Spis treści  (Warto_marzec2017.html)

W zeszycie tematy proponowane przez Ojca Knabita a także przez Księdza Profesora Dariusza Oko


Rozdział  "Nasi"...  to novum.
Uzasadnienie:
w internecie, jak w rzeczywistości, spotykamy
drogocenności:  elementy "odżywcze", sprzyjające rozwojowi człowieka i społeczeństw oraz  "śmieci" i trucizny.
Musimy się uczyć wyławiać "pożywne owoce" z tego internetowego oceanu, gromadząc argumenty "za" i "przeciw".





 ********* "N A S I" (Marek, Andrzej, Barbara, Wiesława, Krzysztof  z SRK AŁ) polecają, pytają, inicjują:*********

1.  WIARA (1..4). Ojciec Leon Knabit w Łodzi - zaproszony także przez nasze środowisko

Ojciec Leon Knabit, benedyktyn z Tyńca, przyjechał 3 lutego do Łodzi. Wygłosił homilię podczas mszy świętej w kościele św. Elżbiety Węgierskiej, a potem wygłosił wykład i odpowiadał na pytania podczas spotkania zorganizowanego przez Stowarzyszenie Rodzin Katolickich.
Wspaniale, że można zobaczyć i posłuchać (nawet powtórnie) :
(1)   https://www.youtube.com/watch?v=5g-EzsSIFF4
(2)   https://www.youtube.com/watch?v=E20AerZD1Sw

(3)   https://www.youtube.com/watch?v=XEW5xgsD9OA
(4)   https://www.youtube.com/watch?v=T30d58YlS6c

Poniżej fragmenty bogatej literatury autorstwa naszego Gościa, który ma zwykle duże poczucie humoru.
O trudnych sprawach potrafi mówić prosto, dosadnie a jednocześnie niezwykle delikatnie.

WIARA. Leon Knabit: "Weź się w garść, bądź święty". Wydawnictwo Benedyktynów. TYNIEC

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/tyniec2015-wgarsc3.html

Ze świętością nie ma żartów. Ojciec Leon przypomina, że nie jest to coś, co możemy sobie "dobrać" do kolekcji naszych psychologicznych sprawności, ale jest to plan na całe życie. Jeśli chcemy skorzystać z tego Bożego planu, oznacza to, że całe nasze życie musi zostać przemodelowane, wypełnione Bożą treścią. Pierwszym krokiem do świętości jest wiara. Owszem - wiara jest łaską, ale można tę łaskę przyjąć, albo uparcie trwać w przekonaniu, że dopóki nie zrozumiem, nie uwierzę. Tymczasem kolejność jest odwrotna: zrozumienie tajemnic wiary wymaga wcześniejszej wiary. Nie da się najpierw zrozumieć, później uwierzyć. [MG]

Rozmawiałem kiedyś z prof. Adamem Schaffem — młodszym to nazwisko nic nie mówi, ale starsi pamiętają, że był taki bardzo wykształcony, mądry Żyd. Komunista, rektor czy dyrektor jakiegoś instytutu marksizmu-leninizmu. Ideowiec i ideolog, można powiedzieć, całego ruchu komunistycznego. Bardzo zawzięty wróg imperializmu, Watykanu i feudałów. A jednocześnie bardzo mądry człowiek, bo tłumaczył tym swoim przełożonym partyjnym, że komunizm jest najlepszym na świecie systemem, ale tylko, kiedy wyjdzie od ludu. Kiedy ludzie już mają dosyć wszystkiego i dlatego chcą zaprowadzić swój własny porządek. I ten właśnie prof. Schaff, kiedy rozmawialiśmy też i o Panu Bogu, wspomniał o swoim spotkaniu z Janem Pawłem II. Spotkał się z nim tak półoficjalnie, jako delegat rządu. Powiedział o tym spotkaniu: „Ja zauważyłem to, czego nie mogłem przedtem pojąć, że w jednym człowieku może być i wielka nauka, i wielka świętość, wiara wielka”. Część ludzi uważa, że jeśli człowiek jest dobrze wykształcony, intelektualnie wysoko stojący, to raczej nie może wierzyć. Jeśli prawdziwie wierzy, to w takim razie nauka jest mu niepotrzebna. A papież nie dość, że wykształcony, to jeszcze z właściwym stosunkiem do człowieka. Na powitanie wyciągnął ręce: „Witam pana profesora, cieszę się, że pana poznałem”. Profesor wspominał: „Proszę ojca, gdyby mnie nie złapał za ręce, to ja bym pod ten stół się przewrócił z wrażenia”. Po tym spotkaniu doszedł do wniosku, że nie umie udowodnić nieistnienia Pana Boga. Najpierw nie potrafił udowodnić Jego istnienia, a potem też nieistnienia. Mówił: „Przecież wiara jest łaską”. Pytanie, czy tak całkowicie darmo daną, czy trzeba na nią jakoś zasłużyć. Czy Szaweł, wierzący człowiek, zasłużył jakoś na tę łaskę, że uwierzył w Jezusa Chrystusa? Chociaż, gdyby tak Pan Jezus rąbnął nami wszystkimi w tej chwili o posadzkę i zajaśniał, i błysnął, i powiedział, o co chodzi, nasza wiara też by się raczej powiększyła. A Szaweł był bardzo konsekwentny w swojej zaciekłości przeciwko chrześcijanom. Zasadniczo, według swojego pierwotnego sposobu myślenia miał bardzo szlachetne pobudki: bronić wiary przekazanej przez przodków.

Kiedy powiedziałem, żebyśmy się zastanowili nad tym, czy było w naszym życiu takie spotkanie z Panem Bogiem, czy raczej powoli dochodzimy do Jego poznania, czy też jesteśmy w trakcie poszukiwania, chodziło mi o wskazanie, że to jest taki moment, który już nie jest do rozważania wspólnego, tylko do naszej osobistej refleksji. W niej dzisiaj możemy zrobić krok dalej albo krok wstecz. Jeśli wspominamy chwilę spotkania z Chrystusem, to jak jest z moją wiarą w tym momencie? Na jakim etapie ona mniej więcej jest? Jakie są motywy mojej wiary? Czy w dalszym ciągu trwam tylko przy tradycji (co nie znaczy, że to jest płytka wiara — może być bardzo głęboka, wsparta na przekazie rodzinnym, przekonaniu)? A może doszedłem do niej po wielkich kłopotach, problemach wewnętrznych? A może wciąż to naburmuszenie, bunt wewnętrzny we mnie jest i w dalszym ciągu poszukuję w nadziei, że ostrze moich zarzutów powoli zostanie stępione i otrzymam pewne wyjaśnienia dzięki mojemu poszukiwaniu? Że może gdzieś we mnie się wszystko tak poukłada.


"Ojca Leona recepta na radość". Maria Fortuna-Sudor,  Leon Knabit OSB

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/niedziela201650_radosc.html

O rolę radości w życiu człowieka Maria Fortuna-Sudor zapytała o. Leona Knabita OSB

O. Leon Knabit OSB jest cenionym duszpasterzem, rekolekcjonistą i spowiednikiem. Współpracuje z telewizją, radiem. Napisał wiele książek, artykułów i felietonów. W ostatnim czasie ukazały się m.in. „Ojca Leona różowe okulary”, „Rekolekcje z Ojcem Leonem” i „Módl się i pracuj. Nie bądź smutny”. Autor ma też swojego bloga, którego poleca stwierdzeniem: „Pan Bóg jest dowcipny, każdy się przekona, bo stworzył żyrafę i Ojca Leona. Mój blog: www.ps-po.pl”. Cechami, które wyróżniają znanego i cenionego benedyktyna z Tyńca, są m.in. otwartość na drugiego człowieka oraz poczucie humoru.  O rolę radości w życiu człowieka Maria Fortuna-Sudor zapytała o. Leona Knabita OSB

MARIA FORTUNA-SUDOR: – Ojcze Leonie, co sprawiło, że właśnie taką postawę – pełną radości wybrał Ojciec w swym kapłaństwie, w głoszeniu Ewangelii?

O. LEON KNABIT OSB: – To chyba nie jest tak. Powiedziałbym, że taka postawa mnie wybrała. Bo usposobienie mam po Mamusi, która była pogodna, odporna na trudności i zawsze otwarta na ludzi. Nie widziałem żadnego racjonalnego powodu, by działać wbrew swojej naturze, która mi została dana za darmo. Długie lata, pozwalające na pozytywną ewolucję takiej postawy, potwierdzają, że i mnie się lepiej żyje, i – co jest bardzo ważne – ludziom lepiej żyje się ze mną.

– Kościół katolicki w naszym kraju wydaje się w tym zakresie powściągliwy. Czy radość Ojca zawsze była akceptowana? Nie miał Ojciec z tym problemów?

– Nie uogólniałbym. W Kościele są ludzie tacy i tacy. Grupy młodzieżowe, których jest wiele, i liczne wspólnoty dorosłych promieniują radością, choć przyznaję, że ludzie poważni, nie powiem już: ponurzy i malkontenci, często są bardziej widzialni i słyszalni.

– Jak człowiek może osiągnąć taką radość? Czy jest na to recepta?

– Trzeba być coraz bliżej Pana Boga. Nie na darmo św. Jan Paweł II zachęcał, by być świętymi. Życie z Chrystusem to gwarancja wzrastającej wciąż radości. Tylko proszę nie mieszać radości z przyjemnością. Są przyjemności, które zdecydowanie odbierają radość, jest radość, która trwa mimo przeciwności i cierpienia.

– Dlaczego warto się radować?

– Sam Jezus rozradował się w duchu, a męka była tuż-tuż. Bo radość, podobnie jak miłość, nigdy nie przeminie. Radość jest częścią składową szczęśliwej wieczności.
opr. ac/ac  Copyright © by Niedziela (50/2016)


Inne dostępne na youtube ważne tematy poruszane przez Ojca Leona

O Dialogu w Rodzinie                                     https://www.youtube.com/watch?v=V0orpOV6Nag
O homoseksualiźmie                                      https://www.youtube.com/watch?v=f0tLh_wbv2c
Antykoncepcja                                                 https://www.youtube.com/watch?v=AObbHhQIYyI
Spowiedź                                                         https://www.youtube.com/watch?v=H_Yt3XwKEXA
Piekło                                                                https://www.youtube.com/watch?v=I6UyVIWJcrI
Alkoholizm                                                        https://www.youtube.com/watch?v=uBwMa-xh34I
Feminizm                                                          https://www.youtube.com/watch?v=GItm4z8rdFI
Prostytucja                                                        https://www.youtube.com/watch?v=wZJ1LEKhwoA
Świadkowie Jehowy                                        https://www.youtube.com/watch?v=aSc3vCVnQAw


2. Dziesięć tematów proponowanych przez Księdza Profesora Dariusza Oko

Po dłuższej przerwie spowodowanej wielością obowiązków znowu, za to bogatsza korespondencja:

Temat1:  Spotkanie z Arcybiskupem Markiem Jędraszewskim

Szanowni Państwo, Drogie Siostry i Bracia,
Dzielę się radością spotkania z księdzem arcybiskupem Markiem Jędraszewskim, który chciał, żeby to było jedno z pierwszych jego spotkań w Archidiecezji.
Ksiądz arcybiskup jest rzeczywiście wspaniałym człowiekiem, zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie ma wiele wspólnego z Wielkim Benedyktem XVI, niezwykle celnie ocenia sytuację w Kościele, Polsce i świecie. Wyraził też pełne poparcie dla moich działań w obronie Kościoła i społeczeństwa przed groźnymi ideologiami  oraz zachęcił do kontynuowania tych zabiegów. Cieszę się, że udziela mi tego poparcia podobnie, jak księża kardynałowie Jaworski i Dziwisz, świętej pamięci kardynałowie Nagy i Macharski – najbliżsi przyjaciele św. Jana Pawła II, a także arcybiskupi Gądecki i Hoser oraz wielu  innych biskupów w Polsce i Watykanie. Skoro tacy ludzie popierają, a ciągle atakują najgorsi wrogowie i zdrajcy Kościoła, to znaczy, że idzie się dobrą drogą – także w naszym małym duszpasterstwie internetowym. Wszystko jest darem.


Temat2:  MDI 1.03.2017 - Biskupi i Polsat News w sobotę 4 marca godz. 20.00

  Na tej drodze czeka mnie kolejne wyzwanie w najbliższą sobotę 4 marca o godz. 20.00, w PolsatNews, w programie „Skandaliści” pani Agnieszki Gozdyry. Wiadomo, że chodzi w nim o zwalczanie takich ludzi jak ja, ale zarazem jest to szansa, żeby kilkuset tysiącom ludzi przedstawić  szereg ważnych informacji, które zapewne inaczej nigdy by do nich nie dotarły. A są skandaliści w dobrym i w złym znaczeniu, bo w dobrym albo w złym odbiegający od przeciętnej. Papież Benedykt XVI nawet przesłanie Pana Jezusa i Jego Samego nazywa wiecznym skandalem w tym świecie (P. Seewald, Benedykt XVI. Ostatnie rozmowy, s. 45). W każdym razie bez wsparcia Państwa nie mogę sobie poradzić i proszę o nie szczególnie o tej godzinie 20.00, był jak najlepiej wykorzystał tę szansę. To, co czyni człowiek, to zwykle mniej niż jeden promil całości dzieła, ponad 999 promili jest zwykle darem Najwyższego i ludzi.
 

Temat3:  A dla odpoczynku, jeden z najciekawszych i najpiękniejszych domów świata

http://vod.gazetapolska.pl/14793-najpiekniejszy-budynek-swiata-ma-ksztalt-arki-i-znajduje-sie-w-polsce-wideo
 

Temat4:  Coś o pięknie pochodzącym od Boga

https://www.youtube.com/watch?v=KUhlSOlMAIE
 

Temat5:  Religijny koncert

https://www.youtube.com/watch?v=hDwCa-3DTm8

Temat6:  O Bogu lirycznie

https://www.youtube.com/watch?v=EcxOkht8w7c

Temat7:    Świetny wykład o gender pana Grzegorza Strzemeckiego

      https://www.youtube.com/watch?v=GVUH45NbZR4

Temat8:    Strona dla małżeństw (...bez rozwodu; wiele konferencji)

       http://sychar.org/malzenstwa-bez-rozwodow/

Temat9:    Konferencja o. Augustyna Pelanowskiego

        https://www.youtube.com/watch?v=apkDE-4noaQ

Temat10:  Dołączam jeszcze niezwykłe zdjęcia z ostatniej pielgrzymki do Birmy i Kambodży

....z mostu U Bein – spojrzenie w słońce, jakby w przebóstwienie

Z serdecznymi pozdrowieniami Ks. Dariusz

3. Szaleńcze ideologie/utopie kontra WIARA i WIEDZA Księdza Profesora Dariusza Oko

Biografia:                                                                        https://pl.wikipedia.org/wiki/Dariusz_Oko

WIDEO

1. W klubie Ronina o gender

Świadectwo duchownego a jednocześnie naukowca - człowieka rzetelnego, któremu dobro drugiego człowieka jest wartością nadrzedną.
Niezwykle celna, szczegółowa diagnoza ideologii gender.    

                                  https://www.youtube.com/watch?v=0S5sPxYotTw


2. Młodzież kontra: "Spór nt gender"

           https://www.youtube.com/watch?v=TbB_I4--64g


Dziękujmy Panu Bogu, cieszmy się, że mamy takiego Księdza - człowieka, który tak kulturalnie, elegancko, rzetelnie potrafi bronić Prawdę/prawdę w gronie tzw. "młodzieżowym". 
Błyskotliwie odpiera zarzuty ludzi niedouczonych albo "zamroczonych" przez utopie albo duchowo "usidlonych"
.


3. Wykład "Geneza homoseksualizmu"

              https://www.youtube.com/watch?v=QKnZ74tzDck


TEKSTY

4.  Paweł Siedlanowski,  Oko w oko z ks. Oko: "Niebezpieczeństwa gender, czyli o wizycie ks. Oko w Siedlcach"

                                                                http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PS/echo201510_oko_za_oko.html

26 lutego mieszkańcy Siedlec mieli okazję spotkać się z ks. prof. Dariuszem Oko. Prelegent wygłosił wykład poświęcony rodzinie, zagrożeniom jej integralności związanym z promowaniem ideologii gender oraz absurdom homoideologii.

Ks. Oko przyjechał na zaproszenie Bractwa św. Judy Tadeusza, wydziału duszpasterskiego siedleckiej kurii oraz Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego. Spotkanie odbyło się w sali wielofunkcyjnej KLO przy sanktuarium św. Józefa w Siedlcach.

Rodzina na celowniku

- Rodzina jest miejscem najpiękniejszym, najświętszym, dlatego powinna podlegać maksymalnej ochronie. Czy tak jest? - pytał prelegent. - Mamy dziś do czynienia z frontalnym atakiem na nią. Jest to uderzenie w samo sedno prawdy o człowieku. Kwintesencją nienawiści jest ideologia gender. Skąd się wzięła? Już na bardzo podstawowym poziomie refleksji widać jej rodowód marksistowski: podobne obietnice, podobna frazeologia, nienawiść wobec Kościoła, sposób traktowania aksjologii i prawdy o człowieku. Papież Franciszek, charakteryzując ją, mówił, iż jest ona rodzajem „ideologicznej kolonizacji” o proweniencji demonicznej, zaś małżeństwa homoseksualne wprost nazwał dziełem szatana. Nie dziwi fakt, że biskupi na całym świecie bardzo ostro występują przeciwko genderyzmowi - widać przy tym bardzo wyraźną analogię do czasów, gdy w podobnym tonie hierarchowie wypowiadali się na temat nazizmu i komunizmu. Kolejne lata pokazały, że Kościół miał rację. Czy historia się powtórzy?...

 - Wydaje się, że ideologia gender jest dziś w „fazie wznoszącej” - tłumaczył dalej ks. Oko. Niewiele grup społecznych stać obecnie na jawny sprzeciw wobec niej. Ludzie są zastraszani i szantażowani. Jedynym środowiskiem, które jawnie sprzeciwia się absurdom genderyzmu, jest Kościół katolicki. Jest za to odsądzany od czci i wiary. Kluczową rolę odgrywają tu media. Ich oddziaływanie przypomina propagandę gebbelsowską w najgorszym jej wydaniu! - Niesamowite jest to - mówił prelegent - że swego czasu Niemcy, w latach 30 XX w. najbardziej wykształcony naród na świecie, uwierzyli oficjalnej propagandzie. Poziom manipulacji był tak potężny, iż wielu z nich do końca było przekonanych o słuszności nazizmu. Dziś, dzięki zdobyczom psychologii, owe metody zostały jeszcze bardziej udoskonalone.

Nie da się dyskutować z bełkotem

Ksiądz profesor w dalszej części wykładu wyjaśniał, czym jest gender. Nie jest to nurt jednoznaczny, raczej strumień wielu idei występujących pod jednym mianem, celowo niejasnych, zagmatwanych. Nieokreśloność jest ściśle zamierzona. Dzięki niej trudno poddać go krytyce, ponieważ nie da się zdefiniować i podjąć skutecznej dyskusji z ...bełkotem. Genderyzm jest wyjątkowo mało logicznym systemem myślenia, choćby z tej racji, że czynnikiem dominującym nie jest tu rozum, a pożądliwość, która została „unaukowiona”. U jego podstaw leży zbrodnia - chodzi o eksperyment przeprowadzony w latach 60 ubiegłego wieku przez nowozelandzkiego seksuologa Johna Moneya, który skończył się samobójstwem poddanego operacji zmiany płci chłopca. Warto też zwrócić uwagę na fakt, iż bardzo często promotorami genderyzmu są ludzie, którzy charakteryzują się „obrzydliwym stanem ducha” - ich życie przypomina błądzenie w kanale. Ponieważ są patologiczni, ich dzieła także są patologiczne.

Prelegent sporo czasu poświęcił szczegółowemu omówieniu roli ateizmu w propagowaniu ideologii gender. Jest to część ateistycznej teorii objaśniającej świat. Gdy zabraknie Boga, pojawia się kult zastępczy - w Jego miejscu staje człowiek, nadając sens życiu, moralności. Materializm sprawia, że często jest on pojmowany jako jedynie „bardziej inteligentne zwierzę” - ta zwierzęcość (jej naczelnym elementem staje niczym nieskrępowana seksualność) zostaje ubóstwiona! Absurd generuje kolejne absurdy. Nic dziwnego, że w środowiskach genderystowskich rodzą się pomysły np. dotyczące zalegalizowania pedofilii, kazirodztwa, zoofilii czy tworzenia partnerskich „wielokątów”. Będzie ich coraz więcej. To prowadzi do totalnej destrukcji społeczeństwa. Ateizm jest w swoim dążeniu bezwzględny i nadzwyczaj okrutny.

Starcie cywilizacji

Program genderyzmu zakłada władzę absolutną - nie ma w jego założeniach miejsca na kompromisy. Celem jest przebudowa świata i jego zniknięcie w takiej postaci, jaką dziś znamy. Jak to osiągnąć? Ks. Oko wyróżnił kilka strategicznych elementów: seksualizacja i demoralizacja dzieci („genderyści swoje dzieci deprawują, pozostałe abortują”), fanatyczna propaganda homoseksualizmu i feminizmu, arcypogarda wobec człowieka, bezwzględna realizacja zamierzonych celów.

- Jak się bronić przed deprawacją? - pytał. Przede wszystkim uwierzyć, że Bóg jest większy od najpotężniejszych nawet zbrodniczych ludzkich ideologii i dużo modlić się za błądzących. Dbać o swój rozwój osobowy, otoczyć szczególną opieką rodzinę, budować wspólnoty ludzi wierzących, które dadzą oparcie w starciu z oględnymi tezami. Troszczyć się o rozwój dzieci - chronić je przed genderystowskimi ideologami, przekazywać dobre wzorce, angażować się w proces edukacji i kontrolować programy nauczania, podręczniki, działania szkół. Zachęcał usilnie, aby włączać się w lokalne i ogólnopolskie akcje sprzeciwu, wysyłać protesty, uczestniczyć w manifestacjach w obronie zdrowej rodziny i przeciwko jej programowym wypaczeniom. I wreszcie dysponować szeregiem argumentów, dzięki którym da się zdemaskować absurdalność i perwersyjność genderyzmu.

Po prelekcji słuchacze mogli zadać pytania księdzu profesorowi. Spotkanie zakończyło się błogosławieństwem udzielonym przez bp. Kazimierza Gurdę.


Ks. dr hab. Dariusz Oko

Urodził się w Oświęcimiu 3 czerwca 1960 r. Święcenia kapłańskie przyjął 14 maja 1985 r. Teolog, filozof, profesor wydziału filozofii Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie. Autor dwóch prac doktorskich: z filozofii (obroniona w 1991 r. na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie) oraz z teologii (obroniona na PAT w Krakowie w 2011 r.). Od 2011 r. posiada habilitację z filozofii. Siedem lat studiował w Niemczech, pracował naukowo. Mówi się, że jest „architektem stanowiska polskiego Kościoła w sprawie gender”. Znienawidzony przez środowiska przyjazne gender, ekskomunikowany przez protagonistów homoideologii. Doskonale obeznany w literaturze genderystowskiej, bezlitośnie punktuje jej absurdy, używając argumentów, wobec których adwersarze stają bezradni. Nic dziwnego, że coraz częściej unikają bezpośredniej konfrontacji, „kąsając” z bezpiecznej odległości z perspektywy przyjaznych redakcji i studiów telewizyjnych.


Kłamstwo założycielskie

John Money był nowozelandzkim seksuologiem. W latach 50 i 60 zyskał opinię jednego z najbardziej radykalnych zwolenników teorii głoszącej, iż płeć jest tworem kulturowym. Można ją zatem dowolnie zmieniać, nie powodując przy tym żadnej szkody - pod warunkiem że wszystko dokona się przed upływem drugiego roku życia. Według niego, kiedy rodzi się człowiek, jego seksualność jest psychicznie nieokreślona. Na poparcie swoich tez Money przytoczył zjawisko hermafrodytyzmu.

Dowodem prawdziwości przekonań miał stać się eksperyment, jaki pod kierunkiem Moneya został rozpoczęty w drugiej połowie lat 60 ubiegłego wieku. Finałem jego była tragedia.

Bruce i Brian Reimerowie urodzili się 22 sierpnia 1965 r. Byli jednojajowymi bliźniakami i zdrowymi chłopcami. Kiedy w wieku siedmiu miesięcy pojawił się kłopot z tzw. stulejką, postanowiono chłopców obrzezać. W wyniku awarii urządzenia chirurgicznego Bruce utracił penisa. Spotkanie z J. Moneyem (i jego zapewnienie o tym, że dziecko będzie szczęśliwe) sprawiło, że rodzice postanowili wychować chłopca na dziewczynkę. W wieku 22 miesięcy usunięto mu resztki męskich narządów płciowych, stworzono sztuczną waginę. Nazwano go Brenda. Operację utajniono - także dla samego chłopca.

Brendę zaczęto wychowywać jak dziewczynkę. Wydawało się, że eksperyment zakończy się pełnym sukcesem! Była to jednak fikcja. Brenda wolała chłopięce zabawki, miała problemy z dostosowaniem zachowań społecznych. Nie czuła się ani kobietą, ani mężczyzną. Narastały problemy psychiczne. Nie pomogły żeńskie hormony, które miały pomóc wykształcić drugoplanowe cechy płciowe. W wieku 14 lat Brenda usłyszała całą prawdę. Zszokowana natychmiast zażądała przywrócenia naturalnej płci, co się też stało. W dorosłość weszła już jako Dawid.

Dawid ożenił się - żona wniosła troje dzieci z poprzedniego związku. Wydawało się, że jest szczęśliwym ojcem i mężem. W 2002 r. samobójstwo popełnił brat bliźniak Brian. Dla Dawida była to ogromna trauma - odżyły problemy osobiste. Dwa lata później odebrał sobie życie.

John Money nie przyznał się nigdy do porażki, do końca życia pozostając uznanym naukowcem. Opracowania wskazujące go za jednego z ojców ideologii gender milczą na temat eksperymentu, który zakończył się tragedią.

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI   Echo Katolickie 10/2015    opr. ab/ab     Copyright by Echo Katolickie


5. Dariusz Oko, Jolanta Krasnowska-Dyńka: "Genderyzmu i chrześcijaństwa nie da się pogodzić"

Na czym polega głośna ostatnio filozofia gender i dlaczego jest szalenie niebezpieczna?   
                                                                                         
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/echo201327-gender.html

Księże Doktorze dużo mówi się ostatnio o filozofii gender. Mam jednak wrażenie, że wielu Polaków, w tym polityków, tak naprawdę nie rozumie, o co w tym wszystkim chodzi. Proszę powiedzieć, czym jest się filozofia gender?

Przede wszystkim należy mówić o ideologii gender, a nie o filozofii, gdyż ta opiera się na poszukiwaniu prawdy i dobra. Tymczasem ideologia to narzędzie bezwzględnej walki o swoje interesy, także kosztem prawdy i dobra. Jej celem jest zwycięstwo poglądów i zaspokojenie egoistycznych pragnień jakiejś grupy społecznej kosztem największej nawet krzywdy innych. Dlatego gender to klasyczny przykład ideologii, ponieważ staje się narzędziem bezwzględnej walki o korzyści dla ateistycznego gender i homolobby.

Sama nazwa pochodzi od angielskiego słowa „gender”, co było wcześniej oznaczeniem gramatycznym płci, w odróżnieniu od słowa „sex”, oznaczającego płeć biologiczną. Obecnie słowo „gender” zaczęto używać do określenia płci w znaczeniu kulturowym. To jest też główne założenie tej ideologii, że nasza płeć jest przede wszystkim określana nie biologicznie, ale kulturowo w procesie wychowania, co oznacza, iż nie rodzimy się jako istoty płci męskiej albo żeńskiej, ale takimi jesteśmy kreowani po urodzeniu. Zwolennicy tej teorii twierdzą, iż nasza tożsamość płciowa nie wynika z natury, ale z kultury, można powiedzieć, że jest naszym wymysłem albo nawet rodzajem fantazji. A co za tym idzie: jest plastyczna, więc może być kształtowana w procesie wychowania, teraz najlepiej zgodnie z ideologią gender. Skoro jednak - według tej teorii - rzecz tak naturalna jak płeć może być kreowana kulturowo, to tym bardziej kształtowane może być wszystko.

Jakie są źródła tej ideologii?

Przede wszystkim ateizm, który opiera się na fundamentalnym, fałszywym założeniu nieistnienia Boga, a co za tym idzie - błędnie rozumie człowieka i świat. A skoro jest błędem, ma złe konsekwencje. Największe błędy kulturowe i gospodarcze, a zarazem największe zbrodnie w dziejach ludzkości popełniali ateiści, czyli wrogowie chrześcijaństwa, którzy nigdy za to publicznie nie przeprosili. Ludzie będący wrogami Boga stają się najbardziej gorliwymi sługami szatana, który jest źródłem ich myślenia. Ateiści potrzebują jednak jakiegoś światopoglądu. Skoro marksim nie może spełniać już tych funkcji, wymyślili sobie jego mutację, czyli genderyzm, twierdząc, iż jest to misja, służba. Tak jak kiedyś „pomagali” robotnikom, zagarniając przy tym całą władzę dla siebie, tworząc najgorsze, najbardziej krwawe dyktatury w historii świata, tak teraz chcą „pomóc” ludziom odmiennym seksualnie i przy tej okazji zdobyć totalitarną władzę.

Jakie są inne korzenie ideologii gender?

Walczący geje, którzy swój zaburzony sposób życia chcą wypromować jako najlepszy, dorabiając usprawiedliwiającą teorię do swojego postępowania. Są też feministki - często lesbijki, które pod przykrywką haseł o wyzwoleniu kobiet chcą je „uwolnić” od małżeństwa, macierzyństwa, rodziny i mężczyzn. Ponadto ideologię gender popierają wszyscy wrogowie Boga i religii, szczególnie religii biblijnych - chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Znaczącą siłą są masoni, ale także grupa najbogatszych miliarderów amerykańskich, którzy doszli do przekonania, że na Ziemi jest za dużo ludzi i dlatego inwestują gigantyczne pieniądze w antykoncepcję, aborcję oraz rozwój i propagowanie ideologii gender. Ludźmi opętanymi seksualnością jest o wiele łatwiej manipulować, bo ich umysł jest pochłonięty głównie tą dziedziną. W naszym kręgu kulturowym gender stało się główną bronią wrogów wiary. Genderyzmu i chrześcijaństwa nie da się pogodzić, podobnie jak bolszewizmu i chrześcijaństwa.

Jakie mogą być konsekwencje tej ideologii? Nie tak dawno usłyszeliśmy, że rząd chce zliberalizować zasady nadawania imion - dopuszczalne mają być imiona nieprzypisane do żadnej płci. Mówi się także o zmianie szkolnych podręczników, ponieważ mniejszości seksualne domagają się, by dzieci uczyły się o „różnych wzorcach rodziny”. Jednym słowem, chodzi o to, by prócz wzorców tradycyjnej rodziny - z mamą i tatą - pojawiły się także inne.

Genderyści chcą władzy totalnej, chcą uczynić nas niewolnikami lub zakładnikami swojej ideologii. To widać choćby w niesamowitej arogancji i nienawiści, z jaką nieraz mówią o nas w mediach i w polityce. Nie jest przypadkiem, że ateiści najbardziej popierający genderyzm w polityce i mediach, jak Janusz Palikot i Jerzy Urban, ustanawiają też polskie rekordy języka cynizmu, nienawiści, wulgarności i pogardy. Tak depczą podstawowe prawo człowieka do poszanowania jego godności, ale także inne prawa. Należy tu wymienić również prawo do udziału w życiu społecznym, demokratycznym i medialnym, które jest niszczone przez wykluczanie mediów opozycyjnych, bo nie ma demokracji bez opozycji, a nie ma opozycji bez wolnych mediów.

Zwolennicy gender chcą wprowadzić obowiązkowe dla wszystkich wychowanie seksualne według programu genderystów. W ich podręcznikach zakazane są takie słowa, jak: „matka”, „ojciec”, „małżeństwo”, „wierność”, a promuje się takie, jak „rodzic A”, „rodzic B”, „partnerstwo na odcinek czasu życia”. Ogólnie ich program opiera się na niezwykle prymitywnej antropologii, miłość redukuje do fizjologii, promuje seks bez zasad i ograniczeń, czyli niesłychaną rozwiązłość. Znam to dobrze z różnych krajów Zachodu, gdzie spędziłem dziesięć lat. W konkretach wygląda to np. tak, że podczas takich lekcji w Niemczech 12-letnie dziewczynki są zmuszane do tego, aby na sztuczne penisy nakładać prezerwatywy, a potem je lizać jak lizaki i oceniać ich smaki. Rodzicom za nieposłanie dziecka na takie lekcje grozi nawet więzienie i odebranie praw rodzicielskich. W Szwajcarii, w Bazylei, do przedszkoli 4-letnim dzieciom dostarczono sztuczne penisy w stanie wzwodu i rozchylone waginy, aby tym się bawiły. Bo według genderystów seks koniecznie musi być uprawiany już od powijaków. To szczególnie wyraźnie pokazuje, z kim mamy do czynienia. Widać, że realizuje się tu szatański plan: deprawacja i ateizacja poprzez seksualizację. Ludzie opętani seksem chcą, by wszyscy inni żyli podobnie, i jest to niezwykle groźne, bo niszczy kolebkę człowieczeństwa, zaburza albo uniemożliwia rozwój człowieczeństwa, burzy przyszłość rodziny. Po takim wychowaniu młodzież łatwo może popaść w rozwiązłość, stać się niezdolna ani do wiary, ani do małżeństwa i rodziny. Wprowadzać genderyzm do szkół to tak, jakby wprowadzać obowiązkowe lekcje pornografii. To jest straszny gwałt na duszy dziecka, który może zrujnować całą jego przyszłość, i niesłychana pogarda dla godności i praw najmłodszych oraz ich rodziców.

Co możemy zrobić, by do tego nie dopuścić?

Przede wszystkim nie pozwolić, by ludzie zaburzeni ideologicznie i seksualnie mieli wpływ na edukację naszych dzieci. Musimy też głośno mówić, iż wychowywanie wbrew przekonaniom rodziców jest przestępstwem, które państwo ma obowiązek ścigać i karać. Trzeba uczestniczyć w marszach i innych formach protestacyjnych, pisać i wysyłać listy do minister edukacji narodowej i innych członków rządu, skandale nagłaśniać w mediach i szukać pomocy prawnej, nie obawiać się walki sądowej. Konieczne jest też kontrolowanie tego, co dzieje się w szkole, np. wprowadzanie nowych zajęć. Dyrektor szkoły nie ma prawa nic robić w tej dziedzinie bez wyraźnej zgody rodziców. Bardzo ważne jest nagłaśnianie wszelkich nadużyć, bo zło lubi działanie w ciemności.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 27/2013


6. Dariusz Oko, Anna Cichobłazińska:    "Gender - ideologia totalitarna"

Ideologia gender jest groźna nie tylko przez fałszywe założenia antropologiczne, ale przede wszystkim - przez olbrzymie pole dla manipulacji społecznej     
                                                                                     
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/niedziela201324_gender.html


ANNA CICHOBŁAZIŃSKA: - W mediach coraz częściej pojawiają się terminy: gender, ideologia gender, totalitaryzm gender, filozofia gender. Co one oznaczają?

KS. DARIUSZ OKO: - Należy mówić nie tyle o „filozofii”, ile o „ideologii” gender. Filozofia jest radykalnym poszukiwaniem prawdy i dobra, natomiast ideologia jest narzędziem bezwzględnej walki o swoje interesy, także kosztem prawdy i dobra. Ma ona doprowadzić do zwycięstwa poglądów i zaspokojenia egoistycznych pragnień jakiejś grupy społecznej kosztem największej nawet krzywdy innych grup. W tym sensie gender jest klasycznym przykładem ideologii, jest narzędziem w bezpardonowej walce o korzyści dla ateistycznego gender i homolobby. Sama nazwa pochodzi od angielskiego słowa „gender”, co było wcześniej oznaczeniem gramatycznym płci, w odróżnieniu od słowa „sex”, oznaczającego płeć biologiczną. Obecnie słowo „gender” zaczęto używać do określenia płci w znaczeniu kulturowym. To jest też główny aksjomat tej ideologii, że nasza płeć jest przede wszystkim określana nie biologicznie, ale kulturowo w procesie wychowania, czyli nie rodzimy się jako istoty płci męskiej albo żeńskiej, ale takimi jesteśmy kreowani po urodzeniu. Na tym ideolodzy gender budują całą swoją teorię, to jest jej kamień węgielny. Zakładają, że nasza tożsamość płciowa nie wynika z natury, tylko z kultury, można powiedzieć, że jest naszym wymysłem albo nawet rodzajem naszej fantazji. W związku z tym jest prawie całkowicie plastyczna, może być kształtowana w procesie wychowania, teraz najlepiej zgodnie z ideologią gender.  W ten sposób rusza cała lawina, bo jeżeli nawet rzecz tak naturalna i oczywista jak płeć ma być kształtowana kulturowo, ma być kwestią umowy, to tym bardziej wszystko inne może być tak kształtowane. W ten sposób otwiera się pole do popisu dla inżynierów społecznych, o jakim nie śnili nawet komuniści.

- Co stoi u podstaw takich założeń i dlaczego są one tak groźne?

- Postawy duchowe twórców genderideologii. To są przede wszystkim lewaccy ateiści. Ateizm buduje na fundamentalnym, fałszywym założeniu nieistnienia Boga i przez to z konieczności błędnie rozumie człowieka i świat. To tak, jakby dziecko żyjące w łonie matki twierdziło, że jego matka w ogóle nie istnieje. Ateizm jest jak błąd popełniony na początku łańcucha równań, który będzie się powtarzał na każdym ich kolejnym etapie i nie dopuści do osiągnięcia poprawnego wyniku. Ponieważ jest to błąd ogromny, ma też ogromnie złe konsekwencje. Największe błędy kulturowe i gospodarcze, a zarazem największe zbrodnie w dziejach ludzkości popełniali ateiści, a zarazem (śmiertelni) wrogowie chrześcijaństwa, którzy nigdy za to publicznie nie żałowali i nie przeprosili. Na koncie nazizmu jest ok. 50 mln ofiar II wojny światowej, na koncie komunizmu przynajmniej 150 mln ofiar - jako wynik wszystkich jego rewolucji, czystek i innych społecznych „eksperymentów”. Sama eksterminacja bogatszych rodzin chłopskich w Rosji sięgnęła ok. 7 mln ofiar, Wielki Głód na Ukrainie pochłonął może nawet 14 mln naszych wschodnich sąsiadów, rewolucja kulturalna w Chinach kosztowała ok. 40 mln ludzkich istnień. Ludzie, którzy są najbardziej zaciekłymi wrogami Boga, siłą rzeczy stają się też najbardziej gorliwymi sługami Szatana. Trzeba pamiętać, że to właśnie on staje się zasadniczym źródłem ich myślenia. Jednak po tym oceanie zbrodni i absurdów ateistom trudno osiągać władzę przy pomocy klasycznego marksizmu, jest on już zbyt skompromitowany. Zarazem, jak każdy człowiek, potrzebują oni jakiegoś światopoglądu, jakiegoś sensu, jakiegoś ogólnego rozumienia rzeczywistości. Kiedy prosty marksizm nie może spełniać już tych funkcji, wymyślili sobie jego mutację, czyli genderyzm. Tworzą sobie przy tym iluzję misji, służby. Tak jak kiedyś „pomagali” robotnikom i chłopom, zagarniając przy tym całą władzę dla siebie, tworząc najgorsze, najbardziej krwawe dyktatury znane w dziejach, tak teraz chcą „pomóc” ludziom odmiennym seksualnie i przy tej okazji zdobyć totalitarną władzę. Ponieważ są oni duchowymi albo nawet fizycznymi potomkami najgorszych ateistycznych przestępców, trzeba się spodziewać, że będą podobnie niegodziwi, zakłamani i bezwzględni w swoim działaniu.

- Dlaczego tak wiele mówią o seksie, tak bardzo na nim się koncentrują?

- To też jest typowe dla ateizmu. Jeżeli neguje się to, co najwyższe, najbardziej duchowe w człowieku, czyli jego wspólnotę z Bogiem i ludźmi, siłą rzeczy niesłychanie zuboża się ludzką egzystencję i zapada w to, co niższe, nawet czysto fizjologiczne. A seksualność należy do najpotężniejszych sił naszej cielesności, stąd jej przecenianie, bezwolne poddawanie się jej oraz odłączenie od miłości i odpowiedzialności łatwo prowadzi do zniewolenia, do poszukiwania spełnienia i szczęścia prawie wyłącznie w jej granicach, także na drodze zachowań bardzo wypaczonych. To dlatego ateiści szczególnie łatwo stają się seksmaniakami, seksoholikami czy seksonarkomanami i chcą jeszcze te chore postawy narzucić całemu społeczeństwu.

- Czy są jeszcze inne źródła tej ideologii?

- Tak, trzeba by wymienić jeszcze przynajmniej trzy. Są to oczywiście walczący geje, którzy swój ewidentnie zaburzony sposób życia chcą wypromować jako możliwie najlepszy, dorabiając usprawiedliwiającą teorię do swojego postępowania. Są też fanatyczne feministki (często też lesbijki), które w ramach „wyzwolenia” kobiet chcą je „uwolnić” od macierzyństwa, dzieci, małżeństwa, rodziny i mężczyzn. Motywacje obu tych grup można częściowo rozumieć, biorąc pod uwagę ewidentne krzywdy i niesprawiedliwości, które często spotykały je w przeszłości. Jednak nie sposób nie dostrzec niechęci, resentymentu, a nawet nienawiści, jakimi kierują się ci ludzie, a które są skierowane przede wszystkim przeciwko zwykłym mężczyznom. Po „wojnie klas” głosi się „wojnę płci”. Jednak nienawiść i chęć zemsty nigdy nie są dobrymi doradcami; np. II wojna światowa w dużym stopniu była rezultatem chęci „odegrania się” Niemców za przegranie pierwszej.

- A jakie jest to trzecie źródło?

- Szerzej można powiedzieć, że ideologię gender popierają wszyscy wrogowie Boga i religii, zwłaszcza religii biblijnych - chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Znaczącą siłą są tu oczywiście masoni, ale także grupa najbogatszych miliarderów amerykańskich, którzy doszli do przekonania, że na Ziemi jest za dużo ludzi i dlatego na skalę światową inwestują gigantyczne pieniądze w antykoncepcję, aborcję oraz rozwój i propagowanie ideologii gender. Chodzi o to, żeby było maksimum seksu, ale minimum dzieci. Ludźmi opętanymi seksualnością jest też o wiele łatwiej sterować, manipulować, bo ich umysł jest pochłonięty głównie tą dziedziną. W naszym kręgu kulturowym gender stało się główną bronią wrogów wiary, ich intelektualnym taranem, wokół którego zbierają się i koncentrują. Dobrze wiedzą, dlaczego. Genderyzmu i chrześcijaństwa nie da się pogodzić, podobnie jak bolszewizmu i chrześcijaństwa. Tu jest radykalne albo-albo, albo to, albo tamto.

- Mówi się wręcz o totalnym zagrożeniu tą ideologią...

- Słusznie mówi się o gendertotalitaryzmie, bo genderyści rzeczywiście chcą władzy totalnej, chcą wszystko zdominować i wszystkim rządzić, wszystkich uszczęśliwić na siłę, czyli uczynić niewolnikami lub zakładnikami swojej ideologii. To jest niejako wpisane w logikę ideologii ateistycznych. Biologizują człowieka, ludzi uważają zasadniczo za takie bardziej inteligentne zwierzęta, ale siebie oczywiście za zwierzęta najinteligentniejsze. A zwierzęta mocniejsze zabijają i pożerają te słabsze. Stąd ich usprawiedliwienie dla wcześniejszych i współczesnych zbrodni. Wcześniej dla Kołymy, a dzisiaj dla łamania podstawowych praw ludzkich osób wierzących, dla niesłychanej pogardy wobec nas. To widać choćby w niesamowitej arogancji i nienawiści, z jaką nieraz mówią o nas w mediach i w polityce. Nie jest przypadkiem, że ateiści najbardziej popierający genderyzm w polityce i mediach, jak Janusz Palikot i Jerzy Urban, ustanawiają też polskie rekordy języka cynizmu, nienawiści, wulgarności i pogardy. Tak depczą podstawowe prawo człowieka do poszanowania jego godności, ale także inne prawa. Należy tu wymienić również prawo do udziału w życiu społecznym, demokratycznym i medialnym, które jest niszczone przez wykluczanie mediów opozycyjnych, bo nie ma demokracji bez opozycji, a nie ma opozycji bez wolnych mediów. Należy tu też święte prawo rodziców do wychowywania dzieci według własnej kultury i własnych przekonań, które jest łamane poprzez narzucanie dzieciom wychowania według genderyzmu (czyli według maniaków seksualnych). Tak oto Polska i inne kraje Zachodu stają się miejscem deptania podstawowych praw ludzkich. Jest wiele podobieństw pomiędzy genderyzmem a marksizmem: ateistyczna pycha, zakłamanie i przemoc, kompletny brak szacunku dla innych, podobne klęski rozumu i sumienia ateistycznego. Marksiści mordowali ludzi inaczej myślących, genderyści wykazują olbrzymią pogardę wobec ludzi inaczej myślących i mordują na razie słowami. Komuniści za jedno zdanie krytyki Stalina wsadzali do więzienia lub mordowali, genderyści za jedno zdanie krytyki swej ideologii też chcą wsadzać do więzienia, z „homofobii” chcą „leczyć”, podobnie jak stalinowcy „leczyli” z prawicowych „odchyleń”. Siebie samych wyłączają natomiast z wszelkiej krytyki, stawiając się ponad nią. Innych, szczególnie katolików, można według nich do woli obrażać i im ubliżać - ale ich samych przenigdy.

- Jak dochodzi się do takiej postawy?

- To znowu coś typowego dla ateizmu. Słusznie się zauważa, że ateista na ogół nie uznaje żadnego Boga - z wyjątkiem siebie samego. To zrozumiałe, że kto nie uznaje Boga, samemu sobie przypisuje cechy boskie. Tak właśnie postępuje homolobby, bo niepodleganie jakiejkolwiek krytyce jest cechą boską. Ale kiedy człowiek zaczyna sobie przypisywać cechy boskie, otwiera się otchłań - tak było od Nerona po Stalina. To w istocie jest też pycha szatańska: „Nie będę służył, nie uznam porządku natury ustanowionego przez Boga. Sam będę tworzył nowe prawa i sam będę bogiem”. Nie na darmo obecny Ojciec Święty Franciszek jeszcze jako prymas Argentyny ostrzegał, żeby nie być naiwnym, żeby zdawać sobie sprawę, że gender oraz homoideologia są dziełami Szatana. Przyszłego papieża spotkał za to iście szatański atak mediów i polityków. On jednak tylko potwierdził te słowa i pokazał, jak bardzo sam Bóg chce, aby przeciwstawiać się tej złowrogiej ideologii.

- Tematyka gender najczęściej pojawia się w kontekście edukacji: mamy towarzystwa i stowarzyszenia edukacji przeciw dyskryminacji płci, studia gender na renomowanych uczelniach, trenerzy gender reklamują swoje warsztaty w szkołach etc. Za tymi instytucjami stoją organizacje o zasięgu światowym (ONZ), europejskim (UE) czy państwowym (ministerstwo edukacji, ministerstwo zdrowia). Zaplecze takich autorytetów dla ideologii gender może ogłupić człowieka nieznającego się na rzeczy. Jak możemy się bronić przed genderideologią?

- Instytucje te stały się w istocie przybudówką dla ideologii gender - jak kiedyś „polski” rząd dla władców Moskwy. Podobnie było z komunizmem. Wszystkie instytucje w państwach socjalistycznych musiały funkcjonować według zasad marksizmu, służyć mu i go propagować. Na każdej uczelni musiała być katedra marksizmu i każdy student musiał zdać egzamin z marksizmu-leninizmu. W końcu jedna trzecia kuli ziemskiej była pod panowaniem komunizmu. Jednak powoli ludzie przestawali uznawać te zbrodnicze absurdy, w końcu nikt - ani rządzeni, ani rządzący - w to nie wierzył, marksizm zdegenerował się do żałosnej przykrywki dla nagiej żądzy zdobycia i zachowania władzy. Teraz mamy etap rozwoju genderyzmu, rozkład przyjdzie później. Obecnie przemoc ideologiczna narzucana jest nie przez czołgi, ale poprzez potężne środki polityczne i finansowe. Tak jak Moskwa próbowała nam narzucić komunizm, tak dziś Bruksela czy ONZ chcą nam narzucić genderyzm. Tak jak kiedyś musieliśmy walczyć z kłamstwem i przemocą komunizmu, tak dzisiaj musimy walczyć z kłamstwem i przemocą genderyzmu. I to jest nieuniknione. Ludzie, którzy są ateistami, wrogami Kościoła, będą nas atakować. Wrogowie Boga są też wrogami chrześcijan. Chrześcijaństwo jest najbardziej prześladowaną religią świata, bo jest najlepszą, najbardziej bliską Bogu religią. Szacuje się, że od czasów Chrystusa do dziś zamordowano ok. 70 mln chrześcijan, większość z nich w XX wieku - wieku największych ideologicznych szaleństw. Również ateiści w Korei Północnej właśnie w tej chwili w swoich obozach koncentracyjnych więżą, torturują i mordują tysiące chrześcijan. Nienawiść, której doświadczamy od genderystów, jest tylko cząstką większej, ogólnoświatowej nienawiści.

- Ale zwolennicy genderyzmu wydają się tacy potężni...

- Przede wszystkim trzeba do tego podchodzić ze spokojem, patrzeć w dalekiej, najlepiej ostatecznej perspektywie. Walka należy do istoty naszego życia. Na poziomie ciała jesteśmy nieustannie atakowani przez miliony, miliardy bakterii i wirusów, które chcą żyć naszym kosztem i w końcu nas zupełnie zniszczyć. Żeby żyć, musimy z nimi walczyć, musimy wytwarzać miliony i miliardy białych ciałek, które są naszymi żołnierzami i obrońcami. Ta walka trwa w naszych żyłach 24 godziny na dobę, zwycięstwo w niej jest warunkiem życia. Podobnie jest w świecie ducha. Ludzie, którzy żyją w wielkim błędzie albo w wielkiej iluzji czy kłamstwie, także potrzebują uzasadnienia swojej egzystencji, dlatego produkują kolejne teorie, podobnie pomylone i absurdalne jak całe ich życie. Muszą jakoś uzasadnić swoje teofobie, chrystofobie, heterofobie. Dla większej pewności siebie usiłują jeszcze te absurdy narzucić całemu społeczeństwu. To jest jedno z zasadniczych źródeł bakterii i wirusów duchowych krążących w naszej kulturze, genderyzmowi można nawet przyznać „zaszczytne” miano „duchowego AIDS” naszych czasów. Jak bowiem wirusy HIV osłabiają system immunologiczny człowieka, tak wirusy gender osłabiają jego zdolność krytycznego myślenia. Po akceptacji takiego absurdu przyjęcie każdego innego staje się tym bardziej możliwe. Niemniej nawet najbardziej absurdalna teoria, jeśli staje się narzędziem potężnych grup, może odnosić sukcesy. Przecież kiedyś na wszystkich uniwersytetach w Niemczech królowały najpierw heglizm, a potem nazizm. Na wszystkich uczelniach „obozu socjalistycznego” królował marksizm (na Kubie i w Korei Północnej króluje nawet do dzisiaj). Natomiast profesorowie uczelni katolickich, którzy krytykowali te absurdy, byli za to okrutnie prześladowani, a nawet mordowani. Jednak historia to im właśnie przyznała rację, dlatego też z ich zdaniem trzeba się szczególnie liczyć, gdy mówią, że z genderyzmem będzie podobnie. To tylko kwestia czasu.

- Co może uczynić zwykły człowiek nieustannie bombardowany przez tę ideologię?

- Przede wszystkim uodpornić się na nią, podobnie jak uodporniliśmy się na propagandę komunistyczną, uświadomić sobie, że trzeba ją rozumieć na odwrót. Kiedy ćwierć wieku temu media komunistyczne kogoś bardzo chwaliły, wiedzieliśmy, że musi to być człowiek szczególnie niegodziwie żyjący. Kiedy natomiast kogoś gwałtownie atakowały, wiedzieliśmy, że musi to być człowiek szczególnie szlachetny, wartościowy. Podobnie jest dzisiaj, kiedy największe media są w rękach postkomunistów, kiedy tak bardzo promują homoseksualizm i z taką nienawiścią atakują Kościół, to tak jak kiedyś szukaliśmy podziemnej „bibuły”, tak teraz trzeba szukać innych, nie nagłaśnianych, ale prawdomównych mediów - jak np. tygodnik „Niedziela”. Ten krytycyzm i poszukiwanie właściwych źródeł prawdy są bardzo ważne, bo inaczej producenci kłamstwa stają się panami naszych umysłów i serc. Trzeba też podejmować mądre decyzje polityczne, nie dopuszczać lub odsuwać od władzy ludzi, którzy kierują się nie rzeczywistością, lecz ideologią. Trzeba też samemu angażować się w politykę, bo jeśli uczciwi będą od niej stronić, rządzić nami będą ludzie niegodni, a nawet przestępcy. Po zdobyciu władzy politycznej mogą już łatwo zdominować całe społeczeństwo i wszystkie jego instytucje.

- Szczególnym polem zmagań staje się teraz szkoła...

- Tak, po niepowodzeniu wprowadzenia homozwiązków, walki koncentrują się na szkole. Zwolennicy gender chcą wprowadzić obowiązkowe dla wszystkich wychowanie seksualne według programu genderystów - czyli ludzi często właśnie głęboko seksualnie zaburzonych. W ich podręcznikach zakazane są takie słowa, jak: „matka”, „ojciec”, „małżeństwo”, „wierność”, a promuje się takie, jak „rodzic A”, „rodzic B”, „partnerstwo na odcinek czasu życia”. Ogólnie ich program opiera się na niezwykle prymitywnej antropologii, miłość redukuje do fizjologii, promuje seks bez zasad i ograniczeń, czyli niesłychaną rozwiązłość i rozpasanie. Znam to dobrze z różnych krajów Zachodu, w których w sumie spędziłem 10 lat. W konkretach wygląda to np. tak, że podczas takich lekcji w Niemczech 12-letnie dziewczynki są zmuszane do tego, aby na sztuczne penisy nakładać prezerwatywy, a potem je lizać jak lizaki i oceniać ich smaki. Rodzicom za nieposłanie dziecka na takie lekcje grozi nawet więzienie i odebranie praw rodzicielskich. W Szwajcarii, w Bazylei, do przedszkoli 4-letnim dzieciom dostarczono sztuczne penisy w stanie wzwodu i rozchylone waginy, aby tym się bawiły. Bo według genderystów seks koniecznie musi być uprawiany już od powijaków. To szczególnie wyraźnie pokazuje, z kim mamy do czynienia. Widać, że realizuje się tu szatański plan: deprawacja i ateizacja poprzez seksualizację. Ludzie opętani seksem chcą, by wszyscy inni żyli podobnie, i jest to niezwykle groźne, bo niszczy kolebkę człowieczeństwa, zaburza albo uniemożliwia rozwój człowieczeństwa, burzy przyszłość rodziny. Po takim wychowaniu młodzież łatwo może popaść w rozwiązłość, w seks-narkomanię, stać się niezdolna ani do wiary, ani do małżeństwa i rodziny. W tym sensie genderyzm jest jeszcze gorszy niż bolszewizm, bo tamten niszczył społeczne i gospodarcze więzi, a ten niszczy samo człowieczeństwo i rodzinę. Wprowadzać genderyzm do szkół to tak, jakby wprowadzać obowiązkowe lekcje pornografii, to jest straszny gwałt na duszy dziecka, który może zrujnować całą jego przyszłość. To niesłychana pogarda dla godności i praw jego oraz jego rodziców.

- Owoce takich działań są już widoczne...

- Tak, przede wszystkim w postaci europejskiej katastrofy demograficznej. Tak wychowani ludzie dążą do maksimum przyjemności z seksu, ale minimum dzieci. Dziecko staje się dla nich jedynie bardzo kłopotliwym balastem w pogoni za ciągle nowymi doznaniami i partnerami. Stąd jest dużo seksu, dużo partnerów, dużo chorób wenerycznych, dużo aborcji, ale mało małżeństw, mało rodzin i mało dzieci. Tak jest zwłaszcza w Niemczech, gdzie na Niemkę przypada statystycznie 0,9 dziecka, a dla samego zachowania tego samego poziomu populacji potrzeba minimum 2, 1 dzieci na kobietę. Niemcy mają jeden z najniższych przyrostów naturalnych w świecie. Na 100 emerytów przypada 60 dzieci, a tylko 40 wnuków. Ale też większość Niemców zdradza swoje żony, a w kraju tym jest ok. 400 tys. prostytutek, czyli 1 proc. kobiet zamieszkujących ten kraj „pracuje” w tym charakterze. Każdego dnia mają one ok. 1 mln 200 tys. „klientów”, czyli ok. 3 proc. mężczyzn tego kraju. W Marsylii pierwszym językiem stał się już arabski, francuski spadł na drugie miejsce. To są także owoce mentalności totalnej rozwiązłości. Podobnie jak komunizm prowadził do upadku gospodarczego państwa, tak genderyzm prowadzi do unicestwienia rodziny i katastrofy demograficznej. Jest cały ocean seksu, a nie ma dzieci. Całe obszary Europy zaczynają przypominać dom publiczny, a w nim nie ma miejsca na dzieci.

- To rozumieją osoby odpowiedzialne, światłe, ale jeżeli za programami do szkół przygotowywanymi w Ministerstwie Edukacji Narodowej stoją takie organizacje, jak: Światowa Organizacja Zdrowia, Ministerstwo Zdrowia, Polska Akademia Nauk, bo w jej siedzibie odbywała się konferencja o bulwersujących aspektach edukacji seksualnej w szkołach, to przeciętny Kowalski ma mętlik w głowie. Jak zatem bronić naszych dzieci?

- Trzeba je bronić ze wszystkich sił, bo są naszym największym skarbem i przedmiotem największej odpowiedzialności. Nie wolno dopuszczać ludzi zaburzonych ideologicznie i seksualnie ani do szkół, ani do dzieci. Należy wskazywać, że wychowywanie dzieci wbrew najgłębszym, najświętszym przekonaniom rodziców, jest ciężkim przestępstwem, rodzajem kidnapingu, które państwo ma obowiązek ścigać i karać. Wychowywać dzieci chrześcijan według genderyzmu to tak, jakby dzieci żydowskie siłą zmuszać do przejścia na islam. Nikt nie ma prawa tak z butami i pałką wdzierać się do sanktuarium rodziny. Dlatego trzeba uczestniczyć w marszach i innych formach protestacyjnych, pisać i wysyłać listy do minister edukacji narodowej i innych członków rządu, skandale nagłaśniać w mediach i szukać pomocy prawnej, nie obawiać się walki sądowej. Trzeba też dobrze kontrolować, co się dzieje w szkole, uważnie przyglądać się zajęciom z tym związanym. Dyrektor szkoły nie ma prawa nic robić w tej dziedzinie bez wyraźnej zgody rodziców. Bardzo ważne jest nagłaśnianie wszelkich nadużyć w tej dziedzinie, bo zło lubi działanie w ciemności. Zasadą genderowców jest „rewolucja od góry”, „marsz przez instytucje”. Poprzez przechwycenie mediów i ośrodków władzy usiłują większości narzucić coś, co nigdy nie zostałoby przyjęte na drodze demokratycznej. Tak też okazują się wrogami demokracji.

- Czy takie starania przynoszą sukces?

- Oczywiście. W Stanach Zjednoczonych za przeprowadzenie lekcji wychowania seksualnego w stylu europejskiego genderyzmu trafiłoby się do więzienia za molestowanie nieletnich. Dzięki protestom pani Gabriele Kuby w Niemczech udało się zmusić ministerstwo oświaty do wycofania genderowskiej broszury, w której rodzice byli nakłaniani do zachowań pedofilskich wobec własnych dzieci. W Bazylei rodzice wymogli na władzach kantonalnych wycofanie z przedszkoli owych genderowskich pomocy naukowych w postaci penisa i waginy. W Norwegii rząd wycofał się (po 30 latach) z finansowania genderowców, bo ostatecznie sami się ośmieszyli i skompromitowali. Marsz genderowców został zatrzymany na Węgrzech, Litwie, w Estonii i Rosji. Nadal niewiele mają do powiedzenia w krajach islamu, na Litwie homopropaganda jest prawnie zakazana. Z absurdem można wygrać, trzeba tylko chcieć i dobrze się organizować.

- A jakie szanse mamy w Polsce?

- Szczególnie bardzo duże. Już pokazaliśmy to w XX wieku, kiedy szaleństwu ideologii uległy tak wielkie, mądre narody, jak Niemcy i Rosjanie, nasi sąsiedzi. W Polsce dobrowolnie to się nie udało, u nas takie ideologie trzeba było przynieść z zewnątrz, krzewić przy pomocy bomb, czołgów i bagnetów, w ciemnościach gestapowskich i ubeckich katowni. Myśmy aż tak nie zgłupieli, nie dali się aż tak uwieść. Zawdzięczamy to przede wszystkim naszej wierze, bo im więcej w umysłach i sercach jest prawdziwej wiary, tym mniej jest tam miejsca na ideologie, czyli wiary szczególnie błędne. To dlatego też komunizm u nas zawsze był najsłabszy i najszybciej się zawalił. Zawdzięczamy to głównie Kościołowi. Z tego mamy prawo być dumni, to może być nasz szczególny dar dla Europy - nasza wiara i krytycyzm wobec ideologii, które zbudowaliśmy na bardzo głębokiej wiedzy i - nieraz bardzo krwawym - doświadczeniu.

- Czyli mamy na czym budować naszą nadzieję?

- Oczywiście, na wszystko trzeba patrzeć w perspektywie Bożej, ostatecznej, czyli niejako „z góry”, metafizycznie. A w tej perspektywie każde zło jest słabsze od Boga, każde jego zwycięstwo jest lokalne i małe, przejściowe i tymczasowe. Genderimperium załamie się i rozpadnie, podobnie jak załamały się i rozpadły „niezwyciężalna, 1000-letnia” Rzesza oraz „obóz braterskich krajów socjalistycznych” zbudowany na marksizmie, czyli na „najbardziej światłej, naukowej teorii, którą kiedykolwiek widziała i miała zobaczyć ludzkość”. Chodzi tylko o to, żeby nastąpiło to jak najszybciej i w tym czasie pochłonęło jak najmniej ofiar, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży. Przyłożenie do tego ręki jest świętym i radosnym obowiązkiem każdej i każdego spośród nas.

Ks. Dariusz Oko - kapłan archidiecezji krakowskiej. Doktor habilitowany filozofii i doktor teologii, pracownik Wydziału Filozofii UPJPII w Krakowie. Po święceniach kapłańskich przez 6 lat studiował na uczelniach w Niemczech, Włoszech i Stanach Zjednoczonych. Przez całe 28 lat kapłaństwa zaangażowany równolegle w pracy naukowej i duszpasterstwie (jako stały rezydent w parafiach polskich, europejskich i amerykańskich). Przez 16 lat duszpasterz studentów i od 16 lat duszpasterz Służby Zdrowia Archidiecezji Krakowskiej. Podczas studiów, konferencji naukowych i pielgrzymek z lekarzami ok. 10 lat spędził za granicą, poznał ponad 40 krajów na 6 kontynentach. Znany także z działalności publicystycznej, zwłaszcza z krytyki teologii liberalnej oraz genderideologii, homoideologii i homoherezji.

Copyright Š by Niedziela (24/2013)


7. Ryszard Gromadzki:  "Homoterroryzm po polsku"

Atak lobby homoseksualnego przybiera na sile. Dziś każdy, kto ma odwagę krytycznie wypowiedzieć się na temat homoseksualistów, staje się tarczą strzelniczą 
                                                                                      
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PS/pk201311_homolob.html


Frontalny atak homoseksualnego lobby na rodzinę i religię katolicką przybiera na sile. Doszliśmy do takiego punktu, w którym każdy, kto ma odwagę krytycznie wypowiedzieć się na temat homoseksualistów, staje się tarczą strzelniczą. Przypadki prof. Pawłowicz, poznańskich naukowców z Akademickiego Klubu Obywatelskiego, ks. Oko, a wreszcie Lecha Wałęsy są aż nadto wymowne.

Walec ideologicznego postępu z hukiem przetacza się przez Polskę. Cel jest oczywisty: zmiażdżyć chrześcijańską tożsamość narodu z wszelkimi jej atrybutami — rodziną, patriotyzmem, tradycją. W tej walce nie ma pardonu. Kto nie jest po stronie „postępowców”, podlega natychmiastowemu i całkowitemu ostracyzmowi. Według promotorów „jedynie słusznej ideologii” dla jej krytyków nie ma miejsca w debacie publicznej, na uniwersytetach, w mediach. „Wsteczniacy” muszą się usunąć na bok, nie mają prawa torować drogi nowoczesności. Na razie polscy homoterroryści nie formułują bardziej radykalnych postulatów wobec swoich oponentów, ale już wkrótce może się to zmienić. Gotowe wzorce czekają. Choćby w Holandii. Grupa radnych Amsterdamu wpadła niedawno na pomysł, żeby ludzi krytycznych wobec homoseksualistów poddać reedukacji w kontenerowym getcie na obrzeżach miasta. Według pomysłodawców, niepoprawni politycznie mieliby prawo wrócić do swoich domów tylko po przyjęciu słusznych poglądów. Czyż to nie paradoks, że środowiska mające prawdziwą obsesję na punkcie antysemityzmu i dyskryminacji mniejszości dopuszczają rozwiązania jednoznacznie kojarzące się z ustawami norymberskimi?

Ks. Oko w oku cyklonu

O napaściach, które spotkały prof. Krystynę Pawłowicz po jej wyrazistej wypowiedzi sejmowej na temat społecznej destrukcyjności homoseksualizmu, i gwałtownej reakcji rodzimego homolobby na list w jej obronie sygnowany przez kilkuset naukowców z  Poznania, Łodzi i Krakowa jest głośno już ponad miesiąc. Ostatnie dni przyniosły kolejną falę ataków „postępowców” na osoby wypowiadające się krytycznie na temat homoseksualistów. Prawdziwe gromy posypały się na ks. Dariusza Oko po jego występie w programie „Tomasz Lis na żywo”. Ks. Oko, autor szeroko komentowanego nie tylko wśród katolików tekstu Z papieżem przeciw homoherezji, w programie prowadzonym przez Lisa w bardzo rzetelny sposób, odwołując się do wiarygodnych badań naukowych i statystyk, odkłamywał kolejne mity homopropagandy. Pomimo charakterystycznej dla programu formuły „wszyscy na jednego” nie dał się zbić z tropu swoim agresywnym adwersarzom, konsekwentnie prezentując pogląd Kościoła na homoseksualizm. Trudno policzyć obelgi i wyzwiska, które niczym z rynsztoka wylały się na krakowskiego kapłana po występie u Lisa. Ktoś z sympatyków ruchu LGBT (z ang. Lesbian, Gays, Bisexuals, Transgenders, czyli lesbijki, geje, biseksualiści i transwestyci) wyznał bez ogródek na internetowym forum, „że ks. Dariusz Oko, który był w programie ŤTomasz Lis na żywoť powinien być leczony psychiatrycznie. Nie wiem, jak można do telewizji zapraszać człowieka tak zacofanego, któremu z pyska toczyła się piana. Szkoda, że nie byłem na widowni, bo dostałby z otwartej pięści w pysk za mówienie, że geje to pedofile, a homoseksualistów się leczy!!! (Sorrka, ale łagodniej napisać się nie dało!)”. Wpisów utrzymanych w podobnej poetyce były setki. Tak wygląda tolerancja ze strony homoseksualistów w praktyce. Z drugiej strony jednoznaczny przekaz ks. Oko spotkał się z  uznaniem ze strony wielu telewidzów. Kapłan przyznał, że po programie napłynęło do niego bardzo wiele e-maili i listów ze słowami poparcia. Myślę, że to wyraz tęsknoty dużej części Polaków do wyrazistej i nierozmytej obrony rodziny i tradycyjnych wartości na publicznym forum. W mediach głównego nurtu coraz rzadziej można spotkać odważnych rzeczników tych wartości. Panuje w nich niepodzielnie politycznie poprawny bełkot.

Wałęsa na cenzurowanym

Nawet Lech Wałęsa, historyczny przywódca „Solidarności”, noblista, człowiek o delikatnie mówiąc kontrowersyjnej biografii, hołubiony przez media i establishment III RP, który z definicji był poza wszelką krytyką, nagle znalazł się pod zmasowanym ostrzałem ze strony homolobbystów. Poszło o wypowiedź, której eks-prezydent udzielił Monice Olejnik w radiowym wywiadzie. Wałęsa powiedział wprost, że sprzeciwia się afiszowaniu przez homoseksualistów i że nie powinni być oni nadreprezentowani w parlamencie. Dodał też (na swoje nieszczęście), że w świetle religii chrześcijańskiej homoseksualizm jest grzechem. No i rozpętało się piekło. Psy na nobliście zaczęli wieszać nie tylko rodzimi lewicowcy. Od poglądów ojca odciął się nawet jego syn Jarosław. Wałęsa ani myśli się kajać, a to może poważnie zachwiać jego międzynarodową reputacją. Zjednoczeni hommolobyści wszystkich krajów mu nie odpuszczą. Tom Morello, gitarzysta legendarnej amerykańskiej formacji „Rage Against the Machine”, napisał na Twitterze: „Przykro patrzeć, jak bohater ŤSolidarnościť Lech Wałęsa, pogrąża się w homofobicznym bełkocie”. Pod opinią amerykańskiego rockandrollowca podpisałby się zapewne ochoczo i prezydent Obama, gdyby nie krępowała go dyplomatyczna etykieta.

Rozmiękczanie sumień

Oprócz totalnej wojny z oponentami wypróbowaną taktyką homoseksualnego lobby jest stawianie się w sytuacji dyskryminowanej mniejszości. Wiele kampanii firmowanych przez środowiska LGBT odbywa się według schematu: „Jestem dumny z faktu bycia gejem(lesbijką)”. Zjawisku określanym mianem „coming outu”, czyli publicznego ujawnienia swojej homoseksualnej orientacji przez znane osoby, nadaje się ogromny rozgłos. W ostatnich dniach na ulicach kilku największych polskich miast pojawiły się billboardy przedstawiające znanych rodziców wraz z ich homoseksualnymi dziećmi. Akcję firmuje „Kampania przeciw homofobii”, ale co znamienne, w jej finansowe wsparcie zaangażowały się także samorządy niektórych miast (na marginesie tym samym samorządom często trudno wysupłać grosz choćby na inicjatywy o charakterze patriotycznym). Deklarowanym przesłaniem kampanii jest afirmacja odbiegających od normy relacji rodzinnych, ukrytym — oswajanie Polaków z homoseksualizmem, a ujmując rzecz wprost — rozmiękczanie sumień i relatywizacja wartości. Przy okazji tej kolejnej kampanii homolobby nikt nie zająknie się w mediach na temat większej skłonności do depresji czy samobójstw stwierdzonej wśród homoseksualistów, o głębokich kryzysach rodzinnych towarzyszących ujawniającym swoją seksualną orientację młodym ludziom nawet nie wspominając.

Totalitarne inspiracje „wolnej miłości”

Obserwując impet, z jakim homolobby próbuje przebudować świadomość Polaków, machinalnie nasuwają się historyczne wnioski. Wbrew hasłom wypisanym na swoich sztandarach ruch LGBT ma wiele cech typowych dla systemów totalitarnych. Nie toleruje jakiejkolwiek opozycji, a źródłem wszelkiego zła jest dla niego opresyjny system społeczny — dziedzictwo religii judeochrześcijańskiej. Podobne diagnozy stawiali niemieccy naziści i bolszewicy w Rosji. Ideolodzy obydwu zbrodniczych systemów postulowali wyzwolenie z tradycyjnych norm seksualnych. Już w grudniu 1917 r. Lenin wydał dekret „O zniesieniu małżeństwa”, a kiedy w jego rocznicę przez Moskwę przemaszerował pochód lesbijek, na wieść o nim zachwycony wódz światowego proletariatu wykrzyknął do członków Politbiura: „Tak trzymać towarzysze, tak trzymać!”. Hasła seksualnego wyzwolenia przejęły ochoczo inspirowane przez komunizm ruchy studenckie lat 60. ubiegłego wieku. Amerykańscy i europejscy hippisi wzywali do „wolnej miłości”.

Komunistycznym strategom w Moskwie czy Pekinie te hasła były „w to mi graj”, w ich kalkulacji, masowe zakwestionowanie tradycyjnych wartości (w tym norm seksualnych) przez pokolenie określane generacją 1968, miało doprowadzić do rozkładu społeczeństw Zachodu. Z perspektywy prawie 50 lat, które upłynęły od rewolucji seksualnej, można powiedzieć, że te kalkulacje w dużym stopniu okazały się słuszne. Bilans seksualnej rewolucji na Zachodzie jest zatrważający. Rozkład rodziny, uwiąd religii, epidemia rozwodów i AIDS. Obyśmy w Polsce potrafili wyciągnąć z tych doświadczeń właściwe wnioski. Jeszcze nie jest za późno.

Bilans seksualnej rewolucji na Zachodzie jest zatrważający. Rozkład rodziny, uwiąd religii, epidemia rozwodów i AIDS. Obyśmy w Polsce potrafili wyciągnąć z tych  doświadczeń właściwe wnioski. Jeszcze nie jest za późno

Copyright Š by Przewodnik Katolicki (11/2013)


8. Dariusz Oko: "Dwie połówki jednej całości"

O przyjaźni Hansa Urs von Balthasara i Adrianny von Speyr    
                                                                                     
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/2-polowki.html

Według uporczywie powtarzanego przez samego Balthasara świadectwa, najobszerniejsza summa teologiczna naszych czasów, jest dziełem nie tyle "jego", co "ich", to znaczy jego i Adrienny von Speyr. Kim była kobieta, do której należy współautorstwo tej wielkiej teologii?

Urodziła się w 1902 r., pochodziła, podobnie jak Balthasar, ze starej rodziny szwajcarskiej o bogatych tradycjach kulturowych, ale z rodziny protestanckiej. Tym większą było sensacją w Bazylei, kiedy ta dojrzała już kobieta, lekarka z wykształcenia i głębokiego powołania, została ochrzczona przez Balthasara 1 listopada 1940 r. Potem wspominał, że kiedy przyszła do niego z prośbą o pomoc w konwersji, nie musiał jej właściwie nic tłumaczyć, do niczego przygotowywać. Ona już wszystko wiedziała - przede wszystkim ze swoich objawień, z rozmów z Matką Bożą i ze świętymi, była mistyczką. Tak rozpoczęła się między nimi głęboka przyjaźń na zawsze. Balthasar całkowicie jej ufał, szedł za wskazaniami wynikającymi z jej objawień, zarówno w swojej pracy teologicznej, jak i w życiu. Jej przeżycia mistyczne traktował jako ważne źródło teologiczne, decydująco wpływały one na całą jego teologię, ale ten wpływ jest najbardziej widoczny - również poprzez mnóstwo cytatów z jej dzieł - w teologii zstąpienia Chrystusa do piekieł oraz całej eschatologii. Związek myślowy z Adrienną był tak ścisły, że Balthasar mówił o "fundamentalnej zgodności jej i moich poglądów" oraz stwierdzał kategorycznie, że "nie można rozdzielić jej i mojego dzieła ani psychologicznie, ani też filologicznie; to dwie połówki jednej całości". Jej dzieła, jako opis objawień, uważał za ważniejsze od swoich, dlatego (poświęcając na to swoje wakacje) sam przepisywał dyktowane przez nią manuskrypty, w sumie opracował i wydał sześćdziesiąt tomów jej tekstów. Sławę i uznanie, których pod koniec życia coraz bardziej doświadczał, starał się przenieść na Adrienne - dotyczyło to również kardynalatu.
A przecież ta przyjaźń miała go też bardzo wiele kosztować, nie tylko współcierpienia z dwukrotnie owdowiałą, coraz bardziej chorą na raka, oślepłą na trzy lata przed swoją śmiercią Adrienną, ale także własnego, jak najbardziej osobistego cierpienia. Kłopoty zaczęły się, kiedy zaczął wydawać pisma Adrienny i razem z nią założył w 1945 r. żeńską gałąź Wspólnoty św. Jana (Johannesgemeinschaft). Publikacje natrafiały na opór cenzury kościelnej, a nowo założone zgromadzenie na opór rodzimego zakonu jezuitów, który nie chciał wziąć za nie odpowiedzialności. Sytuacja zaostrzyła się do tego stopnia, że Balthasar w 1950 r., w wieku 42 lat, nie widział dla siebie innego wyjścia, jak tylko wystąpienie z zakonu. Było to dla niego bardzo trudne, bo, jak pisał: "dla mnie Towarzystwo było najukochańszą, najbardziej zrozumiałą ojczyzną; myśl, że w życiu trzeba będzie po raz drugi opuścić wszystko, aby pójść za Panem, nie przyszła mi nigdy do głowy i spadła na mnie jak piorun". Sam musiał sobie poszukać środków utrzymania i miejsca zamieszkania poza Bazyleą oraz biskupa, który zechciałby go przyjąć do swojej diecezji. Znalazł go w osobie biskupa Chur, który w pełni inkardynował go jednak dopiero po ośmiu latach. Dopiero wtedy mógł wrócić do Bazylei i zamieszkać z Adrienne i jej mężem, prof. Kaegi. Tuż przed wystąpieniem z zakonu otrzymał propozycję objęcia jednej z najbardziej prestiżowych katedr w Niemczech, katedry Światopoglądu Chrześcijańskiego Romano Guardiniego na Uniwersytecie w Monachium, a zaraz po wystąpieniu propozycję przyjęcia katedry na słynnym Wydziale Teologicznym w Tybindze. Obie propozycje odrzucił, aby móc kontynuować dzieło rozpoczęte z Adrienną. Nieufność i podejrzenia, które go z tego powodu otaczały, sprawiły, że nie został zaproszony jako ekspert na Sobór Watykański II.
Po śmierci Adrienny w 1967 r. przez dwadzieścia lat nie szczędził ciężkiej pracy koniecznej dla uznania przez Kościół jej objawień i misji. Dopiero w tym czasie z teologa podejrzanego stawał się powoli teologiem najbardziej uznanym.
Nigdy jednak nie okazał wątpliwości co do sensu przyjęcia trudności, ryzyka i ofiar związanych z taką przyjaźnią. Wprost przeciwnie, zawsze podkreślał, że bez Adrienny nie byłoby jego teologii, nie byłoby jego, jakim go znamy. Zapewne żadna inna wielka teologia w dziejach Kościoła nie była i nie jest tak bardzo wspólnym dziełem kobiety i mężczyzny.

Copyright Š by Miesięcznik List 07/2001



9. Dariusz Oko: "Sekularyzacja: zagrożenie czy szansa?"

Próbę odpowiedzi na tytułowe pytanie podjęło niedawno Dzieło solidarności katolików niemieckich z chrześcijanami środkowej i wschodniej Europy "Renovabis"    
                                                                                       
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PS/sekularyzacja.html

Co stanie się z Kościołem w czasach sekularyzacji i pluralizmu?

Próbę odpowiedzi na to pytanie podjęło niedawno Dzieło solidarności katolików niemieckich z chrześcijanami środkowej i wschodniej Europy "Renovabis". Zorganizowany przez tę organizację II Międzynarodowy Kongres skupił 260 uczestników z 21 krajów (4-6 września we Freising koło Monachium; o samym Dziele i pierwszym kongresie pisałem w 38 numerze "TP" z 1997 r.). Wielość narodowości i wyznań prelegentów była wyrazem pluralizmu, a fakt zaproszenia również naukowców nie związanych z żadnym z Kościołów stanowił formę dialogu z zsekularyzowanym światem.

Słowo Zachodu

Kongresowe pytanie: co stanie się z Kościołem, nie może być rozumiane jako wyraz obawy o los Kościoła, ale raczej jako wezwanie do pracy nad jego przyszłością - zastrzegł w przemówieniu wstępnym bp Leo Schwarz z Trewiru, przewodniczący zarządu "Renovabis". Podstawą tej pracy powinno być jednak uznanie podstawowych cech kultury końca XX wieku - w tym sekularyzacji i pluralizmu - nie tylko za zagrożenie, ale również za szansę. Należy przy tym unikać jednostronnego, tylko zachodniego, albo tylko wschodniego punktu widzenia, trzeba uczyć się od siebie nawzajem. Według niemieckiego hierarchy właśnie w zsekularyzowanym i pluralistycznym społeczeństwie Kościoły chrześcijańskie mogą odegrać ważną rolę, o ile staną się znakiem jedności pomiędzy ludźmi i narodami.

Co łączy zsekularyzowane społeczeństwo z chrześcijaństwem? Zdaniem bpa Josefa Homeyera z Hildesheim, przewodniczącego Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej, upadek żelaznej kurtyny nie był tylko zwycięstwem Zachodu, ale również zwycięstwem chrześcijańskiej idei wolności i godności człowieka. Dokonało się to przecież nie wbrew Kościołom, ale przy ich znaczącej pomocy. Sekularyzacja - to "uświatowienie świata" - nie jest koniecznie skierowana przeciw chrześcijaństwu, ale w pewnym sensie jest jego dziełem. Sekularyzacja, jako uwolnienie się z niższych, naiwnych, magicznych form religii, pozwala na nowo i o wiele głębiej postawić pytanie o Boga. Jednak zsekularyzowane społeczeństwo ma również swoje negatywne strony - co jest oczywiste również dla ludzi niereligijnych, np. rabunkowa gospodarka surowcami czy fundamentalne nierówności (20% ludności świata zużywa 80% produkowanej energii). Nie można też przeoczyć kryzysu polityczno-moralnego, wywołanego etyczną pustką - brakiem wystarczających punktów orientacji. Ludzie potrzebują czegoś więcej, jak tylko zespołu praw i obowiązków obywatela demokratycznego państwa. Ta prawna struktura musi zostać wypełniona przez bogatszy od niej zespół wartości.

W tej sytuacji powołaniem Kościołów jest stała, krytyczna re-lektura politycznych, społecznych i ekonomicznych zasad zsekularyzowanego państwa. Bp Homeyer przypomniał, że chrześcijańskim wzorem wspólnoty społecznej jest kościelna wspólnota eucharystyczna, wspólnota stworzona przez Paschę Chrystusa. Mistyka Eucharystii polega m.in. na przypomnieniu i uobecnieniu cierpienia Chrystusa. To przypomnienie nie może jednak zamykać we własnym świecie. Eucharystyczne uczestniczenie w paschalnym przejściu Chrystusa powinno nas czynić bardziej wrażliwymi na cierpienia innych. Odpowiedź Kościołów na dzisiejsze wyzwania ma polegać m.in. na uwrażliwianiu przedstawicieli wszystkich nurtów tak bardzo zróżnicowanej kultury na cierpienia osób należących do duchowo nawet bardzo dalekich światów. W ten sposób emancypacyjne dążenie sekularyzacji może być krytycznie przezwyciężone: nie chodzi tylko o emancypację rozumnych podmiotów, ale o solidarność z wszystkimi cierpiącymi, zarówno tymi z teraźniejszości, jak i z przeszłości. Przyszłość może być budowana tylko w oparciu o pamięć przeszłości, w tym szczególnie pamięć o cierpieniu. Europa zachowa swoją tożsamość, jeśli ciągle będzie w niej opowiadana historia Auschwitz, jeśli wspomnienie cierpień Archipelagu Gułag będzie żywe również na Półwyspie Iberyjskim, jeśli pamięć cierpień Serbów będzie ważna dla Chorwatów i na odwrót.

Chrześcijańskie Kościoły nie powinny ani obawiać się marginalizacji, ani same zamykać się w getcie. Moment dziejowy, który przeżywają, wymaga od nich szczególnego świadectwa, na defensywę po prostu brak czasu. Trzeba tylko pamiętać, że odnowa etycznych podstaw pluralizmu jest nie tylko krytyczną odpowiedzią na abstrakcyjny indywidualizm współczesności, ale także postulatem wobec samych Kościołów. Według znanej opinii Bonhoeffera: "Kościół nie tylko ma etykę społeczną, on sam jest tą etyką". Kościół sam powinien być pierwszym miejscem urzeczywistnienia ideałów, które głosi innym. Może się to jednak dokonać jedynie w nierozerwalnej jedności zakorzeniania w Bogu i diakonii dla świata, nierozerwalnej jedności mistyki i polityki.

Głosy Wschodu

Ponieważ Kongres, obok wymiany doświadczeń, miał pomóc przede wszystkim w poszukiwaniu odpowiedzi na wyzwania stojące przed Kościołami wschodniej Europy, wiele miejsca poświęcono naukowej analizie ich sytuacji. I tak Marko Kerscvan, profesor socjologii religii z Uniwersytetu w Lubljanie, zauważył, że w najważniejszych nurtach współczesnej socjologii, pomimo całego procesu sekularyzacji czy desakralizacji społecznych struktur i instytucji, nie traktuje się społeczeństwa jako zasadniczo niereligijnego. Przy całej relatywizacji dawnego porządku religijnego i wobec mnogości poglądów pozostaje pewien wspólny religijny mianownik. Tym ostatnim powszechnie uznawanym sacrum jest jednostka. Sekularyzacja stworzyła dla człowieka być może największą dotychczas znaną przestrzeń dla religijnej wolności i religijnych poszukiwań. Zarazem uczyniła te poszukiwania naglącą potrzebą, bo odebrała zracjonalizowanej kulturze możliwość udzielenia odpowiedzi na pytania o ostateczny sens, a bynajmniej nie osłabiła wagi i aktualności tych pytań. Odpowiedzi ludzie mogą nadal znajdować w tradycyjnych, instytucjonalnych Kościołach, choćby dlatego, że to właśnie one same w istotny sposób przyczyniły się do powstania nowożytnej sytuacji religijnej wolności w zsekularyzowanym i pluralistycznym społeczeństwie. Emancypacja Kościoła spod wpływów państwa przyczyniła się do emancypacji państwa spod bezpośrednich wpływów kościelnych. Szacunek dla decyzji sumienia przyczynił się do indywidualizacji religijności. Nie odbywało się to bez konfliktów z hierarchią, tym bardziej, że niekiedy chrześcijaństwo zajmowało pozycję duchowego monopolisty, który idee przekazuje bardziej przy pomocy siły swojej społeczno-politycznej pozycji, niż na drodze wewnętrznego przekonywania. Oświecenie było duchową alternatywą wobec chrześcijaństwa, a zarazem jego dzieckiem - nawet jeśli nie całkiem chcianym i chodzącym własnymi drogami.

To decydujące współuczestnictwo w kształtowaniu przeszłości Europy gwarantuje też obecność chrześcijaństwa w jej przyszłości. Pomimo że w każdym z europejskich Kościołów zwykle tylko znikomy procent wiernych utożsamia się całkowicie z dogmatyczną i moralną doktryną swojej wspólnoty religijnej, to jednak religijne wyobrażenia są nadal w znacznym stopniu kształtowane przez chrześcijaństwo, jego elementy stały się integralną częścią rodzinnych, ludowych i narodowych tradycji oraz mitologii. Dlatego prof. Kerscvan, choć sam nie związany z żadnym Kościołem, nie widzi podstaw, by zbytnio obawiać się o obecność religii w przyszłym, coraz bardziej pluralistycznym społeczeństwie. Dotyczy to szczególnie Kościoła katolickiego, który poprzez bogactwo swojej liturgii, sztuki i religijnych zwyczajów jest szczególnie głęboko zakorzeniony w kulturze narodów. Kościoły powinny jednak pamiętać, że obok lęku o ich własny los, obecny jest także lęk innych przed nimi - szczególnie kiedy wydaje się, że identyfikacja z nimi może zagrażać wolności jednostki albo podsycać narodowe konflikty.

Miklós Tomka, profesor socjologii religii Uniwersytetu w Budapeszcie, przedstawił sytuację katolicyzmu węgierskiego. Umiejętność życia w społeczeństwie religijnie pluralistycznym nie jest dla Kościoła w tym kraju czymś obcym. Na terenie Wielkich Węgier, obejmujących Słowację, Siedmiogród, a także cześć obecnej Ukrainy i Jugosławii, katolicy stanowili mniejszość. Przy całej wielości wyznań nie doszło na Węgrzech do religijnych wojen - m.in. dlatego, że decydującą rolę odgrywała prowadzona przez stulecia wojna z Turkami. Dopiero po I wojnie światowej, po utracie wielu terytoriów, na Węgrzech katolicy zaczęli ilościowo dominować (ok. 70 proc. przy 25 proc. protestantów). Natomiast po zakończeniu komunistycznych prześladowań Węgry okazały się być krajem misyjnym. Tylko jedna trzecia nowonarodzonych dzieci jest chrzczona. Do kościoła w niedzielę uczęszcza dwa razy mniej ludzi, a na jednego księdza przypada dwa razy więcej wiernych, niż jest to przeciętnie na Zachodzie. Ponad połowa księży ma więcej niż 50 lat. Katolicy przynależą przede wszystkim do niższych, gorzej wykształconych i uboższych warstw społecznych. Rzeczywista wina komunistów i cierpienia Kościoła urosły dla wielu do rozmiarów mitycznych. To skłania do czarno-białego postrzegania przeszłości i teraźniejszości, do przypisywania totalitarnemu reżimowi całej odpowiedzialności za obecne braki Kościoła. Taka postawa prawie uniemożliwia dialog z rzeczową krytyką i bardzo utrudnia wysiłek odnowy. Pomimo tych trudności widać oznaki powolnego wychodzenia z getta i podejmowania przez Kościół katolicki coraz większej odpowiedzialności w społeczeństwie.

Jako przedstawiciel Kościoła prawosławnego wykład wygłosił arcybiskup Jeremiasz Anchimiuk, biskup Wrocławia i Szczecina, a zarazem rektor Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Zwrócił on uwagę, że różnice pomiędzy Kościołami nie powinny być powiększane poprzez przesadną identyfikację z narodem czy ścisłe powiązanie ze strukturami państwowymi. Przeszkodą dla jedności jest też prowincjonalizm teologicznego myślenia. Droga do zjednoczenia Kościołów może prowadzić jedynie poprzez większe zjednoczenie z Chrystusem. Człowiek nie może posiadać prawdy. To raczej prawda może nas posiadać. A taką prawdą jest Chrystus.

Unicki biskup z Węgier, Szilárd Keresztes mówił o problemach latynizacji Kościołów unickich. Na pewno pożyteczne okazało się przejęte na wzór łaciński systematyczne kształcenie kleryków, regularna katecheza młodzieży i dzieci, zrzeszenia świeckich. Jednak już przejęcie łacińskich form pobożności za bardzo oddalało od prawosławnej tradycji. Dlatego zasadniczą nadzieję dla swojego Kościoła bp Keresztes widzi, zgodnie ze wskazaniami Soboru Watykańskiego II, w jego reorientalizacji.

Ks. Iwan Dacko, odpowiedzialny za kontakty zagraniczne ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego zwrócił uwagę na odradzanie się społecznej roli chrześcijaństwa na Ukrainie (36 proc. mieszkańców obdarza zaufaniem któryś z chrześcijańskich Kościołów, natomiast tylko 7 proc. ufa rządowi). Jako zasadniczy problem przedstawiał zagrożenie przez sekty, nieraz bardzo destruktywne dla osobowości swoich wyznawców (na Ukrainie jest już zarejestrowanych 71 wyznań), ale także spory pomiędzy starymi, tradycyjnymi Kościołami, przeradzające się nieraz w walkę o kościelne budynki.

Dzień Kościoła w Polsce

Pomimo postępującego religijnego odrodzenia, kraje Europy Wschodniej z racji komunistycznego dziedzictwa wciąż pozostają o wiele bardziej zlaicyzowane i negatywnie zsekularyzowane niż kraje Europy Zachodniej. Wyjątkiem jest Polska. Być może dlatego ostatni dzień kongresu organizatorzy w całości poświęcili Kościołowi katolickiemu w Polsce.

Abp Henryk Muszyński wskazywał m.in. na potrzebę głębszej analizy polskiej pobożności ludowej. Obok cech negatywnych ma ona niezaprzeczalne wartości (żywą wiarę w Boga, autentyczne wyczucie dla Jego transcendencji, traktowanie świata nadprzyrodzonego jako rzeczywistości, a nie jedynie pojęcia, wiarę w opatrzność Bożą, poszukiwanie sensu życia, zabieganie o prawdziwą wspólnotę z Bogiem i braterstwo z ludźmi). To właśnie ta pobożność przyczyniła się znacząco do zachowania tożsamości narodowej w czasach zaborów oraz sowieckiego panowania. Bez niej masowy ruch społeczny "Solidarność" byłby nie do pomyślenia. Również o przyszłości Kościoła w Polsce nie można myśleć bez zachowania i rozwoju tej pobożności. Drogowskazem pozostają tutaj słowa kard. Wyszyńskiego, odwołującego się do maryjności polskiego katolicyzmu. W ramach korekty i rozwoju naszej wiary nie możemy stać się mniej maryjni, bo jesteśmy ludźmi Kościoła. Przeciwnie, powinniśmy stać się jeszcze głębiej i dojrzalej maryjni. Im bardziej w naszych fundamentalnych postawach i rozstrzygnięciach życiowych będziemy podobni do Maryi, tym bardziej autentyczne będzie nasze chrześcijaństwo i tym lepiej będzie ono owocować na co dzień.

Według socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego Tadeusza Szawiela, który przedstawił się jako osoba niewierząca, ale bez uprzedzeń wobec religii i Kościoła, polska religijność pozostaje zadziwiająco stabilna. Obecnie badania socjologiczne nie notują żadnego gwałtownego załamania któregoś z podstawowych wskaźników religijności. Nie przewiduje się także, głównie ze względu na głębokie zakorzenienie Kościoła w narodowej kulturze, by groził nam gwałtowny proces laicyzacji w najbliższej przyszłości. Kościół w nowej sytuacji może wskazać na niezaprzeczalne osiągnięcia. Jednym z nich jest coraz większy udział katolickich intelektualistów w publicznych debatach. Jest to oczywiście nowość wobec przymusowego milczenia w czasach realnego socjalizmu, ale również wobec okresu międzywojennego, kiedy te debaty były zdominowane przez areligijnych intelektualistów. Praca wśród inteligencji jest tym bardziej ważna dla Kościoła, że żywe są w niej laicystyczne, antyklerykalne tradycje, które swoimi korzeniami sięgają przynajmniej drugiej połowy XX wieku. Także dzisiaj pośród przedstawicieli inteligencji nie praktykuje prawie dwa razy więcej osób (42 proc.) niż wśród osób z wykształceniem podstawowym (23 proc.) i średnim (29 proc.). W porównaniu z Zachodem jest to nieduża grupa ludności, bo tylko ok. 2 mln osób posiada wyższe wykształcenie. Jednak jej znaczenie społeczne i kulturowe nie tylko jest największe, ale będzie z czasem rosło. Kościół, by mógł trafić do tej grupy społecznej, powinien starać się o zróżnicowanie swojej oferty duszpasterskiej, o podniesienie jej poziomu intelektualnego i duchowego. Nie jest to bynajmniej łatwe dla instytucji przyzwyczajonej w czasach totalitaryzmu do udzielania odpowiedzi globalnych, odwołujących się do wrażliwości wielkich mas społecznych.

Inną dziedziną, w której stanowisko ludzi Kościoła wydaje się wymagać przemyślenia, jest kwestia wzrastającego dobrobytu. Kościół polski za często ogranicza się tylko do potępiania konsumizmu i materializmu. Należałoby więcej mówić o rozwoju materialnym jako koniecznym warunku rozwoju życia duchowego, o etosie solidnej, sensownej, dobrze zorganizowanej pracy, o potrzebie długoletniego inwestowania w wychowanie i wykształcenie dzieci, o potrzebie większej odpowiedzialności za swój los i o koniecznej inicjatywie. Istnieje potrzeba, aby Kościół budował klimat inspiracji, sprzyjający wykorzystaniu jedynej, dziejowej szansy, jakie wolność, demokracja i wolny rynek przyniosły Polsce.

Świadectwo "Renovabis"

Sam organizator kongresu - "Renovabis" - jest dowodem, że również w warunkach społeczeństwa bardzo bogatego, zsekularyzowanego i pluralistycznego możliwa jest działalność przynosząca wartościowe owoce. Pomimo wszystkich problemów finansowych i personalnych Kościoła niemieckiego, bezinteresowne dzieło "Renovabis" rozwija się. W ciągu 5 lat przekazano chrześcijanom na wschodzie Europy ponad 180 milionów marek. Tylko w ostatnim roku wydano 58 milionów na około 1200 projektów w 27 krajach (najwięcej z nich - ok. 17 proc. - zrealizowano w Polsce). Należało do nich m.in. dofinansowanie budowy klasztoru i centrum socjalnego w Kazachstanie (845 tys. DM) oraz katedry w Nowosybirsku (480 tys. DM), pomoc dla powodzian w Polsce i Czechach (3 mln DM). "Renovabis" nie stroni też od pomocy niekatolikom. 62 tys. marek przeznaczono na książki, komputery i meble dla prawosławnych kleryków w Smoleńsku, 30 tys. na prawosławny żłobek w Macedonii, 1,1 miliona na tzw. "Szkoły Europejskie" w Bośni, gdzie razem mają się uczyć dzieci Bośniaków, Chorwatów i Serbów. 215 tys. marek dano na budowę domu starców w czeskich Lidicach. Ten dom o nazwie "Memento Lidice" ma być częścią zadośćuczynienia za śmierć 480 dzieci, kobiet i mężczyzn zabitych tam w 1942 r. przez hitlerowców. Nową inicjatywą jest organizowanie kilkutygodniowych pobytów niemieckich księży i świeckich pracowników pastoralnych w polskich parafiach - po to, by zaczerpnąć z doświadczeń naszego Kościoła. Sam sposób pracy "Renovabis" jest więc interesującą odpowiedzią na pytania kongresu: "Jak Kościół powinien postępować w zsekularyzowanej i pluralistycznej Europie?".

Copyright Š by Tygodnik Powszechny


10. Dariusz Oko:  "Faryzeusz i Apostoł"

O niebezpieczeństwie postawy faryzejskiej w życiu chrześcijanina i kapłana
                                                                                        
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAP/faryzeusz_apostol.html

Aby lepiej rozumieć kapłaństwo - ale też żeby w ogóle rozumieć chrześcijaństwo - dobrze jest zastanowić się nad tym, czym jest faryzeizm. Te dwie religijne postawy pomimo podobieństw różni coś bardzo istotnego, a ponieważ kontrast wyostrza kontury, dostrzeżenie różnicy pomaga zrozumieć tożsamość kapłana (i chrześcijanina). Faryzeizm dobrze jest poddać refleksji również dlatego, że wydaje się on (może największym) zagrożeniem i wynaturzeniem zarówno kapłaństwa i chrześcijaństwa, jak i wszelkiej religijności, nawet bardzo żarliwej. Przecież faryzeusze byli największymi religijnymi gorliwcami, najbardziej świadomie wyczekującymi Mesjasza, najusilniej przygotowującymi się na Jego przyjęcie. Najbardziej oczekujący najbardziej rozminęli się z oczekiwanym. A zagrożenie faryzeizmu jest przynajmniej tak trwałe, jak trwałe są społeczne i osobowe struktury i procesy, które sprzyjają jego powstaniu. Jest ono też od początku obecne w Kościele, co przypominają słowa Pawła o "nieszczerym postępowaniu" Piotra (Gal 2, 13), apostolskie nawoływanie do "odrzucenia wszelkiego podstępu i udawania" (1 P 2,1) oraz ostrzeżenie przed tymi, którzy "obłudnie kłamią" (1 Tm 4, 2).

Chrystusowe "biada"

Wiecznie daje do myślenia fakt, że właściwie przed żadnym innym zagrożeniem Chrystus tak nie ostrzega, właściwie niczego tak często i zdecydowanie nie potępia jak właśnie faryzeizmu. Szczególnie w zestawieniu z Jego postawą ogromnego miłosierdzia wobec innego rodzaju grzeszników, słowa kierowane do faryzeuszów szokują swoją twardością i nieubłaganym tonem. Oczywiście (jak w przypadku każdej ludzkiej grupy) nie oznaczają one ogólnego potępienia wszystkich, nie każdy faryzeusz jest w tym samym stopniu obciążony faryzeizmem w dzisiejszym znaczeniu. Chrystus również w nich widzi dobro, docenia ich gorliwość (Mt 5, 20; 23, 3.15), przyjmuje ich zaproszenia (Łk 7, 36; 11, 37; 14, 1), spotyka się z nimi (J 3, 1-21), spośród nich powołuje apostoła, którego praca misyjna przyniesie najwięcej owoców (Dz 9, 1-19). Niektórzy faryzeusze bronią Chrystusa i chrześcijan (J 7, 50n; 9, 16; Dz 5, 34; 23, 9). Jednak słów potępień jest tak wiele i są tak mocne, że w powszechnym odbiorze zagłuszyły słowa uznania, sprawiły, że pojęcie faryzeizmu nabrało w chrześcijaństwie zdecydowanie negatywnego znaczenia, stało się synonimem religijnej obłudy.

Aż trudno uwierzyć i trudno się nie przerazić, że ze słów skierowanych przez tak dobrego i łagodnego, "cichego i pokornego serca" Jezusa pod adresem faryzeuszów można ułożyć taką oto litanię: "obłudnicy", "plemię przewrotne i wiarołomne", "plemię żmijowe", "węże", "głupi i ślepi", "ślepi przewodnicy ślepych", "groby niewidoczne", "groby pobielane pełne kości trupich i wszelkiego plugastwa", "pomijający sprawiedliwość, miłosierdzie, wiarę i miłość Bożą", "ze względu na waszą tradycję przestępujący, znoszący przykazania Boże", "przecedzający komara, a połykający wielbłąda", "mówiący, a sami nie czyniący", "spełniający wszystkie swe uczynki po to, aby się ludziom pokazać", "wkładający na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami nie dotykający ich jednym palcem", "biorący klucze poznania, sami nie wchodzący i nie pozwalający wejść innym, zamykający królestwo niebieskie przed ludźmi", "czyniący nowo pozyskanego współwyznawcę dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami", "pełni obłudy, nieprawości, zdzierstwa, niepowściągliwości, niegodziwości", "synowie morderców proroków", "zabójcy proroków, mędrców i uczonych" (por. Mt 15, 1-20; 16.4; 23, 1-36 i Łk 11, 37-53; tę listę można by jeszcze wydłużać). Chrystus wielokrotnie, jak refren, powtarza: "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy" (Mt 23, 13-29), zwłaszcza im grozi wieczną karą, która jest właśnie "wyznaczeniem miejsca z obłudnikami" (Mt 24, 51), a więc bycie obłudnikiem określa jako coś samo-potępiającego (!). Nic dziwnego, że ostrzega przed nimi (Mt 16, 6; Mk 12, 38, Łk 20, 45), a szczególnie przed ich obłudą (Łk 12, 1).

Ten permanentny, narastający spór z faryzeuszami jest jednym z głównych tematów Ewangelii i Chrystus nie wycofuje się z niego, nie łagodzi słów, pomimo że z powodu tego konfliktu nieraz ociera się o śmierć i to on właśnie stanie się główną przyczyną Jego ukrzyżowania.

Negacja istoty Dobrej Nowiny

O ile w ogóle możemy zrozumieć, jakie są racje takiego postępowania Chrystusa, to należy do nich zapewne fakt, iż faryzeizm niszczy to, co najważniejsze: wspólnotę pomiędzy Bogiem i ludźmi oraz możliwość jej odbudowania, czyli zbawienie. Do istoty Ewangelii należy twierdzenie, że każdy człowiek przed przyjęciem łaski jest (bardzo wielkim) grzesznikiem, czyli tak mocno i tak beznadziejnie obciąża go wina odziedziczona (w tym grzech pierworodny) oraz wina osobista, że sam nie jest zdolny wrócić do stanu czystości koniecznej dla wspólnoty z Bogiem, czyli sam nie może się zbawić - nawet podejmując największe, heroiczne wysiłki. Wina, którą niesie, może mu być jedynie darmowo, z łaski, odpuszczona. Zbawionym można być jedynie na podstawie łaski, a nie uczynków. Podkreśla to zwłaszcza, jak żaden inny autor Nowego Testamentu, św. Paweł - były faryzeusz, uczeń rabinów, teolog starotestamentalny, doskonale rozumiejący tę duchową postawę, najlepiej wyczuwający fundamentalną różnicę pomiędzy nauką faryzeuszy i nauką Chrystusa. Słowo "łaska" (gr. cháris) występuje w pismach Pawłowych ponad siedem razy częściej niż w pozostałych księgach Nowego Testamentu.

Nauka i postawa faryzeuszy zdaje się zaprzeczać tej istocie Dobrej Nowiny, mimo iż miała być najczystszą, najbardziej konsekwentną wykładnią Starego Przymierza. Faryzeusze chcą je doskonale zachować, doskonale wypełnić prawo Mojżesza, bo wierzą, że jego wypełnienie, dobre uczynki - prowadzą do Boga, dają zbawienie. Dlatego tworzą i - nieraz  bardzo rygorystycznie, kosztem wielkiego wysiłku (zwłaszcza gdy czynią to na oczach innych) - zachowują setki drobiazgowych, nieraz bardzo uciążliwych przepisów, mających być szczegółowymi zastosowaniami prawa w dniu powszednim. Intencje zapewne jak najlepsze. Jednak fundamentalny błąd faryzeuszy (nie mówiąc już o błędzie usiłowania całkowitego ujęcia życia w sztywne reguły prawa) polega na przekonaniu, że rzeczywiście udaje im się w wystarczającym stopniu zachować i zrealizować prawo Starego Testamentu, przekonaniu tym silniejszym, im wymyślniejsze są realizowane przez nich przepisy. Błąd faryzeuszy polega zatem na negacji faktu, że pomimo wszystkich małych, cząstkowych zwycięstw, globalnie ponoszą - jak wszyscy ludzie - klęskę. Im bardziej czują się doskonali i czyści, wyniesieni ponad "nie znający Boga tłum", tym bardziej są przekonani, że nie potrzebują czegoś takiego jak łaska, nie potrzebują zbawienia, oni sami je sobie wypracowują - swoimi uczynkami. Od Mesjasza oczekują bardziej wyzwolenia politycznego niż moralnego. Zbawienie jest dla nich raczej zapłatą niż darem. W ten sposób zamykają się na ratującą siłę Ewangelii.

Na tym właśnie polega istota ich tragedii. Chrystus może uleczyć każdą chorobę, ale warunkiem wstępnym jest uznanie, że w ogóle jest się chorym. Moralna choroba faryzeuszy polega między innymi na przekonaniu o własnym zdrowiu; Chrystus piętnuje ich tak mocno - o wiele ostrzej niż celników i nierządnice - aby przedrzeć się przez szklaną ścianę ich iluzji doskonałości, aby zdołali dosłyszeć Jego głos z wyżyn własnych rojeń. Dlatego też w kontekście polemiki z nimi mówi o jednym, najcięższym grzechu, który nie może być odpuszczony, o grzechu przeciw Duchowi Świętemu (por. Mt 12, 22-37). Odpowiada w ten sposób na zarzut o działanie mocą złego ducha. Bo rzeczywiście, wyjątkowa zaciętość, wyjątkowe wewnętrzne zakłamanie, wyjątkowa zdrada najbardziej pierwotnego, źródłowego poznania prawdy, zdrada siebie - pozwala widzieć Chrystusa, najświętszą, najpiękniejszą osobę, jaka kiedykolwiek była w tym świecie, czuć Jego niezwykłe, dobroczynne promieniowanie, widzieć dobroć Jego czynów... i nie ugiąć się, nie skruszeć, nie dać się przekonać, nie uznać Jego prawdy.

W ten sposób faryzeizm uderza w samo centrum relacji do Boga, do prawdy, w ten sposób niszczy moralny (i bytowy) kręgosłup człowieka. Dlatego jest tak potępiany, bo jest tak samo-potępiający. Zamyka drogę zbawienia samemu faryzeuszowi, a przez niego może ją zamknąć również tym, którzy są pod jego wpływem, są przez niego prowadzeni (Mt 23, 13 i Łk 11, 52). Faryzeizm zabija prawdziwą religijność, jest tylko jej pozorem, udawaniem żywej wspólnoty z Bogiem i ludźmi. Jak każde permanentne kłamstwo, jak każde trwałe bycie-w-nieprawdzie ma tragiczne konsekwencje dla samej osobowości faryzeusza i jego międzyosobowych relacji również tutaj, w tym świecie, już na tej ziemi. Spotkanie z nim albo staje się więc łatwo obustronną (mniej lub bardziej świadomą) pomyłką, albo prowadzi do konfliktu. Obłuda już tutaj czyni go samotnym, a samotność człowieka, który jest powołany do najgłębszej wspólnoty z Bogiem i ludźmi, który może istnieć jedynie dzięki życiodajnej wymianie z nimi, zabija go bardziej niż cokolwiek innego. To zło faryzeizmu, jak każdy fundamentalny grzech, ma też wiele innych fatalnych następstw. Choćby smutek, gorycz samotności, frustrację, wyczerpanie sił w wielkim teatrze ciągłego udawania, nienawiść wobec tych, którzy nie chcą uznać kłamstwa obłudnika, zazdrość i agresję wobec tych, którzy żyją bardziej w radości, bo bardziej w prawdzie.

Ważne jest, byśmy sobie uświadomili, że to wszystko może się zdarzyć człowiekowi szczególnie religijnemu, szczególnie - wydawałoby się - poszukującemu Boga. Również religijność może przybrać tak wypaczone, tak chore i zdegenerowane formy, że staje się gorsza nawet od letniości, obojętności i ateizmu. Jak to możliwe?

Przypuszczalny mechanizm powstawania faryzeizmu

Powyższa ocena faryzeizmu jest oczywiście świadomym wyostrzeniem i daleko jej do wyczerpania złożoności zjawiska, jakim był faryzeizm historyczny. Faryzeizm rozumiany jako uniwersalna postawa życiowa ma przeróżne stopnie i odcienie, w każdym z nas szczerość może w przeróżnych proporcjach łączyć się z obłudą. Są zachowania, które pomimo pewnych podobieństw do faryzeizmu nim nie są, tak samo jak są takie, które pomimo pewnych niepodobieństw nim są (na tym też między innymi polega jego przewrotność). Trzeba na przykład odróżnić faryzeizm od pohamowywania siebie, które jest częścią wewnętrznej walki o siebie samego, walki nigdy do końca nie wygranej. Nie jest też faryzeizmem przemilczanie części zarówno negatywnej, jak i pozytywnej prawdy o sobie. Innemu można przekazać najwyżej małą cząstkę tej prawdy, ogromna większość pozostanie nie wypowiedziana. Konieczne przemilczenie, konieczna pasywna postawa wobec olbrzymiej części prawdy o sobie nie jest obłudą, ale jednym z naszych nieusuwalnych ograniczeń.

Natomiast rzeczywisty faryzeizm jest aktywną postawą wobec religijnej nieprawdy, aktywną manipulacją kłamstwem o sobie jako istocie religijnej dla osiągnięcia określonych celów. Ta obłuda może mieć dwie zasadnicze formy. Może być całkiem świadomym, cynicznym udawaniem, nihilistyczną grą dla osiągnięcia określonych korzyści. To w pełni świadomy siebie faryzeizm, można powiedzieć faryzeizm kliniczny. Częściej wszakże mamy do czynienia z formą, którą nazwać można faryzeizmem chronicznym. Faryzeusz chroniczny nie ma tak jasnej świadomości życia w religijnej nieprawdzie o sobie, ale jednak jakaś świadomość w nim kiełkuje, bo inaczej w ogóle nie byłby faryzeuszem, a jedynie pozostawałby w nie zawinionym błędzie co do siebie. Faryzeizm kliniczny przechodzi też często w faryzeizm chroniczny, bo zwykle nikt - bez pomocy wyszukanych środków racjonalizacji, deformacji sumienia - nie jest w stanie długo żyć w pełni świadomym, wewnętrznym rozdwojeniu, w pełni świadomym buncie wobec wartości. Główną przyczyną faryzeizmu jest brak zgody na prawdę o tym, jak bardzo nie dorasta się samemu do prawd, które się wyznaje i głosi. Zjawisko to ma też podłoże socjalne. Wobec każdego powołania są pewne słuszne oczekiwania społeczne, pewne powszechnie przyjęte minimum konieczne do jego wypełniania. Od nauczyciela, wychowawcy oczekuje się szczególnego zainteresowania postępami i zachowaniem podopiecznych, od psychologa - szczególnej zdolności współodczuwania i wrażliwości, od księdza - tych wszystkich cech łącznie oraz szczególnego pogłębienia postawy chrześcijańskiej. Jeśli tych warunków się nie spełnia, przyznanie się do tego może być bardzo trudne. Może się wówczas wydawać, że odebrałoby nam ono podstawy naszej duchowej i materialnej egzystencji. Udawanie staje się "prawie" nieuniknione. Jeśli zaś długo nosi się maskę, można zapomnieć, jak wygląda własna twarz, można tak utożsamić się z rolą, którą się gra, że zapomina się swego prawdziwego ja.

Obok podciągania się do poziomu własnych i społecznych wymagań nie poprzez rzetelną pracę nad sobą i autentyczne nawrócenie, ale poprzez tworzenie pozorów, drugą zasadniczą przyczyną faryzeizmu może być nałożenie się głoszonej szczytnej prawdy na prawdę o sobie. Ponieważ kapłan (ale także wielu ludzi religijnych) bardzo często i bardzo dużo mówi innym o największym i najświętszym Bogu, może łatwo mu się zacząć wydawać, że sam partycypuje w tej wielkości i świętości Bożej. O złudzenie to tym łatwiej, że mowa księdza jest zwykle monologiem bez możliwości natychmiastowej korekty i z niewielką szansą na korektę późniejszą. Im bardziej krytykuje się i potępia innych, tym łatwiej też popada się w skłonność do przeceniania siebie. Najtrudniej nawrócić tych, którzy zawodowo nawracają innych.

Nawrócenie z faryzeizmu bywa jednak o tyle trudne, że niekiedy może on rzeczywiście stanowić szczyt religijnych możliwości danego człowieka, a niekiedy od samego początku może być integralną częścią religijnego "powołania", swoistym jego "grzechem pierworodnym". Może to być nawet osobiście nie zawinione, jeśli na przykład wyrasta się w środowisku, w którym kapłaństwo jest postrzegane głównie jako droga awansu społecznego, a za mało jako wielka szansa życia bardziej z i dla ducha. Chęć zdobycia większego społecznego znaczenia, wynikająca z przesadnej ambicji i wygórowanego mniemania o sobie, może tak bardzo stanowić część wyobrażenia o swej roli, że rezygnacja z tego zagraża samemu "powołaniu". Jeżeli jest się szczególnie aktywnym na polu religijnym przede wszystkim po to, aby powetować sobie niewielkie szanse albo porażki na innych polach, negacja tej formy rekompensaty może wydać się życiową katastrofą, zawaleniem się świata. Jeżeli do "wiary" faryzeusza integralnie należy przecenianie siebie, to wyrzeczenie się tej postawy może mu się jawić jako "niewiara". Jeżeli dotąd jego "bóg" to był właściwie w dużej mierze on sam, jeżeli dotąd jego "wiara" to była swoista mieszanina religijności i megalomanii, uznania Boga i egoizmu, początek nawrócenia może mu się jawić jako ateizm.

A faryzeizm przybiera najbardziej skrajne, najbardziej uciążliwe i groźne formy, gdy łączy się z fanatyzmem, gdy jest przez niego dodatkowo napędzany. Fanatyzm powstaje zwykle z połączenia trzech elementów - z jednego rozumienia i dwóch pomyłek: z rozumienia czegoś z wielkości Boga, a zarazem nierozumienia własnej małości i wielkości innych ludzi. Fanatyk rozumie już coś z absolutności Boga i dlatego jest dla Niego gotowy na wiele, nawet na wszystko, ale nie rozumie jeszcze, jak nie-absolutne jest to jego rozumienie Absolutu, jak ograniczone, jak wypaczone, jak mogłoby zostać ubogacone, skorygowane i rozwinięte przez innych, przez dialog z nimi. Nie rozumie też, jak wielka jest godność innych, wartość ich wolności, którą nawet sam Bóg szanuje o wiele bardziej niż on. Dlatego chce im narzucić - nawet przy pomocy bardzo brutalnych i nieczystych środków - to swoje rozumienie, które właśnie z racji jego ubóstwa i prymitywizmu jest dla innych nie do przyjęcia. Faryzeusz-fanatyk, myśląc, że służy największemu Bogu, w rzeczywistości służy jedynie swojemu małemu, choremu wyobrażeniu o Nim, obrazowi Boga na miarę swojego ciasnego, schorowanego serca. Nie tyle służy Absolutowi, co absolutyzuje swoją niewiedzę.

A określone rozumienie Boga wiąże się z określonym rozumieniem i kształtowaniem ludzkich relacji do Niego. Faryzeusz-fanatyk może chcieć całe życie swoje i innych dopasować do swojego rozumienia Boga przy pomocy mnóstwa szczegółowych przepisów, które (zwłaszcza stosowane z nieubłaganą konsekwencją) są tak przeciwne głębokim prawom życia, tak je ograniczają i pętają, jak faryzejskie pojmowanie Boga jest przeciwne Jego istocie, jak ją zubaża i pęta. Tak powstaje faryzejski formalizm, który chorym nie pozwala w szabat prosić o uzdrowienie i przyjąć jego, a głodnym zabrania łuskania kłosów. Tak powstaje religijność sztywna i martwa. Przepisy, które miały regulować odniesienie człowieka wobec Boga, obracają się przeciw głębi życia religijnego. Zaczynają wieść własne, autonomiczne życie, służące już nie tyle wierze i dobru człowieka, ile raczej demonstracji władzy i znaczenia tych, którzy je wymyślili lub ich strzegą. Zamiast podnosić, spychają w dół. Wypełnienie wymyślonego przez faryzeuszy przepisu staje się ważniejsze niż elementarna, fundamentalna wierność wartościom. Ale człowiek ma w sobie wielką potencję wiary w absurd. Wystarczy, że uwierzy, iż czegoś chce Bóg, a gotów jest to czynić - nawet jeśli skądinąd byłoby to oczywistym nonsensem. Dlatego tak ważne jest krytyczne, mądre szukanie, czego właściwie Bóg chce; tak ważna jest racjonalność religii, gotowość do korekty i nawrócenia w obrębie niej samej. Jesteśmy tym bliżej Boga, im bliżej jesteśmy choćby najtrudniejszej, najbardziej bolesnej prawdy - obojętnie ile odrzuconych złudzeń miałoby nas to kosztować.

Drogi nawrócenia

Co robić, żeby nawet pomimo wielkiej gorliwości nie zejść na drogi chorej religijności, na drogi religijnej obłudy (albo żeby z nich zawrócić), żeby coraz mniej być faryzeuszem, a coraz bardziej autentycznym chrześcijaninem, apostołem i księdzem? Faryzeizm nie jest przecież tylko sprawą przeszłości. Kapłani i ludzie szczególnie religijnie gorliwi mogą być kuszeni podobnymi iluzjami samodoskonałości, zajmują przecież w strukturze społecznej te same miejsca przywódców i wzorów religijnych, które właśnie faryzeusze zajmowali w czasach Jezusa, a więc przynajmniej częściowo podlegają takim samym mechanizmom społecznym i duchowym. Tak samo mogą żyć pozorami, tak samo mogą budować barokowe fasady przed ruinami swoich serc. Faryzeizm to rodzaj "choroby zawodowej" ludzi religijnych. Tym bardziej, że cała społeczna sytuacja może sprzyjać rodzeniu się postaw faryzejskich. W społeczeństwie, które w wielu wymiarach swojego życia jest jeszcze bardzo dalekie od Ewangelii, które jest właściwie przedchrześcijańskie (a nie post-chrześcijańskie, jak chcieliby niektórzy krytycy i przedwcześni grabarze Kościoła), a w którym powszechnie, na wyrost, używa się chrześcijańskich obrazów i pojęć, którego symbole, a nie serca, są schrystianizowane, pustą przestrzeń pomiędzy rzeczywistością i ideałem łatwo zapełnia się właśnie udawaniem, pozorami, patetycznym "chrześcijańskim" językiem, który mniej lub bardziej świadomie przesłania pogaństwo mówiących. Faryzeizm może też być potęgowany przez samą religijną wspólnotę, o ile za bardzo ceni się w niej to, co zewnętrzne - pozycję, władzę, sławę i znaczenie - a za mało to, co wewnętrzne i najważniejsze - dobroć, mądrość, miłość, które niesie się w sercu. Jak tego uniknąć, jak z tego się wyzwolić?

Naszą szansą jest wpatrywanie się w osobę Chrystusa, który jest największym przeciwnikiem faryzeizmu. Tajemnicą życia Jezusa jest wspólnota-bycia-w-miłości-z-Ojcem, z której wyrasta i która całkowicie kształtuje Jego wspólnotę-miłości-z-ludźmi (por. J 10, 22-42; 15-17). "Ja i Ojciec jedno jesteśmy" (J 10, 30). Jego słowa, Jego myśli, Jego czyny wypływają z tego najgłębszego, najczystszego źródła i dlatego właśnie są takie, jakie są. Serce Jezusa jest napełnione Bogiem i dlatego jest nasycone, ukojone, nie potrzebuje specjalnie o nic więcej zabiegać przed ludźmi, nie potrzebuje nic udawać. Wspólnota-miłości-z-Bogiem: jedyne, najwyższe, co można osiągnąć. Wszystko inne jest dobre, ma sens, o ile służy temu, aby również inni jak najgłębiej w tę wspólnotę weszli i sami zakorzenili się w Bogu, stali się jak najbardziej nieodłączalni od Niego. A więc aby mieli największe szanse na wytrwanie nawet w najtrudniejszych okolicznościach i na ostatecznie, po ziemsku i eschatologicznie, uratowane i udane życie. Oto istota powołania apostoła i kapłana. Taka postawa, takie otwarcie na Boga i innych jest tajemnicą świętych, tajemnicą najpiękniejszych chrześcijan i najpiękniejszych apostołów, tajemnicą ich prostoty, pokory i cichego szczęścia, które mogą dzielić z innymi.

W takim stopniu, w jakim rzeczywiście jest się we wspólnocie-miłości-z-Bogiem, w jakim żyje się z łaski, czyli samo-udzielenia się Boga, w takim też największe problemy są już właściwie rozwiązane, a największe pokusy - przezwyciężone. Ale też na odwrót - w stopniu, w jakim nasza wspólnota z Bogiem jest jeszcze niedoskonała, niepełna, kaleka, w jakim odchodzi się od łaski, w takim też jest się niejako skazanym na namiastki, na zdobywanie ich choćby najbardziej niesprawiedliwymi sposobami. Serce otępiałe, zamknięte na Boga, pozbawione wrażliwości na Niego, nieraz nawet smutne produkty choroby swojego ducha bierze za głos Boży. To jest sedno problemu: w jakiej mierze jest się poza łaską, poza wspólnotą z Bogiem, w takiej nie ma się po prostu sił na dochowanie wierności prawdzie o sobie i o Bogu, właściwie musi się ją zdradzić - również przez faryzeizm.

Dopiero gdy człowiek wchodzi w autentyczną wspólnotę z Bogiem, największe problemy życia - problemy wolności i odpowiedzialności, winy i zbawienia - stają się w ogóle rozwiązywalne. Odzyskując miłość Boga, odzyskuje się też pierwotną, fundamentalną uczciwość, pierwotną otwartość na prawdę i dobro. O ile faryzeizm jest odrzuceniem fundamentalnej, źródłowej wierności prawdzie i dobru, to nawrócenie jest jej odzyskaniem. Jeśli - jak się mówi - obłuda jest hołdem, jaki występek składa cnocie, a więc wyrasta jednak z jakiegoś bezsilnego uznania dla niej, to dopiero człowiek żyjący łaską ma siłę, aby cnotę urzeczywistnić. Nie musi "grać" doskonałego, może przyznać się do bycia celnikiem, bo doświadcza już miłosierdzia większego od jego win i miłości większej od jego pragnienia jej. Ponieważ nie neguje swoich chorób, może być uzdrowiony. Ponieważ jest zdolny do przyjęcia gorzkiej prawdy o sobie, jest otwarty na krytykę, przepuszcza ją przez swoje serce - zostaje oczyszczony jak rzeźba pod mocnymi strumieniami wody zmieszanej z piaskiem. Wtedy też może pomóc innym, skutecznie ewangelizować - nie poprzez natrętne moralizowanie, którego sam (jak inni to dobrze czują i widzą) nie realizuje, ale poprzez łagodne promieniowanie swej osobowości, poprzez promieniowanie doświadczeniem Boga.

W jakiej mierze serce człowieka ukojone jest Bogiem, w takiej też staje się on wolny od przesadnego zabiegania o rzeczy tego świata, o władzę, o ludzi - ponad to, co konieczne i słuszne. Nie musi się afiszować swoimi dobrymi czynami, swoją jałmużną, modlitwą i postem. Przyjmuje też właściwy stosunek do wszelkiego prawa, wszelkich formuł, również tych religijnych. Wie, że prawo samo w sobie jest dobre i należy je zachowywać - ale nie za wszelką cenę. Prawo jest powołane do obrony wartości, do służby im, i jest dobre, uzasadnione, o ile rolę tę spełnia. Dlatego - obok szacunku dla prawa i jeszcze bardziej od niego - trzeba w sobie zachować pierwotną, źródłową wrażliwość na wartości, a w przypadku sytuacji nieraz nieuniknionego konfliktu zawsze wartości postawić ponad prawem. Żyć z prawdy źródeł, również źródeł wszelkiego prawa. Jak Chrystus uzdrawiający w szabat i w szabat pozwalający łuskać kłosy, jak Chrystus rezygnujący z kamienowania cudzołożnic. Jak On zachować żywe, wrażliwe serce, serce we wspólnocie z Bogiem i człowiekiem, serce zatroskane o losy tej wspólnoty, serce nieomylnie czujące, co w danej sytuacji będzie dla człowieka najlepsze - niezależnie od tego, co by na to powiedziało prawo. Serce otwarte na pojawienie się pośród nas kogoś tak niezwykłego i tak rozsadzającego nasze schematy i wyobrażenia jak Chrystus. Serce otwarte na nowe i nieprzewidywalne, a nie uwięzione w starych formułach, pojęciach i prawach, we własnych wyobrażeniach o Bogu, świecie i człowieku. Chrystus przychodzi zawsze trochę inny, zawsze trochę nieoczekiwany, bo zawsze w trochę innej kulturze, w trochę innej sytuacji...

Żeby się z Nim nie rozminąć, żeby Go rozpoznać i przyjąć, trzeba starać się w całkowitej, bezwarunkowej, pierwotnej, źródłowej, absolutnej otwartości na prawdę, również na tę, że nasze mówienie i pisanie o faryzeizmie może być znowu jedynie, niestety, inną jego formą.


KS. DARIUSZ OKO, ur. 1960, dr filozofii i dr teologii, wykładowca PAT w Krakowie. Publikował w "Tygodniku Powszechnym" i "Znaku". Wydał: Łaska i wolność. Łaska w Biblii, nauczaniu Kościoła i teologii współczesnej (1997).


4.  Recenzja książki Mike Aquilina: "Zadziwiający Kościół. Jak katolicyzm ukształtował nasz świat."

Autor recenzji : Rzymski Katolik
http://rzymski-katolik.blogspot.com/2017/03/recenzja-ksiazki-zadziwiajacy-koscio.html

Jak Kościół katolicki ukształtował nasz świat?
Kiedy słucha się tego, co mówi nam dzisiaj kultura popularna, można odnieść wrażenie, że Kościół jest najgorszym wrogiem świata. Stoi na drodze postępu. Wykorzystuje biednych. Dyskryminuje kobiety. Krzywdzi dzieci. Potępia wszystko, czym szczyci się nasza cywilizacja. Przede wszystkim zaś gardzi nauką i przeczy zdrowemu rozsądkowi.

Tak często słyszymy podobne rzeczy, że nawet jako katolicy zaczynamy czasem w nie wierzyć. Wszystko to jednak nie jest prawdą, a książka Mike'a Aquiliany postara się nam pokazać, dlaczego tak nie jest.

Dzięki niej dowiemy się, jak wiele z wartości, który uważamy za niezbywalne i fundamentalne dla naszej cywilizacji, zawdzięczamy nauce Chrystusa i Jego Kościoła.

Jej autor dobitnie i jasno udowadnia, że bez Kościoła nasz świat nie byłby taki, jakim go dziś znamy. Przecież to nie kto inny jak Kościół, po upadku cesarstwa rzymskiego, w okresie ciemnych wieków uratował cywilizację i dzięki pracy mnichów iroszkockich a w szczególności Alkuina z Yorku, zachował dla potomnych dzieła starożytnych myślicieli i położył podwaliny pod powstanie w średniowieczu uniwersytetów. To właśnie uniwersytety staną się miejscami, gdzie Kościół będzie pielęgnował naukę. Trudno by było w tym miejscu nie wspomnieć wielkich akademików tamtych czasów: Alberta zwanego Wielkim i Tomasza z Akwinu. Oni i im podobni stworzyli podstawy współczesnej nauki. Warto tutaj wspomnieć bpa. Steno ojca geologii i paleontologii czy o. Gregora Mendla, który sformułował podstawowe prawa dziedziczenia. Oczywiście w książce nie zabrakło miejsca dla Kopernika i Galileusza, któremu poświęcono specjalny podrozdział. Choć autor na początku książki twierdzi, że wielu współczesnych katolików zaczyna wierzyć w akatolickie mity, to w przypadku sprawy Galileusza można odnieść wrażenie, że sam stał się ofiarą takiego mitu. Gdy będziecie Państwo czytać rozdział poświęcony Galileuszowi, to pamiętajcie, że warto go porównać z informacjami na temat Galileusza zawartymi w książkach V. Messoriego "Czarne karty Kościoła" oraz M. Hesemanna "Ciemne postacie w historii Kościoła". 

Innym polem działalności Kościoła, na które zwrócił uwagę autor to  dobroczynność i dzieła miłosierdzia, świadczone przez Kościół aż do dnia dzisiejszego. Wystarczy wspomnieć tutaj Caritas i jego dzieła. Autor ukazuje nam także ogromny i niezastąpiony wkład Kościoła w artystyczne osiągnięcia ludzkości, począwszy od muzyki poprzez malarstwo i rzeźbę a na literaturze kończąc. Kto z nas nie słyszał choć raz chorału gregoriańskiego, polifonii Palestriny czy Mszy Koronacyjnej Mozarta? Kto nie widział Piety, Ostatniej Wieczerzy  czy fresków w Kaplicy Sykstyńskiej, nie wspominjąc już Wyznania św. Augustyna, Boska Komedia Dantego, Don Kichote Cervantesa, Ortodoksja Chestertona czy Moc i chwała Grahama Greena.

Amerykański pisarz przypomina, że nawet tak podstawowe prawa, jak prawo do życia, godności osobistej i równości w czasach przedchrześcijańskich stanowiły dobra dostępne jedynie dla wybranych. To dopiero Kościół upodmiotowił kobietę i stanął w obronie praw dzieci.

W książce jest jeszcze jedna informacja, która została przez autora jakby żywcem przepisana z lewicowych/protestanckich publikatorów a dotycząca prześladowania rdzennych mieszkańców Ameryki przez hiszpańskich konkwistadorów. W tym kontekście autor przywołuje działalność dominikańskiego mnicha Bartolome de Las Casas. Nie czas i miejsce aby wdawać się w szczegóły i prostować błędy. Wystarczy, że drodzy czytelnicy przeczytacie książkę Messoriego "Czarne karty Kościoła" - tam bardziej szczegółowo opisano postać wspomnianego dominikanina jak i czasy, w jakich mu przyszło żyć i działać..

W książce znajdziemy jeszcze wiele, wiele innych historii, które pokazują, że chrześcijaństwo tak radykalnie zmieniło świat na lepsze, że nawet najbardziej zagorzali ateiści powinni dziękować za to, że Chrystus dał światu Kościół. Bo nie wiem, czy ktoś chciałby żyć w świecie, w którym nie byłoby chrześcijaństwa.  

Odkryjcie, jak wiele ludzkość zawdzięcza Kościołowi! Przekonaj się, że jest on naprawdę zadziwiający!

Jest to bez wątpienia kolejna pozycja, która powinna trafić do wszystkich miłośników apologetyki w starym stylu a także katechetów i kapłanów, dla których będzie niezbędnikiem tak w na ambonie jak i w szkole.

Książki Mike'a Aquiliny wydane w języku polskim
Tajemnica Graala, Wyd. M, Kraków 2008
Msza pierwszych chrześcijan, Wyd. Exter, Gdańsk 2010
Miłość w drobiazgach. Historie z życia codziennego, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2010

Książki o historii zmagań Kościoła Katolickiego z tzw. światem

Polecamy bogatą, także polską i polskojęzyczną literaturę:
1.
Grzegorz Kucharczyk: "
Nienawiść i pogarda. Dwa stulecia walki z Kościołem"
http://www.ksiegarnia.piotrskarga.pl/szukaj,1.html?step=1&q=Kucharczyk&B1=

http://www.ksiegarnia.piotrskarga.pl/nienawisc-i-pogarda--dwa-stulecia-walki-z-kosciolem,93,716,produkt.html

Książka stanowi zbiór jego artykułów, które ukazały się na łamach dwumiesięcznika "Polonia Christiana". Autor jest wybitnym poznańskim historykiem i publicystą. Grzegorz Kucharczyk jest pracownikiem naukowym Instytutu Historii PAN i wykładowcą Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa oraz Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
http://darmowe-ebooki.net/grzegorz-kucharczyk-nienawisc-i-pogarda-dwa-stulecia-walki-z-kosciolem/

Reżim relatywizmu dominujący w obecnej kulturze i polityce europejskiej - przed którym systematycznie przestrzega Ojciec Święty Benedykt XVI - stanowi prostą kontynuację "wojen o kulturę" nieprzerwanie toczących się na naszym kontynencie od roku 1789.

Fenomen ów dotyczył przede wszystkim krajów katolickich (albo takich, w których katolicy stanowili znaczący odłam całego społeczeństwa) i we wszystkich przybrał formę brutalnej walki rozmaitych odłamów liberalizmu z Kościołem katolickim przy pomocy opanowanego przez nich bądź chwilowo im sprzyjającego aparatu państwowego. Podlane to zostało sporą ilością propagandowej frazeologii o "postępie", "szerzeniu prawdziwej edukacji", "wolności"...



http://lubimyczytac.pl/
2.
Grzegorz Kucharczyk: "Kielnią i cyrklem. Laicyzacja Francji w latach 1870-1914"
Książka opowiada o wojnie kulturowej, której stawką była tożsamość i historyczna pamięć Francuzów. "Pierworodna córa Kościoła" miała się stać ucieleśnieniem republikańskich ideałów. Realizacja takiego planu nie byłaby możliwa bez "kielni i cyrkla" czyli zaangażowania się masonerii w inicjowanie i popieranie laickiej polityki kolejnych rządów III Republiki. Wojna ta miała także swoje ofiary. Ofiary przelanej krwi przez tzw. zwykłych, niedorosłych do idei postępu Francuzów, którzy zamiast cieszyć się z nowych, wspaniałych czasów, woleli bronić swoich zakonników i prowadzone przez nich szkoły. Nawet kosztem ofiary ze swojego życia.

3.
Grzegorz Kucharczyk: "Kulturkampf. Walka Berlina z katolicyzmem 1846-1918"
Książka opowiada o politycznej i kulturowej wojnie przeciwko Kościołowi katolickiemu, jaką od połowy XIX do początku XX wieku toczyły najpierw władze Królestwa Prus, a następnie II Rzeszy. Apogeum owych walk przypadło na rządy żelaznego kanclerza, Otto von Bismarcka. Celem batalii była m.in. likwidacja wpływów katolicyzmu w Niemczech.

4.
Grzegorz Kucharczyk: "Czerwone karty Kościoła. Męczennicy - ofiary rewolucji"
Książka o męczennikach – ofiarach rewolucji i zbrodniczych ideologii. Czerwone karty Kościoła – to wydarzenia historyczne (reformacja, rewolucja francuska, XIX-wieczny liberalizm, narodowy socjalizm, faszyzm, komunizm), których krwawy ślad pozostawiany w historii próbuje się teraz przemilczeć lub obłudnie tłumaczyć, że była to „cena postępu”.


5.
Ryszard Mozgol: "Białe Karty Kościoła"

Ryszard Mozgol podjął się trudu polemiki z zakłamaniem najbardziej zapalczywych krytyków historii chrześcijaństwa. Okazuje się że człowiekowi, który wysili się dotrzeć do źródeł i dokumentów, nawet nie przyjdzie do głowy myśleć o "krwawych mordercach z wypraw krzyżowych", "palącej stosy Inkwizycji", "mordowaniu czarownic", czy "pielęgnowaniu ciemnoty przez Watykan". Wszystkie czarne legendy o Kościele Katolickim mają swe źródła w renesansowym, antychrześcijańskim humanizmie i autor bezlitośnie podważa jedną po drugiej, przedstawiając rzetelne źródła i fakty.

6.
Tomas Woods Jr.: "Jak Kościół Katolicki zbudował zachodnią cywilizację".
Tłumaczenie:  Grzegorz Kucharczyk
Zachodnia cywilizacja ofiaruje nam cuda współczesnej nauki, bogactwa gospodarki wolnorynkowej, bezpieczeństwo płynące z przepisów prawa, wyjątkowe wyczulenie na prawa człowieka i jego wolność, dobroczynność postrzeganą jako cnota, wspaniałą sztukę i muzykę, filozofię zakorzenioną w rozumowym myśleniu i wiele innych rzeczy, które uważamy za zupełnie naturalne i oczywiste dla cywilizacji będącej najbogatszą i najpotężniejszą w dziejach ludzkości. Jakie jest prawdziwe źródło tych darów? Autor bestsellerów, profesor Thomas E. Woods, wskazuje na zapomnianą już odpowiedź: Kościół katolicki.

7.
Christopher Kaczor: "7 wielkich mitów o Kościele Katolickim".
T
łumaczenie:    Ryszard Zajączkowski
Kościół to nie budynek i nie ksiądz. Kościół to przede wszystkim Jezus i Jego miłość do nas.
Nauczanie i działalność Kościoła katolickiego obrosły w półprawdy i stereotypy. Ta książka bada i objaśnia siedem najbardziej kontrowersyjnych i najpowszechniej funkcjonujących w świecie mitów na temat Kościoła katolickiego. Christopher Kaczor prezentuje udokumentowane fakty i spostrzeżenia w sposób spokojny i rzeczowy, bez przesadnych emocji, które zazwyczaj towarzyszą poruszanym w tej książce tematom.

W czasach, gdy głosy niezrozumienia pojawiają się nie tylko na zewnątrz ale również wewnątrz wspólnoty Kościoła - taka publikacja jest szczególnie potrzebna.
Poniżej prezentujemy siedem mitów na temat Kościoła katolickiego, nad którymi pochylił się autor tej książki.
1. Kościół sprzeciwia się nauce (mit katolickiej nieracjonalności).
2. Kościół sprzeciwia się wolności i szczęściu (mit katolickiej obojętności wobec ziemskiej pomyślności).
3. Kościół nienawidzi kobiet (mit katolickiego mizoginizmu).
4. Kościół zabronił antykoncepcji, bo jest obojętny na miłość (mit sprzeczności pomiędzy miłością a prokreacją).
5. Kościół nienawidzi homoseksualistów (mit katolickiej "homofobii" oraz bierności wobec AIDS/HIV).
6. Kościół sprzeciwia się małżeństwom osób tej samej płci, ponieważ jest bigoteryjny (mit braku racjonalnych podstaw ograniczających małżeństwo do jednego mężczyzny i jednej kobiety).
7. Celibat księży spowodował kryzys nadużyć seksualnych wobec nieletnich (mit pedofilii wśród księży).

8.
Jonathan Hill: "Co zawdzięczamy chrześcijaństwu"
Dlaczego używamy korka do zamykania butelek z winem? Skąd wzięła się kopuła Tadż Mahal? Kto wymyślił limeryki? O tych wszystkich i wielu innych intrygujących sprawach dowiadujemy się z książki Jonathana Hilla.

9.
Michael Hesemann: "Ciemne postacie w historii Kościoła. Mity Kłamstwa Legendy"
W książce przedstawione zostały nowe i stare legendy popularnych twórców. Autor stara się dociec, kim były naprawdę owiane tajemnicą kontrowersyjne postacie znane z wielu dotychczasowych publikacji.
Książka pozwoli na poznanie tajemnic związanych z historią Kościoła, umożliwi weryfikację posiadanej przez odbiorcę wiedzy, przyczyni się do umocnienia wiary.

10a.
Vittorio Messori: "Czarne karty kościoła"
Książka, stanowiąca wybór artykułów, porusza najbardziej drażliwe i kontrowersyjne tematy (Święta Inkwizycja, krucjaty, reformacja i kontrreformacja, rewolucja francuska, kara śmierci, Kościół a faszyzm, islam, Całun) przedstawiając je w innym niż powszechnie spotykanym dzisiaj świetle. Messori kompetentnie i rzeczowo polemizuje z obiegowymi, niechętnymi Kościołowi, opiniami na temat „zapalnych punktów” jego historii. Ta książka to znakomite antidotum na „arbitralne opinie, istotne deformacje i ewidentne kłamstwa ciążące na historii Kościoła” (z opisu w witrynie Księgarni św. Jacka).

10b.
Vittorio Messori: "Kościół katolicki i jego wrogowie"
W książce m.in.:
Alterglobaliści – bojownicy, nowej rewolucji?
Apokaliptyczna misyjność protestantów.
Czy chrześcijanie niszczyli starożytne obiekty kultu?
Historia nawrócenia na chrześcijaństwo głównego rabina Rzymu.
Przemysł holokaustu.
Błogosławione owoce Soboru Trydenckiego.
Apologia wiary i Kościoła.
Tyrania Napoleona Bonapartego.
Pedofile i pederaści.
Czy alianci dopuścili się zbrodni wojennej podczas nalotów Drezno w lutym 1945?
Ludobójstwo Ormian w 1915 roku.
Udział Świadków Jehowy w antychrześcijańskiej polityce nazistów.
Męczeństwo chrześcijan we współczesnym świecie.

Książka Kościół katolicki i jego wrogowie to niezwykły zbiór tekstów przenikliwie analizujących ataki na Kościół inspirowane przez jego wrogów w różnych epokach, a zwłaszcza w ostatnich dwóch stuleciach. Publikacja przedstawia różne rodzaje zagrożeń, wobec których Kościół stawał przez wieki i którym także dziś stawia czoła. Messori odkrywa mało znane lub celowo przemilczane karty historii. Obala mity i nieprawdziwe stereotypy, demaskuje manipulacje i przekłamania. Dowodzi, jak bardzo fałszowano historię w celu zdyskredytowania Kościoła i chrześcijaństwa. W ogniu polemiki Messori przytacza wiele zaskakujących faktów historycznych oraz celnych argumentów odpierających zarzuty przeciwników. Czasem stawia kontrowersyjne tezy, gdy np. użala się nad losem Niemców sudeckich wygnanych po wojnie z Czechosłowacji decyzją zwycięskich mocarstw. Ale nie boi się stawiać trudnych pytań, aby ostatecznie dojść do prawdy historycznej, wolnej od fałszu i politycznej poprawności.

Książka jest także świadectwem dojrzewania pisarza od agnostycyzmu do wiary. Pokazuje, w jaki sposób nieufający teoriom, alergiczny na rozmaite ideologie publicysta skonfrontował się z konkretnym życiem osób, które wszystko postawiły na Ewangelię. Messori – jak zawsze odważny, odkrywczy i błyskotliwy – zaskakuje i daje do myślenia, a dzięki sprawności pióra zapewnia czytelnikom fascynującą lekturę, od której nie sposób się oderwać.






 - - END