Spis treści  (interaktywny)
 



*********************************************************************************************************************************************************************************************************************************

WARTO WIEDZIEĆ i REAGOWAĆ! (październik 2015)

0. Kościół w służbie ubogim. Łódzkie obchody Międzynarodowego Dnia Walki z Ubóstwem

W dniu 19 października 2015 roku łódzkie organizacje kościelne zajmujące się ubogimi – Caritas Archidiecezji Łódzkiej, Centrum Służby Rodzinie, Stacja Opieki Środowiskowej Konwentu Bonifratrów
w Łodzi i Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości w Łodzi – po raz czwarty organizują łódzkie obchody Dnia Walki z Ubóstwem pod hasłem „Kościół w służbie ubogim”. W tym dniu zapraszamy naszych podopiecznych na godz. 12.00 do łódzkiej archikatedry na wspólną mszę świętą dziękczynną za tych, którzy prowadzą dzieła miłosierdzia. Liturgii przewodniczył będzie ks. abp Marek Jędraszewski metropolita łódzki. Po mszy świętej nasze cztery organizacje przygotują dla ubogich mieszkańców Łodzi ciepły posiłek  – 1800 porcji kapuśniaku, który wydawany będzie na Placu Katedralnym.

Dożywianie ubogich prowadzone przez Caritas Archidiecezji Łódzkiej, Centrum Służby Rodzinie i Stację Opieki Środowiskowej Konwentu Bonifratrów w Łodzi dofinansowane jest w części ze środków Miasta Łódź. Potrzeby ubogich są jednak zdecydowanie większe. Stąd konieczność codziennego zaangażowania organizacji kościelnych, zgromadzeń zakonnych i parafii naszego miasta w pomoc społeczną. Bez tej pomocy wielu biednych łodzian pozostałby bez konkretnego wsparcia. Dla wielu ta forma pomocy jest jedyną na jaką mogą liczyć. Każdego roku łódzkie organizacje kościelne wydają ubogim naszego miasta 180 tysięcy ciepłych posiłków i tysiące paczek żywnościowych.

Patronat nad łódzkimi obchodami Międzynarodowego Dnia Walki z Ubóstwem objął ks. abp Marek Jędraszewski metropolita łódzki.

Caritas Archidiecezji Łódzkiej zajmuje się dożywianiem ubogich od 1990 roku, a od 23 lat prowadzi dla nich Punkt Pomocy Charytatywnej, który obecnie ma swoją siedzibę przy ul. Wólczańskiej 108. Od początku swojej działalności łódzka Caritas wydała ponad 1,6 miliona ciepłych posiłków. Rocznie przygotowywanych jest 65 000 ciepłych posiłków. Kuchnia Społeczna Caritas wydaje posiłki w Łodzi, przy ul. Gdańskiej 111.

Centrum Służby Rodzinie prowadzi dożywianie ubogich od 2001 roku. Przez ostatnie 14 lat Centrum wydało ponad 700 tysięcy ciepłych posiłków. Rocznie CSR przygotowuje 50 tysięcy ciepłych posiłków. Jadłodajnia Centrum mieści się w Łodzi, przy ul. Broniewskiego 1A.

Stacja Opieki Środowiskowej Konwentu Bonifratrów w Łodzi działa od 1996 roku. Od początku swej działalności Stacja wydała ponad 150 tysięcy ciepłych posiłków. Rocznie Stacja wydaje 45 tysięcy ciepłych posiłków. Stacja Opieki Środowiskowej Konwentu Bonifratrów wydaje posiłki w Łodzi, przy ul. Kosynierów Gdyńskich 61A.

Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości działa w Łodzi od 2003 roku. Przez ostatnich 12 lat Siostry wydały ubogim prawie 150 tysięcy ciepłych posiłków. Rocznie Misjonarki Miłości wydają 20 tysięcy ciepłych posiłków. Siostry Misjonarki Miłości wydają posiłki w Łodzi, przy ul. A. Struga 90A.

Szczegółowe informacje:
Tomasz Kopytowski – kierownik ds. marketingu społecznego, rzecznik prasowy
Caritas Archidiecezji Łódzkiej, 90-507 Łódź, ul. Gdańska 111
tel.kom.: 605 102 081, e-mail: t.kopytowski@toya.net.pl
kosciol_w_sluzbie_ubogim.jpg

1. Od Księdza Profesora Dariusza Oko

Szanowni Państwo, Drogie Siostry i Bracia,  przesyłam także "Słowo Życia" na październik oraz link do szczególnie pięknej i mądrej pieśni opartej na słowach św. Siostry Faustyny Kowalskiejhttps://www.youtube.com/watch?v=I__AEbiXl-Y

        Bardzo, bardzo też dziękuję za wszelkie wyrazy wsparcia, które do mnie docierały (i nie docierały) w ostatnim tygodniu i wszystkie modlitwy (które na pewno docierały). Wiemy, jak bardzo były mi potrzebne i jaki cud  współ-zdziałały.
        Znamy te wypadki. "Gazeta Wyborcza" z 30 września na pierwszej stronie poświęca promocji ataku na mnie 1,5 razy więcej miejsca, niż obu prezydentom - Obamie i Putinowi. Donosi o ataku na mnie swoich  wiernych akolitów-zdrajców z TPow i atak ten wspiera największy apostata Polski, eks-ksiądz Tomasz Węcławski.
      Oto ks. prałat doktor Krzysztof Charamsa jako urzędnik Kongregacji Nauki Wiary nagle atakuje mnie z niesamowitą nienawiścią, pisze artykuł na 9 stron, którego ja jestem głównym tematem. Donosi na mnie, gdzie się tylko da oraz postuluje, żeby mnie ukarać i wyrzucić skąd się tylko da. Budzi tak pewne wątpliwości wobec mojej osoby, a oto za trzy dni sam zostaje usunięty z Kongregacji Nauczania Wiary i z dwóch Rzymskich Uczelni.

       
Czuję się tak, jakbym z nieba otrzymał cudowny znak potwierdzający, że to ja właśnie mam rację w tym wielkim sporze. Jakby sam Najwyższy Sędzia palcem wskazał, kto tu mówi prawdę, kto służy dobru człowieka i Kościoła. Prezent największego znaczenia, jakby wspaniała tarcza obronna wobec wszystkich ataków wrogów rozumu i Boga. Podobna historia, jak z  biblijnym Hamanem, który przygotował wielką szubienicę, na której miał być powieszony sprawiedliwy Izraelita Mardocheusz. Jednak dzięki interwencji królowej Estery to nie on, ale sam Haman na niej w końcu zawisł (Est 7).  Ufam, że moja historia jest podobna, że mnie obroniła inna Kobieta, Niepokalana Matka Boża. Modlę się teraz z radością słowami Psalmu 118, 13 i 23: "Popchnięto mnie, popchnięto, bym upadł, lecz Pan mi dopomógł. (...) Stało się to przez Pana i cudem jest w naszych oczach."  

    Wielki "Boży Teatr"

       Ten atak paradoksalnie bardzo mnie umacnia i jest dla mnie wielkim zaszczytem. Jak pokazuje choćby książka Artura Dmochowskiego "Kościół Gazety Wyborczej", gazeta ta jest ośrodkiem największej nienawiści wobec Kościoła, robi wszystko, co może, żeby Kościół zniszczyć.  Natomiast TPow, "religijny dodatek do GW", jest ośrodkiem największej zdrady Kościoła, z którego wychodzili jego najwięksi apostaci. Jeśli więc najwięksi wrogowie i zdrajcy Kościoła promują artykuł ks. dr Krzysztofa Charamsa, to najlepszy dowód, że tekst ten służy niszczeniu Kościoła, że widzą w nim swojego sojusznika. Jeżeli mnie natomiast aż tak bardzo atakują - ta Gazeta Nienawiści i Tygodnik Zdrady -  skoro ciągle wzbudzam w nich aż taką wściekłość, to najlepsze świadectwo, że temu Kościołowi dobrze służę. Jestem w najlepszym towarzystwie, ciągle przecież podobnie atakuje chrześcijan, biskupów i papieży oraz ich nauczanie. Czuję się tym bardzo zaszczycony.
      
    
Ostatnio udzieliłem wielu wywiadów na ten temat dla różnych mediów, ale najbardziej wyczerpujący znajduje się w ostatnim tygodniku "Do Rzeczy" 5-11.10.2015, s. 34-36.

       
    A tutaj można zobaczyć moją rozmowę na ten temat z panią Moniką Olejnik i Robertem Biedroniem z poniedziałku 5 października: 

http://www.tvn24.pl/kropka-nad-i,3,m/kropka-nad-i-dla-ks-charamsy-seks-jest-wazniejszy-niz-zbawienie,583145.html
      
    
Natomiast w poniedziałek 12 października 2015 o godz. 21.30 w  telewizji Republika będę uczestniczył w dyskusji z panem Tomaszem Terlikowskim i dwoma innymi osobami (na platformie NC+ jest to teraz kanał 216).   

 
    Bogu Niech Będą Dzięki!
 Ks. Dariusz


2. Dossier katolickiej tradycji wokół synodu (1). Autor: Stanisław Papież

stpapiez@gmail.com

Katechizm Kościoła Katolickiego, N. 675

Przed przyjściem Chrystusa Kościół ma przejść przez końcową próbę, która zachwieje wiarą wielu wierzących. Prześladowanie, które towarzyszy jego pielgrzymce przez ziemię, odsłoni "tajemnicę bezbożności" pod postacią oszukańczej religii, dającej ludziom pozorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy. Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł w ciele.
 
Tylko, trzeba powiedzieć jasno, że ideologia gender jest jednym z instrumentów masońskiego nowego porzadku światowego....podczas gdy ani KEP, ani odważny Ks. D. Oko nie mówią tego..a przecież ta grozna ideologia ma swój kontekst i swoje pochodzenie.
Ideologia gender jest bardziej niebezpieczna, niż komunizm – mówi przewodniczący polskiego episkopatu, abp Stanisław Gądecki w wywiadzie udzielonym niemieckiej telewizji EWTN. Według hierarchy Kościół jest powołany, by przeciwdziałać rozpadaniu się społeczeństwa w wyniku wpływów tej niebezpiecznej ideologii.
Read more: http://www.pch24.pl/arcybiskup-gadecki--ideologia-gender-jest-grozniejsza-od-komunizmu,38585,i.html#ixzz3nqpa0e4W
Prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów kard. Robert Sarah zdecydowanie odrzuca dopuszczenie rozwodników w nowych związkach do Komunii świętej. Byłaby to „zdrada Ewangelii”. Mocne słowa kieruje także przeciwko związkom homoseksualnym.
Read more: http://www.pch24.pl/kard--robert-sarah-przeciwko-zdradzie-ewangelii--zapowiada-walke-z-kolonizacja-ideologiczna,38521,i.html#ixzz3nqrCj7NJ
Włoski dziennikarz Marco Toscatti ujawnia, że zbliżający się Synod jest fikcją! Dokumenty posynodalne już są przygotowane przez jezuicką klikę i mają umożliwić wdrożenie komunii dla rozwiedzionych i homoseksualistów.
http://rorate-caeli.blogspot.com/2015/10/bombshell-secret-parallel-synod-papal.html#more

fot. REUTERS / FORUM

Czy podczas nadzwyczajnego synodu o rodzinie progresywiści realizowali z góry założone cele? Czy dopuszczono się manipulacji? Czy ograniczano wolność słowa np. opóźniając dystrybucję przesyłek pocztowych dla ojców synodu? Czy liberalizacja zasad przyjmowania Komunii dla rozwodników w powtórnych związkach i bardziej pozytywny stosunek do homoseksualizmu da się pogodzić z nauką Kościoła. Na te i inne pytania odpowiada Edward Pentin w swojej nowej książce poświęconej temu problemowi.

Read more: http://www.pch24.pl/synodalny-thriller--katolicki-dziennikarz-ujawnia-kulisy-manipulacji,38387,i.html#ixzz3nqrfpgFR
o fałszowaniu synodu - ksiażka Edwarda Pentina http://rorate-caeli.blogspot.com/2015/10/book-review-and-exclusive-interview.html
Dopiero co się zaczął, a już jest po synodzie (zakneblowanym i "zdalnie sterowanym"). W rzeczywistości dokument końcowy jest już napisany. Argentyński sędzia antycypował przy stoliku zwycięstwo. Przy stoliku frakcji "lewaków", którą kieruje. Nikt nie wie, co się potem wydarzy między „ortodoksami” (wiernymi Ewangelii i Kościołowi wszechczasów) i „heterodoksami”, którzy chcą przystosować Kościół do aktualnych mód ideologicznych (św. Pius X nazwał modernizm "kloaką wszystkich herezji")
(...)
Moje przewidywania (chyba, że wydarzy się cud) są takie, że motu proprio "o rozwodach" nie zostanie wycofane i wejdzie w życie w dniu 8 grudnia, powodując trzęsienie ziemi, jakiego świat nie widział. Bergoglio, poprzez Synod, którym steruje, powtarzając słowa, że małżeństwo jest nierozerwalne, otworzy drzwi dla komunii dla rozwiedzionych w nowych związkach, oczywiście tylko w "szczególnych przypadkach". ale to będzie podręcznikowa "dziura w tamie". Wreszcie przewiduję, że możemy się spodziewać "legalizacji" [Socci używa słowa "sdoganino" - oclenie, dopuszczenie do legalnego obrotu] innych rodzajów związków (w tym związków homo), oczywiście nadal mówiąc, że nie mogą się one równać z małżeństwem.
Będzie to epokowa zmiana Magisterium Kościoła i życia chrześcijańskiego, o nieobliczalnych konsekwencjach. Zauważcie, że jedna ιota spowodowała schizmę ariańską, jedno słowo "Filioque" spowodowało schizmę kościoła wschodniego, jeden rozwód - króla Henryka VIII - spowodował schizmę anglikańską. Kościół przeżyje straszliwą tragedią, która będzie mieć tragiczne konsekwencje również dla świata.
http://www.antoniosocci.com/una-profezia-incombe-sul-sinodo/
Za nic mając sobie niuanse, Franciszek łaskawie wyjawił ideologiczną esencję Tajnego Synodu: otóż papież wraz z kliką modernistów, osobiście przezeń wybranych, staje w opozycji względem tych kilku pozostałych konserwatywnych biskupów, którym pozwolono zabrać głos (pod warunkiem zgłoszenia swoich przemówień z wyprzedzeniem), gdyż „raduje” go przyznanie zgody na tę „debatę”, która oczywiście nie powstrzyma go przed uczynieniem tego, co tam sobie zaplanował – z całą pokorą.

Tajny Synod nie przestaje wrzeć, dowodzony przez papieża, przez jego niemieckie progresywne brygady uderzeniowe oraz niezawodnych liberalnych prałatów, pozbieranych z całej rozległej sfery posoborowej apostazji.

http://fides-et-ratio.pl/index.php/2015/10/christopher-ferrara-ganinet-osobliwosci-czyli-tajny-synod-sponsorowany-przez-papieza-francisza/
 
Kard. Walter Kasper. Fot. REUTERS/Tony Gentile/FORUM

Niemiecka filozofia idealistyczna (Schelling, Fichte, Hegel i ich uczniowie) to – jak pisał niegdyś G. Santayana – skrajny przykład egotyzmu dominującego w całej nowożytnej filozofii niemieckiej. Reprezentanci tego kierunku, wierni kontynuatorzy Immanuela Kanta, systematycznie odrywali niemiecką filozofię – a co za tym idzie teologię i inne nauki – od Rzymu rozumianego w tym przypadku jako wielkie dziedzictwo filozofii realistycznej, ustalone przez dwóch gigantów myśli: Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu.
Read more: http://www.pch24.pl/dialektyka-kardynala,38343,i.html#ixzz3nquwkBEy


Modernistyczna propaganda

https://traditionalaltarboy.wordpress.com/2015/10/05/modernist-propaganda-used-by-the-synod-cardinals/
 http://theweek.com/articles/581178/does-pope-francis-fear-god-synod-family-fracturing-catholic-church

 "Zwolennicy planu Kaspera twierdzą, że to, co proponują nie jest zmianą doktryny, ale tylko zmianą praktyki duszpasterskiej.

 Kardynał Brandmüller zdecydowanie zareagował na to kłamstwo: " jest oczywiste, że praktyka duszpasterska Kościoła nie może stanąć w opozycji do wiążącej doktryny ani tak po prostu jej ignorować. Analogicznie na przykład architekt mógłby zbudować najpiękniejszy most. Jednakże, jeśli nie będzie kierował się zasadami inżynierskimi odnośnie konstrukcji, spowoduje ryzyko zawalenia się jego budowy. W ten sam sposób, duszpasterska praktyka musi przestrzegać Słowa Boga, jeśli nie chcę zawieść. Zmiana nauczania i dogmatów, jest nie do pomyślenia. Niemniej jednak, ten kto robi to świadomie, lub natarczywie się domaga, jest heretykiem-nawet jeśli nosi rzymską purpurę." Innymi słowy, to heretyk, nawet jeśli jest biskupem lub kardynałem."
 http://www.cfnews.org/page88/files/496a04ed98169517453d75bb1f3c8574-459.html
Część uczestników i obserwatorów synodu biskupów nie jest zadowolonych z przemówienia węgierskiego kardynała Erdo, relatora generalnego zgromadzenia. Duchowny ten wygłosił jedno z pierwszych przemówień podczas synodu. Rozzłościło one postępowo nastawionych ojców synodalnych.

Co takiego powiedział węgierski kardynał? Podkreślił nierozerwalność małżeństwa, które „powinno być rozumiane nie jako „jarzmo nałożone na ludzi”, ale jako „dar”.
Read more: http://www.pch24.pl/modernisci-oskarzaja-kardynala-erdo-o-blokowanie-dyskusji--kardynal-marx--nie-ogladajmy-sie-za-siebie,38617,i.html#ixzz3nqw5aYqa
 O tym, że trzeba zmienić język nauczania Kościoła mówiono na porannej sesji zgromadzenia Synodu Biskupów nt. rodziny, jakie obraduje w Watykanie. Poinformowano o tym na konferencji prasowej z udziałem m.in. przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu, abp. Claudio Marii Cellego i przewodniczącego konferencji episkopatu Kanady, abp. Paula-André Durochera.
Read more: http://www.pch24.pl/slowo-nierozerwalnosc-przeszkadza-czesci-ojcow-synodalnych--jest-trudne-jak-transsubstancjacja--jezyk-trzeba-zmienic-,38616,i.html#ixzz3nqwJoxwV

Przygotowanie pod Vaticanum III ?

http://rorate-caeli.blogspot.com/

Najbardziej prawdopodobny wynik synodu

 http://rorate-caeli.blogspot.com/2015/10/squaring-circle-synods-most-likely.html

K. Ferrara "Piękne słowa, ale....."

http://www.cfnews.org/page88/files/002658f762fba86408bd5d2ec28434f6-458.html

w pierwszym dniu synodu konserwatysci uderzyli pierwsi

http://www.cfnews.org/page88/files/295fcc32b922f2ea5dce49a35adb3c02-457.html




3. dk Pawłowicz: Tygodnik Powszechny - antykatolickie pismo społeczno-kulturalne

W dniu 29 czerwca 1972 r. w święto Apostołów Piotra i Pawła, a jednocześnie w dziewiątą rocznicę swej koronacji — Ojciec św. Paweł VI wygłosił wobec kardynałów, korpusu dyplomatycznego oraz licznie zgromadzonych wiernych w bazylice św. Piotra homilię, która pomimo upływu lat nic nie straciła na swojej aktualności. Błogosławiony Papież mówił wtedy: Odnosimy wrażenie, że przez jakąś szczelinę, wdarł się do Kościoła Bożego swąd (dym) szatana. Jest nim zwątpienie, niepewność, zakwestionowanie, niepokój, niezadowolenie, roztrząsanie. Brak zaufania do Kościoła. Natomiast darzy się zaufaniem pierwszego lepszego świeckiego “proroka" wypowiadającego się przy pomocy prasy lub przemawiającego w jakimkolwiek ruchu społecznym i żąda się od niego formułek dla prawdziwego życia! Nie myśli się przy tym, że my te formuły już posiadamy!
Z kolei ostatniego dnia roku 1993 w kościele św. Ignacego Loyoli w Rzymie, św. Jan Paweł II wygłosił homilię, która wspaniale koresponduje z wcześniejszą wypowiedzą bł. Pawła VI: Antychryst jest wśród nas - zawołał Jan Paweł II. Początek nowego roku otwiera horyzonty, które choć nie pozbawione przebłysku światła, są mroczne i groźne, nie możemy przymykać oczu na to, co nas otacza. Musimy nazwać po imieniu złego. Nie możemy przeoczyć faktu, że wraz z kulturą miłości i życia na świecie rozpowszechnia się inna cywilizacja, cywilizacja śmierci, będąca bezpośrednim dziełem szatana i stanowiąca jeden z przejawów zbliżającej się Apokalipsy.
Ową „szczeliną” (obok wielu innych), o której mówił bł. Paweł VI, którą do Kościoła wdziera się swąd, dym szatana jest u nas w Polsce od kilkudziesięciu lat Tygodnik Powszechny, pismo które, o zgrozo, ma w swoim podtytule wypisane, że jest to „katolickie pismo społeczno-kulturalne”.
Nie sposób nawet zliczyć artykułów otwarcie atakujących nauczanie Kościoła w kwestiach moralnych odnoszących się do małżeństwa i rodziny, ludzkiej płciowości itd. Na celowniku tego brukowca od lat są biskupi i kapłani odważnie głoszący Prawdę Ewangelii, taką jaką ona jest. Niekażoną liberalizmem i modernizmem propagowanym przez tzw. „Otwartych katolików” z Tygodnika Powszechnego.


Proces odchodzenia TP od nauczania Kościoła i jawnego przeciwstawiania się Jemu trwa już od dziesięcioleci. Nie bez powodu św. Jan Paweł II, który przecież kiedyś współpracował z tym tygodnikiem,  w liście z 15 maja 1995 z okazji jubileuszu 50-lecia tego czasopisma napisał: Rok 1989 przyniósł w Polsce głębokie zmiany związane z upadkiem systemu komunistycznego. Odzyskanie wolności zbiegło się paradoksalnie ze wzmożonym atakiem sił lewicy laickiej i ugrupowań liberalnych na Kościół, na Episkopat, a także na Papieża. Wyczułem to zwłaszcza w kontekście moich ostatnich odwiedzin w Polsce w roku 1991. Chodziło o to, aby zatrzeć w pamięci społeczeństwa to, czym był Kościół w życiu Narodu na przestrzeni minionych lat. Mnożyły się oskarżenia czy pomówienia o klerykalizm, o rzekomą chęć rządzenia Polską ze strony Kościoła czy też o hamowanie emancypacji politycznej polskiego społeczeństwa. Pan daruje, jeżeli powiem, iż oddziaływanie tych wpływów odczuwało się jakoś także w 'Tygodniku Powszechnym’. W tym trudnym momencie Kościół w ‘Tygodniku’ nie znalazł, niestety, takiego wsparcia i obrony, jakiego miał poniekąd oczekiwać: 'nie czuł się dość miłowany’ – jak kiedyś powiedziałem (...)
Tak samo jest i dzisiaj. A może nawet jeszcze gorzej, gdyż TP nie dość że nie broni Kościoła i Jego nauczania moralnego, to jeszcze dołączył do grup, które ten Kościół i Jego duszpasterzy zaciekle atakują stając się owym swędem szatana, który chce Kościół zniszczyć od środka.
Dlaczego o tym piszę właśnie dzisiaj? Otóż w ostatnich dniach TP dał kolejny raz dowód swojego „umiłowania” Kościoła publikując tekst ks. Krzysztofa Charamsy – urzędnika watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, drugiego sekretarza Międzynarodowej Komisji Teologicznej i wykładowcy Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, a tak naprawdę biednego i upadłego kapłana, który wywołał skandal ujawniając że od 18 lat jest czynnym homoseksualistą żyjącym ze swoim partnerem. W swoim tekście zatytułowanym „Teologia i przemoc” zaatakował on ks. prof. Dariusza Oko, a w jego osobie całe nauczanie Kościoła, którego ks. Oko w sposób niezłomny broni. W tekście tym ks. Charamsa pisze o rzekomej  mowie nienawiści w teologii uprawianej przez ks. Dariusza Oko: o języku wykluczenia i przemocy wobec osób homoseksualnych, niewierzących czy naukowców zajmujących się gender studies.
Wszyscy którzy mieli okazję i zaszczyt spotkać się i słuchać wykładów ks. Oko wiedzą, że gdy trzeba potrafi on, tak jak Chrystus, siec biczem prawdy tych, dla których ta prawda jest niewygodna. Ks. Oko nie boi się otwarcie nazywać homoseksualizm zboczeniem i dewiacją nie stosując się do „politycznej poprawności”, którą przesiąknięty jest TP (na równi z GW) o wiele bardziej niż Prawdą Ewangelii.
Oczywiście TP nie przeszkadza to, że takie poglądy i oszczerstwa głosi czynny homoseksualita! TP nie zmienił swojego zdania nt. ks. Charamsy nawet wtedy, gdy zrobił on coming out i oficjalnie przyznał się do swojego homoseksualizmu. W normalnych warunkach takich człowiek powinien być zdyskredytowany, gdyż czyni się sędzią we własnej sprawie. Ale dla TP to nie stanowi problemu. Gdyż jasne jest, że od dziesięcioleci tygodnik ten przestał się liczyć z prawdą Ewangelii, nauczaniem św. Pawła, który w 1 Liście do Koryntian pisze wyraźnie (6, 9-10) Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego.
W „Oświadczeniu”, jaki wydał TP po informacjach prasowych nt. ks. Charamsy czytamy: Czy jego coming out powinien zmienić cokolwiek w odbiorze artykułu, który opublikowaliśmy? Oczywiście nie, choć można się spodziewać, że ważny głos na temat języka nienawiści używanego przez człowieka podającego się za eksperta  Episkopatu [chodzi o ks. prof. Oko] (co zresztą szczęśliwie zdementował dziś rzecznik KEP), będzie teraz przez wielu bagatelizowany, bo autor tekstu okazał się czynnym gejem.
Co więcej, Ks. Adam Boniecki – ikona TP - cytował przed tygodniem Tomasza à Kempis: „Nie pytaj, kto powiedział, ale patrz, co powiedział”.
A swoją drogą, to skoro TP tak bardzo broni gejów, nie widzi problemów w ich niemoralnym życiu, skoro tak wściekle atakuje tych biskupów i kapłanów, którzy mają odwagę bronić nauczania Kościoła w tej kwestii. Skoro nie widzą problemu w tym, że atakującym jest czynny homoseksualista. To może przyczyny takiego stanu rzeczy trzeba szukać w tym, że tak jak ks. Charamsa wielu pracowników TP to też krypto geje? Może w najbliższym czasie możemy się spodziewać lawiny coming outów  w TP? To by bardzo wiele tłumaczyło.
I na koniec ostatnia sprawa. Co na to wszystko Biskup miejsca, na którego terenie znajduje się redakcja TP? Chodzi oczywiście o Kraków. W Kan. 823 Kodeksu Prawa Kanonicznego czytamy:
§ 1. Dla zachowania nieskazitelności wiary i obyczajów, pasterze Kościoła posiadają prawo i są zobowiązani czuwać, by wiara i obyczaje wiernych nie doznały uszczerbku przez słowo pisane lub użycie środków społecznego przekazu. Przysługuje im również prawo domagania się, aby przedkładano do wcześniejszej oceny to, co ma być wydane przez wiernych na piśmie, a dotyczy wiary lub obyczajów, a także odrzucania pism przynoszących szkodę prawdziwej wierze lub dobrym obyczajom.
 § 2. Obowiązek i prawo, o których w § 1, należą do biskupów, zarówno poszczególnych, jak i zebranych na synodach lub Konferencjach Episkopatu - w odniesieniu do wiernych powierzonych ich pieczy. Natomiast należą do najwyższej władzy kościelnej - gdy idzie o cały Lud Boży.
Czy nie nadszedł już najwyższy czas na podjęcie odważnej decyzji  i zakazać TP używania w podtytule określenia „katolicki”? A rzeczywiście potrzeba tu odwagi, gdyż po takiej decyzji na Biskupa miejsca, jak hieny, rzucą się wszelkiej maści członkowie tzw. „kościoła otwartego”. Módlmy się więc o ducha odwagi i mądrości dla Pasterza Kościoła krakowskiego. Nadszedł najwyższy czas, aby zatkać tę szczelinę, przez którą do Kościoła w Polsce wdziera się swąd szatana. Nadszedł czas po imieniu nazwać sługi złego. Niech TP publikuje swojego herezje i „mądrości”, ale już nie pod szyldem „katolickiego” tygodnika.

Wymiana zdań + komentarze internautów

ma
"Wszystko, co napisał ksiądz Charamsa o księdzu Oko, pozostaje prawdą." Skoro tak wygląda "prawda" to pewnie i tak wygląda w przypadku twierdzenia: nie wiedzieliśmy.
wigo
Całym problemem nie jest to, co napisał, ale właśnie to, kim jest! Jako kapłan i na dodatek pracownik Kongregacji Wiary jest - był od tego, by całym sobą bronić nauki katolickiej, a on, pewnie od lat, sam się do niej nie stosował, wygląda więc na to że dla TP nie jest ważne kim jest tzw. autorytet, ale tylko to co chce powiedzieć, lub co ma powiedzieć. To może złodziej niech się wypowiada na temat rozumienia uczciwości, a prostytutka o wierności małżeńskiej, mają przecież wiele do powiedzenia.
Marguar
Czy ten szmatławiec ma asystenta kościelnego? Dlaczego ta gadzinówa używa przymiotnika "katolicki"?
DM
Ksiądz składal śluby czystości. Teraz nie wstydzi się i nie przeprasza za swoje łamane śluby i kłamstwa, a żąda od Kościoła zmiany nauki, żąda cenzury Słowa Bożego. Jeśli byłby godny wysłuchania, dawno już nie byłby ani księdzem ani nawet katolikiem, bo nie zgadza się z nauką katolicką. Nawet dla zwolennika sodomii, jeśli byłby uczciwy, cel nie uświęca środków. Tygodnik Powszechny to kloaka.
John Galt
Łgali, łżą i łgać będą w Obłudniku Powszechnym, takie ich zadanie i wywrotowa rola...
Teresa
Cyt. "Tygodnik Powszechny": nie wiedzieliśmy, że ksiądz Charamsa jest homoseksualistą --> a czego bronił też nie wiedzieliście? To macie BARDZO! rozmyte pojęcie miłości bliźniego.

Read more: http://www.pch24.pl/tygodnik-powszechny--nie-wiedzielismy--ze-ksiadz-charamsa-jest-homoseksualista,38553,i.html#ixzz3nXdviuaf
2015-10-04 15:22

4. Kardynałowie o ks. Charamsie jego coming out nie wywrze wpływu na Synod Biskupów

Ujawniając publicznie swój homoseksualizm ks. prał Krzysztof Charamsa chce wywrzeć wpływ na obradujący w Watykanie Synod Biskupów w kwestii stosunku Kościoła do osób homoseksualnych, lecz jego działania przyniosą odwrotny efekt - przypuszczają kardynałowie, pytani przez włoskie dzienniki o sprawę coming outu polskiego duchownego z Kongregacji Nauki Wiary. Zarzucają mu też, że wprowadza zamieszanie w dusze wiernych i że poszukuje „samorozgrzeszenia”.
Były przewodniczący Włoskiej Konferencji Biskupiej, kard. Camillo Ruini powiedział, że coming out ks. Charamsy, choć sprawił mu ból, nie zaskoczył go, szczególnie ze względu na moment, jaki duchowny wybrał. Nie sądzi jednak, by mógł on mieć jakikolwiek „istotny wpływ” na obrady Synodu Biskupów nt. rodziny.

Odnosząc się do słów ks. Charamsy, że jedyna propozycja Kościoła dla wierzących gejów, jaką jest abstynencja seksualna, „jest nieludzka”, długoletni wikariusz papieski dla diecezji rzymskiej wyznał, że sam jako ksiądz jest od ponad 60 lat zobowiązany do takiej wstrzemięźliwości i nie czuje się z tego powodu „odczłowieczonym”, ani też pozbawionym miłości, „która jest czymś znacznie większym niż korzystanie z seksualności”.

Komentując słynną wypowiedź Franciszka: „Kim jestem, by sądzić homoseksualistę, który szuka Boga?”, włoski kardynał zauważył, że są to najbardziej opacznie rozumiane słowa papieża. - Chodzi o przykazanie ewangeliczne - „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” - które powinniśmy wcielać w życie w stosunku do wszystkich, oczywiście także do homoseksualistów, a domaga się ono od nas szacunku i miłości wobec wszystkich. Ale papież Franciszek wielokrotnie jasno i negatywnie wypowiadał się o małżeństwie osób tej samej płci - przypomniał kard. Ruini.

Pytany o istnienie „gejowskiego lobby” na szczytach władzy kościelnej, 84-letni purpurat przyznał, że istnieje wiele plotek na ten temat. - Jeśli są prawdziwe, byłoby to smutne i trzeba by zrobić z tym porządek - zaznaczył hierarcha.

Z kolei były prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins uważa, że outing ks. prałata Charamsy jest „problemem dotyczącym pojedynczej osoby”, dlatego „wywoływanie takiej wrzawy medialnej jest ewidentnie błędne i szkodliwe”. Jasne jest dla niego, że polski duchowny wybrał dzień przed rozpoczęciem obrad Synodu o rodzinie, aby „wzmocnić efekt swoich rewelacji”. Taki sposób działania jednak „wywołuje poważne zamieszanie w sumieniach ludzi wierzących”.

- Charamsa jest teologiem i od wielu lat pracuje w Kongregacji Nauki Wiary, więc powinien dobrze wiedzieć, że nauczanie Kościoła jest jasne. Łamanie norm jest problemem indywidualnej odpowiedzialności. Pismo Święte i nauczanie moralne Kościoła są jednoznaczne. Nie można bawić się słowami w poszukiwaniu samorozgrzeszenia. Tak jak w konfesjonale. Każdy powinien dbać o własne sumienie. Wiedział o tym przed przyjęciem święceń. Jego wypowiedzi wywołują zamieszanie, a awantura w mediach jeszcze zwiększa szkody. Jest to przykra sytuacja, afera, która wybuchła kilka godzin przed historycznym wydarzeniem kościelnym. Ten sposób wypowiadania się kontrastuje ze służbą pełnioną w kurii rzymskiej i stoi w sprzeczności z moralną dyscypliną i nauczaniem Kościoła - wskazał portugalski purpurat.

Jego zdaniem roztropność w sposobie działania i wypowiadania się są tym bardziej konieczne, gdy zajmuje się stanowiska wymagające odpowiedniego postępowania i zachowania. - Również robienie spektaklu z ujawnienia swej kondycji było błędem, który tylko wzmaga zamieszanie. Jeśli chciał zwrócić uwagę Synodu na problem homoseksualny, wybrał najbardziej błędny sposób działania. Popadanie w skrajność wypowiedzi nt. swych osobistych problemów przynosi odwrotny efekt w stosunku do duszpasterskiej troski i pięknej atmosfery dialogu, jakiej za papieża Franciszka doświadczamy w tym nadzwyczajnym czasie łaski dla Kościoła - stwierdził kard. Saraiva Martins.

Na wywieranie przez ks. Charamsę „niewłaściwej presji medialnej” w przeddzień Synodu zwraca uwagę także watykański kanonista, kard. Velasio de Paolis. Chwali on szybką reakcję Watykanu na „publiczny skandal”, jaki sprawił prał. Charamsa, łamiąc celibat, który przyrzekał w dniu przyjęcia święceń kapłańskich. Wyjaśnił, że do kapłaństwa wymagana jest dojrzałość „nie tylko seksualna, ale także uczuciowa” i Kościół powinien dokonywać „bardziej poważnego rozeznania” kandydatów. Przypomniał dokument Kongregacji Wychowania Katolickiego z 2005 r., znowelizowany w 2008 r., stanowiący, że nie należy święcić osoby, która ma trudności z zachowaniem celibatu, przeżywając go jako obowiązek tak trudny, że niszczy równowagę uczuciową i relacyjną.

Wskazał jednocześnie, że to nie sama skłonność seksualna jest grzechem, ale praktykowanie homoseksualizmu, i to ono wyklucza z kapłaństwa, podobnie jak brak wstrzemięźliwości seksualnej u heteroseksualnego kandydata. - Ksiądz powinien zawsze działać in persona Christi, a aby tak było, musi przyswoić sobie czystość seksualną, a także uczuciową. Powołaniem księdza jest być ojcem powierzonej mu wspólnoty, a nieporządkowanie seksualne mu w tym nie pomaga - podkreślił włoski purpurat. Dodał też, że „nikt nikomu nie każe zostać księdzem”.

Natomiast przeor wspólnoty monastycznej z Bose, o. Enzo Bianchi wyraził opinię, że „nieszczęsne wystąpienie publiczne prezbitera, który oświadcza, że żyje w związku homoseksualnym i dzieli życie z partnerem” można uznać za „prowokację” wobec Synodu i spokojnego przebiegu jego prac. Trudno bowiem, by ta „zaprogramowana operacja medialna” pomogła jego uczestnikom w dyskusjach. Nie skorzystają też na niej „osoby, które przeżywają trudną sytuację wierzących, utrzymujących relacje uczuciowe typu homoseksualnego”.

- Pomimo niezaprzeczalnych uprzedzeń części kościelnego świata wobec osób o orientacji homoseksualnej, w rzeczywistości jest to brak odpowiedzialności ze strony kogoś, kto jak ten prezbiter podejmuje celibat, a później domaga się życia w związku z inną osobą, bez względu na jej płeć; jest to wybór stojący w oczywistej sprzeczności ze zobowiązaniem podjętym w wolności wobec Pana i wspólnoty chrześcijańskiej - ocenia zakonnik.
pb (KAI/Corriere della Sera/La Stampa/La Repubblica/Il Sole 24 Ore) / Rzym
2015-10-04 09:50

5. Gorzka lekcja księdza Charamsy - rozmowa z o. Józefem Augustynem SJ

Kościoła nie "rozkładają" pojedyncze, gorszące sytuacje ale podwójne, cyniczne życie pasterzy i wiernych - mówi KAI jezuita, o. Józef Augustyn. Jego zdaniem sprawa ks. Charamsy może, paradoksalnie, przysłużyć się dobru Kościoła. "Każdy grzech trzeba uznać i wyznać, wyspowiadać się z niego – oto najważniejsza lekcja wynikająca dla nas z tego bolesnego skandalu" - ocenia znany duszpasterz i kierownik duchowy.
Publikujemy treść rozmowy:
Tomasz Królak (KAI): Ksiądz, polski ksiądz pracujący w najważniejszym watykańskim urzędzie, przyznaje, że jest gejem i wygłasza płomienną obronę "małżeństw homoseksualnych". Szok? Wstrząs? Przerażenie?

Józef Augustyn SJ: – Inspirację do oceny tego wydarzenia przynosi oświadczenie ks. Lombardiego. Watykański rzecznik zachęca do szacunku dla osoby polskiego księdza – bez unoszenia się, emocji i gniewu – ale z drugiej strony wskazuje na ocenę moralną jego działania, nazywając jego decyzję "nieodpowiedzialną".

Dla większości z nas jest to szok i wstrząs. Dla ludzi szukających, niepewnych swej wiary to z pewnością także przerażenie. Narzuca mi się nieodparta myśl, że całe to widowisko zostało precyzyjnie przygotowane i zaplanowane. To wielka medialna gra w przeddzień Synodu. To właśnie nacisk na Synod poprzez media ks. Lombardi nazywa decyzją nieodpowiedzialną.

Ks. Charamsa do bólu wykorzystał swoją pozycję, funkcję, stanowisko. Było to nieuczciwe i nieodpowiedzialne. Był bardzo wysoko, bo cieszył się wielkim zaufaniem i temu zaufaniu się sprzeniewierzył.

Osiemnaście lat kapłaństwa plus sześć lat seminarium – w sumie 24 lata życia w podziemiu homoseksualnym (bez rzeczywistej woli uporządkowania swojej seksualności, jak zobowiązuje się do tego każdy, przyrzekający celibat Panu Bogu – nie Kościołowi najpierw), doprowadziło do takiego nagromadzenia emocji, iż nastąpiła eksplozja. To owoc podwójnego życia społecznego, podwójnej świadomości, podwójnego bycia na co dzień: w urzędzie, przy ołtarzu, na ambonie, w rodzinie. W to podwójne życie ów kapłan wmieszał swoją odezwę.

Szok, wstrząs, ale paradoksalnie służący dobru Kościoła. Kościoła nie "rozkładają" pojedyncze, gorszące sytuacje jak właśnie ta, której jesteśmy świadkami, ale podwójne, cyniczne życie pasterzy i wiernych. Kościół rozkłada grzech zakłamania, udawania, pozorów, trwający latami, a nie umiejętnie reżyserowane widowiska medialne, skądinąd dla Kościoła bardzo bolesne. Sytuacja, z którą mamy do czynienia to pęknięcie jakiegoś wrzodu – z pewnością nie ostatniego.

Wszystko to mówię nie do księdza Charamsy, któremu wyrażam szacunek z moim współbratem księdzem Lombardim, ale do nas, księży, głoszących kazania, spowiadających ludzi, prowadzących katechezę, rządzących w Kościele, wychowujących młodych do kapłaństwa. Mówię też do moich młodszych braci, którzy poważnie myślą o posłudze kapłańskiej. Możemy być słabi, mieć takie czy inne problemy i skłonności, ale musimy żyć w prawdzie moralnej. Nie wolno żyć w kłamstwie całymi długimi latami. Każdy grzech trzeba uznać i wyznać, wyspowiadać się z niego – oto najważniejsza lekcja wynikająca dla nas z tego bolesnego skandalu.

Pyta pan, jak to możliwe, by zadeklarowany homoseksualista pracował w najważniejszym watykańskim urzędzie. To możliwe, gdy podwójność doprowadzona jest do perfekcji, a im wyżej jesteśmy postawieni w skali społecznej czy kościelnej, tym większe mamy możliwości kamuflażu. Mówiłem już kiedyś w rozmowie z panem, że praktykujący księża-homoseksualiści bywają mistrzami kamuflażu. Nie osądzam moralnie ks. Charamsy, nie moja to rola, ale nazywam fakty społeczne i wspólnotowe po imieniu.

Proszę wybaczyć, ale takie rzeczy możliwe są tylko w Kościele katolickim. Wszystko bowiem w Kościele opiera się na pełnym zaufaniu. Za taką zaś nielojalność, której jesteśmy świadkami, swoistą „zdradę” o charakterze wspólnotowym i społecznym, w każdej „świeckiej” firmie trzeba by ponieść srogie konsekwencje. Jezus nie chciał jednak zakładać świeckiej firmy ale wspólnotę Kościoła, którego Głową jest On sam, Miłosierny Sługa Jahwe. Właśnie dlatego takie skandale są możliwe.

KAI: Co sądzi Ojciec o ogłoszonych przez ks. Charamsę 10 żądaniach, które określił jako "nowy manifest wyzwolenia"?

– Ks. Charamsa występuje w roli reformatora Kościoła. Nie da się ukryć, że skłania go ku temu jego osobisty problem. Kościół, jak to wyraźnie widać, będzie musiał dziesięcioleciami zmagać się z wizją ludzkiej seksualności, która została oderwana od Boga – wszystko do tego się sprowadza.

W naszych dyskusjach na temat homoseksualizmu czy gender jest może za dużo naszych emocji. Nie przekonamy nikogo do chrześcijańskiej wizji ludzkiej seksualności i rodziny, jeżeli ta osoba nie przyjmie Jezusa. Trzeba więc najpierw głosić Chrystusa, i to Ukrzyżowanego, a nie zwalczać ruchy gejowskie metodami niemal politycznymi, przytaczając statystyki i „racje naukowe”.

Nie traćmy zdrowego rozsądku: papieskie słowo szacunku i życzliwości wobec osób o innej orientacji nie są zapowiedzią zmiany nauczania Kościoła. Musimy odróżnić wiarę od człowieka, który myśli i czuje inaczej. Nie jest wyrazem miłości wypominanie każdemu człowiekowi wszystkich jego grzechów przy każdym spotkaniu z nim.

Trzeba też przyznać, że w dyskusjach o homoseksualizmie czy gender, wspólnocie Kościoła brakuje czasami odpowiedniego języka, łączącego szacunek wobec drugiego człowieka i kompetencję w dziedzinie podejmowanej problematyki. Mamy żyć w zgodzie ze wszystkimi, także z tymi myślącymi i patrzącymi inaczej. Naszym świadectwem życia mamy głosić Jezusa. A On mówi: "Kto mnie miłuje, ten zachowa moje przykazania".

KAI: A jak ocenia Ojciec postępowanie ks. Charamsy jako brat w kapłaństwie?

– Bardzo mnie boli, ale nie dziwi i nie gorszy. Boli mnie ze względu na miliony ludzi młodych, którzy trzymając się nauki Jezusa, walczą ze swoimi słabościami, ograniczeniami, modlą się, spowiadają, słuchają nauk księży, a tu wychodzi ktoś, kto przedstawia się do kamery jako "funkcjonariusz Kongregacji Nauki Wary", wykładowca różnych uniwersytetów papieskich i mówi, że wszystko to jest jednym wielkim kłamstwem... Boli zgorszenie maluczkich. Nie mają oni odpowiedniego wykształcenia, przygotowania teologicznego, zdolności rozeznawania duchowego, ojcowskiego wsparcia, żeby się bronić przed takim skandalem.

Kiedyś odszedł z kapłaństwa jeden ze znanych duszpasterzy. Niedługo potem przyszedł do mnie student, który był jego penitentem. Był zupełnie rozbity: komu teraz mam zaufać? – zapytał. Po dzisiejszym skandalu wielu młodych postawi sobie zapewne podobne pytanie.

Ale ostrożnie z emocjami. Nie kierujmy ich przeciwko drugiemu, ale ku sobie, ku swojemu nawróceniu, ku skrusze osobistej i wspólnotowej. Czytałem wiele literackich opisów sytuacji, w których ludzie stawali wobec sytuacji granicznych: na wojnie, w łagrach, w obozach koncentracyjnych. To nauczyło mnie jednego: nie potępiaj nikogo, nie byłeś jeszcze w takiej sytuacji, nie wiesz, co byś zrobił, gdybyś się w niej znalazł.

KAI: Jak to się w ogóle mogło stać, że wysoką funkcję w Kongregacji strzegącej katolickiej doktryny mógł przez lata pełnić zadeklarowany homoseksualista? Czy to możliwe, że nikt o tym nie wiedział?

– Na temat lobby homoseksualnego, także w Watykanie, już także kiedyś rozmawialiśmy. Nikt przecież nie uwierzy, że ks. Charamsa był tam samotny jak palec. Pytanie to nie jest do mnie, ale do tych, którzy rozeznają, wybierają, mianują, decydują, posyłają, odwołują, robią ewaluacje postawy i zachowania itd. To ważna lekcja dla Kościoła. Bo wszystkie najtrudniejsze sytuacje w ludzkim życiu są Boże lekcją.

Ostatnio czytamy w czasie Mszy świętej księgę Nehemiasza. Ukazuje ona, że zburzenie Świątyni Jerozolimskiej dla Izraela było bolesną lekcją. Całe to wydarzenie niech będzie lekcją i dla nas. Obserwując w bardzo różnych środowiskach kościelnych pewne decyzje, nominacje, przeniesienia, wyróżnienia, nagany, pochwały, odnoszę niekiedy wrażenie, że liczy się przede wszystkim sprawne funkcjonowanie, wiedza, kompetencja, zdolności zarządzania i „nie sprawianie innym kłopotu”. Niedobory moralne i duchowe nie wydają się być w pewnych sytuacjach problemem. Ale kiedy dochodzi do sytuacji takiej jak ta, obecna, okazuje się, że problemy moralności i duchowości są w Kościele ważniejsze od wszystkich wymienionych uprzednio walorów.

KAI: Tymczasem znów rozgorzeje dyskusja o złu celibatu...

– Ks. Charamsa przeprasza cały świat za Kościół i moralność, którą Kościół głosi, a my przepraszajmy Pana Boga za nasze grzechy i grzechy całego świata. Także za grzech zgorszenia, jaki ta sytuacja spowodowała.

Musimy bardzo uważać, by ten skandal nie spowodował paniki i fobii homoseksualnej w seminariach. Pierwszym problemem nie jest bowiem pewien rodzaj wrażliwości, taka czy inna skłonność. Problemem nie jest homoseksualizm, ale wierność żyjącemu Bogu i przykazaniom przez Niego nadanym. Wrażliwość homoseksualna nie jest przekleństwem człowieka, lecz wyzwaniem i zadaniem, okazją do wierności żyjącemu Bogu. Bywa, że okazją trudniejszą.

Ludzi dojrzałego sumienia, szukających Jezusa szczerze, nigdy nie trzeba wyrzucać z seminarium. Oni sami podejmą odpowiednią decyzję, rozeznając, jakie są warunki do godnego przyjęcia święceń. Człowiek głęboko uczciwy sam poprosi o stosowną pomoc, gdy ma problem i szczerze szuka rozwiązania współpracując z przełożonymi i wychowawcami. Wiem o tym z bezpośredniego spotkania z setkami, setkami alumnów.

Człowiek wierny swojemu sumieniu znajdzie rozwiązania dla swojej wrażliwości, takiej czy innej; rozwiązania uczciwe, zgodne z intencją Kościoła. Kościół – odwołując się do nauki Chrystusa – ma prawo stawiać wymagania i warunki. Tak było w Kościele przez dwa tysiące lat, jest dzisiaj i tak będzie.

KAI: To przykre, że wkrótce po aferze z abp. Wesołowskim – a wcześniej abp. Paetzem – świat obiega wieść o kolejnym skandalu o podłożu seksualnym, z udziałem polskiego duchownego.

– Nie śmiałbym wyciągać wniosków z tego zestawienia nazwisk. Kimże jestem, by coś takiego robić... Ale, nie bądźmy naiwni. Kto nam uwierzy, że to czysty przypadek? Zanim komuś powierzymy ważną misję, trzeba zbadać, rozeznać kogo wysyłamy. Powiązania i motywy osobiste nie powinny być jednak decydujące. Zwłaszcza wówczas, gdy mamy mu powierzyć jakieś bardzo odpowiedzialne zadanie. To kolejna bolesna lekcja. Czy ten człowiek budzi zaufanie moralne? – oto pytanie.

KAI: Jaka wobec tego nauka płynie z ostatniego skandalu dla całej wspólnoty Kościoła?

– Myślę, że najmniej rozczarowany tą sytuacją jest papież Franciszek. On czuje Watykan i tamtejszą Kurię jak nikt inny. Dał temu wyraz w wywiadzie dla telewizji meksykańskiej Televisa w marcu br. (opublikowanym następnie w "L'Osservatore Romano"). Otóż papież mówi tam wyraźnie o trudnościach z Kurią, o jej oporze, o braku szczerości w komunikacji z pewnymi osobami. Mówi, że Kuria watykańska to ostatni dwór, jaki się ostał w Europie. I proponuje raczej styl "zespołów roboczych", które miałyby pomagać biskupom. Te watykańskie zespoły robocze byłyby na usługach Kościołów partykularnych.

Cały ostatni skandal ma typowo dworski charakter. Przypomina wypowiedzenie posłuszeństwa i bunt wysoko postawionego „księcia” przeciwko swojemu monarsze. Bardzo zachęcam do lektury wspomnianego wywiadu. Papież Franciszek otworzył w nim swoje serce.

Gdy ktoś robi i mówi rzeczy trudne, bolesne, ale uzdrawiające – nie jest lubianym zwiastunem. Wolimy raczej słuchać wieści dobrych i przyjemnych, takich, które dają samozadowolenie, schlebiają pysze. Te i inne skandale to gorzka lekcja.

Nawiążę jeszcze do zburzenia Świątyni Jerozolimskiej. Bogu Jahwe w pewnym momencie była ona już niepotrzebna, by Żydzi oddawali mu chwałę w sposób bardziej doskonały. Obecna sytuacja skłania do pytań o to, co w naszym kościelnym funkcjonowaniu Panu Bogu nie jest już potrzebne, co się przeżyło. Bóg ma prawo powiedzieć to nam w tak przykry sposób, w jaki powiedział Starszym Braciom. Z pewnością nie jest Mu potrzebna nasza nienaganna opinia w świecie; przekonanie, że jesteśmy lepsi od innych.

Dzisiaj Panu Bogu potrzebna jest przede wszystkim nasza głęboka skrucha. Święta Teresa Wielka mówi, że jeden akt skruchy jest więcej wart niż wiedza całego świata.

rozmawiał Tomasz Królak

***

Józef Augustyn SJ (ur. 1950) jest duszpasterzem, rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym. Od lat zajmuje się formacją kapłańską i seminaryjną. Opublikował kilkadziesiąt książek w tym pracę "Integracja seksualna: przewodnik w poznawaniu i kształtowaniu własnej seksualności" (1994), która była owocem wieloletnich spotkań katechetycznych i rekolekcyjnych z młodzieżą. W 2002 uzyskał habilitację w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie m.in. na podstawie pracy "Wychowanie do czystości i celibatu kapłańskiego".
rozmawiał Tomasz Królak / Warszawa
Kardynałowie ostro krytykują homoseksualnego księdza
 
Ksiądz - homoseksualista Krzysztof Charamsa
Były przewodniczący Włoskiej Konferencji Biskupiej, kard. Camillo Ruini powiedział, że coming out ks. Charamsy, choć sprawił mu ból, nie zaskoczył go, szczególnie ze względu na moment, jaki duchowny wybrał. Nie sądzi jednak, by mógł on mieć jakikolwiek „istotny wpływ” na obrady Synodu Biskupów nt. rodziny.
Odnosząc się do słów ks. Charamsy, że jedyna propozycja Kościoła dla wierzących gejów, jaką jest abstynencja seksualna, „jest nieludzka”, długoletni wikariusz papieski dla diecezji rzymskiej wyznał, że sam jako ksiądz jest od ponad 60 lat zobowiązany do takiej wstrzemięźliwości i nie czuje się z tego powodu „odczłowieczonym”, ani też pozbawionym miłości, „która jest czymś znacznie większym niż korzystanie z seksualności”.
Komentując słynną wypowiedź Franciszka: „Kim jestem, by sądzić homoseksualistę, który szuka Boga?”, włoski kardynał zauważył, że są to najbardziej opacznie rozumiane słowa papieża. - Chodzi o przykazanie ewangeliczne - „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” - które powinniśmy wcielać w życie w stosunku do wszystkich, oczywiście także do homoseksualistów, a domaga się ono od nas szacunku i miłości wobec wszystkich. Ale papież Franciszek wielokrotnie jasno i negatywnie wypowiadał się o małżeństwie osób tej samej płci - przypomniał kard. Ruini.
Pytany o istnienie „gejowskiego lobby” na szczytach władzy kościelnej, 84-letni purpurat przyznał, że istnieje wiele plotek na ten temat. - Jeśli są prawdziwe, byłoby to smutne i trzeba by zrobić z tym porządek - zaznaczył hierarcha.
Z kolei były prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins uważa, że outing ks. prałata Charamsy jest „problemem dotyczącym pojedynczej osoby”, dlatego „wywoływanie takiej wrzawy medialnej jest ewidentnie błędne i szkodliwe”. Jasne jest dla niego, że polski duchowny wybrał dzień przed rozpoczęciem obrad Synodu o rodzinie, aby „wzmocnić efekt swoich rewelacji”. Taki sposób działania jednak „wywołuje poważne zamieszanie w sumieniach ludzi wierzących”.
- Charamsa jest teologiem i od wielu lat pracuje w Kongregacji Nauki Wiary, więc powinien dobrze wiedzieć, że nauczanie Kościoła jest jasne. Łamanie norm jest problemem indywidualnej odpowiedzialności. Pismo Święte i nauczanie moralne Kościoła są jednoznaczne. Nie można bawić się słowami w poszukiwaniu samorozgrzeszenia. Tak jak w konfesjonale. Każdy powinien dbać o własne sumienie. Wiedział o tym przed przyjęciem święceń. Jego wypowiedzi wywołują zamieszanie, a awantura w mediach jeszcze zwiększa szkody. Jest to przykra sytuacja, afera, która wybuchła kilka godzin przed historycznym wydarzeniem kościelnym. Ten sposób wypowiadania się kontrastuje ze służbą pełnioną w kurii rzymskiej i stoi w sprzeczności z moralną dyscypliną i nauczaniem Kościoła - wskazał portugalski purpurat.
Jego zdaniem roztropność w sposobie działania i wypowiadania się są tym bardziej konieczne, gdy zajmuje się stanowiska wymagające odpowiedniego postępowania i zachowania. - Również robienie spektaklu z ujawnienia swej kondycji było błędem, który tylko wzmaga zamieszanie. Jeśli chciał zwrócić uwagę Synodu na problem homoseksualny, wybrał najbardziej błędny sposób działania. Popadanie w skrajność wypowiedzi nt. swych osobistych problemów przynosi odwrotny efekt w stosunku do duszpasterskiej troski i pięknej atmosfery dialogu, jakiej za papieża Franciszka doświadczamy w tym nadzwyczajnym czasie łaski dla Kościoła - stwierdził kard. Saraiva Martins.
Na wywieranie przez ks. Charamsę „niewłaściwej presji medialnej” w przeddzień Synodu zwraca uwagę także watykański kanonista, kard. Velasio de Paolis. Chwali on szybką reakcję Watykanu na „publiczny skandal”, jaki sprawił prał. Charamsa, łamiąc celibat, który przyrzekał w dniu przyjęcia święceń kapłańskich. Wyjaśnił, że do kapłaństwa wymagana jest dojrzałość „nie tylko seksualna, ale także uczuciowa” i Kościół powinien dokonywać „bardziej poważnego rozeznania” kandydatów. Przypomniał dokument Kongregacji Wychowania Katolickiego z 2005 r., znowelizowany w 2008 r., stanowiący, że nie należy święcić osoby, która ma trudności z zachowaniem celibatu, przeżywając go jako obowiązek tak trudny, że niszczy równowagę uczuciową i relacyjną.
Wskazał jednocześnie, że to nie sama skłonność seksualna jest grzechem, ale praktykowanie homoseksualizmu, i to ono wyklucza z kapłaństwa, podobnie jak brak wstrzemięźliwości seksualnej u heteroseksualnego kandydata. - Ksiądz powinien zawsze działać in persona Christi, a aby tak było, musi przyswoić sobie czystość seksualną, a także uczuciową. Powołaniem księdza jest być ojcem powierzonej mu wspólnoty, a nieporządkowanie seksualne mu w tym nie pomaga - podkreślił włoski purpurat. Dodał też, że „nikt nikomu nie każe zostać księdzem”.
Natomiast przeor wspólnoty monastycznej z Bose, o. Enzo Bianchi wyraził opinię, że „nieszczęsne wystąpienie publiczne prezbitera, który oświadcza, że żyje w związku homoseksualnym i dzieli życie z partnerem” można uznać za „prowokację” wobec Synodu i spokojnego przebiegu jego prac. Trudno bowiem, by ta „zaprogramowana operacja medialna” pomogła jego uczestnikom w dyskusjach. Nie skorzystają też na niej „osoby, które przeżywają trudną sytuację wierzących, utrzymujących relacje uczuciowe typu homoseksualnego”.
- Pomimo niezaprzeczalnych uprzedzeń części kościelnego świata wobec osób o orientacji homoseksualnej, w rzeczywistości jest to brak odpowiedzialności ze strony kogoś, kto jak ten prezbiter podejmuje celibat, a później domaga się życia w związku z inną osobą, bez względu na jej płeć; jest to wybór stojący w oczywistej sprzeczności ze zobowiązaniem podjętym w wolności wobec Pana i wspólnoty chrześcijańskiej - ocenia zakonnik.

mko/Radio Watykańskie


6. Arcybiskup Depo do dziennikarzy: trzeba przeciwstawić się zamętowi i wirusom przeciwnym Bogu

2015-10-03 17:41
„Żyjemy w świecie pełnym niepokoju, w którym wystarczająca wydaje się być troska o teraźniejszość. A w niej jawi się pokusa zapominania o Bogu i osobistej odpowiedzialności za swoje wybory i życie” – mówił w homilii abp Wacław Depo, metropolita częstochowski i przewodniczący Rady ds. środków społecznego przekazu Konferencji Episkopatu Polski, który 3 października przewodniczył Mszy św. w kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze podczas Pielgrzymki Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
W homilii abp Depo przypominając słowa proroka Barucha „zapomnieliście o Bogu i zostaliście oddani w ręce pogan” pytał czy te słowa nas nie zdumiewają tu i teraz?

Arcybiskup wskazał na dwie zasadnicze postawy życiowe: mądrość tego świata i mądrość Bożą. – Jedną z postaw jest mądrość tego świata, w którym sam dar życia, jego sposób postępowania i widzenia rzeczy poza Bogiem zdają się być kryterium sukcesu i wszelkiej władzy – mówił arcybiskup i dodał, że „mądrość Boża, która jest zakryta przed mądrymi i roztropnymi a objawiona ludziom pokornym i czystego serca”.

„Aby poznać i pojąć rzeczy duchowe, trzeba być ludźmi duchowymi. Pozostając tylko cieleśni nieuchronnie popadamy w pychę i głupotę, która wcześniej czy później prowadzi do zguby” – kontynuował. Przypomniał, że „Bóg będąc naszym Ojcem pragnie nas twórczych, aktywnych, pomysłowych, aby przekształcać ten świat i wspomagać ludzi w ich życiu i rozwoju”. – Jednak na tej naszej drodze trzeba zauważyć pewne zamęty i wirusy przeciwne Bogu i naszej współpracy z Bogiem. – przestrzegał abp Depo.

Wskazał też, że pierwszym z owych zamętów i wirusów jest „negacja istnienia prawdy obiektywnej, a cóż dopiero powiedzieć prawdy nadprzyrodzonej i zanegowanie prawa naturalnego”. - Konsekwencją tego jest nie tylko zapomnienie o Bogu i więzi człowieka ze Stwórcą, ale zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty – podkreślił.

„Drugi wirus i zamęt umysłowy to instytucjonalizacja dewiacji moralnych objawiająca się w przemianie prywatnej i subiektywnej niegodziwości w publiczną cnotę. Trzeci zamęt to wprowadzenie zakamuflowanego totalitaryzmu pojęciowego i prawna karalność dobra, w tym także publicznego przyznania się do wiary i odwołania do łączności z Kościołem" – kontynuował abp Depo.

Przewodniczący Rady ds. środków społecznego przekazu KEP zauważył, ze „współczesna demokracja hołdując antydekalogowi, antyewangelii i negując tradycję wiary i kultury chrześcijańskiej robi chrześcijaństwu rachunek sumienia z braku otwartości na imigrantów światowych, nie wspominając ani słowem o trosce o najbliższych, o bezpieczeństwie naszym i naszych dzieci, o dzieciach nienarodzonych, które mają prawo do życia, abyśmy byli współpracownikami prawdy i integralnej godności człowieka od momentu poczęcia aż po naturalną śmierć”.


7. Warszawa: Spotkanie Rady KEP ds. Środków Społecznego Przekazu

2015-10-07 18:51
Medialna obsługa wizyty Ojca Świętego w Polsce i ŚDM w Krakowie, przygotowania do jubileuszu 1050-lecia chrztu Polski, stan radiofonii katolickiej w Polsce oraz problemy ośrodków regionalnych TVP znalazły się wśród głównych tematów spotkania Rady KEP ds. Środków Społecznego Przekazu, jakie dobyło się 7 października w Warszawie pod przewodnictwem abp. Wacława Depo.

Problemy ośrodków regionalnych TVP
Pierwszym tematem spotkania była sytuacja ośrodków regionalnych TVP, w których zaledwie po części jest realizowana umowa zawarta między TVP a Sekretariatem Konferencji Episkopatu, dotycząca czasu poświęconego emisji programów o tematyce religijnej. Zwracano uwagę, że w zdecydowanej większości regionalnych ośrodków TVP można zaobserwować proces stopniowej ich eliminacji, co motywowane jest przez TVP brakiem środków finansowych. Abp Sławoj Leszek Głódź podkreślił, że TVP w ośrodkach regionalnych stosuje wobec Kościoła katolickiego politykę "co łaska", traktując obecność programów religijnych jako rodzaj "łaski" ze strony TVP - a nie obowiązku wynikającego z ustawy o radiofonii i telewizji oraz z umowy z Episkopatem. Przyznał, że jedynym ośrodkiem regionalnym TVP, w którym audycje o charakterze religijnym nie są wycofywane, jest Białystok, a to dzięki silnej obecności na tym terenie wyznawców prawosławia. TVP respektuje tam w pełni zawarte umowy jedynie dlatego, że obawia się, że zostanie oskarżona o ograniczanie praw mniejszości narodowych.

O wewnętrznej sytuacji w TVP oraz o stopniu korupcji w jej łonie mówiła Anna Pietraszko z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. Wedle dokonanej przez nią analizy olbrzymie środki są marnotrawione przez korupcyjny układ wewnątrz tej instytucji, a ludzie, którzy chcieliby uzdrowić tę sytuacje, są wyrzucani bądź marginalizowani. Celowi temu służy m. in. przeniesienie dużej części dziennikarzy i twórców telewizyjnych do zewnętrznej spółki Leasing Team, co stanowi tylko formę opóźnionego ich usunięcia.

Stan sieci radiostacji katolickich
Ks. Tomasz Olszewski, dyrektor Radia Nadzieja z Łomży, stojący na czele Forum Niezależnych Stacji Katolickich poinformował, że obecnie do sieci tych stacji należą już 23 rozgłośnie diecezjalne. Swym zasięgiem obejmują one niemal trzy czwarte terytorium Polski. Obecnie - jak zauważył - dobiegają końca prace nad uruchomieniem wspólnego systemu wymiany informacji pomiędzy stacjami. Zapowiedział, że sieć niezależnych stacji będzie pełnić bezpośrednią obsługę radiową Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Zostanie do tego zaangażowana specjalna ekipa dziennikarska, złożona z najlepszych dziennikarzy tych stacji, która będzie dysponować m. in. czterema wozami transmisyjnymi.

Adam Hlebowicz, dyrektor Radia PLUS w Gdańsku, mówił z kolei o znaczeniu i roli, jaką odgrywa sieć radia PLUS, która zrzesza 21 stacji, obecnych w głównych polskich metropoliach m. in. w Gdańsku, Warszawie, Szczecinie, Poznaniu, Gnieźnie, Krakowie, Łodzi i Warszawie, nie licząc mniejszych ośrodków.

Medialna obsługa wizyty papieża Franciszka i ŚDM w Krakowie
Marcin Przeciszewski z KAI, odpowiedzialny ze strony Episkopatu za organizację obsługi medialnej wizyty Ojca Świętego w Polsce w 2016 r., zapowiedział, że spodziewana jest obecność w tym czasie ponad 6 tys. dziennikarzy z całego świata oraz ok. dwustu stacji telewizyjnych, które będą bezpośrednio transmitować Światowe Dni Młodzieży.

Do organizacji obsługi prasowej wizyty papieża oraz ŚDM w Krakowie zostały powołane dwie agencję: PAP ze strony rządowej oraz KAI ze strony Kościoła. Agencje te zbudują centra prasowe we wszystkich miastach, które odwiedzi papież, a główne w Krakowie, obsługujące Światowe Dni Młodzieży. Centra prasowe zostaną zorganizowane wedle najwyższych standardów światowych: każdy dziennikarz będzie miał miejsce do pracy, korzystać będzie też z bezpośredniej transmisji wydarzeń, symultanicznych tłumaczeń oraz otrzymywać będzie aktualizowane teksty przemówień w wielu językach. W tym celu KAI powoła specjalny zespół tłumaczy oraz wyspecjalizowaną służbę tekstów. W miejscach uroczystości czekać będą na dziennikarzy sektory prasowe oraz zwyżki dla fotoreporterów i kamer. Teksty, dźwięki oraz transmisje konferencji prasowych będą dostępne również na wspomnianej platformie internetowej, która ma spełniać rolę "wirtualnego centrum prasowego".

Od lutego 2016 r. zostanie uruchomione przez KAI biuro akredytacji w Warszawie, które drogą elektroniczną przyjmować będzie zgłoszenia dziennikarzy z całego świata. Umożliwi to specjalna platforma w internecie, która będzie miejscem komunikacji z redakcjami oraz ważnym miejscem promocji Polski i Kościoła w Polsce.

Przeciszewski poinformował ponadto, że jedynym oficjalnym producentem obrazu transmisyjnego z uroczystości będzie Telewizja Polska S. A. a jedynym oficjalnym producentem dźwięku Polskie Radio S. A. Wszystkie stacje świata będą mogły dokonywać transmisji wykorzystując do tego obraz TVP i dźwięk Polskiego Radia. Innym polskim stacjom obraz i dźwięk będzie przekazywany gratis, w tym TV TRWAM, stacjom zagranicznym w zależności od umów jakie zawarły z TVP.

U progu jubileuszu 1050-lecia Chrztu Polski
Ks. Maciej Szczepaniak, rzecznik archidiecezji poznańskiej, poinformował o programie ogólnopolskich obchodów 1050-lecia chrztu Polski, jakie odbędą się od 14 do 16 kwietnia 2016 r. w Gnieźnie i Poznaniu. Rocznicowe obchody rozpoczną się uroczystościami w Gnieźnie z udziałem Episkopatu Polski. Podczas Mszy w katedrze gnieźnieńskiej, w czwartek 14 kwietnia, Episkopat będzie dziękować za Chrzest Polski. Po południu biskupi udadzą się na Ostrów Lednicki nad jezioro Lednica, gdzie w czasach pierwszych Piastów znajdował się jeden z głównych ośrodków obronnych i administracyjnych ówczesnej Polski. Tam, przy palatium Mieszkowym, po raz pierwszy zabrzmi jubileuszowy dzwon, ogłaszając 1050. rocznicę Chrztu Polski.

Na następne dwa dni obchody przeniosą się do Poznania. W piątek 15 kwietnia na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich planowane są uroczyste obrady Sejmu i Senatu oraz okolicznościowe przesłanie Zgromadzenia Narodowego. W tym samym miejscu zaprezentowane zostanie jubileuszowe oratorium skomponowane na zlecenie władz samorządowych. Wieczorem w katedrze poznańskiej odprawiona zostanie uroczysta Msza św. z udziałem biskupów polskich oraz przedstawicieli Episkopatów z zagranicy.

Następnego dnia, 16 kwietnia, w gmachu poznańskiego seminarium odbędzie się kolejna część zebrania plenarnego Konferencji Episkopatu Polski. Potem zaplanowano dwa wydarzenia na Stadionie Miejskim (czyli poznańskiego Lecha): spotkanie ewangelizacyjne, które przygotowuje m.in. Zespół KEP ds. Nowej Ewangelizacji, oraz Mszę św. Dopełnieniem Eucharystii, sprawowanej także przez przedstawicieli zagranicznych episkopatów, będzie odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. W wydarzeniach na stadionie weźmie udział ok. 42 tys. wiernych – tyloma miejscami dysponuje bowiem poznańska arena. Obecni będą m.in. delegaci Polonii oraz przedstawiciele innych Kościołów chrześcijańskich, których zaproszono też do współtworzenia spotkania ewangelizacyjnego.

Kwietniowe obchody jubileuszu 1050-lecia poprzedzi X Zjazd Gnieźnieński, który odbędzie się 11-13 marca pod hasłem: "Europa nowych początków. Wyzwalająca moc chrześcijaństwa". Zarówno hasło kongresu, jak i tematyka skłaniać mają do refleksji nad duchową przyszłością Starego Kontynentu i miejscem, jakie w tej przyszłości zajmą chrześcijanie.

Prof. Andrzej Drzycimski zaprezentował zgromadzonym nadzwyczaj interesującą refleksję związaną ze zbliżającym się jubileuszem. Podkreślił, że czas poprzedzający chrzest Polski, czyli przełom IX i X wieku w Europie był czasem wyjątkowego przełomu. Okres ten przez wielu historyków określany jest mianem kształtowania się europejskiej "Republica christiania" (Rzeczypospolitej chrześcijańskiej), która jest także czasem niezwykłego rozwoju cywilizacyjnego, w tym kultury i nauki. "Myśl państwowa - jak podkreślił Drzycimski - spotyka się z myślą chrześcijańską i jego zasadami". Państwa sprawują opiekę nad Kościołem, a Kościół - jako główny ośrodek kultury i myśli naukowej - niezbędny jest ówczesnym państwo. Dochodzi więc do twórczej harmonii obu tych instytucji.

Polska - co podkreślił Drzycimski - od momentu chrztu włącza się aktywnie do tego nowego europejskiego organizmu. A zawdzięcza to w dużej mierze męczeństwu św. Wojciecha, który był świętym należącym do najwyższych elit europejskich. Jego męczeńska śmierć i rychła beatyfikacja umożliwia organizację Zjazdu Gnieźnieńskiego w roku 1000, który owocuje powołaniem metropolii gnieźnieńskiej i podporządkowanych jej biskupstw w Krakowie, Kołobrzegu i Wrocławiu. Dzięki temu zaledwie w ćwierć wieku później możliwa staje koronacja polskiego księcia, Bolesława Chrobrego.

Zdaniem Drzycimskiego czas obecny - który symbolicznie wyznacza jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski - jest czasem równie głębokiego przełomu w Europie. A jego początkiem było powstanie polskiej "Solidarności" w 1980 r. "Solidarność" - zdaniem Drzycimskiego - była jedynym ruchem w historii świata, który dokonał zmiany dotychczasowego systemu w sposób całkowicie bezkrwawy. Z tego jednak powodu nie można wskazać jednej cezury granicznej, która oznaczałaby definitywny koniec dawnego systemu. Jest to jedna z przyczyn, że w ciągu 26 lat wolności nie został wypracowany model państwa polskiego, z którym do końca identyfikowałoby się społeczeństwo. Państwo polskie wciąż oczekuje reformy w wielu najbardziej podstawowych sektorach. A społeczeństwo podzieliło się w takim stopniu jak nigdy wcześniej w historii. Jednym z ubocznych skutków jest brak zainteresowania dużej części obywateli tym, co wspólne, w tym polityką. Najbardziej widoczne jest to wśród młodego pokolenia, które emigruje za granicę, bądź dokonuje częstej "emigracji wewnętrznej". Są to zjawiska niepokojące dla dalszego bytu narodu i państwa oraz kształtu polskiej demokracji.

Egzaminu z wolności - zdaniem Drzycimskiego - nie zdał także Kościół, gdyż brak jest mu dalekosiężnej strategii działania. Podkreślił, że wśród wielkich wyzwań, jakie stoją dziś przed Kościołem w Polsce - poza ewangelizacją - jest odbudowa jedności polskiego społeczeństwa, a o tym Kościół wydaje się zapominać.

Prelegent apelował też o większą obecność Kościoła w internecie i sieciach społecznościowych, które stanowią główną platformę informacji i komunikacji dla młodego pokolenia.

Radzie KEP ds. Środków Społecznego Przekazu przewodniczy Przewodniczący abp Wacław Depo. Jej członkami są: bp Tadeusz Bronakowski, bp Adam Lepa i bp Józef Szamocki a konsultorami: Andrzej Drzycimski, Lidia Dudkiewicz, ks. Marek Gancarczyk, Adam Hlebowicz, ks. Robert Nęcek, Marcin Przeciszewski, Sylwia Sułkowska, ks. Maciej Szczepaniak, ks. Piotr Zaborski i ks. Henryk Zieliński.
mp / Warszaw

8. Jak wygląda istnienie człowieka po śmierci? O NIEŚMIERTELNOŚCI DUSZY słów kilka. Autor: Ksiądz Michał Kaszowski


 Wstęp
Jedne z najczęściej powtarzających się pytań dotyczą istnienia człowieka po śmierci: “Czy żyje?” “Gdzie się znajduje?” “Jest szczęśliwy czy nie?” Problem pozaziemskiego życia człowieka podejmuje również niniejsza praca. Stanowi ona usystematyzowany zbiór prób odpowiedzi na kilkaset postawionych mi pytań dotyczących spraw związanych z losem człowieka po śmierci. Chodzi o odpowiedzi udzielane w duchu nauczania kościoła katolickiego.
W kolejnych rozdziałach zostaną poruszone zagadnienia związane z istnieniem człowieka po śmierci i jego losem wiecznym. Tak więc będzie omówiony problem nieśmiertelności duszy ludzkiej, sąd szczegółowy i ostateczny, oczyszczanie się duszy w czyśćcu, możliwość osiągnięcia przez nią zbawienia zaraz po śmierci lub potępienia się na wieki.
Następnie zostaną przedstawione wydarzenia związane z przyjściem Zbawiciela na sąd ostateczny: znaki poprzedzające Jego ukazanie się w chwale, powszechne zmartwychwstanie ciał. Ostatnim omawianym zagadnieniem będzie problem odnowy świata.

Istnienie człowieka po śmierci
Zanim zajmiemy się omawianiem możliwego, zróżnicowanego losu po śmierci – czyli zbawienia, potępienia lub czyśćca – skoncentrujmy się na dwóch zagadnieniach. Pierwszym będzie problem istnienia ludzkiego nieśmiertelnego “ja” po zakończeniu życia ziemskiego człowieka. Drugim omawianym zagadnieniem będą różne właściwe i niewłaściwe postawy, jakie zajmuje człowiek wobec śmierci: od unikania myśli o niej, aż pod dobre przygotowywanie się na nią przez stałe rozwijanie w sobie bezinteresownej miłości i ofiarowywanie jej Ojcu Niebieskiemu w łączności z ofiarą Chrystusa.
I. Śmierć nie unicestwia człowieka
Wbrew wielu rozpowszechnionym poglądom objawienie Boże, a za nim Kościół poucza, że człowiek nie przestaje istnieć w chwili śmierci, gdyż posiada duchowy element, który zapewnia mu wieczne świadome istnienie. Zastanówmy się głębiej nad prawdą o nieśmiertelnym ludzkim “ja”.

1. Śmierć nie zabija duszy
Duża część lęków, jakie rodzą się na myśl o śmierci, są zasadniczo obawą przed unicestwieniem się. Tak jednak na szczęście nie jest. Wszechmocny Stwórca odwiecznie postanowił tak stworzyć człowieka, aby mógł do Niego wrócić i istnieć na zawsze. Dlatego każdego bez wyjątku człowieka wyposażył w nieśmiertelną duszę.
Pan Życia nie pozwala zamienić się po śmierci w nicość kruchej ludzkiej istocie, nie jest ona bowiem tylko materialnym ciałem. Raz powołany do życia człowiek ma istnieć na zawsze.
Przekonanie o wiecznym trwaniu ludzkiego “ja” poza granicami śmierci wyraża Kościół w swym nauczaniu o nieśmiertelnej duszy. “Kościół stwierdza dalsze istnienie i życie – po śmierci – elementu duchowego obdarzonego świadomością i wolą w taki sposób, że ‘ja’ ludzkie trwa nadal. Na oznaczenie tego elementu Kościół posługuje się słowem ‘dusza’, dobrze znanym w Piśmie Świętym i w Tradycji. Chociaż wyraz ten przybiera w Biblii różne znaczenia, Kościół uważa jednak, że nie ma po temu żadnych poważnych racji, aby go odrzucić, owszem, uznaje za rzecz bezwzględnie konieczną mieć jakiś środek słowny dla uzasadnienia wiary chrześcijańskiej” (List Kongregacji dla Doktryny Wiary w sprawie niektórych zagadnień związanych z eschatologią, Rzym 1979, s. 5).
Pismo św. o nieśmiertelności duszy
Wspomniany List Kongregacji przypomina prawdę wyrażoną przez Chrystusa, że duszy zabić nie można. Jezus istotnie powiedział: “Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10,28).
O nieśmiertelnej duszy istniejącej po śmierci mówi również Apokalipsa: “A gdy otworzył pieczęć piątą, ujrzałem pod ołtarzem dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, jakie mieli” (Ap 6,9).
Nauka Kościoła o nieśmiertelnej duszy


Kościół wielokrotnie wyrażał swoją wiarę w nieśmiertelność indywidualnej duszy każdego człowieka. Uczynił to między innymi na Soborze Laterańskim V w 1513 roku. Odrzucił twierdzenia tych, którzy uczą, że istnieje jedna dusza wspólna dla wszystkich ludzi i że dusze indywidualne są śmiertelne. I tak czytamy w orzeczeniu Soboru: “Chcąc zastosować odpowiednie środki przeciw tej zarazie, za zgodą tego św. Soboru potępiamy i odrzucamy tych, co twierdzą, że dusza rozumna jest śmiertelna albo jedyna dla wszystkich ludzi.” (BF 36)
Wiarę Kościoła przypomniał również Katechizm, który wyjaśnia, że dusza – stworzona bezpośrednio przez Boga – istnieje po śmierci i kiedyś połączy się ponownie z ciałem: “Kościół naucza, że każda dusza duchowa jest bezpośrednio stworzona przez Boga, (por. Pius XII, enc. Humani generis: DS 3896; Paweł VI, Wyznanie wiary Ludu Bożego, 8) nie jest ona "produktem" rodziców – i jest nieśmiertelna (Por. Sobór Laterański V (1513): DS 1440), nie ginie więc po jej oddzieleniu się od ciała w chwili śmierci i połączy się na nowo z ciałem w chwili ostatecznego zmartwychwstania.” (KKK 366).

2. Dusza formą ciała, lecz może istnieć bez niego
Na ziemi istnienie duszy tak ściśle jest połączone z materialnym ciałem, że tworzy ona wraz z nim jedną istotę ludzką. Kościół podkreśla tę jedność ucząc, że dusza rozumna jest formą ciała. Naukę tę podał Sobór w Vienne, (1311-1312) (por. BF 34).
Pomimo tej jedności – jak uczy Kościół – dusza może oddzielić się od ciała i istnieć bez niego. Katechizm Kościoła Katolickiego wyraźnie przypomina prawdę o oddzieleniu się duszy od ciała w chwili śmierci: W tym "odejściu" (Flp 1, 23), jakim jest śmierć, dusza jest oddzielona od ciała. Połączy się z nim na nowo w dniu zmartwychwstania umarłych.” (Por. Paweł VI, Wyznanie wiary Ludu Bożego, 28; KKK 1005; por. KKK 366)
Może jednak powstać pytanie, czy nie ma sprzeczności w nauczaniu Kościoła o jedności człowieka i o istnieniu samej duszy odłączonej od ciała po śmierci. Z pewnością nie. Te dwie prawdy bowiem nie wykluczają się wzajemnie.
Nauczanie Kościoła można zilustrować porównaniem do wody, w której rozpuszczono trochę soli. Istnieje odtąd jeden płyn będący po prostu słoną wodą. Można jednak ponownie odłączyć dwa zmieszane ze sobą składniki. Kiedy wyparuje woda, pozostanie sama sól. Można też słony płyn poddać procesowi destylacji i dzięki temu uzyska się czystą wodę, bez soli. Coś podobnego jest z człowiekiem. Obecnie jest istotą złożoną z dwóch elementów: materialnego i duchowego. Tak samo będzie też po przyszłym zmartwychwstaniu ciał. Zanim jednak ono się dokona, dusze zmarłych istnieją bez ciała w pełnym szczęściu nieba, cierpią z powodu potępienia lub oczyszczania się w czyśćcu, o czym będzie mowa później.

Dusza duchem zdolnym do samodzielnego istnienia
Tak więc chociaż za życia ziemskiego dusza ludzka stanowi z ciałem ścisłą jedność, może istnieć oddzielnie po śmierci. Dusza ludzka została bowiem stworzona przez Boga jako byt szczególny. Jej wyjątkowość polega na tym, że jako dusza może ożywiać ciało i tworzyć wraz z nim jedną istotę: człowieka. Ale dusza jest równocześnie duchem. Jest więc bytem niematerialnym, nieśmiertelnym, wolnym, świadomym, zdolnym do poznania – mogącym istnieć także bez ciała.

3. Śmierć czasowym pozbawieniem życia ludzkiego ciała
Czym jest śmierć? Najczęściej określa się ją jako odłączenie duszy od ciała, tzn. jako przejście ludzkiego nieśmiertelnego “ja” do nowej formy istnienia. Tak uczy między innymi Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdzając: “W śmierci, będącej "rozdzieleniem duszy i ciała, ciało człowieka ulega zniszczeniu", podczas gdy jego dusza idzie na spotkanie z Bogiem, chociaż trwa w oczekiwaniu na ponowne zjednoczenie ze swoim uwielbionym ciałem.” (KKK 997)

Dusza ponownie ożywi ciało
Umiera zatem tylko samo ciało, którego dusza już nie ożywia. Z chwilą śmierci zanikają w ciele wszystkie przejawy życiowe. Nie zanikają one jednak w samej duchowej duszy, która nie traci po śmierci ciała takich swoich cech jak: rozumność, zdolność do miłowania lub nienawidzenia, możliwość ponownego połączenia się z ciałem w dniu zmartwychwstania, co dokona się w dniu ostatecznym.
Tak więc dzięki wielkiemu darowi, jakim jest dusza – stworzona przez Boga bez jakiegokolwiek pośrednictwa istot stworzonych – życie człowieka nie kończy się w momencie zamierania jego ciała. Człowiek “umiera” jedynie dla otoczenia, które nie może już z nim rozmawiać, słyszeć go ani dostrzegać jego nowej formy życia. Duchowe “ja” człowieka nie przestaje jednak istnieć. Nadal żyje, chociaż – ze względu na brak ciała – inaczej niż wtedy, gdy było z nim złączone.


4. Życie po śmierci nie jest istnieniem bez świadomości
Jedną z obaw wielu ludzi jest ta, że po śmierci człowiek zupełnie traci świadomość i nie wie, co się z nim dzieje. Wielu wyobraża sobie, że stan po śmierci podobny jest do losu ludzi, którzy przez całe miesiące lub lata trwają w śmierci klinicznej: żyją wprawdzie, lecz nie wiedzą o tym, gdyż są nieprzytomni, nie mają świadomości swego istnienia.
Otóż istnienie po zakończeniu ziemskiego życia w niczym nie przypomina śmierci klinicznej. Nie jest stanem braku przytomności, nie jest snem. Przeciwnie, zmarli posiadają pełną świadomość, a więc dobrze wiedzą, co się z nimi dzieje. Co więcej, nie mogą przytłumić tej swojej świadomości, jak to nieraz czynili na ziemi, przez alkohol, narkotyki, sen itp. O tym właśnie uczy Kościół, przypominając o duchowym i świadomym “ja”, które żyje nadal po śmierci ciała.

Czym jest świadomość i jakie są różne jej formy?
Świadomość jest zdolnością aktualnego poznawania siebie, swoich czynności duchowych i fizycznych. I tak dzięki świadomości wiemy, o czym aktualnie myślimy, czego w danym momencie chcemy, co odczuwamy, co robimy, gdzie się znajdujemy, co się z nami dzieje itp. Kiedy ktoś traci świadomość, np. pod wpływem narkozy, wtedy nie wie tego, co było mu znane wcześniej. Jednak nic się w człowieku nie “wymazuje”: ani jego wiedza, ani doświadczenie, ani uczucia itp., gdyż po odzyskaniu świadomości znowu potrafi sobie uzmysłowić wszystko, co przeżywa i co się z nim dzieje.
Świadomość posiadamy dzięki rozumności naszej duchowej duszy. Jednak w czasie ziemskiego życia nasza świadomość jest kształtowana również przez ciało. Dlatego też narkoza, poważne uszkodzenie mózgu może doprowadzić do utraty świadomości przez człowieka. Wiele różnych środków powoduje zaburzenia świadomości np. alkohol, narkotyki. Pod ich wpływem człowiek nie poznaje wyraźnie siebie, swoich czynności, lecz wyobrażenia, halucynacje stają się dla niego “rzeczywistością”. Podobnie silne zmęczenie może spowodować osłabienie świadomości. Wówczas możemy coś robić, nie zdając sobie całkowicie z tego sprawy, czyli – nieświadomie lub częściowo świadomie.

Całkowicie świadome życie po śmierci
Po śmierci duchowe “ja” nie traci swojej świadomości. Nadal więc dobrze wie, co się z nim dzieje, co przeżywa, co odczuwa, co poznaje, czego pragnie itp. Nie ma jednak już ciała, dzięki któremu można było zmniejszać świadomość lub całkowicie ją usuwać. Dusza ludzka po śmierci nie może już więc utracić świadomości ani niczym się “odurzyć”, aby zapomnieć, nie przeżywać czegoś z całą wyrazistością.
Tak więc istnienie po śmierci to albo w pełni świadomie przeżywane szczęście zbawienia, albo wyraźne odczuwanie cierpienia potępienia lub czyśćca. O tym właśnie przypomina wspomniany list Kongregacji z 1979 roku, który mówi o istniejącym w człowieku elemencie duchowym, obdarzonym świadomością i wolą w taki sposób, że “ja” ludzkie trwa nadal po śmierci.

5. Dusza po śmierci nie traci wolności ani swoich zdolności poznawczych
Śmierć nie pozbawia duszy jej podstawowych cech, do których należy jej świadomość, wolność i zdolność rozumowego poznania. Ludzkie duchowe “ja” może więc po śmierci nie tylko istnieć z całkowitą świadomością, ale też kochać lub, niestety, nienawidzić – i to przez całą wieczność.
Człowiek z chwilą śmierci traci jedynie te zdolności poznawcze, które posiadał dzięki swojemu ciału, a więc umiejętność zmysłowego widzenia, słyszenia, dotykania itp. Nie traci jednak możliwości innego duchowego poznania, a więc – duchowego “widzenia” i “słyszenia”.


Tak więc w momencie śmierci nie kończy się istnienie ludzkiego “ja”. Nie traci też ono swoich zdolności poznawczych ani wolności. Zmienia się jedynie sposób jego istnienia, gdyż do momentu zmartwychwstania będzie żyło jako oddzielone od ciała. Śmierć więc nie jest unicestwieniem ani pogrążeniem się duszy w jakimś wiecznym nieświadomym śnie. Nasze ludzkie “ja” nie traci też swojej tożsamości – a więc nie zamienia się “w kogoś innego” – o czym będzie jeszcze mowa w rozdziale o zmartwychwstaniu ciał.

6. Śmierć przejściem do ostatecznego etapu istnienia człowieka
Chociaż umarły człowiek nadal żyje dzięki swojej nieśmiertelnej duszy, to jednak my tego życia nie dostrzegamy. Patrzący na umierającego człowieka podobny jest do tego, kto widzi znikającą za zamykającymi się drzwiami osobę, wchodzącą do sali, której obserwator nie może dostrzec. Śmierć jest takim “wyjściem” ludzkiego “ja” z tego świata, z tej rzeczywistości, w której istniało połączone ściśle z materialnym ciałem. Niewierzący człowiek ma wrażenie, że śmierć unicestwia człowieka.
Świadoma dusza przechodzi do innej formy istnienia, którego my nie potrafimy poznać naszym wzrokiem, dotykiem ani słuchem. Dlatego nam, ludziom żyjącym na ziemi, wydaje się, że zmarłych już nie ma, że przestali istnieć. Tymczasem każdy umierający mógłby powiedzieć jak św. Teresa: “Ja nie umieram, ja wchodzę w życie” (św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Novissima verba; por KKK 1011). I tak rzeczywiście jest, gdyż po śmierci ludzkie “ja” żyje nadal i będzie żyło wiecznie.

Życie zmienia się, ale się nie kończy
W świetle pouczenia Bożego śmierć nie jest absolutnym końcem ludzkiego życia. Może być traktowana najwyżej jako kres jednego z jego etapów, na podobieństwo narodzin człowieka, będących zakończeniem życia płodowego, a zarazem – początkiem istnienia poza łonem matki. Raz zaistniałe życie człowieka nigdy nie zostanie unicestwione, chociaż podlega różnym przemianom.
Jest o tym mocno przekonany Kościół, który modli się: “Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie” (Mszał Rzymski, Prefacja o zmarłych; por. KKK 1012)
Światło wiary poucza nas, że śmierć stanowi przejście ze znanego nam życia ziemskiego do nowej formy istnienia, poza doświadczalnym porządkiem tego świata. Jest więc ona tylko “kresem życia ziemskiego” (por. KKK 1007)
*****
Po omówieniu istnienia duszy ludzkiej po śmierci zajmijmy się obecnie zanalizowaniem różnych postaw, jakie ujawniają się w człowieku w związku z koniecznością odejścia z tego świata.
 
KS. MICHAŁ KASZOWSKI

________________________________________
Pełniejsze omówienie powyższych i innych zagadnień eschatologicznych można znaleźć w książkach:
•    ks. Michał Kaszowski, Niebo, piekło, czyściec i to, co nastąpi na końcu. Synteza eschatologii.
•    ks. Michał Kaszowski. Śmierć i wieczne istnienie.



9. Cd tematu IMIGRANCI

9.1 Hybrydowe rozbiory Rzeczypospolitej. Autor: Robert Tekieli

Działania prywatyzacyjne ostatnich 25 lat niezależni eksperci nazywają wprost działaniami o charakterze przestępczym...

Nie trzeba dziś przesuwać granic, by dokonać rozbiorów.
Trwa ekonomiczna wojna elit III RP z własnym narodem.
Z ok. 50 proc zakładów zbudowanych w PRL, które uległy likwidacji po 1989 r., jedynie jedną czwartą zamknięto z obiektywnych przyczyn.  Zlikwidowano huty aluminium, żelaza i cynku; zlikwidowano fabryki maszyn górniczych, turbin parowych/samochodów i maszyn rolniczych; zamknięto dwie duże stocznie, zaprzestano produkcji lokomotyw; nie ma już przemysłu siarki, fabryk kabli i drutów; nie ma 90 fabryk domów, zakładów mięsnych, przetwórczych oraz cukrowni.  Dokonał się całkowity demontaż polskiego przemysłu.
Na 63 banki tylko jeden ma 100 proc. polskiego kapitału. Polska została skolonizowana.
Majątek narodowy przeszedł w niepolskie ręce, od gazet, mąki i cukru poczynając, na Kasprowym Wierchu kończąc.

Trwa degeneracja kultury; plucie na narodowe symbole, manipulowanie historią tak, by polskość przedstawić jako chorobę.
Artyści zohydzają wieszczów, wojennych bohaterów, pozytywne wzorce z literatury.  W szkołach prowadzi się politykę wstydu - mamy się wstydzić polskiej historii.
W gimnazjach nie ma już „Trylogii" ani „Konrada Wallenroda", Jednym z silniejszych narzędzi agresji stał się teatr niszczący wartości artystyczne/moralne i te wyprowadzone wprost z Dekalogu.
Dziś 10 milonów Polaków jest zagrożonych biedą i wykluczeniem, 2,5-3 min żyje na krawędzi egzystencji biologicznej, często za 400-500 zł miesięcznie, a 82 procent bezrobotnych nie ma żadnego zasiłku.
Ale polski prezydent mówi: „Trzeba być ślepym, by nie widzieć, że żyjemy w złotym okresie dla Polski". To jego przemówienie chyba ślepy snajper pisał.

  Działania prywatyzacyjne ostatnich 25 lat niezależni eksperci nazywają wprost działaniami o charakterze przestępczym. A dotyczą kilku tysięcy przypadków!
Dziś majątek Skarbu Państwa wart jest zaledwie 1 bln34 mld zł, adługi -5-6 bln zł.
Utrata przez Polaków suwerenności gospodarczej łączy się też z kolonizacją ideową. W Polsce toczy się wojna kulturowa i obyczajowa. Walka z rodziną i Kościołem, I ideologie lewicowo-liberalne są w zwycięskiej ofensywie. Genderyści wyabortowali swoje dzieci, więc chcą dobrać się do dzieci chrześcijan.
Żaden ze światowych rządów nie postrzega Polski jako kraju prowadzącego samodzielną politykę zagraniczną.
Wygaszanie polskiej obronności to m.in, błędne rozmieszczenie sił obronnych, nierealne koncepcje obrony i realne rozbrojenie armii. W dodatku, po tragedii smoleńskiej, na miejsce wojskowych ofiar wprowadzono oficerów awansowanych przez Jaruzelskiego. Zebrana przez prezydenta Komorowskiego grupa 200 ekspertów, generałów i specjalistów od bezpieczeństwa narodowego uznała w 2013 r., gdy już wrzało na kijowskim Majdanie, że głównym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Rzeczypospolitej jest radykalizm i fundamentalizm religijny. Rozwiązaniem zaś polskich problemów z bezpieczeństwem jest utworzenie Stanów Zjednoczonych Europy.
Mając takich strategów, czuję się równie bezpiecznie jak wtedy, gdy przypominam sobie, iż szefem sejmowej komisji obronności jest Stefan Niesiołowski, wynalazca czołgów „Leopard”.
Nasza 98-tysięczna armia dysponuje obecnie 31 tyś. szeregowych; z czego 21 tyś. w najbliższym czasie odejdzie do cywila. Tej informacji nie podnoszą jednak nasi stratedzy, a opisują w liście otwartym żołnierze korpusu szeregowych zawodowych.
Prezydenccy stratedzy zaś najbardziej troszczą się o relacje z Rosją. I coś mi to przypomina: „Żądamy spokojności wewnętrznej, trwałego z sąsiadami pokoju, bo szczęśliwości, bezpieczeństwa, nie zamieszania.


9.2. Państwo chrześcijańskie i państwo islamskie. Rozmowa z bp. Markowskim

Podstawowa różnica dotyczy postaci Jezusa i postaci Mahometa. Odgrywają zupełnie inną rolę w historii religijnej świata. Jezus Chrystus jest Synem Bożym, Który przynosi Dobrą Nowinę i zbawienie człowieka. Mahomet jest prorokiem Allaha i przywódcą państwa muzułmańskiego

Z ks. bp Rafałem Markowskim, religioznawcą i historykiem religii, o chrześcijańskich i islamskich państwach wyznaniowych, rozmawia Judyta Syrek
 
Judyta Syrek: Często pewnie Ksiądz biskup przysłuchuje się wypowiedziom medialnym, w których stawiany jest zarzut, że Episkopat wtrąca się do polityki, że jeszcze trochę i w Polsce powstanie państwo wyznaniowe. Powstaje?… Dlaczego biskupi zabierają głos w sprawie różnych uchwał?
Bp Rafał Markowski: Nie bardzo rozumiem tego rodzaju opinie, wedle których biskupi próbują ingerować w życie polityczne i społeczne i cokolwiek narzucać. Takiej ingerencji po prostu nie ma. Najważniejsze instytucje państwowe  nie działają pod jakąkolwiek presją Episkopatu. Podejmują decyzje niezależne, które mają służyć dobru tego narodu. Myślę, że ta sytuacja jest wyraźnie  widoczna dla każdego obserwatora życia publicznego.  Natomiast decyzje podejmowane przez polityków, a szczególnie przez centralne instytucje państwa, są decyzjami, które podlegają ocenie i weryfikacji obywateli. Różne grupy społeczne odnoszą się do ustaw, które wprowadza i uchwala władza ustawodawcza naszego państwa. Episkopat Polski ma więc także  prawo, jak każde inne środowisko w tym kraju, odnosić się do spraw mających istotny wpływ na życie całego społeczeństwa i funkcjonowanie naszego państwa. Episkopat ma prawo opiniować decyzje podejmowane przez władzę. Myślę, że tutaj po prostu następuje pomieszanie pojęć lub ich nadużywanie.
 
Ale słyszał Ksiądz biskup zarzuty, szczególnie w tygodniach, kiedy toczyły się dyskusje na temat In vitro, że Kościół „narzuca” wartości chrześcijańskie tak, jakbyśmy już byli państwem wyznaniowym.
Kościół szanuje wolność religijną.
Kościół szanuje wolność religijną. Zapisane to jest m.in.  w dokumentach Soboru Watykańskiego II, szczególnie w Deklaracji o wolności „Dignitatis Humanae”, w której wyraźnie  podkreślona jest sprawa fundamentalna, jeżeli chodzi o wybór wartości. On zawsze dokonuje się na drodze wolnej decyzji człowieka. Nikt z nas, myślę o Episkopacie i kapłanach, nie jest w stanie zmusić nikogo, by przyjął Ewangelię. W dobie XXI wieku, w którym  ludzie mają tak ogromne poczucie wolności, kogo ja mogę zmusić, by żył według przykazań Bożych czy korzystał z sakramentów świętych? Czy mam taką moc sprawczą? Mogę zachęcać, korzystając z uroczystości, którym przewodniczę, czy spotkań, w których biorę udział. I tak czynię. Zawsze będę głosił Chrystusa i Jego Ewangelię, będę pokazywał głębię oraz piękno wiary. Jednak wiem, że decyzja o przyjęciu wartości chrześcijańskich, należy do słuchaczy, bo autentyczne życie religijne może dokonać się tylko w poczuciu osobistej wolności. Jeśli na przestrzeni  historii zmuszano jakiekolwiek  społeczności do przyjęcia Ewangelii, to z pewnością nie dokonywało się to w duchu chrześcijaństwa. Chrystus głosząc Ewangelie i wzywając do Jej przyjęcia, zawsze wypowiadał znamienne słowa: „Jeżeli chcesz…”. Tam, gdzie człowiek zmuszany jest do akceptacji danego systemu wartości i życia według niego, tam rodzi się i panuje hipokryzja, która przeczy wolności człowieka i zniekształca jego życie religijne.
 
Pan Jezus nigdy nie zmuszał.
Nie zmuszał. Nie nakazywał. Kiedy patrzymy na różne systemy religijne, również na chrześcijaństwo, musimy pamiętać, że autentyczne życie religijne zaczyna się wtedy, gdy z własnej woli człowiek mówi Bogu „tak”. Dotyczy to w takim samym stopniu chrześcijaństwa, islamu czy buddyzmu. Życie religijne nie zaczyna się wtedy, gdy instytucja państwa narzuca człowiekowi wiarę, lecz gdy on sam, niczym nieprzymuszony, pragnie spotkać się z Bogiem. Dlatego mówienie o zmuszaniu do przyjęcia jakichkolwiek wartości mija się z celem. To niemożliwe, szczególnie w dobie współczesnej, w której tak bardzo podkreśla się wszelkie prawa człowieka i jego prawo do wolności, w tym do wolności religijnej. I dobrze, że tak się dzieje. To gwarantuje prawdziwe i autentyczne życie religijne.
Autentyczne życie religijne zaczyna się wtedy, gdy z własnej woli człowiek mówi Bogu „tak”. Dotyczy to w takim samym stopniu chrześcijaństwa, islamu czy buddyzmu.
 
Co to jest państwo wyznaniowe? Czy Ksiądz biskup mógłby zobrazować to pojęcie?
O państwie wyznaniowym dyskutuje  się często, nie do końca rozumiejąc rzeczywiste znaczenia  tego pojęcia. Tak więc na przykład używa się tego określenia w odniesieniu do społeczeństw, w których  dominuje dany system religijny, w tym także w odniesieniu do obecności Kościoła katolickiego w życiu publicznym oraz społecznym danego kraju. Jednak nie na tym polega funkcjonowanie państwa  wyznaniowego. Państwo staje się wyznaniowym  tylko wówczas, gdy najwyższe władze ustawodawcze  danego kraju stwierdzają w dokumencie rangi państwowej, np. w konstytucji, że przyjęcie panującego i obowiązującego systemu religijnego jest obligatoryjne dla wszystkich obywateli.  Tego rodzaju państwa pojawiały się w historii i nadal oczywiście funkcjonują. Bardzo często mówi się o państwie wyznaniowym w odniesieniu do państw skandynawskich. Ta część Europy w czasach reformacji przyjmowała ustawodawczo luteranizm jako oficjalny system religijny. W Szwecji do 2000 roku funkcjonowało prawo, że Kościół ewangelicko-luterański jest obowiązującym wyznaniem i każdy nowonarodzony Szwed był włączony ustawowo, czyli automatycznie do wspólnoty religijnej. Dopiero w życiu dojrzałym mógł dokonać apostazji.
Państwo staje się wyznaniowym tylko wówczas, gdy najwyższe władze ustawodawcze danego kraju stwierdzają w dokumencie rangi państwowej, np. w konstytucji, że przyjęcie panującego i obowiązującego systemu religijnego jest obligatoryjne dla wszystkich obywateli.
W Europie  często bieg historii  kształtował  decyzję o państwie wyznaniowym. Widać to choćby na przykładzie takich postaci jak król Anglii, Henryk VIII, który w XVI wieku utorował drogę do zapoczątkowania  Kościoła  anglikańskiego i za zgodą parlamentu ogłosił jego niezależność od władzy papieskiej,  czyniąc tym samym swój kraj państwem wyznaniowym na mocy decyzji ustawodawczych. Także obecnie Anglia funkcjonuje jako państwo wyznaniowe, gdzie zwierzchnikiem Kościoła, mianującym m.in. biskupów, jest panujący władca. 
 
Jak funkcjonuje państwo wyznaniowe? Z czym wiąże się oficjalne przyjęcie systemu religijnego?
Wynikiem decyzji ustawodawczej jest to, że następuje utożsamienie pewnych zasad religijnych, doktrynalnych, ze strukturami państwa. To znaczy, mają one istotny  wpływ na życie polityczne, społeczne oraz ekonomiczne. Efektem jest także finansowanie Kościoła czy innej wspólnoty religijnej z budżetu państwa. Instytucje państwowe odpowiadają wtedy za koszty i  regulowanie wszelkich opłat dotyczących budynków sakralnych, wspólnot zakonnych czy regulowanie pensji dla osób duchownych. Jednocześnie instytucje ustawodawcze  dostosowują prawo stanowione adekwatnie do zasad religijnych obowiązującego wyznania.
Żyjemy jednak w świecie, w którym poczucie wolności jest niezwykle istotne. Oznacza to, że przyjęcie na mocy ustawy decyzji o tym, że państwo wyznaje dany system religijny, nie oznacza przyjęcia jednej religii przez wszystkich obywateli. Przeciwnie. Wielokulturowość  cywilizacyjna i religijna sprawia, że w każdym zakątku świata spotykamy ludzi o różnych poglądach i przekonaniach, w tym także religijnych.
 
Jakie są różnice między państwem wyznaniowym chrześcijańskim a islamskim?
Różnica jest zasadnicza. W przypadku państw wyznaniowych, które utożsamiają się z chrześcijaństwem – mówimy tu o anglikanizmie, protestantyzmie, ale również o prawosławiu, które jest oficjalną religią Grecji – przyjęcie ustawodawcze nastąpiło, jak już mówiłem wcześniej, w wyniku procesów historycznych. U podstaw państw wyznaniowych  leżą struktury i instytucje państwowe,  które kształtowały się wcześniej i niezależnie od idei religijnych, ale z powodu różnych okoliczności dane władze uznawały dany system religijny jako obowiązujący. Mówiąc inaczej, jeśli chrześcijaństwo stawało się obowiązujące, to było to zjawisko wtórne wobec istniejących już  instytucji państwa.
Jeśli chrześcijaństwo stawało się obowiązujące, to było to zjawisko wtórne wobec istniejących już  instytucji państwa. Jeżeli natomiast chodzi o islam, mamy zupełnie inną sytuację, ponieważ od samego początku, czyli od pierwszych  objawień, których  Mahomet miał doświadczyć ok. 610 roku, rodzi się on  jako system religijny i państwo równocześnie.
Jeżeli natomiast chodzi o islam, mamy zupełnie inną sytuację, ponieważ od samego początku, czyli od pierwszych  objawień, których  Mahomet miał doświadczyć ok. 610 roku, rodzi się on  jako system religijny i państwo równocześnie. To jest często powodem niezrozumienia między ludźmi chrześcijańskiego Zachodu a muzułmańskiego Wschodu. Porządek rzeczy został w islamie odwrócony. W oparciu o objawienia przekazane  Mahometowi  zostało zbudowane pierwsze muzułmańskie państwo.  Miało to miejsce w Medynie, a jego początki przypadają na 622 rok. A zatem tutaj najpierw pojawiła się idea religijna i dopiero w oparciu o nią stworzono strukturę państwową.
 
Koran jest wpisany w konstytucję państw islamskich?
W pierwszym państwie muzułmańskim Koran, którego stopniowe objawienie trwało aż do śmierci Mahometa tj. do roku 632 i który przekazywano ustnie,  tak naprawdę był konstytucją.  Zgodnie z  nią  Mahomet był zarówno przywódcą religijnym jak i politycznym. To są bardzo istotne różnice. W państwach chrześcijańskich, na przykład król Norwegii czy królowa Anglii, muszą być wyznawcami obowiązującej religii, ale urząd, który reprezentują, funkcjonował w tym kraju zanim została przyjęta religia chrześcijańska.
W państwach islamskich mamy u podstaw historię Mahometa, który staje się prorokiem wybranym przez Allacha i przewodniczy modlitwie w meczecie, ale jednocześnie jest przywódcą politycznym – mianuje urzędników, zarządza budżetem państwa, powołuje do istnienia armię, która ma za zadanie bronić granic wspólnoty.  Gdy wypowiadamy  więc słowo „islam”, to w jego  zakres pojęciowy wpisany  jest nie tylko system religijny lecz także  struktura państwa głęboko przenikniętego zasadami koranicznymi. Wiemy, że Medyna funkcjonowała  w oparciu o prawo szariat, które wypływa z Koranu. To Koran decyduje o obowiązkach, nie tylko religijnych, ale również o zasadach życia małżeńskiego, rodzinnego, społecznego. Koran określa zasady codziennego postępowania obywateli państwa. Taka jest specyfika muzułmańska, której często nie bierze się pod uwagę, gdy dyskutuje  się o islamie.
 
Nie uwzględnia się jej również wtedy, gdy mówi się o przyjęciu dużej fali migrantów. Nie mogę w takim razie nie zapytać, czy słuszny jest lęk przed przyjeżdżającymi do Europy muzułmanami?
Ludzie, którzy dzisiaj do nas zmierzają budzą pragnienie pomocy, wsparcia, biorąc pod uwagę dramat dokonujący się w Syrii. To jest dramat wojny, która kaleczy nie tylko ciała, ale i dusze ludzkie. Niesie za sobą wiele cierpienia. Rzeczywiście powstaje zasadnicze pytanie, czy imigranci, którzy tak licznie czekają na przyjęcie państw Zachodu, naprawdę znajdą swoje miejsce na terenie Europy. Rozważając ich pragnienia przyjazdu  tylko przez pryzmat osiedlenia się, stworzenia im warunków życia i pracy, nie wyczerpujemy problemu. Musimy postawić pytanie, czy są oni w stanie odnaleźć się w świecie absolutnie innym cywilizacyjnie i kulturowo. Jeżeli weźmiemy pod uwagę fundamenty funkcjonowania społeczeństw europejskich, to oczywiste jest, że dominuje w nich demokracja u podstaw której leży silny personalizm, podkreślający  wyraźnie, że człowiek jest wartością nadrzędną, prawa człowieka są prawami najważniejszymi. Świat islamu wyrasta natomiast z zupełnie innych źródeł. To jest teokracja laicka, według której na czele wspólnoty stoi człowiek namaszczony i powołany przez Allacha. Tak było z Mahometem, tak było również z każdym późniejszym kalifem. W świecie islamu to nie dobro jednostki jest najważniejsze, ono bowiem  schodzi na dalszy plan w kontekście  dobra wspólnoty. Islam to system, który ma zupełnie inne podejście do życia zarówno tego codziennego, religijnego ale też państwowego, społecznego. W budowaniu struktur społecznych  istotną rolę odgrywa specyficznie muzułmańska hierarchia wartości.
Islam to system, który ma zupełnie inne podejście do życia zarówno tego codziennego, religijnego ale też państwowego, społecznego.
A zatem należy  postawić pytania, czy ci ludzie, którzy do nas zmierzają, a wyrośli w zupełnie innych uwarunkowaniach historycznych, cywilizacyjnych, kulturowych i religijnych, naprawdę są wstanie osiąść w Europie i utożsamić się z nią? Czy muzułmańscy migranci są w stanie wtopić się w społeczeństwo europejskie i zaakceptować kryteria, które w demokracji obowiązują? Czy są w stanie znaleźć tutaj miejsce dla siebie, dla swoich dzieci i całych przyszłych pokoleń.  Czy są w stanie uznać Europę jako swój dom? Czy też będą tworzyć własne wspólnoty i zamknięte enklawy? To wielki problem. Moim zdaniem najpoważniejszy. Udzielenie pomocy tymczasowej jest rzeczą oczywistą, ale patrząc w dalszej perspektywie, musimy zadać te  istotne pytania i szukać na nie odpowiedzi.
  
Widać wyraźne różnice w pojmowaniu struktur państwa. Niepokój jest więc chyba uzasadniony?
Sytuacja budzi oczywiście niepokój, bo należy także brać pod uwagę wszystkie zawiłości z historii. Świat Wschodu wykreował uprzedzenia względem Zachodu, szczególnie w XIX wieku, kiedy państwa europejskie dokonywały silnej penetracji ekonomicznej w świecie islamu. Kraje muzułmańskie poddane kolonizacji europejskiej na przełomie XIX i XX wieku przeżyły ogromną traumę. Był to okres niezwykle trudny dla świata muzułmańskiego, nie tylko w kategoriach ekonomicznych, społecznych i politycznych, ale również metafizycznych. Często stawiano sobie pytanie, dlaczego Allach dopuszcza tego rodzaju upokorzenia. I taki rys historyczny wciąż jest bardzo mocno obecny w mentalności muzułmańskiej. Wyrosła na tej bazie niechęć wobec świata Zachodu, świata, który zdaniem muzułmanów odszedł od Boga, sprzeniewierzył się prawu Bożemu i wykreował wartości przeciwne Bogu. W związku z tym Zachód stał się dla nich światem wrogim. Nie twierdzę, że takie myślenie jest powszechne wśród muzułmanów. Jednak tego rodzaju wizje podkreślają współcześnie różne nurty fundamentalistyczne, które między innymi bazują na tym, że świat islamu powinien się kierować prawami określonymi przez Koran. Dla nich zachodnia wizja człowieka, to wizja społeczeństwa, które sprzeciwiło się Bogu. Jeżeli wsłuchamy się w to, co głoszą zwolennicy ruchów fundamentalistycznych, to zauważymy, że cały czas podkreślają oni, iż należy wrócić do źródeł, do pierwszego idealnego państwa, które stworzył Mahomet. Państwa, w którym konstytucja, prawo i Koran , to jedna i ta sama rzeczywistość. I to są idee, które z pewnością są bliskie wszystkim muzułmanom. Mimo wszelkich procesów i zmian, które dokonały się na przestrzeni wieków w ramach świata islamu. Myśląc więc o ludziach, którzy obecnie emigrują do Europy, musimy brać pod uwagę również te zawiłości. Nie twierdzę, że muzułmanie, którzy przybywają w związku z falą migracyjną, są wrogo nastawieni do naszej cywilizacji. Nie twierdzę, że noszą w sobie uprzedzenia, ale jestem przekonany, że będą chcieli żyć wedle wartości, które są im bliskie. I to jest zupełnie naturalne. Natomiast z pewnością nie ułatwi to procesu zintegrowania społeczności europejskiej w momencie przyjęcia tylu tysięcy uchodźców.
 
Jaka jest fundamentalna różnica między islamem a chrześcijaństwem?
Chrześcijaństwo z natury swojej stoi ponad wszelką ideologią i nie utożsamia się z żadną kulturą czy cywilizacją. Proponuje chrześcijański system wartości, zasady etyczne i moralne, które mogą być przyswojone przez ludzi wszystkich kultur i czasów. Natomiast islam, będąc religią i państwem zarazem, jednocześnie jest kulturą i ideologią, która we właściwy sobie sposób obejmuję i kształtuje życie jednostki i wspólnoty.

Podstawowa różnica to postać Jezusa i postać Mahometa. Odgrywają oni zupełnie inną rolę w historii religijnej świata. Chrystus, postrzegany przez chrześcijaństwo jako Syn Boży, jest Kimś, Kto przynosi Dobrą Nowinę – Ewangelię, mówiącą o nadejściu Królestwa Bożego. Chrystus jest tym, który dokonuje wyraźnego rozdziału między tym co świeckie, a tym co religijne, doczesnością a wiecznością. Kiedy wypowiada słowa,  by oddać Bogu to co boskie a cesarzowi, co cesarskie, dokonuje jednoznacznego rozdziału między życiem religijnym a życiem państwowym. Chrześcijaństwo jest skoncentrowane przede wszystkim na życiu duchowym człowieka i pragnieniu doprowadzenia go do zbawienia. Mahomet zaś, z jednej strony pojawia się jako prorok, który przynosi objawienie w postaci Koranu, ale jednocześnie  jako przywódca państwa – o czym już wspominałem –  jest  mocno  zakorzeniony w świecie doczesnym. Zdecydował o historii państwa islamskiego. Powołał pierwszą armię, której zadaniem było  bronienie wspólnoty muzułmańskiej przed wrogami. Zrodziło się z tego pojęcie świętej wojny oraz szahidów, czyli męczenników, którzy oddając swoje życie dla Allacha i islamu osiągają zbawienie wieczne. To natomiast przyczyniło się współcześnie do zjawiska samobójstw muzułmańskich i obrazu muzułmanina, który dla dobra wspólnoty jest gotowy poświęcić wszystko, także swoje życie.
Chrystus i Mahomet to dwie postacie, które pokazują wyraźne różnice między światem chrześcijańskim a światem islamu. Te postacie nadały rys dwóm systemom religijnym i zupełnie innej mentalności. Chrześcijaństwo z natury swojej stoi ponad wszelką ideologią i nie utożsamia się z żadną kulturą czy cywilizacją. Proponuje chrześcijański system wartości, zasady etyczne i moralne, które mogą być przyswojone przez ludzi wszystkich kultur i czasów. Natomiast islam, będąc religią i państwem zarazem, jednocześnie jest kulturą i ideologią, która we właściwy sobie sposób obejmuję i kształtuje życie jednostki i wspólnoty. Dokonuje się to w oparciu o prawo muzułmańskie, które reguluje nie tylko zasady życia religijnego, lecz wszystkie aspekty ludzkiej egzystencji.
 

Miejsce wybuchu samochodu – pułapki
Nie przekreślam i nie odmawiam muzułmanom prawa do tego, by podjęli wysiłek i odnaleźli się na terenie Europy. Tylko jednocześnie podkreślam, że będzie to proces trudny i będzie domagał się wielkiego wysiłku zarówno ze strony muzułmanów, jak również społeczeństw europejskich.
 
Czy mentalność muzułmanów kroczących do Europy może się zmienić? Nie pytam o fundamentalistów, pytam o zwykłych ludzi.
Oczywiście, jest wiele ruchów reformatorskich i przejawów asymilowania się muzułmanów ze społecznościami europejskimi. Przykładem może być Francja, w której swego czasu popularny stał się sufizm, czyli mistyka muzułmańska. I tego rodzaju procesy są możliwe. Nie przekreślam i nie odmawiam muzułmanom prawa do tego, by podjęli wysiłek i odnaleźli się na terenie Europy. Tylko jednocześnie podkreślam, że będzie to proces trudny i będzie domagał się wielkiego wysiłku zarówno ze strony muzułmanów, jak również społeczeństw europejskich. Dowodem na to, jak skomplikowany to proces są tureckie enklawy powstałe w Niemczech, gdzie można zaobserwować, jak trudno było muzułmanom, mimo komfortowych warunków, mimo, iż osiedlali się w spokojniejszych warunkach, zintegrować się ze społeczeństwem europejskim. Odnosząc ich historię, do wielkiej fali migracyjnej, której obecnie jesteśmy świadkami, problem utożsamiania się i asymilacji staje się wyraźny i nasuwa wiele obaw.


9.3. Islam: religia wojny czy pokoju?. Autor:Włodzimierz Rędzioch, o. Samir Khalil Samir SJ

Tematem mojej poprzedniej rozmowy ze światowej sławy islamistą o. Samirem Khalilem Samirem SJ („Niedziela”, nr 34/2015) było Państwo Islamskie oraz wypowiedzi jego przywódcy, samozwańczego kalifa Abu Bakra al-Baghdadiego, który twierdzi, że „islam nigdy nie był religią pokoju”. Na zarzuty, że „islam jest religią walki (dżihadu)”, muzułmanie często wytykają chrześcijanom wyprawy krzyżowe, tak jakby „święta wojna” była elementem i naszej religii. Czy chrześcijańskie wyprawy krzyżowe można porównać do islamskiej świętej wojny? Od tego pytania zacząłem naszą kolejną rozmowę


WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: — Co należałoby odpowiedzieć muzułmanom, którzy podkreślają, że również chrześcijanie mają święte wojny, wyprawy krzyżowe?
O. SAMIR KHALIL SAMIR SJ: — Wypraw krzyżowych nie można porównać do wojny islamskiej. Spójrzmy na historię. Kalif z dynastii Fatymidów Hakim bi-Amr Allah, który rządził Egiptem w latach 996 — 1021, dał rozkaz, aby zniszczyć kościoły w Egipcie, Syrii i Palestynie, w szczególności Bazylikę Grobu Świętego. W 1078 r. Turcy seldżuccy wygnali z Jerozolimy Fatymidów i dokonali masakry większości ludności chrześcijańskiej miasta. Kilka lat wcześniej, w 1071 r., Turcy pokonali Bizantyjczyków pod Manzikertem, a w 1078 r. zajęli miasto Niceę. W tej sytuacji cesarz bizantyjski Aleksy I Komnen (1081 — 1118) poprosił o pomoc papieża w walce z Seldżukami. Urban II, dopiero 27 listopada 1095 r., w trakcie synodu w Clermont, wezwał do krucjaty, aby nieść pomoc cesarzowi bizantyjskiemu i chrześcijanom Wschodu, i obiecał odpust tym, którzy wezmą w niej udział.
Tak więc na początku wyprawy krzyżowe miały na celu wyzwolenie Jerozolimy i miejsc świętych, aby umożliwić dostęp do Jerozolimy pielgrzymom chrześcijańskim Wschodu i Zachodu. Później sytuacja pogorszyła się, ale trzeba podkreślić fakt, że inspiracją następnych działań wojennych nie była Ewangelia, ale konkretne sytuacje społeczne i polityczne.
W Ewangelii Chrystus wymaga czegoś wprost przeciwnego — mówi, by nadstawić drugi policzek tym, którzy uderzyli cię w prawy policzek (por. Mt 5, 39), oraz nakazuje Piotrowi, by schował miecz (por. J 18, 11). Krótko mówiąc, Chrystus absolutnie odmawia prawa odwetu „oko za oko, ząb za ząb” (por. Mt 5, 38) i ustanawia nową regułę: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół” oraz „Dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą” (por. Mt 5, 44; Łk 6, 27 itd.).
Reasumując — można powiedzieć, że wojny prowadzone przez chrześcijan (wyprawy krzyżowe lub inne) miały podłoże polityczne, podczas gdy głównym celem wojny islamskiej, dżihadu, jest poszerzanie granic islamu lub ewentualne odzyskiwanie terenów, które kiedyś należały do muzułmanów. Dlatego w islamie mówi się o „wojnie na ścieżce Allaha” (dżihad fi Sabil Allah).
— Ale muzułmanie wytykają nam, że również w Biblii Bóg nawołuje do przemocy...
W Starym Testamencie mamy fragmenty, w których Bóg przez proroka Mojżesza nawołuje do wojny (por. Pwt 20, 10-14), lub straszny opis podboju Ziemi Świętej w Księdze Jozuego. Ale większość naszych żydowskich braci i sióstr nie bierze tego „ipsis litteris” (dosłownie) i mówi: „To jest fakt historyczny sprzed ponad trzech tysięcy lat”.
Jeżeli chodzi o Chrystusa, nigdy nie podjął tych wojowniczych treści, ale nakazał czynić coś wręcz przeciwnego: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5, 43-44). Istnieją dziesiątki innych tekstów, w których Chrystus zaleca niestosowanie przemocy — przemoc pokonuje się, akceptując ją.
— Premier Francji Manuel Valls zajął ostatnio nietypowe stanowisko, określając to wszystko, co dzieje się w świecie, jako „wojnę cywilizacji”, ale wytłumaczył, że „nie jest to tylko wojna między Zachodem i fundamentalizmem islamskim, ale także między islamem, który opiera się na wartościach humanistycznych, a islamem obskuranckim”. Czy podziela Ojciec to zdanie?
Problem jest w tym, że w świecie islamskim większość ludzi nie jest w stanie interpretować Koranu w kategoriach współczesnych, czyli dokonać hermeneutyki świętego tekstu. W związku z tym istnieją dwie wizje islamu. Pierwsza mówi, że Koran jest tekstem ludzkim, tekstem „stworzonym”, który mogł być zainspirowany przez Boga, ale odpowiada kulturze osoby, która go przekazała, tzn. Mahometa. To byłaby wizja liberalna islamu.
Jednak większość muzułmanów uważa, że tekst jest „niestworzony”, boski, gdyż „zstąpił” na Mahometa, który dosłownie przekazał go wiernym. Dlatego nie można go interpretować ani zmieniać. Trzeba tylko zrozumieć sens słów objawionych przez Boga i strukturę gramatyczną zdania. Z tego powodu prawo islamskie (szariat) jest postrzegane jako prawie boskie, w takim stopniu, w jakim jest zaczerpnięte z Koranu. Można dyskutować tylko na temat tych punktów szariatu, które są zaczerpnięte z wypowiedzi Mahometa (hadisów). Islamski fundamentalizm polega na tym, że tekst Koranu i tradycję islamską odczytuje się dosłownie (sunnę), bez interpretowania i aktualizowania.
Żydzi, chrześcijanie i muzułmanie mają tekst, Księgę, którą uznają za inspirowaną (lub podyktowaną) przez Boga. Dlatego istnieje ryzyko, że każdy może wpaść w pułapkę fundamentalizmu. Są chrześcijanie, którzy np. traktują teksty z pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju jako prawdziwy opis stworzenia świata, tak jakby to był tekst naukowy — to nazywamy fundamentalizmem. Oczywiście, chrześcijański fundamentalizm jest ograniczony do małych grup, głównie protestantów, islamski fundamentalizm natomiast stanowi większość. Druga różnica między fundamentalizmem chrześcijańskim a islamskim polega na tym, że konsekwencją pierwszego nie jest przemoc, drugi natomiast jest wojowniczy, jak to widzimy dzisiaj po trosze wszędzie.
— Dlaczego fundamentaliści islamscy uciekają się do wojny i przemocy?
Słowo „dżihad”, które etymologicznie oznacza „wysiłek”, w Koranie i powiedzeniach Mahometa zaczęło oznaczać „wysiłek na ścieżce Boga, w prowadzeniu wojny”. Dziś islamscy fundamentaliści biorą dosłownie wszystko, co jest w Koranie, w tym teksty trudne do zaakceptowania, które ukazują wojnę i różne formy przemocy jako obowiązek dobrego muzułmanina.
Model fundamentalistyczny odwołuje się do modelu Mahometa, w którym wszystko połączone jest z religią: polityka, gospodarka, małżeństwo, relacje z innymi itp., a to nie pozwala na jakiekolwiek zmiany. Chociaż większość muzułmanów chce rozróżnienia między religią a innymi sferami życia, ale w żadnym wypadku nie chodzi tu o zachodnią laickość.
— Fundamentalistyczna interpretacja islamu sprawia, że większość muzułmanów jest przeciwna wartościom Zachodu i jego demokracji...
Konflikt z Zachodem ma różne poziomy. Zachód, który nie jest islamski i ma chrześcijańskie korzenie, nawet jeśli nie chce ich uznać, jest postrzegany jako główny przeciwnik ekspansji islamu w świecie.
Ponadto ewolucja technologiczna rozpoczęła się i rozwija się głównie na Zachodzie. Fundamentaliści islamscy są natomiast przeciwni modernistycznej mentalności i, ogólnie biorąc, współczesnej cywilizacji, dlatego są wrodzy Zachodowi.
— Wiele osób, w tym również politycy, zastanawia się, co robić w sytuacji ekspansji Państwa Islamskiego. Arcybiskup chaldejski Bashar Warda, którego Kościół bezpośrednio odczuwa skutki antychrześcijańskiej furii ISIS, powiedział wprost: „Należy podjąć działania militarne, aby zatrzymać ISIS. Jest to nowotwór i tak jak ta choroba musi być zatrzymany”. Czy demokratyczny świat ma świadomość, że musimy militarnie pokonać fanatyków kalifatu, zanim będzie za późno?
Po pierwsze — jeśli prawdą jest, że interwencja wojskowa ma swoją cenę, to jest również prawdą, że brak interwencji nie może być już tolerowany. Dlatego interwencja zbrojna byłaby mniejszym złem.
Druga sprawa o kapitalnym znaczeniu to krytyczna lektura Koranu, jego hermeneutyka. W rzeczywistości interwencja wojskowa nie rozwiąże wszystkich problemów, bo za nią kryje się również aspekt ideologiczny, który wymaga działań długoterminowych. Chodzi o wielkie wyzwanie reedukacji muzułmanów — tutaj kluczową rolę mają do odegrania imami, którzy są duchowymi przywódcami społeczności. Teraz nauka głoszona przez większość imamów jest konserwatywna, a ich interpretacja tekstu Koranu — fundamentalistyczna. To należałoby zmienić. To zadanie dla samych muzułmanów, ponieważ tradycja krytycznego czytania świętego tekstu została utracona. Z tego powodu uważam, że my, chrześcijanie, możemy im pomóc naszym doświadczeniem krytycznej lektury Biblii.
— Problem polega na tym, że fanatyczni imamowie są coraz liczniejsi, a dzięki ich „nauczaniu” sympatycy ISIS są również wśród nas, w Europie. Chciałbym znowu zacytować premiera Vallsa, który powiedział: „We Francji żyjemy pod poważnym zagrożeniem terrorystycznym”. W ciągu ostatnich pięciu lat we Francji liczba meczetów kontrolowanych przez ekstremistycznych salafitów wzrosła z 44 do 89, a 41 innych miejsc kultu, tradycyjnie umiarkowanych, może przejść w ręce fundamentalistów. Czy to znaczy, że mamy w Europie islamskiego konia trojańskiego?
Jest to poważny problem, ale nie tylko we Francji — sytuacja jest podobna w wielu innych krajach europejskich, a nawet w świecie muzułmańskim: Egipcie, Indonezji, Malezji, Pakistanie itd. Nie wspominając o Boko Haram w Nigerii. Ruch fundamentalistyczny zyskuje wszędzie. Musimy więc zapytać: dlaczego?
Pewne zjawiska polityczne i kulturowe ułatwiły ten trend. Wojny organizowane przez Zachód, a zwłaszcza Stany Zjednoczone, przeciwko talibom, ale przede wszystkim całkowicie nieuzasadniona wojna w Iraku były postrzegane jako niedopuszczalna ingerencja Zachodu w świecie muzułmańskim. A co gorsza, zamiast mówić o złej polityce Stanów Zjednoczonych i Francji, zaczęto mówić ogólnie o Zachodzie, tak jakby cały Zachód był przeciwko islamowi. W ten sposób wzmocniło się negatywne postrzeganie Zachodu w świecie muzułmańskim, a zachodnie idee, kulturę, tradycje zaczęto postrzegać jako zło samo w sobie. To wzmacniło pozycję salafitów, którzy odrzucają nowoczesność.
— Ale jeszcze nie tak dawno świat muzułmański był zafascynowany kulturą zachodnią...
To prawda. Na początku XIX wieku reformy w świecie arabskim zostały wprowadzone na wzór zachodni. Tak było np. w Egipcie, gdzie król w 1826 r. wysłał grupę studentów do Paryża, aby nabyli nowoczesną wiedzę we wszystkich możliwych dziedzinach. Konfrontacja muzułmanów z cywilizacją zachodnią stała się punktem wyjścia do krytycznej refleksji na temat islamu, co dało początek ruchowi reformatorskiemu „nahda” (odrodzenie).
Jednak w ostatnim półwieczu Zachód postrzegany jest w świecie muzułmańskim jako cywilizacja, która utraciła wartości ludzkie, etyczne i moralne oraz sens małżeństwa i rodziny, a także rozwinęła kulturę antyreligijną. Dlatego dziś większość muzułmanów jest przekonana, że cywilizacja Zachodu jest skorumpowana i należy ją odrzucić. Ten osąd jest dość powszechny w świecie islamu, co wzmacnia dzisiaj tendencje salafickie.
— Gdy mówimy o islamie w Europie, musimy wspomnieć o problemie migracji z krajów muzułmańskich. Wiele lat temu powiedział mi Ojciec, że niektórzy przywódcy muzułmańscy zachęcają młodych do emigracji do Europy, aby podbić „demograficznie” Europę dla islamu. Ale większość przywódców europejskich, politycznie poprawnych, udaje, że emigranci z krajów islamskich nie są problemem. Czy możemy przyjmować kolejne fale muzułmanów, którzy przybywają do Europy, aby korzystać z naszej demokracji i dobrobytu, a jednocześnie nie mają zamiaru integrować się, bo gardzą cywilizacją zachodnią i chcą podbić Stary Kontynent dla islamu, „jedynej prawdziwej religii”?
Istnieją idee, że islam podbije Europę i świat dzięki ekspansji demograficznej, z tego prostego faktu, że w świecie muzułmańskim rodzi się wiele dzieci, a na Zachodzie mamy „zimę demograficzną”.
Wydaje mi się jednak, że zdecydowana większość muzułmanów przybywających do Europy nie ma takiego celu. Przyjeżdzają tu, bo Europa jest bardziej rozwinięta i bogata, podczas gdy w wielu krajach muzułmańskich są problemy ekonomiczne, konflikty, wojny itp.
Uważam, że migracja muzułmanów do Europy może mieć również aspekt pozytywny, pod warunkiem, że pomożemy im się zintegrować. Oczywiście, muzułmanin nie zintegruje się w społeczeństwie bez wartości moralnych i etycznych, ale jest to również problem chrześcijańskich imigrantów. Rolą chrześcijan na Zachodzie byłoby pomóc muzułmanom zaakceptować dobre rzeczy w naszej kulturze i w społeczeństwie, a odrzucić negatywne. W ten sposób zintegrowani muzułmanie mogliby być w przyszłości pośrednikami między Zachodem a krajami ich pochodzenia.
— Problem w tym, że dziś w Europie żyje już drugie i trzecie pokolenie muzułmanów, ale nie mamy wielu przykładów udanej integracji — nie możemy zapominać, że większość zagranicznych bojowników ISIS to młodzi ludzie urodzeni i wychowani w krajach zachodnich...
We Francji zauważyłem, że muzułmańskie dziewczyny chętniej studiują i są o wiele lepiej zintegrowane niż chłopcy, którzy łatwiej padają ofiarą ruchów radykalnych. Ci, którzy są zintegrowani, powinni pomóc innym znaleźć swoje miejsce w społeczeństwie, które nie jest oparte na religii.
Emigrantom musimy powiedzieć: jeśli chcecie żyć w Europie, musicie stać się trochę Europejczykami. Jeśli nie chcecie zmienić swoich nawyków, swojego sposobu myślenia, nie dziwcie się, że nie jesteście cenieni przez swoich sąsiadów albo że trudno wam znaleźć ciekawą pracę. Jeśli nie chcecie zintegrować się w innej kulturze, co oznacza brak szacunku wobec kraju, który was gości, lepiej wrócić do kraju pochodzenia.

9.4. Kto organizuje masz na Europę

     Plan międzymorza 1.jpg