Spis treści (interaktywny)
*** Zachęcam do wspierania
„Naszego Dziennika” poprzez kupowanie wersji papierowej,
zachęcam do zwiedzania strony, zawierającej przegląd ważnych dla przyszłości wydarzeń http://naszdziennik.pl/news ***
Jesteśmy na Twitterze oraz Facebooku
Gorąco zachęcamy do obserwowania nas na Twitterze, polubienia
naszej strony na Facebooku oraz rozsyłania wici znajomym.
Przypominamy, że niektóre serwery pocztowe blokują zasoby graficzne
w wiadomościach e-mail. Żeby mieć pewność, że wszystkie obrazki
wyświetlą się poprawnie, zachęcamy do:
- dodania adresu informator@naszdziennik.info do książki adresowej albo listy kontaktów,
- dodania adresu informator@naszdziennik.info do grona zaufanych nadawców,
- wybrania opcji „Zawsze pokazuj obrazki od tego nadawcy”.
Trzy pasma tematyczne do wyboru:
wiara, wychowanie i zdrowie
Szanowni Czytelnicy,
Bardzo
dziękujemy za czytanie i przekazywanie dalej naszych wiadomości
oraz za wszystkie informacje, zaproszenia, sugestie i uwagi, które
nam Państwo przysyłają.
Teraz
zachęcamy Państwa do skorzystania z możliwości otrzymywania
informacji dotyczących naszej wiary: bieżących wiadomości ze Stolicy
Apostolskiej, z życia Kościoła na świecie i w Polsce,
a także zapowiedzi najważniejszych wydarzeń oraz informacji
o godnych polecenia lekturach duchowych.
Dostrzegamy
też, że bardzo wiele uwagi poświęcają Państwo tematyce zdrowia.
W „Naszym Dzienniku” tej problematyce poświęcone są dwa dodatki
cykliczne: „Szlachetne zdrowie” oraz „Zdrowy styl życia”. Informujemy
w nich nie tylko o sprawach bieżących, ale podpowiadamy też,
jak zadbać o nasze zdrowie, np. jaki wpływ na nasze samopoczucie
ma to, co na co dzień spożywamy, jakich produktów należy unikać,
a o które warto wzbogacić naszą dietę. Od teraz mogą Państwo
otrzymywać najważniejsze informacje dotyczące zdrowia na swoją skrzynkę
e-mailową.
Oferujemy zatem Państwu e-mailowe powiadomienia
w trzech pasmach tematycznych: wiara, wychowanie i zdrowie.
Każdy odbiorca e-Informatora może określić, które z tych pasm go
interesują. Swoje preferencje mogą Państwo zaktualizować dzięki opcji
„Modyfikacja ustawień” w stopce wiadomości.
Redakcja e-Informatora „Naszego Dziennika”
*********************************************************************************************************************************************************************************************************************************
WARTO WIEDZIEĆ i REAGOWAĆ! (październik
2014)
**************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************
Z CZASOPISMA
"NASZ DZIENNIK" ...
Dla młodych rodzin polecam przeglądanie działu PRACOWNIE RODZINNE dotyczącego edukacji dzieci: http://www.naszdziennik.pl/edukacja-domowa
1. Polska rodzina cierpi od lat. Z JE ks. abp. Stanisławem Gądeckim rozmawia Sławomir Jagodziński
http://www.naszdziennik.pl/wp/101409,polska-rodzina-cierpi-od-lat.html
Z JE ks. abp. Stanisławem Gądeckim,
przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, metropolitą poznańskim,
rozmawia Sławomir Jagodziński
Ksiądz Arcybiskup będzie
reprezentował Kościół w Polsce na rozpoczynającym się w niedzielę
Zgromadzeniu Nadzwyczajnym Synodu Biskupów na temat rodziny. Co
wykazały przedsynodalne ankiety w naszych diecezjach?
– Na poziomie deklaratywnym rodzina jest dla Polaków wartością
nadrzędną. Zdecydowana większość twierdzi, że rodzina jest dla nich
najważniejszą wartością i pragną ją zbudować w oparciu o sakramentalne
małżeństwo. Niestety, deklaracje te nie zawsze pokrywają się z
codziennym życiem wielu rodzin. Ankiety przedsynodalne ujawniły
najpierw liczne bolączki życia małżeńskiego i rodzinnego.
Pośród zjawisk negatywnych obserwujemy przede wszystkim rosnącą liczbę
konkubinatów, małżeństw „na próbę” i małżeństw zawieranych tylko
cywilnie, które spotykają się nie tylko z milczeniem, ale czasami wręcz
z aprobatą ze strony rodziców, a nawet dziadków. W niektórych
diecezjach nawet 80 procent narzeczonych przygotowujących się do
zawarcia sakramentu małżeństwa mieszka wcześniej ze sobą. Wielu młodych
ludzi nie kwestionuje wartości sakramentalnego małżeństwa, ale wybiera
życie bez ślubu kościelnego z obawy przed pełnym zaangażowaniem,
wątpiąc, czy potrafią w małżeństwie wytrwać. Często powodem takiego
stanu rzeczy jest brak pozytywnych doświadczeń wyniesionych z domu
rodzinnego.
Mentalność antykoncepcyjna i rozpowszechniony indywidualistyczny model
antropologii powodują znaczny spadek demograficzny. Jak pokazały to
badania przeprowadzone przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego,
akceptacja takiej mentalności wśród młodych zbliża się do 50 procent.
Negowanie daru płodności i zamknięcie się na potomstwo sprawiło, że w
2013 roku Polska znajdowała się na 211. miejscu w raporcie
demograficznym ONZ dotyczącym przyrostu naturalnego.
Innym elementem utrudniającym przyjęcie Ewangelii o rodzinie jest
migracja zarobkowa, bezrobocie oraz źle pojmowane zaangażowanie
społeczne, z wymogiem wszechobecnej poprawności politycznej oraz z
nachalną ideą państwa laickiego jako wyrazu nowoczesności i rozwoju.
Rodzina polska cierpi od wielu lat z powodu nieobecności jednego lub
obojga rodziców w procesie wychowawczym. Często spowodowane to jest
wyjazdem za granicę w poszukiwaniu środków finansowych na utrzymanie
rodziny. Brak jednego bądź obojga rodziców skutkuje często zaniedbaniem
w procesie wychowania, zwłaszcza w sferze przekazywania wiary.
Wyzwaniem są także rodziny zranione, w tym dzieci, które wzrastają w
związkach niesakramentalnych, co bardzo często odbija się na ich
wychowaniu do wiary i życia sakramentalnego.
Problemy te pogłębia plaga rozwodów…
– Obserwujemy z niepokojem stały wzrost liczby rozwodów, zwłaszcza
wśród małżeństw młodych stażem. To zjawisko jest szczególnie widoczne w
dużych miastach. W Warszawie w 2011 r. współczynnik rozwodów sięgnął 49
procent. Wzrost liczby rozwodów rodzi wśród młodych przekonanie, że
miłość małżeńska jest piękna, ale niemożliwa do realizacji.
Inną grupę stanowią pary żyjące w separacji lub po cywilnym rozwodzie.
Zjawisko wzmaga się w ostatnich latach. W niektórych diecezjach odsetek
par żyjących po rozwodzie lub w powtórnym, cywilnym związku sięga nawet
20 procent. Ochrzczeni, którzy żyją w takich związkach, w różnoraki
sposób przeżywają swoją „nieuregulowaną sytuację”. Różnice te wynikają
głównie z poziomu zaangażowania w życie wiary i lokują się między
obojętnością a duchowym cierpieniem. Duża część osób, która żyje w
związkach niesakramentalnych, a jest mocno zaangażowana w życie wiary
oraz zna nauczanie Kościoła na temat małżeństwa i rodziny, nie mogąc
przystępować do Komunii Świętej, nie ma poczucia odrzucenia przez
Kościół i nie rości sobie prawa do absolucji czy Komunii Świętej. Im
zaangażowanie w życie wiary jest mniejsze, tym wyraźniej zaznacza się
pozycja roszczeniowa w tej kwestii.
Wielu ludzi nie zna nauki Kościoła na temat życia rodzinnego, etyki
seksualnej, kwestii bioetycznych. Pobieżna znajomość nauki Kościoła na
temat małżeństwa i rodziny wśród części polskich katolików sprawia, że
bardzo często jest ona przyjmowana w sposób selektywny. Inni – choć
znają naukę Kościoła na temat przekazywania życia i etykę seksualną
małżeńską – to jednak odrzucają to nauczanie jako niemożliwe do
zrealizowania. Życie rodzinne jest traktowane jako sprawa prywatna,
oderwana od eklezjalnego wymiaru wiary. Dotyczy to szczególnie kwestii
moralnych: czystości przedmałżeńskiej, antykoncepcji, konkubinatu oraz
in vitro.
Poza tym – od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku –
polska rodzina mierzy się także z agresywną propagandą wielu
organizacji, które – wykorzystując przepisy unijne – usiłują wprowadzić
w kraju wychowanie w stylu ideologii gender, związki partnerskie,
zapłodnienie in vitro oraz tzw. politykę „równościową”. Działania te –
prowadzone zarówno na poziomie rządowym, fundacji prywatnych, jak i
przez środki masowego przekazu – wprowadzają wiele zamętu w małżeństwa
i rodziny.
„Wielu katolików nie zdaje sobie
sprawy, że w świecie toczy się nieprawdopodobna walka przeciw
chrześcijaństwu” – zwracał niedawno uwagę Ksiądz Arcybiskup. Jakie
przejawy tej walki są szczególnie groźne, jeśli chodzi o rodzinę?
– Obecnie groźnym wyzwaniem jest – lansowana pod płaszczykiem programu
równościowego – ideologia genderyzmu. Niektórym rodzicom podoba się
uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią
to za nich dziewczynki. Pociągające jest również hasło, że wszyscy
ludzie są sobie równi i mają prawo do szczęścia. Lecz jednocześnie
rodzice często nie uświadamiają sobie tego, że w imię przezwyciężania
stereotypów uwarunkowanych kulturowo ukazuje się przy okazji różne
modele partnerskie jednopłciowe jako równoważne rodzinie.
„Nie jest tajemnicą – mówił w swoim czasie ks. Prymas Kowalczyk – że
analityczna kategoria płci kulturowej znajduje swoje liczne
zwolenniczki i zwolenników nie tylko pośród feministek i feministów,
ale również wśród przedstawicieli tzw. mniejszości seksualnych. To oni
bardzo żywo zainteresowani są sukcesem ’eksperymentu gender’, gdyż
staną się jego niewątpliwymi beneficjentami”. Sprzeciw naukowców wobec
promocji „standardów równościowych” promowanych przez organizacje
międzynarodowe w odniesieniu do środowisk LGBTQ nie jest wymierzony
przeciw komukolwiek. Jest raczej wyrazem troski o to, aby stanowienie
prawa odbywało się na fundamencie takiej antropologii oraz aksjologii,
która nie tyle winna zapewniać przywileje jednostkom czy grupom, ile
autentycznie służyć dobru osoby ludzkiej oraz społeczeństwa.
Tymczasem trzeba wyraźnie powiedzieć, że dobre małżeństwa, składające
się z mężczyzny i kobiety, i trwałe rodziny są skarbem nie tylko
Kościoła, ale także narodu. Sługa Boży kardynał Stefan Wyszyński często
przypominał, że naród to „rodzina rodzin”. „Jakie będą rodziny, taki
będzie i naród. Gdy rodziny będą zwarte, wierne, nierozerwalne – narodu
nikt nie zniszczy” (Zakopane, 1957). Te słowa Prymasa Tysiąclecia nie
straciły nic na swej aktualności. Przeciwnie, stały się dzisiaj jeszcze
pilniejszym wyzwaniem w trudniejszych dla rodzin czasach. Historia uczy
nas, że kryzys rodziny może prowadzić nawet do upadku narodów, kultur,
cywilizacji. Starożytna Grecja, Rzym, monarchia frankońska, Cesarstwo
Niemieckie upadały wtedy, gdy rodzina popadła w kryzys. Podobnie jak
choroba całego organizmu zaczyna się od zaburzeń w funkcjonowaniu małej
komórki, tak też choroba państwa zaczyna się od choroby najmniejszej
komórki społecznej, jaką jest rodzina.
„Poziom omamienia społeczeństwa przez
rządzących jest dziś bardzo wysoki. Dzięki mediom kontrolują oni ludzką
świadomość, dlatego tak istotne jest dziś nabycie umiejętności
krytycznego spojrzenia na rzeczywistość” – wskazywał niedawno Ksiądz
Arcybiskup w jednej ze swoich homilii. Czy to nie określone media stały
się narzędziem psucia obyczajów?
– Istotnie, odnosi się wrażenie – zwraca uwagę ks. bp Lepa – że w
polskiej mediosferze podważa się wartości chrześcijańskie w sposób
zorganizowany. Do takiego wniosku prowadzi refleksja nad strukturą i
funkcjonowaniem mediów w Polsce. Wystarczy przypomnieć, że
transformacja ustrojowa w 1989 roku doprowadziła do powstania
oligarchicznego modelu mediów, który charakteryzuje się niebezpieczną
dominacją mediów lewicowych i liberalnych. W rękach tych dwóch
ugrupowań politycznych znajduje się prawie 90 procent mediów. Ponadto
od 1989 roku wciąż w tych samych rękach pozostają najbardziej
opiniotwórcze ośrodki. A przecież nie jest tajemnicą, że środowiska te
wręcz z definicji atakują Kościół i wartości chrześcijańskie, gdyż
stoją one na przeszkodzie w dążeniu tych środowisk do pełnej
dechrystianizacji Polski.
Do tego faktu dochodzi trudność konfrontowania odbiorcy z niespotykaną
dotąd lawiną informacji docierających do nas każdego dnia, których
przeciętny człowiek nie jest w stanie zweryfikować, często więc
przyjmuje je w sposób bezkrytyczny. Potrzeba więc zachęcania ludzi do
refleksji nad rzeczywistością i wypracowanie własnego zdania, za które
można wziąć odpowiedzialność. Zasadniczym jednak problemem nie są media
ani informacje, lecz brak wiary i lekkomyślne traktowanie małżeństwa i
rodziny przez nas samych. Brak formacji małżonków. Brak ich osadzenia
na silnym fundamencie Słowa Bożego i wynikającego stąd nauczania
Kościoła.
Tematem, który najbardziej
elektryzuje dziennikarzy w kontekście synodu biskupów, jest wspomniana
przez Księdza Arcybiskupa kwestia dopuszczenia do Komunii Świętej osób
rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach. Czy oczekiwanie na jakąś
„rewolucję” tu nie jest naiwnością?
– Działanie Kościoła wobec osób znajdujących się w trudnej czy
nieuregulowanej sytuacji rodzinnej powinno, owszem, odzwierciedlać
miłosierdzie, z jakim Bóg traktuje wszystkie swoje dzieci. Medycyna
miłosierdzia winna dążyć do ratowania statku z burzy i zaproponowania
rozbitkom troski i niezbędnej pomocy, nie zaś do przyczynienia się do
jego zatonięcia. Jeśli nie zrozumie się tej podstawowej intencji,
wypaczy się to, co ten synod ma do powiedzenia o sytuacji osób w
separacji, rozwiedzionych, o rozwiedzionych żyjących w nowych związkach
czy też na temat konkubinatu i związków osób tej samej płci.
Nie ma to jednak nic wspólnego z proponowaniem „katolickiego rozwodu”,
którego niektórzy się spodziewają. Gdy idzie o rozwiedzionych, którzy
zawarli ponowne związki, jest to sprawa niezwykłej wagi, to decyzja o
tym, kto pozostaje w komunii z Kościołem, a kto jest z tej komunii
wykluczony. Solidne opracowanie tego problemu opublikowała Kongregacja
Doktryny Wiary w 1998 roku (drugie wydanie w 2010 r.) w dokumencie o
duszpasterstwie rozwiedzionych, którzy zawarli nowe związki. Trzeba
pamiętać – o czym pisał już Wincenty z Lerynu i bł. kard. Jan Henryk
Newman – że nauczanie chrześcijańskie ulega rozwojowi. Dogmaty są
niezmienne, ale nieustannie pogłębiamy ich rozumienie. W ten nurt
rozważań należy wpisać refleksję, do której wezwał nas Papież
Franciszek, na temat sytuacji, w jakiej znajdują się we wspólnocie
Kościoła osoby rozwiedzione i pozostające w nowych związkach.
Trudne sytuacje związane z
duszpasterstwem rodzin rozbitych to obecnie wielkie wyzwanie. Czy nie
za mało zwraca się dziś uwagę na związek takiej, a nie innej kondycji
małżeństw i rodzin z formacją młodego pokolenia w dziedzinie życia
rodzinnego w duchu chrześcijańskich zasad?
– Chrześcijańskie zasady, na których winny opierać się małżeństwa i
rodziny, są jasne i przy różnych okazjach przypominane (katecheza,
homilie, przygotowanie przedmałżeńskie). Problem sprowadza się raczej
do tego, że są one lekceważone w konfrontacji z konsumpcyjnym stylem
życia i nastawieniem na życie przyjemne. Hasła, że wszyscy mają prawo
do przyjemności, są bardzo nośne, dlatego wielu im ulega, nie
dostrzegając związanych z tym zagrożeń.
Ponadto dzisiaj człowiek zdaje się uważać pracę za swoje jedyne poważne
zajęcie. Po pracy poszukuje rozrywki i w takim rytmie spędza swój czas.
Mało go interesuje to, jaki jest on sam i jaki mógłby być, bardziej
interesuje go, ile ma i ile mógłby mieć. Mniej poszukuje prawdy o
sobie, bardziej poszukuje prawdy o rzeczach. Zawsze gotów jest
doskonalić rzeczy, natomiast niechętnie doskonali samego siebie.
Dlatego tym bardziej potrzebna jest chrześcijańska asceza; umiejętność
rezygnacji z wartości niższych ze względu na wartości wyższe. W
omawianym przypadku tą wartością, o którą trzeba się troszczyć – nawet
za cenę poważnych wyrzeczeń – jest miłość i wierność małżeńska oraz
jedność w rodzinie. Dopóki asceza chrześcijańska będzie nam się
kojarzyć z bezsensowną rezygnacją z przyjemności, dopóty
chrześcijańskie zasady życia będą postrzegane jedynie jako źródło
uciążliwości. To właśnie dlatego Papież Franciszek kładzie nacisk na
konieczność radosnego głoszenia piękna życia opartego na Ewangelii.
W mediach chętnie mówi się o
„problemach rozwiedzionych”, ale już wskazywanie na to, co robić, aby
ludzie byli sobie wierni, aby nie dochodziło do zdrad, do rozwodów,
jest politycznie niepoprawne…
– Mówieniu o problemach rozwiedzionych mogą przyświecać różne intencje.
Jeżeli ktoś pochyla się nad tym, przekonany, że rozwiedzeni są
napiętnowani i w różny sposób dyskryminowani, że ich sytuacja
emocjonalna i materialna jest trudna, a jednocześnie patrzy się na
rozwód jako na coś normalnego, jako na zwyczajny sposób rozwiązywania
konfliktów małżeńskich, to wówczas trudno oczekiwać, by mówił o
wierności małżeńskiej jako antidotum na omawiane problemy.
Jeżeli natomiast punktem wyjścia dyskusji o problemach rozwiedzionych
jest sam dramat rozbitej rodziny, w szczególności dzieci, dramat
postrzegany w kontekście wartości wierności i miłości między ludźmi, to
wówczas zwrócenie uwagi na faktyczne źródło cierpienia tych ludzi w
postaci niewierności, zdrady jest czymś naturalnym.
Kiedyś Ksiądz Arcybiskup powiedział,
że chłopak i dziewczyna, podejmując przed ślubem współżycie, sami
czynią się niepełnosprawnymi w miłości. Dziś niestety np. mieszkanie
młodych razem bez ślubu stało się niemal powszechne. To zaszkodzi
kondycji rodziny w przyszłości…
– Wspólne zamieszkiwanie młodych przed ślubem staje się coraz
powszechniejsze, chociaż stanowi to samookaleczanie ich miłości. Już
sam rozum ludzki podsuwa niemożliwość jego akceptacji, wykazując, jak
mało jest przekonywające „eksperymentowanie” na osobach ludzkich,
których godność wymaga, aby były zawsze i wyłącznie celem miłości,
obdarowania bez jakichkolwiek ograniczeń czasu czy innych okoliczności.
Zwykle takiej sytuacji nie można zmienić, jeśli osoba ludzka nie
została wychowana od dzieciństwa do odważnego, z pomocą łaski
Chrystusowej, opanowywania budzącej się pożądliwości i do nawiązywania
z innymi więzów miłości czystej. Nie osiąga się tego bez prawdziwego
wychowania do autentycznej miłości i do właściwego korzystania z
płciowości, to znaczy takiego, które włącza osobę ludzką w każdym jej
wymiarze, a więc także cielesnym, w pełnię tajemnicy Chrystusa (por.
Familiaris consortio, 80).
Trzeba też zwrócić uwagę na jeszcze niebezpieczniejsze zjawisko, jakim
jest wspólne zamieszkanie nie tylko przed ślubem, ale w ogóle
wykluczenie ślubu w przyszłości. To skutek coraz bardziej
rozpowszechnianej „kultury tymczasowości”, przed którą przestrzega
Papież Franciszek. Dlatego ważne jest ukazywanie przez Kościół życia i
powołania człowieka w perspektywie odwiecznego Bożego planu, za którego
realizację jesteśmy odpowiedzialni, by osiągnąć zbawienie.
„Dopóki rodzina nie będzie silna,
przyszłość Kościoła i społeczeństwa będzie bardzo niepewna. O tym
przede wszystkim powinniśmy pamiętać na synodzie” – powiedział ks.
kard. Wilfrid Napier z RPA. Jakie konkretne owoce dla duszpasterstwa
rodzin katolickich mogą przynieść obrady synodalne?
– Przyszłość ludzkości idzie poprzez rodzinę! Trzeba więc, by każdy
człowiek dobrej woli zaangażował się w sprawę ratowania oraz popierania
wartości i potrzeb rodziny. Działania, które może podejmować
duszpasterstwo rodzin wobec trudnych wyzwań współczesności, opisane są
w jasny sposób w adhortacji „Familiaris consortio”. Obok właściwego
przygotowania narzeczonych oraz wykorzystania samego obrzędu ślubu
szczególny akcent należy położyć na duszpasterstwo młodych małżeństw,
które nie będąc jeszcze gotowe do zaangażowania się w konkretny ruch
kościelny, pozostawiane są często samym sobie.
Wśród wyzwań stojących współcześnie przed duszpasterstwem rodzin jest
też m.in. pomoc rodzinom zagrożonym rozbiciem i patologią, rodzinom
ideologicznie podzielonym oraz rodzinom z osobami starszymi. Ponadto
dotarcie do tych, którzy z różnych względów zawierają jedynie związki
cywilne. W obszarze szczególnego zainteresowania duszpasterstwa rodzin
winny znaleźć się osoby rozwiedzione oraz posiadające dzieci poczęte
metodą in vitro. Troska o tę ostatnią grupę jest wyzwaniem złożonym i
wymaga szczególnego rozważenia i namysłu.
Ważne jest większe zaangażowanie w pracę z rodzinami chrześcijańskimi,
które nie są dotknięte powyższymi problemami, a które również wymagają
wielkiej uwagi i troski, aby mogły się jak najlepiej rozwijać.
Potrzeba też właściwego przygotowania alumnów do pracy z rodzinami,
istnieje konieczność większego zaangażowania kapłanów w parafialne
duszpasterstwa rodzin oraz aktywnego promowania duchowości małżeńskiej.
Papież Franciszek pragnie nadać zbliżającemu się synodowi charakter
duszpasterski. Synod ten nie będzie poddawał pod dyskusję nauczania
Kościoła, wielokrotnie potwierdzonego w minionych latach w różnych
wystąpieniach Magisterium. Chodzi raczej o refleksję nad
duszpasterskimi sposobami aplikacji tego nauczania i nad tym, w jaki
sposób na nowo je proponować, zaczynając choćby od nowego języka.
Czy możemy liczyć na blog Księdza Arcybiskupa z synodu, tak jak to było w 2012 roku?
– Jeśli to będzie możliwe, postaram się coś przekazać. Nie wiem natomiast, co z biegu obrad będzie objęte tajemnicą.
Dziękuję za rozmowę.
2. Komunia dla rozwiedzionych? Ks. prof. Czesław S. Bartnik
http://www.naszdziennik.pl/wp/101415,komunia-dla-rozwiedzionych.html
Od 5 do 19 października 2014 r. będzie obradował w Watykanie synod
biskupów poświęcony rodzinie. Omawiany będzie m.in. trudny problem, czy
i ewentualnie pod jakimi warunkami rozwiedzeni i żyjący w nowych
związkach cywilnych mogliby przyjmować Komunię Świętą, będąc bez ślubu
kościelnego. Jest to problem wielki, gdyż z jednej strony prawo
kościelne takim ludziom Komunii zabrania, a z drugiej w niektórych
krajach niemal co trzecie małżeństwo się rozpada i ludzie ci są
pozbawieni tego istotnego dla życia religijnego daru Chrystusowego.
Sakrament małżeństwa
Małżeństwo w Kościele katolickim to trwały i nierozerwalny (jeśli był
ważny) związek kobiety i mężczyzny, dopełniający całe ich życie wspólne
i stanowiący podstawową komórkę społeczeństwa, zarówno w państwie, jak
i w Kościele. Występowało ono od początków znanej nam historii
ludzkiej, choć przybierało różne formy społeczne czy obrzędowe, m.in.
była poligamia, czyli wielożeństwo (wiele żon jednocześnie), albo i
poliandria, czyli wielomęstwo (jedna żona, a wielu mężów). Chrystus Pan
nauczał, że według zamysłu Stwórcy miała być tylko monogamia (jeden
jedyny mąż i jedna jedyna żona), gdzie kobieta i mężczyzna mieli
stanowić „jedno ciało”, czyli „jednego człowieka” (Mk 10-5-8; Mt
19,4-6; Rdz 1,27; 2,24). Dla Żydów Mojżesz zgodził się na poligamię ze
względu na „zatwardziałość ich serc” (Mk 10,5; Mt 19,8). W łonie
przyrody Bóg stworzył człowieka dwupłciowego dla dobra biogenezy,
rozwoju psychicznego, społecznego i duchowego.
Według nauki Chrystusa, wolą Boga jest nie tylko, by małżeństwo było
monogamiczne, lecz także nierozerwalne, tak że jeśli ktoś świadomie i w
sposób wolny małżeństwo rozrywa, to łamie wolę Boga, grzeszy przeciw
Niemu, a także przeciw społeczności ludzkiej. „Faryzeusze pytali Go,
czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając [Jezus] zapytał ich: ’Co
wam nakazał Mojżesz?’. Oni rzekli: ’Mojżesz pozwolił napisać list
rozwodowy i oddalić’. Wówczas Jezus rzekł do nich: ’Przez wzgląd na
zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na
początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę; dlatego
opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą
oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc
Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!’. W domu uczniowie raz
jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: ’Kto oddala żonę swoją, a bierze
inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego
męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo’” (Mk 10,2-12. Por. Mt
5,31-32; 19,3-9; Łk 16,18).
U Mateusza (5,32; 19,19) są wtrącone słowa: kto oddali swoją żonę „z
wyjątkiem przypadku nierządu – porneia”… Otóż liczne Kościoły wschodnie
słowo „porneia” tłumaczyły jako „cudzołóstwo”. Stąd przyjmowały rozwód
kościelny w przypadku cudzołóstwa i w konsekwencji możliwość drugiego i
następnych ślubów kościelnych. Tymczasem badania przyznały rację
Kościołowi katolickiemu, że „porneia” oznacza „kazirodztwo”.
A to jest zasadnicza różnica. W owym czasie bowiem wśród pogan na
Bliskim Wschodzie był zwyczaj zawierania małżeństw nawet z najbliższymi
krewnymi, co było niezgodne z prawem Bożym. Stąd ów wtręt należy
tłumaczyć następująco: „z wyjątkiem przypadku związku kazirodczego”,
czyli nieważnego i tak, niezgodnego z wolą Bożą (J. Bonsirven, J.
Homerski). Dlatego cudzołóstwo nie rozrywało małżeństwa samo z siebie,
była możliwa pokuta i przebaczenie, a jeśli nie, to separacja. Rozwód
kościelny mógł być, choć niepolecany, tylko wtedy, gdy jedna strona
była pogańska i nieochrzczona (tzw. przywilej Pawłowy: 1 Kor 7,15-16).
Pierwotne chrześcijaństwo wyniosło małżeństwo bardzo wysoko. Uznało je
za sakrament, ustanowiony w Kanie Galilejskiej (J 2,1-11) i
odwzorowujący zaślubiny Chrystusa z Eklezją (Kościołem) (Ef 5,22-37;
Kol 3,18-19; 1 P 3,1-7). Jest to sakrament miłości między mężem i żoną
oraz ich obojga z Bogiem i zarazem sakrament przymierza na zawsze
między mężem a żoną oraz ich obojga z Bogiem. Nie jest to więc związek
tylko cielesny czy tylko emocjonalny, lecz przede wszystkim
całoosobowy: umysłowy, duchowy, moralny, społeczny i twórczy, niejako
związanie dwóch światów w jeden, z zachowaniem oczywiście swoich
właściwości, zadań, cech, godności i wolności. Po dwóch niespełna
tysiącach lat św. Jan Paweł II określi małżeństwo jako „communio
personarum”, czyli jako „komunię osób”, będącą pełnym darem jednej dla
drugiej, a razem odniesionych ku Bogu. Bóg daje im i ich rodzinie
szczególną łaskę sakramentalną, która ich uświęca i wspiera w
wypełnianiu wszystkich zadań doczesnych i religijnych. Sakramentu
udzielają oni sobie nawzajem, ale w łonie Ciała Mistycznego Jezusa,
czyli w łonie Kościoła, i dlatego ślub jest zawierany w obecności
czynnika kościelnego (bez niego mógł być zawarty tylko w sytuacji
ciężkiego prześladowania Kościoła, np. w Związku Sowieckim).
U wielu ludzi budzi, zwłaszcza dziś, pewien sprzeciw nierozerwalność
małżeństwa „aż do śmierci”, ale to czyni właśnie sakramentalność
małżeństwa i radykalizm ewangeliczny. Dla wielu Kościołów prawosławnych
powtórne małżeństwo ma być sprzeczne z Ewangelią, ale jest dopuszczalne
– jak za Mojżesza – ze względu na „słabość ludzką”. Ten drugi ślub nie
jest już uroczysty. Po zawarciu drugiego wymaga się pokuty i
powstrzymania się od Komunii przez kilka lat. Podobnie „pokutuje się”
po trzecim małżeństwie, dopiero czwarte jest zakazane. Przy czym uważa
się, że Komunia gładzi wszystkie grzechy, także związane z rozwodem,
nawet bez spowiedzi. Wschód ma inną logikę. We wspólnotach
protestanckich małżeństwo nie jest sakramentem, tylko zwykłym
religijnym aktem wiary w Stwórcę, ale seks pozamałżeński jest grzechem.
Jednak coraz szerzej jest przyjmowana antykoncepcja, aborcja, in vitro
i szerzą się ogromnie rozwody. Dla jednych i drugich rozwód nie jest
żadną przeszkodą do przystępowania do Stołu Pańskiego, a jednak i to
jest teraz niezmiernie rzadkie.
Komunia Święta
Eucharystia spełniona w Komunii, czyli przyjęciu Ciała i Krwi Pańskiej,
daje człowiekowi wierzącemu udział w życiu Bożym Trójcy Świętej i Bóg
udziela się człowiekowi ze swoją uprzedzającą miłością. Tak tworzy się
jedno Ciało z Chrystusem. Komunia wymaga stanu łaski, gładzi grzechy
lekkie, nie ciężkie czy śmiertelne, i jest samym szczytem życia
religijnego (KKK nry 1391-1401). Wierny przystępujący do Komunii musi
mieć wiarę, że jest w niej realnie, choć na sposób misterium, osoba
Jezusa Chrystusa, musi być ochrzczony i być w stanie łaski: „kto bowiem
spożywa i pije, nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i
pije” (1 Kor 11,29).
Wykluczeni są od przyjęcia Komunii: niebędący w stanie łaski, czyli
żyjący w grzechu śmiertelnym (1 Kor 11,29; 5,1.5), nieochrzczeni,
niezłączeni z Kościołem, publiczni grzesznicy – „bez szaty godowej” (Mt
22,12), wierni ekskomunikowani i obłożeni interdyktem po wyroku, wierni
po rozwodzie cywilnym, którzy zawarli inny związek cywilny oraz żyjący
tylko w związkach małżeńskich cywilnych, w związkach wolnych i na próbę
(Familiaris consortio nr 82 i 84), a wreszcie masoni i im podobni,
członkowie i zwolennicy partii nieuznających wartości religii i
zwalczających chrześcijaństwo oraz Kościół (ks. prof. Czesław
Krakowiak). W przypadku grzechu ciężkiego przed Komunią obowiązuje
spowiedź.
Co do interkomunii, to – krótko mówiąc – Kościół katolicki przyjmuje do
Komunii prawosławnych bez zastrzeżeń, protestanci zaś powinni wyznać
wiarę w obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Kościół godzi
się także na przystępowanie katolików do Komunii w cerkwi, tyle że
prawosławni nie chcą dopuszczać katolików, uważając nas za heretyków.
Nie wolno natomiast katolikom przystępować do Stołu Pańskiego u
protestantów, ponieważ oni nie uznają realnej obecności Chrystusa w
Eucharystii i nie mają sakramentu kapłaństwa. Kościół katolicki nie
pyta jednych i drugich o stan łaski, prawdopodobnie zakłada, jak
niektórzy prawosławni, że Komunia gładzi wszystkie grzechy.
Problemy z Komunią dla rozwiedzionych
Mówimy tu, oczywiście, o żyjących w nowych związkach małżeńskich. W związku z Komunią nasuwają się następujące problemy:
1. Jeżeli nie było kanonicznego orzeczenia nieważności poprzedniego
małżeństwa kościelnego, to nowy związek jest sprzeczny z prawem
Chrystusowym i zaciąga ciężką winę, której – według całej tradycji
katolickiej – sama Komunia Święta nie gładzi. Może to mieć miejsce
jedynie przy Wiatyku, gdy spowiedź jest już niemożliwa. W normalnych
warunkach spowiedź nie ma sensu, gdyż spowiadający się musiałby zmienić
swoje życie i zerwać ten nowy związek, żeby otrzymać rozgrzeszenie.
Owszem, niektórzy powiadają, że wystarczy, gdy obie osoby będą żyły jak
brat z siostrą, ale to nierealne i powodowałoby wielki kompleks życiowy.
2. Jak można dopuszczać do Komunii np. człowieka, który jest znany w
danym środowisku jako nieżyjący w związku sakramentalnym? Czy to nie
niszczy całej dyscypliny sakramentalnej, liturgicznej i moralnej? Ktoś
np., kto opuścił swoją pierwszą żonę ze wspólnymi dziećmi i związał się
z jakąś „pierwszą i prawdziwą swą miłością życia”, może przystępować
jednocześnie z porzuconą do Komunii Świętej, dokonując najwyższego aktu
komunii z Chrystusem? Czy ze strony Kościoła nie byłoby to
nobilitowanie bluźnierstwa? Owszem, może winę za rozpad małżeństwa
ponosić druga strona, porzucona, ale kto to rozsądzi w akcji
liturgicznej.
3. Ewentualna praktyka dawania Komunii Świętej rozwiedzionym prowadzi
wprost do degradacji, a nawet i do zniesienia sakramentu małżeństwa.
Dla katolików sakrament małżeństwa nie jest li tylko zwykłym rytem
prawno-liturgicznym, ale trwałym znamieniem łaski Bożej i komunii z
Chrystusem. Degradacja sakramentu małżeństwa pociąga za sobą z
koniecznością także redukcję Komunii Świętej do jakiejś czynności
zwyczajowej czy nawet magicznej, co robią nieraz z Komunią wyznawcy
innych religii. Albo Komunia w tym przypadku miałaby być tylko rodzajem
świeckiej nobilitacji wobec otoczenia.
4. Komunia dla rozwiedzionych i żyjących w związku niesakramentalnym
aprobowałaby rozerwalność małżeństwa sakramentalnego. Małżeństwo
sakramentalne jest wtedy sprowadzane do zwykłego świeckiego kontraktu
na określony czas. Wpływa to także bardzo ujemnie na dzieci tych ludzi,
jeśli są one świadome sytuacji. Komunia taka degraduje w ich oczach
samą Eucharystię, sakrament małżeństwa i Kościół. Widzą one to wszystko
jako grę i życiową kombinację. Również nie usprawiedliwia tego „silne,
sentymentalne pragnienie Chrystusa” u ludzi bardzo sentymentalnych, bo
to przywodzi na myśl także usilne pragnienie dziecka z in vitro, co
jest po prostu skrajnym i grzesznym egoizmem, bo po trupach innych.
5. Z kolei taka praktyka Komunii niweczy poczucie grzechu, przede
wszystkim w dziedzinie seksu, a w konsekwencji degraduje sakrament
pokuty, w tym spowiedzi. Nakłada się na to przede wszystkim współczesny
duch libertynizmu, hedonizmu i egoizmu. Już w latach 60. ub. wieku, tuż
po soborze, który nieraz odbierano jako zwolnienie z dyscypliny
seksualnej, spowiadający się we Francji, Belgii, Holandii nie wyznawali
już swoich grzechów, a tylko mówili: „Prowadzę życie niepogłębione
religijnie”. To wszystko! Zresztą dziś uciera się zwyczaj Komunii bez
spowiedzi w ogóle. Sami święci! A więc problem rozwodników wiąże się
ściśle z głębokim upadkiem religijnym całego społeczeństwa w ogóle i
nie można go traktować wyimkowo.
6. Komunia zbyt „łatwa” i bez dyscypliny moralnej ulega spowszednieniu,
a nawet profanacji. Oto niektóre wspólnoty katolickie sprowadzające
sakramenty i religię do samego sentymentu, do szukania „błogostanu”
uczuciowego, zbierają się gdzieś w piwnicy z kapłanem lub i bez niego,
zapalają świece, biorą wielki jak stół placek, łamią po kawałku i
„rozkoszują się bliskością Pana”, przy czym opowiadają różne
pseudoreligijne brednie. Dzisiaj coraz częściej chce się religii czysto
irracjonalnej, odpowiednio do wielkiego irracjonalizmu współczesnego
życia duchowego.
7. Sakramentalny charakter zarówno Eucharystii, jak i małżeństwa
stanowi podstawowy element całej konstrukcji kościelnej od początku.
Jego pomniejszenie, a zwłaszcza odrzucenie, rujnuje całą logikę
Kościoła katolickiego, strukturalną i duchową. Wprowadzenie praktyki
Komunii dla łamiących wolę Chrystusa nie ogranicza się bowiem tylko do
poszczególnych par, lecz rzutuje na całą społeczność Kościoła, który
szybko musiałby przejść albo na humanizm protestancki, albo na
nieokreśloność Wschodu, albo na instytucję czysto charytatywną. W tej
postaci to do Komunii musiałyby być dopuszczane także osoby żyjące w
związkach partnerskich i homoseksualnych i byłoby to dla nich jeszcze
łatwiejsze niż dla nieformalnych związków heteroseksualnych.
8. I wreszcie mogłoby to być jakimś ustępstwem wobec ogólnoświatowej
akcji, jaką od połowy XX wieku rozwijają liberałowie, trockiści i
neolewica, by całe życie społeczeństw objąć m.in. skrajną
seksualizacją, wyrzucić z niego całkowicie „surową” etykę katolicką i
zrujnować doszczętnie sam Kościół. Niestety, ta powszechna akcja osiąga
duże rezultaty i wpływa nawet na samo duchowieństwo. Takie sterowane
zresztą przez właścicieli tego świata mentalności destruktywne
kształtują nieraz ducha całych społeczeństw. Dziś już małżeństwo żyjące
wysoko etycznie bywa często publicznie zawstydzane. I tak libertynizm
seksualny jawi się jako poważna herezja współczesna, bo jest ona nie
tylko praktyką, ale przede wszystkim doktryną.
Z problematyki pastoralnej
Praktyka udzielania Komunii Świętej osobom żyjącym w związkach
nieformalnych w Kościele pojawiła się w Niemczech tuż po Soborze
Watykańskim II. Na razie nie w formie ciągłej, lecz w szczególnych
okolicznościach, np. przy okazji Pierwszej Komunii Świętej dzieci.
Potem udzielano też Komunii „z potrzeby żywej religijności”, jednak nie
w swoim kościele, żeby „nie gorszyć” swojego otoczenia. Taka praktyka
duszpasterska przenikała także, choć po cichu i wyjątkowo, i do Polski.
Kiedy w Niemczech praktyka ta przybrała szerokie rozmiary, św. Jan
Paweł II zakazał jej specjalnym listem skierowanym do biskupów
niemieckich. Wówczas listu nie przyjęli biskup Rottenburga – Stuttgartu
Walter Kasper oraz biskup Moguncji Karl Lehmann. Żeby jednak nie
doprowadzić do wielkiego konfliktu z Episkopatem Niemiec, Jan Paweł II
po pewnych ich gestach obu uczynił dyplomatycznie kardynałami. Jednakże
do dziś Jan Paweł II i popierający go Benedykt XVI są krytykowani jako
zbyt „surowi”. Ale, jak widzimy, praktyka udzielania Komunii ludziom
bez uregulowania statusu sakramentalnego, choć przyhamowana, nie
przyniosła rozwoju religijności w Niemczech, lecz raczej przyczyniła
się do dalszego jej upadku.
Jednocześnie we Francji, też ciągle niespokojnej intelektualnie,
próbowano innych rozwiązań. A mianowicie część kanonistów zaczęła
głosić, że sakrament małżeństwa nie dokonuje się od razu w momencie
ślubu, lecz dopiero zaczyna się rodzić i może dojrzewać do właściwego
stanu, zwłaszcza co do nierozerwalności, przez całe lata, 10, 20 i
więcej. A zatem sakrament może dojrzeć do swego znaczenia, a może nie
dojrzeć. Toteż przed pełnym „dojrzeniem” można wszystko zerwać i
„zaczynać” nowe małżeństwo. Oczywiście i te poglądy Watykan odrzucił.
Dziś modne się stało powoływanie się we wszystkim na Miłosierdzie Boże
jako „największy przymiot Stwórcy”. Jednak i Miłosierdzie nie może być
wyjęte z całości. Za Gomułki krążył wśród studentów taki kwiz: Czym się
różni Gomułka od Pana Boga? Odpowiedź by była taka: Pan Bóg jest
nieograniczenie miłosierny, a Gomułka jest niemiłosiernie ograniczony.
Ale poważnie. Idea Miłosierdzia Bożego jest bardzo istotna i jest łaską
dla naszych czasów szczególnie. Ale bywa nadużywana. Znamy choćby takie
„miłosierne” zdanie, że „Bóg kocha cię takiego, jakim jesteś”, co
sugeruje, że Bóg kocha z powodu grzechów, a nie pomimo grzechów, czyli
im więcej będziesz grzeszył, tym bardziej Bóg będzie cię kochał, bo ty
jesteś tego wart jako ty. Podobnie miłosierdzie ma dziś zastępować
dawną apokatastazę, czyli naukę, że wszyscy ostatecznie będą zbawieni,
łącznie z szatanem. Miłosierny Bóg ma to uczynić, choćby te istoty nie
chciały zbawienia.
Niewątpliwie nadchodzą czasy i dla Kościoła, żeby żył bardziej
Miłosierdziem Bożym i swoim. Wszystkie niemal religie świata ulegały z
wiekami pewnej humanizacji, personalizacji, łagodnieniu, ociepleniu.
Wiemy np., że i w Kościele katolickim bardzo łagodnieją różne prawa,
np. dyscyplina postu, taktyka rządzenia, wolność osobista itd. Tak się
ma także dyscyplina prawna w ogóle. Miłosierdzie zatem staje się
szczególną łaską czasu. Ale miłosierdzie i rozwój nie rozbijają istoty
religii i Kościoła. Nie możemy doprowadzić do całkowitego subiektywizmu
religijnego i do emocjonalizmu, a także do schlebiania słabości, błędom
i bezprawiu. Chrystus nie może być uważany za „kumpla” albo lud
Kościoła za nauczyciela Chrystusa, jak chcą niektórzy katolicy
liberalni.
Przykładem takiej mentalności jest dzisiejsza forma uczenia w szkole:
to nie nauczyciel naucza dzieci, jak mówi samo słowo „nauczyciel”, lecz
uczeń uczy nauczyciela. Jest to wariactwo pedagogiki liberalnej. Trzeba
i w Kościele posłuchać sentencji Papieża św. Leona Wielkiego (zm. 461):
populus est docendus, nonsequendus – lud trzeba nauczać, a nie za nim
iść (Ep XII). Jakkolwiek więc każda wielka epoka Kościoła wnosi jakieś
nowe światło w tłumaczeniu Objawienia, to jednak nie nauczają nas
słabości ludzkie, lecz zawsze Chrystus. Dlatego też żadna ankieta nie
może być ważniejsza od Pisma Świętego.
Jak widzimy już po tej próbce, problem Komunii dla rozwiedzionych i
żyjących w innych związkach jest bardzo ciężki i wieloaspektowy. Z
jednej strony – waga Eucharystii jako „matki sakramentów”, a z drugiej
strony – sakramentalne przykazanie Chrystusa i cierpienie
rozwiedzionych osób szczerze religijnych. A do tego dochodzi słabnące
coraz bardziej wartościowanie obu sakramentów. Z duszpasterstwa wiemy
dobrze, że coraz częściej osoby kohabitujące ze sobą nie chcą ani
Eucharystii, ani ślubu kościelnego, choć nie mają żadnych przeszkód.
Zapytani odpowiadają: „O, jakoś tak wyszło!”. Trzeba odradzać w ogóle
ducha religijności, wiary, miłości i prawości.
Toteż myślę, że należy w naszym temacie zachować przede wszystkim wolę
Chrystusa co do małżeństwa. Rozwiedzeni nie są przecież wykluczeni ani
z życia religijnego, ani z Kościoła. Nie są pozbawieni wielkich darów
Bożych. Mogą prowadzić życie chrześcijańskie, społeczne, modlitewne,
misyjne, charytatywne i kulturalne w duchu chrześcijańskim. Jeśli
pozostają religijni, to stają się mądrzejsi życiowo, bardziej pokorni,
prawdziwi, refleksyjni i może bardziej serdecznie tęsknią za
Chrystusem. Innym pokazują, że Kościół i religię traktują poważnie i
posłusznie. A swoim dzieciom i bliskim pokazują, jak różnorakie i
różnoważne są losy człowiecze i, jeśli trzeba, przestrzegają przed ich
komplikacjami.
A przede wszystkim mogą prosić Boga o łaskę skruchy za swe ewentualne
winy i słabości, a głównie o łaskę doskonałej miłości Boga, która to
miłość gładzi grzechy, nawet ciężkie, tyle że trzeba je kiedyś wyznać
na spowiedzi.
Przez chrzest i bierzmowanie otrzymali przecież ducha Bożego: „Nie
otrzymaliście przecież – mówi Pismo – ducha niewoli, by się znowu
pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów /za
dzieci/, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze, Tato!” (Rz 8,15. Por. Ga
4,6). I możemy w każdym stanie powtarzać za Jezusem: „Abba, Tato, dla
Ciebie wszystko jest możliwe, lecz nie to, co ja chcę, ale to, co Ty,
niech się stanie” (Mk 14,36).
Jeśli chodzi o metody duszpasterskie, to warto sięgnąć i do wybitnych
metod nawet pogańskich. Mam tu na myśli czasy upadku republiki
rzymskiej i postępowanie Cezara Augusta Oktawiana (30 przed n.Chr. – 14
po n.Chr.). Tamta faza dziejów Rzymu była podobna do naszej dziś. Wśród
wyższych sfer Rzymian degeneracja moralna i kulturalna dogłębna. Wojny
domowe, szał walki o władzę, godności i zaszczyty. Mordy między rodami.
Powszechne uprawianie seksu i rozpusty. Niemal powszechne i wielokrotne
rozwody. A także częste unikanie zawierania małżeństw. Unikanie
potomstwa, aborcja, jeśli już dziecko, to raczej tylko jedno, najwyżej
dwoje, i to właśnie u bogatych. Ucisk ubogich i niewolników. Rozboje i
kradzieże. Oszustwa handlowe i ograbianie krajów podbitych lub
skonfederowanych. Ucisk chłopów. Brak własnych ludzi na żołnierzy,
trzeba ich najmować od barbarzyńców.
A jednak Cezar August tak odrodził Państwo Rzymskie, że nastała długa
Pax Romana i imperium nabrało mocy na dwieście czy trzysta lat. Jak to
zrobił? Mówiąc krótko: dzięki mocnej osobowości, przez stanowienie
mądrych praw, przez odrodzenie małżeństwa i rodziny rzymskiej, przez
odrodzenie religijności, podniesienie dyscypliny i moralności, przez
podnoszenie kultury i sztuki, budzenie ducha patriotyzmu rzymskiego i
przez rozwinięcie karnej armii. W każdym razie było to działanie
integralne, nie tylko na jednym izolowanym odcinku, i bez kompromisów w
stosunku do zdegenerowanych klas.
Podobnie i dziś w Kościele problem Komunii prowadzi do problemu
małżeństwa, problem małżeństwa do problemu całej rodziny, problem
rodziny do problemu społeczeństwa, problem społeczeństwa do problemu
bardzo zdegenerowanego państwa, problem państwa do problemu religii i
Kościoła. Przychodzi konieczność odrzucenia ateistycznych i przeważnie
niemoralnych państw dzisiejszych, by utworzyć autentyczne państwa. Bo
dopiero prawdziwa współpraca państwa i religii może się przyczynić do
rozwoju i postępu ludzkości w dziedzinie materialnej i zarazem duchowej.
Walka państwa z religią i walka religii z państwem prowadzą do upadku
współczesnego świata. Ale i religia musi być godna. Pojawienie się
współcześnie terroryzmu w imię Boga jest wielką tragedią i samobójstwem
dla islamu i niektórych innych religii. Ale i coraz liczniejsze państwa
na świecie robią się znów terrorystyczne wobec religii i Kościołów,
przypisując sobie przy tym atrybuty boskie. Wydaje się jednak, że do
rozwiązywania nowych wielkich problemów, zwłaszcza etycznych, będzie
potrzebny nowy sobór, który by dopełnił Vaticanum II.
3. Klucz do pokoju. Autor: Anna Kołakowska
http://www.naszdziennik.pl/wp/101421,klucz-do-pokoju.html
Dajcie mi milion rodzin odmawiających Różaniec, a świat będzie uratowany” – powiedział św. Pius X.
Z różańcem nie rozstawała się matka bł. ks. Jerzego Popiełuszki, która
– jak sama mówiła – jego tajemnicami mierzyła czas i odległości. W
jednym z wywiadów matka ks. Jerzego powiedziała: „Co widział w domu, to
sam robił. Jakie ziarno zasiejesz, takie plony zbierasz”.
Do wspólnej modlitwy, szczególnie tej na różańcu, zachęcał nas
wielokrotnie św. Jan Paweł II. Przypominając, że dawniej zwyczaj
codziennego odmawiania Różańca w rodzinie był powszechny. Mówił do nas:
„Jak dobroczynne owoce przyniosłaby ta praktyka także dzisiaj! Maryjny
Różaniec oddala niebezpieczeństwa rozpadu rodziny, jest niezawodną
więzią jedności i pokoju”.
Wiedzą o tym ci, którzy tę modlitwę praktykują. – Dla nas jako
małżonków wspólna modlitwa jest jakimś sposobem na życie. Rozważania
kolejnych tajemnic z życia Pana Jezusa i Maryi dają nam odpowiedź na
wiele problemów naszego życia. Klękanie do wspólnej modlitwy bardzo
łączy i jednoczy całą naszą rodzinę – mówi Małgosia Półtorak.
Siedemnastoletni syn Małgosi i Tomka – Filip ujmuje mnie nie tylko
swoim serdecznym i szczerym uśmiechem, ale też tym, że kiedy rodzice
każą mu coś zrobić, robi to natychmiast, bez narzekania, a co więcej,
rodzice nie muszą mu przypominać o jego domowych obowiązkach – on sam o
nich pamięta (czego byłam wielokrotnie świadkiem).
Starszy syn – Kacper, który od kilku już lat mieszka poza domem
rodzinnym, nigdy nie zapomina o niedzielnej Mszy św. i nie zaniedbuje
pacierza. Bywało też czasami i tak, że gdy przyjeżdżaliśmy do naszych
przyjaciół w odwiedziny, to klękaliśmy do Różańca razem. –
Najważniejsze jest to, że udało się naszym dzieciom zaszczepić wiarę.
Wspólna modlitwa różańcowa to wielka pomoc w wychowaniu dzieci. Jest
ona dla nas tarczą ochronną przy wszystkich błędach wychowawczych,
które popełniamy, a jednocześnie przy błędach, które popełniają nasze
dzieci – wyjaśnia Małgosia.
Zjednoczeni różańcem
Przed laty, gdy zmarł ojciec naszej koleżanki z sąsiedztwa,
odmawialiśmy w domu zmarłego Różaniec Święty za jego duszę. W rodzinie
Bożeny Redkiewicz wspólna modlitwa jest czymś naturalnym. Nasz
dorastający syn, patrząc na modlące się w skupieniu siostrzenice
koleżanki, zażartował, że szkoda ich do zakonu – takie ładne. Do zakonu
nie poszły. Założyły szczęśliwe, kochające się rodziny, w których także
praktykowana jest wspólna modlitwa.
W tej rodzinie, gdzie jest dużo dzieci, które dopiero co weszły w
dorosłość albo właśnie w nią wchodzą, nikomu nie przyszłoby do głowy,
żeby żyć w związku niesakramentalnym – ale też praktyka codziennej
modlitwy różańcowej rodziców w intencji dzieci towarzyszy im od wielu
lat.
– Mama wychowywała nas, modląc się na różańcu i powierzając nas Maryi –
wspomina Bożena. – Babcia mieszkała z nami i też się modliła na
różańcu, u nas modlitwa ta przechodzi z pokolenia na pokolenie – dodaje.
– Modlitwa różańcowa jest egzorcyzmem – mówi Mirka, kuzynka Bożeny. –
Tam, gdzie w naszej rodzinie rodzice modlą się za dzieci, tam widzę nie
tylko opiekę, np. w chorobie i codziennym życiu, ale też nie ma
problemu z przekazywaniem wiary dzieciom przez rodziców. Dzieci nie
buntują się przeciwko uczestniczeniu we Mszy św. czy klękaniu rano i
wieczorem do pacierza. Dzięki modlitwie w rodzinie i otoczeniu nią
naszych dzieci zawsze znajdziemy z nimi wspólny język – zauważa.
Nie ominęły tej rodziny najróżniejsze nieszczęścia i choroby, ale jak
mówi jedna z sióstr Bożenki – Bernatka, łatwiej przez nie przejść.
– Modlitwę różańcową lubiłam od dziecka i ta modlitwa zawsze mi
pomagała. Może nie zawsze byłam wysłuchana tak, jak się spodziewałam,
ale mam przekonanie, że sprawy, które zawierzałam, zawsze szły ku
dobremu. Mam też takie poczucie, że dzięki modlitwie wstawienniczej za
dzieci mogę być o nie spokojniejsza, bo Matka Boża je uchroni, nawet
jeśli popełnią jakieś błędy. Jeśli kiedyś zbłądzą, to Matka Boża na
pewno ich nie zostawi. Pamiętam, jak mama modliła się za swoją
chrześniaczkę, z którą w pewnym momencie były bardzo duże problemy, a
dziś jest już zupełnie innym człowiekiem. Nawróciła się, ugruntowała w
sobie wiarę i jest w świeckim zgromadzeniu zakonnym – opowiada Bernatka.
Dzieci Bernatki, ale też pozostałego jej rodzeństwa, z pewnością
odbiegają od stereotypu zbuntowanych, często rozwydrzonych,
nieposłusznych nastolatków – ale co widziały w rodzinie połączonej
paciorkami różańca, to same robią.
Róża za dzieci
Małgosia i Tomek Ossowscy mają sześcioro dzieci. Kiedy przed kilkunastu
laty po raz pierwszy złożyliśmy im wizytę, najstarsza córka miała nie
więcej niż czternaście lat, ale wszystkie dzieci tak się krzątały, że w
mig był nakryty stół. Miło było patrzeć na tę gromadkę zawsze grzeczną,
uprzejmą wobec innych i siebie nawzajem. – Moja mama zawsze modliła się
za nas na różańcu i ja, biorąc z niej przykład, robię to samo. Widzę,
jak bardzo wspólna modlitwa scala naszą rodzinę, ale też jak wiele łask
z niej płynie. Należę do róży różańcowej rodziców za dzieci i uważam,
że modlitwa za dzieci jest najlepszą pomocą pedagogiczną w ich
wychowaniu.
Do róży różańcowej rodziców za dzieci należy także inny mój znajomy –
Paweł Wąsowicz. Gdy jego koledzy narzekają na swoje pociechy i pytają
Pawła, dlaczego jego dzieci są takie grzeczne, dobrze ułożone, mądre,
on odpowiada: „Bo ja się za nie modlę”.
Paweł jest przekonany, że właściwe wychowanie dzieci zawdzięcza
modlitwie różańcowej i zawierzeniu ich poprzez tę modlitwę opiece Matki
Przenajświętszej.
– Widać, że otrzymują błogosławieństwo Matki Bożej na co dzień –
podkreśla. – Nie musimy dzieci zmuszać do modlitwy czy uczestniczenia w
Eucharystii. Ale tak też było u mnie w domu i do tej pory często
modlimy się z moją mamą i dorosłymi braćmi – uzupełnia.
Do róży różańcowej rodziców za dzieci można się zapisać nie tylko w
swojej parafii, ale też przez internet. Obecnie istnieje w Polsce 600
róż, w których za swoje dzieci modli się ponad 12 tys. rodziców.
Modlitwa różańcowa ma szczególną rolę w uświęcaniu rodzin. W 1942 r.
amerykański duchowny, ojciec Peyton, wobec ogromu nieszczęść i
spustoszenia moralnego wywołanego II wojną światową, utworzył Krucjatę
Różańca Rodzinnego. Do modlitwy na różańcu szczególnie zachęcał rodziny
żołnierzy i ich samych. Wojna się skończyła, ale potrzeba modlitwy w
rodzinach i za rodziny jest nieustająca, dlatego ojciec Peyton mówił:
„Wspólny Różaniec daje mężowi i żonie kilka chwil na odcięcie się od
świata i przebywanie sam na sam z Bogiem oraz na zdanie sobie sprawy,
czego Niebo oczekuje od nich jako męża i żony, ojca i matki. Daje im
czas na ożywienie szacunku do siebie oraz świadomość swojej godności.
Daje także ciszę potrzebną, aby zapomnieć zdenerwowania i przebaczyć
urazy, które powstały w ciągu dnia… Jeśli mąż i żona wezmą do ręki
różaniec i codziennie wraz z dziećmi uklękną i podniosą wzrok do Boga,
prosząc o błogosławieństwo, to wtedy umocni się jedność rodziny.
Powiększy się zrozumienie, cierpliwość, zespolenie. To utrzyma w
rodzinie wzajemną miłość. Te dobrodziejstwa sięgną daleko poza granice
domu. Gdy bowiem pokój zapanuje w rodzinie, to zapanuje też na całym
świecie”.
W Polsce Krucjata Różańca Rodzinnego rozwija się od 1961 roku. Był to
czas, kiedy komuniści rozpoczęli drugą ofensywę przeciwko Kościołowi. W
tej walce włożyli ogromny wysiłek w oderwanie od Kościoła młodzieży i
ateizację Polski. Wówczas to na zakopiańskich Krzeptówkach w kaplicy
Księży Pallotynów została poświęcona przez ks. bp. Karola Wojtyłę
figura Matki Bożej Fatimskiej, która stamtąd wyruszyła na peregrynację
po Polsce. Tej peregrynacji towarzyszyły rekolekcje, a w ich program
księża pallotyni wpisali rozszerzanie Krucjaty Różańca Rodzinnego. W
tamtych czasach była to jeszcze krucjata tajna, ukryta przed władzami,
ale w jej szeregi wstępowało bardzo wiele polskich rodzin. Również dziś
pod sztandar Krucjaty Różańca Rodzinnego, poświęcony przez Ojca
Świętego, zgłaszają się rodziny z całej Polski. Koordynatorem Krucjaty
jest Sekretariat Fatimski przy sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na
Krzeptówkach.
Zwycięstwo przez Maryję
Kardynał August Hlond zapisał w swoich notatkach prorocze słowa:
„Różaniec jest jedyną bronią, której Polska używając odniesie
zwycięstwo […], on uratuje Polskę od tych strasznych chwil, jakimi może
narody będą karane za swoją niewierność względem Boga. Maryja obroni
świat od zagłady zupełnej. Całym sercem wszyscy niech zwracają się z
prośbą do Matki Najświętszej o pomoc i opiekę pod Jej płaszczem”.
Historia dostarcza wielu przykładów niezwykłej siły i skuteczności
modlitwy różańcowej i różańcowych zwycięstw, jak choćby zwycięstwo Ligi
Świętej nad Turkami w bitwie morskiej pod Lepanto w 1571 r. czy
różańcowe zwycięstwo nad reżimem wojskowym na Filipinach odniesione w
2005 r., gdzie na wezwanie ks. kard. Jaima Sina w alei Objawienia w
Manili modliło się z różańcem w ręku dwa miliony Filipińczyków. Krwawy
reżim Markosa upadł w ciągu kilku godzin! W Polsce, w której modlitwa
różańcowa była zawsze gorliwie praktykowana, szczególnie w czasach
trudnych dla naszego Narodu, przed kilku laty została utworzona
Krucjata Różańcowa za Ojczyznę. Wystarczy zmówić jedną dziesiątkę
Różańca w intencji „Polski wiernej Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz o
wypełnienie Ślubów Jasnogórskich Narodu”.
O tę wierność prosił nas wielokrotnie Prymas Tysiąclecia Stefan
kardynał Wyszyński, ale przede wszystkim wzywał pomocy Matki
Przenajświętszej, a wraz z nim prosił o to cały Naród, składający Śluby
Jasnogórskie.
Czy możemy być głusi na to wezwanie? Jeśli sami nie damy rady odmienić
na lepsze Polski, weźmy chociaż do ręki różaniec i pomódlmy się o
„Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz o wypełnienie Ślubów
Jasnogórskich Narodu”.
4. Różańcowe plutony. Autor: Adam Kruczek
http://www.naszdziennik.pl/wp/101417,rozancowe-plutony.html
Na różańcu można się modlić w kontemplacyjnym wyciszeniu lub w czasie
jazdy samochodem, otwierając czy zamykając każdy dzień, w drodze,
podróży, pracy i w domu. Można całkiem indywidualnie lub grupowo. Od
dwóch lat rozwija się w Polsce nowa forma wspólnotowej modlitwy
różańcowej nawiązującej do tradycji róż różańcowych, ale przy
zastosowaniu internetowych technik komunikacyjnych i w swoiście męskim
wydaniu – Męskich Plutonów Różańca.
– Różaniec to modlitwa również dla mężczyzn, ale żeby ich do niej
przyciągnąć, trzeba było zmienić coś w sferze językowej, gdyż
dotychczasowa była bardzo kobieca – wskazuje Michał Przewoźny,
inicjator Plutonów i założyciel Męskiej Wspólnoty Lew Judy.
Od Róż do Plutonów
Inicjatywa zrodziła się w środowisku Lew Judy – działającej od 2007 r.
w Toruniu męskiej wspólnoty modlitewno-formacyjnej. Jednak – jak to
zwykle bywa z nowymi ideami – najpierw pojawiła się w konkretnej głowie.
– To było w moim domu rodzinnym, gdy w czasie rozmowy z mamą i ciocią
dowiedziałem się, że szukają właśnie osoby do kółka różańcowego, czyli
tzw. róży różańcowej w naszej parafii – wspomina Michał Przewoźny.
Początkowo zastanawiał się, czy samemu nie zająć tego wolnego miejsca,
ale gdy w toku rozmowy dowiedział się, że jego nieżyjący już dziadek
należał kiedyś do męskiej róży różańcowej, doznał swoistej iluminacji.
– Po początkowym zaskoczeniu pomyślałem, czemu by nie zrobić męskiej
róży różańcowej w ramach naszej wspólnoty – relacjonuje pan Michał.
Od razu doszedł też do wniosku, że jeśli ma ona zadziałać w męskim
środowisku, to organizacyjnie i w warstwie werbalnej trzeba jej nadać
nieco inny charakter.
– Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, żeby takie męskie koło różańcowe
nazwać plutonem, jako męskim odpowiednikiem róży różańcowej – zaznacza
pan Michał. – Podzieliłem się tym pomysłem z braćmi ze wspólnoty i
pomysł został przyjęty z entuzjazmem.
Wspólnym wysiłkiem członków wspólnoty Lew Judy zostały opracowane
zasady funkcjonowania Męskiego Plutonu Różańca. W dużej mierze
wzorowane były na organizacji róż różańcowych, ale z pewnymi istotnymi
modyfikacjami. Najważniejszą z nich jest wymóg, że do różańcowych
plutonów przynależą wyłącznie mężczyźni. Różnice dotyczą także
niektórych aspektów organizacyjnych, intencji oraz sposobu modlitwy.
Ustalono, że w skład jednego Plutonu Różańca wchodzi 21 mężczyzn, z
których każdy codziennie odmawia dziesiątkę Różańca. Dla odmówienia
całego Różańca wystarczyłoby 20 modlących się, co jest praktykowane w
różach różańcowych. Ta jedna dodatkowa osoba stanowi tzw.
zabezpieczenie, w razie gdyby któryś z członków plutonu nie mógł lub
zapomniał odmówić swojej cząstki.
Męska i braterska modlitwa
Każdy członek Męskiego Plutonu Różańca modli się codziennie jedną,
konkretną, przeznaczoną dla niego raz na miesiąc przez dowódcę plutonu
tajemnicą Różańca, a następnie modlitwą do św. Michała Archanioła oraz
wezwaniem: „Prowadź nas, Panie, drogą prawdy, honoru, pokory i męstwa.
Amen”.
Zmodyfikowana została też cała sfera intencji, w jakich odmawiany jest Różaniec.
– Nasza główna intencja dotyczy wszystkich mężczyzn, żeby Bóg budził
nasze serca do życia pełnią – wskazuje Michał Przewoźny. – Myślę, że
dziś mężczyźni bardzo potrzebują religii, więc chcemy modlić się za
naszych braci, szczególnie tych, którzy są gdzieś daleko od Pana Boga,
od Kościoła, wreszcie od samych siebie.
Na każdy dzień tygodnia ustalone są stałe intencje szczególne modlitwy
różańcowej. W poniedziałek polecana jest wspólnota Lew Judy, Męskie
Plutony Różańca, wszystkie męskie grupy i wspólnoty na całym świecie;
we wtorek – Ojczyzna i sprawujący władzę; w środę – wszystkie rodziny;
w czwartek – osoby konsekrowane, nowe powołania i jedność chrześcijan;
w piątek – cierpiący, najsłabsi, nienarodzone dzieci, głodujący, ofiary
wojny, prześladowani chrześcijanie, więźniowie i niewierzący; w sobotę
– kobiety; a w niedzielę – Papież i cały Kościół.
Oryginalną zasadą organizacyjną Męskich Plutonów Różańca jest modlitwa
parami, zwanymi braterskimi dwójkami. Wyznacza je raz w miesiącu
dowódca plutonu.
– To jest ciekawe doświadczenie, bo mam zawsze jakiegoś kolegę, z
którym się wzajemnie wspieramy i wymieniamy intencjami, w których mamy
się modlić – zaznacza Marcin Ogiński, członek wspólnoty Lew Judy i
twórca jej funpage’a, uczestniczący w Plutonach Różańca od początku. –
Nie zawsze dobrze znam tych chłopaków, ale przy wymianie intencji
zawiązuje się między nami pewna wspólnotowa i osobista relacja, bo
dowiadujemy się o swoich przeżyciach, problemach, o tym, co jest dla
kolegi aktualnie najważniejsze, gdy przykładowo pisze, że niedługo
będzie brał ślub i prosi o modlitwę za swoją czystość, albo po prostu
szuka pracy i prosi o modlitwę w tej intencji. Czasem te kontakty są
tylko internetowe, ale odbywają się też rzeczywiście spotkania.
Równi służą równym
Choć męska wspólnota różańcowa posługuje się groźnie brzmiącą wojskową
terminologią, nazywając Różaniec najpotężniejszym orężem, a swoją
modlitwę walką ze złem, a także jest ustrukturyzowana po części na
militarną modłę – od prostych żołnierzy, przez dowódców zwanych
plutonowymi, Kwaterę Główną Plutonów Różańca w Toruniu po różańcową
armię – to jednak na tym kończą się analogie z wojskowym drylem. Z
pewnością nie jest to jedna z tych modnych dziś organizacji
paramilitarnych.
– Czasami członków plutonu nazywamy żołnierzami, a na założycieli czy
liderów danej grupy, czyli plutonu, mówimy „dowódca” albo „plutonowy”,
ale nie ma na to żadnego nacisku ani jakiejś wojskowej formalizacji czy
hierarchii – tłumaczy Michał Przewoźny.
Potwierdza to Michał Wierzbowski, od roku członek jednego z łódzkich plutonów.
– Owszem, w plutonach są dowódcy, nazywani także plutonowymi, ale
wojskowego starszeństwa, zwierzchności czy podległości w nich nie ma –
wskazuje. – U nas obowiązuje formuła „równi służą równym”, a plutonowy
ma nie tyle jakąś realną władzę, ile raczej więcej pracy i obowiązków
na głowie, bo musi pospinać pewne organizacyjne rzeczy.
Wielu członków plutonów chwali elementy autodyscypliny związanej z uczestnictwem w Męskich Plutonach Różańca.
– Jest to też jakiś element walki z własnymi słabościami, bo jednak
często trzeba się wysilić, żeby skupić się i odbyć taką modlitwę –
wyznaje Marcin Ogiński. – Nieraz zdarzają się jakieś duchowe rozterki,
ale służąc w plutonie, mam poczucie, że należę do drużyny, zobowiązałem
się do codziennego odmawiania Różańca i inni na mnie liczą.
W wypełnieniu przyjętych na siebie zobowiązań, wśród których jest
również jeden dodatkowy dzień postny w miesiącu, mężczyznom pomagają
patroni. Głównymi patronami Męskich Plutonów Różańca są św. Józef jako
wzór mężczyzny i św. Michał Archanioł. Każdy pluton, który jest w pełni
sformowany, a więc liczy 21 mężczyzn, może sobie wybrać dodatkowo
własnego patrona. Nie musi to być osoba święta. Łódzki pluton, do
którego należy Michał Wierzbowski, wybrał św. Maksymiliana Marię
Kolbego, ale już pluton z Nowego Sącza – generała Augusta Fieldorfa
„Nila”.
Z Torunia na całą Polskę
Idea Męskiego Plutonu Różańca dość szybko przybrała rozmiary inicjatywy
ogólnopolskiej. W ciągu dwóch lat powstało 30 plutonów rozsianych po
różnych częściach Polski. W większości są one sformowane już w pełnym
składzie, lecz w niektórych trwa jeszcze nabór. Codziennie modli się w
nich na różańcu ponad 470 mężczyzn w wieku od kilkunastu do 50-60 lat.
– Na początku myśleliśmy głównie o założeniu takiego koła różańcowego
dla mężczyzn w ramach naszej wspólnoty Lew Judy i nie przypuszczaliśmy,
że ta idea może rozprzestrzenić się na całą Polskę – mówi z satysfakcją
Marcin Ogiński. – Jednak możliwości internetu i Facebooka są ogromne.
Ktoś zobaczy, udostępni, zainteresuje się i już mamy kolejny patrol.
Tak właśnie trafił do patrolu Michał Wierzbowski z Łodzi. Gdy jesienią
ubiegłego roku dowiedział się drogą elektroniczną o męskiej grupie
modlącej się na Różańcu, od razu pomyślał, że to miejsce dla niego. Już
wcześniej miał bardzo osobiste dowody na wartość modlitwy różańcowej. –
Można powiedzieć, że Różaniec uratował moje małżeństwo – wyznaje.
Pan Michał wszedł na stronę internetową Męskich Plutonów Różańca,
odszukał adres e-mailowy dowódcy jednego z łódzkich plutonów, wysłał do
niego e-maila ze swoim akcesem i otrzymał pozytywną odpowiedź.
Łódź należy do miast, w których idea Męskich Plutonów Różańca trafiła
na najbardziej podatny grunt. Obecnie funkcjonuje w niej pięć plutonów,
a szósty jest w fazie formowania.
Z obserwacji Michała Wierzbowskiego wynika, że większość mężczyzn
wstępujących do plutonów jest zaangażowana również w inne katolickie
wspólnoty, np. w Ruch Światło-Życie, Odnowę w Duchu Świętym,
neokatechumenat, katolickie harcerstwo itp. Pan Michał swoją religijną
formację wiąże z Ruchem Światło-Życie, a obecnie wraz z małżonką należą
do Domowego Kościoła.
– Męskie Plutony Różańca to jest moje poletko, do którego żona się nie
wtrąca – twierdzi mężczyzna. – Ona wie, że potrzebuję takich kontaktów
modlitewnych z innymi mężczyznami. Myślę, że każdy mężczyzna powinien
znaleźć coś takiego dla siebie.
Pan Michał obala też mit o obciążeniach czasowych związanych z modlitwą
różańcową. – Mnie osobiście modlitwa na Różańcu zajmuje około 10 minut
– zapewnia. – Najczęściej odmawiam Różaniec albo wczesnym rankiem, albo
późnym wieczorem, gdy wszyscy w domu już się wyciszają i wtedy jest
odpowiedni klimat do tej modlitwy. Ale nie tylko. Bardzo dobrze modli
się na Różańcu w czasie prowadzenia samochodu. Szkoda marnować ten czas.
5. Szkoła Maryi. Jak odmawiać różaniec w rodzinie.
Modlitwy różańcowej, która jest tak
naprawdę modlitwą kontemplacyjną, uczymy się całe życie, od dziecka do
dorosłego już rodzica.
http://www.naszdziennik.pl/wp/101419,szkola-maryi.html
6. Bądźcie wierni życiu (Mary Wagner)
Bądźcie odważni, nie gaście
łaski wiary, by aktywnie współpracować z Bogiem w obronie życia
poczętych dzieci - mówiła Mary Wagner, która w piątek rozpoczęła
dwutygodniową podróż po naszej Ojczyźnie.
http://www.naszdziennik.pl/wp/101647,badzcie-wierni-zyciu.html
Galerai zdjęć 1: http://www.naszdziennik.pl/galeria/101287,odwaznie-broncie-dzieci-poczete.html
Galeria zdjęć 2: http://www.naszdziennik.pl/galeria/101459,mary-wagner-w-polsce.html
Program pobytu Mary Wagner w Polsce: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/100421,mary-wagner-przyjedzie-do-polski.html
7. Ideologia światowa wywiera presję
Dlaczego Przewodniczący Konferencji
Episkopatu Polski ks. abp Stanisław Gądecki poddał ostrej krytyce
dokument roboczy synodu biskupów „Relatio post disceptationem”, który
został zaprezentowany po pierwszym tygodniu obrad?
http://www.naszdziennik.pl/wp/103515,ideologia-swiatowa-wywiera-presje.html
Tekst z bloga ks. abp. Stanisława Gądeckiego poświęconego III
Nadzwyczajnemu Zgromadzeniu Ogólnemu Synodu Biskupów „Wyzwania
duszpasterskie wobec rodziny w kontekście nowej ewangelizacji” 5-19
października 2014 r. (www.blog2014.archpoznan.pl). Tytuł i śródtytuły
pochodzą od redakcji.
11 i 12 października, czyli w sobotę i niedzielę, nie było żadnych
kongregacji generalnych Synodu Biskupów. W tym czasie trwało
przygotowanie relacji podsumowującej dotychczasową dyskusję, która w
przyszłym tygodniu stanie się podstawą obrad w grupach językowych.
Jednocześnie zapowiadano także przygotowanie dokumentu końcowego, czyli
ostatecznej relacji Synodu. Będzie to już trzeci dokument po „Relatio
ante disceptationem” i „Relatio post disceptationem”, czyli relacji
przed dyskusją i relacji po dyskusji. Będzie on owocem pracy w grupach
językowych i na zakończenie Synodu zostanie przekazany papieżowi. Jego
ostatecznej redakcji mają dokonać: relator generalny – kard. Péter
Erdő, sekretarz specjalny – abp Bruno Forte i sekretarz generalny
Synodu – kard. Lorenzo Baldisseri. Do pomocy w tym zadaniu Ojciec
Święty Franciszek wyznaczył jeszcze sześciu innych Ojców Synodalnych, w
tym dwóch kardynałów: Włocha Gianfranco Ravasiego i Amerykanina Donalda
Wuerla, trzech biskupów: abpa Victora Manuela Fernándeza z Argentyny,
abpa Carlosa Aguiar Retesa z Meksyku i bpa Petera Kang U-Il z Korei
oraz przełożonego generalnego zakonu jezuitów o. Adolfo Nicolása
Pachóna.
W niedzielę o godzinie dwunastej, jak wiadomo, miał miejsce Anioł
Pański, podczas którego Ojciec Święty prosił Maryję w intencji Synodu,
który w tych dniach odbywa się w Watykanie. Natomiast dzisiaj, to jest
13 października, o godzinie dziewiątej rozpoczęła się lektura
zapowiadanej już wcześniej „Relatio post disceptationem”, czyli relacji
zbierającej owoce tygodniowej dyskusji Ojców Synodalnych. Zostało też
zapowiedziane, że w ciągu najbliższego roku należy przekazać nazwiska
uczestników następnego Zgromadzenia Zwyczajnego Synodu Biskupów
dotyczącego tej samej sprawy, czyli kwestii rodziny. Liczba
reprezentantów zależy od ilości członków danego episkopatu. Zdaje się,
że na dwudziestu pięciu biskupów przypada jeden delegat wysłany do
Rzymu.
Potem nastąpiła część oczekiwana, czyli lektura wspomnianej relacji,
której dokonał kard. Péter Erdő. Lektura ta miała być potem uzupełniona
głosami podczas sesji generalnej oraz w grupach językowych, które miały
się odbyć jeszcze w godzinach przedpołudniowych. Natomiast reakcje,
które spowodował dokument, sprawiły, że odbyły się jeszcze dwie sesje
generalne: pierwsza została przedłużona, druga została wprowadzona w
miejsce grup językowych. Odniesiono się do całości dokumentu. Wielu
biskupów stwierdzało, że sam tekst jest dość dobrą fotografią tego, co
zostało powiedziane w minionym tygodniu. Podniesiono jednak dosyć
poważne zarzuty przeciw pewnym kryteriom, które w dokumencie zostały
zastosowane.
Zasada stopniowości liberalnie interpretowana
Wypowiedziano się mianowicie przeciwko nieostremu pojęciu tzw. zasady
stopniowości, która jest tutaj interpretowana w sposób bardzo
liberalny. Praktycznie do tej stopniowości miałaby należeć konwencja
przed małżeństwem, która niby miałaby doprowadzić młodych do rozumu i w
końcu zakończyć się ślubem. Pojęcie to pojawiło się jakby znikąd i
nabrało takiej mocy, że właściwie można nim wszystko wytłumaczyć.
Następnym pojęciem była analogia między Kościołem, który „subsistit in”
(trwa w) Kościele katolickim – w którym zawarta jest pełnia prawdy, a
kościołami siostrzanymi, w których zawarte są „ziarna prawdy” – nie ma
w nich pełnej prawdy, ale jest obecne jakieś dobro. Analogię tę
przeniesiono na sakrament małżeństwa, doszukując się ziaren prawdy i
dobra również w postawach, które do tej pory były przez nas uważane za
zachowania negatywne.
Jeden z Ojców zwrócił uwagę na to, że w całym dokumencie nie pojawia
się pojęcie grzechu. Brak tego słowa wskazywałby na dosyć laksystyczne
podejście do sprawy. Zauważono, że tekst koncentruje się zasadniczo na
wyjątkach i na trudnych kazusach. Nie mówi tymczasem o pięknie
małżeństwa ani o małżeństwach, które trwają, codziennie walczą i dają
przykład godnej pochwały wierności i nierozerwalności. Nie ma też słowa
o małżeństwach wielodzietnych, które bardzo często są małżeństwami
heroicznymi, zważywszy na idący za tym wysiłek ekonomiczny.
Uwagi krytyczne dotykały także tego, czy stanowisko relacji nie jest
aby przyjęciem postawy świata: świat gra nam pewną muzykę, a my mamy
tańczyć na jego melodię. Ideologia światowa wywiera dużą presję na
pojęcie małżeństwa chrześcijańskiego, więc żeby usatysfakcjonować
świat, my mielibyśmy zmieniać teraz naukę Kościoła.
Poza tym dotknięto bardzo mocno punktów 50-53, mówiących o związkach
jednopłciowych oraz o dzieciach wychowywanych w takich związkach. Nie
jest to ujęcie, które my znamy w Kościele – które do tej pory byłoby
ewidentne czy wynikałoby choćby z „Familiaris Consortio”.
Zwrócono także uwagę na to, że gdy idzie o praktykę sądową, ryzykowne
wydaje się przekazanie tego typu spraw biskupowi miejsca, żeby on – po
radzie jakiegoś wykształconego w tej materii człowieka świeckiego lub
duchownego – decydował, czy małżeństwo faktycznie istniało od samego
początku, czy też nigdy nie istniało. Skoro bowiem sądy – które
poważnie podchodzą do sprawy – w pierwszej instancji wydają jeden
wyrok, w drugiej instancji wydają inny wyrok i trzeba odwołać się do
Sygnatury jako do trzeciej instancji, jest jasne, że te sprawy są
poważne. Domagają się poważnego namysłu i jednocześnie wymagają dużo
czasu, żeby je dobrze rozstrzygnąć i dojść do prawdy. Jak można dojść
do prawdy w sposób pośpieszny, przez krótkie podejście i
rozstrzygnięcie w tę lub inną stronę? Wydaje się więc, jakby tekst
starał się dopatrywać elementów pozytywnych w grzechu i próbował włożyć
na plecy biskupów to, czego nie mogą zrobić trybunały. Trzeba pewnie
bardziej podkreślać prewencję, aniżeli akceptować „status quo”.
Skoro tekst nie zawiera definicji dogmatycznych, są zarzuty, że jest
generalny i mało konkretny. Na konkretne pytania nie daje konkretnych
odpowiedzi. Oczywiście, nie jest to tragedia, bo nie chodzi o ostatni
tekst tegorocznej sekwencji Synodu, tylko przedostatni. Zauważa się
jednak, przynajmniej w kilku przypadkach, brak konkretności. Trzeba by
wyraźnie powiedzieć, co mają robić biskupi, co mają robić księża –
jakie z małżeństwami i rodzinami podejmować prace, które mogłyby
polepszyć dotychczasową praktykę pastoralną.
Zdradzić nauczanie Jana Pawła II?
Gdy idzie o świeckich, zarzuty dotyczą stwierdzenia, że wszyscy świeccy
mają zadanie misyjne. Owszem, z natury chrztu wywodzi się misyjność
Kościoła i każdego ochrzczonego człowieka, ostatecznie jednak na misje
wyjeżdżają tylko pewne rodziny, które są dobrze do tego przygotowane i
dają dobre świadectwo. Na przykład rodziny z Neokatechumenatu
zostawiają pracę, zostawiają pieniądze i udają się w nieznane razem ze
swoimi, nieraz maleńkimi, dziećmi. Jest to więc akt odwagi, którego nie
można domagać się od każdego poszczególnego wiernego ani od każdej
ochrzczonej rodziny. Za misją musi stać wszystko: przygotowanie, wolna
wola i decyzja.
Dokument zwrócił też mało uwagi na to, czego Kościół nauczał przedtem.
Nie chodzi już nawet o to, co znajduje się we wspomnianym wcześniej
przeze mnie enchirydionie – żeby ruszać od tego, co Kościół mówił o
małżeństwie i rodzinie od XV wieku – ale o uwzględnienie nauczania
„Gaudium et spes” podczas Soboru Watykańskiego II i o „Familiaris
Consortio”. Był już przecież Synod o rodzinie prowadzony przez Jana
Pawła II. Odejść od tego wszystkiego albo po prostu przemilczeć?
Owszem, nie można w kółko powtarzać tego, co już zostało powiedziane.
Nie można jednak przemilczeć, że zostało powiedziane. Wydaje mi się
więc, że jest to rzecz do uzupełnienia.
Stwierdzenie, że należy unikać pozycji ekstremalnych i nie należy
przyjmować ekstremizmów ani w jedną, ani w drugą stronę, brzmi pięknie.
Jednak przy Jezusowym „Niech wasza mowa będzie ’tak, tak’, ’nie, nie’”,
nie bardzo da się ono udowodnić.
Czy można zdradzić nauczanie Jana Pawła II? Przecież zawsze chodzi o
to, by łączyć „nowe” i „stare”, aby istota nie została nigdy zmieniona,
ale by się rozwijała.
Dalej podnosi się kwestię komunii duchowej rozumianej jako rekompensata
braku komunii materialnej. Sobór Trydencki rozumiał komunię duchową
jako następstwo komunii rzeczywistej i przyjmował ją tylko w takiej
sekwencji.
Sama stopniowość może być przyjęta, ale tylko w tym sensie, że jest to
stopniowanie ku dobru, ku świętości. Nie natomiast, gdy idzie ono raz w
jedną stronę, raz w drugą – jak człowiekowi przyjdzie do głowy. Nie
można pochwalać wspólnego zamieszkania, chociaż wielu się wymawia
warunkami ekonomicznymi, niestabilnością emocjonalną i różnymi innymi
argumentami.
Nie jest też wspomniana sprawa struktur grzechu. Istnieją faktycznie
struktury grzechu, które utrudniają życie małżeńskie i rodzinne, a
czasami je nawet degradują. Istnieje na przykład coś takiego jak biznes
pornograficzny, pornografia internetowa czy prostytucja. Wszystkie te
sprawy są strukturami grzechu. Wprowadzają grzech strukturalny i mają
silne oddziaływanie na środowiska małżeńskie i rodzinne.
Należałoby się zastanowić nad tym, co my mamy do powiedzenia rodzinom
wiernym. Trzeba podziękować rodzinom, które są świadkami
nierozerwalności małżeństwa i ją pielęgnują. Czynią to nieraz z pomocą
stowarzyszeń katolickich.
Jak mamy powiedzieć młodym, dlaczego wyjść za mąż czy ożenić się? Jak należy odpowiedzieć na to pytanie?
Dalej: co to znaczy nawrócenie? Nie jest to tylko pewien akt słowny,
ale zakłada najpierw rachunek sumienia, czyli wejście w siebie. Tak jak
Syn Marnotrawny – on nie dokonał nawrócenia, dopóki nie został
sprowadzony na dno. To dało mu do myślenia. Dopiero wtedy wszystko
przemyślał, wrócił do ojca i wyznał swoje winy – powiedział: „mea
culpa”.
Jest też coś takiego jak odpowiedzialność duchowieństwa i świeckich za
niedostawanie do nauczania Kościoła w materii małżeństwa i rodziny. Jak
daleko ona idzie, trzeba by to zgłębić i studiować. Niemniej jednak
wszystko to dokonało się w sensie negatywnym sytuacji kryzysowych. Nie
są one jednak tylko owocem i pochodną kryzysu czy sytuacji
socjo-kulturalnej. Są też inne powody upadku niektórych rodzin i
małżeństw.
Owoc ideologii antymałżeńskiej
W pewnych częściach dokument sprawia wrażenie, jakby był owocem
ideologii antymałżeńskiej z roku 1968. Wygląda, jakby nad poważnymi
problemami przechodził w sposób nie do końca poważny. Owszem, trzeba
atmosfery przyjęcia, przygarnięcia każdego człowieka. Zawsze jednak w
sensie, o jakim mówił św. Augustyn: kochamy człowieka, nie kochamy
natomiast grzechu w człowieku. Tekst dokumentu wskazywałby natomiast,
że bez względu na to, jaka jest sytuacja – czy dobra, czy zła – my
kochamy wszystkich na prawo i lewo. Jest to niby poprawne politycznie,
ale sprawia, że nie bierzemy pod uwagę, iż samo pojęcie „przygarnięcia”
ma dwa znaczenia. Pierwsze – takie jak w klasycznym chrześcijaństwie –
oznacza otwarcie się na człowieka ze względu na jego ludzką godność,
ale nie na grzech. Drugie mówi o przygarnięciu każdego bez względu na
grzech. Są to dwie różne sprawy i nie mogą być w Kościele traktowane w
równy sposób.
To są pewne trudności, które rodzi tekst dokumentu. Możemy powiedzieć,
że nie jest on ostateczny, więc sprawa nie jest jeszcze stracona.
Jednak, nie wiadomo jakim sposobem, tekst ten, który nie powinien być
publikowany, został opublikowany i już spowodował dosyć duże wstrząsy
pośród ludzi. Widać to w szczególności w mediach, które oczekiwały na
orędzie końcowe, tymczasem przyszedł tekst po dyskusji, który jest
jakimś sformułowaniem niezaakceptowanym. Nie jest to dokument, który
byłby przegłosowany i zaakceptowany, ale zbiór różnych opinii
wypowiedzianych nieraz w sprzeczności z innymi głosami. Nie mogą one
być traktowane jako ostateczne. To wszystko sprawia, że opublikowanie
tekstu jest złe. Teraz bowiem każdy inny tekst, który przyjdzie później
– bardziej dojrzały i rozwinięty – będzie osądzany w perspektywie
obecnego. Będą się rodziły od razu pytania: dlaczego tutaj jest tak
daleko, a w innym miejscu jest wycofywanie się? Można to łatwo
przewidzieć.
Jest więc dużo spraw, które potem na pewno wyjdą też w grupach
językowych. Dzisiaj już się zresztą to dokonało w naszej popołudniowej
włoskiej grupie językowej. Staraliśmy się uzupełnić poprzez emendację
tekst wstępu i pierwszego rozdziału, wnosząc bardzo dużo uwag, które
potem zostaną przekazane Sekretariatowi. Jak dalece zostaną one
przyjęte czy odrzucone, trudno powiedzieć.
Już teraz jednak stało się jasne, że w tekście pierwszego rozdziału
jest przedstawione „status quo”, w drugim rozdziale – to, jak powinno
być, czyli wizja rodziny w ujęciu Chrystusowym. W końcu, w trzecim
rozdziale pastoralnym, mówi się, co robić, żeby uzdrowić to, co jest
chore w małżeństwie i rodzinie.
Brak elementów pozytywnych
Wracając do pierwszego rozdziału – zauważono, że brakuje elementów
pozytywnych. Jeżeli mówimy o obecnym „status quo” rodziny, nie można
zbierać tylko elenchu rzeczy negatywnych. Trzeba zwrócić uwagę na
pozytywne zmiany, jakie się dokonały w międzyczasie: większy szacunek
dla osoby ludzkiej, większy stopnień dobrobytu, większy nacisk na
wolność osobistą i religijną. Są to pewne znaki pozytywne, które też
tworzą część kontekstu małżeńsko-rodzinnego. Gdy zaś idzie o część
negatywną, omawiającą wyzwania pastoralne, brakuje tam odniesienia do
problemów takich jak: emigracja, biotechnologia, aborcja, przemoc w
rodzinie, skrajne ruchy feministyczne czy eutanazja. To są wszystko
elementy negatywne, które trzeba umieścić w pierwszym rozdziale.
Potem pojawia się kwestia stosunku nauczania kościelnego do
miłosierdzia. Było to już powtarzane kilka razy. Wygląda, jakby
nauczanie Kościoła było do tej pory niemiłosierne, teraz natomiast
zaczyna się nauczanie miłosierne. Trzeba wyjaśnić, że dotychczasowe
nauczanie zawsze zakładało miłosierdzie, ale też nie uciekało od prawdy
– co niektórym mogło się wydawać aktem niemiłosierdzia. Ten punkt
powinien być dopracowany.
Podobnie też jest z problemem, może nieco mniejszym, dotyczącym
małżeństw zawieranych między osobami różnych wyznań – czy to z
prawosławnymi, czy z protestantami. Jakie to zjawisko pociąga za sobą
konsekwencje i jakie jest nasze stanowisko wobec niego, biorąc pod
uwagę ekumenizm? Jakie są też zobowiązania małżonków, zwłaszcza w
sytuacji, gdy w pewnych krajach Kościół katolicki znajduje się w
mniejszości i musi odnosić się do innych religii w prawdzie i w miłości.
Jest więc jeszcze dużo różnych rzeczy, które muszą być jeszcze
przemyślane, żeby pierwsza faza Synodu skończyła się szczęśliwie i
żebyśmy mogli dać ludziom do ręki pomoc, a nie sztuczne kule – które
pozwalają ludziom chodzić, ale nie pozwalają swobodnie się poruszać.
8. To uderzenie w katolickie małżeństwo (z ks. Kard. Raymondem Burke’em rozmawia Marcin Perłowski)
- Dyskusja nad udzielaniem Komunii
Świętej osobom rozwiedzionym jest bardzo niebezpieczna. Wprost podważa
instytucję małżeństwa, jego nierozerwalność i świętość - podkreśla w
rozmowie z „Naszym Dziennikiem” ks. kard. Raymond Burke, prefekt
Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej.
http://www.naszdziennik.pl/wp/103513,to-uderzenie-w-katolickie-malzenstwo.html
Z ks. Kard. Raymondem Burke’em, prefektem Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej, w Watykanie rozmawia Marcin Perłowski
Księże Kardynale, do Polski docierają niepokojące informacje na temat
dotychczasowych prac synodalnych i pewnych treści, które się tam
pojawiają…
– Zgadzam się z opinią, którą przedstawia przewodniczący Konferencji
Episkopatu Polski ks. abp Stanisław Gądecki. Zaprezentowany w
poniedziałek tekst „Relatio post disceptationem”, podsumowujący
dotychczasowe prace synodu, uderza w katolickie małżeństwo. Dyskusja
nad udzielaniem Komunii Świętej osobom rozwiedzionym jest bardzo
niebezpieczna. Wprost podważa instytucję małżeństwa, jego
nierozerwalność i świętość. Tekst „Relatio” jest pełen błędów, a nawet,
powiedziałbym, wadliwy i szkodliwy.
Aktualnie biskupi pracują w grupach nad poszczególnymi punktami tego
roboczego dokumentu. Jakich rezultatów spodziewa się Ksiądz Kardynał?
– Mam nadzieję, a nawet wierzę, że to, co zostanie wypracowane w tych
małych grupach, zostanie potraktowane z pełną powagą. Dotąd praca
synodu była całkowicie zdominowana przez Sekretariat Generalny Synodu.
Tymczasem jest to czas dyskusji, w którym trzeba, aby usłyszany był
każdy z biskupów. Większości nie podoba się to, w jaki sposób były
prowadzone obrady. Podobnie biskupi, z którymi rozmawiałem, zdecydowana
większość nie zgadza się z przedstawionym w poniedziałek dokumentem.
Oczekuję i mam nadzieję, że zostanie on gruntownie zrewidowany i
całkowicie skorygowany.
Ostateczny dokument synodalny zostanie opublikowany po zakończeniu
drugiej sesji w przyszłym roku. Czy uważa Ksiądz Kardynał, że coś
zmieni się przez ten czas?
– Na pewno w ciągu tego roku będzie się toczyła jeszcze większa
dyskusja. I na pewno po jednej stronie muszą stanąć ci, którzy znają i
kochają wiarę katolicką. Potrzeba ich silnego zaangażowania się, by
mieć pewność, że wiara katolicka będzie obroniona i zachowana.
Dziękuję za rozmowę.
9. Święty nauczyciel świętości. Autor: Ks. Zbigniew Sobolewski
36 lat temu Polak – ks. kard. Karol Wojtyła, metropolita krakowski, został wybrany na Następcę św. Piotra.
http://www.naszdziennik.pl/wp/103517,swiety-nauczyciel-swietosci.html
36. rocznicę wyboru ks. kard. Karola Wojtyły na Papieża obchodzimy w
roku jego kanonizacji. Współczesny Kościół ma szczęście do świętych
Papieży: bł. Piusa IX, św. Piusa X, św. Jana XXIII, bł. Pawła VI
(beatyfikacja już za 3 dni), św. Jana Pawła II. Trwa proces
beatyfikacyjny Jana Pawła I. Kolejna rocznica wyboru na Stolicę
Piotrową każe zatrzymać się nad fenomenem Papieża Polaka, a zarazem
przypomnieć sobie nasze powołanie do świętości.
Jan Paweł II jest fascynującą postacią i budzi zainteresowanie
współczesnego świata. Wiele ton papieru zużyto na książki i artykuły o
nim. Nakręcono mnóstwo filmów fabularnych i dokumentalnych. Wszystkie
są niczym kawałki mozaiki, które układają się w jedną całość. Pokazują
Bożego człowieka – stróża i świadka obrazu Bożego.
Jan Paweł II przybliżył sobą rzeczywistość i tajemnicę świętości. To
chyba jedyny (jak na razie) święty, z którym w różny sposób zetknęła
się tak ogromna liczba ludzi. Jest znany i kochany na całym świecie,
także w najdalszych zakątkach, „na krańcach świata”. Świętość, której
uczył i o której dawał świadectwo, jawi się nam jako realna, możliwa
dla wszystkich chrześcijan, bliska. Wystarczy tylko iść wiernie za
Chrystusem, realizować swe powołanie z pasją i oddaniem. Kochać tych,
do których Bóg nas posyła…
Postać Ojca Świętego zweryfikowała w wielu wiernych wizję świętości.
Kojarzy się ona z ołtarzami, dymem kadzidła i błagalną litanią o
potrzebną łaskę. Papież był święty wśród nas. Mówił dużo o świętości,
to znaczy o tym, że człowiek odnajdzie w pełni siebie tylko wtedy, gdy
zjednoczy się z Bogiem w modlitwie, pracy, cierpieniu, karierze
zawodowej i życiu rodzinnym. Papież ukazywał, że świętość jest możliwa
nie tylko dla niektórych, ale dla wszystkich. „Musicie od siebie
wymagać!”, „Wypłyń na głębię!”, „Nie lękaj się!” – uczył starszych,
dzieci i młodzież. A była to nauka dojrzewania w komunii z Chrystusem.
Jan Paweł II szedł do świata. Miał odwagę dzielić się swoją wiarą. Nie
czekał, aż świat przyjdzie do niego. Dosłownie wybierał się w drogę, by
spotkać człowieka. Był największym współczesnym misjonarzem, apostołem.
Niósł Ewangelię tym, którzy nie słyszeli o Chrystusie, i tym, którzy
już o niej zapomnieli. Prowadził dzieło ewangelizacji, modląc się,
nauczając, cierpiąc. W encyklice „Redemptoris missio”, opublikowanej
blisko 25 lat temu, podkreślał aktualność misyjnego powołania Kościoła.
Zauważył w niej, że misja głoszenia Chrystusa światu dopiero się
rozpoczęła, gdyż tylko dwa miliardy ludzi z ponad siedmiu żyjących
obecnie na ziemi słyszało o Chrystusie. Ewangelia pozostaje jeszcze
nieznana w wielu regionach świata.
Potrzebujemy odważnych świadków wiary. Takich, którzy jak Jan Paweł II
będą mówić całą prawdę o człowieku i w imię dobra człowieka. Trzeba
odwagi, by głosić Ewangelię bez retuszu, wolną od schlebiania gustom i
słabościom. Uczmy się zatem apostolstwa od Papieża. Łączmy je z
modlitwą i ofiarą. A w czasie zbliżającego się Tygodnia Misyjnego
pamiętajmy o misjonarkach i misjonarzach, którzy budują młode Kościoły
na całym świecie.
10. Studium mordu. Autor: Maciej Walaszczyk
Okoliczności mordu na bł. ks.
Jerzym Popiełuszce są wciąż niejasne. Pewnikiem jest niepodważalne
męczeństwo Księdza Jerzego za wiarę, ale przed historykami jest coraz
więcej pytań na temat porwania.
http://www.naszdziennik.pl/wp/103519,studium-mordu.html
Pewnikiem jest niepodważalne męczeństwo Księdza Jerzego za wiarę, ale
przed historykami jest coraz więcej pytań na temat porwania.
W Warszawie na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego odbyła się
konferencja historyków z okazji 30. rocznicy uprowadzenia i zabójstwa
kapłana męczennika – bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Wzięli w niej udział
m.in. nuncjusz apostolski w Polsce ks. abp Celestino Migliore, ks.
kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, kadra naukowa uczelni,
dziennikarze i studenci.
– Zakończenie procesu beatyfikacyjnego nie znaczy, że dociekania
historyków nie są ważne – powiedział metropolita warszawski, który
jednocześnie podziękował IPN za pomoc w przygotowaniu dokumentów do
procesu beatyfikacyjnego.
Powszechnie wiadomo, że okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki w
październiku 1984 r. wciąż są okryte tajemnicą z punktu widzenia
historycznego. Intencją organizatorów konferencji było poruszenie tych
ważnych kwestii oraz przedstawienie ich w nowym świetle i na podstawie
nowych dokumentów.
Jak podkreślali prelegenci, trzeba, by nad cudem do kanonizacji, o
którym wypowie się jeszcze komisja kardynałów, było dużo ciszy. Ksiądz
profesor Józef Naumowicz akcentował, że męczeństwo ks. Jerzego miało
wymiar śmierci za wiarę, a nie męczeństwa politycznego, o które
oskarżała go PRL-owska władza.
– O przewiny polityczne oskar- żano również męczenników chrześcijan od
pierwszych wieków chrześcijaństwa: za obrazę majestatu władzy,
podżeganie do buntu, nienawiść do rodzaju ludzkiego. Może ktoś
powiedzieć, że były to motywy polityczne, ale oni jedynie nie chcieli
brać udziału w pogańskich kultach władzy – dodał wykładowca.
Ksiądz profesor dr hab. Tomasz Kaczmarek, postulator procesu
beatyfikacyjnego, mówił wczoraj na temat faktycznej daty śmierci bł.
ks. Jerzego Popiełuszki, ponieważ równolegle z procesem beatyfikacyjnym
pojawiają się informacje na temat innych okoliczności śmierci kapłana.
Jak jednak podkreślał na forum kościelnym po beatyfikacji, kwestia
śmierci została rozstrzygnięta przez fakt jego męczeństwa za wiarę.
Tłumaczył, że przyjęto jednogłośnie jako dzień śmierci 19 października
1984 r., jednak badania patologów wskazywały również, że śmierć mogła
nastąpić także kilka dni potem. Wskazywał jednak, że nikt z uczestników
zabójstwa nie negował uczestniczenia w nim, a ich relacje na temat
okoliczności były zawsze takie same. Ksiądz profesor Kaczmarek
przyznał, że publikacje dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego miały na
razie wpływ na nową ocenę osoby Waldemara Chrostowskiego, który był
szoferem księdza, i jego niejasnej roli w uprowadzeniu kapłana.
– Niemniej trzeba powiedzieć, że w tych publikacjach mieliśmy do
czynienia ze zbyt daleko idącą i nieuzasadnioną interpretacją zamachu
na księdza – mówił naukowiec, krytykując publikacje mówiące o innej
dacie śmierci księdza i hipotezy o przetrzymywaniu kapłana na poligonie
w Kazuniu.
Wersje porwania
Nie zgodził się z nim prof. Wojciech Polak z Uniwersytetu Mikołaja
Kopernika w Toruniu. W jego ocenie, znana wersja uprowadzenia ks.
Popiełuszki wywołuje kontrowersje, a sam proces toruński był jedną
wielką mistyfikacją. Przypomniał postać prokuratora Andrzeja
Witkowskiego, który dwukrotnie prowadził śledztwo w tej sprawie i który
to zebrał największą ilość materiałów, które do dzisiaj czekają na
weryfikację i wyjaśnienie, broniąc jego prawa do stawiania niewygodnych
hipotez. Przypomniał, że prokurator do dziś nie ma prawa wypowiadania
się na ten temat.
Jego zdaniem, historycy powinni sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego
porwano księdza, tak jak porywano w tym czasie innych działaczy
„Solidarności”. Przytoczył spór o relacje rybaków, którzy 25
października byli świadkami wyrzucania jakiegoś podłużnego pakunku do
łodzi, odnaleziony różaniec ks. Jerzego w innym miejscu niż miejsce
porwania, zeznania opiekuna psa tropiącego, który trop prowadził w
kierunku Torunia i Górska. – Wszystko wskazuje na to, że ksiądz nie
został wrzucony do bagażnika, ale przeprowadzony do innego auta – mówił
historyk.
Wskazywał również na nieścisłości i matactwa wokół relacji ekipy
poszukiwawczej płetwonurków. Jego zdaniem, akcja poszukiwawcza ciała
księdza była ręcznie sterowana, bo Jaruzelski i Kiszczak nie chcieli,
by pogrzeb księdza odbył się w dzień wolny od pracy, a więc 1
listopada. – Nie wiedzieli, że 1 listopada to dzień, w którym pogrzebów
się nie organizuje i mogli tego nie wiedzieć – tłumaczył prof. Polak.
Mówił także o trwającej całe lata inwigilacji rodzin skazanych
funkcjonariuszy SB i ofiarach, które pojawiły się po procesie. – To
były wszystko sygnały do takich ludzi jak Piotrowski: masz siedzieć
cicho. Są to wszystko sprawy, które są wielkim znakiem zapytania –
podkreślał prof. Wojciech Polak.
Mechanizm zbrodni
O nowych informacjach, które mogą rzucić nowe światło na śmierć ks.
Popiełuszki, mówił dr Paweł Skibiński. Są to akta Departamentu I MSW, a
więc wywiadu cywilnego, oraz raporty przygotowywane dla Czesława
Kiszczaka na podstawie wszystkich możliwych źródeł.
Okazuje się, że bardzo trudno jest prześledzić mechanizm decyzyjny
doprowadzenia do działań mających na celu zamordowanie księdza.
Natomiast ekipa Jaruzelskiego doskonale była przygotowana do zachowania
się wobec tego wydarzenia i na kryzys, który śmierć mogła wywołać.
Zdaniem historyka, przed badaczami jest dzisiaj kwestia odpowiedzi na
pytanie, czy komuniści w Polsce byli tak dobrze przygotowani, bo sami
ten kryzys wywołali, czy też zrealizowali zamówienie Sowietów. Jak więc
wyglądała reakcja tej ekipy? – Ekipa Jaruzelskiego miała na celu
przełamanie bojkotu na Zachodzie i jednocześnie utrzymanie relacji z
Kościołem i Stolicą Apostolską. Przy tym musiała również uspokoić
władze na Kremlu i pacyfikować nastroje społeczne. Te działania były
przemyślane i konsekwentnie realizowane – mówił dr Skibiński.
Jak się okazuje, postawienie morderców MSW przed sądem było sposobem na
budowanie autorytetu Jaruzelskiego i jego ekipy w oczach krajów
zachodnich. Robiono wszystko, by pokazać, że dyktator jest wiarygodnym
partnerem, który nie panuje nad funkcjonariuszami MSW. – Ten obraz
sytuacji był realizowany przez aparat bezpieczeństwa i dyplomacji i
miał na Zachodzie odbiorców z kręgu zachodniej lewicy, m.in. z Grecji
czy RFN. Jaruzelski został przedstawiony świadomości zachodniej jako
wiarygodny i bezalternatywny władca PRL. Tymczasem mamy do czynienia z
osobą, która jest odpowiedzialna za mord – podkreślał Skibiński. Dość
podobny przekaz kierował do Moskwy, gdzie również przedstawiał siebie
jako bezalternatywnego władcę PRL.
– W moim przekonaniu, antykościelne wątki, jakie cechował proces
toruński, również były kierowane do Moskwy, chciano tam pokazać, że w
Polsce walczy się z Kościołem – tłumaczył historyk. Jaruzelski chciał
również na tle śmierci kapłana rozgrywać polski Kościół, stawiając na
relacje z Kościołem warszawskim i Prymasem Polski kardynałem Józefem
Glempem, a stawiając przeciw niemu kard. Franciszka Macharskiego,
metropolitę krakowskiego. Jak wskazywał Skibiński, ekipie Jaruzelskiego
nie udało się wykreować podziału, choć da się zauważyć ślady prób
skłócenia obu ośrodków.
– Celem było pogłębianie różnic i antagonizmów – tłumaczył.
Co wiedziała Stasi
Profesor Jan Żaryn przedstawił informacje o tym, w jaki sposób
enerdowska Stasi zbierała wiedzę na temat kapelana „Solidarności”.
Historyk przypomniał, że służba specjalna NRD była jedną z najlepiej
zorganizowanych i poza inwigilacją własnych obywateli interesowało ją
również to, co działo się w Polsce lat 80.
Wiadomo, że w archiwach w Niemczech znajduje się teczka obiektowa tylko i wyłącznie dla osoby ks. Popiełuszki.
– Ten temat był tak ważny, że na czas między porwaniem ks. Jerzego a
pogrzebem, jaki miał miejsce na początku listopada, Erich Mielke
wprowadził specjalną gotowość operacyjną na granicach NRD – wskazał
historyk.
To akta ciekawe, ale nie mają one żadnego związku z próbą dociekania
okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Scenariusz morderstwa
przygotował wydział zajmujący się opozycją, a więc struktura, która
dzięki swojej aktywności przedstawiała szefostwu Stasi i Erichowi
Honeckerowi wiedzę na temat wydarzeń, jakie miały miejsce w Polsce. Jak
się okazuje, NRD interesowała się kondycją władz PRL i ich
stabilnością, w jaki sposób wydarzenia te mogły zdestabilizować układ
polityczny, jaki wówczas obowiązywał. A nawet tym, czy będą one miały
wpływ na społeczeństwo wschodnioniemieckie. – W dniach 3-4 listopada w
13 berlińskich kościołach wspominano zmarłego męczeńską śmiercią
księdza i słuchano tam utworów Stanisława Moniuszki, a więc kompozytora
pochodzącego z kraju zamordowanego – relacjonował prof. Żaryn.
Interesowano się również osobami, które mogły być obecne na pogrzebie w
Warszawie – wyjaśniał prof. Żaryn.
Doktor Piotr Gontarczyk z IPN mówił natomiast o odpowiedzialności
Wojciecha Jaruzelskiego za zbrodnię. Zdaniem historyka, Jaruzelski od
lat 40. był bardzo wrogo nastawiony do Kościoła katolickiego,
odpowiadał za stalinizację wojska, jego upolitycznienie, upartyjnienie
i marksistowską indoktrynację. Według niego, śmierć ks. Jerzego była
dla Jaruzelskiego niewygodna ze względu na wizerunek Polski Ludowej,
zalecał jednak oczernianie męczennika jako człowieka uwikłanego w
działalność polityczną. – Nie ma żadnych dowodów, by partia i
Jaruzelski przyczynili się do zaplanowania tej zbrodni. Przypominam
jednak, że nie był to człowiek, który wziął się znikąd i mobilizował
aparat bezpieczeństwa do walki z Kościołem, i z tego względu ponosi on
odpowiedzialność za tę śmierć – mówił przedstawiciel IPN.
Za śmiercią ks. Jerzego Popiełuszki stały IV Departament SB i Jerzy
Urban. Od końca 1983 r. działania SB zyskały oprawę propagandową dzięki
działalności ówczesnego rzecznika rządu Jerzego Urbana. Machina
propagandowa przeciw księdzu ruszyła z końcem 1983 r., a więc gdy
nagłośniono rewizję SB, jaką przeprowadzono w mieszkaniu księdza, gdzie
znaleziono podrzucone przez SB materiały wybuchowe i ulotki. Zaraz
potem w „Ekspresie Wieczornym” Jerzy Urban pod pseudonimem opublikował
tekst „Garsoniera obywatela Popiełuszki”, a potem relacjonował ten
felieton na swojej konferencji prasowej. Był on cytowany w całej prasie
i potem przedrukowany we wszystkich dziennikach rządowych. Tak było
przez kolejne miesiące aż do uprowadzenia i zamordowania kapelana.
Kulminacja nastąpiła we wrześniu 1984 r., gdy Urban sugerował, by
przeciwników politycznych wysyłać na banicję. Potem ataki były
silniejsze, inspiracje przychodziły także ze strony sowieckiej, np. w
„Izwiestiach”, w których powielano informacje propagandy PRL. Potem
pojawił się słynny paszkwil o „seansach nienawiści”, teksty te miały
przygotować i usprawiedliwić zamordowanie ks. Jerzego. Co ciekawe,
biuro rzecznika prasowego materiały na temat kapłana systematycznie
zbierało jeszcze długo po jego męczeńskiej śmierci, na każdej
konferencji informując o śledztwie, procesie.
11. Kapelan Narodu (z Katarzyną Soborak rozmawia Anna Kołakowska)
Ksiądz Jerzy mówił naszym
głosem, mówił za nas, za tych, którzy byli w więzieniach, byli
poniewierani i poniżani. Po każdej rozmowie z nim czułam się duchowo
silniejsza. Rozmowa z Katarzyną Soborak, kierownikiem Ośrodka
Dokumentacji Życia i Kultu bł. ks. Jerzego Popiełuszki.
http://www.naszdziennik.pl/wp/103457,kapelan-narodu.html
Z Katarzyną Soborak, kierownikiem Ośrodka Dokumentacji Życia i Kultu
bł. ks. Jerzego Popiełuszki, notariuszem w procesie beatyfikacyjnym ks.
Jerzego Popiełuszki, rozmawia Anna Kołakowska
Jak narodził się pomysł archiwizowania homilii bł. ks. Jerzego Popiełuszki?
– Ksiądz Jerzy sam dbał o to, aby głoszone przez niego homilie były
powielane i trafiały do ludzi. Z czasem przygotowywał broszurki, które
zawierały nie tylko kazanie wygłoszone podczas Mszy Świętej za
Ojczyznę, ale też inne teksty, jak wstęp i zakończenie, modlitwę
wiernych, wykonywane pieśni oraz wiersze patriotyczne recytowane przez
aktorów na zakończenie Eucharystii. Te broszury, wydawane w podziemiu,
były rozpowszechniane m.in. przez nas w naszych zakładach pracy.
Kościelna Służba Informacyjna gromadząca materiały dotyczące ks.
Jerzego została powołana już po jego śmierci. Wtedy zauważyliśmy, że do
czerwca 1983 r. ks. Jerzy miał wszystkie homilie zebrane i
uporządkowane, połączone z innymi tekstami z poszczególnych Mszy
Świętych za Ojczyznę. Brakujące homilie spisywaliśmy z kaset
magnetofonowych, bo ludzie nagrywali to wszystko, co ks. Jerzy mówił
podczas Mszy Świętych. Gromadziliśmy te materiały przez szereg lat,
porządkowaliśmy je, aby miały taką wersję jak broszury pozostawione
przez ks. Popiełuszkę. Owocem tej pracy jest książka „Ofiara spełniona.
Msze Święte za Ojczyznę” wydana w 2004 r., która zawiera wszystkie
kazania, słowa wygłaszane przez ks.Jerzego na początku i na końcu
każdej Mszy Świętej, modlitwy wiernych, pieśni oraz liczne fotografie.
Oczywiście pierwszy zbiór homilii ks. Jerzego wyszedł jeszcze w
październiku 1984 r. w podziemiu. Dziś, po wielu latach systematycznej
pracy, została wydana już czwarta płyta CD z jego kazaniami nagrywanymi
na kasetę magnetofonową przed laty przez nas i innych uczestników Mszy
Świętych za Ojczyznę.
Czy nauczanie bł. ks. Jerzego Popiełuszki, kierowane do nas w innych
realiach politycznych i społecznych, może być receptą na dzisiejsze
problemy Polski?
– Kazania ks. Popiełuszki, choć osadzone były w tamtej rzeczywistości i
dotykały problemów osób pozbawionych wolności, prześladowanych,
gnębionych oraz poniewieranych, są z pewnością ponadczasowe. Mówił do
nas o sprawach fundamentalnych w każdych czasach, czyli o prawdzie,
czystym sumieniu, solidarności, męstwie i o zwyciężaniu zła dobrem. W
homiliach ks. Jerzego jest ogromne bogactwo treści, które nic nie
straciły z aktualności, jak na przykład słowa o krzyżu: „Nasze
cierpienia i krzyże możemy ciągle łączyć z Chrystusem, bo proces nad
Chrystusem trwa. Trwa proces nad Chrystusem w Jego braciach, bo aktorzy
dramatu i procesu Chrystusa żyją nadal. Zmieniły się tylko ich nazwiska
i twarze, zmieniły się daty i miejsca ich urodzin. Zmieniają się
metody, ale sam proces nad Chrystusem trwa. Uczestniczą w nim ci
wszyscy, którzy zadają ból i cierpienie braciom swoim. Ci, którzy
walczą z tym, za co Chrystus umierał na krzyżu. Uczestniczą w nim ci
wszyscy, którzy usiłują budować na kłamstwie, fałszu i półprawdach,
którzy poniżają godność, godność dziecka Bożego, którzy zabierają
rodakom wartość tak bardzo szanowaną przez samego Boga – zabierają
wolność”. Słowa te przywołują nam na myśl proces trwający nad
Chrystusem także dzisiaj, kiedy poniewiera się imię Pana Jezusa, kiedy
się bezcześci krzyż, wyszydza i wyśmiewa wiarę oraz wartości katolickie.
Błogosławiony ks. Jerzy często mówił o godności człowieka i o tym, że
bez jej poszanowania nie może być prawdziwej wolności. Czy nie byłby
niewygodny dla wielu ludzi w okresie tzw. transformacji i po niej?
– Jestem przekonana, że upominałby się o godność ludzką, bo w jego
nauczaniu miała ona bardzo ważne miejsce. W kazaniach wielokrotnie
poruszał ten problem, przypominając nam, że człowiek jest dzieckiem
Bożym i właśnie dlatego ma w sobie wrodzoną godność. Z pewnością także
i dzisiaj miałby nam dużo do powiedzenia, bo wiele jego słów jest nadal
aktualnych, jak choćby te, gdy ostrzegał nas, mówiąc, że im bardziej
naród jest podzielony, tym łatwiej nim rządzić i łatwiej go
poniewierać. Nie zmienił się także sens jego słów o prawdzie: „Aby
pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Życie w
prawdzie to dawanie świadectwa na zewnątrz, to przyznanie się do niej i
upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy
nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą”.
Nadzieja, którą w nas podsycał i dzięki której mogliśmy przetrwać
najtrudniejsze chwile, ciągle jest nam potrzebna. Wtedy przekonywał
nas, że to wszystko, co niesie ze sobą stan wojenny, te represje i
udręczenia przeminą, bo Pan Bóg z pewnością wysłucha modlitw
zanoszonych z wielką gorliwością przez Polaków.
Co takiego było w ks. Jerzym, że jeden kapłan przyczynił się do nawrócenia tak wielu osób?
– On w swoich kazaniach poruszał problemy, które rzeczywiście dotykały
ludzi, i to w sposób bezpośredni. Wiele osób było pozbawionych pracy,
pobitych, upokarzanych przez władze. Ksiądz Jerzy upominał się o nich,
a jednocześnie tym ludziom poświęcał bardzo dużo czasu. Mówił, że
wszyscy jesteśmy powołani do prawdy oraz do życia w prawdzie; gdy
głosił, że prawda to zgodność słów z czynami, to jednocześnie sam był
świadkiem tego, co wypowiadał, bo bez reszty oddawał się drugiemu
człowiekowi. Czasami się zastanawiałam, czy ks. Jerzy jest nam bardzo
bliski ze względu na problemy, które porusza, czy może ze względu na
swoją osobowość, a może świętość. Jedno jest pewne – każdy chciał z nim
porozmawiać i być jak najbliżej niego. To była wielka radość, gdy miało
się okazję zamienić z nim kilka słów. Po każdej takiej rozmowie czułam
się duchowo silniejsza. Bywało też tak, że zaproszony do jakiegoś
towarzystwa na spotkanie poza plebanią niepokoił się, bo uważał, że w
tym czasie może przyjść do niego ktoś, kto będzie potrzebował pomocy.
Spieszył się, żeby szybko wracać, bo a nuż ktoś taki zjawi się na
plebanii, a jego nie będzie. Nigdy nie odmawiał osobom potrzebującym
wsparcia. Nie myślał o sobie i o swoich przyjemnościach, ale zawsze był
oddany drugiemu człowiekowi. Przychodziło do niego bardzo wiele osób ze
swoimi problemami, a on ich wysłuchiwał. Zresztą bardzo lubił słuchać
innych i miał ogromną cierpliwość. To pociągało ludzi do niego. Z
drugiej strony ks. Jerzy mówił naszym głosem, mówił za nas, za tych,
którzy byli w więzieniach, byli poniewierani i poniżani. Mówił za tych,
którzy przychodzili do niego ze swoimi problemami. Gdy kończyła się
Msza Święta za Ojczyznę, ludzie martwili się, że trzeba będzie czekać
aż miesiąc na następną.
Czy nie wydaje się Pani, że nauczanie bł. ks. Jerzego Popiełuszki
powinno być wykorzystywane na katechezie dla uczniów? Przecież jest w
nim zawarty doskonały materiał wychowawczy.
– Trudno byłoby mi proponować to Kościołowi, ale myślę, że gdy ks.Jerzy
będzie kanonizowany i czczony w całym Kościele powszechnym, to zostaną
przeprowadzone odpowiednie analizy i jego nauczanie zostanie włączone w
programy nauczania lekcji religii. Już dziś wielu nauczycieli razem z
uczniami odwiedza grób bł. ks. Jerzego. Odwiedzają też muzeum
poświęcone ks. Popiełuszce i zapoznają się z jego życiem. Niektórzy
nauczyciele wręcz zabiegają o to, aby młodzi ludzie wiedzieli, kim był
bł. ks. Jerzy.
Czy gromadząc i archiwizując materiały związane z bł. ks. Jerzym,
przeczuwała Pani, że tego wielkiego kapelana naszego Narodu może
zabraknąć?
– Pomimo licznych szykan stosowanych przez Służbę Bezpieczeństwa wobec
ks. Jerzego, zamachów na jego życie, jak choćby wtedy, gdy do jego
mieszkania na plebanii została wrzucona cegła z materiałem wybuchowym,
nie dopuszczałam do siebie takiej myśli. Nie sądziłam tak nawet, gdy
odczytał podczas Mszy św. treść anonimów, w których grożono mu
śmiercią, ukrzyżowaniem, poderżnięciem gardła, pobiciem. Kiedyś
powiedział do ks. bp. Zbigniewa Kraszewskiego, który ostrzegał go przed
zabójstwem, że śmierci się nie boi i jest gotowy na wszystko. Nie
przypuszczałam jednak, że komuniści mogą posunąć się do takiej zbrodni.
Dziękuję za rozmowę.
12. Zawsze pamiętał o Polsce (Ojciec Święty Paweł VI)
Dodatek specjalny przed beatyfikacją Ojca Świętego Pawła VI.
19 października 2014 r. Paweł VI zostanie ogłoszony
błogosławionym na zakończenie synodu biskupów na temat
rodziny.
http://www.naszdziennik.pl/wp-archiwum?data=2014-10-16