Spis treści  (interaktywny)

   
*** Zachęcam do wspierania „Naszego Dziennika” poprzez kupowanie wersji papierowej,
zachęcam do zwiedzania strony, zawierającej przegląd ważnych dla przyszłości wydarzeń http://naszdziennik.pl/news ***

Jesteśmy na Twitterze oraz Facebooku
Gorąco zachęcamy do obserwowania nas na Twitterze, polubienia naszej strony na Facebooku oraz rozsyłania wici znajomym.
Przypominamy, że niektóre serwery pocztowe blokują zasoby graficzne w wiadomościach e-mail. Żeby mieć pewność, że wszystkie obrazki wyświetlą się poprawnie, zachęcamy do:
Trzy pasma tematyczne do wyboru: 
wiara, wychowanie i zdrowie
 
Szanowni Czytelnicy, 

Bardzo dziękujemy za czytanie i przekazywanie dalej naszych wiadomości oraz za wszystkie informacje, zaproszenia, sugestie i uwagi, które nam Państwo przysyłają. 

Teraz zachęcamy Państwa do skorzystania z możliwości otrzymywania informacji dotyczących naszej wiary: bieżących wiadomości ze Stolicy Apostolskiej, z życia Kościoła na świecie i w Polsce, a także zapowiedzi najważniejszych wydarzeń oraz informacji o godnych polecenia lekturach duchowych. 

Dostrzegamy też, że bardzo wiele uwagi poświęcają Państwo tematyce zdrowia. W „Naszym Dzienniku” tej problematyce poświęcone są dwa dodatki cykliczne: „Szlachetne zdrowie” oraz „Zdrowy styl życia”. Informujemy w nich nie tylko o sprawach bieżących, ale podpowiadamy też, jak zadbać o nasze zdrowie, np. jaki wpływ na nasze samopoczucie ma to, co na co dzień spożywamy, jakich produktów należy unikać, a o które warto wzbogacić naszą dietę. Od teraz mogą Państwo otrzymywać najważniejsze informacje dotyczące zdrowia na swoją skrzynkę e-mailową.

Oferujemy zatem Państwu e-mailowe powiadomienia w trzech pasmach tematycznych: wiara, wychowanie i zdrowie. Każdy odbiorca e-Informatora może określić, które z tych pasm go interesują. Swoje preferencje mogą Państwo zaktualizować dzięki opcji „Modyfikacja ustawień” w stopce wiadomości. 

Redakcja e-Informatora „Naszego Dziennika”

Organizujesz ciekawe wydarzenie? 
Chcesz podzielić się ważnymi informacjami?
Skontaktuj się z nami.

Ktoś ze znajomych przysłał Ci tę wiadomość?
Dołącz do grona czytelników naszego informatora.

Modyfikacja ustawień / Rezygnacja


*********************************************************************************************************************************************************************************************************************************

WARTO WIEDZIEĆ i REAGOWAĆ! (październik 2014)


**************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

Z   CZASOPISMA  "NASZ DZIENNIK"  ...

Dla młodych rodzin polecam przeglądanie działu PRACOWNIE RODZINNE dotyczącego edukacji dziecihttp://www.naszdziennik.pl/edukacja-domowa

1. Polska rodzina cierpi od lat. Z JE ks. abp. Stanisławem Gądeckim rozmawia Sławomir Jagodziński

http://www.naszdziennik.pl/wp/101409,polska-rodzina-cierpi-od-lat.html
Z JE ks. abp. Stanisławem Gądeckim, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, metropolitą poznańskim, rozmawia Sławomir Jagodziński

Ksiądz Arcybiskup będzie reprezentował Kościół w Polsce na rozpoczynającym się w niedzielę Zgromadzeniu Nadzwyczajnym Synodu Biskupów na temat rodziny. Co wykazały przedsynodalne ankiety w naszych diecezjach?
– Na poziomie deklaratywnym rodzina jest dla Polaków wartością nadrzędną. Zdecydowana większość twierdzi, że rodzina jest dla nich najważniejszą wartością i pragną ją zbudować w oparciu o sakramentalne małżeństwo. Niestety, deklaracje te nie zawsze pokrywają się z codziennym życiem wielu rodzin. Ankiety przedsynodalne ujawniły najpierw liczne bolączki życia małżeńskiego i rodzinnego.

Pośród zjawisk negatywnych obserwujemy przede wszystkim rosnącą liczbę konkubinatów, małżeństw „na próbę” i małżeństw zawieranych tylko cywilnie, które spotykają się nie tylko z milczeniem, ale czasami wręcz z aprobatą ze strony rodziców, a nawet dziadków. W niektórych diecezjach nawet 80 procent narzeczonych przygotowujących się do zawarcia sakramentu małżeństwa mieszka wcześniej ze sobą. Wielu młodych ludzi nie kwestionuje wartości sakramentalnego małżeństwa, ale wybiera życie bez ślubu kościelnego z obawy przed pełnym zaangażowaniem, wątpiąc, czy potrafią w małżeństwie wytrwać. Często powodem takiego stanu rzeczy jest brak pozytywnych doświadczeń wyniesionych z domu rodzinnego.

Mentalność antykoncepcyjna i rozpowszechniony indywidualistyczny model antropologii powodują znaczny spadek demograficzny. Jak pokazały to badania przeprowadzone przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, akceptacja takiej mentalności wśród młodych zbliża się do 50 procent. Negowanie daru płodności i zamknięcie się na potomstwo sprawiło, że w 2013 roku Polska znajdowała się na 211. miejscu w raporcie demograficznym ONZ dotyczącym przyrostu naturalnego.

Innym elementem utrudniającym przyjęcie Ewangelii o rodzinie jest migracja zarobkowa, bezrobocie oraz źle pojmowane zaangażowanie społeczne, z wymogiem wszechobecnej poprawności politycznej oraz z nachalną ideą państwa laickiego jako wyrazu nowoczesności i rozwoju. Rodzina polska cierpi od wielu lat z powodu nieobecności jednego lub obojga rodziców w procesie wychowawczym. Często spowodowane to jest wyjazdem za granicę w poszukiwaniu środków finansowych na utrzymanie rodziny. Brak jednego bądź obojga rodziców skutkuje często zaniedbaniem w procesie wychowania, zwłaszcza w sferze przekazywania wiary.

Wyzwaniem są także rodziny zranione, w tym dzieci, które wzrastają w związkach niesakramentalnych, co bardzo często odbija się na ich wychowaniu do wiary i życia sakramentalnego.

Problemy te pogłębia plaga rozwodów…
– Obserwujemy z niepokojem stały wzrost liczby rozwodów, zwłaszcza wśród małżeństw młodych stażem. To zjawisko jest szczególnie widoczne w dużych miastach. W Warszawie w 2011 r. współczynnik rozwodów sięgnął 49 procent. Wzrost liczby rozwodów rodzi wśród młodych przekonanie, że miłość małżeńska jest piękna, ale niemożliwa do realizacji.

Inną grupę stanowią pary żyjące w separacji lub po cywilnym rozwodzie. Zjawisko wzmaga się w ostatnich latach. W niektórych diecezjach odsetek par żyjących po rozwodzie lub w powtórnym, cywilnym związku sięga nawet 20 procent. Ochrzczeni, którzy żyją w takich związkach, w różnoraki sposób przeżywają swoją „nieuregulowaną sytuację”. Różnice te wynikają głównie z poziomu zaangażowania w życie wiary i lokują się między obojętnością a duchowym cierpieniem. Duża część osób, która żyje w związkach niesakramentalnych, a jest mocno zaangażowana w życie wiary oraz zna nauczanie Kościoła na temat małżeństwa i rodziny, nie mogąc przystępować do Komunii Świętej, nie ma poczucia odrzucenia przez Kościół i nie rości sobie prawa do absolucji czy Komunii Świętej. Im zaangażowanie w życie wiary jest mniejsze, tym wyraźniej zaznacza się pozycja roszczeniowa w tej kwestii.

Wielu ludzi nie zna nauki Kościoła na temat życia rodzinnego, etyki seksualnej, kwestii bioetycznych. Pobieżna znajomość nauki Kościoła na temat małżeństwa i rodziny wśród części polskich katolików sprawia, że bardzo często jest ona przyjmowana w sposób selektywny. Inni – choć znają naukę Kościoła na temat przekazywania życia i etykę seksualną małżeńską – to jednak odrzucają to nauczanie jako niemożliwe do zrealizowania. Życie rodzinne jest traktowane jako sprawa prywatna, oderwana od eklezjalnego wymiaru wiary. Dotyczy to szczególnie kwestii moralnych: czystości przedmałżeńskiej, antykoncepcji, konkubinatu oraz in vitro.

Poza tym – od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku – polska rodzina mierzy się także z agresywną propagandą wielu organizacji, które – wykorzystując przepisy unijne – usiłują wprowadzić w kraju wychowanie w stylu ideologii gender, związki partnerskie, zapłodnienie in vitro oraz tzw. politykę „równościową”. Działania te – prowadzone zarówno na poziomie rządowym, fundacji prywatnych, jak i przez środki masowego przekazu – wprowadzają wiele zamętu w małżeństwa i rodziny.

„Wielu katolików nie zdaje sobie sprawy, że w świecie toczy się nieprawdopodobna walka przeciw chrześcijaństwu” – zwracał niedawno uwagę Ksiądz Arcybiskup. Jakie przejawy tej walki są szczególnie groźne, jeśli chodzi o rodzinę?
– Obecnie groźnym wyzwaniem jest – lansowana pod płaszczykiem programu równościowego – ideologia genderyzmu. Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki. Pociągające jest również hasło, że wszyscy ludzie są sobie równi i mają prawo do szczęścia. Lecz jednocześnie rodzice często nie uświadamiają sobie tego, że w imię przezwyciężania stereotypów uwarunkowanych kulturowo ukazuje się przy okazji różne modele partnerskie jednopłciowe jako równoważne rodzinie.

„Nie jest tajemnicą – mówił w swoim czasie ks. Prymas Kowalczyk – że analityczna kategoria płci kulturowej znajduje swoje liczne zwolenniczki i zwolenników nie tylko pośród feministek i feministów, ale również wśród przedstawicieli tzw. mniejszości seksualnych. To oni bardzo żywo zainteresowani są sukcesem ’eksperymentu gender’, gdyż staną się jego niewątpliwymi beneficjentami”. Sprzeciw naukowców wobec promocji „standardów równościowych” promowanych przez organizacje międzynarodowe w odniesieniu do środowisk LGBTQ nie jest wymierzony przeciw komukolwiek. Jest raczej wyrazem troski o to, aby stanowienie prawa odbywało się na fundamencie takiej antropologii oraz aksjologii, która nie tyle winna zapewniać przywileje jednostkom czy grupom, ile autentycznie służyć dobru osoby ludzkiej oraz społeczeństwa.

Tymczasem trzeba wyraźnie powiedzieć, że dobre małżeństwa, składające się z mężczyzny i kobiety, i trwałe rodziny są skarbem nie tylko Kościoła, ale także narodu. Sługa Boży kardynał Stefan Wyszyński często przypominał, że naród to „rodzina rodzin”. „Jakie będą rodziny, taki będzie i naród. Gdy rodziny będą zwarte, wierne, nierozerwalne – narodu nikt nie zniszczy” (Zakopane, 1957). Te słowa Prymasa Tysiąclecia nie straciły nic na swej aktualności. Przeciwnie, stały się dzisiaj jeszcze pilniejszym wyzwaniem w trudniejszych dla rodzin czasach. Historia uczy nas, że kryzys rodziny może prowadzić nawet do upadku narodów, kultur, cywilizacji. Starożytna Grecja, Rzym, monarchia frankońska, Cesarstwo Niemieckie upadały wtedy, gdy rodzina popadła w kryzys. Podobnie jak choroba całego organizmu zaczyna się od zaburzeń w funkcjonowaniu małej komórki, tak też choroba państwa zaczyna się od choroby najmniejszej komórki społecznej, jaką jest rodzina.

„Poziom omamienia społeczeństwa przez rządzących jest dziś bardzo wysoki. Dzięki mediom kontrolują oni ludzką świadomość, dlatego tak istotne jest dziś nabycie umiejętności krytycznego spojrzenia na rzeczywistość” – wskazywał niedawno Ksiądz Arcybiskup w jednej ze swoich homilii. Czy to nie określone media stały się narzędziem psucia obyczajów?
– Istotnie, odnosi się wrażenie – zwraca uwagę ks. bp Lepa – że w polskiej mediosferze podważa się wartości chrześcijańskie w sposób zorganizowany. Do takiego wniosku prowadzi refleksja nad strukturą i funkcjonowaniem mediów w Polsce. Wystarczy przypomnieć, że transformacja ustrojowa w 1989 roku doprowadziła do powstania oligarchicznego modelu mediów, który charakteryzuje się niebezpieczną dominacją mediów lewicowych i liberalnych. W rękach tych dwóch ugrupowań politycznych znajduje się prawie 90 procent mediów. Ponadto od 1989 roku wciąż w tych samych rękach pozostają najbardziej opiniotwórcze ośrodki. A przecież nie jest tajemnicą, że środowiska te wręcz z definicji atakują Kościół i wartości chrześcijańskie, gdyż stoją one na przeszkodzie w dążeniu tych środowisk do pełnej dechrystianizacji Polski.

Do tego faktu dochodzi trudność konfrontowania odbiorcy z niespotykaną dotąd lawiną informacji docierających do nas każdego dnia, których przeciętny człowiek nie jest w stanie zweryfikować, często więc przyjmuje je w sposób bezkrytyczny. Potrzeba więc zachęcania ludzi do refleksji nad rzeczywistością i wypracowanie własnego zdania, za które można wziąć odpowiedzialność. Zasadniczym jednak problemem nie są media ani informacje, lecz brak wiary i lekkomyślne traktowanie małżeństwa i rodziny przez nas samych. Brak formacji małżonków. Brak ich osadzenia na silnym fundamencie Słowa Bożego i wynikającego stąd nauczania Kościoła.

Tematem, który najbardziej elektryzuje dziennikarzy w kontekście synodu biskupów, jest wspomniana przez Księdza Arcybiskupa kwestia dopuszczenia do Komunii Świętej osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach. Czy oczekiwanie na jakąś „rewolucję” tu nie jest naiwnością?
– Działanie Kościoła wobec osób znajdujących się w trudnej czy nieuregulowanej sytuacji rodzinnej powinno, owszem, odzwierciedlać miłosierdzie, z jakim Bóg traktuje wszystkie swoje dzieci. Medycyna miłosierdzia winna dążyć do ratowania statku z burzy i zaproponowania rozbitkom troski i niezbędnej pomocy, nie zaś do przyczynienia się do jego zatonięcia. Jeśli nie zrozumie się tej podstawowej intencji, wypaczy się to, co ten synod ma do powiedzenia o sytuacji osób w separacji, rozwiedzionych, o rozwiedzionych żyjących w nowych związkach czy też na temat konkubinatu i związków osób tej samej płci.

Nie ma to jednak nic wspólnego z proponowaniem „katolickiego rozwodu”, którego niektórzy się spodziewają. Gdy idzie o rozwiedzionych, którzy zawarli ponowne związki, jest to sprawa niezwykłej wagi, to decyzja o tym, kto pozostaje w komunii z Kościołem, a kto jest z tej komunii wykluczony. Solidne opracowanie tego problemu opublikowała Kongregacja Doktryny Wiary w 1998 roku (drugie wydanie w 2010 r.) w dokumencie o duszpasterstwie rozwiedzionych, którzy zawarli nowe związki. Trzeba pamiętać – o czym pisał już Wincenty z Lerynu i bł. kard. Jan Henryk Newman – że nauczanie chrześcijańskie ulega rozwojowi. Dogmaty są niezmienne, ale nieustannie pogłębiamy ich rozumienie. W ten nurt rozważań należy wpisać refleksję, do której wezwał nas Papież Franciszek, na temat sytuacji, w jakiej znajdują się we wspólnocie Kościoła osoby rozwiedzione i pozostające w nowych związkach.

Trudne sytuacje związane z duszpasterstwem rodzin rozbitych to obecnie wielkie wyzwanie. Czy nie za mało zwraca się dziś uwagę na związek takiej, a nie innej kondycji małżeństw i rodzin z formacją młodego pokolenia w dziedzinie życia rodzinnego w duchu chrześcijańskich zasad?
– Chrześcijańskie zasady, na których winny opierać się małżeństwa i rodziny, są jasne i przy różnych okazjach przypominane (katecheza, homilie, przygotowanie przedmałżeńskie). Problem sprowadza się raczej do tego, że są one lekceważone w konfrontacji z konsumpcyjnym stylem życia i nastawieniem na życie przyjemne. Hasła, że wszyscy mają prawo do przyjemności, są bardzo nośne, dlatego wielu im ulega, nie dostrzegając związanych z tym zagrożeń.

Ponadto dzisiaj człowiek zdaje się uważać pracę za swoje jedyne poważne zajęcie. Po pracy poszukuje rozrywki i w takim rytmie spędza swój czas. Mało go interesuje to, jaki jest on sam i jaki mógłby być, bardziej interesuje go, ile ma i ile mógłby mieć. Mniej poszukuje prawdy o sobie, bardziej poszukuje prawdy o rzeczach. Zawsze gotów jest doskonalić rzeczy, natomiast niechętnie doskonali samego siebie.

Dlatego tym bardziej potrzebna jest chrześcijańska asceza; umiejętność rezygnacji z wartości niższych ze względu na wartości wyższe. W omawianym przypadku tą wartością, o którą trzeba się troszczyć – nawet za cenę poważnych wyrzeczeń – jest miłość i wierność małżeńska oraz jedność w rodzinie. Dopóki asceza chrześcijańska będzie nam się kojarzyć z bezsensowną rezygnacją z przyjemności, dopóty chrześcijańskie zasady życia będą postrzegane jedynie jako źródło uciążliwości. To właśnie dlatego Papież Franciszek kładzie nacisk na konieczność radosnego głoszenia piękna życia opartego na Ewangelii.

W mediach chętnie mówi się o „problemach rozwiedzionych”, ale już wskazywanie na to, co robić, aby ludzie byli sobie wierni, aby nie dochodziło do zdrad, do rozwodów, jest politycznie niepoprawne…
– Mówieniu o problemach rozwiedzionych mogą przyświecać różne intencje. Jeżeli ktoś pochyla się nad tym, przekonany, że rozwiedzeni są napiętnowani i w różny sposób dyskryminowani, że ich sytuacja emocjonalna i materialna jest trudna, a jednocześnie patrzy się na rozwód jako na coś normalnego, jako na zwyczajny sposób rozwiązywania konfliktów małżeńskich, to wówczas trudno oczekiwać, by mówił o wierności małżeńskiej jako antidotum na omawiane problemy.

Jeżeli natomiast punktem wyjścia dyskusji o problemach rozwiedzionych jest sam dramat rozbitej rodziny, w szczególności dzieci, dramat postrzegany w kontekście wartości wierności i miłości między ludźmi, to wówczas zwrócenie uwagi na faktyczne źródło cierpienia tych ludzi w postaci niewierności, zdrady jest czymś naturalnym.

Kiedyś Ksiądz Arcybiskup powiedział, że chłopak i dziewczyna, podejmując przed ślubem współżycie, sami czynią się niepełnosprawnymi w miłości. Dziś niestety np. mieszkanie młodych razem bez ślubu stało się niemal powszechne. To zaszkodzi kondycji rodziny w przyszłości…
– Wspólne zamieszkiwanie młodych przed ślubem staje się coraz powszechniejsze, chociaż stanowi to samookaleczanie ich miłości. Już sam rozum ludzki podsuwa niemożliwość jego akceptacji, wykazując, jak mało jest przekonywające „eksperymentowanie” na osobach ludzkich, których godność wymaga, aby były zawsze i wyłącznie celem miłości, obdarowania bez jakichkolwiek ograniczeń czasu czy innych okoliczności.

Zwykle takiej sytuacji nie można zmienić, jeśli osoba ludzka nie została wychowana od dzieciństwa do odważnego, z pomocą łaski Chrystusowej, opanowywania budzącej się pożądliwości i do nawiązywania z innymi więzów miłości czystej. Nie osiąga się tego bez prawdziwego wychowania do autentycznej miłości i do właściwego korzystania z płciowości, to znaczy takiego, które włącza osobę ludzką w każdym jej wymiarze, a więc także cielesnym, w pełnię tajemnicy Chrystusa (por. Familiaris consortio, 80).

Trzeba też zwrócić uwagę na jeszcze niebezpieczniejsze zjawisko, jakim jest wspólne zamieszkanie nie tylko przed ślubem, ale w ogóle wykluczenie ślubu w przyszłości. To skutek coraz bardziej rozpowszechnianej „kultury tymczasowości”, przed którą przestrzega Papież Franciszek. Dlatego ważne jest ukazywanie przez Kościół życia i powołania człowieka w perspektywie odwiecznego Bożego planu, za którego realizację jesteśmy odpowiedzialni, by osiągnąć zbawienie.

„Dopóki rodzina nie będzie silna, przyszłość Kościoła i społeczeństwa będzie bardzo niepewna. O tym przede wszystkim powinniśmy pamiętać na synodzie” – powiedział ks. kard. Wilfrid Napier z RPA. Jakie konkretne owoce dla duszpasterstwa rodzin katolickich mogą przynieść obrady synodalne?
– Przyszłość ludzkości idzie poprzez rodzinę! Trzeba więc, by każdy człowiek dobrej woli zaangażował się w sprawę ratowania oraz popierania wartości i potrzeb rodziny. Działania, które może podejmować duszpasterstwo rodzin wobec trudnych wyzwań współczesności, opisane są w jasny sposób w adhortacji „Familiaris consortio”. Obok właściwego przygotowania narzeczonych oraz wykorzystania samego obrzędu ślubu szczególny akcent należy położyć na duszpasterstwo młodych małżeństw, które nie będąc jeszcze gotowe do zaangażowania się w konkretny ruch kościelny, pozostawiane są często samym sobie.

Wśród wyzwań stojących współcześnie przed duszpasterstwem rodzin jest też m.in. pomoc rodzinom zagrożonym rozbiciem i patologią, rodzinom ideologicznie podzielonym oraz rodzinom z osobami starszymi. Ponadto dotarcie do tych, którzy z różnych względów zawierają jedynie związki cywilne. W obszarze szczególnego zainteresowania duszpasterstwa rodzin winny znaleźć się osoby rozwiedzione oraz posiadające dzieci poczęte metodą in vitro. Troska o tę ostatnią grupę jest wyzwaniem złożonym i wymaga szczególnego rozważenia i namysłu.

Ważne jest większe zaangażowanie w pracę z rodzinami chrześcijańskimi, które nie są dotknięte powyższymi problemami, a które również wymagają wielkiej uwagi i troski, aby mogły się jak najlepiej rozwijać.

Potrzeba też właściwego przygotowania alumnów do pracy z rodzinami, istnieje konieczność większego zaangażowania kapłanów w parafialne duszpasterstwa rodzin oraz aktywnego promowania duchowości małżeńskiej.

Papież Franciszek pragnie nadać zbliżającemu się synodowi charakter duszpasterski. Synod ten nie będzie poddawał pod dyskusję nauczania Kościoła, wielokrotnie potwierdzonego w minionych latach w różnych wystąpieniach Magisterium. Chodzi raczej o refleksję nad duszpasterskimi sposobami aplikacji tego nauczania i nad tym, w jaki sposób na nowo je proponować, zaczynając choćby od nowego języka.

Czy możemy liczyć na blog Księdza Arcybiskupa z synodu, tak jak to było w 2012 roku?
– Jeśli to będzie możliwe, postaram się coś przekazać. Nie wiem natomiast, co z biegu obrad będzie objęte tajemnicą.

Dziękuję za rozmowę.


2. Komunia dla rozwiedzionych?  Ks. prof. Czesław S. Bartnik

http://www.naszdziennik.pl/wp/101415,komunia-dla-rozwiedzionych.html
Od 5 do 19 października 2014 r. będzie obradował w Watykanie synod biskupów poświęcony rodzinie. Omawiany będzie m.in. trudny problem, czy i ewentualnie pod jakimi warunkami rozwiedzeni i żyjący w nowych związkach cywilnych mogliby przyjmować Komunię Świętą, będąc bez ślubu kościelnego. Jest to problem wielki, gdyż z jednej strony prawo kościelne takim ludziom Komunii zabrania, a z drugiej w niektórych krajach niemal co trzecie małżeństwo się rozpada i ludzie ci są pozbawieni tego istotnego dla życia religijnego daru Chrystusowego.

Sakrament małżeństwa
Małżeństwo w Kościele katolickim to trwały i nierozerwalny (jeśli był ważny) związek kobiety i mężczyzny, dopełniający całe ich życie wspólne i stanowiący podstawową komórkę społeczeństwa, zarówno w państwie, jak i w Kościele. Występowało ono od początków znanej nam historii ludzkiej, choć przybierało różne formy społeczne czy obrzędowe, m.in. była poligamia, czyli wielożeństwo (wiele żon jednocześnie), albo i poliandria, czyli wielomęstwo (jedna żona, a wielu mężów). Chrystus Pan nauczał, że według zamysłu Stwórcy miała być tylko monogamia (jeden jedyny mąż i jedna jedyna żona), gdzie kobieta i mężczyzna mieli stanowić „jedno ciało”, czyli „jednego człowieka” (Mk 10-5-8; Mt 19,4-6; Rdz 1,27; 2,24). Dla Żydów Mojżesz zgodził się na poligamię ze względu na „zatwardziałość ich serc” (Mk 10,5; Mt 19,8). W łonie przyrody Bóg stworzył człowieka dwupłciowego dla dobra biogenezy, rozwoju psychicznego, społecznego i duchowego.

Według nauki Chrystusa, wolą Boga jest nie tylko, by małżeństwo było monogamiczne, lecz także nierozerwalne, tak że jeśli ktoś świadomie i w sposób wolny małżeństwo rozrywa, to łamie wolę Boga, grzeszy przeciw Niemu, a także przeciw społeczności ludzkiej. „Faryzeusze pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając [Jezus] zapytał ich: ’Co wam nakazał Mojżesz?’. Oni rzekli: ’Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić’. Wówczas Jezus rzekł do nich: ’Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę; dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!’. W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: ’Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo’” (Mk 10,2-12. Por. Mt 5,31-32; 19,3-9; Łk 16,18).

U Mateusza (5,32; 19,19) są wtrącone słowa: kto oddali swoją żonę „z wyjątkiem przypadku nierządu – porneia”… Otóż liczne Kościoły wschodnie słowo „porneia” tłumaczyły jako „cudzołóstwo”. Stąd przyjmowały rozwód kościelny w przypadku cudzołóstwa i w konsekwencji możliwość drugiego i następnych ślubów kościelnych. Tymczasem badania przyznały rację Kościołowi katolickiemu, że „porneia” oznacza „kazirodztwo”.

A to jest zasadnicza różnica. W owym czasie bowiem wśród pogan na Bliskim Wschodzie był zwyczaj zawierania małżeństw nawet z najbliższymi krewnymi, co było niezgodne z prawem Bożym. Stąd ów wtręt należy tłumaczyć następująco: „z wyjątkiem przypadku związku kazirodczego”, czyli nieważnego i tak, niezgodnego z wolą Bożą (J. Bonsirven, J. Homerski). Dlatego cudzołóstwo nie rozrywało małżeństwa samo z siebie, była możliwa pokuta i przebaczenie, a jeśli nie, to separacja. Rozwód kościelny mógł być, choć niepolecany, tylko wtedy, gdy jedna strona była pogańska i nieochrzczona (tzw. przywilej Pawłowy: 1 Kor 7,15-16).

Pierwotne chrześcijaństwo wyniosło małżeństwo bardzo wysoko. Uznało je za sakrament, ustanowiony w Kanie Galilejskiej (J 2,1-11) i odwzorowujący zaślubiny Chrystusa z Eklezją (Kościołem) (Ef 5,22-37; Kol 3,18-19; 1 P 3,1-7). Jest to sakrament miłości między mężem i żoną oraz ich obojga z Bogiem i zarazem sakrament przymierza na zawsze między mężem a żoną oraz ich obojga z Bogiem. Nie jest to więc związek tylko cielesny czy tylko emocjonalny, lecz przede wszystkim całoosobowy: umysłowy, duchowy, moralny, społeczny i twórczy, niejako związanie dwóch światów w jeden, z zachowaniem oczywiście swoich właściwości, zadań, cech, godności i wolności. Po dwóch niespełna tysiącach lat św. Jan Paweł II określi małżeństwo jako „communio personarum”, czyli jako „komunię osób”, będącą pełnym darem jednej dla drugiej, a razem odniesionych ku Bogu. Bóg daje im i ich rodzinie szczególną łaskę sakramentalną, która ich uświęca i wspiera w wypełnianiu wszystkich zadań doczesnych i religijnych. Sakramentu udzielają oni sobie nawzajem, ale w łonie Ciała Mistycznego Jezusa, czyli w łonie Kościoła, i dlatego ślub jest zawierany w obecności czynnika kościelnego (bez niego mógł być zawarty tylko w sytuacji ciężkiego prześladowania Kościoła, np. w Związku Sowieckim).

U wielu ludzi budzi, zwłaszcza dziś, pewien sprzeciw nierozerwalność małżeństwa „aż do śmierci”, ale to czyni właśnie sakramentalność małżeństwa i radykalizm ewangeliczny. Dla wielu Kościołów prawosławnych powtórne małżeństwo ma być sprzeczne z Ewangelią, ale jest dopuszczalne – jak za Mojżesza – ze względu na „słabość ludzką”. Ten drugi ślub nie jest już uroczysty. Po zawarciu drugiego wymaga się pokuty i powstrzymania się od Komunii przez kilka lat. Podobnie „pokutuje się” po trzecim małżeństwie, dopiero czwarte jest zakazane. Przy czym uważa się, że Komunia gładzi wszystkie grzechy, także związane z rozwodem, nawet bez spowiedzi. Wschód ma inną logikę. We wspólnotach protestanckich małżeństwo nie jest sakramentem, tylko zwykłym religijnym aktem wiary w Stwórcę, ale seks pozamałżeński jest grzechem. Jednak coraz szerzej jest przyjmowana antykoncepcja, aborcja, in vitro i szerzą się ogromnie rozwody. Dla jednych i drugich rozwód nie jest żadną przeszkodą do przystępowania do Stołu Pańskiego, a jednak i to jest teraz niezmiernie rzadkie.

Komunia Święta
Eucharystia spełniona w Komunii, czyli przyjęciu Ciała i Krwi Pańskiej, daje człowiekowi wierzącemu udział w życiu Bożym Trójcy Świętej i Bóg udziela się człowiekowi ze swoją uprzedzającą miłością. Tak tworzy się jedno Ciało z Chrystusem. Komunia wymaga stanu łaski, gładzi grzechy lekkie, nie ciężkie czy śmiertelne, i jest samym szczytem życia religijnego (KKK nry 1391-1401). Wierny przystępujący do Komunii musi mieć wiarę, że jest w niej realnie, choć na sposób misterium, osoba Jezusa Chrystusa, musi być ochrzczony i być w stanie łaski: „kto bowiem spożywa i pije, nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije” (1 Kor 11,29).

Wykluczeni są od przyjęcia Komunii: niebędący w stanie łaski, czyli żyjący w grzechu śmiertelnym (1 Kor 11,29; 5,1.5), nieochrzczeni, niezłączeni z Kościołem, publiczni grzesznicy – „bez szaty godowej” (Mt 22,12), wierni ekskomunikowani i obłożeni interdyktem po wyroku, wierni po rozwodzie cywilnym, którzy zawarli inny związek cywilny oraz żyjący tylko w związkach małżeńskich cywilnych, w związkach wolnych i na próbę (Familiaris consortio nr 82 i 84), a wreszcie masoni i im podobni, członkowie i zwolennicy partii nieuznających wartości religii i zwalczających chrześcijaństwo oraz Kościół (ks. prof. Czesław Krakowiak). W przypadku grzechu ciężkiego przed Komunią obowiązuje spowiedź.

Co do interkomunii, to – krótko mówiąc – Kościół katolicki przyjmuje do Komunii prawosławnych bez zastrzeżeń, protestanci zaś powinni wyznać wiarę w obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Kościół godzi się także na przystępowanie katolików do Komunii w cerkwi, tyle że prawosławni nie chcą dopuszczać katolików, uważając nas za heretyków. Nie wolno natomiast katolikom przystępować do Stołu Pańskiego u protestantów, ponieważ oni nie uznają realnej obecności Chrystusa w Eucharystii i nie mają sakramentu kapłaństwa. Kościół katolicki nie pyta jednych i drugich o stan łaski, prawdopodobnie zakłada, jak niektórzy prawosławni, że Komunia gładzi wszystkie grzechy.

Problemy z Komunią dla rozwiedzionych
Mówimy tu, oczywiście, o żyjących w nowych związkach małżeńskich. W związku z Komunią nasuwają się następujące problemy:
1. Jeżeli nie było kanonicznego orzeczenia nieważności poprzedniego małżeństwa kościelnego, to nowy związek jest sprzeczny z prawem Chrystusowym i zaciąga ciężką winę, której – według całej tradycji katolickiej – sama Komunia Święta nie gładzi. Może to mieć miejsce jedynie przy Wiatyku, gdy spowiedź jest już niemożliwa. W normalnych warunkach spowiedź nie ma sensu, gdyż spowiadający się musiałby zmienić swoje życie i zerwać ten nowy związek, żeby otrzymać rozgrzeszenie. Owszem, niektórzy powiadają, że wystarczy, gdy obie osoby będą żyły jak brat z siostrą, ale to nierealne i powodowałoby wielki kompleks życiowy.

2. Jak można dopuszczać do Komunii np. człowieka, który jest znany w danym środowisku jako nieżyjący w związku sakramentalnym? Czy to nie niszczy całej dyscypliny sakramentalnej, liturgicznej i moralnej? Ktoś np., kto opuścił swoją pierwszą żonę ze wspólnymi dziećmi i związał się z jakąś „pierwszą i prawdziwą swą miłością życia”, może przystępować jednocześnie z porzuconą do Komunii Świętej, dokonując najwyższego aktu komunii z Chrystusem? Czy ze strony Kościoła nie byłoby to nobilitowanie bluźnierstwa? Owszem, może winę za rozpad małżeństwa ponosić druga strona, porzucona, ale kto to rozsądzi w akcji liturgicznej.

3. Ewentualna praktyka dawania Komunii Świętej rozwiedzionym prowadzi wprost do degradacji, a nawet i do zniesienia sakramentu małżeństwa. Dla katolików sakrament małżeństwa nie jest li tylko zwykłym rytem prawno-liturgicznym, ale trwałym znamieniem łaski Bożej i komunii z Chrystusem. Degradacja sakramentu małżeństwa pociąga za sobą z koniecznością także redukcję Komunii Świętej do jakiejś czynności zwyczajowej czy nawet magicznej, co robią nieraz z Komunią wyznawcy innych religii. Albo Komunia w tym przypadku miałaby być tylko rodzajem świeckiej nobilitacji wobec otoczenia.

4. Komunia dla rozwiedzionych i żyjących w związku niesakramentalnym aprobowałaby rozerwalność małżeństwa sakramentalnego. Małżeństwo sakramentalne jest wtedy sprowadzane do zwykłego świeckiego kontraktu na określony czas. Wpływa to także bardzo ujemnie na dzieci tych ludzi, jeśli są one świadome sytuacji. Komunia taka degraduje w ich oczach samą Eucharystię, sakrament małżeństwa i Kościół. Widzą one to wszystko jako grę i życiową kombinację. Również nie usprawiedliwia tego „silne, sentymentalne pragnienie Chrystusa” u ludzi bardzo sentymentalnych, bo to przywodzi na myśl także usilne pragnienie dziecka z in vitro, co jest po prostu skrajnym i grzesznym egoizmem, bo po trupach innych.

5. Z kolei taka praktyka Komunii niweczy poczucie grzechu, przede wszystkim w dziedzinie seksu, a w konsekwencji degraduje sakrament pokuty, w tym spowiedzi. Nakłada się na to przede wszystkim współczesny duch libertynizmu, hedonizmu i egoizmu. Już w latach 60. ub. wieku, tuż po soborze, który nieraz odbierano jako zwolnienie z dyscypliny seksualnej, spowiadający się we Francji, Belgii, Holandii nie wyznawali już swoich grzechów, a tylko mówili: „Prowadzę życie niepogłębione religijnie”. To wszystko! Zresztą dziś uciera się zwyczaj Komunii bez spowiedzi w ogóle. Sami święci! A więc problem rozwodników wiąże się ściśle z głębokim upadkiem religijnym całego społeczeństwa w ogóle i nie można go traktować wyimkowo.

6. Komunia zbyt „łatwa” i bez dyscypliny moralnej ulega spowszednieniu, a nawet profanacji. Oto niektóre wspólnoty katolickie sprowadzające sakramenty i religię do samego sentymentu, do szukania „błogostanu” uczuciowego, zbierają się gdzieś w piwnicy z kapłanem lub i bez niego, zapalają świece, biorą wielki jak stół placek, łamią po kawałku i „rozkoszują się bliskością Pana”, przy czym opowiadają różne pseudoreligijne brednie. Dzisiaj coraz częściej chce się religii czysto irracjonalnej, odpowiednio do wielkiego irracjonalizmu współczesnego życia duchowego.

7. Sakramentalny charakter zarówno Eucharystii, jak i małżeństwa stanowi podstawowy element całej konstrukcji kościelnej od początku. Jego pomniejszenie, a zwłaszcza odrzucenie, rujnuje całą logikę Kościoła katolickiego, strukturalną i duchową. Wprowadzenie praktyki Komunii dla łamiących wolę Chrystusa nie ogranicza się bowiem tylko do poszczególnych par, lecz rzutuje na całą społeczność Kościoła, który szybko musiałby przejść albo na humanizm protestancki, albo na nieokreśloność Wschodu, albo na instytucję czysto charytatywną. W tej postaci to do Komunii musiałyby być dopuszczane także osoby żyjące w związkach partnerskich i homoseksualnych i byłoby to dla nich jeszcze łatwiejsze niż dla nieformalnych związków heteroseksualnych.

8. I wreszcie mogłoby to być jakimś ustępstwem wobec ogólnoświatowej akcji, jaką od połowy XX wieku rozwijają liberałowie, trockiści i neolewica, by całe życie społeczeństw objąć m.in. skrajną seksualizacją, wyrzucić z niego całkowicie „surową” etykę katolicką i zrujnować doszczętnie sam Kościół. Niestety, ta powszechna akcja osiąga duże rezultaty i wpływa nawet na samo duchowieństwo. Takie sterowane zresztą przez właścicieli tego świata mentalności destruktywne kształtują nieraz ducha całych społeczeństw. Dziś już małżeństwo żyjące wysoko etycznie bywa często publicznie zawstydzane. I tak libertynizm seksualny jawi się jako poważna herezja współczesna, bo jest ona nie tylko praktyką, ale przede wszystkim doktryną.

Z problematyki pastoralnej
Praktyka udzielania Komunii Świętej osobom żyjącym w związkach nieformalnych w Kościele pojawiła się w Niemczech tuż po Soborze Watykańskim II. Na razie nie w formie ciągłej, lecz w szczególnych okolicznościach, np. przy okazji Pierwszej Komunii Świętej dzieci. Potem udzielano też Komunii „z potrzeby żywej religijności”, jednak nie w swoim kościele, żeby „nie gorszyć” swojego otoczenia. Taka praktyka duszpasterska przenikała także, choć po cichu i wyjątkowo, i do Polski.

Kiedy w Niemczech praktyka ta przybrała szerokie rozmiary, św. Jan Paweł II zakazał jej specjalnym listem skierowanym do biskupów niemieckich. Wówczas listu nie przyjęli biskup Rottenburga – Stuttgartu Walter Kasper oraz biskup Moguncji Karl Lehmann. Żeby jednak nie doprowadzić do wielkiego konfliktu z Episkopatem Niemiec, Jan Paweł II po pewnych ich gestach obu uczynił dyplomatycznie kardynałami. Jednakże do dziś Jan Paweł II i popierający go Benedykt XVI są krytykowani jako zbyt „surowi”. Ale, jak widzimy, praktyka udzielania Komunii ludziom bez uregulowania statusu sakramentalnego, choć przyhamowana, nie przyniosła rozwoju religijności w Niemczech, lecz raczej przyczyniła się do dalszego jej upadku.

Jednocześnie we Francji, też ciągle niespokojnej intelektualnie, próbowano innych rozwiązań. A mianowicie część kanonistów zaczęła głosić, że sakrament małżeństwa nie dokonuje się od razu w momencie ślubu, lecz dopiero zaczyna się rodzić i może dojrzewać do właściwego stanu, zwłaszcza co do nierozerwalności, przez całe lata, 10, 20 i więcej. A zatem sakrament może dojrzeć do swego znaczenia, a może nie dojrzeć. Toteż przed pełnym „dojrzeniem” można wszystko zerwać i „zaczynać” nowe małżeństwo. Oczywiście i te poglądy Watykan odrzucił.

Dziś modne się stało powoływanie się we wszystkim na Miłosierdzie Boże jako „największy przymiot Stwórcy”. Jednak i Miłosierdzie nie może być wyjęte z całości. Za Gomułki krążył wśród studentów taki kwiz: Czym się różni Gomułka od Pana Boga? Odpowiedź by była taka: Pan Bóg jest nieograniczenie miłosierny, a Gomułka jest niemiłosiernie ograniczony.

Ale poważnie. Idea Miłosierdzia Bożego jest bardzo istotna i jest łaską dla naszych czasów szczególnie. Ale bywa nadużywana. Znamy choćby takie „miłosierne” zdanie, że „Bóg kocha cię takiego, jakim jesteś”, co sugeruje, że Bóg kocha z powodu grzechów, a nie pomimo grzechów, czyli im więcej będziesz grzeszył, tym bardziej Bóg będzie cię kochał, bo ty jesteś tego wart jako ty. Podobnie miłosierdzie ma dziś zastępować dawną apokatastazę, czyli naukę, że wszyscy ostatecznie będą zbawieni, łącznie z szatanem. Miłosierny Bóg ma to uczynić, choćby te istoty nie chciały zbawienia.

Niewątpliwie nadchodzą czasy i dla Kościoła, żeby żył bardziej Miłosierdziem Bożym i swoim. Wszystkie niemal religie świata ulegały z wiekami pewnej humanizacji, personalizacji, łagodnieniu, ociepleniu. Wiemy np., że i w Kościele katolickim bardzo łagodnieją różne prawa, np. dyscyplina postu, taktyka rządzenia, wolność osobista itd. Tak się ma także dyscyplina prawna w ogóle. Miłosierdzie zatem staje się szczególną łaską czasu. Ale miłosierdzie i rozwój nie rozbijają istoty religii i Kościoła. Nie możemy doprowadzić do całkowitego subiektywizmu religijnego i do emocjonalizmu, a także do schlebiania słabości, błędom i bezprawiu. Chrystus nie może być uważany za „kumpla” albo lud Kościoła za nauczyciela Chrystusa, jak chcą niektórzy katolicy liberalni.

Przykładem takiej mentalności jest dzisiejsza forma uczenia w szkole: to nie nauczyciel naucza dzieci, jak mówi samo słowo „nauczyciel”, lecz uczeń uczy nauczyciela. Jest to wariactwo pedagogiki liberalnej. Trzeba i w Kościele posłuchać sentencji Papieża św. Leona Wielkiego (zm. 461): populus est docendus, nonsequendus – lud trzeba nauczać, a nie za nim iść (Ep XII). Jakkolwiek więc każda wielka epoka Kościoła wnosi jakieś nowe światło w tłumaczeniu Objawienia, to jednak nie nauczają nas słabości ludzkie, lecz zawsze Chrystus. Dlatego też żadna ankieta nie może być ważniejsza od Pisma Świętego.

Jak widzimy już po tej próbce, problem Komunii dla rozwiedzionych i żyjących w innych związkach jest bardzo ciężki i wieloaspektowy. Z jednej strony – waga Eucharystii jako „matki sakramentów”, a z drugiej strony – sakramentalne przykazanie Chrystusa i cierpienie rozwiedzionych osób szczerze religijnych. A do tego dochodzi słabnące coraz bardziej wartościowanie obu sakramentów. Z duszpasterstwa wiemy dobrze, że coraz częściej osoby kohabitujące ze sobą nie chcą ani Eucharystii, ani ślubu kościelnego, choć nie mają żadnych przeszkód. Zapytani odpowiadają: „O, jakoś tak wyszło!”. Trzeba odradzać w ogóle ducha religijności, wiary, miłości i prawości.

Toteż myślę, że należy w naszym temacie zachować przede wszystkim wolę Chrystusa co do małżeństwa. Rozwiedzeni nie są przecież wykluczeni ani z życia religijnego, ani z Kościoła. Nie są pozbawieni wielkich darów Bożych. Mogą prowadzić życie chrześcijańskie, społeczne, modlitewne, misyjne, charytatywne i kulturalne w duchu chrześcijańskim. Jeśli pozostają religijni, to stają się mądrzejsi życiowo, bardziej pokorni, prawdziwi, refleksyjni i może bardziej serdecznie tęsknią za Chrystusem. Innym pokazują, że Kościół i religię traktują poważnie i posłusznie. A swoim dzieciom i bliskim pokazują, jak różnorakie i różnoważne są losy człowiecze i, jeśli trzeba, przestrzegają przed ich komplikacjami.

A przede wszystkim mogą prosić Boga o łaskę skruchy za swe ewentualne winy i słabości, a głównie o łaskę doskonałej miłości Boga, która to miłość gładzi grzechy, nawet ciężkie, tyle że trzeba je kiedyś wyznać na spowiedzi.

Przez chrzest i bierzmowanie otrzymali przecież ducha Bożego: „Nie otrzymaliście przecież – mówi Pismo – ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów /za dzieci/, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze, Tato!” (Rz 8,15. Por. Ga 4,6). I możemy w każdym stanie powtarzać za Jezusem: „Abba, Tato, dla Ciebie wszystko jest możliwe, lecz nie to, co ja chcę, ale to, co Ty, niech się stanie” (Mk 14,36).

Jeśli chodzi o metody duszpasterskie, to warto sięgnąć i do wybitnych metod nawet pogańskich. Mam tu na myśli czasy upadku republiki rzymskiej i postępowanie Cezara Augusta Oktawiana (30 przed n.Chr. – 14 po n.Chr.). Tamta faza dziejów Rzymu była podobna do naszej dziś. Wśród wyższych sfer Rzymian degeneracja moralna i kulturalna dogłębna. Wojny domowe, szał walki o władzę, godności i zaszczyty. Mordy między rodami. Powszechne uprawianie seksu i rozpusty. Niemal powszechne i wielokrotne rozwody. A także częste unikanie zawierania małżeństw. Unikanie potomstwa, aborcja, jeśli już dziecko, to raczej tylko jedno, najwyżej dwoje, i to właśnie u bogatych. Ucisk ubogich i niewolników. Rozboje i kradzieże. Oszustwa handlowe i ograbianie krajów podbitych lub skonfederowanych. Ucisk chłopów. Brak własnych ludzi na żołnierzy, trzeba ich najmować od barbarzyńców.

A jednak Cezar August tak odrodził Państwo Rzymskie, że nastała długa Pax Romana i imperium nabrało mocy na dwieście czy trzysta lat. Jak to zrobił? Mówiąc krótko: dzięki mocnej osobowości, przez stanowienie mądrych praw, przez odrodzenie małżeństwa i rodziny rzymskiej, przez odrodzenie religijności, podniesienie dyscypliny i moralności, przez podnoszenie kultury i sztuki, budzenie ducha patriotyzmu rzymskiego i przez rozwinięcie karnej armii. W każdym razie było to działanie integralne, nie tylko na jednym izolowanym odcinku, i bez kompromisów w stosunku do zdegenerowanych klas.

Podobnie i dziś w Kościele problem Komunii prowadzi do problemu małżeństwa, problem małżeństwa do problemu całej rodziny, problem rodziny do problemu społeczeństwa, problem społeczeństwa do problemu bardzo zdegenerowanego państwa, problem państwa do problemu religii i Kościoła. Przychodzi konieczność odrzucenia ateistycznych i przeważnie niemoralnych państw dzisiejszych, by utworzyć autentyczne państwa. Bo dopiero prawdziwa współpraca państwa i religii może się przyczynić do rozwoju i postępu ludzkości w dziedzinie materialnej i zarazem duchowej.

Walka państwa z religią i walka religii z państwem prowadzą do upadku współczesnego świata. Ale i religia musi być godna. Pojawienie się współcześnie terroryzmu w imię Boga jest wielką tragedią i samobójstwem dla islamu i niektórych innych religii. Ale i coraz liczniejsze państwa na świecie robią się znów terrorystyczne wobec religii i Kościołów, przypisując sobie przy tym atrybuty boskie. Wydaje się jednak, że do rozwiązywania nowych wielkich problemów, zwłaszcza etycznych, będzie potrzebny nowy sobór, który by dopełnił Vaticanum II.




3. Klucz do pokoju. Autor: Anna Kołakowska

http://www.naszdziennik.pl/wp/101421,klucz-do-pokoju.html

Dajcie mi milion rodzin odmawiających Różaniec, a świat będzie uratowany” – powiedział św. Pius X.

Z różańcem nie rozstawała się matka bł. ks. Jerzego Popiełuszki, która – jak sama mówiła – jego tajemnicami mierzyła czas i odległości. W jednym z wywiadów matka ks. Jerzego powiedziała: „Co widział w domu, to sam robił. Jakie ziarno zasiejesz, takie plony zbierasz”.

Do wspólnej modlitwy, szczególnie tej na różańcu, zachęcał nas wielokrotnie św. Jan Paweł II. Przypominając, że dawniej zwyczaj codziennego odmawiania Różańca w rodzinie był powszechny. Mówił do nas: „Jak dobroczynne owoce przyniosłaby ta praktyka także dzisiaj! Maryjny Różaniec oddala niebezpieczeństwa rozpadu rodziny, jest niezawodną więzią jedności i pokoju”.

Wiedzą o tym ci, którzy tę modlitwę praktykują. – Dla nas jako małżonków wspólna modlitwa jest jakimś sposobem na życie. Rozważania kolejnych tajemnic z życia Pana Jezusa i Maryi dają nam odpowiedź na wiele problemów naszego życia. Klękanie do wspólnej modlitwy bardzo łączy i jednoczy całą naszą rodzinę – mówi Małgosia Półtorak.

Siedemnastoletni syn Małgosi i Tomka – Filip ujmuje mnie nie tylko swoim serdecznym i szczerym uśmiechem, ale też tym, że kiedy rodzice każą mu coś zrobić, robi to natychmiast, bez narzekania, a co więcej, rodzice nie muszą mu przypominać o jego domowych obowiązkach – on sam o nich pamięta (czego byłam wielokrotnie świadkiem).

Starszy syn – Kacper, który od kilku już lat mieszka poza domem rodzinnym, nigdy nie zapomina o niedzielnej Mszy św. i nie zaniedbuje pacierza. Bywało też czasami i tak, że gdy przyjeżdżaliśmy do naszych przyjaciół w odwiedziny, to klękaliśmy do Różańca razem. – Najważniejsze jest to, że udało się naszym dzieciom zaszczepić wiarę. Wspólna modlitwa różańcowa to wielka pomoc w wychowaniu dzieci. Jest ona dla nas tarczą ochronną przy wszystkich błędach wychowawczych, które popełniamy, a jednocześnie przy błędach, które popełniają nasze dzieci – wyjaśnia Małgosia.

Zjednoczeni różańcem
Przed laty, gdy zmarł ojciec naszej koleżanki z sąsiedztwa, odmawialiśmy w domu zmarłego Różaniec Święty za jego duszę. W rodzinie Bożeny Redkiewicz wspólna modlitwa jest czymś naturalnym. Nasz dorastający syn, patrząc na modlące się w skupieniu siostrzenice koleżanki, zażartował, że szkoda ich do zakonu – takie ładne. Do zakonu nie poszły. Założyły szczęśliwe, kochające się rodziny, w których także praktykowana jest wspólna modlitwa.

W tej rodzinie, gdzie jest dużo dzieci, które dopiero co weszły w dorosłość albo właśnie w nią wchodzą, nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby żyć w związku niesakramentalnym – ale też praktyka codziennej modlitwy różańcowej rodziców w intencji dzieci towarzyszy im od wielu lat.

– Mama wychowywała nas, modląc się na różańcu i powierzając nas Maryi – wspomina Bożena. – Babcia mieszkała z nami i też się modliła na różańcu, u nas modlitwa ta przechodzi z pokolenia na pokolenie – dodaje.

– Modlitwa różańcowa jest egzorcyzmem – mówi Mirka, kuzynka Bożeny. – Tam, gdzie w naszej rodzinie rodzice modlą się za dzieci, tam widzę nie tylko opiekę, np. w chorobie i codziennym życiu, ale też nie ma problemu z przekazywaniem wiary dzieciom przez rodziców. Dzieci nie buntują się przeciwko uczestniczeniu we Mszy św. czy klękaniu rano i wieczorem do pacierza. Dzięki modlitwie w rodzinie i otoczeniu nią naszych dzieci zawsze znajdziemy z nimi wspólny język – zauważa.

Nie ominęły tej rodziny najróżniejsze nieszczęścia i choroby, ale jak mówi jedna z sióstr Bożenki – Bernatka, łatwiej przez nie przejść.

– Modlitwę różańcową lubiłam od dziecka i ta modlitwa zawsze mi pomagała. Może nie zawsze byłam wysłuchana tak, jak się spodziewałam, ale mam przekonanie, że sprawy, które zawierzałam, zawsze szły ku dobremu. Mam też takie poczucie, że dzięki modlitwie wstawienniczej za dzieci mogę być o nie spokojniejsza, bo Matka Boża je uchroni, nawet jeśli popełnią jakieś błędy. Jeśli kiedyś zbłądzą, to Matka Boża na pewno ich nie zostawi. Pamiętam, jak mama modliła się za swoją chrześniaczkę, z którą w pewnym momencie były bardzo duże problemy, a dziś jest już zupełnie innym człowiekiem. Nawróciła się, ugruntowała w sobie wiarę i jest w świeckim zgromadzeniu zakonnym – opowiada Bernatka.

Dzieci Bernatki, ale też pozostałego jej rodzeństwa, z pewnością odbiegają od stereotypu zbuntowanych, często rozwydrzonych, nieposłusznych nastolatków – ale co widziały w rodzinie połączonej paciorkami różańca, to same robią.

Róża za dzieci
Małgosia i Tomek Ossowscy mają sześcioro dzieci. Kiedy przed kilkunastu laty po raz pierwszy złożyliśmy im wizytę, najstarsza córka miała nie więcej niż czternaście lat, ale wszystkie dzieci tak się krzątały, że w mig był nakryty stół. Miło było patrzeć na tę gromadkę zawsze grzeczną, uprzejmą wobec innych i siebie nawzajem. – Moja mama zawsze modliła się za nas na różańcu i ja, biorąc z niej przykład, robię to samo. Widzę, jak bardzo wspólna modlitwa scala naszą rodzinę, ale też jak wiele łask z niej płynie. Należę do róży różańcowej rodziców za dzieci i uważam, że modlitwa za dzieci jest najlepszą pomocą pedagogiczną w ich wychowaniu.

Do róży różańcowej rodziców za dzieci należy także inny mój znajomy – Paweł Wąsowicz. Gdy jego koledzy narzekają na swoje pociechy i pytają Pawła, dlaczego jego dzieci są takie grzeczne, dobrze ułożone, mądre, on odpowiada: „Bo ja się za nie modlę”.

Paweł jest przekonany, że właściwe wychowanie dzieci zawdzięcza modlitwie różańcowej i zawierzeniu ich poprzez tę modlitwę opiece Matki Przenajświętszej.

– Widać, że otrzymują błogosławieństwo Matki Bożej na co dzień – podkreśla. – Nie musimy dzieci zmuszać do modlitwy czy uczestniczenia w Eucharystii. Ale tak też było u mnie w domu i do tej pory często modlimy się z moją mamą i dorosłymi braćmi – uzupełnia.

Do róży różańcowej rodziców za dzieci można się zapisać nie tylko w swojej parafii, ale też przez internet. Obecnie istnieje w Polsce 600 róż, w których za swoje dzieci modli się ponad 12 tys. rodziców.

Modlitwa różańcowa ma szczególną rolę w uświęcaniu rodzin. W 1942 r. amerykański duchowny, ojciec Peyton, wobec ogromu nieszczęść i spustoszenia moralnego wywołanego II wojną światową, utworzył Krucjatę Różańca Rodzinnego. Do modlitwy na różańcu szczególnie zachęcał rodziny żołnierzy i ich samych. Wojna się skończyła, ale potrzeba modlitwy w rodzinach i za rodziny jest nieustająca, dlatego ojciec Peyton mówił: „Wspólny Różaniec daje mężowi i żonie kilka chwil na odcięcie się od świata i przebywanie sam na sam z Bogiem oraz na zdanie sobie sprawy, czego Niebo oczekuje od nich jako męża i żony, ojca i matki. Daje im czas na ożywienie szacunku do siebie oraz świadomość swojej godności. Daje także ciszę potrzebną, aby zapomnieć zdenerwowania i przebaczyć urazy, które powstały w ciągu dnia… Jeśli mąż i żona wezmą do ręki różaniec i codziennie wraz z dziećmi uklękną i podniosą wzrok do Boga, prosząc o błogosławieństwo, to wtedy umocni się jedność rodziny. Powiększy się zrozumienie, cierpliwość, zespolenie. To utrzyma w rodzinie wzajemną miłość. Te dobrodziejstwa sięgną daleko poza granice domu. Gdy bowiem pokój zapanuje w rodzinie, to zapanuje też na całym świecie”.

W Polsce Krucjata Różańca Rodzinnego rozwija się od 1961 roku. Był to czas, kiedy komuniści rozpoczęli drugą ofensywę przeciwko Kościołowi. W tej walce włożyli ogromny wysiłek w oderwanie od Kościoła młodzieży i ateizację Polski. Wówczas to na zakopiańskich Krzeptówkach w kaplicy Księży Pallotynów została poświęcona przez ks. bp. Karola Wojtyłę figura Matki Bożej Fatimskiej, która stamtąd wyruszyła na peregrynację po Polsce. Tej peregrynacji towarzyszyły rekolekcje, a w ich program księża pallotyni wpisali rozszerzanie Krucjaty Różańca Rodzinnego. W tamtych czasach była to jeszcze krucjata tajna, ukryta przed władzami, ale w jej szeregi wstępowało bardzo wiele polskich rodzin. Również dziś pod sztandar Krucjaty Różańca Rodzinnego, poświęcony przez Ojca Świętego, zgłaszają się rodziny z całej Polski. Koordynatorem Krucjaty jest Sekretariat Fatimski przy sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach.

Zwycięstwo przez Maryję
Kardynał August Hlond zapisał w swoich notatkach prorocze słowa: „Różaniec jest jedyną bronią, której Polska używając odniesie zwycięstwo […], on uratuje Polskę od tych strasznych chwil, jakimi może narody będą karane za swoją niewierność względem Boga. Maryja obroni świat od zagłady zupełnej. Całym sercem wszyscy niech zwracają się z prośbą do Matki Najświętszej o pomoc i opiekę pod Jej płaszczem”.

Historia dostarcza wielu przykładów niezwykłej siły i skuteczności modlitwy różańcowej i różańcowych zwycięstw, jak choćby zwycięstwo Ligi Świętej nad Turkami w bitwie morskiej pod Lepanto w 1571 r. czy różańcowe zwycięstwo nad reżimem wojskowym na Filipinach odniesione w 2005 r., gdzie na wezwanie ks. kard. Jaima Sina w alei Objawienia w Manili modliło się z różańcem w ręku dwa miliony Filipińczyków. Krwawy reżim Markosa upadł w ciągu kilku godzin! W Polsce, w której modlitwa różańcowa była zawsze gorliwie praktykowana, szczególnie w czasach trudnych dla naszego Narodu, przed kilku laty została utworzona Krucjata Różańcowa za Ojczyznę. Wystarczy zmówić jedną dziesiątkę Różańca w intencji „Polski wiernej Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz o wypełnienie Ślubów Jasnogórskich Narodu”.

O tę wierność prosił nas wielokrotnie Prymas Tysiąclecia Stefan kardynał Wyszyński, ale przede wszystkim wzywał pomocy Matki Przenajświętszej, a wraz z nim prosił o to cały Naród, składający Śluby Jasnogórskie.

Czy możemy być głusi na to wezwanie? Jeśli sami nie damy rady odmienić na lepsze Polski, weźmy chociaż do ręki różaniec i pomódlmy się o „Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz o wypełnienie Ślubów Jasnogórskich Narodu”.

4. Różańcowe plutony. Autor: Adam Kruczek

http://www.naszdziennik.pl/wp/101417,rozancowe-plutony.html
 
Na różańcu można się modlić w kontemplacyjnym wyciszeniu lub w czasie jazdy samochodem, otwierając czy zamykając każdy dzień, w drodze, podróży, pracy i w domu. Można całkiem indywidualnie lub grupowo. Od dwóch lat rozwija się w Polsce nowa forma wspólnotowej modlitwy różańcowej nawiązującej do tradycji róż różańcowych, ale przy zastosowaniu internetowych technik komunikacyjnych i w swoiście męskim wydaniu – Męskich Plutonów Różańca.

– Różaniec to modlitwa również dla mężczyzn, ale żeby ich do niej przyciągnąć, trzeba było zmienić coś w sferze językowej, gdyż dotychczasowa była bardzo kobieca – wskazuje Michał Przewoźny, inicjator Plutonów i założyciel Męskiej Wspólnoty Lew Judy.

Od Róż do Plutonów
Inicjatywa zrodziła się w środowisku Lew Judy – działającej od 2007 r. w Toruniu męskiej wspólnoty modlitewno-formacyjnej. Jednak – jak to zwykle bywa z nowymi ideami – najpierw pojawiła się w konkretnej głowie.

– To było w moim domu rodzinnym, gdy w czasie rozmowy z mamą i ciocią dowiedziałem się, że szukają właśnie osoby do kółka różańcowego, czyli tzw. róży różańcowej w naszej parafii – wspomina Michał Przewoźny.

Początkowo zastanawiał się, czy samemu nie zająć tego wolnego miejsca, ale gdy w toku rozmowy dowiedział się, że jego nieżyjący już dziadek należał kiedyś do męskiej róży różańcowej, doznał swoistej iluminacji.

– Po początkowym zaskoczeniu pomyślałem, czemu by nie zrobić męskiej róży różańcowej w ramach naszej wspólnoty – relacjonuje pan Michał.

Od razu doszedł też do wniosku, że jeśli ma ona zadziałać w męskim środowisku, to organizacyjnie i w warstwie werbalnej trzeba jej nadać nieco inny charakter.

– Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, żeby takie męskie koło różańcowe nazwać plutonem, jako męskim odpowiednikiem róży różańcowej – zaznacza pan Michał. – Podzieliłem się tym pomysłem z braćmi ze wspólnoty i pomysł został przyjęty z entuzjazmem.

Wspólnym wysiłkiem członków wspólnoty Lew Judy zostały opracowane zasady funkcjonowania Męskiego Plutonu Różańca. W dużej mierze wzorowane były na organizacji róż różańcowych, ale z pewnymi istotnymi modyfikacjami. Najważniejszą z nich jest wymóg, że do różańcowych plutonów przynależą wyłącznie mężczyźni. Różnice dotyczą także niektórych aspektów organizacyjnych, intencji oraz sposobu modlitwy.

Ustalono, że w skład jednego Plutonu Różańca wchodzi 21 mężczyzn, z których każdy codziennie odmawia dziesiątkę Różańca. Dla odmówienia całego Różańca wystarczyłoby 20 modlących się, co jest praktykowane w różach różańcowych. Ta jedna dodatkowa osoba stanowi tzw. zabezpieczenie, w razie gdyby któryś z członków plutonu nie mógł lub zapomniał odmówić swojej cząstki.

Męska i braterska modlitwa

Każdy członek Męskiego Plutonu Różańca modli się codziennie jedną, konkretną, przeznaczoną dla niego raz na miesiąc przez dowódcę plutonu tajemnicą Różańca, a następnie modlitwą do św. Michała Archanioła oraz wezwaniem: „Prowadź nas, Panie, drogą prawdy, honoru, pokory i męstwa. Amen”.

Zmodyfikowana została też cała sfera intencji, w jakich odmawiany jest Różaniec.

– Nasza główna intencja dotyczy wszystkich mężczyzn, żeby Bóg budził nasze serca do życia pełnią – wskazuje Michał Przewoźny. – Myślę, że dziś mężczyźni bardzo potrzebują religii, więc chcemy modlić się za naszych braci, szczególnie tych, którzy są gdzieś daleko od Pana Boga, od Kościoła, wreszcie od samych siebie.

Na każdy dzień tygodnia ustalone są stałe intencje szczególne modlitwy różańcowej. W poniedziałek polecana jest wspólnota Lew Judy, Męskie Plutony Różańca, wszystkie męskie grupy i wspólnoty na całym świecie; we wtorek – Ojczyzna i sprawujący władzę; w środę – wszystkie rodziny; w czwartek – osoby konsekrowane, nowe powołania i jedność chrześcijan; w piątek – cierpiący, najsłabsi, nienarodzone dzieci, głodujący, ofiary wojny, prześladowani chrześcijanie, więźniowie i niewierzący; w sobotę – kobiety; a w niedzielę – Papież i cały Kościół.

Oryginalną zasadą organizacyjną Męskich Plutonów Różańca jest modlitwa parami, zwanymi braterskimi dwójkami. Wyznacza je raz w miesiącu dowódca plutonu.

– To jest ciekawe doświadczenie, bo mam zawsze jakiegoś kolegę, z którym się wzajemnie wspieramy i wymieniamy intencjami, w których mamy się modlić – zaznacza Marcin Ogiński, członek wspólnoty Lew Judy i twórca jej funpage’a, uczestniczący w Plutonach Różańca od początku. – Nie zawsze dobrze znam tych chłopaków, ale przy wymianie intencji zawiązuje się między nami pewna wspólnotowa i osobista relacja, bo dowiadujemy się o swoich przeżyciach, problemach, o tym, co jest dla kolegi aktualnie najważniejsze, gdy przykładowo pisze, że niedługo będzie brał ślub i prosi o modlitwę za swoją czystość, albo po prostu szuka pracy i prosi o modlitwę w tej intencji. Czasem te kontakty są tylko internetowe, ale odbywają się też rzeczywiście spotkania.

Równi służą równym
Choć męska wspólnota różańcowa posługuje się groźnie brzmiącą wojskową terminologią, nazywając Różaniec najpotężniejszym orężem, a swoją modlitwę walką ze złem, a także jest ustrukturyzowana po części na militarną modłę – od prostych żołnierzy, przez dowódców zwanych plutonowymi, Kwaterę Główną Plutonów Różańca w Toruniu po różańcową armię – to jednak na tym kończą się analogie z wojskowym drylem. Z pewnością nie jest to jedna z tych modnych dziś organizacji paramilitarnych.

– Czasami członków plutonu nazywamy żołnierzami, a na założycieli czy liderów danej grupy, czyli plutonu, mówimy „dowódca” albo „plutonowy”, ale nie ma na to żadnego nacisku ani jakiejś wojskowej formalizacji czy hierarchii – tłumaczy Michał Przewoźny.

Potwierdza to Michał Wierzbowski, od roku członek jednego z łódzkich plutonów.

– Owszem, w plutonach są dowódcy, nazywani także plutonowymi, ale wojskowego starszeństwa, zwierzchności czy podległości w nich nie ma – wskazuje. – U nas obowiązuje formuła „równi służą równym”, a plutonowy ma nie tyle jakąś realną władzę, ile raczej więcej pracy i obowiązków na głowie, bo musi pospinać pewne organizacyjne rzeczy.

Wielu członków plutonów chwali elementy autodyscypliny związanej z uczestnictwem w Męskich Plutonach Różańca.

– Jest to też jakiś element walki z własnymi słabościami, bo jednak często trzeba się wysilić, żeby skupić się i odbyć taką modlitwę – wyznaje Marcin Ogiński. – Nieraz zdarzają się jakieś duchowe rozterki, ale służąc w plutonie, mam poczucie, że należę do drużyny, zobowiązałem się do codziennego odmawiania Różańca i inni na mnie liczą.

W wypełnieniu przyjętych na siebie zobowiązań, wśród których jest również jeden dodatkowy dzień postny w miesiącu, mężczyznom pomagają patroni. Głównymi patronami Męskich Plutonów Różańca są św. Józef jako wzór mężczyzny i św. Michał Archanioł. Każdy pluton, który jest w pełni sformowany, a więc liczy 21 mężczyzn, może sobie wybrać dodatkowo własnego patrona. Nie musi to być osoba święta. Łódzki pluton, do którego należy Michał Wierzbowski, wybrał św. Maksymiliana Marię Kolbego, ale już pluton z Nowego Sącza – generała Augusta Fieldorfa „Nila”.

Z Torunia na całą Polskę

Idea Męskiego Plutonu Różańca dość szybko przybrała rozmiary inicjatywy ogólnopolskiej. W ciągu dwóch lat powstało 30 plutonów rozsianych po różnych częściach Polski. W większości są one sformowane już w pełnym składzie, lecz w niektórych trwa jeszcze nabór. Codziennie modli się w nich na różańcu ponad 470 mężczyzn w wieku od kilkunastu do 50-60 lat.

– Na początku myśleliśmy głównie o założeniu takiego koła różańcowego dla mężczyzn w ramach naszej wspólnoty Lew Judy i nie przypuszczaliśmy, że ta idea może rozprzestrzenić się na całą Polskę – mówi z satysfakcją Marcin Ogiński. – Jednak możliwości internetu i Facebooka są ogromne. Ktoś zobaczy, udostępni, zainteresuje się i już mamy kolejny patrol.

Tak właśnie trafił do patrolu Michał Wierzbowski z Łodzi. Gdy jesienią ubiegłego roku dowiedział się drogą elektroniczną o męskiej grupie modlącej się na Różańcu, od razu pomyślał, że to miejsce dla niego. Już wcześniej miał bardzo osobiste dowody na wartość modlitwy różańcowej. – Można powiedzieć, że Różaniec uratował moje małżeństwo – wyznaje.

Pan Michał wszedł na stronę internetową Męskich Plutonów Różańca, odszukał adres e-mailowy dowódcy jednego z łódzkich plutonów, wysłał do niego e-maila ze swoim akcesem i otrzymał pozytywną odpowiedź.

Łódź należy do miast, w których idea Męskich Plutonów Różańca trafiła na najbardziej podatny grunt. Obecnie funkcjonuje w niej pięć plutonów, a szósty jest w fazie formowania.

Z obserwacji Michała Wierzbowskiego wynika, że większość mężczyzn wstępujących do plutonów jest zaangażowana również w inne katolickie wspólnoty, np. w Ruch Światło-Życie, Odnowę w Duchu Świętym, neokatechumenat, katolickie harcerstwo itp. Pan Michał swoją religijną formację wiąże z Ruchem Światło-Życie, a obecnie wraz z małżonką należą do Domowego Kościoła.

– Męskie Plutony Różańca to jest moje poletko, do którego żona się nie wtrąca – twierdzi mężczyzna. – Ona wie, że potrzebuję takich kontaktów modlitewnych z innymi mężczyznami. Myślę, że każdy mężczyzna powinien znaleźć coś takiego dla siebie.

Pan Michał obala też mit o obciążeniach czasowych związanych z modlitwą różańcową. – Mnie osobiście modlitwa na Różańcu zajmuje około 10 minut – zapewnia. – Najczęściej odmawiam Różaniec albo wczesnym rankiem, albo późnym wieczorem, gdy wszyscy w domu już się wyciszają i wtedy jest odpowiedni klimat do tej modlitwy. Ale nie tylko. Bardzo dobrze modli się na Różańcu w czasie prowadzenia samochodu. Szkoda marnować ten czas.

5. Szkoła Maryi. Jak odmawiać różaniec w rodzinie.

Modlitwy różańcowej, która jest tak naprawdę modlitwą kontemplacyjną, uczymy się całe życie, od dziecka do dorosłego już rodzica.  

http://www.naszdziennik.pl/wp/101419,szkola-maryi.html 

6. Bądźcie wierni życiu (Mary Wagner)

  Bądźcie odważni, nie gaście łaski wiary, by aktywnie współpracować z Bogiem w obronie życia poczętych dzieci - mówiła Mary Wagner, która w piątek rozpoczęła dwutygodniową podróż po naszej Ojczyźnie.  

 http://www.naszdziennik.pl/wp/101647,badzcie-wierni-zyciu.html 

 Galerai zdjęć 1:  http://www.naszdziennik.pl/galeria/101287,odwaznie-broncie-dzieci-poczete.html 

 Galeria zdjęć 2:  http://www.naszdziennik.pl/galeria/101459,mary-wagner-w-polsce.html 

 Program pobytu Mary Wagner w Polsce:  http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/100421,mary-wagner-przyjedzie-do-polski.html

7. Ideologia światowa wywiera presję

Dlaczego Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski ks. abp Stanisław Gądecki poddał ostrej krytyce dokument roboczy synodu biskupów „Relatio post disceptationem”, który został zaprezentowany po pierwszym tygodniu obrad?  
http://www.naszdziennik.pl/wp/103515,ideologia-swiatowa-wywiera-presje.html 

Tekst z bloga ks. abp. Stanisława Gądeckiego poświęconego III Nadzwyczajnemu Zgromadzeniu Ogólnemu Synodu Biskupów „Wyzwania duszpasterskie wobec rodziny w kontekście nowej ewangelizacji” 5-19 października 2014 r. (www.blog2014.archpoznan.pl). Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

11 i 12 października, czyli w sobotę i niedzielę, nie było żadnych kongregacji generalnych Synodu Biskupów. W tym czasie trwało przygotowanie relacji podsumowującej dotychczasową dyskusję, która w przyszłym tygodniu stanie się podstawą obrad w grupach językowych. Jednocześnie zapowiadano także przygotowanie dokumentu końcowego, czyli ostatecznej relacji Synodu. Będzie to już trzeci dokument po „Relatio ante disceptationem” i „Relatio post disceptationem”, czyli relacji przed dyskusją i relacji po dyskusji. Będzie on owocem pracy w grupach językowych i na zakończenie Synodu zostanie przekazany papieżowi. Jego ostatecznej redakcji mają dokonać: relator generalny – kard. Péter Erdő, sekretarz specjalny – abp Bruno Forte i sekretarz generalny Synodu – kard. Lorenzo Baldisseri. Do pomocy w tym zadaniu Ojciec Święty Franciszek wyznaczył jeszcze sześciu innych Ojców Synodalnych, w tym dwóch kardynałów: Włocha Gianfranco Ravasiego i Amerykanina Donalda Wuerla, trzech biskupów: abpa Victora Manuela Fernándeza z Argentyny, abpa Carlosa Aguiar Retesa z Meksyku i bpa Petera Kang U-Il z Korei oraz przełożonego generalnego zakonu jezuitów o. Adolfo Nicolása Pachóna.

W niedzielę o godzinie dwunastej, jak wiadomo, miał miejsce Anioł Pański, podczas którego Ojciec Święty prosił Maryję w intencji Synodu, który w tych dniach odbywa się w Watykanie. Natomiast dzisiaj, to jest 13 października, o godzinie dziewiątej rozpoczęła się lektura zapowiadanej już wcześniej „Relatio post disceptationem”, czyli relacji zbierającej owoce tygodniowej dyskusji Ojców Synodalnych. Zostało też zapowiedziane, że w ciągu najbliższego roku należy przekazać nazwiska uczestników następnego Zgromadzenia Zwyczajnego Synodu Biskupów dotyczącego tej samej sprawy, czyli kwestii rodziny. Liczba reprezentantów zależy od ilości członków danego episkopatu. Zdaje się, że na dwudziestu pięciu biskupów przypada jeden delegat wysłany do Rzymu.

Potem nastąpiła część oczekiwana, czyli lektura wspomnianej relacji, której dokonał kard. Péter Erdő. Lektura ta miała być potem uzupełniona głosami podczas sesji generalnej oraz w grupach językowych, które miały się odbyć jeszcze w godzinach przedpołudniowych. Natomiast reakcje, które spowodował dokument, sprawiły, że odbyły się jeszcze dwie sesje generalne: pierwsza została przedłużona, druga została wprowadzona w miejsce grup językowych. Odniesiono się do całości dokumentu. Wielu biskupów stwierdzało, że sam tekst jest dość dobrą fotografią tego, co zostało powiedziane w minionym tygodniu. Podniesiono jednak dosyć poważne zarzuty przeciw pewnym kryteriom, które w dokumencie zostały zastosowane.

Zasada stopniowości liberalnie interpretowana
Wypowiedziano się mianowicie przeciwko nieostremu pojęciu tzw. zasady stopniowości, która jest tutaj interpretowana w sposób bardzo liberalny. Praktycznie do tej stopniowości miałaby należeć konwencja przed małżeństwem, która niby miałaby doprowadzić młodych do rozumu i w końcu zakończyć się ślubem. Pojęcie to pojawiło się jakby znikąd i nabrało takiej mocy, że właściwie można nim wszystko wytłumaczyć.

Następnym pojęciem była analogia między Kościołem, który „subsistit in” (trwa w) Kościele katolickim – w którym zawarta jest pełnia prawdy, a kościołami siostrzanymi, w których zawarte są „ziarna prawdy” – nie ma w nich pełnej prawdy, ale jest obecne jakieś dobro. Analogię tę przeniesiono na sakrament małżeństwa, doszukując się ziaren prawdy i dobra również w postawach, które do tej pory były przez nas uważane za zachowania negatywne.

Jeden z Ojców zwrócił uwagę na to, że w całym dokumencie nie pojawia się pojęcie grzechu. Brak tego słowa wskazywałby na dosyć laksystyczne podejście do sprawy. Zauważono, że tekst koncentruje się zasadniczo na wyjątkach i na trudnych kazusach. Nie mówi tymczasem o pięknie małżeństwa ani o małżeństwach, które trwają, codziennie walczą i dają przykład godnej pochwały wierności i nierozerwalności. Nie ma też słowa o małżeństwach wielodzietnych, które bardzo często są małżeństwami heroicznymi, zważywszy na idący za tym wysiłek ekonomiczny.

Uwagi krytyczne dotykały także tego, czy stanowisko relacji nie jest aby przyjęciem postawy świata: świat gra nam pewną muzykę, a my mamy tańczyć na jego melodię. Ideologia światowa wywiera dużą presję na pojęcie małżeństwa chrześcijańskiego, więc żeby usatysfakcjonować świat, my mielibyśmy zmieniać teraz naukę Kościoła.

Poza tym dotknięto bardzo mocno punktów 50-53, mówiących o związkach jednopłciowych oraz o dzieciach wychowywanych w takich związkach. Nie jest to ujęcie, które my znamy w Kościele – które do tej pory byłoby ewidentne czy wynikałoby choćby z „Familiaris Consortio”.

Zwrócono także uwagę na to, że gdy idzie o praktykę sądową, ryzykowne wydaje się przekazanie tego typu spraw biskupowi miejsca, żeby on – po radzie jakiegoś wykształconego w tej materii człowieka świeckiego lub duchownego – decydował, czy małżeństwo faktycznie istniało od samego początku, czy też nigdy nie istniało. Skoro bowiem sądy – które poważnie podchodzą do sprawy – w pierwszej instancji wydają jeden wyrok, w drugiej instancji wydają inny wyrok i trzeba odwołać się do Sygnatury jako do trzeciej instancji, jest jasne, że te sprawy są poważne. Domagają się poważnego namysłu i jednocześnie wymagają dużo czasu, żeby je dobrze rozstrzygnąć i dojść do prawdy. Jak można dojść do prawdy w sposób pośpieszny, przez krótkie podejście i rozstrzygnięcie w tę lub inną stronę? Wydaje się więc, jakby tekst starał się dopatrywać elementów pozytywnych w grzechu i próbował włożyć na plecy biskupów to, czego nie mogą zrobić trybunały. Trzeba pewnie bardziej podkreślać prewencję, aniżeli akceptować „status quo”.

Skoro tekst nie zawiera definicji dogmatycznych, są zarzuty, że jest generalny i mało konkretny. Na konkretne pytania nie daje konkretnych odpowiedzi. Oczywiście, nie jest to tragedia, bo nie chodzi o ostatni tekst tegorocznej sekwencji Synodu, tylko przedostatni. Zauważa się jednak, przynajmniej w kilku przypadkach, brak konkretności. Trzeba by wyraźnie powiedzieć, co mają robić biskupi, co mają robić księża – jakie z małżeństwami i rodzinami podejmować prace, które mogłyby polepszyć dotychczasową praktykę pastoralną.

Zdradzić nauczanie Jana Pawła II?
Gdy idzie o świeckich, zarzuty dotyczą stwierdzenia, że wszyscy świeccy mają zadanie misyjne. Owszem, z natury chrztu wywodzi się misyjność Kościoła i każdego ochrzczonego człowieka, ostatecznie jednak na misje wyjeżdżają tylko pewne rodziny, które są dobrze do tego przygotowane i dają dobre świadectwo. Na przykład rodziny z Neokatechumenatu zostawiają pracę, zostawiają pieniądze i udają się w nieznane razem ze swoimi, nieraz maleńkimi, dziećmi. Jest to więc akt odwagi, którego nie można domagać się od każdego poszczególnego wiernego ani od każdej ochrzczonej rodziny. Za misją musi stać wszystko: przygotowanie, wolna wola i decyzja.

Dokument zwrócił też mało uwagi na to, czego Kościół nauczał przedtem. Nie chodzi już nawet o to, co znajduje się we wspomnianym wcześniej przeze mnie enchirydionie – żeby ruszać od tego, co Kościół mówił o małżeństwie i rodzinie od XV wieku – ale o uwzględnienie nauczania „Gaudium et spes” podczas Soboru Watykańskiego II i o „Familiaris Consortio”. Był już przecież Synod o rodzinie prowadzony przez Jana Pawła II. Odejść od tego wszystkiego albo po prostu przemilczeć? Owszem, nie można w kółko powtarzać tego, co już zostało powiedziane. Nie można jednak przemilczeć, że zostało powiedziane. Wydaje mi się więc, że jest to rzecz do uzupełnienia.

Stwierdzenie, że należy unikać pozycji ekstremalnych i nie należy przyjmować ekstremizmów ani w jedną, ani w drugą stronę, brzmi pięknie. Jednak przy Jezusowym „Niech wasza mowa będzie ’tak, tak’, ’nie, nie’”, nie bardzo da się ono udowodnić.

Czy można zdradzić nauczanie Jana Pawła II? Przecież zawsze chodzi o to, by łączyć „nowe” i „stare”, aby istota nie została nigdy zmieniona, ale by się rozwijała.

Dalej podnosi się kwestię komunii duchowej rozumianej jako rekompensata braku komunii materialnej. Sobór Trydencki rozumiał komunię duchową jako następstwo komunii rzeczywistej i przyjmował ją tylko w takiej sekwencji.

Sama stopniowość może być przyjęta, ale tylko w tym sensie, że jest to stopniowanie ku dobru, ku świętości. Nie natomiast, gdy idzie ono raz w jedną stronę, raz w drugą – jak człowiekowi przyjdzie do głowy. Nie można pochwalać wspólnego zamieszkania, chociaż wielu się wymawia warunkami ekonomicznymi, niestabilnością emocjonalną i różnymi innymi argumentami.

Nie jest też wspomniana sprawa struktur grzechu. Istnieją faktycznie struktury grzechu, które utrudniają życie małżeńskie i rodzinne, a czasami je nawet degradują. Istnieje na przykład coś takiego jak biznes pornograficzny, pornografia internetowa czy prostytucja. Wszystkie te sprawy są strukturami grzechu. Wprowadzają grzech strukturalny i mają silne oddziaływanie na środowiska małżeńskie i rodzinne.

Należałoby się zastanowić nad tym, co my mamy do powiedzenia rodzinom wiernym. Trzeba podziękować rodzinom, które są świadkami nierozerwalności małżeństwa i ją pielęgnują. Czynią to nieraz z pomocą stowarzyszeń katolickich.

Jak mamy powiedzieć młodym, dlaczego wyjść za mąż czy ożenić się? Jak należy odpowiedzieć na to pytanie?

Dalej: co to znaczy nawrócenie? Nie jest to tylko pewien akt słowny, ale zakłada najpierw rachunek sumienia, czyli wejście w siebie. Tak jak Syn Marnotrawny – on nie dokonał nawrócenia, dopóki nie został sprowadzony na dno. To dało mu do myślenia. Dopiero wtedy wszystko przemyślał, wrócił do ojca i wyznał swoje winy – powiedział: „mea culpa”.

Jest też coś takiego jak odpowiedzialność duchowieństwa i świeckich za niedostawanie do nauczania Kościoła w materii małżeństwa i rodziny. Jak daleko ona idzie, trzeba by to zgłębić i studiować. Niemniej jednak wszystko to dokonało się w sensie negatywnym sytuacji kryzysowych. Nie są one jednak tylko owocem i pochodną kryzysu czy sytuacji socjo-kulturalnej. Są też inne powody upadku niektórych rodzin i małżeństw.

Owoc ideologii antymałżeńskiej

W pewnych częściach dokument sprawia wrażenie, jakby był owocem ideologii antymałżeńskiej z roku 1968. Wygląda, jakby nad poważnymi problemami przechodził w sposób nie do końca poważny. Owszem, trzeba atmosfery przyjęcia, przygarnięcia każdego człowieka. Zawsze jednak w sensie, o jakim mówił św. Augustyn: kochamy człowieka, nie kochamy natomiast grzechu w człowieku. Tekst dokumentu wskazywałby natomiast, że bez względu na to, jaka jest sytuacja – czy dobra, czy zła – my kochamy wszystkich na prawo i lewo. Jest to niby poprawne politycznie, ale sprawia, że nie bierzemy pod uwagę, iż samo pojęcie „przygarnięcia” ma dwa znaczenia. Pierwsze – takie jak w klasycznym chrześcijaństwie – oznacza otwarcie się na człowieka ze względu na jego ludzką godność, ale nie na grzech. Drugie mówi o przygarnięciu każdego bez względu na grzech. Są to dwie różne sprawy i nie mogą być w Kościele traktowane w równy sposób.

To są pewne trudności, które rodzi tekst dokumentu. Możemy powiedzieć, że nie jest on ostateczny, więc sprawa nie jest jeszcze stracona. Jednak, nie wiadomo jakim sposobem, tekst ten, który nie powinien być publikowany, został opublikowany i już spowodował dosyć duże wstrząsy pośród ludzi. Widać to w szczególności w mediach, które oczekiwały na orędzie końcowe, tymczasem przyszedł tekst po dyskusji, który jest jakimś sformułowaniem niezaakceptowanym. Nie jest to dokument, który byłby przegłosowany i zaakceptowany, ale zbiór różnych opinii wypowiedzianych nieraz w sprzeczności z innymi głosami. Nie mogą one być traktowane jako ostateczne. To wszystko sprawia, że opublikowanie tekstu jest złe. Teraz bowiem każdy inny tekst, który przyjdzie później – bardziej dojrzały i rozwinięty – będzie osądzany w perspektywie obecnego. Będą się rodziły od razu pytania: dlaczego tutaj jest tak daleko, a w innym miejscu jest wycofywanie się? Można to łatwo przewidzieć.

Jest więc dużo spraw, które potem na pewno wyjdą też w grupach językowych. Dzisiaj już się zresztą to dokonało w naszej popołudniowej włoskiej grupie językowej. Staraliśmy się uzupełnić poprzez emendację tekst wstępu i pierwszego rozdziału, wnosząc bardzo dużo uwag, które potem zostaną przekazane Sekretariatowi. Jak dalece zostaną one przyjęte czy odrzucone, trudno powiedzieć.

Już teraz jednak stało się jasne, że w tekście pierwszego rozdziału jest przedstawione „status quo”, w drugim rozdziale – to, jak powinno być, czyli wizja rodziny w ujęciu Chrystusowym. W końcu, w trzecim rozdziale pastoralnym, mówi się, co robić, żeby uzdrowić to, co jest chore w małżeństwie i rodzinie.

Brak elementów pozytywnych

Wracając do pierwszego rozdziału – zauważono, że brakuje elementów pozytywnych. Jeżeli mówimy o obecnym „status quo” rodziny, nie można zbierać tylko elenchu rzeczy negatywnych. Trzeba zwrócić uwagę na pozytywne zmiany, jakie się dokonały w międzyczasie: większy szacunek dla osoby ludzkiej, większy stopnień dobrobytu, większy nacisk na wolność osobistą i religijną. Są to pewne znaki pozytywne, które też tworzą część kontekstu małżeńsko-rodzinnego. Gdy zaś idzie o część negatywną, omawiającą wyzwania pastoralne, brakuje tam odniesienia do problemów takich jak: emigracja, biotechnologia, aborcja, przemoc w rodzinie, skrajne ruchy feministyczne czy eutanazja. To są wszystko elementy negatywne, które trzeba umieścić w pierwszym rozdziale.

Potem pojawia się kwestia stosunku nauczania kościelnego do miłosierdzia. Było to już powtarzane kilka razy. Wygląda, jakby nauczanie Kościoła było do tej pory niemiłosierne, teraz natomiast zaczyna się nauczanie miłosierne. Trzeba wyjaśnić, że dotychczasowe nauczanie zawsze zakładało miłosierdzie, ale też nie uciekało od prawdy – co niektórym mogło się wydawać aktem niemiłosierdzia. Ten punkt powinien być dopracowany.

Podobnie też jest z problemem, może nieco mniejszym, dotyczącym małżeństw zawieranych między osobami różnych wyznań – czy to z prawosławnymi, czy z protestantami. Jakie to zjawisko pociąga za sobą konsekwencje i jakie jest nasze stanowisko wobec niego, biorąc pod uwagę ekumenizm? Jakie są też zobowiązania małżonków, zwłaszcza w sytuacji, gdy w pewnych krajach Kościół katolicki znajduje się w mniejszości i musi odnosić się do innych religii w prawdzie i w miłości.

Jest więc jeszcze dużo różnych rzeczy, które muszą być jeszcze przemyślane, żeby pierwsza faza Synodu skończyła się szczęśliwie i żebyśmy mogli dać ludziom do ręki pomoc, a nie sztuczne kule – które pozwalają ludziom chodzić, ale nie pozwalają swobodnie się poruszać.

8. To uderzenie w katolickie małżeństwo (z ks. Kard. Raymondem Burke’em  rozmawia Marcin Perłowski)

- Dyskusja nad udzielaniem Komunii Świętej osobom rozwiedzionym jest bardzo niebezpieczna. Wprost podważa instytucję małżeństwa, jego nierozerwalność i świętość - podkreśla w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” ks. kard. Raymond Burke, prefekt Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/103513,to-uderzenie-w-katolickie-malzenstwo.html 

Z ks. Kard. Raymondem Burke’em, prefektem Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej, w Watykanie rozmawia Marcin Perłowski

Księże Kardynale, do Polski docierają niepokojące informacje na temat dotychczasowych prac synodalnych i pewnych treści, które się tam pojawiają…

– Zgadzam się z opinią, którą przedstawia przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski ks. abp Stanisław Gądecki. Zaprezentowany w poniedziałek tekst „Relatio post disceptationem”, podsumowujący dotychczasowe prace synodu, uderza w katolickie małżeństwo. Dyskusja nad udzielaniem Komunii Świętej osobom rozwiedzionym jest bardzo niebezpieczna. Wprost podważa instytucję małżeństwa, jego nierozerwalność i świętość. Tekst „Relatio” jest pełen błędów, a nawet, powiedziałbym, wadliwy i szkodliwy.

Aktualnie biskupi pracują w grupach nad poszczególnymi punktami tego roboczego dokumentu. Jakich rezultatów spodziewa się Ksiądz Kardynał?

– Mam nadzieję, a nawet wierzę, że to, co zostanie wypracowane w tych małych grupach, zostanie potraktowane z pełną powagą. Dotąd praca synodu była całkowicie zdominowana przez Sekretariat Generalny Synodu. Tymczasem jest to czas dyskusji, w którym trzeba, aby usłyszany był każdy z biskupów. Większości nie podoba się to, w jaki sposób były prowadzone obrady. Podobnie biskupi, z którymi rozmawiałem, zdecydowana większość nie zgadza się z przedstawionym w poniedziałek dokumentem. Oczekuję i mam nadzieję, że zostanie on gruntownie zrewidowany i całkowicie skorygowany.

Ostateczny dokument synodalny zostanie opublikowany po zakończeniu drugiej sesji w przyszłym roku. Czy uważa Ksiądz Kardynał, że coś zmieni się przez ten czas?

– Na pewno w ciągu tego roku będzie się toczyła jeszcze większa dyskusja. I na pewno po jednej stronie muszą stanąć ci, którzy znają i kochają wiarę katolicką. Potrzeba ich silnego zaangażowania się, by mieć pewność, że wiara katolicka będzie obroniona i zachowana.

Dziękuję za rozmowę.

9. Święty nauczyciel świętości. Autor: Ks. Zbigniew Sobolewski

 36 lat temu Polak – ks. kard. Karol Wojtyła, metropolita krakowski, został wybrany na Następcę św. Piotra.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/103517,swiety-nauczyciel-swietosci.html 

36. rocznicę wyboru ks. kard. Karola Wojtyły na Papieża obchodzimy w roku jego kanonizacji. Współczesny Kościół ma szczęście do świętych Papieży: bł. Piusa IX, św. Piusa X, św. Jana XXIII, bł. Pawła VI (beatyfikacja już za 3 dni), św. Jana Pawła II. Trwa proces beatyfikacyjny Jana Pawła I. Kolejna rocznica wyboru na Stolicę Piotrową każe zatrzymać się nad fenomenem Papieża Polaka, a zarazem przypomnieć sobie nasze powołanie do świętości.

Jan Paweł II jest fascynującą postacią i budzi zainteresowanie współczesnego świata. Wiele ton papieru zużyto na książki i artykuły o nim. Nakręcono mnóstwo filmów fabularnych i dokumentalnych. Wszystkie są niczym kawałki mozaiki, które układają się w jedną całość. Pokazują Bożego człowieka – stróża i świadka obrazu Bożego.

Jan Paweł II przybliżył sobą rzeczywistość i tajemnicę świętości. To chyba jedyny (jak na razie) święty, z którym w różny sposób zetknęła się tak ogromna liczba ludzi. Jest znany i kochany na całym świecie, także w najdalszych zakątkach, „na krańcach świata”. Świętość, której uczył i o której dawał świadectwo, jawi się nam jako realna, możliwa dla wszystkich chrześcijan, bliska. Wystarczy tylko iść wiernie za Chrystusem, realizować swe powołanie z pasją i oddaniem. Kochać tych, do których Bóg nas posyła…

Postać Ojca Świętego zweryfikowała w wielu wiernych wizję świętości. Kojarzy się ona z ołtarzami, dymem kadzidła i błagalną litanią o potrzebną łaskę. Papież był święty wśród nas. Mówił dużo o świętości, to znaczy o tym, że człowiek odnajdzie w pełni siebie tylko wtedy, gdy zjednoczy się z Bogiem w modlitwie, pracy, cierpieniu, karierze zawodowej i życiu rodzinnym. Papież ukazywał, że świętość jest możliwa nie tylko dla niektórych, ale dla wszystkich. „Musicie od siebie wymagać!”, „Wypłyń na głębię!”, „Nie lękaj się!” – uczył starszych, dzieci i młodzież. A była to nauka dojrzewania w komunii z Chrystusem.

Jan Paweł II szedł do świata. Miał odwagę dzielić się swoją wiarą. Nie czekał, aż świat przyjdzie do niego. Dosłownie wybierał się w drogę, by spotkać człowieka. Był największym współczesnym misjonarzem, apostołem. Niósł Ewangelię tym, którzy nie słyszeli o Chrystusie, i tym, którzy już o niej zapomnieli. Prowadził dzieło ewangelizacji, modląc się, nauczając, cierpiąc. W encyklice „Redemptoris missio”, opublikowanej blisko 25 lat temu, podkreślał aktualność misyjnego powołania Kościoła. Zauważył w niej, że misja głoszenia Chrystusa światu dopiero się rozpoczęła, gdyż tylko dwa miliardy ludzi z ponad siedmiu żyjących obecnie na ziemi słyszało o Chrystusie. Ewangelia pozostaje jeszcze nieznana w wielu regionach świata.

Potrzebujemy odważnych świadków wiary. Takich, którzy jak Jan Paweł II będą mówić całą prawdę o człowieku i w imię dobra człowieka. Trzeba odwagi, by głosić Ewangelię bez retuszu, wolną od schlebiania gustom i słabościom. Uczmy się zatem apostolstwa od Papieża. Łączmy je z modlitwą i ofiarą. A w czasie zbliżającego się Tygodnia Misyjnego pamiętajmy o misjonarkach i misjonarzach, którzy budują młode Kościoły na całym świecie.

10. Studium mordu. Autor: Maciej Walaszczyk

 Okoliczności mordu na bł. ks. Jerzym Popiełuszce są wciąż niejasne. Pewnikiem jest niepodważalne męczeństwo Księdza Jerzego za wiarę, ale przed historykami jest coraz więcej pytań na temat porwania.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/103519,studium-mordu.html 

Pewnikiem jest niepodważalne męczeństwo Księdza Jerzego za wiarę, ale przed historykami jest coraz więcej pytań na temat porwania.

W Warszawie na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego odbyła się konferencja historyków z okazji 30. rocznicy uprowadzenia i zabójstwa kapłana męczennika – bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Wzięli w niej udział m.in. nuncjusz apostolski w Polsce ks. abp Celestino Migliore, ks. kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, kadra naukowa uczelni, dziennikarze i studenci.

– Zakończenie procesu beatyfikacyjnego nie znaczy, że dociekania historyków nie są ważne – powiedział metropolita warszawski, który jednocześnie podziękował IPN za pomoc w przygotowaniu dokumentów do procesu beatyfikacyjnego.

Powszechnie wiadomo, że okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki w październiku 1984 r. wciąż są okryte tajemnicą z punktu widzenia historycznego. Intencją organizatorów konferencji było poruszenie tych ważnych kwestii oraz przedstawienie ich w nowym świetle i na podstawie nowych dokumentów.

Jak podkreślali prelegenci, trzeba, by nad cudem do kanonizacji, o którym wypowie się jeszcze komisja kardynałów, było dużo ciszy. Ksiądz profesor Józef Naumowicz akcentował, że męczeństwo ks. Jerzego miało wymiar śmierci za wiarę, a nie męczeństwa politycznego, o które oskarżała go PRL-owska władza.

– O przewiny polityczne oskar- żano również męczenników chrześcijan od pierwszych wieków chrześcijaństwa: za obrazę majestatu władzy, podżeganie do buntu, nienawiść do rodzaju ludzkiego. Może ktoś powiedzieć, że były to motywy polityczne, ale oni jedynie nie chcieli brać udziału w pogańskich kultach władzy – dodał wykładowca.

Ksiądz profesor dr hab. Tomasz Kaczmarek, postulator procesu beatyfikacyjnego, mówił wczoraj na temat faktycznej daty śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki, ponieważ równolegle z procesem beatyfikacyjnym pojawiają się informacje na temat innych okoliczności śmierci kapłana. Jak jednak podkreślał na forum kościelnym po beatyfikacji, kwestia śmierci została rozstrzygnięta przez fakt jego męczeństwa za wiarę.

Tłumaczył, że przyjęto jednogłośnie jako dzień śmierci 19 października 1984 r., jednak badania patologów wskazywały również, że śmierć mogła nastąpić także kilka dni potem. Wskazywał jednak, że nikt z uczestników zabójstwa nie negował uczestniczenia w nim, a ich relacje na temat okoliczności były zawsze takie same. Ksiądz profesor Kaczmarek przyznał, że publikacje dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego miały na razie wpływ na nową ocenę osoby Waldemara Chrostowskiego, który był szoferem księdza, i jego niejasnej roli w uprowadzeniu kapłana.

– Niemniej trzeba powiedzieć, że w tych publikacjach mieliśmy do czynienia ze zbyt daleko idącą i nieuzasadnioną interpretacją zamachu na księdza – mówił naukowiec, krytykując publikacje mówiące o innej dacie śmierci księdza i hipotezy o przetrzymywaniu kapłana na poligonie w Kazuniu.

Wersje porwania

Nie zgodził się z nim prof. Wojciech Polak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W jego ocenie, znana wersja uprowadzenia ks. Popiełuszki wywołuje kontrowersje, a sam proces toruński był jedną wielką mistyfikacją. Przypomniał postać prokuratora Andrzeja Witkowskiego, który dwukrotnie prowadził śledztwo w tej sprawie i który to zebrał największą ilość materiałów, które do dzisiaj czekają na weryfikację i wyjaśnienie, broniąc jego prawa do stawiania niewygodnych hipotez. Przypomniał, że prokurator do dziś nie ma prawa wypowiadania się na ten temat.

Jego zdaniem, historycy powinni sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego porwano księdza, tak jak porywano w tym czasie innych działaczy „Solidarności”. Przytoczył spór o relacje rybaków, którzy 25 października byli świadkami wyrzucania jakiegoś podłużnego pakunku do łodzi, odnaleziony różaniec ks. Jerzego w innym miejscu niż miejsce porwania, zeznania opiekuna psa tropiącego, który trop prowadził w kierunku Torunia i Górska. – Wszystko wskazuje na to, że ksiądz nie został wrzucony do bagażnika, ale przeprowadzony do innego auta – mówił historyk.

Wskazywał również na nieścisłości i matactwa wokół relacji ekipy poszukiwawczej płetwonurków. Jego zdaniem, akcja poszukiwawcza ciała księdza była ręcznie sterowana, bo Jaruzelski i Kiszczak nie chcieli, by pogrzeb księdza odbył się w dzień wolny od pracy, a więc 1 listopada. – Nie wiedzieli, że 1 listopada to dzień, w którym pogrzebów się nie organizuje i mogli tego nie wiedzieć – tłumaczył prof. Polak.

Mówił także o trwającej całe lata inwigilacji rodzin skazanych funkcjonariuszy SB i ofiarach, które pojawiły się po procesie. – To były wszystko sygnały do takich ludzi jak Piotrowski: masz siedzieć cicho. Są to wszystko sprawy, które są wielkim znakiem zapytania – podkreślał prof. Wojciech Polak.

Mechanizm zbrodni

O nowych informacjach, które mogą rzucić nowe światło na śmierć ks. Popiełuszki, mówił dr Paweł Skibiński. Są to akta Departamentu I MSW, a więc wywiadu cywilnego, oraz raporty przygotowywane dla Czesława Kiszczaka na podstawie wszystkich możliwych źródeł.

Okazuje się, że bardzo trudno jest prześledzić mechanizm decyzyjny doprowadzenia do działań mających na celu zamordowanie księdza. Natomiast ekipa Jaruzelskiego doskonale była przygotowana do zachowania się wobec tego wydarzenia i na kryzys, który śmierć mogła wywołać.

Zdaniem historyka, przed badaczami jest dzisiaj kwestia odpowiedzi na pytanie, czy komuniści w Polsce byli tak dobrze przygotowani, bo sami ten kryzys wywołali, czy też zrealizowali zamówienie Sowietów. Jak więc wyglądała reakcja tej ekipy? – Ekipa Jaruzelskiego miała na celu przełamanie bojkotu na Zachodzie i jednocześnie utrzymanie relacji z Kościołem i Stolicą Apostolską. Przy tym musiała również uspokoić władze na Kremlu i pacyfikować nastroje społeczne. Te działania były przemyślane i konsekwentnie realizowane – mówił dr Skibiński.

Jak się okazuje, postawienie morderców MSW przed sądem było sposobem na budowanie autorytetu Jaruzelskiego i jego ekipy w oczach krajów zachodnich. Robiono wszystko, by pokazać, że dyktator jest wiarygodnym partnerem, który nie panuje nad funkcjonariuszami MSW. – Ten obraz sytuacji był realizowany przez aparat bezpieczeństwa i dyplomacji i miał na Zachodzie odbiorców z kręgu zachodniej lewicy, m.in. z Grecji czy RFN. Jaruzelski został przedstawiony świadomości zachodniej jako wiarygodny i bezalternatywny władca PRL. Tymczasem mamy do czynienia z osobą, która jest odpowiedzialna za mord – podkreślał Skibiński. Dość podobny przekaz kierował do Moskwy, gdzie również przedstawiał siebie jako bezalternatywnego władcę PRL.

– W moim przekonaniu, antykościelne wątki, jakie cechował proces toruński, również były kierowane do Moskwy, chciano tam pokazać, że w Polsce walczy się z Kościołem – tłumaczył historyk. Jaruzelski chciał również na tle śmierci kapłana rozgrywać polski Kościół, stawiając na relacje z Kościołem warszawskim i Prymasem Polski kardynałem Józefem Glempem, a stawiając przeciw niemu kard. Franciszka Macharskiego, metropolitę krakowskiego. Jak wskazywał Skibiński, ekipie Jaruzelskiego nie udało się wykreować podziału, choć da się zauważyć ślady prób skłócenia obu ośrodków.

– Celem było pogłębianie różnic i antagonizmów – tłumaczył.

Co wiedziała Stasi

Profesor Jan Żaryn przedstawił informacje o tym, w jaki sposób enerdowska Stasi zbierała wiedzę na temat kapelana „Solidarności”. Historyk przypomniał, że służba specjalna NRD była jedną z najlepiej zorganizowanych i poza inwigilacją własnych obywateli interesowało ją również to, co działo się w Polsce lat 80.

Wiadomo, że w archiwach w Niemczech znajduje się teczka obiektowa tylko i wyłącznie dla osoby ks. Popiełuszki.

– Ten temat był tak ważny, że na czas między porwaniem ks. Jerzego a pogrzebem, jaki miał miejsce na początku listopada, Erich Mielke wprowadził specjalną gotowość operacyjną na granicach NRD – wskazał historyk.

To akta ciekawe, ale nie mają one żadnego związku z próbą dociekania okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Scenariusz morderstwa przygotował wydział zajmujący się opozycją, a więc struktura, która dzięki swojej aktywności przedstawiała szefostwu Stasi i Erichowi Honeckerowi wiedzę na temat wydarzeń, jakie miały miejsce w Polsce. Jak się okazuje, NRD interesowała się kondycją władz PRL i ich stabilnością, w jaki sposób wydarzenia te mogły zdestabilizować układ polityczny, jaki wówczas obowiązywał. A nawet tym, czy będą one miały wpływ na społeczeństwo wschodnioniemieckie. – W dniach 3-4 listopada w 13 berlińskich kościołach wspominano zmarłego męczeńską śmiercią księdza i słuchano tam utworów Stanisława Moniuszki, a więc kompozytora pochodzącego z kraju zamordowanego – relacjonował prof. Żaryn. Interesowano się również osobami, które mogły być obecne na pogrzebie w Warszawie – wyjaśniał prof. Żaryn.

Doktor Piotr Gontarczyk z IPN mówił natomiast o odpowiedzialności Wojciecha Jaruzelskiego za zbrodnię. Zdaniem historyka, Jaruzelski od lat 40. był bardzo wrogo nastawiony do Kościoła katolickiego, odpowiadał za stalinizację wojska, jego upolitycznienie, upartyjnienie i marksistowską indoktrynację. Według niego, śmierć ks. Jerzego była dla Jaruzelskiego niewygodna ze względu na wizerunek Polski Ludowej, zalecał jednak oczernianie męczennika jako człowieka uwikłanego w działalność polityczną. – Nie ma żadnych dowodów, by partia i Jaruzelski przyczynili się do zaplanowania tej zbrodni. Przypominam jednak, że nie był to człowiek, który wziął się znikąd i mobilizował aparat bezpieczeństwa do walki z Kościołem, i z tego względu ponosi on odpowiedzialność za tę śmierć – mówił przedstawiciel IPN.

Za śmiercią ks. Jerzego Popiełuszki stały IV Departament SB i Jerzy Urban. Od końca 1983 r. działania SB zyskały oprawę propagandową dzięki działalności ówczesnego rzecznika rządu Jerzego Urbana. Machina propagandowa przeciw księdzu ruszyła z końcem 1983 r., a więc gdy nagłośniono rewizję SB, jaką przeprowadzono w mieszkaniu księdza, gdzie znaleziono podrzucone przez SB materiały wybuchowe i ulotki. Zaraz potem w „Ekspresie Wieczornym” Jerzy Urban pod pseudonimem opublikował tekst „Garsoniera obywatela Popiełuszki”, a potem relacjonował ten felieton na swojej konferencji prasowej. Był on cytowany w całej prasie i potem przedrukowany we wszystkich dziennikach rządowych. Tak było przez kolejne miesiące aż do uprowadzenia i zamordowania kapelana. Kulminacja nastąpiła we wrześniu 1984 r., gdy Urban sugerował, by przeciwników politycznych wysyłać na banicję. Potem ataki były silniejsze, inspiracje przychodziły także ze strony sowieckiej, np. w „Izwiestiach”, w których powielano informacje propagandy PRL. Potem pojawił się słynny paszkwil o „seansach nienawiści”, teksty te miały przygotować i usprawiedliwić zamordowanie ks. Jerzego. Co ciekawe, biuro rzecznika prasowego materiały na temat kapłana systematycznie zbierało jeszcze długo po jego męczeńskiej śmierci, na każdej konferencji informując o śledztwie, procesie.


11. Kapelan Narodu (z Katarzyną Soborak rozmawia Anna Kołakowska)

 Ksiądz Jerzy mówił naszym głosem, mówił za nas, za tych, którzy byli w więzieniach, byli poniewierani i poniżani. Po każdej rozmowie z nim czułam się duchowo silniejsza. Rozmowa z Katarzyną Soborak, kierownikiem Ośrodka Dokumentacji Życia i Kultu bł. ks. Jerzego Popiełuszki.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/103457,kapelan-narodu.html 

Z Katarzyną Soborak, kierownikiem Ośrodka Dokumentacji Życia i Kultu bł. ks. Jerzego Popiełuszki, notariuszem w procesie beatyfikacyjnym ks. Jerzego Popiełuszki, rozmawia Anna Kołakowska

Jak narodził się pomysł archiwizowania homilii bł. ks. Jerzego Popiełuszki?

– Ksiądz Jerzy sam dbał o to, aby głoszone przez niego homilie były powielane i trafiały do ludzi. Z czasem przygotowywał broszurki, które zawierały nie tylko kazanie wygłoszone podczas Mszy Świętej za Ojczyznę, ale też inne teksty, jak wstęp i zakończenie, modlitwę wiernych, wykonywane pieśni oraz wiersze patriotyczne recytowane przez aktorów na zakończenie Eucharystii. Te broszury, wydawane w podziemiu, były rozpowszechniane m.in. przez nas w naszych zakładach pracy. Kościelna Służba Informacyjna gromadząca materiały dotyczące ks. Jerzego została powołana już po jego śmierci. Wtedy zauważyliśmy, że do czerwca 1983 r. ks. Jerzy miał wszystkie homilie zebrane i uporządkowane, połączone z innymi tekstami z poszczególnych Mszy Świętych za Ojczyznę. Brakujące homilie spisywaliśmy z kaset magnetofonowych, bo ludzie nagrywali to wszystko, co ks. Jerzy mówił podczas Mszy Świętych. Gromadziliśmy te materiały przez szereg lat, porządkowaliśmy je, aby miały taką wersję jak broszury pozostawione przez ks. Popiełuszkę. Owocem tej pracy jest książka „Ofiara spełniona. Msze Święte za Ojczyznę” wydana w 2004 r., która zawiera wszystkie kazania, słowa wygłaszane przez ks.Jerzego na początku i na końcu każdej Mszy Świętej, modlitwy wiernych, pieśni oraz liczne fotografie. Oczywiście pierwszy zbiór homilii ks. Jerzego wyszedł jeszcze w październiku 1984 r. w podziemiu. Dziś, po wielu latach systematycznej pracy, została wydana już czwarta płyta CD z jego kazaniami nagrywanymi na kasetę magnetofonową przed laty przez nas i innych uczestników Mszy Świętych za Ojczyznę.

Czy nauczanie bł. ks. Jerzego Popiełuszki, kierowane do nas w innych realiach politycznych i społecznych, może być receptą na dzisiejsze problemy Polski?

– Kazania ks. Popiełuszki, choć osadzone były w tamtej rzeczywistości i dotykały problemów osób pozbawionych wolności, prześladowanych, gnębionych oraz poniewieranych, są z pewnością ponadczasowe. Mówił do nas o sprawach fundamentalnych w każdych czasach, czyli o prawdzie, czystym sumieniu, solidarności, męstwie i o zwyciężaniu zła dobrem. W homiliach ks. Jerzego jest ogromne bogactwo treści, które nic nie straciły z aktualności, jak na przykład słowa o krzyżu: „Nasze cierpienia i krzyże możemy ciągle łączyć z Chrystusem, bo proces nad Chrystusem trwa. Trwa proces nad Chrystusem w Jego braciach, bo aktorzy dramatu i procesu Chrystusa żyją nadal. Zmieniły się tylko ich nazwiska i twarze, zmieniły się daty i miejsca ich urodzin. Zmieniają się metody, ale sam proces nad Chrystusem trwa. Uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy zadają ból i cierpienie braciom swoim. Ci, którzy walczą z tym, za co Chrystus umierał na krzyżu. Uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy usiłują budować na kłamstwie, fałszu i półprawdach, którzy poniżają godność, godność dziecka Bożego, którzy zabierają rodakom wartość tak bardzo szanowaną przez samego Boga – zabierają wolność”. Słowa te przywołują nam na myśl proces trwający nad Chrystusem także dzisiaj, kiedy poniewiera się imię Pana Jezusa, kiedy się bezcześci krzyż, wyszydza i wyśmiewa wiarę oraz wartości katolickie.

Błogosławiony ks. Jerzy często mówił o godności człowieka i o tym, że bez jej poszanowania nie może być prawdziwej wolności. Czy nie byłby niewygodny dla wielu ludzi w okresie tzw. transformacji i po niej?

– Jestem przekonana, że upominałby się o godność ludzką, bo w jego nauczaniu miała ona bardzo ważne miejsce. W kazaniach wielokrotnie poruszał ten problem, przypominając nam, że człowiek jest dzieckiem Bożym i właśnie dlatego ma w sobie wrodzoną godność. Z pewnością także i dzisiaj miałby nam dużo do powiedzenia, bo wiele jego słów jest nadal aktualnych, jak choćby te, gdy ostrzegał nas, mówiąc, że im bardziej naród jest podzielony, tym łatwiej nim rządzić i łatwiej go poniewierać. Nie zmienił się także sens jego słów o prawdzie: „Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Życie w prawdzie to dawanie świadectwa na zewnątrz, to przyznanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą”. Nadzieja, którą w nas podsycał i dzięki której mogliśmy przetrwać najtrudniejsze chwile, ciągle jest nam potrzebna. Wtedy przekonywał nas, że to wszystko, co niesie ze sobą stan wojenny, te represje i udręczenia przeminą, bo Pan Bóg z pewnością wysłucha modlitw zanoszonych z wielką gorliwością przez Polaków.

Co takiego było w ks. Jerzym, że jeden kapłan przyczynił się do nawrócenia tak wielu osób?

– On w swoich kazaniach poruszał problemy, które rzeczywiście dotykały ludzi, i to w sposób bezpośredni. Wiele osób było pozbawionych pracy, pobitych, upokarzanych przez władze. Ksiądz Jerzy upominał się o nich, a jednocześnie tym ludziom poświęcał bardzo dużo czasu. Mówił, że wszyscy jesteśmy powołani do prawdy oraz do życia w prawdzie; gdy głosił, że prawda to zgodność słów z czynami, to jednocześnie sam był świadkiem tego, co wypowiadał, bo bez reszty oddawał się drugiemu człowiekowi. Czasami się zastanawiałam, czy ks. Jerzy jest nam bardzo bliski ze względu na problemy, które porusza, czy może ze względu na swoją osobowość, a może świętość. Jedno jest pewne – każdy chciał z nim porozmawiać i być jak najbliżej niego. To była wielka radość, gdy miało się okazję zamienić z nim kilka słów. Po każdej takiej rozmowie czułam się duchowo silniejsza. Bywało też tak, że zaproszony do jakiegoś towarzystwa na spotkanie poza plebanią niepokoił się, bo uważał, że w tym czasie może przyjść do niego ktoś, kto będzie potrzebował pomocy. Spieszył się, żeby szybko wracać, bo a nuż ktoś taki zjawi się na plebanii, a jego nie będzie. Nigdy nie odmawiał osobom potrzebującym wsparcia. Nie myślał o sobie i o swoich przyjemnościach, ale zawsze był oddany drugiemu człowiekowi. Przychodziło do niego bardzo wiele osób ze swoimi problemami, a on ich wysłuchiwał. Zresztą bardzo lubił słuchać innych i miał ogromną cierpliwość. To pociągało ludzi do niego. Z drugiej strony ks. Jerzy mówił naszym głosem, mówił za nas, za tych, którzy byli w więzieniach, byli poniewierani i poniżani. Mówił za tych, którzy przychodzili do niego ze swoimi problemami. Gdy kończyła się Msza Święta za Ojczyznę, ludzie martwili się, że trzeba będzie czekać aż miesiąc na następną.

Czy nie wydaje się Pani, że nauczanie bł. ks. Jerzego Popiełuszki powinno być wykorzystywane na katechezie dla uczniów? Przecież jest w nim zawarty doskonały materiał wychowawczy.

– Trudno byłoby mi proponować to Kościołowi, ale myślę, że gdy ks.Jerzy będzie kanonizowany i czczony w całym Kościele powszechnym, to zostaną przeprowadzone odpowiednie analizy i jego nauczanie zostanie włączone w programy nauczania lekcji religii. Już dziś wielu nauczycieli razem z uczniami odwiedza grób bł. ks. Jerzego. Odwiedzają też muzeum poświęcone ks. Popiełuszce i zapoznają się z jego życiem. Niektórzy nauczyciele wręcz zabiegają o to, aby młodzi ludzie wiedzieli, kim był bł. ks. Jerzy.

Czy gromadząc i archiwizując materiały związane z bł. ks. Jerzym, przeczuwała Pani, że tego wielkiego kapelana naszego Narodu może zabraknąć?

– Pomimo licznych szykan stosowanych przez Służbę Bezpieczeństwa wobec ks. Jerzego, zamachów na jego życie, jak choćby wtedy, gdy do jego mieszkania na plebanii została wrzucona cegła z materiałem wybuchowym, nie dopuszczałam do siebie takiej myśli. Nie sądziłam tak nawet, gdy odczytał podczas Mszy św. treść anonimów, w których grożono mu śmiercią, ukrzyżowaniem, poderżnięciem gardła, pobiciem. Kiedyś powiedział do ks. bp. Zbigniewa Kraszewskiego, który ostrzegał go przed zabójstwem, że śmierci się nie boi i jest gotowy na wszystko. Nie przypuszczałam jednak, że komuniści mogą posunąć się do takiej zbrodni.

Dziękuję za rozmowę.

12. Zawsze pamiętał o Polsce (Ojciec Święty Paweł VI)  

Dodatek specjalny przed beatyfikacją Ojca Świętego Pawła VI.
 19 października 2014 r. Paweł VI zostanie ogłoszony błogosławionym na zakończenie synodu biskupów na temat rodziny.  
http://www.naszdziennik.pl/wp-archiwum?data=2014-10-16