Spis treści  (interaktywny)


 
 
*** Zachęcam do wspierania „Naszego Dziennika” poprzez kupowanie wersji papierowej,
zachęcam do zwiedzania strony, zawierającej przegląd ważnych dla przyszłości wydarzeń http://naszdziennik.pl/news ***

Jesteśmy na Twitterze oraz Facebooku
Gorąco zachęcamy do obserwowania nas na Twitterze, polubienia naszej strony na Facebooku oraz rozsyłania wici znajomym.
Przypominamy, że niektóre serwery pocztowe blokują zasoby graficzne w wiadomościach e-mail. Żeby mieć pewność, że wszystkie obrazki wyświetlą się poprawnie, zachęcamy do:
Trzy pasma tematyczne do wyboru: 
wiara, wychowanie i zdrowie
 
Szanowni Czytelnicy, 

Bardzo dziękujemy za czytanie i przekazywanie dalej naszych wiadomości oraz za wszystkie informacje, zaproszenia, sugestie i uwagi, które nam Państwo przysyłają. 

Teraz zachęcamy Państwa do skorzystania z możliwości otrzymywania informacji dotyczących naszej wiary: bieżących wiadomości ze Stolicy Apostolskiej, z życia Kościoła na świecie i w Polsce, a także zapowiedzi najważniejszych wydarzeń oraz informacji o godnych polecenia lekturach duchowych. 

Dostrzegamy też, że bardzo wiele uwagi poświęcają Państwo tematyce zdrowia. W „Naszym Dzienniku” tej problematyce poświęcone są dwa dodatki cykliczne: „Szlachetne zdrowie” oraz „Zdrowy styl życia”. Informujemy w nich nie tylko o sprawach bieżących, ale podpowiadamy też, jak zadbać o nasze zdrowie, np. jaki wpływ na nasze samopoczucie ma to, co na co dzień spożywamy, jakich produktów należy unikać, a o które warto wzbogacić naszą dietę. Od teraz mogą Państwo otrzymywać najważniejsze informacje dotyczące zdrowia na swoją skrzynkę e-mailową.

Oferujemy zatem Państwu e-mailowe powiadomienia w trzech pasmach tematycznych: wiara, wychowanie i zdrowie. Każdy odbiorca e-Informatora może określić, które z tych pasm go interesują. Swoje preferencje mogą Państwo zaktualizować dzięki opcji „Modyfikacja ustawień” w stopce wiadomości. 

Redakcja e-Informatora „Naszego Dziennika”

Organizujesz ciekawe wydarzenie? 
Chcesz podzielić się ważnymi informacjami?
Skontaktuj się z nami.

Ktoś ze znajomych przysłał Ci tę wiadomość?
Dołącz do grona czytelników naszego informatora.

Modyfikacja ustawień / Rezygnacja



*********************************************************************************************************************************************************************************************************************************


Dekalog Polaka 1940-2013. Autor Piotr Szubarczyk (Nasz Dziennik)

http://naszdziennik.pl/wp/63912,dekalog-polaka.html
Sopocki pomnik Armii Krajowej wyraża symbolicznie to wszystko, o czym Zofia Kossak-Szczucka napisała w „Dekalogu Polaka”

W grudniu 1940 roku konspiracyjna Komenda Obrońców Polski wydała kalendarzyk na rok 1941. Ma on dziś dla nas szczególną wartość, gdyż zawiera pierwodruk tekstu o nieprzemijającej wartości. To „Dekalog Polaka” Zofii Kossak-Szczuckiej (8 VIII 1890 – 9 IV 1968).

Przypominamy go w ostatnim dniu roku – jako głos z przeszłości, testament Polaka do wypełnienia także przez nas. Także dlatego, by uczcić wybitną polską pisarkę, wnuczkę Juliusza Kossaka, więźniarkę Auschwitz, autorkę „Krzyżowców”, „Szaleńców Bożych” i wielu innych powieści i opowiadań, które podnosiły Polaków w czasach komunistycznego zniewolenia.


Niektóre z przykazań roku 1940 są dziś bardziej aktualne niż przed 73 laty! Zwłaszcza to ostatnie!

Prosimy nauczycieli, by korzystali z tych przykazań w pracy nad formowaniem młodych Polaków na ludzi dumnych, świadomych swej tożsamości narodowej.


Dekalog Polaka 1940-2013

Jam jest Polską, Ojczyzną twoją, ziemią Ojców, z której wzrosłeś. Wszystko, czymś jest, po Bogu mnie zawdzięczasz.

1. Nie będziesz miał ukochania ziemskiego nade mnie.

2. Nie będziesz wzywał imienia Polski dla własnej chwały, kariery albo nagrody.

3. Pamiętaj, abyś Polsce oddał bez wahania majątek, szczęście osobiste i życie.

4. Czcij Polskę, Ojczyznę twoją, jak matkę rodzoną.

5. Z wrogami Polski walcz wytrwale do ostatniego tchu, do ostatniej kropli krwi w żyłach twoich.

6. Walcz z własnym wygodnictwem i tchórzostwem. Pamiętaj, że tchórz nie może być Polakiem.

7. Bądź bez litości dla zdrajców imienia polskiego.

8. Zawsze i wszędzie śmiało stwierdzaj, że jesteś Polakiem.

9. Nie dopuść, by wątpiono w Polskę.

10. Nie pozwól, by ubliżano Polsce, poniżając Jej wielkość i Jej zasługi, Jej dorobek i Majestat.

      Będziesz miłował Polskę pierwszą po Bogu miłością. Będziesz Ją miłował więcej niż siebie samego.

WARTO WIEDZIEĆ i REAGOWAĆ! (maj 2014)

Z  WYBRANYCH  PORTALI   INTERNETOWYCH...(pliki mp3 - do słuchania)

1. Wykład Księdza Profesora Dariusza Oko w sejmie RP - styczeń 2014

Wykład odbył się w ramach spotkania dwu zespołów parlamentarnych:
1. Do spraw przeciwdziałania ateizacji  Polski
2. Członków i sympatyków Akcji Katolickiej, Ruchu Światło-Życie oraz
Stowarzyszenia Rodzin Katolickich.

Plik *.mp3 można ściągnąć, nagrać na nośnik i przekazywać Osobom, które nie są jeszcze świadome zagrożeń ideologiami materialistycznymi
http://www.radiomaryja.pl/multimedia/ideologia-gender-zagrozenie-dla-cywilizacji-wyklad-ks-prof-dariusza-oko/

2. Nawrócony odtwórca roli Barabasza

Łowcy Wolności - Robert Tekieli rozmawia z Barabaszem...
http://http://www.youtube.com/watch?v=0_kAmiyUF7U&list=PLE1857943F8BB466Cww.youtube.com/watch?v=-xpjugoWeZA
Włoski aktor Pietro Sarubbi, odtwórca roli Barabasza w filmie Mela Gibsona "Pasja" nawrócony na planie filmu.

3. Ocalona z piekła - świadectwo Anny Golędzinowskiej

LSD, extasy, sex, CZARNA DZIURA... - rozmawia Robert Tekieli
cz. 1/2 - http://www.youtube.com/watch?v=vuOVPkfSMVU
cz. 2/2 - http://www.youtube.com/watch?v=nhlN6UhFNBE

4. Idealizm przeciwko Pięknu - prof. Piotr Jaroszyński

http://www.youtube.com/watch?v=7PtakBDJV0Q
"Różnego rodzaju ..izmy" -  materializm i idealizm to iluzje, to szkodliwe dla człowieka ideologie, to źródłowo sprzeczne systemy myślenia, sprzeczne z rzeczywistością.  Profesor pięknie objaśnia fundamentalne kwestie rozumienia realnego, materialno-duchowego świata.

5. Narody bez korzeni giną! (kazanie ks. bp Kazimierza Ryczana, 3 maja)

Plik audio *.mp3 można ściągnąć, nagrać na nośnik i przekazywać Osobom, które nie są jeszcze świadome zagrożeń ideologiami materialistycznymi
http://www.radiomaryja.pl/multimedia/homilia-bp-tadeusza-ryczana-wygloszona-podczas-xx-pielgrzymki-rrm-na-jasna-gore/
W innym miejscu tego dokumentu jest można przeczytać tekst kazania.

5a. Czy Sejm RP ratyfikuje Konwencję o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Autor: Mariusz Dzierżawski

Źródło: http://stopaborcji.pl/index.php/aktualnosci/wiadomosci/887-konwencja-przeciw-rodzinie-klamstwa-kozlowskiej-rajewicz

Zaraz po powrocie z kanonizacji, rząd Donalda Tuska, skierował do procedury ratyfikacyjnej „Konwencję o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej". Nazwa jest wymyślona sprytnie – każdy, kto miałby zastrzeżenia wobec konwencji, musi na wstępie tłumaczyć się, że nie popiera damskich bokserów.
 
Jeśli jednak szantażowi „poprawności politycznej" nie ulegniemy, znajdziemy artykuł 12, a w nim istotny cel tego dokumentu.

  Strony podejmą działania niezbędne do promowania zmian wzorców społecznych i kulturowych dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn.

W dalszej części tego dokumentu znajdziemy Artykuł 14, odnoszący się do edukacji, a w nim:

... Strony podejmują działania konieczne do wprowadzenia do oficjalnych programów nauczania na wszystkich poziomach edukacji ...dotyczących ...niestereotypowych ról przypisanych płciom.

W imieniu Rządu, p. Kozłowska-Rajewicz zapewniła, że "w konwencji nie ma artykułu, który by uderzał w tradycję; konwencja mówi jedynie, że przemocy nie można usprawiedliwiać tradycją ani religią". Powyższe cytaty pokazują, że jest to kłamstwo, ponieważ wykorzenienie „stereotypowej" rodziny, jest samoistnym celem dokumentu.

Pani Kozłowska-Rajewicz będzie zapewne argumentowała, że nikt nie musi interpretować dokumentu w taki sposób. Konwencja i inne akty prawne, które po jej ratyfikacji nastąpią, będą interpretowane przez „GREVIO", ciało złożone z kilkunastu zasłużonych na polu „walki z dyskryminacją" osób. Przedmiotem wątpliwości może być czy Polskę będzie reprezentować w nim poseł Biedroń czy posła Grodzka. Co do sposobu interpretacji, wątpliwości nie ma.

48 godzin po entuzjastycznej obecności na kanonizacji Papieża Rodziny, polscy ministrowie, podejmują działania aby tę rodzinę zniszczyć. Zastanawiam się co jest większe: obłuda rządu Donalda Tuska, czy jego pogarda dla Polaków.

5b. "Seksmisja”? już wkrótce może stać się rzeczywistością (CitizenGO kilka m-cy temu)

Szanowni Państwo,

Czy pamiętają Państwo film "Seksmisja”? Już wkrótce może stać się rzeczywistością w wersji genderowej. To już nie żarty.... Polski rząd wraz z lewicą intensywnie zabiega o ratyfikację ideologicznej Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Mamy kilka dni, aby zadziałać. Większość Polaków myśli normalnie i nie godzi się na rozwiązania, jakie zawiera Konwencja. Zazwyczaj jednak większości z nas nie słychać... Internetowa platforma CitizenGO powstała po to, aby osoby, które obronę życia, rodziny i wolności traktują poważnie, mogły działać. Dlatego kolejny raz proponuję Państwu i proszę o wspólne działanie w tej ważnej dla całej Polski, dla nas i przyszłych pokoleń, sprawie!

Prawnicy Centrum Prawnego Ordo Iuris dogłębnie przeanalizowali Konwencję i przygotowali precyzyjną petycję z prośbą o jej nieratyfikowanie: http://www.citizengo.org/pl/3884-konwencji-rady-europy-w-sprawie-zapobiegania-i-zwalczania-przemocy-wobec-kobiet-i-przemocy.

Dlaczego Konwencja jest groźna? Pod tą pozytywnie brzmiącą nazwą kryje się dokument, wyraźnie inspirowany marksizmem i radykalnym feminizmem, w którym Rzeczpospolita zobowiązuje się do uprawiania inżynierii społecznej oraz wykorzeniania tradycji i kontrolowania rodziny. Jedynym określeniem, jakiego konwencja używa dla określenia płci jest słowo "GENDER”.

Zagrożone jest również prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Artykuł 14 Konwencji zobowiązuje Polskę do uwzględniania w treściach edukacyjnych materiałów na temat niestereotypowych ról płciowych (czyli m.in. związków homoseksualnych).

Co ważne, rozwiązania konwencyjne są sprzeczne z art. 25 ust. 2 Konstytucji, który deklaruje bezstronność światopoglądową Państwa. Ordo Iuris podkreśla, że "rodowód Konwencji jest ideologicznie marksistowski i stanowi źródło kolejnych zastrzeżeń natury konstytucyjnej, zważywszy na wyraźną dezaprobatę z jaką art. 13 Konstytucji odnosi się do ideologii komunistycznej."

Ponadto, "fundamentalny system aksjologiczny zawarty w Konwencji jest nie do pogodzenia z polskim porządkiem konstytucyjnym. Konstytucja w swej preambule podkreśla łączność z tradycjami I i II Rzeczypospolitej, wyraża wdzięczność przeszłym pokoleniom Polaków za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie, co znajduje swój konkretny wyraz m.in. w gwarancjach wolności sumienia i wyznania. W przeciwieństwie do tego, Konwencja uznaje zakorzeniony w tradycji ład społeczny za strukturalne źródło opresji względem kobiet, przyczynę historycznie ukształtowanych, nierównych relacji władzy między kobietami i mężczyznami. Narracja towarzysząca deklarowanej w preambule idei odwiecznej walki płci wskazuje jako instytucjonalnego wroga kobiet chrześcijaństwo i Kościół."

W Konwencji nie ma nowych instrumentów pozwalających na walkę z przemocą – wszystkie te rozwiązania są już obecne w prawie polskim! Konwencja utrzymuje, że przemoc wobec kobiet wynika z historycznie ukształtowanych struktur społecznych. Aby pozbyć się przemocy należy więc wyeliminować wszelkie zróżnicowanie ról męskich i kobiecych w społeczeństwie. Już wkrótce może się okazać, że rodzina i małżeństwo zostaną zakwalifikowane jako źródła przemocy wobec kobiet!

Poprośmy o niewprowadzanie skrajnie ideologicznych zapisów do polskiego prawa. Zachęćmy do podpisania się pod petycją przyjaciół i znajomych!

http://www.citizengo.org/pl/3884-konwencji-rady-europy-w-sprawie-zapobiegania-i-zwalczania-przemocy-wobec-kobiet-i-przemocy

Serdecznie Państwa pozdrawiam i łaczę wyrazy szacunku,

Magdalena Korzekwa, Campaigns Manager (Polska) z Zespołem CitizenGO

Podpisz petycję dotyczącą Konwencji

Konwencja Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, którą Rząd RP podpisał w 2012 r. i obecnie intensywnie zabiega o jej ratyfikację, jest dokumentem pozostającym w sprzeczności z szeregiem przepisów Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.

Po pierwsze, rozwiązania konwencyjne są sprzeczne z art. 25 ust. 2 Konstytucji, który deklaruje bezstronność światopoglądową Państwa. Ze szkodą dla faktycznego interesu ofiar, Konwencja sytuuje zagadnienie przeciwdziałania przemocy wobec kobiet w trudnym do zaakceptowania kontekście ideologicznym. (...)

Więcej: http://www.citizengo.org/pl/3884-konwencji-rady-europy-w-sprawie-zapobiegania-i-zwalczania-przemocy-wobec-kobiet-i-przemocy

Po drugie, fundamentalny system aksjologiczny zawarty w Konwencji jest nie do pogodzenia z polskim porządkiem konstytucyjnym. (...)

Więcej: http://www.citizengo.org/pl/3884-konwencji-rady-europy-w-sprawie-zapobiegania-i-zwalczania-przemocy-wobec-kobiet-i-przemocy

Z uwagi na powyższe uważam, że przyjęcie Konwencji nie przysłuży się ochronie ofiar przed przemocą, a ideologiczny kontekst tego dokumentu oddala nas od wypracowania faktycznie skutecznych narzędzi kształtujących ład społeczny w oparciu o zastane pozytywne wzorce kulturowe. Zwracam się z prośbą o nieratyfikowanie Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.

Kliknij, aby zapoznać się z pełna treścią petycji.

Kliknij, aby podpisać petycję.

6. Z portalu dla rodziców i nauczycieli: http://www.edukacja-klasyczna.pl

Na portalu  EDUKACJA KLASYCZNA W XXI wieku prowadzonym przez Pana Darusza Zalewskego (patrz regulamin http://www.edukacja-klasyczna.pl/regulamin-2
oraz strona główna: http://www.edukacja-klasyczna.pl/ dostępnych jest sześć działów:
1. Wychowanie dziecka
2. Problemy szkolne
3. Praca nad sobą
4. Zagrożenia dla dzieci
5. Polityka oświatowa
6. Filozofia wychowania

Dziś polecam trzy artykuły z tego portalu:

Artykuł 1. Rola ojca w wychowaniu. Autor Dariusz Zalewski

źródło: http://www.edukacja-klasyczna.pl/najwazniejsze-zadanie-ojca
 
Jakie jest najważniejsze zadanie i rola ojca w wychowaniu? Jak ma wychowywać syna? Co ma robić? Co ma mu przekazać? Pytania te zadaje sobie niejeden ojciec spoglądając na pląsającego po dywanie małego brzdąca

Można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że swoją rolę w wychowaniu ojciec wyobraża sobie następująco:

1) “Zabezpieczę go materialnie, żeby miał stabilny rozwój, żeby mógł się kształcić i dojść do czegoś w życiu.”

2) “Zabezpieczę mu rozwój emocjonalny. Będę z nim długo przebywał, będę chodził na spacery, a wieczorami czytał bajeczki.”

3) “Nauczę go męskich prac. Poprowadzę do garażu, nauczę posługiwania narzędziami itp.. “

Czy jednak o to tak naprawdę chodzi? Dużym nadużyciem byłoby stwierdzenie, że nie są to zadania ojcowskie. Ale z całą pewnością nie ma wśród nich tego najważniejszego.

Rola ojca w wychowaniu. Ta jedna “idea”
Robert Lewis w książce “Warto być rycerzem” zwrócił uwagę, że głównym zadaniem pana domu jest przekazanie synowi “transcendentalnej idei”. Innymi słowy – chodzi o przekazanie “idei mężczyzny”, “męstwa” i tym samym “ojcostwa”.

Wymienione na wstępie ojcowskie zadania mają raczej charakter zewnętrzny, materialny. Nawet dbałość o właściwy rozwój emocjonalny wiąże się z umiejętnościami, które ślizgają się – jeśli można się tak wyrazić – po zewnętrznych krawędziach duchowości. Z tego względu będą to zawsze cele z “drugiego rzędu”, wypełniane, jak gdyby przy okazji, co nie oznacza oczywiście zgody na ich lekceważenie.

To co mamy przekazać naszym synom, ma przede wszystkim charakter duchowy. Co to jest? Honor, odwaga, nieustępliwość, szlachetność, wielkoduszność, wytrwałość itp. Słowem – ojciec ma na przykład nauczyć jak wytrwałe dążyć do celu i unikać proszenia o pomoc, jednocześnie chętnie oferując pomoc innym. Ów duchowy ideał znajduje przełożenie w zachowaniach zewnętrznych, o których wspomniałem wcześniej, np. opiece materialnej i budowaniu stabilizacji materialnej. W pewnym sensie są one zewnętrznym ucieleśnieniem owej, “transcendentalnej idei”.

Jednakże, tak sformułowany cel, czyli – przekazanie synowi duchowej tajemnicy na temat męstwa, nie może właściwie funkcjonować bez spełnienia pewnego warunku. Warunek ten tak naprawdę jest tym “najważniejszym zadaniem ojca”, któremu wszystkie pozostałe powinny być podporządkowane lub z niego wynikać. Ale zanim dojdziemy do niego, jeszcze jedno pytanie: dlaczego właściwie ojciec ma wypełniać jakąś tam “transcendentalną ideę?”.

Całość w marcowym numerze miesięcznika „Moja Rodzina”.
© Wszelkie prawa zastrzeżone

Artykuł 2.  Wojna chaosu” zastosowana w wychowaniu, a raczej w antywychowaniu. Autor Dariusz Zalewski

Nastolatek
Kłamstwo, dezinformacja, gra na czas, to ulubione metody stosowane przez młodocianych buntowników w okresie dojrzewania.
Można się także u nich doszukiwać działań dywersyjnych.
Czyżby „wojna chaosu” przełożona na warunki domowe?
Czym jest „wojna chaosu”?
Zbitka słowna „wojna chaosu” robi ostatnio karierę. Z grubsza rzecz ujmując, polega na tym, co aktualnie obserwujemy na Ukrainie.

Niby nie ma oficjalnej agresji Rosji, ale różne działania dezinformacyjne, dywersyjne, propagandowe, świadczą, że ta agresja de facto już się rozpoczęła. Cele osiągane są innymi metodami. Zresztą nie jest to tylko domeną Rosji, bo analogiczne działania dezinformacyjne i dywersyjne w różnych częściach globu prowadziły również służby amerykańskie.
Podobny typ „wojny” bardzo często stosują (instynktownie, bo nie sądzę, by ją planowali) buntujący się młodzieńcy w wieku dojrzewania. Ich bunt jest wypowiedzeniem wojny przeciw tradycyjnym wartościom uznawanym w ich rodzinach, a także szerzej – w społeczeństwie.

Kiedy rozpoczyna się agresja?
Wybuchu tej wojny nie zawsze jesteśmy świadomi. W pierwszej fazie toczy się bowiem podskórnie. „My ciężko zarabiamy na życie, a on zamyka się w swoim pokoju. Ot, taki czas – myślimy sobie. – Przejdzie mu.”

Pierwsza salwa to zazwyczaj wiadomości w rodzaju: nasz synalek pali papierosy, będzie miał jedynkę na półrocze lub, że widziano go jak pije piwo.

Reakcja: robimy oczywiście awanturę, ale potem opanowujemy się. „Przecież jest już duży – myślimy sobie – gdy zechce, dalej będzie palił lub pił i nic mu nie zrobimy”. Zasiadamy więc do rozmów, „negocjujemy warunki pokoju” i tylko troszeczkę straszymy sankcjami.

Negocjacje pokojowe
Całość wygląda obiecująco. Okazuje się bowiem, że nasz „partner w negocjacjach pokojowych” jest skłonny do ugody. Obiecuje, że „więcej już się to nie powtórzy”. „Ten papieros? To był incydent”. „To piwo? Wszyscy pili – spróbowałem. Wielka mi rzecz”. „Ta jedynka? Już się biorę za naukę”.

Ale w negocjacjach, druga strona, tzn. rodzice, też muszą ustąpić, dlatego prawdopodobnie wyjedzie nam z wyuczonym, propagandowym tekstem, jako to „potrzebuje od nas więcej ciepła i uwagi”. A my? Szczerze się wzruszymy: „Ma rację, zaniedbaliśmy nasze dziecię, biegając za mamoną”.

I tak po pierwszej burzy i następującej po niej rozmowach pokojowych, wszystko zdaje się wracać do normy. Uspokojeni zaczynamy dalej gonić za mamoną, wierzymy w pokój, wierzymy w obietnice poprawy

Złudzenie
Ale to złudzenie. Negocjacje pokojowe, to takie „trele morele”, typowa gra na czas, obliczona na wynegocjowanie jak najmniejszych sankcji.

Kłamstwo to ich ulubiona broń.

Pomimo ustaleń on cały czas konsekwentnie robi swoje, czyli prowadzi podziemne działania dywersyjne. Kłamstwo ma tylko uśpić naszą czujność. Słowa przecież nic nie znaczą, gdy chodzi o zdobycie realnych „celów strategicznych”.

Złudzenie rodziców polega na tym, że wierzą, iż na pewnym etapie pokój można zaprowadzić przez negocjacje, że obędzie się bez dotkliwych działań i sankcji. Wierzą w to – bo tego uczą ich różni współcześni guru, ale też emocjonalnie ufają, że ich milusiński, wyrośnięty „słodki bobasek” – „nie jest taki jak inny”.

Nie pojmują, że wojna już trwa. Wypowiedziana świadomie przez „domowego separatystę” i żadne negocjacje (w 99%) nic tu nie pomogą. „Agresor” jest zdecydowany, wie, co chce osiągnąć, a nas traktuje jak frajerów do ogrania. Nasza wiara w paktowanie daje mu czas i swobodę działania.

Dywersja na tyłach wroga
Dezinformacja, kłamstwo, udawanie dialogu, to główna broń w „wojnie chaosu”, ale są i inne. Choćby działania dywersyjne na tyłach wroga. Polegają np. na pozyskiwaniu jednego z rodziców do swoich celów. „Synek jest niewinny – uważa matka. – To tato postępuje zbyt surowo.”

Dywersja może mieć wymiar osobowy, gdy wspomniana mama, ale też tata, babcia, dziadek, przechodzą na stronę „buntownika”. (Buntownik może też wykorzystać obowiązujące prawo i poskarżyć się na rodziców do pedagoga szkolnego.) Ale dywersja ma również wymiar wewnętrzny i polega na zasiewania wątpliwości co do słuszności naszych działań. To są właśnie wspomniane przy okazji „negocjacji pokojowych” zarzuty o nie zajmowanie się „dorastającym bobaskiem”.

„Czy ja dobrze postępuję? Może rzeczywiście wystarczy rozmowa, rodzicielskie ciepło? Przecież surowe postępowanie nie jest katolickie!?” Ta niepewność, niepokój, który w tej sytuacji jest czymś normalnym, przybiera formę, która może prowadzić do ustępliwości.

Tej wojny nie musimy wygrać
Ważna sprawa. Niezależnie od naszego podejścia wcale nie musimy tej wojny wygrać. Może się zdarzyć, że nasza zdecydowana postawa na nic się nie zda. Jeśli „nieprzyjaciel” jest silny, jeśli długo się zbroił, a my przespaliśmy ten moment, będziemy mieli problem.

Niewykluczone, że używając drastycznych rozwiązań, na przykład ogłosimy dotkliwe sankcje, to w odpowiedzi przeciwnik użyje .. „ostrej broni” w postaci np. ucieczki z domu. Cóż nam wtedy pozostanie? Poddamy się, bo zależy nam żeby wrócił do domu i godzimy się na wszelkie warunki, aby tak się stało i sytuacja się nie powtórzyła.

Jakie powinny być nasze działania?
Musimy określić realne cele do osiągnięcia. Generalnie jednak chodzi o to, by jak najdłużej trzymać buntownika w domu, separować od rówieśników i jednocześnie odciągać od komputera, telewizji. W międzyczasie szukajmy dobrego środowiska, ciekawych idei i mu/jej dyskretnie podsuwajmy, np. zapisując na obóz religijny, zajęcia sportowe, harcerstwo, „Sokół”.

Dlaczego tak? Większość problemów wynika z chęci podporządkowania się wzorom obowiązującym w środowisku rówieśniczym, a także modom płynącym z telewizji i internetu. Są one pochodną nie panowania nad emocjomi i popędami. Innymi słowy – jeśli wcześniej nie uformowałeś u dziecka pewnych cnót, w okresie dorastania z całą pewnością będziesz miał w domu kłopoty.

Tłumaczenie i mówienie nie przynosi rezultatu, bo słabość jest silniejsza, dlatego na pewnym etapie trzeba przymuszać do określonych zachowań przez „szlabany”, zaganianie do nauki itp. Oczywiście trzeba to robić w miarę taktownie i szukać sposobów na intelektualne zaakceptowanie przez dzieci norm, które im próbujemy narzucić. Stąd wspomniane, dwa akapity temu, propozycje zajęć.

Taktyka na przeczekanie, nie uleganie pokusom „negocjacji pokojowych”, w większości sytuacji jest najlepsza. Niemniej, tak jak już wspomniałem, czasami, gdy użyją „ostrej broni” nie będziemy mieli wyjścia.

Żeby było jasne: nie twierdzę, że nie należy rozmawiać, dużo zależy od tego jaki poziom zepsucia osiągnął nasz buntownik. Nie wykluczam, że w niektórych sytuacjach dialog może wystarczyć. Zawsze ostatecznym czynnikiem powinna być rodzicielska roztropność. Ale prowadząc dialog i tak powinniśmy „swoje wiedzieć”, zachowując do wszystkiego co mówi zdrowy dystans.
© Wszelkie prawa zastrzeżone


Artykuł 3:  Pedagogika aretologiczna Jacka Woronieckiego. Autor:  dr Mikołaj Krasnodębski

Jacek Woroniecki
Pedagogika Woronieckiego osadzana jest na realizmie bytowym i teoriopoznawczym, głosi konieczność integralnego oraz uniwersalnego wychowania i wykształcenia człowieka.

Dlatego pedagogika nie może być oderwana od antropologii filozoficznej i etyki, które dają obraz tego, kim jest człowiek, czym jest dobro moralne, i w konsekwencji wyznaczają cel pedagogiki.

Pedagogika Woronieckiego realizuje zadania wyznaczone jej przez filozofię. Celem wychowania jest więc zaszczepienie w wychowanku siły woli, dzięki której będzie on mógł realizować obiektywne cele swojego życia. Istota pedagogiki leży w tym, by nauczyć wychowanka „chcenia” – prawidłowego chcenia [1] tzn. usprawnić jego wolę, tak by dokonywała wyboru obiektywnego dobra, czyli „prawdy w dobru”.

Nauka praktyczna i katolicka
Pedagogika ta to nauka praktyczna nastawiona na życie [2] bowiem w życiu codziennym, tak jak chleba, potrzebuje człowiek, mądrości, roztropności, umiarkowania, sprawiedliwości, cierpliwości, etc. Dla Woronieckiego wychowanie ma także religijny wymiar, ponieważ celem człowieka jest również porządek nadprzyrodzony [3]

Twórczość J. Woronieckiego wpisuje się w pedagogikę katolicką, przez którą należy rozumieć naukowy system wychowania i nauczania zgodny z teologią i filozofią chrześcijańską oraz z wyrastający z doświadczenia wychowawczego [4] Stąd jak pisze S. Gałkowski:
„Pajdeia Woronieckiego, czerpiąc z dorobku myśli chrześcijańskiej i klasycznej myśli greckiej, łączy w harmonijną całość (…) jednostkę i społeczeństwo, twórczy rozwój i szacunek dla uniwersalnych norm” [5].

Humanistyczna i uniwersalna
Jest to pedagogika uniwersalna i humanistyczna, czyli zakłada integralne wychowanie i kształcenie człowieka oraz jest skierowana do wszystkich, którzy podlegają tym procesom. Nie jest zarezerwowana jedynie dla katolików, czy chrześcijan. Jest to pedagogika, która podkreśla znaczenie osobistej relacji pomiędzy wychowawcą i wychowankiem. Skierowana jest na osobiste i społeczne doskonalenie się osób.

Dlatego cele wyznaczone pedagogice przez filozofię nie mają charakteru ideologicznego, są ogólne i wymagają konkretyzacji w przypadku każdego człowieka. Pedagogice integralnej przyświeca troska o rozwój człowieka, moralne ukształtowanie jego woli i charakteru [6]. Nie bez znaczenia jest tu rola odpowiedzialności w wychowaniu. Celem wychowania jest nauczenie wychowanka odpowiedzialności za siebie, tak by samodzielnie mógł on podjąć się samowychowania.

Pomocna jest tu aretologia Arystotelesa i jego teoria „złotego środka” [7]. Wskazuje ona jak człowiek może stać się lepszym, wielkodusznym, jak osiągnąć autonomię moralną, która wyzwala człowieka ze zniewolenia zewnętrznego i wewnętrznego, dając mu panowanie nad sobą, [8] o które dopominał się w swojej filozofii wychowania Sokrates [9].

Znaczenie aretologii
Aretologiaczna pedagogika Woronieckiego daleka jest od tresury człowieka, zakłada bowiem jego wolność i rozumność. Wychowanie to integralna harmonia obejmująca cały byt ludzki. O wychowaniu, wykształceniu i nauczaniu tak pisze:

„Wychowanie zwraca się w pierwszej linii do władz pożądawczych, tj. do woli i do uczuć, im to właśnie ma nadać te różne wewnętrzne sprawności do czynu, które nazywamy cnotami. Zajmuje się także ono i działalnością rozumu, ale nie jego funkcjami czysto poznawczymi, lecz tymi, za pomocą których kieruje on uczynkami i które z tej racji są ściśle związane z działalnością władz pożądawczych woli i uczuć. (…) Natomiast działalnością poznawczą zmysłów wychowanie bezpośrednio się nie zajmuje, nie należy ono już bowiem do zakresu moralności. Pośrednio wszakże interesuje się wyrobieniem i opanowaniem pamięci i wyobraźni jako współczynnikami kierowniczej działalności rozumu praktycznego i składników roztropności. (…) Wykształcenie, przeciwnie, zajmuje się w pierwszym rzędzie wyrobieniem władz zmysłowych: zmysłów, pamięci, wyobraźni i rozumu, a mianowicie jego funkcyj poznawczych. Winno ono dać nie tylko pewien zapis wiadomości, ale i sprawność w używaniu tych władz. (…) Nauczanie (…) gdy jest porządnie przeprowadzone, swą systematycznością i porządkiem wywiera bardzo silny wpływ wychowawczy. Poza tym życie moralne potrzebuje pewnego minimum wiadomości teoretycznych, będących przedmiotem wykształcenia. Harmonijne przeto współdziałanie wychowania z wykształceniem jest absolutnie konieczne.Tu jest słaba strona pedagogiki ostatnich wieków we wszystkich niemal prądach umysłowych: kształcenie umysłu wysuwano na pierwszy plan i przesłaniano sobie nim samo wychowanie z właściwymi mu prawami rozwoju” [10].

Długomyślność – sprawność wychowawcy
Nabycie sprawności w procesie wychowawczym powoduje, że uczeń osiąga samodzielność i autonomię intelektualno-moralną. J. Woroniecki podkreśla, że proces wychowawczy nie może być wciąż animowany przez wychowawcę. Wychowawca, nie może bowiem zawsze towarzyszyć swojemu uczniowi. Konieczne jest zatem nabycie sprawności, które umożliwią wychowankowi samowychowanie [11].

W tym też się zawiera sprawność wychowawcy jaką jest długomyślność [12]. Długomyślność (longanimitas) najczęściej jest utożsamiana z cierpliwością. Należy do cnoty męstwa, ponieważ opanowuje gniew spowodowany niepowodzeniami i porażkami, które mogą mieć aktualnie miejsce. Długomyślność mobilizuje do dalszych wysiłków i wyrzeczeń, by w przyszłości osiągnąć zaplanowany rezultat. Jest to zatem cnota polegająca na dalekowzroczności i sprawności czekania i jako taka ma postać osobowej relacji nadziei, która jest relacją trwania przy dobru. Warunkuje ona inne cnoty i zalety z którymi często jest utożsamiana: łagodność, łaskawość, wyrozumiałość oraz cierpliwość.

Długomyslność jest więc konieczną cechą wychowawcy. Wychowanie w oparciu o sprawności intelektu i woli wymaga od człowieka ciągłego wysiłku w wyborze tego, co dobre i prawdziwe. Jest to zatem wybór „prawdy w dobru”. Prawidłowość tą oddaje przysłowie, że ten kto nie idzie naprzód, ten się cofa. Można zastanowić się, dlaczego z nowożytnej pedagogiki została usunięta problematyka sprawności? Czyżby dlatego, że sprawności i cnoty wymagają od osoby ciągłej pracy, wysiłku intelektualnego i moralnego, w celu ich wypracowania i utrwalenia? Może z tego samego powodu Kant uznał sprawności za nawyki, ponieważ obawiał się, że wprowadzą one do moralnego życia człowieka zmechanizowanie i rutynę – konkluduje J. Woroniecki [13].

Z jego punktu widzenia teoria cnoty w ujęciu Kanta, to nic innego jak walka człowieka z samym sobą, a nie czynienie dobra. Przeciwne stanowisko reprezentuje Arystoteles [14].

Związek między sprawnościami i cnotami
Istotną rolę w systemie wychowawczym J. Woronieckiego zajmuje roztropność [15]. Roztropność bowiem jest cnotą rządzących w stosunku innych cnót woli (auriga virtum). Odpowiada ona za orientację w zmiennym okolicznościach życia codziennego i pozwala zachować właściwą miarę w działaniu. Umiar ten nie dotyczy poszczególnych działań człowieka, lecz jego całego postępowania i postaw. Jest więc cechą ludzkiego charakteru [16]. Sprawności i cnoty są powiązane ze sobą.

Wymagają rozumnego i wolnego wyboru. W Katolickiej etyce wychowawczej czytamy: „(…) ważnym następstwem (…) w jakim cnoty moralne powstają, jest ich wewnętrzna solidarność, wykluczająca możliwość specjalizowania się w jednych cnotach, a zaniedbywania w drugich. W dziedzinie intelektualnej takiej solidarności nie ma, i pewne specjalizowanie jest konieczne, toteż widzimy, że wiedzy jest w wysokim stopniu zależny od takiego podziału pracy. Postęp w jednej dziedzinie, np. matematyce, zupełnie zależy od znajomości innych dziedzin, np. historii lub językoznawstwa, i każdej z nich trzeba się wyłącznie oddać. W dziedzinie sprawności technicznych często jedna sprawność wyklucza wprost inne podobne, tak że niesposób np. jednocześnie być kowalem i pianistą. W dziedzinie moralnej rzecz ma się przeciwnie: ponieważ obejmuje ona nie tylko niektóre nasze czynności, w pewnych chwilach wykonane, ale całe nasze postępowanie moralne, wypełniające życie ludzkie, przeto człowiek winien być przygotowany, aby w najrozmaitszych położeniach życiowych umieć zająć właściwe stanowisko i mieć w sobie tę sprawność, która by mu pozwoliła w każdym wypadku należycie postąpić. Można przed długi czas nie wykonywać jakiegoś rzemiosła lub sztuki i nie używać jakiejś umiejętności, można ich nawet zupełnie zaniechać, ale cnót moralnych nawet na chwilę zaniedbać niemożna, wciąż bowiem trzeba nimi regulować swe postępowanie. Bez roztropności, wytrwałości, umiarkowania, uczciwości, najdrobniejszego uczynku jak należy spełnić nie można; powinny one być czynne w każdym momencie naszego życia. Tam gdzie ich nie ma, muszą prędzej czy później powstać wady, które będą na bieg postępowania moralnego coraz silniej wywierać swój zabójczy wpływ. Wobec wewnętrznej solidarności, łączącej wszystkie cnoty, brak jednej ma nie tylko lokalne znaczenie przez to, że na jej miejsce wyrasta wada, ale i wywiera destrukcyjny wpływ na inne cnoty, z których każda w wysokim stopniu jest zależna od moralnego rozwoju wszystkich innych” [17].

Zobowiązuje to do dystansowania tego, co złe i fałszywe w kulturze oraz skierowania się do osób i służbę im. Ukoronowaniem pedagogiki cnót jest moralnie dobry charakter człowieka [18].

Grecki ideał
Grecki ideał człowieka moralnie dobrego – kalos kagathos – to wizja człowieka, który posiada cnoty moralne i wynikającą z nich wewnętrzną harmonię [19]. Ta właśnie jedność i nierozerwalność wszystkich cnót wyróżnia klasyczną etykę i paideię [20] od krytykowanej przez Woronieckiego etyki i pedagogiki nowożytnej i współczesnej, która dopuszcza do rozwoju wad moralnych. Podstawą jedności cnót człowieka jest jego jedność bytowa [21] . Dlatego nie sposób nie zgodzić się z opinią, że charakter i skuteczność pedagogiki zależą od tego, co wychowawca wie o człowieku i pryncypiach wyboru relacji z prawdą i dobrem [22].

Nie jest to wiedza o charakterze empiryczno-scjentystycznym, gdyż ta opisując zjawiska, nie obejmuje swoją treścią istoty rzeczy. Potrzebna jest mądrość, a nie tylko wiedza, lub erudycja na temat człowieka i jego wychowania. Mądrość, która pozwala otworzyć się na spotkanego człowieka i nawiązać z nim osobowe relacje. Konieczna jest zatem współpraca wychowawcy i wychowanka, wzajemna relacja.

S. Gałkowski uważa, że:
„sytuacja wychowawcza nie jest spotkaniem dwóch czystych umysłów, lecz dwóch niepowtarzalnych osób, nie da się jej sprowadzić do charakteru czysto racjonalnego. Indywidualność i niepowtarzalność każdej osoby powoduje, że nie możliwe jest zastosowanie jednolitego systemu wychowania wobec wszystkich ludzi. Wychowanie nie jest nauką, ale sztuką, która podobnie jak medycyna powinna współpracować z naturą. Każdy człowiek jest inny, nie jest więc poddanie przez pedagogikę powszechnych zawsze obowiązujących i skutecznych metod oraz technik wychowawczych. Tym bardziej rośnie więc rola intuicji pedagogicznej i poznania konkretnej osoby, co jest możliwe tylko w bezpośredniej, przepełnionej mądrością i rozsądkiem relacji uczeń-nauczyciel” [23].

Przypisy:
1. J. Woroniecki, Długomyślność jako cnota wychowawcy, w: Wychowanie człowieka. Pisma wybrane, wybór W. K. Szymański; oprac. J. Kołątaj, Kraków 1961, s. 196.
2. Tenże, Wychowanie człowieka, s. 11.
3. Tenże, Pełnia modlitwy, w: Wychowanie człowieka, s. 108-152; tenże, Doniosłość wychowawcza liturgii eucharystycznej, „Misterium Christi”, Kraków 1930.
4. Tenże, Wychowanie człowieka, s. 13.)
5. S. Gałkowski, Ku dobru. Aktualność filozofii wychowania Jacka Woronieckiego, Rzeszów 1998, s. 118.
6. J. Woroniecki, Wychowanie człowieka, s. 17; J. Gałkowski, Rozwój i odpowiedzialność. Antropologiczne podstawy koncepcji wychowania moralnego, Lublin 2003, s. 57-83.
7. Zob. M. Krasnodębski, Arystotelesa teoria wychowania, „Cogitatus”, 8(2009), [w druku]
8. J. Woroniecki, Katolicka etyka wychowawcza, t. 1, s. 372.
9. Zob. M. Krasnodębski, Formowanie doskonałego człowieka w filozofii wychowania Sokratesa i Platona, „Opieka-Terapia-Wychowanie”, 1-2(2008), nr 73-74, s. 10-22.
10. J. Woroniecki, Katolicka etyka wychowawcza, t. 1, s. 344-346.
11. Tenże, Wychowanie człowieka, s. 319; Por. S. Gałkowski, Rozwój i odpowiedzialność, s. 77nn.
12. J. Woroniecki, Długomyślność jako cnota wychowawcy, s. 189-200; S. Bełch w tłumaczeniu Sumy przekłada longanimitas jako „nieskwapliwość”. Zob. Tomaszz Akwinu, Męstwo, w: Suma teologiczna, t. 21, Londyn 1962, s. 191.
13. J. Woroniecki, Katolicka etyka wychowawcza, t. 1, s. 363.
14. T. Biesaga, Etyka obowiązku I. Kanta a etyka szczęścia Arystotelesa, w: Philosophiae vitam alere, Prace dedykowane Profesorowi Darowskiemu SJ, red. T. Ziemiański, Kraków 2005.
15. J. Woroniecki, Studjum nad kardynalną cnotą roztropności, „Kwartalnik Teologiczny Wileński”, Wilno 1923; R. Polak, Roztropność i jego składniki według Jacka Woronieckiego, „Cywilizacja”, 22(2007), s. 82-90.
16. J. Woroniecki, Katolicka etyka wychowawcza, t. 2, s. 14-66.
17. Tamże, t. 1, s. 342-343.
18. Tamże, s. 385.
19. P. Jaroszyński, Kalokagathia, w: Powszechna Encyklopedia Filozoficzna, t. 5, red. A. Maryniarczyk, Lublin 2004.
20. S. Gałkowski, Pojęcie charakteru moralnego w filozofii klasycznej, w: Wierność rzeczywistości. Księga pamiątkowa z okazji jubileuszu 50-lecia pracy naukowej na KUL o. prof. Mieczysława A. Krąpca, Lublin 2001, s. 419-430.
21. M. A. Krąpiec, Ja-człowiek, Lublin 1991, s. 229.
22. M. Gogacz, Podstawy wychowania, Niepokalanów 1993, s. 92.
23. S. Gałkowski, Rozwój i odpowiedzialność, str. 80-81.
 Przedruk za zgodą Autora. Opracowano za http://mikolaj-krasnodebski.pl.tl
Fragment artykułu: PEDAGOGIKA JACKA WORONIECKIEGO I FELIKSA WOJCIECHA BEDNARSKIEGO JAKO EGZEMPLIFIKACJA ETYKI TOMIZMU TRADYCYJNEGO.
 Pierwotnie „Studia Ełckie” 11/2009, s. 29-58.

© Wszelkie prawa zastrzeżone



**************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

Z   CZASOPISMA  "NASZ DZIENNIK"  ...

0. Narody bez korzeni giną!

O kazaniu ks. bp Kazimierza Ryczana (Radio Maryja)

Do obrony pamięci, wartości i prawdy wezwał ks. bp Kazimierz Ryczan podczas Mszy św. sprawowanej 3 maja w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie.

Ordynariusz kielecki zaapelował do parlamentarzystów, by sprzeciwili się ratyfikacji Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy, by ten „koń trojański” nie pozbawił Polaków prawa do ochrony elementarnych wartości – podaje Katolicka Agencja Informacyjna.

Przypomniał, że dzisiejsza uroczystość łączy dwa historyczne wydarzenia: obwołanie Maryi Królową Polski przez króla Jana Kazimierza podczas ślubów złożonych we Lwowie oraz uchwalenie Konstytucji 3 maja.

Zwracając uwagę na kolejne trudne wydarzenia w dziejach naszej Ojczyzny, jak zabory, zakaz mówienia w języku polskim czy przejęcie władzy przez komunistów po II wojnie światowej, ks. bp Ryczan powiedział, że na ratunek posłał Bóg św. Jana Pawła II. – Pan wysłuchał modlitwy arcykapłana, oddanego całkowicie Maryi i wrócił wolność narodom środkowej Europy. Runęła potęga militarna stojąca na straży kłamliwej ideologii. Pozostały jednak głębokie rany – przypomniał ordynariusz kielecki.

Ks. bp Ryczan wezwał wszystkich Polaków, by stanęli do obrony pamięci przeszłości Ojczyzny, „bo w granice nasze wtargnął wróg pamięci narodowej”. Jak podkreślił ks. bp Ryczan, zwolennicy tego wroga – „zgrupowani w resortach ministerialnych czy w redakcjach prasy polskojęzycznej” – mówią, iż nie możemy tkwić w przeszłości, „ale należy zabić patriotyczne wzloty przeszłości, bo to nacjonalizm, polskofobia i pomachiwanie szabelką”. – Maryjo, nie dopuść, byśmy stracili pamięć przeszłości. Narody bez korzeni giną – mówił ks. bp Ryczan.

Ordynariusz wezwał także do obrony wartości. Jak powiedział, „tysiąc lat wyrastaliśmy na wartościach chrześcijańskich, z nich zrodziła się nasza kultura, której się nie wstydzimy, i styl życia, który szanował ojca, matkę, dziecko, starca i żebraka”.

W tym kontekście kaznodzieja przypomniał, że Rada Ministrów zgodziła się na ratyfikację Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. – Ten prezent otrzymujemy w oktawie dziękczynienia za kanonizację Jana Pawła II – podkreślił ks. bp Ryczan.

Zwrócił się przy tym do parlamentarzystów, niezależnie od wyznania, by nie pozwolili, „by ten koń trojański pozbawił Polaków prawa do ochrony elementarnych wartości naturalnych i chrześcijańskich, zarówno w życiu społecznym, jak i prywatnym”. – Z tej ratyfikacji nie przybędzie miejsc pracy ani miejsc w szpitalach, ani więcej gazu w rurociągach. Nie pozwólcie, by ta ustawa spowodowała utratę naszej suwerenności w sprawach etycznych i rodzinnych – apelował.

Ks. bp Ryczan wezwał także do obrony prawdy, bo ta – jak powiedział – jest jedna. – Prawda wymaga dialogu, pokory, służby, cierpliwości, czasu, wyrzeczenia i jednej twarzy. Prawda nie ma nic wspólnego z partyjniactwem, z nienawiścią, z brakiem tolerancji. (…) Idąc na odsiecz prawdzie, bronimy suwerenności Ojczyzny – stwierdził ordynariusz kielecki.

Jak podkreślił, autostrady można zbudować w następnych latach, można otworzyć zlikwidowane szkoły, ale trudno jest odrodzić zamarłą miłość Ojczyzny i wskrzesić zabite wartości.

Na zakończenie ks. bp Ryczan prosił, by nie zaprzestać modlitwy za Naród.

Kazanie Biskupa Ryczana w dniu NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY KRÓLOWEJ POLSKI

Msza Radiowa–Warszawa, Bazylika Świętego Krzyża -2014-05-03

Drodzy Czciciele Królowej Polski obecni w świątyni i przed radiowymi głośnikami.

Dzisiejsza uroczystość łączy dwa wydarzenia historyczne: obwołanie Maryi Królową Korony Polskiej przez króla Jana Kazimierza, podczas ślubów złożonych we Lwowie przed obrazem Matki Bożej Łaskawej i uchwalenie Konstytucji 3 Maja.
Okoliczności pierwszego wydarzenia były tragiczne. Wojska szwedzkie okupowały Polskę. Do tragedii potopu doprowadziła zdrada książąt i większości szlachty polskiej.
Wolna pozostała jedynie Jasna Góra i dowodzący obroną Ojciec Przeor Kordecki. Ratunek dla Polski przychodzi z nieba. Maryja roztoczyła nad nami płaszcz swojej opieki. Dziś należy o tym pamiętać.
    Minął okres potęgi królestwa obojgu narodów Polski i Litwy. Polska, największe w Europie państwo, zaczyna chylić się ku upadkowi. Prywata bierze górę nad troską o Ojczyznę. Zapomniano, co znaczy słowo patriotyzm. Przekupni zdrajcy poszli na służbę do Rosji, która urosła w potęgę. Na ratunek Polce przychodzą patrioci zgromadzeni na Sejmie Czteroletnim, którzy 223 lat temu uchwalili Konstytucję 3 Maja. Zdrajcy sprzedali Rosji Matkę Ojczyznę. Polska znikła z mapy Europy. Dziś należy o tym pamiętać. Po wielu latach dziękujemy wam, rodacy, którzy zostaliście wierni Ojczyźnie.
- Dziękujemy wam chłopi, którzy chlebem wyrosłym na polskiej ziemi karmiliście swoją miłość do Ojczyzny, a ziemię przekazywaliście synom i córkom.
- Dziękujemy wam powstańcy. Powiedzieliście światu, że niepodległe serce Polski żyje, pulsuje.   
- Dziękujemy wam katorżnicy i banici. Przychodzimy na wasze groby porozrzucane po świecie. Postanawiamy trwać przy Polsce dwudziestego pierwszego wieku, bo Polska jest naszą Ojczyzną, miejscem wzrastania polskich dzieci, miejscem mogił rodziców i bohaterów powracających po śmierci na spoczynek.
- Dziękujemy wam nauczyciele, nie tylko wiejscy. Z polskim alfabetem otwieraliście bramy do wolności, do godności narodowej, do dumy z naszej przeszłości, bo było w Polsce z czego się chlubić.
- Dziękujemy wam kapłani i zakonnicy. Gdy zmuszano Polaków mówić po niemiecku, w kościołach i klasztorach była Polska. Gdy rusyfikowano i prześladowano Polaków za katolicyzm, w kościołach i klasztorach była Polska. Gdy pytano o kierunek, o słuszność walki, duchowni stawali się przewodnikami. Nieśli Boga, nieśli Ewangelię, nieśli Kościół. Służyli Królowej Polski, byli braćmi z narodem.
O tym dziś należy pamiętać.
- Dziękujemy wam poeci i pisarze. Wasze pióro było niedościgłe. Byliście natchnieniem dla ducha niepodległego. Do dziś karmicie nas chlebem swojej miłości do Ojczyzny, a kto jest jej spragniony, czerpie z was obfitą garścią. Pisarz, poeta, kompozytor żyje w swoich wierszach, w prozie, w niezapomnianych melodiach.
Przyszli kolejni okrutni okupanci i podpalili ojczysty dom. Niemcy pobudowali krematoria i zamknęli braci naszych w obozach koncentracyjnych. Rosjanie przygotowali dla polskich oficerów Sybir, Katyń i strzał w tył głowy.
Dziś w rocznicę ogłoszenia królestwa Maryi należy o tym pamiętać.
    Powtórzyła się historia zdrajców z czasów zaborów. Władzę przejęli przefarbowani Rosjanie na biało-czerwono. Wojsko, policję i tajne służby przejęli polsko-żydowscy komuniści. Reszta ocalałej polskiej inteligencji skazana została na zagładę. Rozpoczął się proces sowietyzacji.
Znamy żyjących do dziś kolaborantów sowieckich. Jedynie serce z bólem zadaje pytanie, co oni dotychczas robią w Polskim Parlamencie?
Czy Niebo pozostało głuche, na cierpienia uwięzionych z kardynałem Wyszyńskim biskupów i kapłanów, na zmęczone nogi pielgrzymów, wyrzeczenia, składane śluby, przebłagania i płacz wierzącego narodu?
Nie!
- Na ratunek zniewolonej od pół wieku ojczyźnie posłał Bóg Świętego Jana Pawła II. Przyszedł do braci Polaków z Ewangelią i modlitwą, bez wojska, jak święty Wojciech. Wskrzesił ducha wiary i solidarności. Pan wysłuchał modlitwy Arcykapłana oddanego całkowicie Maryi i wrócił wolność narodom Środkowej Europy.
Runęła potęga militarna stojąca na straży kłamliwej ideologii. Pozostały głębokie rany.
- Królowo Polski! Tobie składamy dziękczynienie, że wysłuchałaś modlitwy milionów Polaków, spojrzałaś na cierpienia, na tortury w esbeckich kazamatach, na patriotów, których grobów poszukujemy do dziś na polskiej ziemi. O nieludzkiej ziemi nie wspominam.
    W święto Królowej Polski przyjmij nasze przeproszenie, że nie stanęliśmy zgodnym frontem, by leczyć niezagojone rany.
W dniu Twego święta prosimy, Królowo nasza, natchnij Polaków, by wyruszyli bronić Ojczyzny.
Dlaczego tak mówisz? Nic nam przecież nie zagraża. A jednak...wzywam braci Polaków, stańmy do obrony pamięci przeszłości Ojczyzny. W granice nasze wtargnął wróg pamięci narodowej. Nie możemy tkwić w przeszłości, mówią jego zwolennicy zgrupowani w resortach ministerialnych, w redakcjach prasy polskojęzycznej.
Należy zabić patriotyczne wzloty przeszłości. To nacjonalizm. To polskofobia. To pomachiwanie szabelką.
Nie trzymajmy się starych symboli. A po co symbole?
    Łzy w oczach mieli rok temu kombatanci, gdy zobaczyli, że prezydenckie, czekoladowe godło Polski można tak bezstrosko zjeść.
    Ważna jest teraźniejszość i przyszłość. Przed nami Europa.
Maryjo nie dopuść byśmy stracili pamięć przeszłości. Narody bez korzeni giną.
A prezydent Putin przywrócił radziecki hymn narodowy i order bohatera pracy.
    W dniu święta Królowej Polski wzywam braci Polaków, stańmy do obrony wartości. Tysiąc lat wyrastaliśmy na wartościach chrześcijańskich. Z nich zrodziła się nasza kultura, której się nie wstydzimy i styl życia, który uszanował ojca, matkę, dziecko, starca i żebraka.
    Dziesięć przykazań stało na straży porządku i ładu w rządzie, w gminie i w rodzinie. Swoje miejsce miał Bóg, Kościół, życie ludzkie, prawda, sprawiedliwość, wolność, ojczyzna i rodzina. Księdza Piotra Skargi słuchał król, senatorowie, szlachta i chłopi. Ważne było, co mówił, a nie kto głosił.
- Przeciwnik wartości mówi: nie ma wartości stałych, nie ma wartości absolutnych. Człowiek jest twórcą wartości, norm. Demokracja koalicyjna kreuje prawdę, ustanawia normy moralne.
Demokracja krymska wyznacza międzynarodowy ład. Należy pokruszyć fundamenty starej Europy.
    Zaparło Polakom dech w piersiach. Rada Ministrów przed 30 kwietnia zgodziła się na ratyfikację Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Ten prezent otrzymujemy w oktawie dziękczynienia za kanonizację Jana Pawła II.
 - Panie i Panowie parlamentarzyści! Niezależnie od wyznania, nie pozwólcie, by ten koń trojański pozbawił Polaków prawa do ochrony elementarnych wartości naturalnych i chrześcijańskich, zarówno w życiu społecznym, jak i prywatnym, w rodzinach oraz w wychowaniu swoich dzieci. Z tej ratyfikacji nie przybędzie miejsc pracy ani miejsc w szpitalacj ani gazu w rurociągach. Nie pozwólcie, by ustawa ta spowodowała utratę naszej suwerenności w sprawach etycznych i rodzinnych. Niech sądy europejskie nie wydają wyroków na nasze matki i ojców. Tak niedawno zrzuciliśmy niewolę ideologii marksizmu i leninizmu ze wschodu. Nie dopuśćmy, by nowa ideologia z zachodu zabijała naszą wolność i nasze dusze. Królowo Polski, zachowaj nas przed kolejnym potopem.
- W dniu święta Królowej Polski wzywam braci Rodaków w Polsce i zagranicą, wyruszmy bronić prawdy. Nie ma dwóch prawd telewizyjnych: telewizji „Trwam” i TVN.
Nie ma dwóch prawd o małżeństwie i rodzinie. Nie ma dwóch prawd o Smoleńsku. Prawda jest jedna, poglądy są różne.
Prawda wymaga dialogu, pokory, służby, cierpliwości, czasu, wyrzeczenia i jednej twarzy.
Prawda nie ma nic wspólnego z partyjniactwem, z nienawiścią, z brakiem tolerancji. Silniejszy, bogaty, głośno krzyczący, dysponujący władzą medialną czy czołgami nie ma patentu na prawdę. To przerabialiśmy tak niedawno. Idąc na odsiecz prawdzie, bronimy suwerenności Ojczyzny.
Autostrady można zbudować w następnych latach. Można odtworzyć likwidowane szkoły, można reprodukować nowe stada bydła. Trudno jest odrodzić zamarłą miłość Ojczyzny i wskrzesić zabite wartości.
- Przyzywając świętość Jana Pawła II, męczeństwo błogosławionego Księdza Popiełuszki, mądry patriotyzm Sługi Bożego Kardynała Wyszyńskiego, przed Tobą Maryjo deklarujemy: nie możemy zdradzić Boga, prawdy, życia, człowieka, dekalogu, ojczyzny za żadną sumę Euro. To już nie będzie Polska.
Dziś należy o tym pamiętać, bo na zachodniej granicy stoi potęga ekonomiczna i finansowa, a dzieci Polaków urodzone z matek niemieckich nie można uczyć języka polskiego.
Dziś należy o tym pamiętać, bo za wschodnią granicą są ogromne zasoby bogactw naturalnych a od nowa brzmi hymn: „Niezłomny jest Związek Republik swobodnych".
Należy pamiętać że wschód z zachodem łączy omijający Polskę prawdziwy a nie wirtualny rurociąg gazu.
Na lotnisku w Smoleńsku leżą szczątki polskiego Tupolewa. A na zachodzie napisano, że przemiany w Europie zaczęły się od obalenia muru berlińskiego. A gdzie Polska?
A jednak nie przestańmy się modlić za naród. Maryjo Królowo Polski, przyjmij modlitwę za ukochaną Ojczyznę. Amen.



1. Homilia Księdza Arcybiskupa Józefa Michalika wygłoszona podczas Uroczystości NMP Królowej Polski na Jasnej Górze

http://www.radiomaryja.pl/multimedia/homilia-wygloszona-podczas-uroczystosci-nmp-krolowej-polski-na-jasnej-gorze/

ks. abp. Józef Michalik, metropolita przemyski, przewodniczący KEP

Najdostojniejsi, Czcigodni Konfratrzy
Drodzy Czciciele Maryi, Bracia i Siostry

Od wielu już lat w uroczystość NMP Królowej Polski wpatrujemy się w niezwykle wymowną scenę umierania Jezusa, właściwie jest to najważniejsza godzina w dziejach ludzkości, kiedy Nowy Adam – Jezus, odradza cały rodzaj ludzki, czyli każdego człowieka wykupuje z niewoli grzechu i szatana. I właśnie w tej godzinie obok krzyża Jezusowego widzimy Jego Matkę i garstkę najwierniejszych przyjaciół. Z apostołów jest tylko Jan.

Na krzyżu Chrystusowego zbawienia rodzi się Kościół. W bólach miłości ofiarnej, mającej owocować aż do końca świata, aż do zmartwychwstania umarłych. Kościół ma według woli Chrystusa przedłużyć Jego działanie w sposób widzialny w świecie. Będzie prześladowany, krzyżowany i odrzucany jak On Sam i jak On będzie zmartwychpowstawał. Pan Jezus szuka sposobu, aby z Krzyża, tuż przed swoją śmiercią, resztką osłabionych sił, wyraźnie przekazać Komuś całe swoje zbawcze dzieło. Przekazuje je swojej Matce, Maryi. Jan „uczeń, którego Jezus miłuje” uosabia ten żywy, rodzący się na krzyżu Kościół i oto wyraźnie słyszy od Pana: Oto Matka twoja, a do Maryi Jezus mówi: Niewiasto, oto syn Twój.

Jan przyjął Maryję do siebie, wziął Ją do swego domu. Odtąd są zawsze razem z apostołami, razem w Wieczerniku oczekują na Zielone Święta i przyjmują Ducha Świętego.

Chrześcijanin i chrześcijaństwo nie może obejść się bez Maryi. To prawda, że jedynym pośrednikiem do Boga jest Jezus Chrystus Boży Syn, ale Jezus to także syn Maryi, bez jej ludzkiego udziału nie zaistniałoby Wcielenie Słowa i nasze zbawienie.

Niezwykle ciekawe i barwne historią ludzi są dzieje Kościoła, szczególnie ujmujące i piękne są karty, w które wpisana jest obecność Maryi w życiu świętych i w wydarzeniach społecznych. Ileż to zwycięstw odniesiono w imię Maryi.

Polacy od zawsze przyjęli Matkę Najświętszą do swoich domów i spraw. I jeśli potrafią być wierni Maryi, na ile potrafią być wierni, odnoszą wielkie duchowe i ziemskie korzyści. Najstarsza polska pieśń to przecież „Bogurodzica” i na modlitwie, na Ewangelii i pieśni maryjnej pokolenia Polaków uczyły się kultury współżycia i wrażliwości ducha.

Szczególnie interesująca jest historia tytułu NMP Królowej Polski. Zawdzięczamy ją 80-letniemu pobożnemu jezuicie ks. Giulio Mancinelli’emu mistykowi z Neapolu, który 15 sierpnia 1617 roku przeżył objawienie Matki Boskiej. Maryja poleciła mu, aby ogłosił Ją i nazwał Królową Polski. Jezuici przekazali treść objawienia do Polski, a szczególnym szermierzem tytułu był od początku Albrecht Radziwiłł z Nieświeża wielki kanclerz litewski, a także św. Andrzej Bobola (1591 – 1657), jezuita, o którym historycy mówią, że był wielkim promotorem kultu MB Królowej Polski, a nawet był autorem ślubów Jana Kazimierza we Lwowie. Objawienia jezuity z Neapolu były szokujące dla samych Polaków, nie chcieli wprost wierzyć w jego prawdziwość. Dopiero w roku 1635 udało się publicznie podać do wiadomości, że Maryja chce być Królową Polski, co wkrótce potwierdziła obroną Jasnej Góry podczas potopu szwedzkiego. Zwycięstwo nad Szwedami było Jej zwycięstwem. Potem już nową wiarygodność uzyskał i O. Kordecki, i paulini, i O. Andrzej Bobola i król Jan Kazimierz wraz z biskupami i ludem, ogłaszający Najśw. Maryję Pannę Królową Polski.

Narody stają się znane, silne i odważne dzięki odwadze i mądrości przywódców czy królów, ale królowie czerpią swą skuteczność i siłę z narodu, z jego wierności bez podziałów, jego ofiarnej miłości bez oczekiwania wynagrodzeń i przywilejów.

Znane są narody bogate, wykształcone i kulturalne, które zniknęły z historii dziejów, ponieważ w pewnym momencie zabrakło im mocy ducha, zabrakło woli życia etycznego, moralnego. Rozkład i osłabienie przyszło bardzo szybko. To i dla nas wielka lekcja i przestroga.

Polskę dziś nie stać na konkurowanie bogactwami materialnymi z innymi narodami. Nie możemy sobie pozwolić także na udział w wyścigu zbrojeń, ale niepokojący jest nasz udział w wojnach niesprawiedliwych, i szerzony dziś wyścig za stylem życia bez Boga, bez etyki, bez zasad moralnych naszych konkretnych braci i sióstr, a także naszego państwa nie mającego odwagi w uchwalaniu praw zgodnych z Bożym prawem, z naturą ludzką i dobrem narodu.

Niepokoić musi, i niepokoi brutalizacja życia publicznego i eliminacja Pana Boga z życia tegoż społeczeństwa. Musi niepokoić brak kultury i agresja gdziekolwiek widziana, także wśród partii politycznej, która się staje hańbą Ojczyzny, to jest kierunek do nikąd, więcej powiem, to jest droga samozagłady.

Stajemy przed Matką i Królową Polski próbujmy zatem rozeznać, jak wygląda dziś to Królowanie Maryi w Polsce, jak wygląda nasz maryjny naród i jak powinniśmy ocenić oddaną Maryi przez króla Jana Kazimierza Polskę. A przecież śluby królewskie potwierdził cały episkopat, składał je cały ochrzczony, katolicki naród we wszystkich parafiach i wspólnotach.

To był ważny akt, nie tylko formalność i nie tylko zewnętrzny przejaw pobożności. Tu chodziło i chodzi o autentyczny, zobowiązujący akt wiary. Wiary, która ufa Bogu i odwołuje się do pośrednictwa Bożej Rodzicielki, bo taki jest porządek zbawienia w Chrystusie. Wiary, która przeżywa obecność Boga pośród nas, bo Bóg ma prawo do obecności i szacunku w całej naszej rzeczywistości.

Bóg przez Maryję dawał nam wielokrotnie dowody, że „wziął w opiekę naród cały” śpiewamy w pieśni, że i w zewnętrznych niebezpieczeństwach przeprowadzał nas przez wojny i niewole. To przecież i w ostatnich latach, bez rozlewu krwi, opadały więzy niewoli ateistycznych ideologii. A czyż wybór Jana Pawła II i jego posługa Kościołowi w Polsce i na całym świecie nie jest wyciągnięciem Bożej dłoni nad światem i naszą Ojczyzną? A czy prorokiem nowych czasów nie był Benedykt XVI, demaskujący jawne i ukryte niebezpieczeństwa dyktatury moralnego relatywizmu?

Cały Kościół wdzięczny jest Duchowi Świętemu za wybór Papieża Franciszka. Cały świat z zainteresowaniem przyjął ten wybór, ale trzeba nie tylko szukać oryginalności i sensacji w jego zachowaniach, aby Papieża nie sprowadzić do powierzchowności „kremówek”. Ten Papież ma wiele do powiedzenia, mówi o roli modlitwy, o godności pracy ludzkiej i przestrzega, że dzisiaj zanika kultura pracy a szerzy się kultura lenistwa, daje przykład skromności i woła o pomoc dla ubogich, krzywdzonych i nieustannie pomijanych. To nie Kościół na całym świecie dziś gromadzi bogactwa i to nie Kościół krzywdzi biednych – Kościół im przez wieki pomaga i nawołuje do pomocy.

Przecież 20% ludzi ma do dyspozycji 80% bogactw całego świata i to nie Kościół eksploatuje bogactwa naturalne narodów Afryki, Azji, Rosji czy obu Ameryk. To systemy oparte na antyewangelizacji egoizmu, zbrojeń i przemocy wzajemnie się straszą i prześcigają w zagrożeniach, a prości ludzie cierpią niedostatek, a nawet głód.

Jakimże absurdem jest dopłacanie do ugorów za nieuprawianie ziemi w naszych krajach, podczas gdy przez to rośnie bezrobocie, a ludzie w Afryce czy w Azji umierają z głodu. Ale dzisiaj wszystkie antykościelne media wmawiają nam, że głównym tematem przepowiadania Papieża Franciszka jest bogactwo Kościoła; oni wyraźnie chcą w ten sposób Papieżem walczyć z Kościołem.

Kościół w Polsce jest bogaty tradycją, ufnością do Matki Bożej i wiarą, którą trzeba ciągle pogłębiać i ożywiać. Kościół w Polsce jest bogaty ludźmi, którzy klękają przed Bogiem, którzy spowiadają się i pokutują za grzechy, wynagradzają za zło, którego jest tyle w nas samych i na całym świecie.

Bogactwem Kościoła są stowarzyszenia i ruchy katolickie, chociażby to dzisiejsze stowarzyszenia – Wspólnota Królowej Pokoju i dzieło tego stowarzyszenia – ołtarz, który ofiarowują do Kazachstanu. Bogactwem Kościoła są świeccy ludzie zbierający podpisy wśród naszych ludzi w obronie życia poczętego, czy promujący inicjatywy parlamentarne na rzecz polskiej rodziny. To bogactwo Kościoła, które do nas należy, i które powinniśmy nieustannie pomnażać czyli wspierać. Bogactwem Kościoła są chorzy i samotnie cierpiący, którzy łączą swe ofiary z krzyżem naszego Pana, to oni czynią owocnym przepowiadanie Ewangelii przez papieży, biskupów i kapłanów. To dzięki nim wdowi grosz składany na ofiarę w kościele owocuje stokrotnie.

Kościół w Polsce jest bogaty inicjatywami świętych kapłanów i ludzi świeckich zjednoczonych ze swymi biskupami i dlatego nawet zewnętrznie udaje się tak wiele dokonać. Przecież to dzięki zaangażowaniu i ofiarności ludzi było możliwe wybudowanie setek kościołów i kaplic w naszych diecezjach. A przecież w każdej parafii, a nawet w każdej katolickiej rodzinie, jest żywa gotowość pomocy biednemu, choremu czy uwikłanemu w słabości duchowe, i ubóstwo czy grzech. To jest bogactwo Kościoła.

Wszyscy wiemy jak kosztowne są dziś nowoczesne środki ewangelizacji, nie stać nas było przez wiele lat na sprawne radio katolickie i katolicką telewizję, ale i tu okazało się, że bogactwem Kościoła w Polsce jest lud, prosty, pogardzany często przez potentatów ideologii antykościelnych lud i to dzięki tym ludziom funkcjonują dziś w Polsce radia diecezjalne i zakonne, działa telewizja Trwam i tyle innych dobrych dzieł. Korzystajmy z tych zdobyczy mądrze i odważnie, czytajmy katolickie tygodniki: „Niedziela”, „Gość Niedzielny”, „Idziemy” i inne oraz sięgajmy po katolicką książkę. Nie kupujmy wrogo nastawionych do wiary i Kościoła gazet, bo w ten sposób popieramy ich ideologię.

Bogactwem Kościoła i każdego państwa jest naród i trzeba o jego dobro zabiegać. Trzeba troszczyć się o naród i jego dobrobyt a nie o własne interesy. Interes partii, ugrupowania jest zmienny, przelotny i z reguły okazuje się nietrwały jeśli nie opiera się na zdrowych zasadach moralnych. Narodom potrzebni są mądrzy i oddani przywódcy, ale prawdziwi przywódcy narodu pierwsi ponoszą ofiary i podejmują wysiłki służby na rzecz całego narodu. Zanika dziś niestety patriotyzm, miłość Ojczyzny gotowa do poświęceń, a razem zanika poczucie godności Polaka, powoli umiera człowieka w człowieku.

Wiele jest dziś niepokojących wydarzeń w Polsce, wiele jest zgorszeń, korupcji, kłamstwa i nieprawdy w naszym codziennym życiu a także w życiu publicznym. Łatwo byłoby dziś stawiać wymagania innym, zwłaszcza osobom życia publicznego, bo łatwo jest zauważyć ich błędy, niedoskonałości czy nieuczciwość innego, ale jakże trudno przychodzi to uznać w sobie samym.

Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński u kresu życia, kiedy rodziła się „Solidarność” i dojrzewała kolejna zmiana ustroju przypominał: „Nie trzeba się oglądać na innych, na tych lub owych, może na polityków, żądać od nich, aby się odmienili. Każdy musi zacząć od siebie… A wtedy, gdy wszyscy będziemy się odradzać i politycy będą musieli się odmienić, czy będą chcieli czy nie. Nie idzie bowiem w tej chwili w Ojczyźnie naszej tylko o zmianę instytucji społecznej, nie idzie tylko o wymianę ludzi, ale idzie przede wszystkim o odnowienie się człowieka. Idzie o to, aby człowiek był nowy, aby nastało nowych ludzi plemię…” (Gniezno, 2.II.1981).

Twórcze perspektywy poprawy sytuacji i moralnego odrodzenia narodu tkwią w nas. W każdym ojcu rodziny, który za mało czasu poświęca swoim dzieciom, w każdej kobiecie, która rezygnuje z wymagań stawianych sobie, aby promieniować dobrocią, miłością w codziennej pracy i chęcią większego poświęcenia kolejnemu dziecku, rodzinie wnukowi. Nadzieja tkwi w każdym biskupie i kapłanie, który za mało się modli za Kościół i Ojczyznę, i będzie się modlił coraz więcej. Warto pamiętać, że największym zagrożeniem wiary jest oziębłość wierzących, są podziały wśród nas. Bardzo, bardzo niebezpieczni są ci pseudo-reformatorzy Kościoła wśród zakonników i księży, a także wśród świeckich publicystów czy działaczy, którzy chcą reformować Kościół i biskupów, ale nie siebie. To wobec nich idzie nasza szczególna nieufność, przestroga i upomnienie, ale i troska, bo i oni muszą stać się dziś priorytetem naszej modlitwy i umartwienia.

Kościół ma ciągle w sobie wielki, Boży potencjał. Kościół ma potencjał niezwyciężalny. Ale ludzie Kościoła muszą iść w głąb prawdy i odważnie wyjść z tą prawdą do świata.

Nie udawajmy, że nie widzimy jak „coraz bardziej agresywny sekularyzm na razie jawnie dąży do wypchnięcia wierzących ze sfery publicznej, ale nie wiadomo, czy ta presja nie zwiększy się w stronę prześladowań idących dalej… Wymogiem współczesności – i co ważniejsze wolą Bożą jest dziś większy radykalizm i misyjność katolików, jest nowa ewangelizacja czyli głębsze poznanie i troska o życie Ewangelią oraz jej przekaz. Życie każdego z nas i troska każdego z nas. Odnowa i siła Kościoła nie idzie z przyjęcia liberalizmu albo konserwatyzmu, bo żaden z nich nie pomaga ani nie wzmacnia wiary. Kościół zawsze sięga znacznie głębiej. Odwołuje się do programu, abyśmy stali się prawdziwymi uczniami Chrystusa. (por. Ks. T. Jaklewicz, Kościół bardziej ewangeliczny, Gość Niedzielny 21.IV.2013).

Nasza siła tkwi w zjednoczeniu z Chrystusem, w tym, że zauważymy go głodnym, biednym, chorym i w więzieniu, że przebaczymy tym, którzy nam czynią krzywdę i że modlić się będziemy o nawrócenie naszych prześladowców.

Po tę kolejną lekcję przyszliśmy dziś, Drodzy Bracia i Siostry, razem z Maryją pod krzyż Chrystusa, aby tu z Jego ust usłyszeć: „Oto Matka twoja” i aby wziąć Ją do siebie i z Nią iść bezpiecznie przez całe życie. Pamiętamy dziś o wszystkich naszych rodakach w kraju i poza jego granicami. Razem z nimi wołamy z całą nadzieją i z całą wolą służenia:

Maryjo, Królowo Polski i Matko nasza, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam. Amen.

2. Bóg nie pozwoli z siebie szydzić. Autor: Ksiądz Profesor Paweł Bortkiewicz

Konwencja o przeciwdziałaniu przemocy domowej i przemocy wobec kobiet uznaje – w sposób niepotwierdzony faktami – pandemiczną skalę przemocy w rodzinie, obarczając w sposób mniej lub bardziej bezpośredni winą za ten stan rzeczy dotychczasowy model małżeństwa. Jako sposób przeciwdziałania proponuje zatem modele alternatywne, oparte na społecznej uznaniowości płci kulturowej.  

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr jest teologiem moralistą i etykiem, wykładowcą na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.

http://www.naszdziennik.pl/wp/76344,bog-nie-pozwoli-z-siebie-szydzic.html 

Wypowiedzi polskich biskupów w czasie uroczystości 3 Maja nie pozostawiają wątpliwości co do oceny ratyfikacji przez rząd polski Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy domowej i przemocy wobec kobiet.

Przewodniczący Episkopatu Polski ks. abp Stanisław Gądecki przypomniał, że tak Kościół, jak i wiele organizacji prorodzinnych jednoznacznie potępiają każdą formę przemocy wobec drugiego człowieka, zaś przemoc w rodzinie stanowi swoiste zaprzeczenie samej istoty małżeństwa i rodziny jako wspólnoty życia i miłości.

Problemem jednak jest filozofia i swoista logika Konwencji. Uznaje ona bowiem – w sposób niepotwierdzony faktami – pandemiczną skalę przemocy w rodzinie, obarczając w sposób mniej lub bardziej bezpośredni winą za ten stan rzeczy dotychczasowy model małżeństwa. Jako sposób przeciwdziałania proponuje zatem modele alternatywne, oparte na społecznej uznaniowości płci kulturowej. W konsekwencji oznacza to wprowadzanie do sfery legislacyjnej nowego modelu (modeli) związków „małżeńskich”.

Ksiądz biskup Kazimierz Ryczan z Kielc przypominał z kolei wartość polskiej i chrześcijańskiej tradycji: „tysiąc lat wyrastaliśmy na wartościach chrześcijańskich, z nich zrodziła się nasza kultura, której się nie wstydzimy, i styl życia, który szanował ojca, matkę, dziecko, starca i żebraka”.

W tej perspektywie dziejowej proponowana Konwencja jawi się jako wyłom w tej tradycji i kulturze, jako ich negacja.

Na temat Konwencji powiedziano już wiele. Jednak głosy księży biskupów wybrzmiewają w szczególnym kontekście. Oto kilka dni temu, 27 kwietnia, dokonana została kanonizacja Jana Pawła II, nazwanego wprost w przemówieniu Papieża Franciszka „papieżem rodziny”.

Święty Jan Paweł II niezmiennie przypominał o binarności płci, przez trzy lata głosząc komentarz do biblijnego tekstu „mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. Przypominał zarazem i podkreślał, że tylko związek kobiety i mężczyzny może stanowić związek małżeński. Głosił wartość sakramentu małżeństwa i jego sens. Wszystko to czynił w kontekście wydarzeń współczesnego świata, przypominając, że „przyszłość świata idzie przez rodzinę”. Nie sposób zapomnieć Jego wykładni „geniuszu kobiety” i promocji macierzyństwa.

W tym kontekście rodzi się pytanie o odpowiedzialność polityków polskich, przedstawicieli rządu i sił rządzących. Ich obecność na kanonizacji i błyskawiczne bezpośrednio po niej wyszydzenie nauki św. Jana Pawła II jest wyrazem brutalnej arogancji władzy. Jest kpiną nie tylko z nauczania Świętego Papieża, ale kpiną z Pana Boga.

Trudno posądzać elitę polskiego życia politycznego o skrajną ignorancję i niepoczytalność rozeznania tematów, o których w przestrzeni polskiego życia politycznego jest głośno od kilku przynajmniej miesięcy. Pozostaje zatem stwierdzenie złej woli i ignorancji zawinionej. To jest kpina nie tylko z nauczania Kościoła, ale kpina z Pana Boga.

Warto zatem może przypomnieć owym politykom szydzącym z Boga i zarazem konsumentom świętych obrzędów słowa Apostoła Pawła: „Nie łudźcie się: Bóg nie pozwoli z siebie szydzić” (Ga 6, 7n).


3. Oko Judasza. Autorzy: Ksiądz Profesor Tadeusz Guz oraz dr Aldona Ciborowska

Człowiek, który pozwoli się zatopić potopowi informacji medialnych, jaki jest serwowany współczesnemu człowiekowi, staje się masą. To są takie techniki, które dokonują wykluczenia działalności rozumu. (…) To są nowoczesne formy wojny – twierdzi ks. prof. Tadeusz Guz. Wskazuje, że „my jesteśmy aktualnie w samym sercu największej bitwy, jaką ludzkość dotychczas toczyła; to jest bitwa medialna.  
http://www.naszdziennik.pl/mysl/76152,oko-judasza.html
Patrz także wykłady i homilie w wersji wideo:  http://www.naszdziennik.pl/ks-prof-tadeusz-guz-wideo

Piątek, 2 maja 2014 (02:05)

Ideologia uderza w rzeczywistość – zauważa ks. prof. Tadeusz Guz („Rozmowy niedokończone”, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, t. 2, s. 265) i dodaje: „Już Hitler mówił, że najważniejszym narzędziem ideologii, jego światopoglądu nazistowskiego są media. Najważniejszym narzędziem. I uważał, że wygra, jeśli uda się mediom zdominować masy (…)”.

I rzeczywiście, również dzisiaj analiza najogólniej rozumianego przekazu medialnego ukazuje, że jego treść odpowiada tej samej idei, która przyświecała Hitlerowi, czyli idei kłamstwa o Bogu, o człowieku i o rzeczywistości.

W sporze o jakość mediów chodzi o to, jaki model człowieczeństwa, jaki model ludzkich postaw będzie ukazywany.

Zdrada Boga i człowieka
A zatem centralnym punktem sporu o to, jak powinny działać media, które – jak sama nazwa wskazuje – są środkiem w transportowaniu idei, informacji, wzorców zachowań, jest to, czy będą one komunikowały prawdę o Bogu i o człowieku, czyli czy ich wpływ będzie wzmacniał rozwój człowieka lub czy będą one narzędziem władzy nad człowiekiem i nad rzeczywistością, by w konsekwencji zdegradować człowieczeństwo i uczynić je niewolnikiem nowego führera – jakie by dzisiaj nie było jego imię.

Zdaniem ks. prof. Tadeusza Guza, „Nowa lewica i szeroko pojęta filozofia postmodernistyczna (…) stawia tezę radykalnej deteologizacji myśli”, czyli podejmuje takie działania, które fabułą, obrazem, tekstem, muzyką, informacją, formą będą opisywały rzeczywistość przeciwnie do historii zawartej w Piśmie Świętym Starego i Nowego Testamentu, do nauczania Kościoła katolickiego i w ten sposób będą zmieniały ludzkie myślenie.

U podstaw takiego ukierunkowania przekazu stoi dążenie do oderwania „i historii, i czynu, wszystkiego” człowieka od wszystkiego, co absolutne („Rozmowy niedokończone”, t. 2, s. 108), tzn. duchowe, stałe, niezmienne, wieczne.

Bóg i człowieczeństwo, wartości, tj. piękno, prawda, dobro, sprawiedliwość, nadzieja, miłość, których początkiem jest sam Bóg, Miłość, Prawda, Dobro, Piękno, Prawo, mają być – w tym opisie – ukazane okiem Judasza, tzn. tego, który patrzył oczami „własnego projektu”, a więc zdradził Wcielone Słowo – Boga. Dramat Judasza polegał na tym, że on wszedł w pokusę władzy nad rzeczywistością i zamiast podjąć służbę na większą chwałę Boga, zdradził Go.

Owo spojrzenie – na sposób Judasza – fałszywe, interesowne, dwuznaczne, nieprawe i niegodziwe, jest tym spojrzeniem, którym ideolodzy pragną zarazić odbiorców i twórców przekazu, wykorzystując media. Taki opis – nieprawdziwy, wykluczający Boga i wartości, czyli „porzucający” Absolut – powoduje również zaprzeczanie „Kościoła rzymskokatolickiego z jego strukturą hierarchiczną i sakramentalną” (por. „Rozmowy niedokończone”, s. 263-264).

Analitycy współczesnych ideologii – zarówno ks. prof. Tadeusz Guz w „Rozmowach niedokończonych”, w swoich pracach naukowych oraz popularnonaukowych np. „Filozofia prawa III Rzeszy Niemieckiej”, jak i Marguerite A. Peeters, autorka podręcznika „Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej” oraz „Gender. Światowa norma polityczna i kulturowa” – wskazują, że odejście od Boga Ojca Miłości doprowadza w naszych dniach do dekonstrukcji, czyli do zniszczenia prawa, do zniszczenia człowieczeństwa.

Z kolei miejsce przeznaczone dla znaku krzyża – w każdej przestrzeni – ma zająć obraz i dźwięk transportowany ekranem telewizyjnym, reklamowym, komórkowym, komputerowym, który mówi: nie ma Boga, nie ma człowieka, nie ma prawdy. I ta myśl znajduje swoje potwierdzenie zarówno w treści, w formie, jak i w dynamice medialnego obrazu.

W tej nowo opisanej rzeczywistości „żyć” oznaczać będzie być „on-line”. I taka mentalność – on-linowa, reality show, big brotherowa – ma się stać udziałem każdego.

Chodzi o to, żeby przez „oko” każdego ekranu człowiek zamiast żyć prawdziwym życiem własnym, podglądał albo role drugiego, albo upublicznione życie prywatne innych, albo upubliczniał swoją prywatność.

Nowoczesna forma wojny
„I trzeba przyznać – wyznaje ks. prof. Tadeusz Guz, uczony, który przez wiele lat pracy naukowej w Niemczech kształcił również świetnych dziennikarzy – że media ze swoimi technicznymi możliwościami i jednocześnie z bombardowaniem człowieka informacjami tak oddziałują. Człowiek, który pozwoli się zatopić temu potopowi informacji, jaki jest serwowany współczesnemu człowiekowi, staje się masą. To są takie techniki, które dokonują wykluczenia działalności rozumu. (…) To są nowoczesne formy wojny” – twierdzi ksiądz profesor. Wskazuje, że „my jesteśmy aktualnie w samym sercu największej bitwy, jaką ludzkość dotychczas toczyła; to jest bitwa medialna. I Niemcy nieprzypadkowo przejęli potężną porcję rynku medialnego w Polsce, dlatego że korzystają z tego prawdziwego poznania i Adolfa Hitlera, i wielu innych pierwszych analityków mediów; wiedzą, że kto uzyskał media, ten zdobywa nieświatłe narody. Podkreślam, nieświatłe. Bo ofiarą mediów mogą paść tylko nieświatłe narody i nieświatli ludzie, czyli ci, którzy nie pracują intelektualnie, którzy religijnie tracą swoją dynamikę – i wtedy następuje załamanie całego człowieka”.

„Można pokazać to medialnie, technicznie, ale także i od strony filozoficznej, że jeśli człowieka zbombardujemy informacjami albo obrazami – ani rozum ludzki, ani zmysły człowieka nie są w stanie tego wszystkiego przepracować. I w związku z tym człowiekowi, który podda się takiemu praniu mózgu – używam tego pojęcia świadomie – jeśli chodzi o czas, dają najwyżej kilka miesięcy. Każdemu człowiekowi, nawet gdyby był geniuszem intelektualnym, wystarczy kilka miesięcy takiego prania mózgu i jego rozum jest skończony. Człowiek staje się bardzo bierny. I rzeczywiście Hitler miał rację, że z ludzi – jako osób wspaniałych, genialnych, ze swoją podmiotowością – i z narodów tworzą się masy, a masy są marionetkami” (t. 2, s. 267-269).

O wykorzystaniu mediów jako „władzy” pisze również postmodernista Umberto Eco w „Semiologii życia codziennego”: „Jeszcze nie tak dawno, kiedy się chciało przejąć władzę polityczną w jakimś kraju, wystarczyło opanować wojsko i policję. Dziś tylko w Trzecim Świecie generałowie posługują się w dalszym ciągu czołgami, aby dokonać zamachu stanu. Jak tylko kraj osiągnie przyzwoity poziom industrializacji, sytuacja zmienia się diametralnie: dzień po upadku Chruszczowa naczelni redaktorzy ’Prawdy’ i ’Izwiestii’ musieli ustąpić ze swoich stanowisk: żadnego ruchu natomiast nie dało się zauważyć w wojsku. Dziś kraj należy do tego, kto kontroluje środki przekazu” (s. 157).

Zdeprawowana opowieść
Pedro Almodovar jest współczesnym reżyserem, którego filmy z konsekwencją godną lepszej sprawy – w treści i w formie podporządkowane są zarówno idei oderwania opisu rzeczywistości od Boga jako źródła życia i prawa, jak i od idei negacji Kościoła rzymskokatolickiego. W tej perspektywie człowiek rozumiany jest jako rzecz, popęd – ale nie osoba.

„To, co przyjmujemy za normalność, obejmuje także to, co najbardziej perwersyjne” – wyznaje Almodovar i dodaje: „(…) narzucenie (…) postaci i ich zachowań jest to jeden z przywilejów przynależnych reżyserowi, jego władza” („Almodovar. Rozmowy”, Świat Literacki, s. 27).

Zdaniem Almodovara, „rola reżysera podobna jest rzeczywiście do roli Boga, gdyż moc wynikająca z przedstawienia własnych marzeń jest niezwykła. Reżyser jest Bogiem i nieważne, że jego kreacja pojawia się w świecie równoległym do rzeczywistości. Sądzę, że reżyser jest osobą – głosem, a w każdym razie ja tak widzę samego siebie, jako kogoś, kto praktycznie hipnotyzuje aktorów słowami, chociaż nie zawsze oni zdają sobie z tego sprawę. W pierwszych scenach ’Prawa pożądania’ reżyser jest osobą głosem, który rozkazuje, co należy zrobić. Dla mnie głos w tym filmie jest głosem reżysera, czasami przekazywanym przez aktorów. Od samego początku definiuję i zakreślam obszar, w którym będę interweniować: obszar pożądania” („Almodovar. Rozmowy”, s. 93).

W konsekwencji tak pojętej swojej „roli” Almodovar jako reżyser opisuje jedną ze scen swojego filmu: „Podczas spowiedzi Rebeki znika rozmównica. Zawsze spowiadamy się przed Bogiem albo wobec prawa, natomiast Rebeka panuje nad swoimi wyznaniami bez odwoływania się do tych wartości. Jest to ważna cecha tej postaci: jest ona zarówno początkiem, jak i celem własnej moralności. To właśnie nadaje jej znaczący wymiar. W pierwszym wyznaniu Rebeka obnaża swe całkowite osamotnienie – jedynym możliwym interlokutorem staje się oko kamery telewizyjnej” („Almodovar. Rozmowy”, s. 125).

Z kolei zamiar medialnego „przesterowania” obrazu człowieczeństwa z bycia osobą (substancja) na bycie popędem, czyli na pożądliwość, ujawnia Almodovar, mówiąc o swoim filmie „Matador”: „Jest to także film najbardziej oddalony od realizmu i obiektywnej rzeczywistości. Usiłowałem stworzyć coś w rodzaju baśni, w której główne postaci byłyby raczej bohaterami niemogącymi odnaleźć swojego miejsca w legendzie, ponieważ przedstawiają to, czego nie da się zrobić w życiu. Nie mogłem wymagać, by widz identyfikował się z dwojgiem ewidentnych morderców. Chciałem jedynie, żeby mógł się utożsamić z mentalnością i zmysłowością tych morderców, z uosabianą przez nich ideą śmierci, nie zaś z nimi samymi (…)”. Albo: „Role kobiece i męskie przenikają się w ten sposób przez cały film. W pewnych scenach kobieta jest torreadorem, a w innych bykiem. Można by właściwie powiedzieć, iż relacje tych dwóch postaci stają się homoseksualne, tak dalece kobieta jest męska” (s. 73).

I to, co perwersyjne – „zraniona niewinność” Marylin Monroe zainspirowało Almodovara – jak pisze – do stworzenia sceny w „Prawie pożądania” (1986), w której przedstawił ołtarz dedykowany Marylin: „Jej wizerunek umieszczony był nad ołtarzem, a wszystkie stopnie prowadzące do chóru były wykonane z książek, przykrytych innymi jej zdjęciami. Wszystkie obrazy świętych, mężczyzn i kobiet, na ołtarzu były fotosami Marylin, oświetlonymi małymi świeczkami”.

To „wyniesienie” Marylin na świecki ołtarz jest wskazaniem na „centrum” nowego kultu – tj. tego wszystkiego, co wniósł ze sobą symbol – Marylin, bo to właśnie obnażona intymność – ta najsubtelniejsza ze sfer prywatności stała się tematem, wokół którego „rozgrywa się” wyrafinowana strategia rewolucji neomarksistowskiej.

Oznacza to, że „materią” rewolucyjnej „obróbki” jest relacja każdego człowieka do własnej i cudzej sfery intymności – psychologicznej, moralnej i fizycznej. Mówienie o sprawach intymnych publicznie stało się codziennością, podobnie jak wypytywanie i pokazywanie intymności. Handlowanie intymnością wyszło z ciemnych zaułków miast i na równi z czekoladką ferrero rocher stało się towarem.

Tymczasem upublicznienie intymności jest sztuczką otwierającą wrota do rewolucyjnego laickiego niby-raju, dlatego nie dziwi, że oko kamery, oko obiektywu, oko „judasza” stanęło na usługach rewolucyjnej taktyki.

Mentalność reality show
Mentalność człowieka reality show, w której wszystko i każdemu można o sobie powiedzieć lub wszystko pokazać z najprawdziwszego życia, stała się udziałem publiczności. Skutek jest taki, że człowiek staje się częścią oglądającej go i słuchającej publiczności.

Z kolei „podglądający” utrwala w sobie postawę „podglądacza” – jakby prawo do przyjęcia takiej postawy w ogóle istniało i – np. zajadając kolację – patrzy na sceny uśmiercania, na sceny intymne, na żarty, na gry, na relacje z prawdziwych pogrzebów, prawdziwych walk, na informacje i porady…

Patrzy na upublicznione prywatne życie celebrytów i „konsumuje” historie z cudzego życia.

Tymczasem jak genialnie pisał Jan Paweł II w „Tryptyku Rzymskim”: „Wszystko nagie i otwarte jest przed oczami Boga” (Omnia nuda et apperta sunt ante occulis eius), co oznacza, że tylko Bóg może o człowieku wiedzieć wszystko…, bo odkrywanie intymności fizycznej, psychologicznej czy moralnej przed drugim człowiekiem jest kulturowo związane z odrębnością, z tajemnicą, z zastrzeżeniem: „to, o czym tobie mówię, zachowaj wyłącznie dla siebie” jako przyjaciel, jako lekarz, jako adwokat, jako kapłan… jako osoba zdolna uszanować tajemnicę.

Z kolei rezygnacja z poszanowania własnej i cudzej intymności jest zgodą na zatarcie granicy pomiędzy odrębnością osób – bo skoro te granice się zacierają, to gdzie jest miejsce na własną odrębność?

Zdradzenie, wyjawienie tajemnicy, upublicznienie intymności powoduje, że znika odrębność, powstaje masa.

Ludzkie spojrzenie na rzeczywistość ma być zagospodarowane przez media w myśl okultystycznej zasady, że „najbardziej ukryte ma być na widoku”.

Działając kontra – Kościół katolicki w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1983 r. w kan. 220 wprowadził ochronę prawa do intymności. Stało się to na osobiste polecenie Jana Pawła II.

PS Nawet intymność psychologiczna oskarżonego w procesie karnym jest na razie chroniona, bo oskarżony może odmówić badania wariografem. Nadal w prawie istnieje zakaz prowadzenia pogłębionych badań psychologicznych przy np. rekrutacji zawodowej, przy czym – jak praktyka pokazuje – pracodawcy, działając nie fair, sięgają po badania grafologiczne, które „mówią” więcej o osobie, niż ona sama chciałaby przekazać, czyli w ten sposób naruszają wolność osoby, powodują jej uprzedmiotowienie.

4. Opieram się na polskich sercach - Jan Paweł II

http://www.naszdziennik.pl/wp/75239,opieram-sie-na-polskich-sercach.html
Stale jestem świadomy, ile zawdzięczam dziedzictwu wiary, kultury i historii, jakie wyniosłem z mojej ojczystej ziemi –mówił Ojciec Święty Jan Paweł II do młodzieży polskiej w Gnieźnie na Wzgórzu Lecha w czerwcu 1979 roku. Było to wielkie i ważne wyznanie: „Mam dług wdzięczności wobec szkoły polskiej – to, co w niej otrzymałem, owocuje do dzisiaj. Uniwersytetowi zawdzięczam zamiłowanie do prawdy i wskazanie dróg jej poszukiwania. Ja się stale opieram na polskich sercach, na polskich modlitwach, na Jasnej Górze. Wszędzie podkreślam moje polskie pochodzenie w poczuciu wdzięczności dla historii mego narodu, ponieważ czuję się jego synem i dziedzicem”.

„Myśląc Ojczyzna”

W poezji swej mówił: „Ziemia (…) rozdarta na mapach świata! (…) ziemia poprzez rozdarcie zjednoczona w sercach Polaków jak żadna”. „I wznosimy ciebie, ziemio dawna, jak owoc miłości pokoleń, która przerosła nienawiść”. „Ziemio polska! Ziemio moja! Bądź pozdrowiona!”.
Do tej ziemi wołał w swej poezji jako młody kapłan:
Wyznanie Ci dziś niosę, o ziemio (…)
Wśród Twoich ścieżyn kwietnych biegałem jak pasterze
ziemio moja rodzima – i łączyłem z Bogiem (…)
O ziemio, moja ziemio! Tyś mi obrodziła (…) najpierwszą pieśnią i młodością
twoim chlebem się sycił (…)
Tum się nauczył, matko, odmiennej nauki (…)
by mi na czoło Pańskie zeszło pomazanie.
Matko moja ziemio…

Z Rzymu, gdzie studiował jako młody kapłan, napisał: „Łączność duchową z Ojczyzną zachowuję bez przerwy myślami, modlitwą, czytaniem”.
Słowo „Ojczyzna”, które przypominał już jako wielki hierarcha Kościoła, wywodzi się ze słowa „ojciec” i oznacza ową „ojcowiznę”, wielkie dziedzictwo, jakie otrzymaliśmy po ojcach. Ale mówimy też: „Ojczyzna – matka”.
Ileż razy, począwszy od inauguracji swojego pontyfikatu, wyznawał, iż jest właśnie tej Matki synem – synem Polski!
Nosił oficjalne tytuły: Jan PawełII, Biskup Rzymu, Wikary Jezusa Chrystusa, Następca Głowy Apostołów, Najwyższy Kapłan Kościoła, Patriarcha Zachodu, Prymas Włoch, Arcybiskup i Metropolita Prowincji Rzymskiej, Głowa Państwa Watykańskiego.
Miłujący Go wierni wszystkich narodowości nadawali Mu tytuły: Pasterz Świata, John Paul Superstar, Pielgrzym Nadziei, Przyjaciel Boga, Dar Nieba, Pielgrzym Wolności, Jan Boży, Skrzydlaty Papież, Sumienie Świata, Przywódca Świata, Apostoł Braterstwa, Król Dzieci.
W Meksyku wołano: „Juan Paolo Secundo – Ama Te toto Mundo!” (Janie Pawle II –kocha Cię cały świat). Ten, którego miał pokochać cały świat, wołał w październiku 1978 roku do Polaków z Rzymu: „Jestem całym sercem z umiłowaną Polską. Umiłowani moi rodacy! Proszę Was – bądźcie ze mną”. I byli!
Znakomita dziennikarka Caroline Pigozzi o życiu prywatnym Ojca Świętego napisała: „Zobaczyłam Papieża zupełnie innego! W obecności rodaków zrzucał maskę dostojeństwa. Żartował i śmiał się z nimi. Usłyszałam nawet, jak śpiewa dźwięcznie jakąś polską piosenkę. Zrozumiałam, że chcąc się zbliżyć do Ojca Świętego, należy zagrać tylko jedną kartą
– polską kartą!”.
O języku ojczystym powiedział: „Gdy dokoła mówią językami, dźwięczy pośród nich jeden: nasz własny (…) i staje się dachem domu, w którym jesteśmy razem”.
Nade wszystko pragnął, by – jak powiedział – „posługiwanie Piotra przysłużyło się szczególnie Ojczyźnie mojej, kulturze polskiej, nauce polskiej, narodowi polskiemu, wszystkiemu, co Polskę stanowi”. A gdy przybył do Polski, powiedział, „że każdy powrót do niej jest jak powrót pod strzechę rodzinnego domu. (…) Dziękuję Bogu, że dane mi było ujrzeć znowu Polskę, ziemię błogosławioną i żyzną, w której zapuściłem korzenie, czerpiąc z niej życiodajne i bogate soki”.
O tej ziemi powiedział w swoim „Renesansowym psałterzu”:
Tęsknotą się zejdziem z ziemią – my, z niej wyrosłe topole –
Widzimy na co dzień o matko – twój ból, nasz ból i twą wiarę (…)
Polonez przejdzie po drzewach (…) – i będę odgłosy ostatnie
jak kwiaty po halach zbierał
(…) W wiejskim kościółku co dnia
śpiewa chór –
by od powietrza i głodu, i ognia,
i wojny –
od Bielan w drugą po północy
godzinę-dzwony,
dźwiękiem przebaczeń, potęgą, mocą
błogosławione


Wszyscy pamiętamy ten głęboko wzruszający moment, gdy Ojciec Święty całował ziemię kraju, do którego przybywał. Przypomniał, jak został skierowany do pracy w parafii w Niegowici i wędrował ścieżką wśród pól. Gdy przekroczył granicę swej parafii, ukląkł i ucałował ziemię. A szedł wśród łanów zbóż, tak jak w swoim wierszu: „Ojczyzna – kiedy myślę – słyszę jeszcze dźwięk kosy, gdy uderza o ścianę pszenicy”.
Gdy jako Papież przyklękał, by ucałować ziemię ojczystą, powiedział: „Pocałunek złożony na ziemi polskiej ma jednak dla mnie sens szczególny. Jest to jakby pocałunek złożony na rękach matki – albowiem Ojczyzna jest naszą matką ziemską”.
Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam,
Mówi mi o tym serce (…)
Gdy myślę Ojczyzna – by zamknąć ją w sobie jak skarb.
Pytam wciąż jak go pomnożyć…

„Więź z Królami Duchami”

Wielkość i wartość dzieł ojczystej literatury jest stale obecna w życiu Karola Wojtyły, a potem Jana Pawła II. Podczas okupacji pisze: „Życie krakowskie składa się teraz z ogonka za chlebem, z czarnej tęsknicy za węglem, ale na szczęście też i z czytania. Obłożyłem się książkami, obwarowałem sztuką i nauką. Pracuję, czytam, piszę, uczę się, myślę, modlę się i walczę”. Ma nauczycielkę „rozkochaną w Słowackim, w Żeromskim, w Conradzie. Więc mamy o czym gadać (…). Przeczytałem całą prawie mistykę Słowackiego, wiele z Mickiewicza, Wyspiańskiego…”.
Na Wzgórzu Lecha w Gnieźnie wsłuchany w tony majestatycznej pieśni Jan Paweł II mówi: „’Bogurodzica’ jest najstarszym pomnikiem polskiej literatury. Historia literatury pozwala nam ustalić najstarsze zapisy tej wspaniałej pieśni-orędzia na wiek XV. Mówię: pieśni-orędzia, ponieważ ’Bogurodzica’ jest nie tylko pieśnią. Jest równocześnie wyznaniem wiary, jest polskim symbolem, polskim credo (…) jest dokumentem życia. Jakub Wujek, najstarszy polski biblista, tłumacz Pisma Świętego, nazwał ją ’Katechizmem polskim’. (…) Wychowywały się na tych starych wersetach pokolenia naszych praojców”.
Wybierając kryptę św. Leonarda w katedrze na Wawelu jako miejsce swoich pierwszych Mszy Świętych, powiedział: „Chciałem dać wyraz szczególnej więzi mojej ze wszystkimi, którzy tu spoczywają Królami Duchami prowadzącymi Naród przez stulecia”. Wśród tych Królów Duchów najczęściej cytowanym przez Ojca Świętego jest Adam Mickiewicz. „Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy” – tak zaczął homilię na Jasnej Górze, mówiąc, że te słowa poety z inwokacji do „Pana Tadeusza” znajdują się we wszystkich polskich sercach, bo Mickiewicz przemawia językiem wiary i tradycji narodowej.
Mówiąc o rozmowie z Bogiem, odwoływał się do Mickiewiczowskiej frazy: „Panie, czymże jestem przed Twoim obliczem? Prochem i niczem”. I tak trzeba rozmawiać z Bogiem – mówił Ojciec Święty – jak przykazuje poeta: ze czcią i pokorą. A gdy przyjmował urząd Najwyższego Pasterza, napisał do rodaków: „Niełatwo jest zrezygnować z powrotu do Ojczyzny, ’do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem’ – jak pisał Mickiewicz”.
Częstokroć przywoływał słowa z inwokacji „Pana Tadeusza”. Prosił: „Nie przestawajcie być z papieżem, który dziś prosi słowami poety: ’Matko Boża, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie’. (…) Dane mi było spojrzeć w Oblicze Matki Bożej Ostrobramskiej w Wilnie, mówiłem do niej słowami polskiego wieszcza Adama Mickiewicza: ’Panno Święto, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie, jak mnie do życia powróciłaś cudem’”.
Do młodzieży przed kościołem św. Anny w Warszawie mówił: „Człowieka trzeba mierzyć miarą ’serca’. Sercem! Serce w języku biblijnym oznacza ludzkie duchowe wnętrze, oznacza w szczególności sumienie. Należycie do tego społeczeństwa, którego największy poeta napisał w swojej młodości: ’Miej serce i patrzaj w serce’! I myślę, że Mickiewicz, chociaż pisał w duchu swojej epoki romantycznej, jednak nie był daleki od biblijnego znaczenia serca”.
I wszyscy pamiętamy, że to Król Duch Juliusz Słowacki przepowiedział naszego Papieża:
Pośród niesnasek Pan Bóg
uderza
W ogromny dzwon,
Dla słowiańskiego oto papieża
Otworzył tron. (…) On rozda miłość, jak dziś
mocarze
Rozdają broń…
 
Ale oto jakie proroctwo, rzadko cytowane, znajduje się w genialnych „Dziadach” Adama Mickiewicza:
… I od stóp jego wionęła
Biała jak śnieg szata –
Spadła, – szeroko – cały świat się w nią owinął. (…)
To namiestnik wolności na ziemi widomy!
On to na sławie zbuduje ogromy
Swego kościoła!
Nad ludy i nad króle
podniesiony;
Na trzech stoi koronach,
a sam bez korony:
A życie jego – trud trudów
A tytuł jego – lud ludów
 
I jeszcze ciekawostka – proroctwo… Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego kończące się strofami:
Maryjo, gwiazdo dla Piotrowej łodzi,
w Tobie jedynie i trud, i zapłata,
uczyń Watykan nową wiosną
świata,
który nadchodzi!
O to, Królowo, schodząc w serca głębię,
błagam, słuchając, co mówi duch Boży:
nowe papiestwo jak dąb się
rozłoży
przy polskim dębie.

 

Nad Wadowicami króluje kościół pod wezwaniem Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny, a ze złocistego ołtarza patrzy na nas oblicze Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Tu 20 czerwca 1920 roku ochrzczono Karola Wojtyłę. A tuż obok głównego wejścia widnieje tablica, którą w 1925 roku Katolicki Związek Polek uczcił „Najlepszego Syna Kościoła i Ojczyzny” – Henryka Sienkiewicza. Jako młody, 26-letni ksiądz Karol Wojtyła, przygotowując się do wyjazdu do Rzymu, studiował „Quo vadis”. Ileż razy odwoływał się do twórczości Sienkiewicza. Gdy wyrażał zgodę na decyzję kardynałów, by zostać Papieżem, co wiązało się z bolesnym wyrzeczeniem się życia w Ojczyźnie, porównał tę sytuację do sceny z arcydzieła Sienkiewicza, gdy uchodzącego z Rzymu św. Piotra spotyka Chrystus… W Klinice Gemelli po zamachu czytał znów „Quo vadis”.

Mówił, że Naród jest wielką wspólnotą, którą łączą różne spoiwa, ale nade wszystko kultura. „Jestem synem Narodu, który wielokrotnie skazywali na śmierć, a on pozostał przy życiu, bo jego własna kultura okazała się potęgą największą”.

Wiele razy mówił o tym, iż ta kultura ukształtowała jego osobowość. Do młodzieży na Wzgórzu Lecha w Gnieźnie powiedział: „Te słowa mówi do Was człowiek, który swoją duchową formację zawdzięcza od początku polskiej kulturze, polskiej literaturze, polskiej muzyce, plastyce, teatrowi – polskiej historii, polskim tradycjom chrześcijańskim, polskim szkołom, polskim uniwersytetom. (…) Pragnę przede wszystkim spłacić dług, jaki zaciągnąłem wobec tego wspaniałego dziedzictwa ducha, jakie zaczęło się od ’Bogurodzicy’. (…) Pozostańcie wierni temu dziedzictwu, uczyńcie je przedmiotem szlachetnej dumy! Przechowajcie to dziedzictwo! Pomnóżcie to dziedzictwo, przekażcie je następnym pokoleniom”.

Pielgrzymował do grobu Wincentego Kadłubka „żeby nabrać oddechu”. Przystawał przy sarkofagu królowej Jadwigi, mówiąc, iż naszą wielką nadzieją jest przeszłość spleciona z teraźniejszością. Tysiącletnia tradycja chrześcijańska i polska splecione z katedrą wawelską. „Tradycją jest to, co było wielkie, prawdziwe i dobre – i dlatego zasługuje, ażeby żyło dalej”.

Często cytował słowa „Roty”, iż stanowimy „królewski szczep Piastowy”.

Na Jasnej Górze Ojciec Święty przypomniał jeszcze jednego poetę bliskiego naszym sercom: „Pragnę przywołać w Apelu Jasnogórskim wszystkich, którzy cierpią, niosąc z wiarą i nadzieją swój krzyż. O takich pisze nasz wielki poeta Jan Kasprowicz: ’Błogosławieni, którzy w czasie gromów nie utracili równowagi ducha, którzy wśród nocy nieprzebytej cieni – nie tracą wiary w blask rannych płomieni – błogosławieni!’”.

Wielki hołd złożył Jan Paweł II Cyprianowi Kamilowi Norwidowi, którego nazwał „jednym z największych poetów i myślicieli, jakich wydała chrześcijańska Europa”. Do przedstawicieli świata kultury zgromadzonych w Teatrze Wielkim w Warszawie w czerwcu 1991 r. mówił: „Zmartwychwstanie jest zasadą życia chrześcijańskiego (…) przez Norwida zostało przetłumaczone na wymóg życia narodowego: jak być narodem zmartwychwstałym, to znaczy narodem, który żyje pełnią życia (…) tego zmartwychwstania przetłumaczonego przez Norwida na wymóg życia narodowego życzę Tobie, Polsko, Ojczyzno moja!”.

Koronną pracą Norwida jest „Promethidion” – poetyckie dialogi o sztuce narodowej.

Bo nie jest światło,

by pod korcem stało

Ani sól ziemi przypraw

kuchennych,

Bo piękno na to jest,

by zachwycało

Do pracy – praca,

by się zmartwychwstało…

 

Te słowa nader często cytował Ojciec Święty: „Pieśń o pięknie, miłości i o pracy, ’Promethidion’, wskazuje na sam akt stworzenia, w którym Bóg odsłania ludziom więź łączącą pracę z miłością, w pracowitej miłości człowiek się rodzi i zmartwychwstaje”.

„Chciałem rzetelnie spłacić mój osobisty dług wdzięczności dla poety, z którego dziełem łączy mnie bliska, duchowa zażyłość, datująca się od lat gimnazjalnych. Podczas okupacji niemieckiej myśli Norwida podtrzymywały naszą nadzieję pokładaną w Bogu, a w okresie niesprawiedliwości i pogardy, z jaką system komunistyczny traktował człowieka, pomagały nam trwać przy zadanej prawdzie i godnie żyć. Cyprian Norwid pozostawił dzieło, z którego emanuje światło pozwalające wejść głębiej w prawdę naszego bycia człowiekiem, chrześcijaninem, Europejczykiem i Polakiem.

Cyprian Norwid był człowiekiem nadziei. Dzięki niej mógł żyć godnie na tej ziemi niezależnie od trudnych warunków, w jakich się znajdował”.

Wskazując na źródła naszej narodowej siły, Ojciec Święty powiedział: „Naród polski przeszedł przez ciężką próbę utraty niepodległości, która trwała z górą sto lat – a mimo to pośród tej próby pozostał sobą, pozostał duchowo niepodległy (…) Kultura polska stale płynie szerokim nurtem natchnień mających swoje źródło w ewangelii – to czyni ją tak autentycznie ludzką, ’albowiem – jak pisze Mickiewicz w Księgach Pielgrzymstwa Polskiego – cywilizacja, prawdziwie godna człowieka musi być chrześcijańska’”.

Źródła powołania

Mówiąc o źródłach swego powołania, Ojciec Święty wskazał postać Adama Chmielowskiego – dziś świętego Brata Alberta – „człowieka pełnego odwagi, uczestnika Powstania Styczniowego (1863), który w powstańczej bitwie stracił nogę”. I stał się niezwykłym jałmużnikiem, „człowiekiem, który daje całego siebie, aby wydziedziczonym ludziom służyć”. To właśnie w postaci Brata Alberta odnalazł Karol Wojtyła „szczególne duchowe oparcie i wzór wyboru drogi powołania”. Dług wdzięczności spłacił jako młody ksiądz, pisząc dramat „Brat naszego Boga”. A już jako Papież powiedział, że „jedną z najważniejszych radości” było to, iż mógł „wynieść krakowskiego biedaczynę w szarym habicie do chwały ołtarzy”.
A drugie źródło powołania, które wskazał, jest szczególnie wzruszające: „Powstanie Warszawskie było zrywem pokolenia moich rówieśników, którzy swoje młode życie rzucili na płonący stos. Chcieli potwierdzić, że dorastają do wielkiego i trudnego dziedzictwa, jakie otrzymali, i heroizm tych moich rówieśników dopomógł mi w odkryciu mojego powołania”.
Do młodzieży na placu Mickiewicza w Poznaniu w czerwcu 1997 r. powiedział: „Na placu Adama Mickiewicza stał kiedyś pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa – widomy znak zwycięstwa Polaków odniesionego dzięki wierze i nadziei. (…) Ileż to razy wiara i nadzieja narodu polskiego były wystawiane na próbę. (…) Wystarczy przypomnieć I wojnę światową i związaną z nią determinację tych wszystkich, którzy podjęli zdecydowaną walkę o odzyskanie niepodległości. Wystarczy przypomnieć międzywojenne dwudziestolecie, w czasie którego trzeba było wszystko budować od początku. A potem przyszła II wojna światowa i straszliwa okupacja w wyniku układu między Niemcami hitlerowskimi a Rosją sowiecką, który przesądził o wymazaniu Polski jako państwa z mapy Europy. (…) Pokolenie IIwojny światowej spalało się na wielkim ołtarzu walki o utrzymanie i zapewnienie wolności Ojczyzny”.
W księdze pamiątkowej Grobu Nieznanego Żołnierza napisał: „Nieznanemu Żołnierzowi Polski – syn tej ziemi”.

Tatry – „dar ziemi polskiej”

„Jestem człowiekiem gór! Chociaż moją Ojczyzną jest cała Polska wszędzie, gdzie jest Polska, i wszystko, co jest polskie” – wyznawał Ojciec Święty. „Z tą częścią Ojczyzny jestem szczególnie związany. Byłem góralskim biskupem, góralskim kardynałem i wreszcie zostałem góralskim Papieżem. Człowiekowi potrzebne jest piękno naszych Tatr, które same chwalą Boga. Przemierzałem rosnące na zboczach gór lasy, podziwiając piękno natury, a przede wszystkim mogłem modlić się”.
W jego wspomnieniach znajdujemy refleksje z górskich wędrówek: „Wróciliśmy z gór… było pięknie… żywica się sączy po konarach, trawy wysokie, człowiek może się zaszyć i dumać. Potem sosny i potok…”.
W „Tryptyku Rzymskim” jest srebrzysta kaskada tatrzańskiego potoku z pytaniem „Co mi mówisz górski strumieniu?” i odpowiedź: „Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd. Przedzieraj się, szukaj, nie ustępuj. Znajdziesz źródło”.
W swych wędrówkach tatrzańskich spotykał się z góralami. W „Renesansowym psałterzu” znajdujemy strofy brzmiące jak góralska pieśń:
– Hej, graj, juhasie, na hali,
rozdzwoń się tonów kierdelem
– głos twój się niesie po fali,
potokiem mknie w dół wesele…
i gdzieś tam grają pastuszkowie,
i gdzieś tam grają po dolinie
– czy też to przyszli aniołkowie
zwiastować? – piosenka płynie…
Znane jest sławne wydarzenie, które towarzyszyło koronacji Matki Bożej Ludźmierskiej, nazwanej przez ks. kard. Wojtyłę „prawdziwą Gaździną podhalańską”. Z rąk Madonny nagle wypadło berło, które ocalił od upadku, chwytając je w dłonie przyszły Papież.
W czerwcu 1983 roku Ojciec Święty wylądował na Siwej Polanie u wejścia do Doliny Chochołowskiej i powędrował do Doliny Jarząbczej. Nad potokiem zamoczył prawą rękę i w skupieniu się przeżegnał. Nazwał ten moment spotkania z Tatrami „darem ziemi polskiej”, gdzie mógł „odetchnąć powietrzem młodości”.
W najpiękniejszym filmie poświęconym postaci Jana PawłaII „Szukałem was” w reżyserii Jarosława Schmidta powtarzającym się symbolem urody polskiej ziemi jest łąka kwitnących krokusów w Dolinie Chochołowskiej.

Harcerskie natchnienie

Ojciec Święty i młodzież. Podczas studiów koledzy prorokowali żartobliwie: „Poznajcie Lolka Wojtyłę – wnet poruszy ziemi bryłę”. A na drzwiach jego pokoju w akademiku przypięli wizytówkę: „Karol Wojtyła – początkujący święty”.
Kontakty Ojca Świętego z młodzieżą są legendarne i znane, ale chciałabym przypomnieć, że harcerze polscy mieli zaszczyt i szczęście spotkań z Ojcem Świętym. „Moje natchnienie harcerskie wciąż działa! – powiedział Ojciec Święty na spotkaniu z naszymi instruktorami w Castel Gandolfo –To jest natchnienie potężne, twórcze, wychowawcze, ono kształtuje człowieka. Radością wielką była dla mnie obecność harcerzy na wszystkich etapach mego pielgrzymowania po Polsce”. Pełnili oni ofiarnie i pięknie białą służbę przy Papieżu.
Przypomnijmy, że w czasie okupacji Karol Wojtyła należał do tajnej organizacji „Unia”, którą stworzył Jerzy Braun, harcerz, filozof, poeta, autor pieśni „Płonie ognisko”, i że ks. kard. Karol Wojtyła odprawiał na Wawelu uroczyste Msze Święte za twórców polskiego harcerstwa – Oleńkę i Andrzeja Małkowskich. „Tradycje waszego związku są wspaniałe” – mówił do harcerzy. „W Apelu Jasnogórskim słowo ’czuwam’ jest słowem harcerskim, a ognisko to coś niezwykłego, gdziekolwiek zapłonie, zbliża ludzi. Wiele wieczorów spędziłem przy ognisku i jestem związany z tradycją harcerską i z harcerskimi pieśniami, które są mi dobrze znane”. Iprzypomniał Ojciec Święty, co znaczy słowo „czuwam”. „Czuwać – to znaczy strzec wielkiego dobra. Czuwać – to znaczy pamiętać o tym wszystkim, jak wielkim dobrem jest nasza wiara i jak wielkim dobrem jest całe to dziedzictwo ducha, które z niej bierze początek w naszych dziejach”.
Czuwajmy nad dziedzictwem Ojca Świętego Jana Pawła II.

5. Budzimy Polskę. Z Lechem Makowieckim, poetą i pieśniarzem, rozmawia Piotr Tomczyk

http://www.naszdziennik.pl/wp/75339,budzimy-polske.html

Dlaczego warto czytać?

– Warto, bo to jest najważniejszy ze sposobów poznawania świata. Ale nie każda książka, która wpadnie nam w ręce, jest wartościowa. Życie jest za krótkie, by tracić czas na „harlekinowe” story. Czytając lekturę wyselekcjonowaną, rozwijamy się intelektualnie, ubogacamy doświadczeniem innych, rozwijamy swoje zdolności, poszerzamy horyzonty. I tak znajomość faktów wyniesiona z publikacji historycznych pozwoli nam samym uniknąć błędów w przyszłości. Biografie sławnych ludzi pokazują ich drogę ku wielkości, zaszczepiając w nas piękne ideały. Traktaty filozoficzne, naukowe, polityczne czy społeczne pozwolą zrozumieć otaczający nas świat; ba – nawet wyjść poza jego granice – w kosmos czy w abstrakcję. Trywializując, nawet prozaiczna książka kucharska jest pewnym kompendium wiedzy praktycznej, którą jesteśmy w stanie sami sobie przyswoić. I jeszcze jedno: czytanie uczy nas pięknego wysławiania się.

Jak przekonać do czytania młodzież? Do czego książki mogą być potrzebne „dzieciom internetu”, które codziennie bombardowane są tysiącami medialnych informacji?

– Trzeba dzieciom dużo czytać, już od najmłodszych lat. To wyrabia nawyk, kształtuje wyobraźnię. Ja pokochałem czytanie dzięki ojcu. Potem, kiedy już sam opanowałem tę sztukę, trudno mnie było od książki oderwać! Obrywało mi się za ślęczenie po nocach z latarką pod kołdrą.

Przez całą podstawówkę i liceum „przerabiałem” sukcesywnie półkę za półką ze szkolnej biblioteki: Sienkiewicz, Szklarski, Bunsch, Prus, Reymont, Kraszewski (chyba komplet powieści!), Lem, Cooper, Doyle, May, Twain, Hašek, Conrad, Balzac, Dumas, Scott, Hemingway itp. itd. Z prowadzonych przez jakiś czas statystyk wyszło mi, że czytałem wtedy średnio czterysta stron dziennie! Z wiekiem przyszedł apetyt na Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Krasickiego, Goethego, Lechonia, Tuwima, Hemara. Nie ominąłem ani Bułhakowa, ani Cortázara, Dostojewskiego, Szołochowa czy Tolkiena. Ubocznym efektem tegoż „maratonu” są dziś okulary krótkowidza; dlatego też zalecam wszystkim rozsądek w tym względzie. Higiena wzroku obowiązuje.

Podobno statystyczny Polak czyta tylko jedną książkę rocznie. Jaka jest Pańska metoda na brak wolnego czasu, jak znaleźć czas na czytanie?

– W czasach mojej młodości nie było internetu, telewizji kablowej czy gier komputerowych. Teraz tych „złodziei czasu” jest nieporównywalnie więcej. Boję się, że gdyby Chopin żył współcześnie, zmarnowałby swój talent, leżąc na kanapie z pilotem w ręku. Wejście w dorosłe życie: studia, praca, rodzina – znacznie wyhamowały mój pęd do czytania. Na szczęście lata „praktyki” spowodowały znaczny postęp w szybkości pochłaniania literek.

Kocham podróżować pociągiem, autobusem, samolotem – to najlepszy czas na nadrabianie czytelniczych zaległości. To jest jeden z powodów, dla których na trasie samochód prowadzi zwykle moja żona. Natomiast dla podróżujących solo kierowców wymyślono audiobooki.

Nie sprawdza mi się zupełnie czytanie w łóżku przed snem (chyba że chodzi o szybkie zaśnięcie). Zasadniczo, żeby więcej czytać, trzeba z czegoś zrezygnować – z gier, telenoweli, Facebooka – lub zdecydowanie ograniczyć te odmóżdżające czynności.

Pana ulubiona książka lub taka, która miała jakiś szczególny wpływ na Pańskie życie?

– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie dziś, z pozycji dorosłego czytelnika. Stanowczo za dużo jest tych naprawdę ważnych książek. Ale pamiętam doskonale, gdy jako uczeń podstawówki (koniec lat 60.) wystawałem pod witryną księgarni, podziwiając przez szybę grube, ekskluzywne tomisko traktujące o mitach. Cena 100 zł – jak na moją uczniowską kieszeń była zupełnie nierealna. A ja właśnie przechodziłem fascynację mitologią starożytnych Greków i Rzymian!

Wzdychałem i odchodziłem od wystawy. W rezultacie i bez tej książki udało mi się zgromadzić w głowie tak ogromną wiedzę, że kibicując (przed telewizorem) uczestnikom „Wielkiej gry”, doszedłem bez pomyłki do „mitologicznego” finału!

Mój wychowawca z liceum potrafił nam zaszczepić umiejętność samokształcenia, dzięki czemu – mimo ukończonych studiów inżynierskich – swobodnie poruszam się dziś w świecie muzyki, poezji, polskiej tradycji, historii, dziennikarstwa czy mediów w ogóle.

Moja fascynacja poezją Mickiewicza zaowocowała kilkoma biograficznymi scenariuszami telewizyjnymi i płytą „Zayazd u Mistrza Adama”. Śpiewane wiersze wieszcza według mojego pomysłu zatwierdzone zostały przez rzeczoznawców MEN jako „zalecany materiał dydaktyczny”. Nie studiując ani historii, ani polonistyki, zapewne mógłbym dziś doktoryzować się z polskiego romantyzmu!

Pół żartem można więc podsumować, że wartościowa lektura może pomóc nawet w karierze naukowej. A jak zostaje się bardem polskiej pamięci historycznej?

– Najpierw trzeba polubić historię swego kraju. Miałem szczęście do świetnych nauczycieli tego przedmiotu. To byli ludzie z prawdziwą pasją. Dzięki nim odbierałem zdarzenia z przeszłości jak sensacyjny, wciągający swą fabułą film kostiumowy, który – w odróżnieniu od fikcji hollywoodzkich – zdarzył się kiedyś naprawdę. Mimo że ukończyłem studia politechniczne, a z wykształcenia jestem konstruktorem kadłubów okrętowych, uważam, że najważniejszym przedmiotem nauczania powinna być właśnie historia! Chcąc uniknąć zagrożeń w najbliższej przyszłości, trzeba i należy uczyć się na błędach przeszłości.

Skąd fascynacja twórczością Adama Mickiewicza? Czy także inni artyści, pisarze, muzycy mieli porównywalny wpływ na Pana drogę artystyczną?

– Wychowałem się na balladach Dylana, Wysockiego, Cohena, Okudżawy. Jestem admiratorem polskich romantyków, a zwłaszcza Adama Mickiewicza. Gdyby nie on, Sienkiewicz, Chopin czy Matejko – Polski, jaką znamy, pewnie by już nie było. Jestem fanem ludzi wielkiego czynu i ducha – Jana Pawła II i Józefa Piłsudskiego. I zdaję sobie sprawę, że obecnie zagrożenia wynarodowieniem są w naszym kraju podobne do tych w czasie zaborów, jeśli nawet nie większe.

Demoralizacja dzieci i młodzieży, ekspansja gender, wojujący homoseksualizm, przyzwolenie na grabież majątku narodowego, stawianie przez elity rządzące interesu własnego wyżej od polskiej racji stanu, zwykłe zaprzaństwo – to wszystko niepokoi, wręcz przeraża. Zrównywanie patriotyzmu z faszyzmem nikogo już nie szokuje. Jako twórca staram się zarazem być wychowawcą młodzieży, bo o nią idzie teraz największy bój. Próbuję sięgać po XIX-wieczne, sprawdzone wzory i poruszać młode sumienia. Pewnie dlatego moje wierszowane felietony z cyklu „Pro publico bono” piszę przeważnie trzynastozgłoskowcem. Mój film o wysiedleniach Polaków przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej został zablokowany. W 2008 roku wygrałem konkurs na scenariusz, który jest już gotowy i od lat zalega na półkach Agencji Filmowej TVP S.A., ale nie poddaję się. Zacząłem pisać powieść o tych tragicznych dla naszego Narodu wydarzeniach. Będzie ona przeciwwagą na relatywizowanie niemieckich win przez Erikę Steinbach czy twórców serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”.

Pozostaje mi w takim razie życzyć Panu dalszych sukcesów w dziele budzenia polskich sumień.

– Mam nadzieję, że wspólne działanie twórców z sercem po prawej stronie i mediów, którym bliskie jest zawołanie „Bóg – Honor – Ojczyzna” pozwoli wreszcie obudzić Polskę. Czego i sobie, i Czytelnikom „Naszego Dziennika” serdecznie życzę.

Dziękuję za rozmowę.

6. Andaluzyjskie szaleństwa. Autor: Prof. Cezary Taracha

Autor jest hispanistą, historykiem, kierownikiem Katedry Historii i Kultury Krajów Języka Hiszpańskiego KUL.
http://www.naszdziennik.pl/wp/75299,andaluzyjskie-szalenstwa.html

Gdy rozum śpi, budzą się demony” to tytuł jednej ze słynnych grafik genialnego hiszpańskiego malarza Francisco Goi. Powstała pod koniec XVIII wieku i odnosiła się do ówczesnej rzeczywistości. Ukształtowany pod wpływem oświecenia artysta wiązał indywidualne i kolektywne szaleństwa z brakiem krytycznego myślenia i racjonalnych rozwiązań. Doświadczenie uczy jednak, że różnorodne szkodliwe ideologie, koncepcje, „społeczne inżynierie” rodziły się nie tylko na skutek „snu rozumu”, ale również w konsekwencji „uśpionego sumienia” i makiawelicznego rozłączenia polityki z moralnością.

Epoką szczególnie doświadczoną tego rodzaju „plagami” był wiek XX, w którym miliony ludzi cierpiało na skutek obłąkańczych ideologii (faszyzm, nazizm, komunizm i inne totalitaryzmy) usiłujących budować ziemski raj dla wybranych, z wyłączeniem tych, którzy nie przystawali do określonych przez dogmatycznych liderów kryteriów rasowych, społecznych, medycznych, byli zbyt słabi, aby bronić swego życia i godności. Masowe „pogromy” przybierały i przybierają różne formy. Kilkadziesiąt lat temu były to obozy koncentracyjne, gułagi, zbiorowe egzekucje ludności cywilnej, sztucznie wywoływany głód. Dziś są to aborcja, eutanazja, ale również wszelkiego rodzaju dekonstrukcje prowadzone na poziomie kulturowym i biologicznym lansowane na przykład w ramach ideologii gender.

Destrukcja sumienia

Chciałbym przywołać najnowszy przykład tego rodzaju działalności „martwych dusz”, dla których tożsamość człowieka, zwłaszcza dziecka, staje się przedmiotem eksperymentów i politycznych rozgrywek. W tych dniach Parlament Andaluzji (Hiszpania) debatuje nad projektem nowej ustawy o transseksualności. Proponowane zmiany wydają się zwykłemu człowiekowi tak absurdalne, że pozwolę sobie je tu przywołać, aby uzmysłowić, jaki jest stan sumień i umysłów ludzi, którzy tego rodzaju rozwiązania narzucają. Jeżeli andaluzyjskie prawo wejdzie w życie, wprowadzi następujące praktyki:

– jeżeli dziecko (w wieku 8-11 lat) dojdzie do wniosku, że lepiej zrealizuje się w płci odmiennej niż ta, z którą się urodziło, władza uzna to za najlepsze rozwiązanie i udzieli wszelkiej pomocy, aby doprowadzić do zmiany jego tożsamości (płci),

– takie dziecko – przyjmijmy, że jest to chłopiec – będzie mogło korzystać z szatni, łazienek, pryszniców razem z dziewczynkami, mimo oczywistych różnic w budowie anatomicznej,

– jego otoczenie będzie miało obowiązek zwracać się do niego jako do dziewczynki, używając „jej” nowego imienia,

– dyrekcja szkoły i nauczyciele będą zobowiązani do wprowadzenia niezbędnych zmian w szkolnej dokumentacji,

– rodzice pozostałych dzieci – w tym przypadku dziewcząt – będą musieli zaakceptować fakt, że ów chłopiec – „dziewczynka” korzysta z tych samych miejsc, sanitariatów, co ich córki,

– życie takiego dziecka zostanie zreorganizowane i będzie ono przygotowywane poprzez zabiegi hormonalne, a następnie chirurgiczne do „zmiany płci”, jeszcze zanim osiągnie pełnoletność.

Ustawa ta, jak pisze portal Hazteoir, wydaje się czystym szaleństwem. Godzi w podstawowe prawa i wartości, niszczy człowieka w okresie dzieciństwa, deformuje charakter relacji z otoczeniem oraz podważa jego tożsamość. Na tym jednak nie koniec. Totalitarny charakter myślenia ludzi, którzy przygotowali i wspierają ten projekt, uwidacznia się również w innych propozycjach. Przewidują one bowiem karanie za wszelkie objawy „transfobii”, przyznanie osobom transseksualnym szczególnych praw, zwłaszcza preferencji w polityce zatrudnienia. Personel medyczny otrzyma obowiązkowe przeszkolenie w zakresie ideologii gender, która trafi do szkół jako obowiązujący wykładnik nauczania dzieci i młodzieży.

Rządy lewicy

Kto zatem stoi za tego rodzaju ustawodawstwem? Jest to rządząca andaluzyjską wspólnotą autonomiczną koalicja socjalistów, postkomunistów i zielonych. Ugrupowania te zarówno na poziomie krajowym, jak i regionalnym opowiadają się za rozwiązaniami, które stoją w sprzeczności z wartościami chrześcijańskimi, z normami prawa naturalnego, z tradycją. Ich apogeum przypadło na lata rządów premiera Zapatero. Dziś Hiszpanią kieruje premier Rajoy z centrowej Partii Ludowej. Ugrupowanie to jest jednak podzielone w kwestiach wzbudzających społeczne emocje: aborcja czy katalońskie referendum w sprawie niepodległości. Z drugiej strony natomiast lokalne władze autonomiczne mają duży zakres kompetencji w kwestiach zasadniczych, co w przypadku rządzonej od lat przez lewicę Andaluzji owocuje tego rodzaju inicjatywami.

Nie ulega wątpliwości, że forsowanie podobnych rozwiązań powoduje dalszą polaryzację nastrojów w hiszpańskim społeczeństwie, które pogrążone jest w kryzysie gospodarczym, ale i moralnym. O skali tego kryzysu świadczą „argumenty” zawarte w uzasadnieniu do projektu andaluzyjskiej ustawy, a wskazujące na uniwersalność i ponadczasowość zjawiska transseksualizmu.

7. Władcy masowej wyobraźni. Autor: Barbara Bubula

  Przez wiele lat stan mediów w Polsce: ich własność, prezentowane treści, ludzie z nimi związani, ideologiczne skrzywienie na lewo, brak wolności słowa, pozostawały tematem tabu, niemal nieobecnym w opinii publicznej. Teraz wreszcie, przynajmniej wśród części społeczeństwa, o tym się mówi.  
http://naszdziennik.pl/mysl/75194,wladcy-masowej-wyobrazni.html


Czeka nas niebawem kolejna debata parlamentarna nad sprawozdaniem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Od czasu rozpoczęcia walki o Telewizję Trwam dyskusje nad tym dokumentem wreszcie stały się okazją do poruszenia prawdziwych problemów środków społecznego przekazu.

Przez wiele lat stan mediów w Polsce: ich własność, prezentowane treści, ludzie z nimi związani, ideologiczne skrzywienie na lewo, brak wolności słowa, pozostawały tematem tabu, niemal nieobecnym w opinii publicznej. Teraz wreszcie, przynajmniej wśród części społeczeństwa, o tym się mówi. Jeszcze nie przerodziło się to w rzeczywisty wpływ obywateli na stan masowej komunikacji, jednak narasta siła społeczna zdolna do dokonania zmian. Ten nacisk sprzyja ujawnieniu nowych informacji o celach, do jakich zmierzają jawni i niejawni władcy masowej wyobraźni, i o środkach przez nich stosowanych. Nową wiedzę uzyskujemy też dlatego, że już się zaczęło starcie medialnych goliatów o rynek nowych mediów i o większą władzę.

Im nowsze technologie, tym starszy układ

Mieliśmy ostatnio dwa posiedzenia komisji sejmowych zwołane na wniosek posłów PiS, które zostały przerwane wskutek nieobecności ministra i szefowej UKE. Pierwszym było posiedzenie Komisji Kultury i Środków Przekazu poświęcone rozdysponowaniu kolejnych multipleksów cyfrowych. Nie pojawił się minister administracji i cyfryzacji. Drugim – posiedzenie Komisji Administracji i Cyfryzacji poświęcone aukcji na częstotliwości dla szerokopasmowego internetu. Nie pojawiła się szefowa Urzędu Komunikacji Elektronicznej.

Absencja przedstawicieli władz jest znamienna. Podejmowane są właśnie strategiczne decyzje o dostępie do częstotliwości, decyzje przesądzające, kto będzie dysponował mobilnym internetem i połową naziemnej telewizji cyfrowej – ponad dwudziestoma kanałami TV. Niby wszystko dzieje się jawnie, ale jawność jest pozorna. Nikt poza ludźmi z branży nie wie o warunkach przetargów i konkursów, brak debaty wolnej od nacisku lobbystów.

Dysponowanie częstotliwościami dla telewizji i dla internetu zostało poddane „niewidzialnej ręce rynku”, czyli przetargom, aukcjom i konkursom. I nikt potem nie chce i nie może tej niewidzialnej ręce nic zarzucić. Dobra raz uzyskane w przetargu nie są do odebrania nawet po rażącym złamaniu warunków umowy. Przerabialiśmy to przy okazji prywatyzacji w latach dziewięćdziesiątych. Nad wszystkim czuwa Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który nie widział nic złego w przejęciu całej prasy lokalnej przez koncern niemiecki, a ostatnio został obdarzony nowym prezesem, wprost z kancelarii premiera, co do którego niezależności politycznej i kompetencji można mieć duże wątpliwości. A tym sposobem, „wolnorynkowym”, powstał przez 25 lat skrajnie jednostronny – lewicowo-liberalny – oligopol w mediach, prasa i radio kontrolowane są głównie przez niemiecki kapitał, gazety i czasopisma rozprowadza firma wykupiona przez zagraniczny fundusz inwestycyjny, nadajniki radiowe i telewizyjne są w posiadaniu firmy sprzedanej innemu funduszowi inwestycyjnemu, niebezpiecznie wiele firm medialnych wywodzi się ze środowisk postkomunistycznych.

Tę wyliczankę można kontynuować. I będzie ona dłuższa, jeśli kolejne decyzje zapadną i jeśli nie zadamy w tej ostatniej chwili podstawowego pytania: jak to służy naszej suwerenności i czy służy dobremu poinformowaniu obywateli oraz wspólnocie narodowej? Czy poddanie się „niewidzialnej ręce rynku”, wycofanie się państwa, a więc wycofanie kontroli obywateli nad najważniejszym składnikiem władzy, czyli nad masowym przekazywaniem informacji, nie oznacza w rzeczywistości „niewidzialnej ręki Putina”, „niewidzialnej ręki tajnych służb” albo jeszcze innych, nieprzyjaznych Polakom niewidzialnych rąk? Tym bardziej że niepostrzeżenie, ale dziwnie konsekwentnie bariera wejścia finansowego do głównego systemu mediów podniosła się znacznie. Teraz, by pojawić się w tym systemie i coś znaczyć, trzeba dysponować od razu dziesiątkami, o ile nie setkami milionów złotych. Polskie niezależne media takiej konkurencji nie będą w stanie wytrzymać.

Władza nad klientem

W sprawozdaniu KRRiT pojawiają się pierwsze analizy dotyczące przemian technologicznych i nowych mediów. Dowiadujemy się, jak potężny jest rynek telekomunikacji. Właściciele sieci komórkowych i telefonii kablowej dysponują kapitałem wielokrotnie większym niż nadawcy radiowi i telewizyjni, a tym bardziej – wydawcy prasy. Wartość rynku telekomunikacyjnego w naszym kraju szacowana jest na 44 mld zł, podczas gdy cały rynek reklamy w mediach to zaledwie ok. 7 mld złotych.

Firmy telefoniczne dysponują dodatkowo bezcennym kapitałem, czyli bazą milionów klientów, którym mogą dostarczać usługi, w tym – treści medialne. I tak czynią. Rewolucyjna zmiana, jaka już zachodzi, to przejęcie kontroli nad środkami społecznego przekazu przez koncerny dysponujące sieciami telefonicznymi i internetowymi. Problemem mediów dyskutowanym na całym świecie jest niekontrolowana władza tych, którzy posiadają równocześnie media, częstotliwości, kable i bazę klientów oraz pełnię wiedzy o ich zachowaniach rynkowych i społecznych.

Koncentracja pionowa kapitału, czyli przejmowanie całego łańcucha komunikacyjnego – od produkcji programu informacyjnego, zdjęcia czy filmiku aż do sprzedania go znanemu i rozpracowanemu ostatecznemu odbiorcy, kierowania jego zakupami i wyborami politycznymi, narzucenia ideologii, pozbawienia swobody wyboru, to zasadniczy problem państw narodowych. Stawką jest suwerenność państw i wolność ludzi. Dobrze, że dyskutujemy o ideologii gender jako o nowym totalitaryzmie: u podstaw szerzenia tej ideologii stoją niekontrolowane przez obywateli i niesłużące wolności media najnowszej generacji.

W sprawozdawczych opracowaniach KRRiT ledwie zasygnalizowany został problem własności i treści nowych mediów. Jakie mamy zagrożenie monopolem telefoniczno-internetowo-medialnym? Co z jakością nowego przekazu, jakie dobro z niego płynie, czy postępuje groźne ujednolicenie i obniżenie jakości oferowanych informacji, komentarzy i rozrywki?

Sygnałem, który warto przeanalizować, jest rosnąca popularność gier komputerowych. Ten rynek, dotąd niedoceniany i nieuwzględniany w przeglądzie mediów, to już suma ponad 1,2 mld zł rocznego obrotu. To po kilka godzin dziennie czasu przeciętnego Polaka korzystającego z internetu, wpływ na jego myślenie, nowe miejsce lokowania skutecznych reklam i zbierania informacji o zachowaniach ludzi.

Zauważmy, jak słabo rozwinięta jest w Polsce sfera analizy treści prezentowanych przez media. To kolejna oznaka braku suwerenności i wolności słowa. Wątła jest dyskusja nad tym, co jest masowo oglądane, rzadko dokonywane są analizy treści prezentowanych w mediach, małe jest zainteresowanie jakością programów i mizerne protesty, na przykład przeciw demoralizacji dzieci czy propagandzie antychrześcijańskiej. Im mniej zastanawiamy się nad treściami obecnymi w mediach, im mniej rozróżniamy w nich dobro i zło, tym łatwiejsza jest manipulacja.

Problemem, od którego wszyscy uciekają, jest obecność w wielu programach pornografii i zaniżanie kategorii wiekowych dopuszczających dzieci i młodzież do ekranów. Ze sprawozdania KRRiT możemy się dowiedzieć, że przeanalizowano program TVN Turbo, Tele 5, iTV i Polsat Play, głównie „sceny czynności seksualnych, w tym przedstawiające seks w oderwaniu od uczuć wyższych, przede wszystkim w filmach i serialach, ogłoszeniach oraz audycjach poradnikowych i interaktywnych; relacje między bohaterami ograniczały się wyłącznie do kontaktów seksualnych”. Jednak konkluzja raportu jest następująca: „Nie wykazano obecności treści o charakterze pornograficznym”. Uznano, że wystarczy, że audycje były odpowiednio oznaczone i rozpowszechnione po 23.00. Wskutek skarg widzów KRRiT uznała jednak, że treści pornograficzne wyemitowała TVN Style w filmie „Siła pożądania”. Stwierdzono także rozpowszechnianie pornografii w iTV. Przewodniczący KRRiT nałożył kary (200 i 100 tys. zł) i złożył zawiadomienie do prokuratury, która… odmówiła wszczęcia postępowania. W sprawie kar trwa procedura odwoławcza przed sądem. Nawet jeśli widzom uda się nakłonić do działania KRRiT, to i tak na końcu mamy niemoc wymiaru sprawiedliwości. Pornografia i demoralizacja dzieci to najjaskrawszy symptom braku egzekucji prawa i refleksji nad zawartością mediów.

Nowa TVP i nowe Polskie Radio

W sprawozdaniu podpisanym przez Jana Dworaka fakt powolnej śmierci głodowej TVP i Polskiego Radia uznany został za główny problem mediów w Polsce. Program mediów publicznych coraz bardziej się komercjalizuje, choć wydawałoby się, że granica maksymalnych możliwości została już dawno osiągnięta. Ale i reklamowe źródło wysycha. Władze mediów zwalniają pracowników i wynajęły firmę, która przejmie zatrudnienie kilkuset osób, co jest ukrytą formą dalszych zwolnień. W pogoni za widzem polskie media publiczne schodzą do poziomu prasy brukowej. Zanika prawdziwa informacja i debata o ważnych problemach społecznych. Schlebianie najniższym gustom już nie wystarcza, by widzów zatrzymać. Uciekają do nowych rozrywkowych stacji, które dostały miejsce na multipleksie.

Ocena skutków złego finansowania mediów publicznych zawarta w sprawozdaniu KRRiT jest jednak niepełna. Polska pozbawiona jest mediów publicznych, bo to jeden z czynników słabości państwa i nieustannego ograniczania suwerenności. Siła prawdziwej Telewizji Polskiej i prawdziwego Polskiego Radia to dodatkowa armia, dzięki której Naród może bronić niepodległości. Tej siły nie mamy. TVP i Polskie Radio stały się chętnymi do współpracy zakładnikami koalicji PO – PSL –SLD, a ich podstawowym zadaniem jest utrzymanie stanu obecnego i niedopuszczenie do kontroli władzy oraz wymiany zepsutych elit. To dlatego w TVP Info politycy PO mieli do dyspozycji w lutym aż 15 godzin, a politycy PiS zaledwie 4 godziny. To dlatego poczynania Putina na Ukrainie komentują zwykle ludzie PRL typu Cioska czy Dukaczewskiego albo aktorzy czy piosenkarze.

Patologicznym skutkiem praktycznego nieistnienia mediów publicznych jest wytworzenie wąskiej grupy „dziennikarzy celebrytów”, którzy stali się pseudoautorytetami Polaków. Na całym świecie ludzie mediów mają ogromny wpływ na opinie. U nas grupa „resortowych dzieci” oraz „sierot resortowych” gorliwie je wspomagających zajęła niemal całą przestrzeń przeznaczoną dla medialnych wychowawców. Po prawej, niezależnej stronie pojawia się kilka nazwisk, ale ich wpływ na zachowania większości Polaków pozostaje od lat niewystarczający. Bez skupienia się przyzwoitych ludzi wokół przyzwoitych autorytetów dziennikarskich nie naprawimy świata mediów.

W ostatnim czasie, w związku z agresją Rosji na Ukrainę, bezpieczeństwo Polski, jej zdolność do obrony, także gotowość obywateli do obrony niepodległości, stały się tematem otwartej dyskusji, nie tylko w gabinetach polityków, ale i w polskich domach. Najwyższy czas dokonać przeglądu problemów środków przekazu pod kątem tego właśnie bezpieczeństwa, by zapobiec wpływowi wrogów na opinię publiczną, a więc na decyzje polityczne.


8. Witold, co ty tu robisz? Z prof. Witoldem Kieżunem, ekonomistą, wybitnym teoretykiem zarządzania, rozmawia Beata Falkowska

Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego dodatku KANONIZACJA PAPIEŻY – ŚWIAT ZMIENIŁ SWE OBLICZE:
http://www.naszdziennik.pl/wp/75446,witold-co-ty-tu-robisz.html

Panie Profesorze, kiedy po raz pierwszy spotkał Pan bł. Jana Pawła II?

– Gdy wyszedłem z więzienia, trzy lata studiowałem w Krakowie, miałem kontakty z redakcją „Tygodnika Powszechnego”, który miał wówczas zupełnie inną linię niż obecnie. Poznałem dobrze redaktora Jerzego Turowicza. W 1949 roku, gdy byłem w Zakopanem, zaprosił mnie on do tzw. Księżówki, czyli domu wypoczynkowego dla księży w Kuźnicach. Wczesnym rankiem przyszliśmy razem na śniadanie, a przy jednym ze stolików w stołówce siedział jakiś ksiądz. Przywitał się serdecznie, a redaktor Turowicz przedstawił mi ks. Karola Wojtyłę, który studiował w Rzymie, a wówczas był wikariuszem w kościele św. Floriana w Krakowie. Zaczęliśmy rozmowę, potem okazało się, że mamy wielu wspólnych znajomych, m.in. moja krewna działała w Teatrze Rapsodycznym, z którym związany był młody Karol Wojtyła. Z tym zresztą wiąże się zabawna historia. Mężem tej mojej powinowatej był Marian Niżyński, znany krakowski poeta. 1 września 1939 roku napisał piękny wiersz opublikowany w krakowskim „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”. Zacząłem deklamować:

Krwi i konwalii Tworzący nie zmylił

Dwa im imiona, jeden dając zew

Trza by poeta nad nimi się schylił

Biało-czerwony z nich wywodząc zew

Gdy skończyłem, ks. Karol Wojtyła spytał: „A jak dalej?”. Ja już niestety reszty nie pamiętałem. A wtedy On wyrecytował cały ten wiersz. Serdecznie pogratulowałem Mu wspaniałej pamięci, a On spuentował: „Byłem aktorem”. Potem bardzo zainteresował się moimi przeżyciami wojennymi i powojennymi, opowiadałem Mu o obozie, pobycie w krakowskich więzieniach. Skończyło się na tym, że pojechaliśmy razem na Kasprowy Wierch, tam znowu usiedliśmy w restauracji i do wieczora rozmawialiśmy. To było bardzo ciekawe doświadczenie. To był mój okres szkolny, bardzo wówczas się interesowałem filozofią, teologią. W czasie młodości stale szukamy prawdy, dyskutujemy rozmaite koncepcje, a ks. Wojtyła był wybitnym umysłem. Na tym jednak skończyła się nasza znajomość. Na wiosnę 1949 roku zrobiłem magisterium, dostałem pracę w banku i zostałem przeniesiony do Warszawy.

Ale spotkał się Pan Profesor ponownie ze świętym wkrótce Papieżem, i to w wyjątkowych okolicznościach.

– Jest rok 1990, ja jestem kierownikiem projektu Organizacji Narodów Zjednoczonych w Burundi. Kilka lat wcześniej nawiązałem bliski kontakt z nuncjuszem apostolskim w tym państwie i namawiałem go, by zaprosić Papieża do Burundi. Została zorganizowana taka wizyta Ojca Świętego w środkowej Afryce. Nuncjusz apostolski w Burundi poprosił mnie wówczas, bym wystąpił jako korespondent Radia Watykańskiego. Przeszedłem specjalne czterodniowe szkolenie dla korespondentów RW, zostałem zaakceptowany. Później stwierdzono również, że skoro mówię po polsku, powinienem być blisko Papieża w kluczowych momentach tej wizyty, m.in. podczas powitania na lotnisku. Bardzo mnie to ucieszyło. Przygotowaliśmy piękną ceremonię. Papieża witała m.in. córka Polki i Burundyjczyka, którzy poznali się na studiach w Pradze i zamieszkali później w Burundi. Ta śliczna Murzyneczka, ubrana w strój krakowski, podeszła do Papieża i nienaganną polszczyzną powiedziała: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Ojciec Święty zaskoczony stwierdził: „Jak ty pięknie mówisz po polsku”. A ona na to: „Bo ja jestem Polka”. Wtedy ja też powiedziałem moje „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Papież popatrzył na mnie, zdziwił się i raptem mówi: „Witold, co ty tu robisz?”. Po tylu latach pamiętał mnie. Może ja byłem łatwy do zapamiętania ze względu na mój bardzo wysoki wzrost.

Były okazje do spotkań, rozmów z Papieżem w trakcie tej wizyty?

– Miałem wówczas stały kontakt z Ojcem Świętym, ponieważ nasze biuro mieściło się na parterze w budynku nuncjatury, a Ojciec Święty mieszkał na pierwszym piętrze, przechodził zatem zawsze przez nasze biuro, przystawał i był czas na rozmowę. Nawet ktoś nam zrobił zdjęcie, gdy tak rozmawiamy. Byłem wtedy bardzo zaniepokojony sytuacją w Polsce. Od zagranicznych biznesmenów słyszałem opinie, że Polska to eldorado, gdzie można kupować fabryki, przedsiębiorstwa za jedną czwartą ceny. Dziwili się, że ja siedzę w Afryce, zamiast nad Wisłą robić interesy. Mówiłem Papieżowi o swoich obawach, że Polska jest wykupywana. Papież bardzo się zaniepokoił. Zapamiętałem Jego stwierdzenie, że z jednej strony dobrze, że Polska przechodzi na system kapitalistyczny, ale otwiera to furtkę do priorytetu „mieć” nad „być”. Na tę konkluzję Ojciec Święty położył bardzo mocny akcent w naszych rozmowach.

Wielokrotnie wyrażał Pan swój szacunek dla głosu Jana Pawła II w obszarze ekonomii i nauk społecznych.

– Tę kwestię proporcji „mieć” i „być” Papież poruszał w swoich dwóch encyklikach. Moim zdaniem, to jest obecnie kluczowy problem światowy. Aż nie chce się wierzyć w dane zaprezentowane na konferencji w Davos, że pięć najbogatszych rodzin na świecie posiada majątek równy majątkowi połowy biedniejszej części ludzkości. Jan PawełII był bardzo ostrożny, jeśli chodzi o ocenę wartości wolnego rynku, m.in. dlatego, że bał się priorytetu „mieć” nad „być”. Podstawową Jego troską była dysproporcja bogactwa i walka o to, by biedne narody miały sprawiedliwy udział w światowym bogactwie. Coraz większa kompromitacja „wolnego” rynku jedynie dowodzi, jak właściwe były Jego wnioski.

Jaka refleksja towarzyszy Panu przed kanonizacją Papieża, księdza Karola, towarzysza zakopiańskich rozmów?

– Jestem prawie w tym samym wieku co Papież. Wspominam to spotkanie w górach i do głowy by mi wówczas nie przyszło, że ks. Wojtyła zostanie Papieżem, a co dopiero świętym. Tam był dla mnie po prostu świetnym, serdecznym kumplem. Największą satysfakcję z tego, że go znałem, odczuwałem w 1979 roku na placu Piłsudskiego, gdy Ojciec Święty wypowiedział te znamienne słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”. To jest nie do zapomnienia, to była ekstaza, że wreszcie ktoś to powiedział!

Dziękuję za rozmowę


9. Zrozumieć media

  Warsztaty prowadzone przez wykładowców WSKSiM w Toruniu są ciekawe z wielu względów – podejmują tematy dotyczące słowa pisanego, a także mediów elektronicznych – telewizji i radia. Ich niezwykłym atutem jest praktyczny charakter. Młodzież ma niepowtarzalną okazję zobaczyć, jak działa telewizyjny wóz transmisyjny, jakie znaczenie ma odpowiednie ustawienie świateł w studiu telewizyjnym, a także w czym może pomóc odpowiedni strój czy nawet makijaż.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/75417,zrozumiec-media.html 


10. Skazani na miłość. Rozmowa z JE ks. abp. Henrykiem Hoserem, ekspertem bioetyki

Z JE ks. abp. Henrykiem Hoserem, przewodniczącym Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych przy KEP, ordynariuszem warszawsko-praskim, rozmawia Małgorzata Jędrzejczyk
http://www.naszdziennik.pl/wp/75336,skazani-na-milosc.html

Jan Paweł II pozostawił nam ogromne bogactwo swojego nauczania. Zawarł w nim treści nieprzemijające. Jedną z oryginalnych myśli Ojca Świętego jest teologia ciała. Wydaje się, że jest ona odpowiedzią na wiele bolączek współczesnego człowieka…

– Jan Paweł II obserwował ewolucję naszej kultury rozpowszechnianej w świecie na przestrzeni całej drugiej połowy XX wieku, a więc od czasów tzw. rewolucji kulturalnej i obyczajowej. Jej kulminacja nastąpiła w czasie manifestacji studenckich w Paryżu w maju 1968 roku. Swego rodzaju prowokacyjną odpowiedzią Kościoła była profetyczna encyklika „Humanae vitae” Ojca Świętego Pawła VI, którą opublikowano w lipcu tego samego roku. Niestety, media, społeczeństwo, które było pod wpływem tych mediów, odrzuciły przesłanie encykliki. Nie przyjęło go też wielu biskupów i kapłanów. Wewnątrz Kościoła rozpoczęła się kontestacja nauczania Magisterium, w konsekwencji zaczęto też rozpowszechniać nieufność, a nawet wrogość wobec tego nauczania. I ta kontestacja wobec nauczania Kościoła w takiej czy innej formie trwa do dzisiaj. A w encyklice „Humanae vitae” Kościół zwrócił uwagę na nowe tendencje, które niszczą osobę ludzką.

„Humanae vitae” jest więc odpowiedzią na pewne prądy rewolucji seksualnej, które dążyły do zdeprecjonowania ludzkiego ciała. Jan Paweł II chciał na nowo wyjaśnić jego prawdziwe znaczenie, dając nam wykład o teologii ciała?

– Ojciec Święty Jan Paweł II postulował to, co nazywał antropologią integralną, tzn. taką oceną fenomenu ludzkiego, która obejmuje wszystkie wymiary osoby – materialny, duchowy; psychologiczno-duchowy i cielesny.

I tylko wówczas, gdy będziemy je analizować w pewnym powiązaniu, możemy dojść do najpełniejszej i najbardziej spójnej analizy, kim jest człowiek. W niektórych kręgach duchowości chrześcijańskiej nie dowartościowywano ciała, kładąc nacisk na duszę, separując ją czy utrzymując w dystansie w stosunku do ciała. Tymczasem Ojciec Święty przypomniał, że dusza jest formą ciała i między duszą a ciałem zachodzi tak silny związek, że nie można ich rozdzielać. A więc ciało jest widoczną, dostrzegalną zmysłami manifestacją duszy, uczestniczy także w sakralności osoby ludzkiej. Człowiek jest świątynią Ducha Świętego. Każdy z nas jest rozpoznawalny poprzez ciało. Nasza dusza także wyraża się poprzez ciało. Możemy nawet pokusić się o stwierdzenie, że dusza rzeźbi ciało. Mówimy przecież o obliczach uduchowionych i nikczemnych, które niemalże odzwierciedlają grzechy.

Podstawy teologii ciała Ojciec Święty ujął także w perspektywie historii zbawienia. Dokonał niebywałego dzieła. Jan Paweł II poszukiwał łaski początku i w swoich katechezach środowych o teologii ciała, którym poświęcił cztery pierwsze lata swojego pontyfikatu, po kolei ukazywał sytuację Kościoła przed grzechem pierworodnym i po grzechu pierworodnym, a także po odkupieniu w Jezusie Chrystusie. Ojciec Święty bardzo precyzyjnie zdefiniował, kim jest człowiek. Dziś natomiast w pewnych kręgach filozoficznych mówi się, że człowiek nie ma definicji. Mówi się, że to my go tworzymy, niemal jakby z plasteliny, i nadajemy mu definicję, jaką chcemy. Jan Paweł II swoje analizy opierał na Piśmie Świętym, ale korzystał też z psychologii, używał wszystkich nurtów duchowości chrześcijańskiej i ukazywał człowieka w kategoriach fenomenu ludzkiego.

Teksty katechez środowych Ojca Świętego poświęcone teologii ciała nie należą do łatwych, nie tylko ze względu na precyzyjny język, którym Jan Paweł II się posługiwał. Cykl Jego rozważania nie jest kartezjański, nie jest linearny, lecz spiralny, tematy katechez powracają, uzupełniając się o nowe elementy i w ten sposób prowadzą do wniosków końcowych.

A gdybyśmy chcieli przemówić do serca współczesnego człowieka i wytłumaczyć mu, czym jest wykład Jana Pawła II o teologii ciała?…

– …to powiedzielibyśmy mu, że jest to prawda o człowieku, że nie trzeba się bać tego, czego Kościół naucza, ponieważ to już jest zapisane w naszych sercach i w głębokiej naturze człowieka.

I w tym jest również klucz do zrozumienia naszej drogi do świętości, do pełni szczęścia? Pan Bóg, stwarzając mężczyznę i kobietę, stworzył ich dla siebie, dla wzajemnej relacji, do szczęścia.

– Oczywiście, to jest struktura miłości. Tak jak Trójca Święta jest strukturą Miłości, tak i strukturą miłości jest małżeństwo, komunia osób, z której powstaje nowe życie. Jan Paweł II pięknie ją nazwał „communio personarum” – w tym tkwi tajemnica komplementarności mężczyzny i kobiety. Mężczyzna i kobieta we wzajemnej relacji najpełniej ukazują, kim jest człowiek, który –można powiedzieć – jest skazany na miłość.

Chce Ksiądz Arcybiskup powiedzieć, że homoseksualiści, transseksualiści, tak promowani przez ideologię gender, raczej nie są szczęśliwi?

– Wszelkie pomysły relatywizowania płci mówiące, że płeć jest czymś, co można sobie wybrać, są przejawem zagubienia człowieka. Można by to określić jako jakiś pęd za fatamorganą. Oczywiście, nie byłoby ideologii gender bez antykoncepcji. Ta ideologia jest mutantem mentalności antykoncepcyjnej, gdzie płciowość nie jest potrzebna do prokreacji.

Antykoncepcja, wykluczanie płodności w relacji mężczyzny i kobiety, znacznie utrudnia zrozumienie prawdy o teologii ciała?

– Antykoncepcja zaciemnia teologię ciała. Redukuje jeden z bardzo ważnych wymiarów człowieka, jakim jest jego płodność. Nie możemy już wówczas mówić o antropologii integralnej. My musimy umieć wpisać płodność w nasze życie, a nie likwidować ją.

Niektórym wydaje się, że ograniczając czy wykluczając swoją płodność, będą bardziej wolni. Płodność traktują jako pewnego rodzaju zagrożenie. W konsekwencji dzieci, które powołują do życia, nazywane są „wpadkami” i niekiedy skazywane na śmierć.

A jak antykoncepcja wpływa na relacje małżonków pomiędzy sobą?

– Przede wszystkim ta relacja nie jest szczera. Antykoncepcja sprawia, że akceptujemy współmałżonka pod warunkiem, że wyeliminuje on swoją płodność. Tymczasem Ojciec Święty ciągle przypominał o miłości oblubieńczej, która polega na tym, że sam siebie daję komuś, jestem dla niego darem. Szczęście człowieka, którego kocham, staje się życiowym celem. Na takiej miłości opiera się małżeństwo. Tylko wtedy, gdy przyjmujemy drugiego z całym jego bogactwem osobowości, możemy mówić o integralności daru.

Wiele miejsca Ojciec Święty poświęcił także odpowiedzialnemu rodzicielstwu…

– Już Paweł VI w encyklice „Humanae vitae” opisuje, że poczęcie dziecka jest aktem niezwykle ważnym. Encyklika odpowiada na pytanie, kiedy i jak wiele dzieci małżonkowie mogą począć. Nie mogą jednak zapomnieć, że prokreacja to uczestniczenie w akcie stwórczym Pana Boga. To On daje człowiekowi nieśmiertelne tchnienie. Odpowiedzialne rodzicielstwo bierze pod uwagę warunki materialne, jak też inne, które podpowiadają o powołaniu nowego życia lub chwilowym zaniechaniu poczęcia. Odpowiedzialne rodzicielstwo pozostawia dużą furtkę Opatrzności Bożej. Nie można planować dziecka jak produktu technicznego. Życie nie jest techniką.

A zatem trzeba się zgodzić na to, że Pan Bóg może nam też sprawiać niespodzianki, że warto Mu zaufać. Często małżonkowie odkrywają, że dziecko, którego tak się bali, jest najbardziej kochane, i nie wyobrażają sobie, by mogłoby go nie być.

Natomiast mentalność antykoncepcyjna powoduje w nas to, że boimy się dziecka. Tymczasem trzeba się nauczyć rozpoznawać płodność, by umieć się nią posługiwać. Metody naturalne są metodami pedagogicznymi, nie tylko medycznymi.

Istnieje cała armia obrońców antykoncepcji, którzy uważają, że skoro nauczanie Kościoła nie jest respektowane, należy je zmienić…

– To jest równanie w dół, na które nie możemy sobie pozwolić. Radykalizm ewangeliczny obowiązuje nas zawsze. Niedawno wyraził to kardynał Carlo Caffarra. Powiedział, że jeśli sami będziemy tworzyć normy i do tych norm odnosić postępowanie człowieka, to – podobnie jak to było w prawie Mojżeszowym – wracamy do mentalności faryzeuszy.

Podobny postulat wysunięto wobec udzielania Komunii Świętej rozwodnikom.

– Rozwodnicy, jeżeli nie żyją w nowych związkach, mogą przystępować do Komunii Świętej. Natomiast Pan Jezus powiedział: kto pojmuje żonę, która została oddalona – cudzołoży. Nie zmienimy szóstego przykazania. Kościół nie ma władzy, by je zmienić. Poza tym nie możemy prowadzić dewaluacji tak ważnych sakramentów, jakimi są małżeństwo i Eucharystia. Gdybyśmy się tego dopuścili, zniszczylibyśmy Kościół, który przecież opiera się na tych sakramentach. Ale trzeba zwrócić uwagę, że Kościół nie narzuca niczego, czego sam nie otrzymał od Jezusa Chrystusa, od Boga, całej historii zbawienia. Nie jest władny zmieniać takich podstawowych praw, one nie są koniunkturalne.

Czy możemy przekonać tych, którzy żyją w tzw. wolnych związkach, że małżeństwo ma sens?

– Tak naprawdę ci ludzie boją się przyszłości. Nie wierzą w swoją wierność. Są przekonani, że wierne małżeństwo jest niemożliwe do zrealizowania. Dzieci rozwodników często są obarczone wątpliwościami i uważają, że im samym również nie uda się wytrwać. Trzeba pomóc im uwierzyć w samych siebie, że są zdolni do wierności. Trzeba też nauczyć młodzież, małżonków, jak pokonywać kryzysy małżeńskie, które przecież są nieuniknione. Jeśli jesteśmy zdziwieni, że pojawiają się kryzysy, to świadczy jedynie o braku dojrzałości.

Czym należałoby się zająć w pierwszej kolejności?

– Na pewno bardzo serio należy wziąć pod uwagę przygotowanien do małżeństwa, a także duszpasterstwo małżeństw. Jan Paweł II mówił, że Kościół powinien towarzyszyć małżeństwu od poczęcia dziecka aż do jego śmierci, powinien brać udział we wszystkich etapach życia człowieka i we wszystkich fazach życia małżeńskiego. Tymczasem wiele małżeństw żyje zupełnie osamotnionych. Osiedlając się w dużych miastach, na przykład w Warszawie, pozostawiają swoje rodziny, wspólnoty, są zupełnie anonimowi, nie mają więzi rodzinnych ani sąsiedzkich, gdzie Kościół również nie zapewnia im formacji w głębszym tego słowa znaczeniu. Często ogranicza się tylko do sprawowania sakramentów, zbyt mało pomagając im w ich sprawach życiowych.

Musimy wyszkolić ludzi kompetentnych, którzy chcą i potrafią poprowadzić innych. Formacja formatorów jest zupełnym priorytetem. I jeśli tego nie uczynimy, będziemy ciągle administrować kryzysami.

Musimy odpowiedzieć na wezwanie Pawła VI i Jana Pawła II, że duszpasterstwo rodziny, apostolstwo rodziny to jest nadrzędny priorytet apostolstwa Kościoła. Jeśli tego nie zrozumiemy, nigdy nie osiągniemy postępu w wychowaniu społeczeństwa, wiernych. Drugą sprawą jest kształcenie formatorów, otwieranie ośrodków formacji rodziny, które właśnie odpowiedzą na wszystkie wyzwania pedagogii towarzyszącej. Jest to pilna potrzeba chwili.

Dziękuję za rozmowę.

11. Rodzina w sercu nauczania. Autor: Beata Falkowska 

http://www.naszdziennik.pl/wp/75335,rodzina-w-sercu-nauczania.html

Gdy ks. abp Kazimierz Majdański, założyciel Instytutu Studiów nad Rodziną w Łomiankach, dowiedział się o wyborze ks. kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, powiedział: „Rodzina pójdzie teraz bardzo w górę”. Nie pomylił się. Wyniesienie rodziny do jednego z głównych elementów swego nauczania dla wielu stawia bł. Jana Pawła II w roli proroka, który głosząc Bożą prawdę o rodzinie, przygotowywał wiernych na zmierzenie się z dzisiejszymi zagrożeniami, jak gender czy homopropaganda.
Adhortacja „Familiaris consortio”, Karta Praw Rodziny, List do Rodzin – to tylko niektóre, najważniejsze dokumenty pontyfikatu Jana Pawła II zwracające oczy świata na rolę i rangę rodziny. Inne, jak list apostolski o godności i powołaniu kobiety „Mulieris Dignitatem” czy adhortacja o św. Józefie „Redemptoris Custos”, pośrednio, aczkolwiek w jak kluczowych aspektach, dotykały rzeczywistości życia małżeńskiego. Za papieskimi słowami o rodzinie szły czyny – powołanie Papieskiej Rady ds. Rodziny, Papieskiego Instytutu Jana Pawła II dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną oraz zainicjowanie Światowych Spotkań Rodzin. Te monumentalne dzieła od lat ożywiają, dostarczają inspiracji i treści duszpasterstwom rodzin na całym świecie. Dzięki nim nieustannie trwa, nie zawsze widoczna dla świata, praca z narzeczonymi i małżeństwami, by jak najpełniej rozwinąć Boży dar małżeńskiego powołania. Bo miłość małżeńska – jak wielokrotnie wskazywał bł. Jan Paweł II – jest nam dana i zadana.

Kochać naprawdę
„Łatwo, łatwizna” – te słowa według Pawła Kwasa, od 35 lat męża Mirosławy i ojca pięciorga dzieci, są jak współczesna plaga niszcząca wiele rodzin. Co robić, by małżeństwo się rozpadło? Nic nie robić. Brak troski małżonków o więzi, jedność rodziny, budowanie prawdziwej wspólnoty, w myśl zasady „lekko, łatwo i przyjemnie” rodzi frustracje i zgryzoty. – Małżeństwo i rodzina w badaniach socjologicznych nadal plasują się w naszym społeczeństwie bardzo wysoko jako wartość, ale za tym nie idą postawy. Jest zatem z jednej strony wielka tęsknota w ludziach za prawdziwą, głęboką miłością, za rodziną, ale niestety wielu ludzi tego prawdziwego szczęścia wypływającego z autentycznej głębi spotkania i zjednoczenia mężczyzny i kobiety nie doświadcza – mówi pan Paweł. Powszechna dziś mentalność łatwizny, postawa posiadania wszystkiego na pstryknięcie palcem rzutuje na małżeństwo, a wartościowe życie rodzinne wymaga trudu. Nie bez kozery mówi się, że wychowanie człowieka do małżeństwa zaczyna się dwadzieścia lat przed urodzeniem, od wychowania jego rodziców.
– Do przyjmowania trudu, wyrzeczeń, podejmowania odpowiedzialności w życiu małżeńskim zapraszał nas właśnie bł. Jan Paweł II – wskazuje pan Paweł. Dla niego i wielu innych moich rozmówców najpiękniej na kartach opublikowanej po raz pierwszy w 1960 roku pracy „Miłość i odpowiedzialność”. – Polecam ją wszystkim narzeczonym i małżonkom. Zmieniła moje patrzenie na wiele kwestii. Wiedziałam jak każdy „coś” o miłości, ale to spojrzenie przyszłego Papieża na miłość jako bezinteresowny dar z siebie było tak bardzo ożywcze i świeże. W tym ujęciu miłości nie ma miejsca na egoizm. To jak lekarstwo i antidotum na współczesne ujmowanie relacji damsko-męskich, w którym dominuje strategia zdobycia i użycia drugiej osoby – wskazuje Joanna Wysłocka, od 9 miesięcy żona Grzegorza. W „Miłości i odpowiedzialności” przyszły Papież prowadzi nas przez różne etapy relacji kobiety i mężczyzny: od sympatii, zakochania, poprzez przyjaźń, aż do miłości oblubieńczej. I pokazuje, że o ile w zakochaniu dominuje tak naprawdę koncentracja na sobie, na swoich uczuciach, swoim podziwie i oczarowaniu drugą osobą, o tyle dopiero na kolejnych etapach zaczynamy myśleć i starać się o dobro drugiego. Szczytem jest miłość oblubieńcza, w której uczuciowe przeżycie ustępuje miejsca woli i rozumowi, pragnieniu dobra dla kochanej osoby, tak jak dla siebie. – Nie można koncentrować się na zmuszaniu tej drugiej osoby, by mnie kochała, ja sama mam dawać siebie. To jest piękne, choć nie jest łatwe – stwierdza pani Joanna.

Przybliżał nam Niebo
To co trudne przestaje ciążyć, gdy zwycięża w nas perspektywa Nieba. I Jan Paweł II to Niebo nam przybliżał. Czy Jego wezwanie do miłości odpowiedzialnej, nieuciekającej od krzyża pociągałoby tak wielu małżonków, gdyby On sam nie zaświadczał o tym swoim życiem? – Stara maksyma mówi, że słowa uczą, a przykłady pociągają. Dla mnie bł. Jan Paweł II był urzeczywistnieniem całej tej maksymy. Wywierał wpływ na nasze życie rodzinne zarówno nauczaniem, jak i przykładem – stwierdza Paweł Kwas.
Papież przykładem dla małżonków? Powracamy do nie naszej, ale Bożej perspektywy. Pani Monice, mamie czworga dzieci (w tym pierworodnego Jana Pawła), z zapałem i zachwytem studiującej „Miłość i odpowiedzialność” w narzeczeństwie, w późniejszym małżeńskim życiu sił dodawały już nie tylko słowa naszego Papieża, ale i Jego życie. – To tak bardzo znane zdanie Jana Pawła II skierowane do młodych, że każdy ma swoje Westerplatte, powracały do mnie w ostatnim okresie Jego życia i w czasie Jego odchodzenia. Podobnie jak wezwanie „Nie lękajcie się”. Swoim odchodzeniem On sprowadził nam Niebo na ziemię. Ukazał inny wymiar. Ja przestałam w jakimś sensie z lękiem myśleć o śmierci, o trudach. A tym Westerplatte dla mnie na co dzień jest właśnie rodzina, dzieci, mozolny, codzienny trud, który daje jednocześnie tak wielką, niewymierną radość – opowiada.
Bo gdy kochamy i dajemy się kochać Bogu i ludziom, to sensem jest miłość, a krzyż po prostu się niesie. Gdy dla tak wielu dziś dziecko jest zagrożeniem, konkurencją dla wygodnego życia i wakacji na Seszelach, dla tych, którzy ukochali, jest najcudowniejszym darem, choć niesie wysiłek i troski. – W „Miłości i odpowiedzialności” najbardziej ujęło mnie podkreślanie, że mężczyzna i kobieta współuczestniczą w przekazywaniu życia razem z Bogiem, że Pan Bóg tak bardzo umiłował człowieka, iż dopuścił go do tego stwórczego aktu. Zawiera się w tym z jednej strony cały sens dbania o czystość w narzeczeństwie, a z drugiej sens trudu o świętość i rozwój naszych rodzin, w których rodzi się człowiek i dojrzewają fundamenty jego przyszłego życia – stwierdza pani Monika. Błogosławiony, a wkrótce święty, Papież swoim życiem i nauczaniem pomaga jej opierać się presji świata przekonującego, że kobieta ma spełniać się i „realizować” poza domem. Przeciwnie, pani Monika nie może oprzeć się byciu żoną i mamą, bo wierzy, że tu, we własnej rodzinie, najbardziej służy Bogu.

Czyńmy uczniów
Państwo Kwasowie mieli okazję zgłębiać nauczanie bł. Jana Pawła II w Instytucie Studiów nad Rodziną w Łomiankach. Bardzo dużo tam otrzymali i teraz starają się dzielić tym bogactwem z innymi. Od ponad 7 lat prowadzą Akademię Rodziny, czyli spotkania formacyjno-szkoleniowe dla młodych małżeństw, a jednym z przyświecających im haseł są słowa Jana Pawła II „Przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę”. Należą także do Szensztackiego Ruchu Rodzin. W zajęciach Akademii Rodziny obficie czerpią z papieskiego nauczania. Podkreślają rolę budowania więzi, odporności na negatywne wpływy świata i ich minimalizowanie, bo presja na rozbijanie rodzin jest dziś bardzo silna. Papież, który sam był mistrzem budowania jedności, silnie akcentował dokonującą się w rodzinie komunię i wspólnotę osób – najpierw mężczyzny i kobiety, potem rodziców i dzieci oraz dalszych krewnych. Komunię, dla której alternatywą pozostaje „tylko suma obowiązków, oderwana przy tym coraz bardziej od czystego smaku entuzjazmu. I tak mało, tak mało już łączy” („Przed sklepem jubilera”). – Aby budować prawdziwą wspólnotę w rodzinie, jak samo słowo „wspólnota” sugeruje, potrzeba po prostu jak najwięcej wspólnych elementów, bycia razem. Nie da się budować jedności w pojedynkę, w izolacji – mówi pan Paweł.
W ich domu zawsze najważniejszym meblem był stół. Mimo zabiegania starali się spotykać na posiłkach. Dziś kontynuacją są niedzielne śniadania lub obiady z całą 13-osobową, powiększoną o wnuki rodziną. Zawsze ważnym punktem dnia była w ich domu wspólna modlitwa z dziećmi, wyjazdy czy majsterkowanie taty z synami. Oczywiście nieustannie starają się znajdować czas dla siebie – Pawła i Mirosławy, nie tylko jako mamy i taty, praktykować dialog małżeński. – Mówię „staramy się”, bo to wciąż jest wyzwanie, a nie jakiś gotowiec, który zawsze wychodzi – stwierdza pan Paweł. O błogosławieństwo dla swojej rodziny prosili Jana Pawła w styczniu 2005 roku podczas jednej z ostatnich audiencji Papieża dla zorganizowanych grup. Na koniec klęknęli obok Ojca Świętego i podziękowali Mu za Jego cierpienie. – Cieszymy się, że jest błogosławionym, za chwilę już świętym i że możemy nadal prosić Go o wstawiennictwo – stwierdza pan Paweł.

Mały wielki cud
O pomoc w życiowych trudach proszą błogosławionego Papieża narzeczeni, małżonkowie, rodzice, a ten, który tak bardzo ukochał i rozumiał ich powołanie, wstawia się za nimi z Domu Ojca i obficie błogosławi… dziećmi.
Państwo Katarzyna i Tomasz Werenicz poznali się w duszpasterstwie akademickim. Jan Paweł II bardzo im wówczas imponował swoim stylem kochania Boga i człowieka – sercem do młodzieży i rodzin, miłością do przyrody i tak bliskich im gór. Małżeństwem są od 14 lat, ale ich mały „cud”, jak sami mówią o synku, pojawił się dopiero po 12 latach, choć o dziecko starali się od początku.
– W pewnym momencie postanowiliśmy sobie dać spokój z licznymi zmianami ginekologów, różnymi terapiami. Powiedzieliśmy: koniec, robimy wielką litanię do bł. Jana Pawła II – opowiada pani Kasia. Ku ich olbrzymiemu zaskoczeniu, niespodziewanie, po niecałym roku modlitwy z obrazka o rychłą kanonizację Papieża pojawił się Karolek. Równolegle modlili się z mężem o wstawiennictwo Sługi Bożego bp. Alvaro de Portillo, prałata Opus Dei, który będzie beatyfikowany we wrześniu – stąd imiona synka – Karol Alvaro. Z uśmiechem stwierdzają, że przy tak wielkich orędownikach w niebie Pan Bóg nie mógł odmówić ich modlitwom. A syna chcą wychować na Bożego człowieka, dobrego i mądrego Karola, który będzie kochał góry tak jak rodzice i Jego wielki święty Patron, Papież Rodziny.


12. I Ty możesz powstrzymać deprawację naszych dzieci. Rozmowa z Mariuszem Dzierżawskim, członkiem Fundacji PRO – Prawo do Życia 

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/75135.html

Z Mariuszem Dzierżawskim rozmawia Izabela Kozłowska

Fundacja PRO – Prawo do Życia podjęła się kolejnej istotnej inicjatywy. Tym razem chcą Państwo powiedzieć wyraźnie „nie” dla pedofilii. Dlaczego zdecydowali się Państwo podjąć tę inicjatywę i do kogo jest ona skierowana?

– Oprócz osób z fundacji w inicjatywę zaangażowani są członkowie Stowarzyszenia Pedagogów NATAN i pomysłodawcy inicjatywy „Stop seksualizacji naszych dzieci”. Inicjatywa skierowana jest przede wszystkim do rodziców dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym. Zagrożenie polskich dzieci demoralizującą seksedukacją na wzór zachodni jest coraz bliższe. Kolejnym krokiem będzie potraktowanie pedofilii jako „orientacji seksualnej”. W Badenii-Wirtembergii pedofile jawnie domagają się dostępu do szkół.

Inicjatywa ustawodawcza „Stop pedofilii” będzie głosem rodziców, którzy obawiają się deprawacji ich dzieci poprzez forsowanie w szkołach i przedszkolach programów edukacji seksualnej?

– Taka jest nasza intencja. Niewielu rodziców w Polsce zdaje sobie sprawę, że specjaliści od seksedukacji chcą uczyć masturbacji już od przedszkola i zachęcać dzieci w szkole i przedszkolu do aktywności seksualnej. W szkole dzieci dowiedzą się, że małżeństwo i normalna rodzina to tylko jedna z opcji, istnieją inne rodzaje związków, które nie są, zdaniem seksedukatorów, gorsze.

Na czym polega Państwa inicjatywa i w jaki sposób można się w nią włączyć?

– Zgłosiliśmy społeczną inicjatywę ustawodawczą „Stop pedofilii”. Musimy zebrać minimum 100 tys. podpisów pod projektem ustawy zakazującej propagowania aktywności seksualnej małoletnich, aby sprawą zajął się Sejm. Zależy nam na jak najszerszym odzewie społecznym. Im większa będzie liczba podpisów, tym większa szansa, że posłowie zablokują molestowanie dzieci przez seksedukatorów w szkołach. Można się włączyć w inicjatywę przez stronę www.stoppedofilii.pl, tam też dostępne są szczegółowe informacje o akcji. Zapraszamy wszystkich, którzy chcą chronić dzieci.

Od wielu miesięcy trwa batalia o zaprzestanie propagowania w Polsce ideologii gender. Jest szansa na powstrzymanie tej ideologii w naszej Ojczyźnie?

– Tylko mocny sprzeciw społeczny może powstrzymać deprawatorów. Rodzice we Francji czy w Niemczech obudzili się późno i są w gorszej sytuacji niż Polacy. Widzimy kolejne akcje ustawodawcze, inspirowane przez Unię Europejską, których celem jest zniszczenie rodziny i deprawacja młodzieży. Bez sprzeciwu społecznego nihiliści zrealizują swoje  plany.

Widzieliśmy, jak środowiska lewicowe ostro zaatakowały polskich biskupów po ich liście z okazji Niedzieli Świętej Rodziny, w którym powiedzieli stanowcze „nie” dla gender. Nie obawiają się Państwo ataków ze strony środowisk promujących gender?

– Nie od dziś jesteśmy atakowani za obronę nienarodzonych. Umiemy sobie radzić z atakami. Myślę, że to raczej deprawatorzy, ukrywający się tym razem pod maską gender, powinni się bać.

Dziękuję za rozmowę.

13. Czasy wymagają odwagi. Rozmowa z Biskupem Ryczanem, duszpasterzem ludzi pracy

http://www.radiomaryja.pl/polecamy/czasy-wymagaja-odwagi/

Niektórzy mówią, że dziś księża są już ludziom niepotrzebni. Takie głosy pojawiały się i dawniej. Zawsze miały posmak antyklerykalny. Z perspektywy 50 lat kapłaństwa może Ksiądz Biskup powiedzieć, komu przede wszystkim ciągle potrzebny jest ksiądz?

– Ksiądz przede wszystkim potrzebny jest ludziom wierzącym. Niewierzący zasadniczo nie interesują się księdzem, chyba że chcą z nim walczyć w imię swych przekonań, własnej ideologii. Skupmy się jednak na relacji kapłan – człowiek wierzący. Tu można szeroko rozpatrywać sprawę. Wiadomo, że poziom zaangażowania człowieka religijnego może być minimalny – takie trwanie w uśpieniu, aż do głębokiego zaangażowania w sprawy wiary, poprzez indywidualny kontakt z Bogiem i społeczne zaangażowanie. Kapłan jest potrzebny jednym i drugim. Tym, którzy śpią, ażeby ich obudzić, tym, którzy szukają pomocy łaski, ażeby im głosić Słowo Boże, tym, co stoją, aby nie upadli, tym, co upadli, aby powstali. Tym, co działają dla dobra społecznego, potrzebny jest także jako lider nie tylko duchowy, pasterz, który wskaże drogę. Na kapłana czekają wszyscy potrzebujący, starsi, chorzy, bo on odwiedza ich domy, szpitale, hospicja; pociesza, umacnia sakramentami, jest wsparciem.

Przez 50 lat doświadczałem tej potrzeby kapłana. Zarówno wtedy, kiedy np. uczyłem w szkole specjalnej w trzecim roku kapłaństwa, jak i wtedy, gdy przez 5 lat byłem duszpasterzem akademickim. Kapłan też był potrzebny na uczelni. 20 lat spędziłem na KUL jako pracownik. Tam zrozumiałem, że nie tylko świeccy, ale i studenci kapłani potrzebowali duszpasterza. Bo każdy ksiądz również potrzebuje wsparcia drugiego kapłana, wspólnoty kapłańskiej.

Co zdaniem Księdza Biskupa powinno być najważniejsze w życiu kapłana?

– Nie ma rzeczy ważniejszej od wierności Chrystusowi i trwania przy Nim. On jest fundamentem, On jest źródłem powołania. On jest tym, który prowadzi, On daje siłę, daje moc, daje łaskę. Kapłan, który nie idzie z Chrystusem, idzie sam. Zaczyna pełnić swoją misję, a nie misję Chrystusa. Wierność Chrystusowi wypracowuje się na wielu płaszczyznach w życiu, w relacjach między ludźmi… Młodzi i starsi muszą widzieć w kapłanie kogoś, kto jest przyjacielem Chrystusa. I to nie są słowa puste, one są do przełożenia na naszą codzienność.

A na ile kapłan potrzebny jest Narodowi, Ojczyźnie?

– Zwróciłbym tu uwagę na dwie sprawy. Pierwsza polega na głoszeniu zasad i wartości chrześcijańskich. Społeczeństwo, które przestaje w praktyce kierować się wartościami religijnymi, staje się społeczeństwem świeckim, ateistycznym. Przykłady takich państw mamy dziś w świecie. U nas jest pewna anomalia, taka polska schizofrenia. Społeczeństwo jest wierzące, natomiast rządzący są jedynie kibicami chrześcijaństwa, i to począwszy od najwyższych władz. Oni sobie katolicyzm interpretują po swojemu, ich własne odczucie się liczy. A przecież tak naprawdę liczy się Ewangelia, prawo Boże, prawo naturalne. Jeżeli prawo stanowione odrywa się od zasad odwiecznych, wtedy mamy zło, grzech. Obowiązkiem kapłana jest nazwać rzeczywistość po imieniu: cnota jest cnotą, zasługa – zasługą, ale zło – złem, grzech – grzechem. Prasa różne rzeczy różnie nazywa, ale kapłan ma obowiązek grzech nazwać grzechem. Nie jest to dziś łatwe, bo o grzechu się nie mówi. Diabeł nie lubi tak nazywać zła.

I jest druga sprawa. Jeżeli ktoś ma predyspozycje, aby się wypowiedzieć na tematy społeczne czy stać się działaczem społecznym, to także przed kapłanem stoi takie zadanie. Ksiądz ma do tego prawo, aby być liderem wierzących. Nikt nie może mu tego zabronić. A jeśli ktoś czyni zarzut, że ksiądz zajmuje się sprawami politycznymi, wówczas powtarza prasowe kwakierstwo. Przecież ksiądz na równi z każdym innym obywatelem ma prawo wypowiadać się na temat tego, co dzieje się w jego lokalnej społeczności, w jego Ojczyźnie czy w świecie.

Niestety, gdy kapłani, biskupi piętnują błędy, niemoralność, zło w życiu politycznym, społecznym, spotykają się z agresją w mediach…

– To jest kwestia tylko i wyłącznie środków społecznego przekazu, które pokazują przez to, kim są i czemu służą. Kapłan, biskup ma prawo i obowiązek mówienia o wierze i moralności, o rodzinie, o życiu ludzkim czy o niegodziwości, np. technologii in vitro itd. Przecież pani Wiśniewska może sobie swobodnie pisać swoje wymysły i to robi, bo jej płacą. A pani Środa może się w swych antykatolickich wypowiedziach powoływać na swą profesurę, przekonania? Może i to robi. Ja jej nie zabraniam. Ale niech nikt nie mówi, że mnie, kapłanowi, nie można ocenić pewnych zjawisk i postaw w świetle Ewangelii, w świetle nauczania Kościoła. Czy ja jestem obywatelem drugiej kategorii? Czy Kościół przestał istnieć? Każdy może, to dlaczego nie kapłan, biskup…

Ale o co tu chodzi? Chcą wierzącym zamknąć usta. Zastraszyć nas różnymi publikacjami. W to wszystko wpisuje się ta rzekoma równość, jeśli chodzi o dostęp do środków społecznego przekazu. Tak jak w PRL, tak i teraz nie ma równości. Cały czas jest tak: my jesteśmy właścicielami, wy jesteście petentami, którzy mają nas słuchać. I wszystko robi się, aby taki stan scementować na wieki. Media katolickie ciągle mają pod górkę. To, co instytucje naszego państwa robią z Telewizją Trwam, jest skandalem międzynarodowym! A ktoś, kto w tej sprawie zawinił, nawet się nie wstydzi… Ludzie protestują, miliony podpisów, apele Episkopatu, poszczególnych biskupów i nic. Decydenci udają, że nie słyszą. Jeszcze zarzucają, że w ogóle ktoś się upomina o tę telewizję. A przecież wszystko dzieje się w ramach dopuszczalnych w demokracji środków, kulturalnie. Nikt przecież nie używa rynsztokowego języka, z jakim mamy np. do czynienia w atakach na Kościół czy kapłanów.

Trzeba jednak mieć świadomość, że to wszystko nie jest jedynie sprawą polską. To odgórne międzynarodowe laicystyczne lobby, dla którego Kościół jest zawsze wrogiem. Tak jak na rozkaz zlikwidowano nasze cukrownie, nasze stocznie, tyle zakładów pracy, tak teraz trwa niszczenie autentycznie katolickich mediów. Jakie są efekty tego wszystkiego: 2 miliony młodych Polaków stało się najemnikami na Zachodzie. A u nas rządzący obudzili się i mówią o przyspieszeniu przyrostu naturalnego. Kto to zrobi? Dziadkowie, emeryci? Młodzi emigrują, nie mają pracy, perspektyw… To nie rozwiąże tragedii bezrobocia.

W jednym z kazań zwrócił Ksiądz Biskup uwagę, że dla Kościoła ogromnym zagrożeniem są „zmodyfikowani katolicy”, którzy wybierają sobie z wiary i moralności tylko to, co im pasuje. To też problem katolików, których widzimy w życiu politycznym?

– Tacy zawsze byli. Taki problem był na każdym etapie dziejów Kościoła. Jedni się nawracali, inni odchodzili do heretyków, a jeszcze inni pozostawali z boku, nie przejmując się za bardzo religijnością. Takich nie brakowało i takich brakować nie będzie. Tylko niech jasne będzie dla nich i dla wszystkich innych, że oni łaski Panu Jezusowi nie robią. Posłuszeństwo wiary jest posłuszeństwem Bogu. Jeżeli ktoś nie liczy się z Bogiem i Jego prawem, to co z tego, że on mówi: jestem wierzący. To puste słowa.

Kapłan to też strój kapłański. Niedawno pojawił się postulat pewnej partii, aby zabronić księżom chodzić w miejscach publicznych i na uroczystościach państwowych w sutannach. Jak Ksiądz Biskup to odbiera?

– Są tzw. zawody mundurowe. Mamy policję, wojsko, straż pożarną. Mamy też i duchownych. Każdy występuje w swoim własnym stroju. Porzucenie stroju duchownego przez kapłana byłoby nadużyciem. Gdyby określonym środowiskom nie przeszkadzał strój duchowny, nie byłby zwalczany. Wszystkie ideologie i systemy, które były antychrześcijańskie, zwalczały sutanny, habity. W to, niestety, także może się wpisywać pewne wygodnictwo duchownych. Tego doświadczyliśmy na Zachodzie. Najpierw był klerczmen, potem sam krzyżyk w klapie marynarki, ostatecznie nie zostało prawie nic. Chcę jednak podkreślić, że strój duchowny jest także dziś apostołem. Inicjatywa pana Palikota, o której pan wspomniał, nie jest godna, aby ją komentować. Ci ludzie zrobią wszystko i wymyślą nie wiadomo co, aby na siebie zwrócić uwagę i zaistnieć w mediach. Nie ma sensu się do tego odnosić, bo jutro będzie coś innego, a pojutrze jeszcze coś. Zasada jest taka: mądre trzeba chwytać, a głupie odrzucać. Społeczeństwo polskie, mam nadzieję, nie da się zwieść takim ludziom.

Antyklerykalizm dla niektórych jest formą uprawiania polityki…

– To przecież Goebbels powiedział: chcecie rozwalić Kościół, to zarzućcie mu dwie rzeczy – bogactwo i molestowanie dzieci. To jego wymysł. Potem to w różnych miejscach przejęto. I dziś znów próbują tego samego. Szkoda, że nie pójdą do tych wszystkich gejowskich związków i nie zobaczą, jak tam wychowywane są dzieci. Grzech się zdarza wszędzie. Ale na podstawie jednego czy drugiego przypadku kreować obraz Kościoła, kapłanów jako szkodzących dzieciom i młodzieży to jest ogromne nadużycie. Zło trzeba potępić, winnych ukarać – to jest oczywiste. Ale tu chce się jeszcze coś załatwić. Zniszczyć autorytet Kościoła i kapłanów. Na to nie ma przyzwolenia.

Ksiądz Biskup jest krajowym duszpasterzem ludzi pracy, jakie w tym względzie widać problemy w Polsce?

– W środowisku ludzi pracy pojawia się morze problemów. Przede wszystkim łamana jest fundamentalna sprawiedliwość. Jeżeli tyle procent ludzi zatrudnionych jest na umowach śmieciowych, to mamy do czynienia ze skandalem. Ci ludzie na starość niczego nie będą mieć. Jest tak samo jak kiedyś: ktoś pracował na roli, a właściciel dał mu za to jeść i czasem ewentualnie ubranie. Dlatego robotnicy rolni wegetowali. Co mamy teraz? Wegetację Polaków w dzisiejszym świecie. Tak wygląda nasz świat pracy. Po co nam te wszystkie ubezpieczenia, gdy za chwilę pół Narodu nie będzie miało na aspirynę, nie będzie stać ich na szpital. To są skutki umów śmieciowych. I z tym walczą związki zawodowe. Jednak dziś nie słucha się świata pracy. Nikt się nie liczy z milionami podpisów pod ustawami, tak samo zresztą, jak się nie liczą z milionami podpisów popierających Telewizję Trwam.

Przemawiając do nowych kapłanów, apelował Ksiądz Biskup do nich o odwagę. Czy dziś ta odwaga wiary w Polsce choruje?

– Każde czasy wymagają swojej odwagi. Czasy otwartych prześladowań wymagają odwagi heroicznej. Czasy takie jak nasze wymagają odwagi, aby zamanifestować swoją tożsamość katolicką. Bardzo łatwo jest dziś pójść z falą, ale to oznacza – coś zatracić. Nie ma większej tragedii, gdy kapłanowi wypadnie z ręki Ewangelia. Dziś trzeba odwagi, by wziąć ją do ręki i iść. Mam doświadczenie dwóch lat wojska, doświadczenie uczelni, mam głębokie doświadczenie „Solidarności” i wiem, że byłem tam wszędzie potrzebny. Ludzie najbardziej umacniają się mocą Ewangelii, mocą prawdy. Odwaga jest potrzebna w starciu z kłamstwem. Dziś kłamstwo jest zakamuflowane. Ktokolwiek mówi, pisze, głosi półprawdy, ćwierćprawdy, ten kłamie.

Odwaga jest wreszcie potrzebna w walce z grzechem, z diabłem. On lubi działać np. przez wyśmianie księdza. W tym wszystkim kapłan nie może zostać sam, musi być we wspólnocie kapłanów. Jeśli kapłani dadzą się podzielić, dadzą się szybko pokonać.
Dziękuję za rozmowę

14. Walka płci zastąpiła walkę klas. Autor: Profesor Krystyna Pawłowicz

  Systematycznemu niszczeniu materialnych podstaw bytu społecznego towarzyszy finansowane przez organy Unii Europejskiej działanie rządu zmierzające do zniszczenia systemu wartości duchowych i moralnych, poczucia odpowiedzialności i wstydu u Polaków, a szczególnie u dzieci i młodzieży – pisze prof. Krystyna Pawłowicz.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/75964,walka-plci-zastapila-walke-klas.html

Sprawiającemu wrażenie planowego, systematycznemu niszczeniu materialnych podstaw bytu społecznego towarzyszy finansowane przez organy Unii Europejskiej działanie rządu niszczenia systemu wartości duchowych i moralnych, poczucia odpowiedzialności i wstydu u Polaków, a szczególnie u dzieci i młodzieży.

Unia Europejska nie realizuje systemu wartości uniwersalnych takich jak ochrona życia, prawa religijne, ochrona suwerenności narodowej, suwerennej równości państw, wymóg demokratycznych procedur, prawo do własnej narodowej obyczajowości, kultury i reguł życia rodzinnego. Przeciwnie, obecnie jest już patologicznym odstępstwem od nich, jaskrawie naruszając tradycyjne, prawne zasady pokojowej współpracy międzynarodowej ustalone po II wojnie światowej m.in. w Karcie Narodów Zjednoczonych z 1945 r., w Deklaracji Zasad Prawa Międzynarodowego z 1970 roku. Zasady te, a szczególnie zasada suwerennej równości państw, nie zostały nigdy unieważnione i wymagają pilnego powrotu do jej szanowania, szczególnie przez państwa europejskie, zwłaszcza Niemcy, Francję i Rosję. Zaś Konwencja Wiedeńska o Prawie Traktatów z 1969 r. – ciągle obowiązująca – uznaje za nieważny każdy traktat, który „w chwili jego zawarcia jest sprzeczny z imperatywną normą powszechnego prawa międzynarodowego”. A taką normą jest m.in. zasada suwerennej równości państw. Tę zasadę unijne traktaty z gruntu odrzucają, traktując Unię Europejską jak spółkę z różnymi udziałami, w której udziałowcom słabym należy się mniej i którzy muszą się większym podporządkować.

Wyprzedaż suwerenności
Polska, która stała na gruncie powszechnego prawa międzynarodowego, nie mogła więc przystąpić do organizacji, która podstawowe wartości uniwersalne pokojowego współżycia państw, ich suwerennej równości odrzuca fundamentalnie. Polska nie mogła też przystąpić do Unii Europejskiej z innych względów doktrynalnych. Otóż polska państwowość, jak deklaruje preambuła do polskiej Konstytucji z 1997 r., „zakorzeniona jest w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu”, którego, jak mówi art. 5 Konstytucji, Rzeczpospolita Polska, tzn. jej władze, mają obowiązek „strzec”.

Obowiązek strzeżenia chrześcijańskiego dziedzictwa Narodu Polskiego przez kolejne polskie władze – dopóki polska Konstytucja z 1997 r. obowiązuje – nie daje się pogodzić z wartościami realizowanymi przez Unię Europejską. Nie skrywając się, jasno wyraził te „wartości” ówczesny prezydent Niemiec Johannes Rau na zjeździe prezydentów państw Europy Środkowej w Gnieźnie w 2000 roku. Johannes Rau wezwał wówczas do poszukiwania „pozareligijnej koncepcji człowieka”, koncepcji, która nie odnosiłaby się do Dekalogu, tj. do Dziesięciorga Przykazań chrześcijańskiej cywilizacji.

Unia Europejska z czasem wyewoluowała z projektu głównie gospodarczego w antycywilizacyjny, lewacki projekt gospodarczo-polityczno-obyczajowy zmierzający do zainstalowania niedemokratycznymi, agresywnymi metodami modelu antychrześcijańskiego, o którym wspomniał prezydent Rau w 2000 roku. Aby budować unijną antycywilizację opartą na anty-Dekalogu, trzeba zniszczyć struktury, które tego Dekalogu bronią. Trzeba zniszczyć więc struktury Kościoła i zdemoralizować katolików.

Obecne polskie władze od 7 lat z woli – niestety – samych zwiedzionych kłamstwami władz Polaków oraz przy olbrzymim wsparciu finansowym Unii Europejskiej dokładnie i gorliwie wywracają do góry nogami polską tradycję, obyczajowość, tradycyjną moralność i system wartości, który pozwalał nam, Polakom, na przestrzeni wieków zachować szlachetność i wielkość. Lewackie rządy upokarzają więc naszą polskość i Krzyż, zło nazywając dobrem, a dobro – złem.

Obecna ekipa administrująca Polską i Polakami nie utożsamia się z tym, czym nieodpowiedzialnie włada. Nawet rząd SLD nie miał odwagi tak anarchistycznie atakować naszej kultury. Obecne władze przeforsowują i pomagają – bez zgody Polaków – we wprowadzaniu do polskiego prawa najbardziej skrajnych pomysłów unijnych. A pomysły te oparte są na szaleństwach i chorobach nowych europejskich, zaburzonych elit. Anarchia obyczajowa, którą te elity poprzez polskie władze Polsce narzucają, zastępuje walkę klas walką płci.

Lewacki terror
Obecnie rządzący Europą lewacy, działający poza wszelkimi regułami moralnymi i poza wszelkimi obyczajowymi zakazami, mimo że liczebnie pozostają w mniejszości, korzystając z mediów i sprawowanych urzędów, zmuszają – niekiedy terrorystycznymi metodami i zastraszaniem – do powszechnego uznania, że Boga nie ma. Że nie ma płci, że nie ma kobiet ani mężczyzn. Że rodzi się jakiś „rodzaj”, jakieś „coś” (jakiś z języka angielskiego „gender”), który sam sobie wybiera płeć, który nic nie musi, który nie musi być za nikogo odpowiedzialny, u którego trzeba zwalczać poczucie wstydu, jeśli jeszcze taki odruch się pojawi. To „coś”, ten „ludzki rodzaj” rządzi się tylko płciowym popędem, który ma „prawo” kierować w dowolną stronę: wobec tej samej co ona płci, wobec innej płci, wobec zwierząt czy też dzieci. I wszelkie przeszkody w tej chorej „samorealizacji” państwo i przepisy prawne mają usuwać. A kto zechce to szaleństwo krytykować, ma odpowiadać za „mowę nienawiści”.

Zdaniem unijnego lewactwa, powszechnie należy też dopuścić pedofilię poprzez zobowiązywanie, także rodziców i wychowawców, do pobudzania seksualnego swych dzieci i wychowanków od najmłodszych miesięcy i lat ich życia. Władze mają stworzyć warunki dla dowolnej „zmiany płci”, dla realizacji tzw. praw reprodukcyjnych (czyt. swobodnego zabijania dzieci), do nieograniczonego też prawa zabijania dzieci już urodzonych i osób starszych. Uregulować należy możliwość relacji seksualnych ludzi również ze zwierzętami (np. Szwecja). Oczywiście w tle pozostaje terror medialny i finansowy wobec Kościoła, przede wszystkim katolickiego i duchownych.

Polski rząd – wdrażając unijną seksualną politykę – w czasie sejmowej dyskusji nad skandalicznym, niekonstytucyjnym i szaleńczym projektem Ruchu Palikota o „uzgodnieniu płci” ustami wiceministra sprawiedliwości Jerzego Kozdronia wyraził współczucie projektodawcom i przyrzekł pełne wsparcie rządu dla przygotowania przez tych posłów „poprawnego” i zdaniem tego ministra „zgodnego już z Konstytucją” projektu ustawy, który – według ministra Kozdronia – umożliwi osobom zaburzonym płciowo „godne życie”.

Wbrew Konstytucji
Obietnicy dotrzymuje się. Niedawno na stronach internetowych Ministerstwa Sprawiedliwości opublikowano projekt założeń do projektu ustawy całościowo regulującej medyczne, administracyjne i sądowe aspekty „zmiany płci metrykalnej” oraz zmiany w tym celu wielu ustaw.

Rząd, wykraczając więc poza swą legitymację wyborczą i poza swe publiczne kompetencje, przyłącza się i aktywnie popiera jeden ze skrajnych lewicowo-feministycznych nurtów światopoglądowych. Wspieranie przez rząd pomysłów osób chorych i ułatwianie funkcjonowania zaburzonych, nienaturalnych sytuacji podważających oczywiste ustalenia medycyny, iż rasy i płci nie da się żadnym sposobem zmienić, oznacza wkroczenie przez władze na ścieżkę działań sprzecznych również z polską Konstytucją. Jej art. 18 nakazuje władzy chronić instytucję małżeństwa jako związek biologiczny kobiety i mężczyzny. Obecna zaś inicjatywa rządu, tj. ministra sprawiedliwości, dla stworzenia podstaw prawnych dla dość łatwej „zmiany płci” tylko na podstawie „wewnętrznego przekonania” danej osoby, iż „psychicznie odczuwa” inną płeć niż jego płeć medyczna oznaczona w metryce urodzenia – jeśli zostanie doprowadzona do sejmowego uchwalenia, pozwoli na dowolne omijanie art. 18 i zawieranie związków małżeńskich między dwoma biologicznymi mężczyznami, z których jeden będzie twierdził, że choć urodził się mężczyzną, to czuje się psychicznie kobietą. I dostanie na to decyzję administracyjną.

Tak zwane „utrwalone poczucie tożsamości płciowej odmiennej od płci metrykalnej” potwierdzi mu wcześniej komisja lekarska. Potem, jeśli zechce, będzie mógł – ale nie będzie musiał – dokonać sobie ewentualnie operacji chirurgicznych na swym ciele. A pomogą mu w tym lekarze, którzy zamiast leczyć, włączeni zostali w politycznie poprawne czynności chirurgiczne i choć biologicznie i medycznie i tak bezskuteczne, a często pozbawiające człowieka zdolności płodzenia dzieci, co w obecnym stanie prawnym traktowane jest jak zbrodnia i podlega karze, lekarze będą „kształtować” i „przerabiać” ludzi plastycznie według ich kaprysu i odczuć płciowych. Wskutek takich medycznych przeróbek dzieła Pana Boga „nowe” kobiety lub mężczyźni nowo wytworzeni z kobiet będą mogli korzystać ze wszystkich praw służących ustawowo ich nowej, „odczuwanej” płci.

Ku zagładzie
Takie działania (polecenia, cele) Unii Europejskiej na naszych oczach, zwłaszcza bezsilnych i wściekłych rodziców, realizuje obecny układ władzy firmowany przez Donalda Tuska. Na nic wskazywanie naruszeń przez jego rząd licznych przepisów polskiej Konstytucji chroniących prawa rodziców, małżeństwo, Kościół, polską historię, tradycję i kulturę, chroniących polskość. Premier Donald Tusk, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska, a wcześniej Krystyna Szumilas czy minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, wszyscy oni, chroniący antykonstytucyjne wartości, zamiast otoczyć stosowną opieką i leczeniem, wspierają osoby chore na tle swej płciowej tożsamości, umacniając ich dolegliwości. Niszczą polską rodzinę, niszczą nas, Polaków.

Odcinanie jednocześnie Polaków przez obecne rządy, media i prorządowe ośrodki od naszej historii, korzeni i bohaterów, ośmieszanie ich, wbijanie w kompleksy i bezradność, doprowadziły do sparaliżowania aktywności bardzo wielu z nas, ośmieszenia spraw wzniosłych, publicznych, wspólnych. Jeśli nie otrząśniemy się i nie zbuntujemy, zginiemy tak, jak zginęła już cywilizacja łacińska na zachodzie i północy Europy. Ładne ubrania i pełne sklepy to tylko pozór. Tak dziś ubiera się i zachowuje chora europejska cywilizacja, żyjąca – jak chciał były niemiecki prezydent Rau – poza Dekalogiem. Przed taką Unią i taką Europą trzeba dziś Polski bronić.

15. Gender a emigracja. Autor: Profesor Piotr Jaroszyński

 Hasło tolerancji brzmi bardzo pięknie i kolorowo, dopóki nie odsłoni swego prawdziwego oblicza, dopóki rodzice nie uświadomią sobie, że konsekwencje gender dotyczą właśnie ich dziecka, a nie dziecka abstrakcyjnego. To im dziecko może być zabrane na skutek jakiegoś donosu, że np. niewłaściwie do dziecka się odnoszą, a następnie może być przekazane tzw. rodzinie zastępczej, składającej się z dwóch osób tej samej płci, co w konsekwencji może doprowadzić do wychowania dziecka na homoseksualistę – ostrzega prof. Piotr Jaroszyński.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/75983,gender-a-emigracja.html

W Polsce trwa walka o to, żeby ideologia gender nie weszła do szkół i przedszkoli. Walka jest zacięta, ponieważ społeczeństwo, a szczególnie rodzice są coraz bardziej świadomi zagrożeń, jakie ideologia ta ze sobą niesie. Są to zagrożenia bardzo konkretne, ponieważ dotyczą każdego dziecka, które może zostać na trwałe skrzywdzone, zarówno w sensie moralnym, jak i psychicznym czy biologicznym.

Hasło tolerancji brzmi bardzo pięknie i kolorowo, dopóki nie odsłoni swego prawdziwego oblicza, dopóki rodzice nie uświadomią sobie, że konsekwencje gender dotyczą właśnie ich dziecka, a nie dziecka abstrakcyjnego. To im dziecko może być zabrane na skutek jakiegoś donosu, że np. niewłaściwie do dziecka się odnoszą, a następnie może być przekazane tzw. rodzinie zastępczej, składającej się z dwóch osób tej samej płci, co w konsekwencji może doprowadzić do wychowania dziecka na homoseksualistę. To jest właśnie tolerancja, która nie zna granic tam, gdzie chodzi o propagowanie gender, bo normalna rodzina praw ma coraz mniej.

W Polsce trwa walka o to, żeby do czegoś takiego nie doszło. I to jest rzecz niezwykła. Znajdujemy się na dziejowym wirażu. Będąc w Polsce. A będąc na emigracji? No właśnie, tyle słyszymy zachwytów nad tym, ile to się więcej zarabia nie tylko w Niemczech czy w Anglii, ale również w Irlandii. I jak wysoka jest tam pomoc socjalna dla młodych małżeństw, które mają dzieci. I że w związku z tym Polki rodzą więcej dzieci niż w Polsce, mając takie zabezpieczenia na przyszłość. To wszystko prawda, jest tylko jedno „ale”. Jeżeli w tylu krajach europejskich ideologia gender jest obowiązkowa, a jest, to czy rodzice, którzy wyemigrowali z Polski, zdają sobie sprawę z tego, czym to grozi ich dzieciom? I że przy tak daleko posuniętej indoktrynacji i bezwzględnym prawodawstwie nie mają szans, aby swoje dzieci uchronić przed gender? Czy matki zdają sobie sprawę z tego, że ich dzieci połknie system, który na obecnym etapie jest bezlitosny? Co to znaczy bezlitosny? To znaczy, że rodzice, którzy się systemowi oprą, zostaną pozbawieni praw rodzicielskich, ukarani albo nawet wsadzeni do więzienia. Radość szybko zamieni się w rozpacz.

Owszem, u nas w Polsce życie jest trudniejsze. Zafundowano nam strukturalne bezrobocie, sprzedając lub likwidując zakłady pracy. Konsekwencje można było łatwo przewidzieć: wzrastające bezrobocie, wzrastająca emigracja. Ale nie można w tym wszystkim zagubić priorytetów, nie można dać się kupić ani wręcz otumanić propagandą proemigracyjną, gdy na emigracji człowiek może stracić nie tylko swoją tożsamość narodową, ale również wiarę i podstawowe zasady moralne. Taka cena już jest za duża, bo duszy sprzedać nie można. Zwłaszcza gdy stawką jest najmłodsze pokolenie, dzieci i młodzież.

Ideologia gender sięga po polskie dzieci bardziej skutecznie za granicą niż w Polsce. Tam Polacy są już bezsilni, tu możemy jeszcze walczyć.

16. Ręka Boga (o książce Jana Pawła II "Pamięć i tożsamość"). Autor: Ksiądz Profesor Paweł Bortkiewicz

 Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Spośród dzieł dawnych i nowych chciałbym podzielić się moim ponownym odkrywaniem książki Jana Pawła II „Pamięć i tożsamość”. (...) On każde słowo, każde zdanie, każdą narrację znaczył wiarą w Boga, który był i pozostawał dla Niego fundamentem rzeczywistości. Tak naprawdę nie ma jakiegoś skoku stylistycznego, jakiejś różnicy „gatunku literackiego” między Jego wspomnieniami, modlitwami a testamentem.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/75996,reka-boga.html

Wybór lektury duchowej zapewne wskazuje na kondycję własnego ducha, na jego potrzeby, na jego pojemność. Ten wybór nie jest prosty. Wokół nas tyle dzieł dawnych, które dziś zyskują swoją aktualność, wręcz zdumiewającą.

Spośród dzieł dawnych i nowych chciałbym podzielić się moim ponownym odkrywaniem książki Jana Pawła II „Pamięć i tożsamość”. To jedna z tych publikacji, która powstała jako zapis rozmowy prowadzonej z Papieżem. Rozmowy niezwykłej, przeprowadzonej w Castel Gandolfo, w miejscu niejako naznaczonym dialogiem wiary i rozumu.

Wielka tajemnica
Pamiętam, jak rozpoczynałem lekturę „Daru i Tajemnicy”, autobiograficznej książki o misterium kapłaństwa Jana Pawła II. Przeczytałem pierwsze zdanie: „Historia mojego powołania kapłańskiego? Historia ta znana jest przede wszystkim Bogu samemu”, i zatrzymałem się na dłuższy czas. Ileż razy, my, kapłani, jesteśmy pytani o nasze powołanie – i odpowiadamy ochoczo, opisując zdarzenia, ludzi, scenografię naszych spotkań z Bogiem. To papieskie zdanie uświadomiło mi, że tak naprawdę nie my, nie ja jestem autorem tej historii, że to, co znam, jest wyłącznie zapisem pewnych ram płótna, na którym namalowana została przez Boga niepojęta historia.

Kilka stron dalej przeczytałem inne zdanie autobiograficzne: „Moje kapłaństwo właśnie na tym pierwszym etapie wpisywało się w jakąś olbrzymią ofiarę ludzi mojego pokolenia, mężczyzn i kobiet”. Niezwykłe są refleksje Jana Pawła II na temat wojny. Najpierw zadziwia to, że kiedy Jego pokolenie chwytało za broń, On zajmował się słowem i językiem, jakby wiedząc, że trwałą niepodległość można i trzeba zdobywać także przez suwerenność kultury. Jeszcze bardziej zdumiewa to, że świadek tamtych koszmarnych lat, świadek zbrodni nazistowskich, świadek prześladowań i represji Niemców na Narodzie Polskim, właśnie w tym czasie „śmierci Boga” odkrywa Jego miłującą obecność. I pozwala Bogu pisać w sobie historię powołania. Jest sprawą fascynującą wydobywanie z mroków zła świateł dobra – przyjaźni, wielkich postaci. Zdumiewająca jest świadomość, że to kapłaństwo zostało wpisane, włączone w ofiarę życia tak wielu ludzi.

Przywołuję te fragmenty „Daru i Tajemnicy”, by wskazać na bogactwo wielu papieskich tekstów, nie tylko doktrynalnych. On każde słowo, każde zdanie, każdą narrację znaczył wiarą w Boga, który był i pozostawał dla Niego fundamentem rzeczywistości. Tak naprawdę nie ma jakiegoś skoku stylistycznego, jakiejś różnicy „gatunku literackiego” między Jego wspomnieniami, modlitwami a testamentem.

Przywołuję te fragmenty także z tego względu, że owo dramatyczne i fundamentalnie ważne pytanie o obecność zła w naszym świecie, w naszym życiu stanowi jakby punkt wyjścia „Pamięci i tożsamości”.

Miara zła
Trudno uwolnić się od tego pytania, od tych refleksji i wspomnień, gdy bohaterem rozmowy i odsłaniania pamięci jest człowiek – świadek totalitaryzmów XX wieku. Jan Paweł II odsłania zatem najpierw genezę zła. Upatruje jej – podobnie jak to czynił na pytanie Vittorio Messoriego w książce-wywiadzie „Przekroczyć próg nadziei”, „dlaczego historia zbawienia jest tak bardzo skomplikowana”, dlaczego krzyż, dlaczego cierpienie – w długotrwałym procesie wyrzucania Boga ze świata ludzkich spraw i czynienia Go Kimś pozaświatowym.

Człowiek w takim świecie podejmuje życie tak, jakby Bóg nie istniał. To jest zjawisko czytelne w skali całego świata, w jego nowożytnych, a zwłaszcza współczesnych dziejach, ale to jest zjawisko bardzo ważne dla zrozumienia niejednego dramatu życia osobistego czy rodzinnego. Papieskie refleksje są bardzo głęboko intelektualne, wymagają zastanowienia, może przemyślenia, a nawet poszerzenia swojej wiedzy, ale Jan Paweł II prowadzi nas w głąb współczesnych dramatów. Nie zatrzymuje się na powierzchni, ale każe iść w głąb, do fundamentów. To ważne, dlatego że tylko na podstawie dogłębnej diagnozy można zastosować właściwą terapię.

Dla Jana Pawła II sprawą charakterystyczną jest to właśnie, że im bardziej sięga On realności zła, im bardziej poddaje je anatomii, odsłaniając jego grozę i siłę destrukcji, tym bardziej przekonuje nas, że nie jest ono absolutne, że nie jest wieczne. Zło jest ograniczone miarą, a tą miarą zła jest odkupienie i miłosierdzie.

Nie sposób tego zdania skomentować jednym czy drugim dopiskiem. Trzeba wczytać się z uwagą w słowa Papieża. To mogą być słowa zaskakujące, jakby przeczące naszym podstawowym doświadczeniom, a może przede wszystkim naszym emocjom. Ale warto, ogromnie warto, skupić się na poszczególnych zdaniach. Jak choćby na tych: „Każde ludzkie cierpienie, każdy ból, każda słabość kryje w sobie obietnicę wyzwolenia, obietnicę radości: ’teraz raduję się w cierpieniach za was’ – pisze św. Paweł (Kol 1, 24). Odnosi się to do każdego cierpienia wywołanego przez zło. Odnosi się także do ogromnego zła społecznego i politycznego, jakie wstrząsa współczesnym światem i rozdziera go: zła wojen, zniewolenia jednostek i narodów, zła niesprawiedliwości społecznej, deptania godności ludzkiej, dyskryminacji rasowej i religijnej, zła przemocy, terroryzmu, tortur i zbrojeń – całe to cierpienie jest w świecie również po to, żeby wyzwolić w nas miłość, ów hojny i bezinteresowny dar z własnego ’ja’ na rzecz tych, których dotyka cierpienie. W miłości, która ma swoje źródło w Sercu Chrystusa, jest nadzieja na przyszłość świata. Chrystus jest Odkupicielem świata: ’a w jego ranach jest nasze uzdrowienie’ (Iz 53, 5)”.

Zauważmy: „Całe to cierpienie jest w świecie również po to, żeby wyzwolić w nas miłość”. Dlaczego to jest ważne, dlaczego i jak to jest możliwe? Jan Paweł II wciąga nas do dalszej zadumy – nad wolnością, nad miłością, która jest właściwym horyzontem wolności.

W tym wszystkim ujawnia się ogromna miłość Papieża do Boga, ogromna Jego fascynacja człowiekiem, poczucie dumy z przynależności do Narodu Polskiego, wielkie dowartościowanie autentycznego dziedzictwa europejskiego, o które tak zabiegał i walczył, a które jest tak poniewierane w pseudo-Europie biurokratów.

Ta książka jest swoistym testamentem duchowym, rozliczeniem z historią i współczesnością, jest zapisem dziejów sumienia w tych czasach marnych.

Jeżeli nie czujemy się przekonani słowami Jana Pawła II, to na zakończenie tej książki pojawia się zdanie, wobec którego nie można pozostać obojętnym: „Nie ma zła, z którego Bóg nie mógłby wyprowadzić większego dobra. Nie ma cierpienia, z którego nie mógłby uczynić drogi prowadzącej do Niego”. Tak komentuje rzeczywistość świata człowiek, który osobiście doświadczył zamachu na własne życie. Tak komentuje rzeczywistość ktoś, kto dotknął śmierci, ale wyprowadziła Go z jej mroków ręka Boga.


17. To czytam! Polecam!

 Prezentujemy listę książek polecanych przez naszych autorów. A jakie książki Państwo szczególnie cenią? Propozycje prosimy nadsyłać na adres redakcji „Naszego Dziennika”, pocztą e-mail (publicystyka@naszdziennik.pl) albo umieszczać na stronie: facebook.com/naszdziennik  
http://www.naszdziennik.pl/wp/75995,to-czytam-polecam.html 

18. Sympozjum pt. „Jan Paweł II wobec totalitaryzmów”

Zapraszamy na sympozjum, które odbędzie się 12 maja br. (poniedziałek) na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II. Temat tegorocznego spotkania to: „Jan Paweł II wobec totalitaryzmów”.
     Sympozjum organizuje Katedra Filozofii Kultury KUL, Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej, Fundacja Lubelska Szkoła Filozofii Chrześcijańskiej oraz International Gilson Society i Adler Institute (USA).  
https://www.facebook.com/naszdziennik 

19. Skrzydła dla Orłów Ignacego

Świetlica Sióstr Loretanek to zwykle pierwsze miejsce, w którym poznają Pana Boga. (...) W świetlicy panują ustalone zasady, których dzieci muszą przestrzegać, co nie dla wszystkich okazuje się łatwe. Zaraz po szkole wszyscy mają obowiązek odrobienia lekcji. – Wiemy, że w domach ich nie odrabiają. Nasze wychowawczynie sprawdzają, czy dzieci zrobiły zadania, i pomagają im w ich rozwiązywaniu – podkreśla s. Nikola Stoń CSL, koordynator Świetlicy Środowiskowej „Dom Ojca Ignacego”.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/75527,skrzydla-dla-orlow-ignacego.html 

20. Jak zdobywano „Dziki Wschód” (O dorobku Ferdynanda Ossendowskiego)

Olbrzymi dorobek pisarski Ferdynanda Ossendowskiego pozostaje ukryty w otchłani zaplanowanego zapomnienia. Młodzież w szkołach wolnej Polski nie słyszy nawet o istnieniu pisarza, którego książki tłumaczono na 20 języków, a w okresie międzywojennym sprzedano w 80 mln egzemplarzy.  
http://www.naszdziennik.pl/mysl/75946,jak-zdobywano-dziki-wschod.html

Wtorek, 29 kwietnia 2014 (19:58)

W dniach, gdy rosyjski orzeł bez większych przeszkód atakuje kolejne bezbronne ofiary, a jego dwie głowy wysyłają starannie przygotowane – i sprzeczne (!) – komunikaty, trzeba nam wracać do pism tych, którzy poznawszy żywioł rosyjski, pozostawili nie tylko obszerne świadectwa martyrologii polskiej, ale także wierny obraz wewnętrznej sytuacji imperium rosyjskiego i sposobów obchodzenia się z innymi narodami. Niepokojące wręcz jest to, że w sytuacji realnego zagrożenia ze Wschodu owi autorzy pozostają bardzo słabo znani bądź nieznani zupełnie. Polska dała światu wyjątkowo liczną rzeszę świadków – bo któryż naród europejski wycierpiał od Rosji tyle co my? Jednak w latach sowieckiej okupacji pamięć o tych autorach i ich dziełach była niszczona z bezprecedensową furią. Skutki destrukcji świadomości historycznej trwają do dziś.

Olbrzymi dorobek pisarski Ferdynanda Ossendowskiego pozostaje ukryty w otchłani zaplanowanego zapomnienia. Młodzież w szkołach wolnej Polski nie słyszy nawet o istnieniu pisarza, którego książki tłumaczono na 20 języków, a w okresie międzywojennym sprzedano w 80 mln egzemplarzy. Dlaczego tak jest? Otóż za swoją książkę pt. „Lenin″, opisującą kulisy rewolucji komunistycznej w Rosji, Ossendowski stał się „osobistym wrogiem Lenina”. Dlatego w PRL wycofywano z bibliotek jego książki, zaś wrogość względem jego dorobku ukazującego prawdziwy obraz komunistycznej hydry jest obecna w niektórych kręgach do dziś. Gdy w 2006 roku na domu, w którym mieszkał, miała pojawić się pamiątkowa tablica, wspólnota mieszkańców postawiła warunek – z tablicy musiało zniknąć słowo „antykomunista”. Jest to godna zapamiętania ilustracja mentalności komunistycznego betonu.

Inny przedwojenny autor prof. Marian Zdziechowski, określany mianem „największego znawcy duszy i mentalności rosyjskiej”, dopiero niedawno powrócił do naszej świadomości dzięki wznowieniom jego książek, ale też nie należy do grona znanych i hołubionych autorów.

Któż natomiast słyszał o Julianie Jasieńczyku – polskim więźniu i zesłańcu, wcielonym później do armii carskiej, autorze książki pt. „Dziesięć lat niewoli moskiewskiej”? W Wikipedii nie ma nawet notki o tym autorze, choć jego wspomnienia okazały się na tyle poruszające, że zostały w 1900 roku przetłumaczone na język angielski i wydane w Nowym Jorku.

Dlatego poniżej przypominamy naszym Czytelnikom kilka fragmentów wspomnień Juliana Jasieńczyka. Nader sugestywnie pokazują one styl rosyjskich podbojów służących powiększaniu i umacnianiu imperium. Płynące z nich ostrzeżenia okazały się prorocze, a ogólne wnioski pozostają aktualne.

Chociaż globalna gospodarka sprzyja wymianie towarowej i przenikaniu się kultur, choć nowoczesny transport zbliża jednostki z różnych kontynentów, różnice cywilizacyjne pozostają i manifestują się w podobny sposób jak w przeszłości. Cywilizacje, jak zauważył Feliks Koneczny, nie mieszają się. Nie można – jak pisał – „być cywilizowanym na dwa sposoby”; „nie ma syntez pomiędzy cywilizacjami”, bo nie jest możliwa synteza sprzecznych etyk. Są kraje, w których spoza fasad demokracji i wolnego rynku nadal wyziera azjatyckie barbarzyństwo. Komunikaty formułowane w gładkich słowach nadal służą uśpieniu czujności ofiary przed nagłym atakiem, zaś pozory cywilizacji łacińskiej okazują się jedynie starannie przygotowaną maską, za którą skrywa się cywilizacja turańska w najczystszej postaci.

Numery stron podajemy wg wydania z 1867 roku dostępnego tutaj.

* * *
W strasznej chwili popełnianego morderstwa nad narodem polskim Europa patrzała spokojnie, a milczenie jej zaostrzało noże oprawców. Sąsiedzi! Temi samemi szponami, coście rozdzierali naród polski, temi samemi szponami zgruchotaliście puklerz, który was bronił i zasłaniał od dzikich najazdów hord azjatyckich. I zdawało wam się w waszej filozofii, że ponieważ potęga hord zniesiona orężem polskim, oręż ten nie jest potrzebnym, i chciwi łupów waleczną dłoń polską poddaliście Moskwie do okucia w kajdany. Niebaczni! Moskwa tęż samą dłoń uzbroi kiedyś żelazem przeciwko wam. Duch Batych, Tamerlanów, Czyngis-hanów nie znikł; on zmienił tylko postać, zamiast kołczana przywdział purpurę carską i zasiadł na dawnym tronie. Kłamstwem, bagnetem i złotem torował sobie drogę do wielkiej rodziny europejskiej, ale obejrzał się poza siebie: tam miliony współbraci Kałniuków, Baszkirów, Kirgizów, Kokańców, Chiwińców, Bucharców, Persów itp. w gnuśnym lenistwie wspominając dawne dzieje, uświęcone legendami, czekają tylko przywódcy i hasła. Patrzcie tylko, jak petersburski Czyngis-han przypominając im bagnetem dawne swe prawa, garnie ich pod siebie i oblicza chwile, kiedy z całą tą masą dzikich hord uderzy na was, i wasze bogate miasta i wasze sioła, i wasze fabryki mieczem i ogniem zamieni na pustynie, a drgające ciała waszych synów i wnuków wleczone na arkanach przez dzikich najeźdźców, w ostatniej chwili pasowania się ze śmiercią rzucać wam będą przekleństwa, rzucać wam będą przekleństwa córki wasze, setkami pędzone do haremów, setkami sprzedawane jak bydło. To przyszłość niedaleka, wielka, świetna, bo to owoc zbrodni. (s. 198)

* * *
Kilkaset niemowląt zniesiono w jedno miejsce, kilka zgrzybiałych kobiet zwleczono tu i zostawiono przy życiu. Zakon wykonany, auł wycięty, tabuny zabrane, namioty zgrabione, reszta obrócona w perzynę.

Biedne kobiety obrane ze wszystkiego, umierając z głodu, musiały patrzeć na straszną śmierć niewinnych istot, rzuconych okrucieństwem barbarzyńskim na powolne konanie i znikąd żadnej pomocy, ani kropli mleka, ani cienia nawet przed palącym słońcem. Setki niewiniątek tarzając się po ziemi nagie, na próżno szukają piersi matki, na próżno wzywają płaczem. Staruszki jęczą, załamują ręce i padają pod brzemieniem strasznej rozpaczy. W parę dni stos trupów świadczył o ludzkości moskiewskiej cywilizacji i opieki, a kolumny posuwały się dalej i wszędzie toż samo barbarzyńskie szerzyły zniszczenie.

Szczególniej odznaczał się Kuźmińskoj. Ten nie pytał nawet, napotkawszy auł, do kogo należy, jacy Kirgizi w nim mieszkają, nie pytał, gdzie Isiedka, bo spotkawszy go, przyszłoby do bitwy; a los bitwy nie zawsze jest pewny. Kuźmińskoj był zanadto praktycznym, by losowi powierzać drogie swe życie; działał oględnie. Auł otaczało kozactwo, Kirgizów zwłóczono do pana pułkownika i wiązano postronkami w jeden nieskończony szereg; na komendę Kirgizi siadali na ziemię zwyczajem wschodnim, a z tyłu kozactwo pałaszami ubiegało się o sławę, ścinając głowy. Z martwą spokojnością, z poddaniem się jak barany na rzeź, schylali głowy Kirgizi pod ostrza kozackie; widząc padającą głowę sąsiada i obryzgany krwią, zaledwie wymówił: Ałłach! Ałłach!

Kobiety jeszcze gorsze przechodziły koleje, zanim wydarto im życie. Tysiące trupów zrzucano w ogromne doły, nad którymi wznoszono żywy kopiec z niemowląt, zawsze pod opieką kilku zgrzybiałych kobiet porzuconych. (s. 200)

* * *
Okrążywszy jeden auł, kozactwo rzuciło się do namiotów zwłóczyć Kirgizów i grabić sprzęty. W aule były gody weselne. W kosztownie przybranym namiocie młoda Kirgizka siedziała u nóg swojego młodego władcy, drobną rączyną pieściła kindżał, tkwiący za pasem małżonka; to pierwsza żona, to pierwsza miłość kochanków, byli szczęśliwi. Ni tętent koni, ni krzyki kozactwa i płacz sąsiadów nie mogły wyrwać ich z zapomnienia. Do tego namiotu zwrócił się młody oficer kozacki za łupem. Spostrzegłszy zbytkownie ubranego Kirgiza, wystrzałem z pistoletu roztrzaskał mu czaszkę. Młoda dziesięcioletnia małżonka spostrzegłszy śmierć męża, wyrywa kindżał zza pasa konającego i jak lwica rzuca się na mordercę cios słabą kierowany ręką, rani go tylko, wtedy wydziera mu drugi pistolet i własną bronią kładzie trupem zbrodniarza.

Na strzały zbiegło się kozactwo; u wnijścia namiotu tarza się trup oficera, młoda Kirgizka na kolanach trzyma głowę konającego męża, rękami pragnie zatamować krew płynącą z rany. Nie widzi tłoczącego się kozactwa, nie słyszy przekleństw. Widok trupów i zapach krwi płynącej rozbudził wściekłość tej dziczy. W godzinę w aule nie pozostało ani jednej żywej duszy, namioty spalone, tabuny zabrane.

W jednym aule Kuźmińskoj dla fantazji żywcem zakopywał w ogromnych dołach Kirgizów, i żadne prośby, jęki, błagania nie wzruszyły tego potwora. Kozactwo w pląsach zwłóczyło ofiary i wrzucało do dołu, pikami podtrzymując podnoszących się, kiedy inni zarzucali ziemią. (s. 200)

* * *
Moskale nie znają własności, u nich wszystko jest czasowem, bo w każdej chwili przyjść może mocniejszy i zabrać. Nie mówią też nigdy: Ja mam konia, mam córkę, mam dom itd., lecz mówią: U mnie jest koń, u mnie jest córka, u mnie jest dom, to znaczy, że wszystko jest tylko chwilowe, przechodnie, a teorię tę wykładał pan pułkownik na praktyce. (s. 201)

21. Wyrusz z nami do Królowej Polski

  Komunikat o. dr. Tadeusza Rydzyka, założyciela i dyrektora Radia Maryja:

 Kochani, zapraszamy wszystkich do organizowania pielgrzymki młodych do Matki pod hasłem „Świętość to normalność”. Zapraszamy duszpasterzy, którzy są zatroskani o młodzież, katechetów, nauczycieli, rodziców, dziadków. Zapraszajcie młodzież, zapraszajcie swoich kolegów i koleżanki. I Ty możesz być podobny do Jana Pawła II.  
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/76357,wyrusz-z-nami-do-krolowej-polski.html 


22. Warto być patriotą

 Patriotyzm przynosi same korzyści i dlatego trzeba go rozbudzać w Polakach, pielęgnować, a nie z nim walczyć – rozmowa z Wiktorem Węgrzynem, komandorem Rajdu Katyńskiego.  
http://www.naszdziennik.pl/mysl/76150,warto-byc-patriota.html 

23. 70 lat po Burzy

  W związku z 70. rocznicą akcji „Burza” Instytut Pamięci Narodowej zaprasza nauczycieli szkolnych i akademickich oraz studentów do wzięcia udziału w konkursie „70 lat po Burzy”.
Zadaniem uczestników konkursu jest przygotowanie scenariusza zajęć lekcyjnych na temat przebiegu akcji „Burza” w 1944 roku.  
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/76093,70-lat-po-burzy.html

24. Monstrum ateizmu. Autorzy: Ksiądz Kardynał August Hlond oraz Profesor Piotr Jaroszyński

Ujrzeliśmy w potwornej rzeczywistości wcielenie bezbożnictwa, gdy w imię materializmu rasowego ruszyła na podbój świata zbrojna potęga hitlerowska. Zamierzała zmieść chrześcijaństwo i zastąpić je kultem siły. Na ołtarzach zwycięskiego nazizmu miały wyręczyć Boga goły miecz i ewangelia apostazji „Mein Kampf”. Rozpętał się burzycielski szturm na świętości nasze: łamanie krzyżów, bezczeszczenie kościołów, burzenie pomników, zajmowanie zakładów kościelnych, niszczenie literatury religijnej, prasy i wydawnictw katolickich, więzienie biskupów, mordowanie duchowieństwa i działaczy katolickich, tępienie narodu. Dla wyznawców Chrystusa, ale i dla Żydów, nastał okres terroru, nieprawdopodobnego okrucieństwa, niewolnictwa, obozów, komór gazowych. Kto się nie sprzedawał w służbę brutalnego ateizmu, był poza prawem. Fragment pochodzi z: „O Kościele Chrystusowym”, 1945.

P.J: Narodowy socjalizm był totalitaryzmem, a totalitaryzm oznacza negację człowieka jako osoby i przysługujących mu praw. Oznacza też negację Boga jako nie tylko Stwórcy człowieka, ale i całego wszechświata. Totalitaryzm za boga uznaje tylko samego siebie. Ale taki bóg jest straszny, tworzy tylko po to, żeby niszczyć, w szczególności zaś nienawidzi ludzi. Narodowy socjalizm zabił ok. 60 milionów ludzi.





****************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************