszej Pani z Fatimy powinna udać się na bitwę w pełnym rynsztunku i dobrze przygotowana pod Jej potężnym przewodnictwem, żeby każdego dnia coraz bardziej umacniać Jej królowanie w naszych sercach i każdego dnia wyrywać wiele dusz śmiertelnemu wrogowi. Tak więc rok 2016 jest rokiem przygotowania: Przed rozstrzygającą grą drużyna musi być dobrze wytrenowana, przed wystawieniem sztuki teatralnej aktorzy muszą przejść wiele prób, w przeciwnym razie (premiera) nie powiedzie się.

Ponadto ONA sama pokazała w Fatimie, jak ważne jest takie przygotowanie. Dlatego też w roku 1916 posłano z nieba aż trzy razy anioła, który miał nastawić dzieci na wielkie wydarzenia roku 1917. Tak właśnie rozpoczyna się jubileusz 100-lecia w tym Nowym Roku. Razem ze świętymi aniołami, szczególnie z „Aniołem Stróżem Portugalii”, świętym Archaniołem Michałem chcemy wkroczyć w te wielkie tematy Fatimy.

Jak ma wyglądać to przygotowanie?

Musimy najpierw przyswoić sobie głęboką wiedzę o wydarzeniach w Fatimie, ponieważ „nikt nie może dawać tego, czego sam nie posiada”. Uwaga, istnieje ogromna oferta literatury o Fatimie, niestety często skażona ideami modernistycznymi, częściowo również sentymentalna czy też powierzchowna. Dlatego przygotujemy dla Państwa listę pism, które rzeczywiście wprowadzają w głębię objawień fatimskich.

Później musimy wyćwiczyć się w sztuce walki: żeby walczyć z wrogiem i go pokonać, musimy nauczyć się właściwie wykorzystywać naszą broń. Musimy osiągnąć taką sprawność, która nam ułatwi trwałe i skuteczne jej zastosowanie. Znają Państwo tę broń: „Módlcie się i ofiarujcie, tak wiele dusz idzie na stracenie, bo nikt za nie się nie modli ani nie ofiaruje!”.

W końcu musimy kiedyś sprawdzić się w walce, tzn. konkretnie wyjść do świata i spróbować prowadzić ludzi do Boga: To będą nasze pierwsze działania apostolskie.

Teraz należy wbić sobie do głowy i do serca postanowienie na ten rok, żeby każdego dnia wciąż stawać się na nowo apostołem naszej Pięknej Pani z Fatimy. Przy tym nie możemy się zniechęcać, jeśli nie od razu będzie nam się udawało. Rozpoczynajmy każdego ranka ochoczo i w ufności do NIEJ. Wieczorem zdajmy sobie krótko sprawozdanie z wykonania zamiaru i odnówmy go, z mocnym postanowieniem, żeby następnego dnia wykonać go jeszcze lepiej.

POSTANOWIENIE NOWOROCZNE 2016
1. INTELEKT:
a) Jeśli to możliwe codziennie kilka minut – jednak co najmniej tygodniowo jedną godzinę – czytać dobrą książkę o Fatimie.
b) Jeśli to możliwe, raz w miesiącu przeczytać opublikowane na stronie teksty o Fatimie.

2. WOLA I SERCE:
a) Jak najczęściej odmawiać akty strzeliste o nawrócenie grzeszników, szczególnie: „Jezusie, Maryjo, kocham Was, ratujcie dusze.”
b) Codziennie przynajmniej trzy razy odmawiać Modlitwę Anioła Fatimskiego.
c) Codziennie różaniec w intencjach Naszej Pani z Fatimy.
d) (Jeśli możliwe) raz w miesiącu post w intencjach Maryi, a mianowicie w środę, przed 13. danego miesiąca.
Poza tym:
e) Sobotnie nabożeństwa wynagradzające są dla apostołów Fatimy święte, tzn. jak tylko to możliwe uczestniczą w nich.
f) Apostołowie Fatimy ofiarowują możliwie często Komunię św. w duchu Fatimy jako wynagrodzenie za zniewagi Niepokalanemu Sercu Maryi.

3. DZIAŁANIE:
a) Starać się rozdawać Cudowny Medalik gdzie tylko to możliwe. Jeśli możliwe, brać udział w akcjach apostolatu MI.
b) Starać się pozyskać jak najwięcej wiernych dla MI.

Tym samym mamy bardzo głęboki i pobłogosławiony przez Niepokalaną program, jak konkretnie być JEJ rycerzami w roku 2016 .

Na koniec jedna prośba: Proszę zaprosić w roku 2016 jak najwięcej ludzi do udziału w tym przedsięwzięciu. Proszę zachęcić ich, żeby stanęli pod sztandarem Niepokalanego Serca Maryi i żeby zostali RYCERZAMI NIEPOKALANEJ.

Nawet jeśli ci ostatni zgłoszą się 31.12.2016, to przecież „ostatni będą pierwszymi”. Proszę pamiętać, że chcemy w roku 2017 Niepokalanej położyć u stóp 100 000 rycerzy – tym samym czeka nas niemała praca.

Z okazji Nowego Roku życzę Państwu z całego serca przeobfitych łask Bożych i opieki Niepokalanego Serca Maryi! Niech w naszych sercach, na naszych ustach, a przede wszystkim w naszym działaniu wciąż rozbrzmiewa hasło: CZEŚĆ NIEPOKALANEJ!

x. Karl Stehlin FSSPX,   Madras, Boże Narodzenie 2015

*********************
POLECANE LEKTURY (lista będzie uaktualniana):
Historia objawień w Fatimie
ROZWAŻANIA ,,KU FATIMIE 2017″:
Ku Fatimie 2017 cz. I
Ku Fatimie 2017 cz. II
Ku Fatimie 2017 cz. III
Ku Fatimie 2017 cz. IV

PUBLIKACJE:
Książki dotyczące objawień Fatimskich do nabycia w Te Deum
Na temat Fatimy pisze  ks. K. Stehlin w książce – Kim jesteś Niepokalana?
o. Ludwik Kondor SVD, Siostra Łucja mówi o Fatimie, wyd. Fatima Press

ARTYKUŁY z Zawsze Wierni dotyczące Fatimy:
Fatima i wielka kara
Fatima wzgardzona. Poświęcenie Rosji wciąż nie dokonane.
Ekumenizm w świetle objawień Matki Bożej w Fatimie
Fatima i kryzys w Kościele
Trzecia Tajemnica Fatimska – dwa manuskrypty siostry Łucji

WYKŁADY  NA YOUTUBE:
WIelka Tajemnica Fatimska – wykłady z pielgrzymki do Częstochowy 2014
Maksymilian Kolbe, Fatima i osobiste poświęcenie się Matce Boskiej
Trzecia Tajemnica Fatimska

http://militia-immaculatae.org

Było to w rodzinie protestanckiej. Rycerz Niepokalanej - Styczeń 1 (13) 1923 s. 11 (o uzdrowieniu ociemniałego chłopca - poleca Andrzej)

http://militia-immaculatae.org/bylo-to-w-rodzinie-protestanckiej
Copyright 2012–2016 Serwis Rycerstwa Niepokalanej Tradycyjnej Obserwancji

Było to w rodzinie protestanckiej, którymi tak gęsto zachwaściła kultura niemiecka kresy zachodnie ojczystej ziemi naszej, co królestwem Maryi nazwana. Do gabinetu ojca prowadzi matka za rękę małego ciemnego chłopca. Chłopak nie chce iść. Wydziera się matce. Matka ciągnie go "pójdź synu, pójdź będziemy jeszcze prosić!" "Nie pójdę, odpowiada z płaczem chłopczyk, nie pójdę; tato mnie nielubi; tato nie chce żebym widział, żebym był zdrów. Tyle razy już byłem u niego i prosiłem grzecznie i zawsze tylko krzyku jeszcze dostałem. I opiera się chłopczyna jak tylko może. Matka ciągnie go przemocą "jak to zemną nie chcesz iść... I ja będę za tobą prosić. Pójdźmy chłopcze, może nam się właśnie tym razem uda". I weszli.

Ojciec, gdy ich tylko zobaczył zmieszanych, poznał z czym do niego przychodzą i wpadł w wielki gniew. "Czy dacie mi już raz spokój", zawoła, "Czy nie wiecie, że ja tam w żaden sposób iść nie mogę. Co by powiedzieli o mnie nasi krewni i znajomi. Przecieżby to zdrada była naszego wyznania. Nie dziwię się malcowi, ale tobie kobieto. Czy i ty wierzysz może w zabobony polskie. Może chcesz bym się poobwieszał medalikami z różnych miejsc i cudownych polskich i boso z gołą głową szedł do Łęgu, - a zresztą chociażbym i to uczynił, czyż to pomoże chłopakom? Co ma jedno do drugiego? Czyż go to uleczy? Czyż to takie lekarstwo na ślepotę? Ale wam jak się co zachce, to nie sposób was od tego odwieść i rzucał się w gniewie i ani do słowa przyjść proszącym nie pozwalał. - Matka nie wyszła jednak z pokoju. - Czekała cierpliwie. A gdy ochłonął nieco w złości, poczęła go błagać "Ojcze zlituj się nad dzieckiem. Zmarnuje się chłopak. Całymi dniami płacze. Od owej nocy, gdyśmy to wszyscy troje otrzymali we śnie rozkaz, by iść do Łęgu, nie może się biedak uspokoić; ani nie śpi, ani nie je, tylko zawodzi ustawicznie do Łęgu - do Łęgu. Zróbmy to już raz dla niego. Niech się nie męczy. Wybierzmy się cichaczem. Nikomu nie mówmy o celu naszej podróży, a tam wejdziemy do kościoła, kiedy już w nim nikogo nie będzie. Pomoże - to dobrze, a nie pomoże, to przecież nic tak dalece nie stracimy, a chłopak się uspokoi. A gdyby tak pomogło, pomyśl, synek, przyszłość nasza, zdrów, widzący - o Boże! Jaka by to radość dla nas była, jakie szczęście". I prosi go i nudzi - nudzi, aż wreszcie uprosiła . Na drugi dzień rano, wszyscy troje wraz ze służącą katoliczką, puścili się w drogę. '

Łęg jest to urocza wioska, leżąca przy kolei żelaznej między Chojnicami a Tczewem w dekanacie tucholskim, w diecezji chełmińskiej. Jest tam dzisiaj nowy, piękny murowany kościół w stylu gotyckim, o jednej obszernej nawie, to sanktuarium Maryi!. To świątynia Jej potęgi i miłosierdzia. Tu w wielkim ołtarzu króluje Ona w sławnym, prastarym swym obrazie, przeniesionym z dawnego drewnianego kościółka. Wie o tym cała okolica. Wiedzą przede wszystkim parafianie. To też od dawien dawna otaczają Niepokalaną swą Królowę i Matkę szczególniejszą czcią i nabożeństwem. Sami codziennie, nawet wówczas, gdy im rząd niemiecki, prześladując katolików, zabrał kapłanów zgromadzali się licznie przed obrazem swej Pani i odmawiali wspólnie różaniec. I do dziś dnia to czynią. A gdy nadejdą dni odpustowe, tysiączne rzesze pielgrzymów spieszą z pieśnią na ustach do tronu Maryi - jedni z prośbami, drudzy z podzięką. Do tego to tronu łaski pospieszyli z ciemnym swoim chłopczykiem oni protestanccy rodzice, niewierzący w wielkość i potęgę Maryi, owszem szydzący z pobożnych czcicieli Jej.

Już dawno po rannym nabożeństwie, kościelny już zamknął kościół i odniósł klucze na plebanię, gdy ci stanęli na miejscu. Wysłali więc służącą do księdza proboszcza z prośbą, by im pozwolił oglądnąć cudowny obraz. Ten wezwał kościelnego i dawszy mu klucze, kazał ich wprowadzić do kościoła.

Zbliża się nieszczęśliwy kaleka, ciemny chłopczyna, do Tej, co Pocieszycielką smutnych nazwano. Idzie ku Niej, prowadzony za ręce. Nie widzi Jej obrazu, bo niema wzroku, ale w sercu ma wiarę, a ta mu mówi: idź, idź do Maryi, Ona cię uzdrowi! Wraz z nim idą rodzice. Ci już od bramy patrzą na cudowny obraz, lecz w sercu nie mają wiary w moc Matki Chrystusa, - protestanci idą z powątpiewaniem, ot tak, dla dziecka tylko i z dzieckiem. Najświętsza Panienka i nad niemi okaże swą dobroć i potęgę.

Już przy ołtarzu klękają. Zaczęli modlitwę, a tu nagle zrywa się chłopak i krzyczy: "mamo ja już widzę - widzę, widzę!" i obejmuje ją za szyję i tuli się do niej, a ręką swą wskazuje na cudowny obraz i woła: "oto ta Pani mię uzdrowiła, o jaka Ona dobra, kochał Ją będę za to całe życie". I ojca znowu objął i mówi mu: "widzisz tatusiu nie chciałeś iść, a ja wiedziałem, że ta Pani przywróci mi tutaj wzrok!!" Wszystkich ogarnęło zdumienie. Nie wiedzą co począć, klęczą przed ołtarzem zalani łzami. Kościelny tym razem pobiegł na plebanię do księdza i woła: "coś strasznego! Ci państwo przyszli z ciemnym swym synem i zaledwie klękli przed ołtarzem Matki Boskiej, chłopak przejrzał". I przybiegł ksiądz i kto tylko był na plebani i oglądają wszyscy co się stało. A rodzice oni, nie wstydząc się już bynajmniej i nie wątpiąc o prawdziwości wiary katolickiej, postanowili uczynić wyznanie wiary i przejść na katolicyzm, co też niezwłocznie spełnili.

Rycerzu Niepokalanej! jeśli spotkasz w kraju naszym ludzi z sercem oziębłym dla Najświętszej Panienki, opowiadaj im, jak Ona wszechwładna i jaka litościwa, szczególniej dla nas, a może poczną ich serca bić goręcej i kochać Ją więcej.

Objawienie Cudownego medalika. Autor: o. Maksymilian Maria Kolbe, Rycerz Niepokalanej, czerwiec 1922 r. (poleca Andrzej)

http://militia-immaculatae.org/objawienie-cudownego-medalika/
Copyright 2012–2016 Serwis Rycerstwa Niepokalanej Tradycyjnej Obserwancji

Znany jest powszechnie Medalik zwany cudownym. Pochodzenie jego sięga roku 1830, a szczęśliwą duszą, której Najświętsza Maryja Panna Niepokalana go objawiła, to — Katarzyna Labouré, wówczas nowicjuszka Sióstr Miłosierdzia w Paryżu przy ulicy du Bac. Posłuchajmy jej opowiadania:

„Dnia 27 listopada, w sobotę przed pierwszą niedzielą adwentu, gdym odprawiała wieczorem wśród głębokiej ciszy rozmyślanie, zdawało mi się, że słyszę jakby szelest sukni jedwabnej, od prawej strony sanktuarium mnie dochodzący, i ujrzałam Najświętszą Dziewicę obok obrazu św. Józefa; była wzrostu średniego, a tak nadzwyczajnej piękności, że jej opisać niepodobna. W postawie stojącej, odziana była w czerwonawo połyskującą białą szatę, taką jaką zwykle noszą dziewice, tj. zapiętą u szyi i mającą wąskie rękawy. Głowę Jej okrywał biały welon, spadający aż do stóp po obu stronach. Czoło Jej zdobiła [obszyta] drobną koronką opaska, ściśle do włosów przylegająca. Twarz miała dosyć odsłonioną, pod nogami zaś Jej była kula ziemska, a raczej pół kuli, bo widziałam tylko jej połowę. Ręce Jej, aż do pasa podniesione, trzymały lekko drugą kulę ziemską (symbol całego wszechświata), oczy wzniosła ku niebu składając jakby w ofierze cały wszechświat Panu Bogu, twarz Jej coraz więcej jasnością promieniała.
Nagle zjawiły się na Jej palcach kosztowne pierścienie wysadzane drogimi kamieniami, z tych wychodziły na wszystkie strony jasne promienie, które Ją taką jasnością otoczyły, że twarz Jej i szata stały się niewidzialne. Drogie kamienie były różnej wielkości, a promienie z nich wychodzące stosunkowo więcej albo mniej jaśniejące.
Nie mogę wyrazić tego wszystkiego, com wtedy uczuła i czego w tym krótkim czasie doznawałam.
Gdym olśniona widokiem Najświętszej Maryi Panny wpatrywała się w Jej majestat, zwróciła Najświętsza Panna swój łaskawy wzrok na mnie, a głos wewnętrzny mówił mi: kula ziemska, którą widzisz, przedstawia cały świat i każdą osobę w szczególności.
Tu już nie mogę opisać wrażenia, jakiego doznawałam na widok cudownie jaśniejących promieni. Wtenczas Najświętsza Panna rzekła do mnie:
Promienie, które widzisz spływające z mych dłoni, są symbolem łask, jakie zlewam na tych, którzy mnie o nie proszą — i dała mi przez to zrozumienia, jak hojna jest dla tych, którzy się do Niej uciekają... Ileż to łask wyświadcza tym wszystkim, którzy Jej wzywają... W tej chwili straciłam już świadomość siebie, cała zatopiona w szczęściu... Następnie otoczył Najświętszą Pannę, która miała ręce zwrócone ku ziemi, podłużno-okrągły pas, a na nim znajdował się napis złotymi literami: O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy.
Potem usłyszałam głos mówiący do mnie: Postaraj się o wybicie medalika według tego wzoru; wszyscy, którzy go będą nosili, dostąpią wielkich łask, szczególniej jeżeli go będą nosili na szyi. Tych, którzy we mnie ufają, wielu łaskami obdarzę.
W tej chwili — tak dalej opowiada Siostra — zdawało mi się, że obraz się obraca. Potem ujrzałam na drugiej stronie literę M z wyrastającym ze środka krzyżem, a poniżej monogramu Najświętszej Panny — Serce Jezusa otoczone cierniową koroną i Serce Maryi przeszyte mieczem”.

Symbolika

 http://militia-immaculatae.org/symbolika/
Medalik.png
Na awersie medalika widzimy stojącą Maryję na kuli, która oznacza kulę ziemską (świat). Stopami miażdży głowę węża — szatana znajdującego się na szczycie świata. Podczas objawienia, Katarzyna widziała promienie wychodzące z dłoni Maryi, spadające na świat. Są to łaski wyproszone dla nas u jej Boskiego Syna Jezusa, które pomagają nam pokonać Szatana i oprzeć się jego pokusom. Maryja jest Pośredniczką wszystkich łask. Podczas objawienia Katarzyna widziała luki w promieniach na dłoniach Maryi i zapytała, skąd się biorą, na co Maryja odpowiedziała, że brakujące promienie symbolizują łaski, które może wyprosić dla ludzi, ale o które oni jej nie proszą. Wzdłuż krawędzi medalika, podczas objawienia, siostra Katarzyna odczytała modlitwę O Maryjo, bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy.

Na rewersie, wzdłuż krawędzi medalika jest 12 gwiazd, które symbolizują Kościół założony przez Jezusa, oparty na 12 Apostołach. Krzyż na środku medalika symbolizuje ofiarę Pana Jezusa na Golgocie. Duża litera M tuż pod krzyżem symbolizuje Maryję, naszą Matkę, która stała u stóp krzyża na Kalwarii, kiedy jej Boży Syn cierpiał za nasze grzechy. Litera M może również symbolizować Mszę św., ponieważ podczas jej sprawowania również razem z Maryją jesteśmy obecni na Kalwarii w Wielki Piątek.
Pod literą M znajdują się dwa serca płonące miłością dla ludzkości. Po lewej stronie Najświętsze Serce Jezusa, ukoronowane cierniami naszych grzechów. Po prawej stronie . Niepokalane Serce Maryi przebite mieczem boleści.

Rozpowszechnienie medalika

 http://militia-immaculatae.org/rozpowszechnienie-medalika/
Spowiednik siostry Katarzyny, ksiądz Aladel, jako jedyny wiedział o tych objawieniach, jednak zwlekał z decyzją rozpowszechniania medalika. Jego wątpliwości budziło m.in. sformułowanie, jakie miało być zawarte na medaliku: „O, Maryjo bez grzechu poczęta”. Jednak ponaglenia od Maryi, za pośrednictwem św. Katarzyny, sprawiły, że ks. Aladel zdecydował się opowiedzieć o tym przełożonemu ks. Etienne, z którym udał się do arcybiskupa Paryża. Arcybiskup Quellen z zainteresowaniem wysłuchał niezwykłej historii, którą opowiedzieli mu ojcowie. Stwierdził, że nie ma nic w konstrukcji medalu, co byłoby wbrew tradycyjnej wierze Kościoła. Bardzo chętnie dał pozwolenie na jego wybicie i poprosił, aby przysłać mu kilka medalików, jak tylko zostaną wykonane. Ten świątobliwy arcybiskup chciał „przetestować” skuteczność nowego medalu. Był w Paryżu biskup, który popadł w poważny błąd, i odmówił wycofania się z niego. Złożył przysięgę cywilnej konstytucji kleru. Choć był już na łożu śmierci, to jednak uparcie trwał w odstępstwie od wiary. Arcybiskup często odwiedzał go i żarliwie modlił się o jego nawrócenie. Ale wszystko bez skutku. Gdy otrzymał medale, wziął jeden z nich, modląc się o pomoc do Matki Bożej Niepokalanej, udał się do umierającego człowieka. Jego zaufanie zostało nagrodzone. Umierającego biskupa ogarnęły wyrzuty sumienia, wycofał się z błędu, otrzymał sakramenty, a w kilka dni później zmarł w ramionach arcybiskupa.

Ojciec Maksymilian Maria Kolbe pisał w 1939 roku z Zakopanego:
„Tak więc dopiero w czerwcu 1832 roku pojawiły się pierwsze medale. Pierwszego nadzwyczajnego nawrócenia przez ten medalik odstępcy od wiary Pradta był świadkiem sam ks. arcybiskup Quelen, który na medalika wybicie zezwolił. Posypały się liczne nawrócenia, tak że wkrótce słowo «cudowny» przywiązano do tego medalika. Już w pierwszych miesiącach miliony medali rozeszło się po świecie i wytwórnie nie mogły nastarczyć produkcji.

I mnie się też wydarzył wypadek dość dziwny w roku 1920.
W szpitalu w Zakopanem, gdzie przez jakiś czas byłem kuracjuszem i kapelanem, dogorywała niewiasta. Przygotowała się już na śmierć, ale z wielkim bólem wspominała o mężu, o którego nawróceniu już zupełnie zwątpiła. Przyjechał on właśnie. Starałem się podsuwać mu odpowiednią lekturę, rozmawiać na temat religii, ale w odpowiedzi usłyszałem: «Dla mnie potrzeba jaśniejszych dowodów», a do czytania poważniejszych książek wcale się nie kwapił. Gdy na odjezdne przyszedł mnie pożegnać, zrobiłem ostatni wysiłek. Wręczyłem mu Cudowny Medalik, przyjął. Następnie zaproponowałem spowiedź. «Nie jestem przygotowany, nie! absolutnie nie!» — padały słowa, potem zgięły się kolana i rzewna odbyła się spowiedź.”

Do 1842 roku, a więc przez pierwszych 10 lat od wybicia pierwszego Cudownego medalika w samym Paryżu rozdano 20 mln sztuk, a na całym świecie było już 100 mln osób, którym podarowano Cudowny medalik.

Nawrócenie Alfona Ratisbonne'a (poleca Andrzej)

  http://militia-immaculatae.org/nawrocenie-alfona-ratisbonnea/
W roku założenia Milicji Niepokalanej, w 1917 roku kościół katolicki uroczyście obchodził rocznicę 75-lecia objawienia się Najświętszej Marii Panny Alfonsowi Ratisbonne. Święty Maksymilian wiele razy przywoływał fakt nawrócenia zatwardziałego ateisty i liberała, jako przykład cudownego działania Niepokalanej. Poniższy opis wydarzenia nawrócenia Ratisbonna przygotowano w oparciu o tekst pt. „Nawrócenie Ratisbonne'a w Rzymie”, który o. Kolbe spisał w 1940 roku.

W listopadzie 1841  roku 28-letni Alfons Ratisbonne wyjeżdża ze Strasburga, swojego rodzinnego miasta. Udaje się w podróż na Maltę w celu „podreperowania” słabego zdrowia, a następnie do Konstantynopola. Z powodu pomyłki w rezerwacji biletu, 5 stycznia 1842  r. przybywa do Rzymu, gdzie spotyka się z przyjacielem baronem Gustawem de Bussières. Alfons jest żydem, Gustaw — protestantem. Pomimo różnic wyznaniowych rozumieją się bardzo dobrze. Łączy ich nie tylko zgodność poglądów, ale także niechęć do kościoła katolickiego. Łączy ich coś jeszcze: obaj (i Gustaw, i Alfons) mają starszych braci (każdy z nich ma na imię Teodor), którzy są nawróconymi katolikami.

Alfons planuje opuścić Rzym, jednak przed wyjazdem chciałby uzyskać informacje o Konstantynopolu, do którego planuje pojechać. Ekspertem w tej kwestii jest baron Teodor de Bussières, brat Gustawa, a także serdeczny przyjaciel ks. Teodora Ratisbonne’a, brata Alfonsa.
Alfons postanawia odwiedzić Teodora de Bussières. Baron przekazuje mu informacje o Konstantynopolu, proponuje swoje towarzystwo podczas zwiedzania Rzymu, a przede wszystkim obdarowuje Alfonsa Cudownym Medalikiem. Początkowo Ratisbonne nie chce się zgodzić, ale ostatecznie przyjmuje podarunek uznając go za zabobon. Baron jednak na tym nie poprzestaje, prosi Alfonsa, by codziennie rano i wieczorem odmawiał modlitwę Memore św. Bernarda. Ratisbonne nie zgadza się w sposób stanowczy, jednak w krótkim czasie ulega namowom barona Bussières i spełniając jego prośbę przepisuje tekst modlitwy. Od tego czasu modlitwa ta tkwi w jego myślach i brzmi jak słowa ulubionej piosenki pozostając w  uszach, nawet gdy muzyka przestaje grać: „Pomnij, o najmiłosierniejsza Panno Maryjo…”.

Baron de Bussières prosi swoją rodzinę oraz przyjaciół o modlitwę za Alfonsa Ratisbonne’a. Jednym z tych przyjaciół jest hrabia Laferronays. Jest on wielkim czcicielem Matki Bożej i w swoim życiu wielokrotnie doświadczał Jej pomocy. Obiecuje, że będzie modlić się w intencji nawrócenia Ratisbonne’a. Następnego dnia hrabia Laferronays umiera. Baron ofiarowuje swą pomoc rodzinie hrabiego przy przygotowaniu pogrzebu. Baron Teodor de Bussières zajęty tymi sprawami, 20 stycznia nie towarzyszy Alfonsowi w zwiedzaniu Rzymu. Jednak spotyka go na placu Hiszpańskim i prosi, by Ratisbonne pojechał z nim do kościoła Sant’ Andrea delle Fratte, w celu ustalenia ostatnich spraw związanych z pogrzebem p. Laferronays. Proponuje, by został w powozie; jednak Alfons woli wysiąść, aby obejrzeć kościół. Widzi, że przygotowywany jest pogrzeb. Pyta o nazwisko nieboszczyka. Pan de Bussieres odpowiada: Jest to jeden z moich dobrych przyjaciół, hrabia de Laferronays. Ratisbonne nie znając hrabiego odczuwa jedynie lekką przykrość, jaką się odczuwa na wieść o czyjejś nagłej śmierci. Baron udaje się do zakrystii, a oto, jak relacjonuje dalsze wydarzenia:

„Powróciwszy z zakrystii do kościoła nie spostrzegam najpierw Ratisbonne'a. Wkrótce odnajduję go klęczącego przed kaplicą św. Michała Archanioła. Zbliżam się do niego, trącam go trzy czy cztery razy, zanim spostrzega moją obecność. Wreszcie zwraca do mnie swoją twarz zalaną łzami, składa ręce i mówi mi z wyrazem niepodobnym do oddania: O! jak ten pan modlił się za mnie.

Byłem sam osłupiały ze zdziwienia; czułem, co się doświadcza wobec cudu. Podnoszę Ratisbonne'a, prowadzę, niemal unoszę, żeby tak powiedzieć — poza kościół, zapytuję, co mu jest, dokąd chce iść. Prowadź mnie pan, dokąd chcesz — zawołał — po tym, com widział, jestem posłuszny.
Nalegam, by się tłumaczył; nie może; wzruszenie jego jest za silne. Wydobywa z piersi Medalik cudowny, pokrywa go pocałunkami i oblewa łzami. Odprowadzam go do domu i pomimo moich nalegań nie mogę otrzymać od niego nic oprócz wykrzykników przejmowanych szlochaniem. Ach! jakem ja szczęśliwy! Jaki Bóg jest dobry! Jaka pełnia łaski i dobroci! Jak ci, co nie wiedzą, są pożałowania godni...
Zaprowadziłem go natychmiast do kościoła Towarzystwa Jezusowego, do ojca de Villefort, który mu polecił opowiedzieć wszystko. Wówczas Ratisbonne wydobywa medalik, całuje go, pokazuje go nam i woła: Ja Ją widziałem, ja Ją widziałem! i wzruszenie jego się potęguje. Lecz wkrótce spokojniejszy, może się tłumaczyć; oto są jego własne słowa: Byłem od pewnej chwili w kościele, kiedy raptem doznałem jakiegoś wzruszenia niewymownego. Wzniosłem oczy, cały budynek znikł przed wzrokiem moim. Jedna kaplica, żeby tak powiedzieć, skupiła cały świat. A w środku tego promieniowania ukazała się stojąca na ołtarzu duża, lśniąca, pełna majestatu i słodyczy Najświętsza Panna, taka jaka jest na moim medaliku; siła nieprzeparta popchnęła mnie ku Niej. Najświętsza Panna dała mi znak ręką, bym ukląkł. Zdawała mi się mówić: To dobrze! Wcale do mnie nie mówiła, ale ja wszystko rozumiałem.

Osobiste świadectwo Alfonsa Ratisbonne'a

  http://militia-immaculatae.org/osobiste-swiadectwo-alfonsa-ratisbonnea/

List Alfonsa Ratisbonne’a do proboszcza kościoła Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej w Paryżu
Brat mój Teodor, w którym pokładano wielkie nadzieje, stał się chrześcijaninem i wkrótce potem — mimo usilnych próśb i rozpaczy, jaką sprawił, poszedł dalej, stał się księdzem i pracował jako kapłan w tym samym mieście i pod oczami niepocieszonej rodziny mojej. Ten postępek mego brata mnie — młodszego — ogromnie oburzył i spowodował we mnie uczucie pogardy dla jego sukni i stanu. Wychowany wśród młodych chrześcijan obojętnych jak i ja, nie doznawałem ani sympatii, ani antypatii dla chrystianizmu. Ale nawrócenie mego brata, które uważałem za niewytłumaczalne szaleństwo, kazało mi wierzyć w fanatyzm katolików i miałem doń odrazę...
Ukończyłem prawo w Paryżu, otrzymałem dyplom i wdziałem togę prawniczą. Potem zaś odwołany zostałem do Strasburga przez mego wuja, który wszystko uczynił, by umieścić mnie przy sobie. Nie potrafię zliczyć jego szczodrobliwości. Konie, powozy, podróże, tysiące hojności wyświadczał mi nie odmawiając spełnienia żadnych zachcianek...
Wuj jedynie mi wymawiał moje częste podróże do Paryża. Zanadto lubisz Pola Elizejskie — mówił z dobrocią. Miał słuszność. Lubiłem jedynie przyjemności. Interesy mnie niecierpliwiły, powietrze biurowe dusiło mnie. I choć pewna wstydliwość przyrodzona oddalała mnie od uciech i towarzystw podłych, nieszlachetnych, marzyłem tylko o zabawach i uciechach i oddawałem się im namiętnie...
Byłem żydem z imienia tylko, bo nie wierzyłem nawet w Boga. Nie otworzyłem nigdy książki treści religijnej. A w domu mego wuja, jak i u moich braci i sióstr, nie praktykowałem najmniejszych przepisów judaistycznych.
Pustka była w mym sercu i nie byłem wcale szczęśliwy wśród obfitości wszystkiego. Czegoś mi brakowało, ale ten przedmiot był również dany — przynajmniej tak myślę.
Miałem bratanicę, córkę mego brata starszego, która mi była przeznaczona od czasu, kiedy byliśmy oboje dziećmi. Rozwijała się z wdziękiem przed moimi oczyma i w niej widziałem całą moją przyszłość i całą nadzieję szczęścia dla mnie zachowanego...
Muszę tu zaznaczyć pewien przewrót, jaki się dokonał w moich pojęciach religijnych w epoce moich zaręczyn. Jak to powiedziałem, w nic nie wierzyłem; i w tej całej nicości, w tej negacji wszelkiej wiary znajdowałem się w zupełnej harmonii z moimi przyjaciółmi katolikami i protestantami. Ale widok mojej narzeczonej wzbudzał we mnie jakieś uczucie godności człowieczej. Zaczynałem wierzyć w nieśmiertelność duszy, więcej jeszcze, zacząłem instynktownie modlić się do Boga, dziękowałem Mu za szczęście, a jednak nie byłem szczęśliwy... Nie umiałem sobie zdać sprawy z moich uczuć, patrzyłem na moją narzeczoną jak na mojego dobrego anioła; mówiłem jej to często i, rzeczywiście, myśl o niej wznosiła moje serce ku Bogu, którego nie znałem, do którego nigdy się nie modliłem i którego nigdy nie wzywałem.
Uznano za stosowne z powodu wieku zbyt młodego mojej narzeczonej odłożyć ślub. Miała szesnaście lat. Miałem więc odbyć podróż dla przyjemności, oczekując na godzinę naszego połączenia...
Zdecydowałem się jechać do Neapolu, przebyć zimę na Malcie, by wzmocnić delikatne zdrowie i powrócić następnie przez Wschód. Wziąłem nawet listy do Konstantynopola i wyruszyłem w końcu listopada 1841 roku. Miałem być z powrotem na początku lata przyszłego...
Przebyłem miesiąc w Neapolu, by wszystko widzieć i wszystko spisać. Pisałem szczególnie przeciw religii i księżom, którzy w tych szczęśliwych krajach wydawali mi się zupełnie nie na miejscu. Och, ile bluźnierstw w moim dzienniku...

Wbrew własnym zamiarom dostałem się do Rzymu i tam spotkałem się z baronem Teodorem de Bussieres, który z protestantyzmu przeszedł na katolicyzm. Moja nienawiść do katolicyzmu jeszcze bardziej wzrosła po zwiedzeniu getta żydowskiego w Rzymie. Swoje wrażenie, na wiadomość o przygotowujących się do ceremonii chrztu 2 żydów, tak podsumowałem w dzienniku podróży: „Nie potrafię wyrazić oburzenia, jakie mnie pochwyciło na te słowa; a gdy mój przewodnik zapytał, czy życzę sobie asystować temu: Ja? — zawołałem — ja? asystować podobnym nikczemnościom! Nie, nie; nie mógłbym się powstrzymać, by się nie rzucić na chrzczących i chrzczonych!”.
Muszę powiedzieć bez obawy przesadzenia, że nigdy w życiu nie byłem tak rozgoryczony przeciw chrześcijaństwu, jak od czasu widzenia getta. Nie wstrzymywałem się w szyderstwach i bluźnierstwach.

Z wyraźną niechęcią przyjąłem od barona de Bussieres Cudowny medalik, a 20 stycznia udałem się do kawiarni na Placu Hiszpańskim, by przejrzeć dziennik i ledwom się tam znalazł, gdy pan Edmund Humann, syn ministra finansów, przyszedł i usiadł koło mnie. Rozmawialiśmy z sobą o Paryżu, o sztuce i polityce. Wkrótce inny przyjaciel mnie zaczepił; był to protestant pan Alfred de Lotzbeck, z którym miałem rozmowę jeszcze bardziej błahą. Mówiliśmy o polowaniu, o przyjemnościach, o uciechach karnawałowych, o świetnym wieczorze, jaki był wydał książę Torlonia. Uroczystości moich zaślubin nie mogły być pominięte. Zaprosiłem pana de Lotzbeck, który mi przyrzekł niezawodnie na nie przybyć. Gdyby w tej chwili (było to południe) trzeci jaki interlokutor był się zbliżył do mnie i powiedział: Alfonsie, za kwadrans uczcisz Jezusa Chrystusa twego Boga, twego Zbawiciela i ukorzysz się w ubogim kościele i bić się będziesz w piersi przed księdzem w klasztorze Jezuitów, gdzie spędzisz karnawał na przygotowaniach do chrztu, gotów oddać się w ofierze za wiarę katolicką i wyrzekniesz się świata i pychy jego, jego przyjemności; swojej fortuny, swoich nadziei, swojej przyszłości, a jeśli trzeba będzie, wyrzekniesz się swojej narzeczonej, afektu [do] rodziny, szacunku twoich przyjaciół, przywiązania żydów... i niczego pragnąć nie będziesz, jak iść za Chrystusem i nieść krzyż Jego aż do śmierci... Mówię, że gdyby prorok jaki podobną zrobił mi przepowiednię, sądziłbym, że tylko jeden człowiek mógłby być większym wariatem od niego, to ten, co by uwierzył w możliwość takiego szaleństwa! A jednak, to szaleństwo stanowi dziś moją mądrość i moje szczęście.
Wychodząc z kawiarni spotykam powóz pana Teodora de Bussieres, który prosił mnie o pozwolenie zatrzymania się na kilka minut przed kościołem Sant'Andrea delle Fratte, znajdującym się tuż obok, dla wydania pewnego polecenia. Zaproponował, bym został w powozie; wolałem wysiąść, aby obejrzeć kościół. Robiono przygotowania pogrzebowe. Zapytałem o nazwisko nieboszczyka, który miał odebrać te ostatnie honory. Pan de Bussieres odpowiedział mi: Jest to jeden z moich dobrych przyjaciół, hrabia de Laferronays; nie widziałem go nigdy i nie odczuwałem nic innego jak lekką przykrość, jaką się odczuwa [na wieść] o czyjejś nagłej śmierci. Pan de Bussieres opuścił mnie, by pójść zarezerwować trybunę dla rodziny zmarłego. Proszę się nie niecierpliwić — powiedział mi wchodząc do klasztoru — będzie to sprawa dwóch minut.

Kościół św. Andrzeja jest mały, ubogi i odludny... Zdaje mi się, żem był w nim samotny... żaden przedmiot sztuki nie zwracał uwagi. Machinalnie wodziłem wzrokiem wokoło, nie zatrzymując się myślą nad niczym. Przypominam sobie czarnego psa, który przede mną kręcił się i wyskakiwał... Wkrótce pies ten znikł. Cały kościół znikł, nie widziałem już nic, a raczej, o mój Boże! widziałem jedną rzecz!!!

Jakże można by o tym mówić? Och! nie, słowo ludzkie nie powinno próbować nawet wyrazić tego, co się nie daje wyrazić. Wszelki opis, jakkolwiek wspaniały by był, byłby tylko profanacją niewymownej prawdy.
Byłem tam ukorzeniony, zalany łzami, sercem wychodzący poza moją istotę, kiedy pan de Bussieres przywołał mnie do życia.
Nie mogłem odpowiedzieć na jego naglące pytania, ale wreszcie uchwyciłem medalik zawieszony na mej piersi, całowałem z wylaniem wizerunek Najświętszej Panny promieniujący łaskami. Och! to była ONA!
Nie wiedziałem, gdzie jestem, nie wiedziałem, czy byłem Alfonsem czy innym, doświadczyłem całkowitej przemiany, czułem się wewnętrznie innym... Chciałem się odnaleźć i nie odnajdywałem się... radość najgorętsza wybuchła na dnie mojej duszy; nie mogłem mówić, nie chciałem nic odkryć; czułem w sobie coś uroczystego i świętego, co mi kazało prosić o księdza... Zaprowadzono mnie i dopiero po odebraniu stanowczego rozkazu opowiadałem, o ile mogłem, na klęczkach z sercem drżącym.
Pierwsze moje słowa były wyrazami wdzięczności dla pana de Laferronays i dla Bractwa Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej. Wiedziałem w sposób pewny, że pan de Laferronays modlił się w mojej intencji, lecz nie umiałbym powiedzieć, w jaki sposób to wiedziałem, jak mam zdać sobie sprawę z prawd, które nabyłem: wiarę i poznanie. Wszystko, co mogę powiedzieć, to [jedynie to], że w chwili gestu opaska zasłaniająca spadła mi z oczu. Nie tylko jedna, lecz wszystkie opaski, które mnie owijały, znikły kolejno i szybko jak śnieg, błoto i lód pod działaniem palącego słońca.

Wychodziłem z grobu, z otchłani ciemności i byłem żyjący, doskonale żyjący... ale płakałem! Widziałem na dnie otchłani nędze ostatnie, z których zostałem wyciągnięty przez miłosierdzie nieskończone; dreszcz mnie przechodził na widok wszystkich moich niegodziwości i byłem zdumiony, rozczulony, starty z zachwytu i wdzięczności. Myślałem o moim bracie z radością niewypowiedzianą, ale do moich łez miłości domieszały się łzy litości. Niestety! tylu ludzi schodzi spokojnie do tej otchłani z oczami zasłoniętymi przez pychę nie troszcząc się... schodzą wchłonięci żywcem w straszne ciemności... i moja rodzina, moja narzeczona, moje biedne siostry!!! Och, rozdzierający niepokój! O was to myślałem, o was, których kocham, za was to oddawałem moje pierwsze modlitwy... Czy nie wzniesiecie oczu ku Zbawicielowi świata, którego krew starła grzech pierworodny. Och, jak piętno tego splugawienia jest szkaradne, jak czyni zupełnie niepodobne stworzenie uczynione na obraz i podobieństwo Boże.

Pytaj mnie, jak poznałem te prawdy, gdyż jest stwierdzone, że nigdy nie otworzyłem książki treści religijnej, nigdy nie odczytałem jednej stronicy z Biblii i że dogmat grzechu pierworodnego całkowicie zapomniany albo zaprzeczony przez żydów naszych czasów, nigdy ani na chwilę nie zaprzątał mojego umysłu; wątpię nawet, czy znałem jego nazwę. Jakże więc doszedłem do tego poznania? Nie umiałbym powiedzieć. Wszystko, co wiem, to [tylko to], że wchodząc do kościoła nie wiedziałem nic, a wychodząc widziałem jasno. Nie mogę inaczej wytłumaczyć tej odmiany, jak przez porównanie człowieka, którego by obudzono ze snu głębokiego nagle, albo przez analogię niewidomego od urodzenia, który raptem ujrzałby światło dzienne; widzi, ale nie może zdefiniować światła, które go oświeca i w świetle którego widzi przedmioty swojego podziwu.
Jeżeli nie można wytłumaczyć światła fizycznego, jakże można by wytłumaczyć światło, które w gruncie jest prawdą samą? Prawdą będzie, gdy powiem, żem nie znał pism, lecz przejrzałem znaczenie i ducha dogmatów.
Czułem te rzeczy bardziej, niż je widziałem i odczuwałem jeszcze skutki niewymowne, jakie sprawiły we mnie. Wszystko się działo wewnątrz mnie i te wrażenia tysiąc razy szybsze niż myśl, tysiąc razy głębsze niż refleksje, nie tylko dotknęły moją duszę, ale one jakby ją odwróciły i skierowały w innym kierunku, ku innemu celowi i na inne życie...
Świat niczym był już dla mnie. Uprzedzenia przeciw chrystianizmowi nie istniały już; przesądów z dziecinnych lat nie było ani śladu; miłość Boga mego tak zajęła miejsce wszelkiej innej miłości, że nawet moja narzeczona ukazywała mi się pod innym kątem widzenia. Lubiłem ją jakby się lubiło przedmiot, który Bóg w ręku swym trzyma, jak dar cenny, który każe miłować jeszcze więcej darzącego...

Czułem się gotów na wszystko i pragnąłem żywo chrztu. Chciano go odłożyć. Ale co — zawołałem — żydzi, którzy usłyszeli przepowiednię Apostołów byli natychmiast ochrzczeni, a wy chcecie mój chrzest odkładać? Po tym, gdy słyszałem Królowę Apostołów? Moje wzruszenia, moje pragnienia gwałtowne, moje błagania dotknęły ludzi litościwych, którzy mnie przygarnęli i uczynili na wieki błogosławioną obietnicą chrztu.
Nie mogłem się prawie doczekać dnia oznaczonego na urzeczywistnienie tej obietnicy. Takim się widział szkaradnym przed Bogiem, a jednak ile dobroci, ile miłosierdzia okazywano mi przez wszystkie dni przygotowania się mojego....

Wdzięczność będzie odtąd moim prawem i moim życiem. Nie mogę jej wyrazić słowami, ale postaram się wyrazić ją czynami...

Alfons Ratisbonne został ochrzczony 31 maja 1842 roku. Założył zgromadzenie Matki Bożej Syjońskiej, które wraz z nim poświęciło się bez reszty nawracaniu Żydów na wiarę katolicką.
„Całą swoją wolność oddaję Bogu. Całe życie mu poświęcam, by pracować w służbie Kościołowi... pod opieką Maryi” — ogłosił Ratisbonne i słowom swym pozostał wierny do końca.

Cudowny_medalik.jpg

9. Komunizm i postkomunizm w Polsce. (Historycy w Radio Maryja - poleca Andrzej)

http://www.radiomaryja.pl/multimedia/komunizm-i-postkomunizm-po-roku-1944-w-polsce-cz-ii/

10. Dlaczego Najświętsza Maryja Panna objawiła się w niepozornej wiosce Fatima? Autor: Arcybiskup Fulton J. Sheen (zadziwiający tekst sprzed 60 laty - proponuje Barbara)

http://www.sanctus.pl/index.php?grupa=66&podgrupa=583&doc=528
http://abp-fulton-j-sheen.blogspot.com/ [dostęp 01.01.2015r]

Arcybiskup Fulton J. Sheen
Źródło: The World's First Love, 1953r., str.205-209.


Ponad 60 lat temu, w książce "The World's First Love" sługa Boży abp Fulton J. Sheen napisał:
Nienawiść krajów muzułmańskich wobec Zachodu staje się obecnie nienawiścią wobec chrześcijaństwa. Mimo że politycy nie biorą tego jeszcze pod uwagę, wciąż istnieje poważne zagrożenie, że doczesna siła islamu powróci, a wraz z nim powróci niebezpieczeństwo, iż pokona on Zachód, który przestał być chrześcijański, aby utwierdzić się jako wielka antychrześcijańska siła w świecie. Muzułmańscy pisarze mówią: Gdy szarańcza obsiądzie czarną chmarą niezmierzone kraje, będzie ona niosła na skrzydłach te oto arabskie słowa: jesteśmy tłumem Boga, każdy z nas ma dziewięćdziesiąt dziewięć jaj, a gdybyśmy mieli ich sto, spustoszylibyśmy świat wraz ze wszystkim, co się na nim znajduje.

Pytanie brzmi: W jaki sposób powinniśmy zapobiec wykluciu z setnego jaja? Jestem mocno przekonany, że obawy dotyczące muzułmanów nie ziszczą się, lecz że wyznawcy islamu nawrócą się w końcu na chrześcijaństwo i stanie się to w sposób, którego nie spodziewają się nawet nasi misjonarze. Wierzę, że stanie się to nie poprzez bezpośrednie głoszenie nauki chrześcijańskiej, lecz przez wezwanie muzułmanów do oddawania czci Matce Boga. Oto moja linia argumentacji:

Nabożeństwo Pierwszych SobótKoran, który jest świętą księgą muzułmanów, zawiera wiele ustępów dotyczących Najświętszej Dziewicy. Przede wszystkim Koran wierzy w Jej Niepokalane Poczęcie i w dziewicze narodzenie Jezusa. Trzecia sura Koranu sytuuje historię rodu Maryi w genealogii, która sięga do czasów Abrahama, Noego i Adama. Gdy porównamy opis narodzin Maryi w Koranie z apokryficzną ewangelią narodzin Maryi, można pokusić się o wniosek, że Mahomet bardzo mocno opierał się o to ostatnie źródło. Obie księgi opisują zaawansowany wiek i niewątpliwą bezpłodność matki Maryi. Gdy Anna zachodzi w ciążę, mówi ona według Koranu: O, Panie, ślubuję i poświęcam Ci to, co już jest we mnie. Przyjmij to ode mnie*.

Gdy Maryja przychodzi na świat, jej matka mówi: Oddaję ją z całym jej potomstwem pod Twoją opiekę, o Panie, przeciw szatanowi!

Koran nie wspomina o Józefie w życiu Maryi, lecz tradycja muzułmańska zna jego imię i zawiera pewną wiedzę na jego temat. Zgodnie z tą tradycją Józef miał rozmawiać z Maryją, która była dziewicą. Gdy spytał ją, w jaki sposób poczęła Ona Jezusa bez męża, Maryja odpowiedziała: Czy nie wiesz, że gdy Bóg stworzył pszenicę, nie potrzebował ziarna i że Bóg dzięki swojej mocy stworzył drzewa bez pomocy deszczu? Wystarczyło, że Bóg powiedział 'niech tak się stanie' i tak się stało.

Koran zawiera również wersety poświęcone Zwiastowaniu, Nawiedzeniu i Narodzeniu. Aniołowie przedstawieni są jako towarzysze Matki Najświętszej, którzy mówią do Niej: O, Maryjo, Bóg Cię wybrał i oczyścił i wywyższył Cię ponad wszystkie niewiasty na ziemi. W dziewiętnastej surze Koranu znaleźć można czterdzieści jeden wersetów poświęconych Jezusowi i Maryi. Obrona dziewictwa Maryi zawarta w Koranie jest tak silna, że w czwartej księdze potępia on żydów za ich potworne oszczerstwa przeciwko Dziewicy Maryi.

Maryja jest zatem dla muzułmanów prawdziwą Sayyidą, czyli Panią. Jej jedyną ewentualną poważną rywalką w ich wyznaniu wiary mogłaby być Fatima, córka samego Mahometa. Lecz po śmierci Fatimy Mahomet napisał: Będziesz w raju najbardziej błogosławioną spośród niewiast, zaraz po Maryi. W innej wersji tego tekstu w usta Fatimy włożone są słowa: Przewyższam wszystkie kobiety, z wyjątkiem Maryi.

W ten sposób dochodzimy do drugiej kwestii, a mianowicie pytania, dlaczego Najświętsza Maryja Panna objawiła się w niepozornej wiosce Fatima, aby przyszłe pokolenia znały Ją jako Matkę Boską z Fatimy. Ponieważ wszystko, co przychodzi z Nieba, cechuje się niesłychanym dopracowaniem szczegółów, wierzę, że Maryja wybrała imię Matki Boskiej z Fatimy, jako dowód i znak nadziei dla muzułmanów i jako zapewnienie, że ci, którzy okazują Jej tak wiele szacunku, pewnego dnia uznają również Jej Boskiego Syna.

Dowody na poparcie tej tezy znaleźć można w faktach historycznych; muzułmanie przez stulecia okupowali Portugalię. W czasie, gdy wreszcie zostali oni wypędzeni, ostatni dowódca muzułmański miał piękną córkę o imieniu Fatima. Zakochał się w niej katolicki chłopak, i dla niego nie tylko została ona w Portugalii, ale przyjęła też wiarę. Młody mąż był w niej tak zakochany, że zmienił nazwę miasteczka, w którym żył i nazwał je Fatima. I tak oto miejsce, w którym Maryja objawiła się w 1917r., jest historycznie powiązane z Fatimą, córką Mahometa.

Ostateczny dowód związków Fatimy z muzułmanami przejawia się w entuzjastycznym przyjęciu statuy Matki Bożej Fatimskiej przez wyznawców islamu podczas jej peregrynacji po krajach Afryki i w Indiach. Muzułmanie brali udział w nabożeństwach katolickich, aby uczcić Najświętszą Maryję Pannę, zezwolili na procesje religijne i nawet na to, aby modlitwy odmawiane były przed meczetami; w Mozambiku muzułmanie zaczęli nawracać się na chrześcijaństwo, gdy tylko wzniesiono tam pomnik Matki Bożej Fatimskiej.

Misjonarze w przyszłości będą coraz lepiej rozumieć, że sukces ich apostolatu wśród muzułmanów będzie uzależniony od stopnia, w jakim będą oni nauczali o Matce Boskiej Fatimskiej. Maryja jest adwentem Chrystusa, ponieważ przyniosła Ona ludziom Chrystusa, zanim się On narodził. W każdym wysiłku apologetycznym zawsze najlepiej jest zacząć od tego, co ludzie już akceptują. Ponieważ muzułmanie mają nabożeństwo do Maryi, nasi misjonarze powinni zadowolić się szerzeniem i rozwijaniem tego nabożeństwa, zdając sobie w pełni sprawę z tego, że Maryja sama dalej poprowadzi muzułmanów do swego Boskiego Syna. Jest ona odwieczną zdrajczynią w tym sensie, że nigdy nie zatrzymuje dla siebie skierowanego do Niej nabożeństwa, lecz zawsze doprowadza Ona tych, którzy mają do Niej nabożeństwo, do Jej Boskiego Syna. Podobnie jak Ci, którzy tracą nabożeństwo do Niej, tracą wiarę w boskość Chrystusa, tak i ci, którzy wzmacniają nabożeństwo do Maryi, stopniowo umacniają się w tej wierze.

Wielu spośród naszych wielkich misjonarzy udało się dzięki czynom miłosierdzia, dzięki szkołom i szpitalom, przełamać gorzką nienawiść i uprzedzenia żywione przez muzułmanów wobec chrześcijan. Pozostaje zatem zastosować inny sposób, a mianowicie wziąć czterdziestą pierwszą surę Koranu i pokazać muzułmanom, że została ona zapożyczona z Ewangelii św. Łukasza, że nawet w ich oczach Maryja nie mogłaby być najbardziej błogosławioną spośród wszystkich niewiast w niebie, gdyby nie zrodziła Ona tego, który był Zbawicielem świata. Skoro Judyta i Estera ze Starego Testamentu były prefiguracją Maryi, jest też możliwe, że Fatima miała być Jej postfiguracją. Powinno się zatem przygotowywać muzułmanów do uznania faktu, że skoro Fatima - pod względem oddawanej jej czci - musi ustąpić miejsca Matce Bożej, jest tak, ponieważ Maryja różni się od wszystkich innych matek na świecie i ponieważ bez Chrystusa byłaby Ona nikim.


Arcybiskup Fulton J. Sheen - życiorys Czcigodnego Sługi Bożego

(właśc. Peter John Sheen), ur. 1895, zm. 1979.
Amerykański duchowny katolicki. Pochodził z bardzo religijnej rodziny. Fulton wstąpił do seminarium w St. Paul, a następnie obronił doktorat w Waszyngtonie. Po święceniach w 1919r. wyjechał na prestiżowy uniwersytet w Leuven (Belgia), gdzie jako pierwszy Amerykanin uzyskał nagrodę kardynała Merciera za najlepszy traktat filozoficzny. Wykładał na Katolickim Uniwersytecie Ameryki w Waszyngtonie. Szeroki rozgłos zyskał jako kaznodzieja, rekolekcjonista i nauczyciel. Od roku 1930 prowadził audycję radiową pt. "The Catholic Hour", której słuchało 4 miliony Amerykanów. Pod wpływem jego nauk nawróciło się wiele osobistości. W roku 1951 został biskupem pomocniczym Nowego Jorku. W latach 1951-57 oraz 1961-68 prowadził cotygodniowy program telewizyjny pt. "Life is Worth Living". Audycja biła rekordy popularności. W roku 1966 został biskupem Rochester. Do końca życia znany jako płomienny mówca, a kazania które głosił przyciągały tłumy. Napisał 66 książek i wiele artykułów. Zmarł 9 grudnia 1979 w swojej kaplicy przed Najświętszym Sakramentem. W roku 2002 otwarto jego proces beatyfikacyjny. W czerwcu 2012 Ojciec Święty Benedykt XVI zatwierdził dekret o heroiczności cnót arcybiskupa. Od tego momentu przysługuje mu tytuł .

Modlitwa o beatyfikację Sługi Bożego Abpa Fultona J. Sheena

Ojcze Niebieski, źródło wszelkiej świętości, Ty powołujesz w Kościele mężczyzn i kobiety, którzy służą Ci z heroiczną miłością i poświęceniem. Ty pobłogosławiłeś Swój Kościół przez życie i posługę Twojego wiernego sługi, Arcybiskupa Fultona J. Sheena. Pisał i mówił on dobrze o Twoim Boskim Synu, Jezusie Chrystusie, i był prawdziwym instrumentem Ducha Świętego, poruszając serca niezliczonej ilości ludzi. Jeśli jest to zgodne z Twoją Wolą, na cześć i chwałę Najświętszej Trójcy i dla zbawienia dusz, prosimy Cię, aby z Twojego natchnienia Kościół ogłosił go błogosławionym. Prosimy Cię o to przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa o otrzymanie łaski za wstawiennictwem Sługi Bożego Abpa Fultona J. Sheena

Wieczny Ojcze, Ty sam obdarzasz nas wszelkimi łaskami w niebie i na ziemi przez zbawczą misję Twojego Boskiego Syna, Jezusa Chrystusa i przez działanie Ducha Świętego. Jeśli jest to zgodne z Twoją Wolą, wynieś do chwały Twego sługę, arcybiskupa Fultona J. Sheena, przez udzielenie łaski, o którą teraz proszę przez jego modlitewne wstawiennictwo (wymień intencję). Proszę Cię o to ufnie przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Fatima. Autor: Arcybiskup Fulton J. Sheen

http://abp-fulton-j-sheen.blogspot.co.uk/2012/10/fatima.html
Źródła:  "Freedom under God", 1940r.,
"Life is Worth Living", 1999r.,

Nasz współczesny świat ze swoim wielkim kryzysem rozpoczął się 13 października 1917r. Odwiedzimy szybko trzy miasta, aby zobaczyć, co się wtedy wydarzyło: Moskwę, Rzym i małą wioskę w Portugalii o nazwie Fatima.

13 października 1917r - Moskwa. Maria Aleksandrowicz, młoda rosyjska szlachcianka, uczyła religii grupę dwustu dzieci w kaplicy Matki Bożej Iwerskiej. Nagle zrobiło się zamieszanie, przez drzwi wdarli się jeźdźcy na koniach, przegalopowali przez środek nawy głównej, sforsowali balaski, zniszczyli ikony, prezbiterium i ołtarz, a potem zaatakowali dzieci, zabijając wiele z nich.

Maria Aleksandrowicz wybiegła z krzykiem z kaplicy. Wiedząc, że zbliżała się rewolucja i domyślając się, kto jest jej przywódcą, poszła do niego i powiedziała: "Stała się najstraszniejsza rzecz. Uczyłam katechizmu moich uczniów, gdy wdarli się jeźdźcy, napadli na nie i zabili kilkoro z nich". Przywódca rewolucji odpowiedział: "Wiem o tym. Sam ich wysłałem". Tak wyglądało jedno z wydarzeń zwiastujących okropną rewolucję komunistyczną, która od tamtej pory dręczy świat.

Rzym, 13 października 1917r. - tego samego dnia w południe. Dzwony kościelne biją w całym mieście, ogłaszając radosne wydarzenie: konsekrację biskupa. Jego nazwisko - Eugenio Pacelli - człowiek, który wówczas nie był zbyt znany, lecz który miał pewnego dnia stać się największą duchową siłą na świecie opierającą się rewolucyjnej tyranii komunizmu.

Po swojej konsekracji, tego samego dnia 13 października 1917r., wrócił do Monachium. Komuniści wszczęli tam rewolucję 7 kwietnia 1917r., pod przywództwem marynarza Rudolfa Egelhofera oraz dwóch bolszewickich komisarzy, Levine'a i Axelroda, którzy zakładali republikę sowiecką. Nazywając siebie Spartanami i powstając pod dowództwem Karla Liebknechta i Róży Luksemburg, uzbrojeni komuniści opanowali ulice. Utworzono Czerwoną Armię, która w samym Monachium 25 kwietnia zabiła 325 osób. Komuniści ostrzelali z broni maszynowej dom człowieka, który, niewzruszony groźbami, wspinał się na ambonę monachijskiej katedry wbrew rozkazom Czerwonego Komitetu. Wreszcie postanowili go zabić. 29 kwietnia o godzinie trzeciej po południu dowódca Seiler z Czerwonej Armii Południa i jego adiutant Brongratz, uzbrojeni w rozkazy Egelhofera, pojawili się u drzwi jego domu z grupą czerwonych marynarzy. Bandyci grożąc służącemu granatami ręcznymi wdarli się do domu i przeszli w kierunku biblioteki, gdzie, z odbezpieczoną bronią, oczekiwali na pojawienie się ich ofiary. Seiler zajął miejsce najbliżej drzwi, z odbezpieczonym pistoletem; żołnierze stali w półkolu; niektórzy z nich również dzierżyli odbezpieczoną broń, inni - ręczne granaty.

Nagle pojawił się poszukiwany człowiek. Z przekleństwem na ustach, Seiler podniósł swą broń z pistoletem i uderzył nim krzyż pektoralny na piersi owego człowieka. Ta wysoka, szczupła postać chwyciła pektorał i spoglądając w kierunku wyciągniętych broni, powiedziała miękkim, niskim głosem: "W porządku - zabijcie mnie! Lecz nic nie zyskacie. Próbuję jedynie ocalić Niemcy".

Pod wpływem spojrzenia tych uduchowionych oczu nikt nie odważył się pociągnąć za spust. Ani Seiler, ani Brongratz, ani żaden z żołnierzy nie wiedział, dlaczego nie strzelali; gdy wrócili do kwatery głównej, nie byli w stanie wyjaśnić Egelhoferowi, dlaczego nie zabili tego człowieka. Nigdy nie udało im się wyjaśnić, dlaczego para oczu, szczupła postać trzymająca krzyż i miękki głos miały większą moc niż ich broń, granaty i rozkazy. Tylko jedna rzecz była absolutnie pewna. Od tego dnia ów człowiek nie bał się absolutnie niczego na świecie. Jego imię? Eugenio Pacelli, przyszły papież Pius XII.

Tamten krzyż pektoralny, który nosił on tamtego dnia, ja mam na sobie dzisiejszego wieczoru. Pius XII dał go swojemu szanownemu przyjacielowi, Jego Eminencji Kardynałowi Spellmanowi, który pożyczył mi go do dzisiejszego programu.

13 października 1917r. niedaleko małej wioski Fatima zebrało się troje małych dzieci, Łucja, Hiacynta i Franciszek, oczekując objawienia. Powiedzieli, że Maryja, Matka Boga, objawiła się im. Nie było w tym nic dziwnego, nie tylko dlatego, że przez Nią przyszedł na świat Nasz Pan, nie tylko dlatego, że przez Nią zdziałał Swój pierwszy cud i nie tylko dlatego, że z Krzyża polecił On nas Jej swoimi łaskawymi słowami: "Oto Matka twoja", lecz przede wszystkim dlatego, że będąc Matką rodzaju ludzkiego, po matczynemu powinna ona troskać się naszymi kłopotami w dwudziestym stuleciu.

Dzieci powiedziały, że Pani objawiła się im już wcześniej, 13 kwietnia, 13 maja, 13 czerwca, 13 lipca, 19 sierpnia i 13 września. Podczas tych poprzednich objawień zostało powiedziane coś bardzo interesującego, co pokaż, że to, co się dzieje z naszym światem zdeterminowane jest w większym stopniu przez sposób w jaki żyjemy niż przez politykę.

Pani powiedziała, że obecna Wojna Światowa, która była I wojną światową, skończy się za trochę więcej niż rok. Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny w Wielki Piątek tego roku. Istotnie, wojna zakończyła się trochę później niż za rok, 11 listopada 1918r.

Pani powiedziała dzieciom, że nastąpi era pokoju na świecie, jeśli tylko świat powróci do Boga; w tym celu Rosja miała się nawrócić. Lecz dodała: "Jeśli ludzie nie przestaną obrażać Boga, nastąpi inna, gorsza Wojna Światowa rozpocznie się za pontyfikatu następnego Papieża." To, jak zostało ujawnione, była Wojna Domowa w Hiszpanii. II wojnie światowej można było zapobiec przez pokutę, modlitwę i powrót do Boga. W przypadku, gdyby świat nie powrócił do Boga, Dziewica przepowiedziała kolejną Wojnę Światową: "Rosja będzie rozprzestrzeniać swe błędy na świecie, wywołując wojny i prześladowania. Dobrzy ludzie będą poddani męczeństwu, Ojciec Święty będzie musiał wiele wycierpieć, a różne narody ulegną unicestwieniu".

Błogosławiona Dziewica obiecała dzieciom, że 13 października 1917r. da Ona znak świadczący o prawdziwości Jej objawień. Tego deszczowego dnia zebrało się w Fatimie 70.000 ludzi, czekając na znak. Większość z nich była niewierząca. W tamtych czasach Portugalia była anarchistycznym, komunistycznym, antyklerykalnym i ateistycznym narodem. Większość ludzi przygnała tam ciekawość, a nie wiara. Wątpili, że cokolwiek się stanie, lecz dzieci zapewniły je, że Niebiańska Pani pokaże wielki znak jako dowód, że istotnie objawiła się im. Ten dowód jest odtąd znany jako "Cud Słońca". Świadectwo tych 70.000 ludzi oraz zapisy w ateistycznych i anarchistycznych gazetach z tamtych dni, które czytałem, potwierdzają fakt, który miał miejsce. Jedna z anarchistycznych gazet podała, że miał miejsce cud słońca, wyrażając nadzieję, iż nikt nie będzie interpretował tego w Boski sposób.

Błogosławiona Matka najpierw objawiła się dzieciom, a następnie wskazała na słońce, które ukazało się w szczelinie w chmurach. Słońce zdawało się niemal oddzielać od niebios i stało się wielką srebrną kulą strzelającą iskrami we wszystkich kierunkach, zdawało się ono zstępować ku ziemi, jakby miało spaść w postaci opadów na ludzi. Natychmiast wszyscy oni wydali okrzyk ku Bogu i pogrążyli się w modlitwie i błaganiach, żalu i skrusze. Trzy razy słońce stawało się wirującą masą połyskującego srebra i kręcąc się wokół własnej osi, rzucało promienie wielokolorowego światła opadając i zygzakując ku ziemi. Tłum tłoczył się w przerażeniu i wołał o miłosierdzie, gdyż zdawało się, że płynna masa ich zniszczy. I mimo iż przez cały dzień padał deszcz, po tym jak cud słońca powtórzył się trzy razy, wszyscy odkryli, że ich ubrania były suche.

Od tego czasu Fatima stała się miejscem spotkania wszystkich ludzi świata, którzy wierzą, że pokój tworzy się nie przy stołach polityków, ale gdzie indziej. Niebieska Pani powiedziała im, że pokój zależał od modlitwy, pokuty i ofiary. 13 października 1951r. byłem w Fatimie, gdy ludzie zgromadzili się tam na modlitwie o pokój. Zgromadzili się tam już w poprzedni wieczór mimo zimnego deszczu tak typowego dla portugalskich szczytów gór; przez całą deszczową noc stali oni lub klęczeli na modlitwie o pokój na świecie. Zostałem z nimi do trzeciej w nocy, gdy zaoferowano mi składane łóżko. Lecz nie mogłem spać. Luksus składanego łóżka jest nie do zniesienia, gdy milion osób czuwa przez całą noc na modlitwie błagając o pokój dla udręczonego wojną świata. Jedyną rzeczą, jaką mogłem zrobić, było wstać z łózka i modlić się z nimi przez całą noc o pokój na świecie.

Następnego ranka, gdy statua Matki Bożej Fatimskiej niesiona była przez tłum, ów milion ludzi machał białymi chusteczkami niczym białymi flagami czystości, w hołdzie dla Królowej Pokoju. Myśli powędrowały natychmiast od tego Białego Placu Fatimy ku Placowi Czerwonemu w Moskwie, gdzie były flagi czerwone od krwi ofiar. Czuło się, że Biały Plac daje jedyną możliwą odpowiedź Placowi Czerwonemu. Zdawało się, że komunistyczny sierp i młot zaczyna podlegać ogromnej zmianie. Młot, który rozłupał tak wiele domów i sprofanował tak wiele świątyń zostanie pewnego dnia, w cnocie takiej modlitwy i pokuty, podniesiony do góry przez miliony ludzi i zacznie wyglądać jak krzyż; sierp, którego komuniści używali, aby przeciąć ludzkie życie niczym niedojrzałą pszenicę, pewnego dnia również zmieni swoją symbolikę i zacznie wyglądać jak "księżyc pod stopami Niewiasty".

II wojna światowa nie miałaby miejsca, gdyby ludzie powrócili do Boga. III wojna światowa nie musi wybuchnąć i nie wybuchnie, jeśli my jako naród powrócimy do Boga. Jeśli na świecie panuje zimna wojna, dzieje się tak dlatego, że nasze serca i dusze nie są przepełnione ogniem miłości Boga.

Warto jednakże spytać, dlaczego Wszechmogący Bóg w Swoich opatrznościowych relacjach ze wszechświatem uznał za stosowne, aby dać nam objawienie Swojej Błogosławionej Matki, aby przywrócić nas do modlitwy i pokuty.

Jeden powód natychmiast przychodzi na myśl. Ponieważ świat utracił Chrystusa, może być tak, że odzyska Go przez Maryję. Gdy nasz Zbawiciel zgubił się w wieku 12 lat, znalazła Go Jego Matka. Ponieważ znowu został zgubiony, być może właśnie przez Maryję świat odzyska swojego Zbawiciela. Inny powód jest taki, że Boska Opatrzność dała niewieście moc pokonania zła. Owego pierwszego strasznego dnia, gdy zło zostało wprowadzone do świata, Bóg przemówił do węża w ogrodzie Edenu i powiedział: "Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę" (Rdz 3:15). Innymi słowy, zło będzie miało potomstwo i nasienie. Również dobro będzie miało potomstwo i nasienie. To przez moc niewiasty zło będzie pokonane. Żyjemy teraz w godzinie zła, gdyż - ponieważ do dobra należy dzień - zło ma swoją godzinę. Nasz Zbawiciel powiedział to w noc, w którą Judasz przyszedł do ogrodu: "To jest wasza godzina i panowanie ciemności" (Łk 22:53). Wszystko, co zło może zrobić w ową godzinę, to wygasić światła na świecie; lecz to właśnie może zrobić. Jeśli zatem żyjemy w godzinie zła, jak moglibyśmy pokonać ducha szatana, jeśli nie przez moc owej Niewiasty, której Wszechmocny Bóg dał polecenie, aby zmiażdżyła głowę węża?


Słowa na dziś: Świat popełnia wielki błąd

http://abp-fulton-j-sheen.blogspot.com/

Świat popełnia wielki błąd myśląc, że może wyrzucić religię ze swojego wzorca narodowych zachowań i zarazem pozostać wciąż tym samym światem. Byłoby to prawdą, gdyby religia była jedynie czymś nieistotnym w porządku społecznym, takim jak wyścigi konne, a nie sumą cnót, od których zależy sprawiedliwość i pokój. Opustoszały dom staje się w końcu domem zrujnowanym, zaś areligijne społeczeństwo staje się w końcu społeczeństwem antyreligijnym. Religia, która nie wtrąca się w porządek społeczny, wkrótce odkryje, że porządek społeczny nie będzie się powstrzymywać od wtrącania się w religię, podobnie jak matka, która nie karci swoich nieposłusznych dzieci, aż wkrótce sama będzie przez nie karcona.



11. Temat: Sympozjum naukowe w WSKSiM "Oblicza manipulacji" (poleca Andrzej)

Sympozjum naukowe z cyklu „Oblicza” odbywają się co roku z okazji wspomnienia patrona dziennikarzy – św. Franciszka Salezego.
Temat został zainicjowany przed rokiem, gdy Ksiądz Biskup Adam Lepa rozmawiał ze słuchaczami w audycji rozmowy niedokończone:
 "Dlaczego ulegamy manipulacji?"
https://www.youtube.com/results?search_query=Dlaczego+ulegamy+manipulacji%3F

„Oblicza manipulacji”. Autor: dr Dorota Żuchowska

http://wsksim.edu.pl/9809-2/
Sympozjum naukowe Oblicza manipulacji – źródła i skutki zorganizowane już po raz 15. przez Uczelnię z inspiracji JE ks. bpa dr Adama Lepy z okazji wspomnienia św. Franciszka Salezego – patrona dziennikarzy zgromadziło w siedzibie WSKSiM kilkaset osób przybyłych z całej Polski oraz liczne grono studentów. Sympozjum otworzył Rektor - Założyciel WSKSiM o. dr Tadeusz Rydzyk, podkreślając wagę podjętej przez prelegentów tematyki.

Ks. bp. dr Adam Lepa z Rady ds. Środków Społecznego Przekazu Konferencji Episkopatu Polski, przypomniał nauczanie św. Jana Pawła II na temat manipulacji, której celem jest zakłamanie prawdy o człowieku. W czasach monopolizacji w dziedzinie mediów i zawłaszczenia jej przez media liberalno-lewicowe, może to powodować nawet odebranie podmiotowości człowiekowi. Podkreślał też, że szczególną sferą troski Ojca Świętego była logosfera, który w czasie IV pielgrzymki do Polski wspominał on o odpowiedzialności za słowo.

Bowiem – jak wskazywał – pewne słowa, które w rzeczywistości stanowią dla człowieka zło, mogą być tak podane, tak przepracowane, żeby robiły wrażenie, że są dobrem. To się nazywa manipulacja.

Prof. dr hab. Antoni Dudek z Instytutu Politologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie podjął temat manipulacji w sferze polityki, wskazując na manipulacje danymi społeczno-ekonomicznymi i sondażami wyborczymi, które są w tym celu wykorzystywane. Jedną z takich metod fałszowania sondaży jest manipulacja sposobem zadawania pytań respondentom. Zwrócił też uwagę na konkretne przykłady manipulacji w mediach.

Natomiast prof. dr hab. Jan Żaryn z Instytutu Nauk Historycznych UKSW w Warszawie zwrócił uwagę, że historię bardzo często wykorzystuje się w polityce nie do tego, by służyła budowaniu wspólnoty, ale aby wykreować siebie czy podtrzymać swój wykreowany obraz. Bardzo często utrwala się kłamstwa historyczne i używa się je do bieżącej manipulacji politycznej. Podał przykład historii II wojny światowej, w której wykreowano na skalę światową kłamstwa związane z postawami Polaków wobec Żydów, takie jak Jedwabne, aby przymusić Polaków do uznania, że jesteśmy gorsi. Podkreślił także główne płaszczyzny manipulacji – na poziomie pewnej formy, czyli języka (i tu manipulacja historią dotyczyła przede wszystkim instytucji cenzury) oraz na poziomie treści, z którym wiąże się zjawisko białych plam. Polega ono na niedopuszczaniu do obiegu pewnego faktu historycznego, który zmienia pożądaną narrację (przykład takiej białej plamy to przemilczanie w historii Polski paktu Ribbentropp-Mołotow. Pan Profesor zwrócił jednak uwagę, że współcześnie mamy do czynienia z procesem odkrywania białych plam, a takim pozytywnym przykładem jest przywrócenie świadomości społecznej bohaterskich postaci żołnierzy niezłomnych.

Prof. dr hab. Mieczysław Ryba z KUL i WSKSiM nakreślił zgromadzonym w Auli Uczelni działania manipulatorskie wobec Kościoła w Polsce, zarówno w okresie PRL-u, jak i współcześnie, wskazując, że była i jest to „walka o rząd dusz”.

Prezes PiS dr Jarosław Kaczyński precyzyjnie przedstawił manipulacje wykorzystane w tzw. wojnie polsko-polskiej, którą zdefiniował jako starcie o postkomunizm. Prelegent wskazał ośrodki manipulacji funkcjonujące w Polsce w okresie transformacji – ośrodek komunistyczny i ośrodek liberalny.

Ten referat radiosłuchacze mogli śledzić na antenie Radia Maryja i Telewizji Trwam. Pan Premier wskazał na liczne akcje socjotechniczne, które były stosowane w celu utrzymania postkomunizmu w Polsce, a także na zaangażowanie w te manipulacje mediów, w szczególności „Gazety Wyborczej”. Mimo olbrzymiej przewagi instytucjonalnej ośrodków manipulatorskich PiS przejął władzę w kraju, ale ta kampania manipulacyjna trwa i w niej, kiedy rządzą oni to jest demokracja, kiedy my – to jest dyktatura
– mówił Prezes PiS. Sympozjum zakończyło się dyskusją panelową.

Wszystkie wykłady i dyskusję można wysłuchać

bo udostępnia je radio studenckie "SIMRADIO" WSKSiM w Toruniu: adres https://www.mixcloud.com/simradiopl/
Wykłady można zarejestrować z użyciem Rejestratora dźwięków będącego wyposażeniem systemu komputerowego (m.in. Windows).
Jakość takiego nagrania jest zwykle nie najlepsza (przetwarzanie sygnału odbywa się przez mikrofon).
Do ściągnięcia jest plik (w standardowym formacie cyfrowym *.mp3) wykładu dra J.Kaczyńskiego.  Audio adres do ściągnięcia:
http://www.radiomaryja.pl/wp-content/uploads/2016/01/2016.01.23.sympozjum-j-kaczynski.mp3

Wszystkie wideo-wykłady można także oglądać (i zarejestrować na własnym dysku)

bo udostępnione są na serwerach youtube i WSKSiM.  Wymagany jest szybki transfer internetowy czyli wysoka przepustowość odczytywania danych.
1) Wystąpienie prof. Jana Szyszko, ministra środowiska https://youtu.be/u_MeNUrMzQ8
2) Św. Jan Paweł II wobec manipulacji – ks. bp dr Adam Lepa https://youtu.be/0uxOn8AR2Ag
3) Działania manipulatorskie wobec Kościoła w Polsce – prof. dr hab. Mieczysław Ryba https://youtu.be/Xa_Ju3CndNI
4) Manipulacje w sferze polityki – prof. dr hab. Antoni Dudek https://youtu.be/ubJPdPXtg3I
5) Manipulacja historią Polski – prof. dr hab. Jan Żaryn https://youtu.be/09mOsXiQRAc
6) Manipulacje w tzw. wojnie polsko-polskiej – dr Jarosław Kaczyński https://youtu.be/C0VeNTa3cXc


Inne Oblicza (na youtube)

26 stycznia 2013 http://www.radiomaryja.pl/informacje/trwa-sympozjum-naukowe-w-wsksim/

„Oblicza tolerancji – od prawdy do zakłamania” sympozjum naukowe w WSKSiM

W Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu odbyło się sympozjum naukowe z cyklu „Oblicza”. Wybitni prelegenci podejmowali w tym roku zagadnienie tolerancji i jej aspekt filozoficzny, historyczny i moralny w odniesieniu do współczesności.

XII sympozjum naukowe „Oblicza tolerancji – od prawdy do zakłamania” rozpoczęło się od wystąpienia o. dr. Tadeusza Rydzyka, Dyrektora Radia Maryja, Założyciela WSKSiM.

Dyrektor Radia Maryja przypomniał ogromny wkład ks. bp. Adama Lepy dla powstania cyklu sympozjów z cyklu „Oblicza”. Zwrócił też uwagę na rolę profesorów zabierających głos podczas konferencji. Podziękował za ich wkład i odwagę.

– Sympozja z cyklu „Oblicza” powstały dzięki ks. bp., pod natchnieniem Ducha Św. Nie byłoby tych spotkań także bez profesorów. Bogu dzięki, że Polska ma jeszcze takich profesorów, a nie tylko lewicowych. Dziękujemy za takie umysły, osobowości i odwagę, bo dziś nie łatwo być świadkami prawdy – powiedział o. Tadeusz Rydzyk, Dyrektor Radia Maryja.
Dyrektor Radia Maryja z niepokojem mówił o współczesnym rozumieniu tolerancji.

– Dla mnie tolerancja jest słowem wytrychem. Pod tę tolerancję podciąga się poprawność polityczną. Widzimy co się dzieje chociażby w ostatnich dniach w Polsce, czy  Parlamencie. Normalnie ludzie wstydzili się pewnych spraw, ukrywali je, teraz się nimi chełpią i podają niemal za wzorce. Tymczasem mamy przykazanie miłości Boga i bliźniego. Z tego wszystko wynika. Bardzo boję się jeszcze jednego – komisji do tropienia mowy nienawiści, nietolerancji itd. Przypominają mi się czasy komunistyczne, a może jeszcze bardziej – bolszewickie. Wtedy trzeba było z miłością mówić o partii. Bardzo się boję, czy nie idziemy w tym kierunku. Bo dziś obserwuję nie tylko miłość, ale gloryfikowanie – powiedział o. Tadeusz Rydzyk, Dyrektor Radia Maryja.
Pierwszy referat wygłosił: dr hab. Henryk Kiereś, wykładowca WSKSiM oraz KULu, który omówi o zagadnieniu tolerancji w aspekcie filozoficznym. Prof. zwrócił uwagę na to, że w dzisiejszym świecie zmienia się znaczenie słów.

– Twierdzę, iż są to słowa wytrychy, składnik tak zwanej nowomowy. Nowomowa jest narzędziem każdej ideologii. I tak się stało, że skądinąd zacnym słowem tolerancja. W związku z tą osobliwą sytuacją odróżniam terminologicznie i merytorycznie tolerancję od tolerancjonizmu. Dokładniej mówiąc od ideologii tolerancjonizmu u podstaw której leży relatywizm poznawczy. Relatywizm głosi, że prawda, dobro i piękno są zmienne, stopniowalne i zależą od tego, kto i w jakich okolicznościach coś głosi – powiedział prof. Henryk Kiereś.
Tolerancja jako narzędzie manipulowania społeczeństwem, to tematyka, którą w swoim wystąpieniu poruszył ks. bp dr Adam Lepa, członek Rady ds. Środków Społecznego Przekazu Konferencji Episkopatu Polski. Ks. bp powiedział, że dziś funkcjonuje mit tolerancji rozpowszechniany w mediach.

– Ponieważ głównym nośnikiem mitu tolerancji są media, zarówno wychowawcy jak i nauczyciele szkolni powinni w wychowankach kształtować dwie najważniejsze postawy, które gwarantują ich prawidłowy odbiór. Postawy: krytyczną i selektywnego odbioru mediów. Odważni publicyści, którzy wykazują znaczny wpływ na opinię publiczną powinni swoich odbiorców, czytelników, słuchaczy i widzów informować o negatywnych skutkach mitu tolerancji – powiedział ks. bp Adam Lepa.
O historii polskiej tolerancji i jej zniekształconym obrazie, mówił prof. Mieczysław Ryba, wykładowca WSKSiM oraz KUL. Dziś próbuje się zmanipulować obraz polskiej otwartości religijnej i kulturowej – stwierdził prof. Mieczysław Ryba.

– Rzeczą niezwykle dziwną jest – jeżeli bierzemy pod uwagę kontekst historii polskiej – że Polska przez całe wieki uznawana jako raj dla Żydów, czy różnowierców nagle od pewnego dłuższego czasu jest określana mianem kraju najbardziej ksenofobicznego, antysemickiego, zaściankowego, zasklepionego. Warto pokazać jak było w rzeczywistości w sensie kontekstu historycznego, a z drugiej strony odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego tak jest, skąd ten zniekształcony obraz. Jeśli bierzemy pod uwagę obecność ludzi różnych wyznań napływających na ziemie polskie to ona jest od głębokiego średniowiecza – powiedział prof. Mieczysław Ryba.
Tolerancja bardzo często służy, jako narzędzie w budowaniu moralnego permisywizmu – powiedział ks. prof. Paweł Bortkiewicz, wykładowca WSKSiM i UAM w Poznaniu. Ks. prof. wymienia płaszczyzny m.in. religijną, czy polityczną, które tworzą szeroką dyskusję o roli tolerancji w życiu społecznym. Jak mówi ks. prof. – ulegają one dziś głębokiej relatywizacji.

– To też rzecz bardzo charakterystyczna, że chcąc być dzisiaj człowiekiem tolerancyjnym, wystarczy wyzbyć się swoich przekonań religijnych, fundamentów wiary i pozostać dobrym, w znaczeniu bliżej nieokreślonym – powiedzmy człowiekiem spolegliwym. Wtedy zyskujemy miano człowieka tolerancyjnego. Te płaszczyzny na przestrzeni dziejów ulegały i ulegają procesowi bardzo wyraźnej relatywizacji. Szczególnym obszarem tej relatywizacji jest nasz współczesny świat; świat ponowoczesny, postmodernistyczny, w którym dokonało się radykalne zakwestionowanie instytucji autorytetów, kryzys pojęć i związany z nim kryzys prawdy; dokonała się wreszcie erozja wartości – powiedział ks. prof. Paweł Bortkiewicz.


1) Oblicza tolerancji: "Co to jest tolerancja. Aspekt filozoficzny"  prof. dr hab. Henryk Kiereś - kierownik Katedry Filozofii Sztuki KUL https://www.youtube.com/watch?v=4kAUBJjgN6I
"2) "Tolerancja jako narzędzie manipulowania społeczeństwem" - ks. bp dr Adam Lepa https://www.youtube.com/watch?v=LOSsesYz_Mg
 "Historia polskiej tolerancji i jej zniekształcony obraz"dr hab. Mieczysław Ryba, kierownik Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. na KUL, https://www.youtube.com/watch?v=WInQ9DcQ8zw
"3) "Tolerancja jako narzędzie w budowaniu moralnego permisywizmu" - ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, kierownik Zakładu Katolickiej Nauki Społecznej UAM, profesor WKSiM  https://www.youtube.com/watch?v=o1VnHZTLpW4
4) Oblicza współczesnej kultury https://www.youtube.com/watch?v=TnOWz-5DUXs

**********
Oblicza mediów w Polsce https://www.youtube.com/watch?v=seeLHrtipjk
Oblicza mediów w Polsce: "Kolorowe pisemka" w polskiej mediosferze -
ks. bp dr Adam Lepa https://www.youtube.com/watch?v=z6Cn5gNyxsA&spfreload=10
Oblicza mediów w Polsce: Obraz Kościoła w Gazecie Wyborczej https://www.youtube.com/watch?v=sT8BmSa1xDA




End