W tym miesiącu zmarli dwaj wybitni Polacy: czynni, skuteczni, wyraziści obrońcy człowieka oraz prawdy o człowieku  i społeczeństwie:
Ksiądz infułat Józef Wójcik oraz Senator Zbigniew Romaszewski. Obejmijmy Ich swoją osobistą (może także grupową) modlitwą.

Przypomnijmy:
- nasze spotkanie z Księdzem Józefem
-
list otwarty
Księdza Józefa do Pana Premiera Donalda Tuska.


Spis treści


*** Zachęcam do wspierania „Naszego Dziennika” poprzez kupowanie wersji papierowej,
zachęcam do zwiedzania strony, zawierającej przegląd ważnych dla przyszłości wydarzeń http://naszdziennik.pl/news ***


Jesteśmy na Twitterze oraz Facebooku
Gorąco zachęcamy do obserwowania nas na Twitterze, polubienia naszej strony na Facebooku oraz rozsyłania wici znajomym.
Przypominamy, że niektóre serwery pocztowe blokują zasoby graficzne w wiadomościach e-mail. Żeby mieć pewność, że wszystkie obrazki wyświetlą się poprawnie, zachęcamy do:

*********************************************************************************************************************************************************************************************************************************


WARTO WIEDZIEĆ i REAGOWAĆ! (luty 2014)

Z  TELEWIZJI TVP-INFO....

Warto rozmawiać - fragment programu Pana Jana Pospieszalskiego na temat seksedukacji

      Warto obejrzeć dostępny w internecie fragment wymiany poglądów na temat seksedukacji  http://www.youtube.com/watch?v=NKrCCiEaZ4A
  Warto zastanowić się, czy mamy do czynienia z postawą "głupków" czy raczej z przemyślaną postawą "mądrych inaczej", którzy realizują zadanie zepchnięcia ludzkości w przepaść zezwierzęcenia, na podobieństwo samobójczego (lemingi) lub przedgodowego "szaleństwa" niektótych zwierząt.

**************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

Z   CZASOPISMA  "NASZ DZIENNIK"  ...



1. Genderowy analfabetyzm. Beata Falkowska rozmawia z Ks. prof. Tadeuszem Guzem, kierownikiem Katedry Filozofii Prawa KUL

Księże Profesorze, katolicy w Polsce są podobno niedouczeni i straszą gender, choć to rzekomo współgrający z chrześcijaństwem postulat wymiany społecznych ról i równouprawnienia. Niektórzy z kolei twierdzą, że ideologia gender po prostu nie istnieje. Ksiądz Profesor wie, czym jest gender?
– Zapewne niektórzy ludzie mogą być zdezorientowani czy też nie posiadać pewnej wiedzy na temat tego, czym jest gender. Ja zajmuję się systematycznie filozofią od 25 lat, z czego 14 lat spędziłem na Zachodzie, gdzie te trendy były urzeczywistniane na różnych płaszczyznach i sam systematycznie zajmowałem się analizą najważniejszych nurtów myślowych, które zadecydowały o dzisiejszym kształcie ideologii gender. Sądzę więc, iż mogę z całą świadomością powiedzieć [uśmiech], że mam zasadniczą wiedzę na temat tego, czym jest trend ideologii gender i queer, czyli ideologii płci.

Zwolennicy gender wolą mówić o filozofii.
– Jeżeli tak czynią, to albo nie posiadają żadnej wiedzy na temat tego, czym jest gender, albo świadomie i programowo deformują rozumienie tego, czym jest ideologia płci. Filozofia jako nauka bazuje bowiem na racjonalnym poznaniu rzeczywistości. Przedmiotem myślenia filozoficznego jest cała widzialna i niewidzialna rzeczywistość, jaką ona jest sama w sobie, z pomocą takich zasad jak: tożsamość, niesprzeczność czy przyczynowość, i takich kategorii jak: substancja i przypadłość, wyprowadzonych zresztą z realnego świata, którego ostateczną racją i najwyższym spełnieniem – nie tylko w świetle myśli chrześcijańskiej – jest sam transcendentny Bóg. Dlatego filozof nie kreuje rzeczywistości, tak jak chciałby tego Karol Marks, który w „Tezach o Feuerbachu” stwierdził, że dotychczas to „filozofowie tylko różnie interpretowali świat, a chodziłoby o to, aby go zmienić” w sensie istotowym. Metody realistycznego myślenia filozoficznego korespondują z badaną rzeczywistością i umożliwiają systematyczny i całościowy namysł filozofa nad badanym światem. Chce on dotrzeć za pomocą władz duchowych, które posiada, tj. rozumu, pamięci i wolnej woli, a także całej duszy i zjednoczonego z nią ciała w integralnie rozumianym podmiocie własnej osoby jako uczonego do tego, kim jest człowiek, zwierzę, roślina, a nade wszystko znaleźć odpowiedź na pytanie, kim jest Pan Bóg jako ostateczna Racja bytu w ogóle i zarazem najwyższy Cel tego wszystkiego, co nazywamy kosmosem, by tworzyć „kulturę życia” (Jan Paweł II), wspierać życie człowieka i bronić je przed wszelkim niebezpieczeństwem.

Na to genderyści mogą powiedzieć: nas interesuje płeć i ją badamy.
– Płciowość jest istniejącą rzeczywistością, tylko że ona nie może być oderwana od człowieka, tzn. ani od jego osoby, ani od jego osobowej duchowości, ani od jego osobowej cielesności, tak jak chce tego programowo gender. Filozofia realistyczna i dodatkowo inspirowana treścią Objawienia chrześcijańskiego w Osobie Jezusa z Nazaretu chce poznać całego człowieka w jego kobiecości i męskości w sposób uporządkowany, a nie redukcjonistyczny. Zatem każda próba redukowania rzeczywistości człowieka do „popędu seksualnego” czy „zlepku popędów” jest zasadniczym błędem ideologii płci na przestrzeni ostatnich dwóch wieków i ostatecznie okazuje się sprzeczną z rozumem i nauką, co nieuchronnie demaskuje ją jako absurd.

Jak Ksiądz Profesor uzasadni to ostatnie zdanie? To jeden z naczelnych zarzutów zwolenników gender, że katolicy sprowadzają wszystko do seksu, a gender to walka o prawo do subiektywnie odczuwanej „tożsamości” nie tylko w sensie erotycznym.
– Przyjrzyjmy się genezie ideologii gender. Wiemy doskonale, że w świetle biblijnych opisów „Bóg stworzył człowieka na obraz swój, stworzył go na swoje własne podobieństwo – stworzył mężczyznę i niewiastę”, i było to „bardzo dobre” (Rdz 1, 27; 31). Prawda, że byt kobiety i mężczyzny ma swoje Boskie pochodzenie, jest dziś wielorako i interdyscyplinarnie analizowana i dyskutowana. Wielu wybitnych reprezentantów nauki światowej, niezależnie od tego, czy w Boga wierzy, czy nie, przyznaje, że człowiek nie uzasadnia sam siebie – swoją duchowością i cielesnością – ani własnego istnienia, ani też tego, kim jest. Potwierdza się ta prawda już u samych początków starożytnej filozofii greckiej, rzymskiej i w innych obszarach kulturowych, np. w mądrościach Konfucjusza, że człowiek pochodzi od jakiejś istoty pozaziemskiej, która w świetle Objawienia ma konkretne imię: Trójosobowy i zarazem jedyny Bóg – Ojciec, Syn i Duch Święty.

Ekonomia, historia, kultura – co jeszcze określa „tożsamość płciową” w gender?
– W genderyzmie pierwotny nurt marksistowski twierdzi, że płciowość, a tym samym cała bytowość kobiety i mężczyzny jest przykładem „relacji społecznych”. Marks z Engelsem, mając tzw. teorię Darwina o pochodzeniu gatunków z ewoluującej materii do dyspozycji, twierdzili, że bytowość kobiety i mężczyzny krystalizuje się ostatecznie w „społeczeństwie komunistycznym”. Człowiek w takim ujęciu jest „produktem społecznym” i wraz ze swoją płciowością jest „sposobem”, w jaki materia poprzez całe społeczeństwo „konsumuje” siebie samą – przede wszystkim w ciele mężczyzny i kobiety. Następnie twierdzi się w ideologii gender, że człowiek jest także produktem kulturowym, co jest ujęciem neomarksistowskim nowej lewicy, czyli szkoły frankfurckiej. Temu nurtowi ideologicznemu powinno się słusznie postawić zarzut, iż wszystko sprowadzone jest do płaszczyzny seksualności, której drugą stroną jest według Freuda i Adorna „popęd śmierci”. Dlatego o żadnej „tożsamości” w ideologii genderowej nie może być mowy, ponieważ według Judith Butler „płeć biologiczna” jest „konstrukcją” kulturową zniewalającą człowieka” i – za Heglem – twierdzi ona, iż „płeć” jest tylko „procesem”. Gabriele Kuby ma rację, gdy sądzi, iż w gender „nie ma męskości i kobiecości jako takich”, lecz tylko „zachowanie, które może się każdorazowo zmieniać”.

Dobrze, ale dlaczego ten konstruowany społecznie człowiek ma od razu kierować się głównie popędem? Adherenci gender od razu stwierdzą, że to my redukujemy ich pojmowanie człowieka.
– Nie znajdziemy w genderyzmie pojęcia, które nazywamy osobą ludzką, czyli istotą duchowo-cielesną. Genderyzm wyrasta z materii, tam nie ma ducha, rozumu, pamięci, wolnej woli, tam nie ma duszy. Ciało jest w tym ujęciu tylko artykulacją popędu seksualnego, a wszystko, co jest dokonywane w ciele, nie jest rozumne, nie jest wyrazem ducha, bo ducha po prostu nie ma. Już markiz de Sade twierdził, że „dusza jest materią” i podlega „tym samym etapom rozwoju, co ciało”. Zatem ciało i wszystkie jego odruchy nie zachowują się w sposób racjonalny, kierowany przez osobowy rozum, ani nie są aktami wolitywnymi, kształtowanymi przez osobową wolną wolę, która ukierunkowuje ciało, np. do darowania się człowieka w swoim „oblubieńczym” i „rodzicielskim ciele” (Jan Paweł II) w postaci miłości małżeńskiej, rodzinnej i w ogóle w „miłości Boga i bliźniego”, o czym naucza nas Kościół katolicki. Pozostaje ten nieświadomy i niepowiązany z duchem popęd seksualny, który wraz z innymi „bardzo mocnymi popędami” tworzy według „umierającego” jako „stworzonego przez przyrodę” w dialogu de Sade’a „jedyny cel w świecie”, by „się im poświęcić i je zaspokoić”.

Naprawdę dewiant de Sade jest reprezentatywnym przykładem sposobu myślenia o świecie i człowieku współczesnych wielbicieli gender? Inni konstruktorzy tego nurtu również firmowali „poświęcanie” się dla popędu?
– Michel de Foucault, jeden z postmodernistów, który także opowiedział się za genderyzmem, sprowadza człowieka, podobnie jak Butler, do „podmiotu pożądającego”, czyli utożsamia człowieka z popędem, z pożądaniem, podnosząc to ostatnie do rangi jedynego podmiotu, jedynej substancji i jedynego wyrazu istnienia osoby ludzkiej, co przecież z teologicznego punktu widzenia jest jako skutek „pożądania ciała, pożądania oczu i pychy żywota” (1 J 2, 16) „strukturą grzechu” (Jan Paweł II) prowadzącą do pełnej destrukcji. Wcześniej podobnej redukcji dokonali wspomniany de Sade, Hegel, Marks, Engels, Nietzsche, Freud, Jung, Sanger, Hirschfeld, Reich, Kołłątaj, Horkheimer, Adorno, Marcuse, de Beauvoir, Lacan, Irigaray, Wittig, Derrida, Degele i cały inny szereg myślicieli nowożytności. To jest linia ukazująca, że człowiek jest tylko popędem bez ducha, duszy i właściwie bez ciała w sensie nawet naukowym jako zorganizowanego, cudownie uporządkowanego, niezwykle misternie zbudowanego organizmu ludzkiego. To ciało nie jest pojęte w dosłownym tego słowa znaczeniu jako ciało, ale jako zlepek komórek, które tworzą popęd seksualny. Człowiek jest tym samym urzeczowiony, nie jest podmiotem osobowym, jest czymś przeznaczonym do użycia i zużycia. Instrumentalizacja płciowości ludzkiej dokonuje się poprzez jej całkowitą depersonalizację, co stanowi kasację człowieka jako osoby.

„Austria potrzebuje więcej wolności” – tak w Wiedniu reklamowano kanał pornograficzny. Kultura w gender jest jedynie przestrzenią realizacji popędu?
– Herbert Marcuse żądał w okresie rewolucji seksualnej, „seksualizacji wszystkich sfer” kultury. Freud pozwalał jeszcze na „zasadę realizmu”, by popęd uzyskał w kulturze swoją granicę. To było tylko dlatego możliwe, że Freud nie był wówczas w stanie przezwyciężyć kultury z nauką i religią na czele. Neomarksiści natomiast, „usprawiedliwiając psychoanalizę jako naukę” (Adorno), zdobywają się na rewolucyjną „odwagę” totalnego podporządkowania kultury procesowi seksualizacji, by kultura nie tylko nie stawiała już żadnych granic w urzeczywistnianiu się popędu seksualnego, lecz co więcej, by stała się jego najskuteczniejszym motorem. Zredukowanie człowieka do popędu, do „podmiotu pożądającego” jest zasadniczym rozminięciem się z rzetelnymi wynikami badań w naukach humanistycznych i szczegółowych, falsyfikujących stanowisko genderyzmu jako ideologię. Warto w tym miejscu przywołać wyniki badań tak wybitnych uczonych, jak laureat Nagrody Nobla Sir John Eccles czy jeden z najwybitniejszych badaczy w dziedzinie anatomii Erich Blechschmidt.

W przypadku każdej nauki mówimy o metodologii, narzędziach poznawczych. Gender posiada metodologię?
– Zakwestionowanie naukowości na obszarze problematyki określanej mianem gender lub queer oznacza określenie stosowanych tam metod i narzędzi poznania jako niewiarygodnych, a zatem także niedopuszczalnych. Mamy tutaj do czynienia, jak ujął to na początku lat osiemdziesiątych ks. prof. Tadeusz Styczeń, bliski współpracownik Papieża Jana Pawła II, z ideologią „biologizmu”, która opracowuje nie tylko lokalnie, ale globalnie „programowy analfabetyzm”. Przy dzisiejszym stanie rozwoju nauk szczegółowych, a zwłaszcza medycznych, które dysponują wręcz genialną wiedzą, np. w dziedzinie badania komórki ludzkiej (por. N. Crompton), postawienie tezy, iż budowa organiczna człowieka to jedynie popęd, jest ewidentną ignorancją, a popularyzowanie jej kłamstwem. Twierdzenie takie jest sprzeczne z etosem nauki jako służby prawdzie i zarazem służby dobru człowieka, co stanowi o istocie „cywilizacji miłości” (Paweł VI) i prawdziwym postępie na miarę godności osoby ludzkiej.

Filozofia poznaje rzeczywistość w sposób metodologicznie uporządkowany. Sam fakt rozpoczęcia systematycznego poznania rzeczywistości, np. w aspekcie fizyki, wskazuje na to, że musi istnieć w człowieku taki duch, który wprawdzie chce w sensie fizyki badać jakiś wycinek rzeczywistości, ale czyni to tylko dlatego, że u podstaw stawia całą wizję wszechświata. Podobnie jest z innymi naukami: biologią, chemią czy medycyną. Uczony nauk przyrodniczych bada wprawdzie wycinek rzeczywistości, ale na gruncie całościowego rozumienia badanej rzeczywistości, nawet jeśli nie jest ono zrealizowane w sposób systematyczny, jak czyni to filozofia. Tego wszystkiego nie akceptuje genderyzm, który jak każda typowa ideologiczna deformacja pojawia się tam, gdzie zamiast interpretowania rzeczywistości podejmuje się próby jej kreowania.

Próby jeszcze bardziej absurdalnej i nierealnej do urzeczywistnienia niż w komunizmie?
– Transwestyci zmieniający płeć w sensie biologicznym to jeden z jej przejawów, ale i tutaj nie może się ona powieść, bo przecież płciowość ma nie tylko wymiar biologiczny życia ludzkiego, lecz przenika ona całego człowieka, nie tylko jego ciało, ale i jego duchowość.

Płciowość, jak nauczał Jan Paweł II, „wyraża się zawsze”, „współuczestniczy” we wszystkim, czego człowiek dokonuje jako kobieta i mężczyzna, nie tylko w aktach współżycia seksualnego. We wszystkim uwidacznia się fakt, że jako człowiek działam albo jako kobieta, albo jako mężczyzna. Pod pojęciem płci kryje się zatem coś więcej niż tylko wymiar chemiczno-biologiczny, w kobiecości i męskości ukryte jest „powołanie”.

Bóg powołuje człowieka do bycia kobietą albo mężczyzną. I to jest piękne powołanie. Zwolennicy gender nie ukrywają, że bycie kobietą lub mężczyzną to role. Rola a powołanie to zasadnicza różnica. Byt kobiety i byt mężczyzny to nie są role, które można przyjąć lub odrzucić, jak w teatrze, to nie gra, która z istoty swojej ma początek i kres, lecz realne życie przeznaczone wolą Stwórcy do wiecznego istnienia.

A z punktu widzenia filozofii prawa, którą Ksiądz Profesor naukowo się zajmuje – dlaczego prawo do samookreślenia płci nie może znaleźć się w katalogu praw człowieka?
– Zacznijmy od genezy bytu prawa. Racją dla prawa jest rozum. Już starożytni Grecy i Rzymianie określili, że tylko wtedy mogę mówić o prawie, gdy mam do czynienia z „rozumem prawym” (Cyceron). Dla genderystów wprawdzie taki rozum nie istnieje, ale ponieważ istnieją jeszcze państwo i prawo, dążą oni konsekwentnie do legalizacji swoich postaw. Coś, co jest obiektywnie sprzeczne z osobową naturą człowieka jako podmiotu prawa, czyli także z rozumem, nie może mieć charakteru ustawy prawnej. Coś, co jest słabością, tak jak np. skłonność homoseksualna, nie może być zdefiniowane jako prawo, tzn. jako porządek odniesień interpersonalnych. Przecież inne określenie prawa to ład, czyli taka relacja osoby do osoby, która jest na miarę wrodzonej godności człowieka, wartości jego życia i sensu bytowania. Wszelkie wynaturzenia pomiędzy ludźmi, które promuje ideologia gender i queer, są sprzeczne z prawem jako prawem, ponieważ sprzeczne są z naturą człowieka jako osoby ludzkiej z racji zastępowania nietykalnej podmiotowości człowieka podmiotowością płci.

Jeśli pójdziemy dalej i zapytamy: czym jest prawo? Jest ono „relacją interpersonalną”, natomiast ideologia płci, która chce wysublimować płeć jako płeć, a dokładniej popęd jako popęd, jest sprzeczna z rozumem, gdyż rozum ukazuje człowieka jako istotę duchowo-cielesną. Jeśli prawo jest relacją międzyosobową, to pojawia się paradoks prawny polegający na tym, że ponieważ w genderyzmie nie ma osób, a są wyłącznie popędy kulturowo określonej płci, to nie można zażądać jurydyzacji samego popędu. Tylko kobieta i mężczyzna jako osoby ludzkie są podmiotami prawa i ich sprawiedliwość jako dobro stanowi cel prawa. Tej podstawowej struktury w „świadomości prawnej” i „prawniczej” brakuje zwolennikom ideologii płci.

Katolicy przestrzegający przed gender to jednak nie głosiciele bajek o żelaznym wilku? Mamy problem?
– Mamy faktycznie potężny problem, bo przecież gender dotyka najintymniejszej rzeczywistości związanej z przekazywaniem życia. Dla gender akt seksualny prowadzący do podarowania życia dziecku to samoprodukowanie się popędu jako popędu, samozaspokajanie się popędu i przedłużanie się istnienia popędu jako popędu. O „etosie daru” (ks. T. Styczeń) nie może być mowy. Skoro w lipcu ubiegłego roku ONZ wydało rezolucję, żeby ideologię płci wprowadzać do wszystkich placówek oświatowych globu, uważam, że istnieje realne zagrożenie dla sfery ludzkiego rozumu, poznania, nauki, państwa i prawa, nie tylko kultury ludzkości, ale także jej indywidualno-wspólnotowego życia.

A teraz taki obrazek: zwolennicy gender czytają ten wywiad, włączają jak zawsze tezy, że chodzi tylko o to, by mężczyźni bardziej interesowali się dziećmi niż piłką nożną, a kobiety miały etat poza domem, i stwierdzają, że Ksiądz jest szalony. Co Ksiądz Profesor odpowie?
– Każda ideologia ukrywa swój prawdziwy kształt, w przeciwieństwie do nauki, która z pokorą, ale i z radością dzieli się poznaną prawdą. I Marks z Engelsem i Leninem maskowali pod rzekomym wyzwoleniem „proletariatu” ideologię komunizmu, i Freud fałszował wyniki swoich badań w psychoanalizie, i Haeckel manipulował embriologią, poddając embriony psów badaniom, pisząc jednocześnie o rozwoju embrionalnym człowieka, i Hitler ukrywał zbrodnicze intencje i kształt swej ideologii rasistowskiego nazizmu, i Horkheimer z Adorno pod pozorem denacyfikacji Niemiec radykalizowali ateistyczny i antyludzki marksizm, przygotowując globalną rewolucję seksualną w kulturze ogólnoludzkiej, i genderowski feminizm przemyca pod pozorem „wyzwolenia kobiety” spod „jarzma” monogamicznego i sakramentalnego małżeństwa z jednym mężczyzną oraz rodziny jej całkowite zniewolenie. To typowe zachowanie ideologów, którzy z całą świadomością dążą najpierw do zakłamania, a następnie do zniszczenia realnego świata. Tak działają właśnie ideologie w całych dziejach wszechświata.

Pod pozorem troski o równouprawnienie przemyca się w genderyzmie de facto kasację podmiotu osoby kobiety i kasację podmiotu osoby mężczyzny oraz ich duchowości i całej kultury małżeńsko-rodzinnej.

Genderowe feministki kasują podmiot osoby kobiety?
– Judith Butler jest świadoma tego problemu i usiłuje ideologicznie relatywizować „stabilne pojęcie płci” oraz dąży do zmiany „polityki feministycznej”, aby obyć się bez „podmiotu’ w odniesieniu do kategorii kobiet”. Według Butler, taktycznie patrząc, „nadal jest sens mówić o kobietach w celach strategicznych bądź jedynie przejściowo, by reprezentować ich roszczenia”, ale faktycznie chodzi wyłącznie o zagrywkę iście ideologiczną w celu poniżenia i zniszczenia godności kobiecej jako podstawy do unicestwienia rodzaju ludzkiego w tzw. cywilizacji „śmierci” (Jan Paweł II).

Także wprowadzenie gender do przedszkoli, szkół, uniwersytetów oraz do innych placówek oświatowo-wychowawczych ma na celu deformację racjonalnych podstaw myślenia i zniszczenie przede wszystkim chrześcijańskich podstaw moralnych. Pod tym dążeniem do uzyskania równych praw kryje się bardzo agresywna walka przeciwko człowiekowi, przeciwko rozumowi ludzkiemu, wolności człowieka i pamięci, że jest rzeczywiście „obrazem i podobieństwem” Boskiego Stwórcy. Chce się go uczynić tylko obrazem popędu, sprowadzić jego misję i rolę do wyżycia się seksualnego w celu instrumentalizacji drugim nie jako „bliźnim”, godnym miłości, lecz jako przedmiotem, godnym nienawiści.

Niektórzy zarzucają polskim duchownym i wiernym, że stali się ludźmi jednego tematu: gender. Jak zachować należyte proporcje w mówieniu o zagrożeniach?
– Przede wszystkim należy bazować na fundamencie wielkiej i w jej dogmatycznym wymiarze nieomylnej nauki Kościoła, tzn. na pewnych podstawach biblijnych i eklezjalnych. Powinniśmy ściśle trzymać się tej doctrina sacra i to odnosi się do każdego, kto jest członkiem Kościoła Chrystusowego, niezależnie od sprawowanego urzędu i posiadanej funkcji, ale także niezależnie od wieku i poziomu wykształcenia. Ta nauka zdefiniowana dogmatycznie, np. że Bóg jest Stwórcą i Odkupicielem świata i człowieka, że posiadamy nieśmiertelną duszę i ducha, że jesteśmy powołani jako kobiety i mężczyźni do wiecznego Domu Boga w Królestwie Niebieskim, że śmierć ciała zostanie pokonana w jego zmartwychwstaniu, że dobro przezwycięży zło, że nadejdzie Dzień Ostateczny zamknięcia historii stworzenia i jej podsumowania, nie ulegnie deprecjacji czy dezaktualizacji. Uważam, że trzeba obok prawdy także znać artykułowanie się i sposoby działania „ducha świata”, żeby móc ochronić człowieka, czyli współczesne pokolenia chrześcijan przed ewentualnymi zagrożeniami ich statusu człowieczego i chrześcijańskiego. Kościół czynił tak przez wieki. Sentencję koronującą te dążenia Kościoła świętego wypowiedział chyba najwybitniejszy uczony na przestrzeni wieków św. Tomasz z Akwinu, wskazując w dziele „Summa contra gentiles”, że zadaniem mędrca jest poszukiwać prawdy, głosić prawdę i bronić jej przed wszelkimi negacjami. W taki sposób powinniśmy myśleć.

Te wszystkie kwestie związane z gender należy chyba wyjaśniać nie tylko negatywnie, ale i pozytywnie?
– Przede wszystkim pozytywnie. Na każdy wymiar negacji naszej nauki o człowieku jako kobiecie i jako mężczyźnie warto wskazać, po pierwsze, na pozytywną interpretację nauki o człowieku w sensie naukowym, biblijnym i kościelnym. Z drugiej strony, musimy pamiętać, by dopomóc ludziom zagubionym, zideologizowanym i cierpliwie wyjaśniać nasze chrześcijańskie stanowisko oraz inspirować do jego osobistego przyjęcia. Niektórzy są zdezorientowani, ale inni w pełni świadomości i z całą determinacją walczą o to, by deformować, pogardzać i doprowadzać w końcu człowieka do śmierci. Przywołajmy na podsumowanie fundament Ewangelii Jezusa jako Boga i zarazem Człowieka: i jednych, i drugich stworzył nasz wspólny Bóg Stwórca z miłości, i za jednych, i za drugich Jezus cierpiał na swojej Drodze Krzyżowej, umarł na Golgocie i zmartwychwstał z miłości, dlatego jednym i drugim torujmy ze światłem Prawdy i Miłości Chrystusowej drogę do wiecznego szczęścia w Niebie. Im więcej cieni ideologicznych snuje się po świecie, tym jaśniej promieniuje świadectwo chrześcijańskiej myśli, słowa i czynu. O to zapewne chodzi dla nas, Polaków i zarazem katolików, także w kontekście tej antychrześcijańskiej ideologii płci.

Dziękuję za rozmowę.

2. Chrześcijaństwo a doczesność. Autor:   Ks. prof. Czesław S. Bartnik

       Do oficjalnej myśli chrześcijańskiej, także katolickiej, zakrada się w ostatnich czasach fundamentalny błąd, a mianowicie, że chrześcijaństwo, nawet jego nauka, nie ma nic do świata doczesnego, do rzeczywistości ziemskich, odnosi się ono tylko do świata nadprzyrodzonego, niebiańskiego i eschatologicznego, jak Sąd Ostateczny, a mieści się jedynie w głębi duszy ludzkiej, czego wszakże nie wolno w żaden sposób realizować na zewnątrz i materializować w świecie doczesnym, materialnym.

Sedno problemu


Trzeba najpierw ukazać sedno problemu, które jest zwykle słabo dostrzegane lub w ogóle niedostrzegane. Otóż współczesne kierunki liberalistyczne, agnostyczne i ateizujące, a niekiedy też płytko myślący chrześcijanie dążą do całkowitej nieobecności chrześcijaństwa i jego myśli na całym obszarze świata doczesnego. Według nich chrześcijaństwo i doczesność, np. Kościół i państwo, nie tylko mają być rozdzielone, ale też nie mają żadnych punktów stycznych ze sobą, zarówno na płaszczyźnie życia, jak i samej myśli naukowej. Toteż chrześcijaństwo, a zwłaszcza Kościół, nie może być ostatecznie tolerowane, lecz winno zostać w końcu wyeliminowane z całości życia doczesnego. U nas w ślad za tym ma zostać wyeliminowana świadomość polskości.

Zasadniczy błąd polega na odrzuceniu jakiejkolwiek realności i wartości świata religijnego. Wskazuje się na absolutne rzekomo różnice przedmiotowe: chrześcijaństwo zajmuje się niebem, a państwo zajmuje się ziemią. Trzeba odpowiedzieć, że istotnie chrześcijaństwo jest związaniem wierzącego z Bogiem, jego treścią jest zbawienie i osiągnięcie życia wiecznego. Państwo natomiast organizuje bezpośrednio (directe) społeczne życie ziemskie, egzystencję doczesną w kierunku dobra wspólnego, dobrobytu, bezpieczeństwa i harmonijnego współżycia obywateli. Jednak ponieważ człowiek w Kościele jest istotą duchowo-cielesną, żyjącą w świecie doczesnym, musi cały świat doczesny widzieć i interpretować pośrednio wtórnie (in obliquo) w świetle Boga i zbawienia. Zresztą zbawienie zależy od jakości życia doczesnego. Najwyższe akty religijne nie są wykonywane w niebie, lecz na ziemi, w ciele, w materii. Z kolei obywatel państwa jest też istotą cielesno-duchową i dlatego wtórnie odnosi się do świata duchowego, religijnego i musi tworzyć odpowiednie warunki dla realizacji i rozwoju życia duchowego. Bez tego odniesienia państwo nie jest integralne, jest karykaturalne, jak obecnie w Polsce i w UE, puste, tragiczne, a nawet gangsterskie.

Obrazowo biorąc, można świat wyższy i doczesny, a konkretnie Kościół i państwo, przedstawić w formie specjalnej diady, jakby elipsy, w której są dwie ogniskowe, dwa centra: autonomiczne, oddzielne, niezmieszane ze sobą, ale jednak wiążą się wtórnie ze sobą, wpływają na siebie wzajemnie, warunkują się w swej sprawności i doskonałości i oddają człowieka integralnego z duszą i ciałem. Dziś faktycznie taką diadę się rozrywa i wyrzuca się ogniskową wyższą, duchową, ale czynią to ludzie z reguły nierozumni lub o postawie niszczenia prawdy i dobra.

Chrześcijaństwo bez „prawa do doczesności”


Ludzie jednopłaszczyznowi odmawiają chrześcijanom jako takim prawa tworzenia pojęć, poglądów, teorii i nauk o doczesności. Konkretnie: katolik nie może ze swojej pozycji określać, co to jest człowiek, społeczność, państwo, gospodarka, nauka, kultura, sztuka, prawo, historia, wartości i w ogóle rzeczywistość ziemska. Nie może tego czynić nie tylko teologia, nawiązująca do objawienia, ale nawet i filozofia chrześcijańska, oparta na samym rozumie. Tłumaczenie czegokolwiek w świetle idei Boga to ma być czysta mitologia i fantastyka.

W konsekwencji ci sami ludzie, którzy poddali swoją naukowość ideologii liberalno--ateistycznej, pomawiają katolickich uczonych o nieodróżnianie nauki i ideologii propagandowej, głównie w takich dziedzinach, jak: filozofia, socjologia, politologia, historia, kulturologia i pedagogika. Sytuacja dla nas stała się o wiele gorsza niż za późnego marksizmu w Polsce. Wezmę choćby jedno własne doświadczenie. Oto liczni profesorowie marksistowscy, choć nie przyjmowali treści teologii i filozofii chrześcijańskiej, to jednak nie odmawiali im prawa istnienia w państwie, nie uważali nas za idiotów, co robią obecni ateiści, dyskutowali i wybierali do różnych Komitetów Naukowych PAN czy nawet do samego PAN. Ja ponadto jako filozof i teolog byłem zapraszany wielokrotnie z wykładami nauki katolickiej na seminaria naukowe lub sympozja, a także do pisania recenzji naukowych marksistów na poziomie doktoratów, habilitacji i profesur. Przy tym również niektórzy marksiści pisali, jak np. Leszek Kołakowski, naukowe recenzje dyplomowe dla kulowców. A dziś po uzyskaniu suwerenności pewien „tolerancyjny” liberał z katolewicy mocno mnie zganił za to, że napisałem pozytywną recenzję profesorską marksiście, choć dorobek nie dotyczył marksizmu. Albo też gdy chciałem wydać filozoficzną pracę „Personalizm”, to nawet po dwu pozytywnych recenzjach zażądano ode mnie, żebym wyrzucił wzmianki o Osobie Bożej, bo tak to nie jest naukowa. Z kolei niedawno z pewnego ministerstwa przyszła na KUL decyzja, że wydawane tu czasopismo nie może być obiektywne, bo jest katolickie.

Tak i dziś, gdy piszę coś z dziedziny świeckiej, to jestem ignorantem naukowym, a gdybym atakował Kościół jako odstępca, byłbym w kołach oficjalnych uznany za geniusza naukowego, a wreszcie gdybym wydał coś z paplaniny gender, to niechybnie otrzymałbym wielką nagrodę naukową i sławę międzynarodową. Oto, co robi nienawiść do samej idei Boga. W takiej atmosferze to i niektórzy uczeni katoliccy, podatni na ideologię i propagandę, uznali, że nie istnieje „katolicka nauka społeczna”, bo katolik nie może tworzyć nic naukowego o rzeczywistości doczesnej, tak jak i chrześcijaństwo nie ma nic do świata doczesnego.

Katolickie idee społeczne


Chrześcijaństwo wniosło bardzo wiele w idee i koncepcje społeczne, które stopniowo korzystały z niego, choć wszelkie procesy ogólnospołeczne są bardzo powolne i trudne do odwrócenia i raz po raz pojawiają się nowe patologie, jak dyktatury, totalitaryzm, kolektywizm, anarchizm i inne skrajności. Niemniej doktryna katolicka wiele wniosła i wnosi w koncepcje człowieka jako osoby, indywidualnej i społecznej, godność pracownika i pracy, własności prywatnej, wolności każdego człowieka, równości wobec Boga, służenia własnością i bogactwem innym, pojmowania władzy jako służby, doskonalenia człowieka, odbudowy rodziny, idei pokoju, jedności rodzaju ludzkiego, miłości społecznej, miłości ojczyzny, wiązania władzy społecznej i całego państwa z moralnością, co dziś już niestety się rozpadło, i inne.

A od XVI w. katolicy tworzą całe systemy społeczne, poczynając od fantazji utopijnych, jak Tomasza Morusa (1478-1535) i Tomasza Campanelli (1568-1639). Od XVIII wieku zaczęły się pojawiać całe kierunki dążące do rozwiązywania kwestii społecznej, jak liberalizm katolicki (społeczny i duchowy), szkoła pokoju społecznego, patronat katolicki (przewodnictwo pracodawcy), solidaryzm chrześcijański, etycyzm społeczny, socjalizm chrześcijański, korporacjonizm chrześcijański, a ostatnio: teologia rzeczywistości ziemskich, teologia wyzwolenia, teologia społeczna, teologia polityczna, teologia rozwoju i postępu, a wreszcie początkujący personalizm, łączący personalizację życia z socjalizacją. Niestety, Kościół po reformacji zaczął tracić siły społeczne i ekonomiczne, a także wpływy państwowe, i dlatego jego najpiękniejsze idee mogły być wprowadzane do systemów laickich tylko jako pewne korekty wobec elementów nieludzkich i dzikich (Cz. Strzeszewski). Ale dziś już nie może wnosić w Europie żadnych korektur, pozostaje mu jedynie walka z różnymi bandyckimi formami niszczącymi życie człowieka. U nas „Solidarność” próbowała podjąć „katolicką naukę społeczną”, jednak została ona zdławiona przez siły ateizujące i antypolskie.

Katolicka etyka społeczna


Wobec rosnących ataków na katolicką naukę o świecie gospodarczym, społecznym, politycznym i kulturalnym wielu uczonych katolickich za Papieża Pawła VI wycofało się z „katolickiej doktryny społecznej”, poprzestając tylko na „katolickiej etyce społecznej”. Znaczyło to, że Kościół może rozwijać jedynie etykę społeczną i zabierać głos, gdy jakieś bandy uchwalają, forsują i opłacają wielkie przestępstwa w społeczeństwie. Kościół zatem przekazuje normy etyczne ogólnoludzkie, wsparte Dekalogiem oraz Ewangelią. Katolicy wtedy powiadają: nie naszą rzeczą jest uczyć, co to jest społeczeństwo, jaki winien być ustrój, jak powinny działać partie polityczne itd., ale naszą rzeczą jest uczyć i nawoływać do przestrzegania podstawowych norm moralnych, nawet przez głowy państw uważające się często, z głupoty, za bogów, których moralność już rzekomo nie obowiązuje. W ten sposób św. Ambroży z Mediolanu wezwał w roku 390 do surowej pokuty cesarza Teodozjusza Wielkiego za niesprawiedliwą rzeź mieszkańców Tessalonik, u nas św. Stanisław, biskup krakowski, zażądał zmiany złego postępowania od króla Bolesława Śmiałego; podobnie biskup krakowski chciał powstrzymać od rozwiązłości króla Kazimierza Wielkiego, tylko że ten król chrześcijański posłańców biskupich topił w Wiśle (np. ks. Marcina Baryczkę). Dziś u nas należałoby karcić władze, polityków i odrzucające moralność w polityce partie w wielkiej liczbie spraw, bo uważają się oni często za bogów.

Ale dzisiaj świat laicki odmawia Kościołowi jakiegokolwiek prawa rozwijania etyki społecznej, nauczania jej i postulowania jej zachowywania nie tylko ze strony całego społeczeństwa, ale nawet samych katolików na forum publicznym, choćby to miała być etyka ogólnoludzka. Po prostu nie ma etyki społecznej, jest tylko porządek społeczny normowany prawem państwowym, które zastąpiło dawne prawa moralne. I tak wielkie i silne państwa ustanawiają własne kodeksy etyczne, religia i Kościół nie mogą się w to wtrącać. Co gorsza, zgadza się z tym coraz więcej osłabionych intelektualnie katolików, którzy uważają, że Kościół powinien w życiu publicznym, świeckim przyjąć etykę świecką jako swoją. Istotnie, cóż to byłby za wrzask, gdyby np. jakiś proboszcz nie udzielił Komunii Świętej jakiemuś prezydentowi katolickiemu, który w życiu publicznym popiera aborcję, eutanazję, in vitro, związki homoseksualne i masakruje młodego człowieka w wychowaniu na sposób gender, pod oszukańczym szyldem, że chodzi tu tylko o kulturalnie równą płeć. Zresztą często się nie zauważa, że i konsekwentni liberałowie nie chcą takiego schizofrenika, co to prywatnie katolik, a publicznie ateista, po prostu chcą, żeby zawsze i wszędzie był ateistą.

Przede wszystkim najnowsze kierunki odrzucają naukę o grzechu pierworodnym, który notabene przyjmowali także niektórzy dawni Egipcjanie i Babilończycy. Według tej nauki każdy człowiek ma nie tylko skłonności ku dobru, lecz również do złego. Dzisiejsze kierunki ateistyczne głoszą, że człowiek jest tylko dobry, nie ma pociągu do zła moralnego, a raczej nie ma w ogóle kategorii zła moralnego, następuje jedynie zgodność lub niezgodność z zewnętrznym prawem społecznym, głównie państwowym lub międzynarodowym. Stąd zrodziła się silna tendencja, żeby i człowieka nie karać, tylko co najwyżej pouczać i wychowywać, nawet po dokonaniu przez niego czynów fizycznie jak najgorszych. A jeśli już karać – bo tradycyjne społeczeństwo tego się domaga – to jak najłagodniej. Dlatego też została zniesiona kara śmierci. Co więcej, teoretycy prawa liberalnego, np. w Ameryce, uczą, że kara, każda kara, tylko psuje winnego. Tak też, według nich, i w rodzinie klapsy dawane dzieciom niesfornym i przekornym owocują tym, że dzieci te tracą dobrą osobowość, a gdy dorosną, to będą też stosowały przemoc w swojej rodzinie, a nawet mogą mordować innych ludzi. I normalni obywatele rozumni, a nawet prawnicy irytują się na władze za tę właściwie bezkarność niemal za wszystkie wielkie przestępstwa, zwłaszcza materialne, żądają zaostrzenia kar, a nie wiedzą, że i władze nie mogą tego zrobić, co najwyżej mogą udawać, jak premier Donald Tusk, bo u samych podstaw leży dogmat liberalizmu, że człowiek jest tylko dobry, co najwyżej czasem mniej dobry, ale nie ma duchowej grzeszności, bo ta jest „wymysłem” religii. Jeszcze raz zatem: musi być odrzucony cały system liberalno-ateistyczny, nie tylko jeden czy drugi drobny, zewnętrzny element. System ten jest jeszcze trochę przesiąknięty starą, mądrą i wzniosłą tradycją chrześcijańską, ale co będzie, gdy już ta tradycja wygaśnie.

Chrześcijaństwo jako dar dla doczesności


Religia może być istotnym darem dla świata, oczywiście, nie każda, bo są, niestety, i złe religie. Religia katolicka należy do największych łask Bożych. Syn Boży przyszedł na świat, żeby go zbawić (J 12, 47), tzn. żeby świat stworzony, doczesny udoskonalić, a nie ukazywać jego bezużyteczność dla świata wyższego, duchowego.

I tak idea Boga i Jego Rzeczywistość nadają najwyższy sens światu stworzonemu, życie, byt, ocieplają ten świat i nie dopuszczają do tego, byśmy uczynili go antyświatem, jak chcą to zrobić ateiści.

Chrystus, jako uczłowieczony Syn Boży, jest najwyższym archetypem człowieka, jego wielkości, godności, przeznaczenia, losu i życia. Streszcza On w sobie całą rzeczywistość prawdy, dobra, miłości, piękna egzystencji, wolności i świętości. Chrystus jest żywą normą moralną dla jednostki i społeczności, i duchowym Królem ludzkości. Pius XI encykliką „Quas primas” z 11 grudnia 1925 r. wprowadził do liturgii święto Chrystusa Króla, żeby wykazać, że nie tylko osoby prywatne, ale także władcy, rządcy i całe społeczności mają obowiązek czcić publicznie Chrystusa, słuchać Go i kształtować życie publiczne według Niego (Elżbieta Kasjaniuk) jako „Króla królów” (Ap 19, 16). Chodziło o formowanie życia publicznego na wzór Chrystusa jako Króla służącego człowiekowi. Ale pod naporem liberalnych chrystofobów dziś sformułowano w liturgii święto Chrystusa jako Króla Wszechświata, a więc Króla galaktyk, gwiazd, planet, pyłu międzygwiezdnego, byle nie Króla konkretnych społeczności, państw czy narodów, bo wtedy byłby „partyjny i polityczny”. I tak Królestwo Chrystusa zostało błędnie przesunięte tylko na koniec świata i wyparte z doczesności.

Matka Boża przynosi ciepło matczyne na cały świat, nie tylko Kościołowi, ale też wszystkim ludziom, toruje drogę do Chrystusa, daje ewangeliczną poezję życia i kształtuje ikonę kobiety.

Kościół tworzy Chrystusową wspólnotę ludzi, idei, celów, wzorów społecznych. Daje żywe i realne moce sakramentalne, wychowuje, uczy mądrości życia, wpływa duchowo na wszystkie dziedziny życia, rozwija harmonię między osobą indywidualną a społecznością i wreszcie uzdrawia chorujące państwa. W trudnych czasach dla Polski Prymas Stefan Wyszyński przemawiał, że Kościół jest dla cierpiącej Polski jak ów pies liżący rany i wrzody Łazarza z przypowieści Chrystusowej (Łk 16, 21). Ataki na Kościół oprócz inspiracji diabelskiej są często po to, żeby złość obywateli na winy państwa przesunąć jeśli nie na Żydów, to na Kościół.

W ujęciu chrześcijańskim człowiek otrzymuje niewyrażalną godność, osobowość, nienaruszalność, integralność. Promienieje jako najdoskonalsza istota stworzona, cud istnienia i sens całego świata materialnego. Toteż nie rządy, lecz przede wszystkim ostatni Papieże: bł. Jan XXIII, Paweł VI, a głównie bł. Jan Paweł II, walczyli po całym świecie o prawa człowieka, rodziny i narodów. Kościół nie daje konkretnych programów społecznych, ekonomicznych, kulturalnych i politycznych, proponuje raczej pluralizm rozwiązań w zależności od sytuacji i rozpościera przed oczyma wizje uniwersalistyczne, wobec których socjalizmy, komunizmy i liberalizmy ateistyczne okazują się ciasnymi sektami. Ukazuje godność pracownika i pracy, personalizuje każdego robotnika, rolnika i wykonawcę każdej funkcji, uczy pracowitości i obowiązku pracy, zaprawia do odpowiedzialności i dyscypliny oraz dostrzega w dobrej pracy wielki temat życia człowieka (C.S. Bartnik, Teologia pracy ludzkiej, Warszawa 1977).

Katolicyzm rozwija pełną prawdę o małżeństwie i rodzinie, ukazuje podstawową wartość rodziny, zarówno doczesną, jak i duchową, widzi w niej podstawową wspólnotę ludzką, środowisko życia, szczęścia i miłości oraz zdrowego rozwoju somatycznego i duchowego. Jan Paweł II ogłosił Kartę Praw Rodziny – Familiaris Consortio (1981). Wobec katolickiej nauki o małżeństwie i rodzinie poglądy współczesnych i liberałów, i skrajnych feministek okazują się nierozumnymi bredniami.

Rzeczywistość katolicka humanizuje państwo, doskonali jego wartości, przyczynia się do personalizacji życia w państwie, do poszanowania człowieka jako obywatela, do miłości społecznej, do sprawiedliwości, pokoju, wolności, równości społecznej, bezpieczeństwa, moralności, prawdy, służenia innym i roztoczenia opieki nad ubogimi, chorymi, nieszczęśliwymi i wykluczonymi. Niektóre bowiem państwa na świecie jeszcze takich funkcji same nie stosują, a i kościelne często blokują. W ogóle współczesne życie społeczne i publiczne bywa bardzo ciężkie, okrutne i dzikie, co zresztą zagraża już też pyszniącej się Unii Europejskiej.

Jeżeli chodzi o naród, to chrześcijaństwo budzi miłość do swego narodu na zasadzie miłości do rodziców i rodu, czyli osadza człowieka w środowisku innych bliskich ludzi, nie wykorzenia go, ale naród rozumie bardziej personalistycznie, tj. jako związek osobowy, a nie czysto cielesny. Jednak chrześcijaństwo przestrzega zdecydowanie przed nacjonalizmem, przed ubóstwianiem narodu i przed egoizmem narodowym, co np. często praktykują i dziś w UE. Ale nam nie grozi kult narodu, raczej zamiłowanie do kłótni narodowych, a także kult pieniądza i techniki. Ponadto niezadługo po in vitro nie będzie już żadnego narodu, tylko będą stada jednostek o nieznanych ojcach, a nawet matkach, będą to „produkty człowiekowate”.

I wreszcie chrześcijaństwo czyni świat doczesny bardziej ludzkim, podległym człowiekowi, bardziej doskonalonym przez kulturę materialną i duchową. Świat nie jest już ubóstwiany, jak w pogaństwie i w ateizmie, ale jest traktowany jako dar Boży, który należy pielęgnować, rozwijać i spirytualizować. Trzeba tu nadmienić, że franciszkanie już pod koniec XIII wieku uprawiali ekologię i formułowali ją w swoich modlitwach i regułach.

Ateizm państwowy

Trzeba powiedzieć wprost: u podstaw współczesnego liberalizmu, skrajnego feminizmu, postmarksizmu, postmodernizmu, neolewicy, neopogaństwa – leży ateizm, choć wielu ludzi nierefleksyjnych jeszcze go nie dostrzega. Ateizm ten wspierają władze państwowe, nie zawsze tylko wiadomo, czy czynią to świadomie, czy nieświadomie lub może są terroryzowane przez zorganizowane siły. W każdym razie wszyscy oni ostatecznie chcą wyrzucić chrześcijaństwo ze świata doczesnego lub całkowicie go zniszczyć i w duszach. Wprawdzie Papież Paweł VI w encyklice „Populorum progressio” pozwala katolikom władze niemoralne i opresyjne po nieskutecznym dialogu usunąć siłą (nr 30, 31), ale katolicy są cierpliwi i wolą czekać na Opatrzność. Niemniej jeśli owi szaleni misjonarze wojującego ateizmu będą tak postępowali dalej, to na obszarze Polski, UE, a może i Ameryki mogą oni sprowokować krwawą wojnę, do której to dno moralne prowadzi. Jeśli tak, to katolicy – paradoksalnie – będą walczyli już nie o Boga, lecz o człowieka, który został zakwestionowany. To może być już tylko kwestia czasu, ale wojujący ateiści, a także wyznawcy złych religii lub pseudoreligii są bardzo brutalni i bezwzględni. Dość przypomnieć, że w roku 2013 zamordowali na świecie 105 tysięcy chrześcijan. Popęd zbrodniczy ludzi w historii nie został bynajmniej zahamowany, a w państwach ateistycznych nawet się wzmaga, choć niekiedy stosuje nieco inne akcesoria teatralne.



3. Święty Jan Bosko światłem dla wychowawców

Św. Jan Bosko w swoim systemie wychowawczym tak mocno zwracał uwagę na asystencję – permanentną, ciągłą obecność wśród młodych ludzi, którzy mają wtedy poczucie pewności, że jest ktoś, kto się nimi interesuje. Jeżeli na pewnym etapie zabraknie tego poczucia, to w młodym człowieku rodzi się egzystencjalny lęk i pewnego rodzaju trwoga, że jest on sam. Wówczas może dokonywać niedobrych wyborów.  
http://naszdziennik.pl/mysl/66891,swiety-jan-bosko-swiatlem-dla-wychowawcow.html 

4. Zachowałam się, jak należy

 Kiedy szukam w pamięci przesłania,
 Które w ludzi pozwala wierzyć –
Głos „Inki” słyszę, sanitariuszki:
„Zachowałam się, jak należy”…
(Lech Makowiecki)  

http://naszdziennik.pl/wp/55455,zachowalam-sie-jak-nalezy.html


5. Jakie książki dla naszych dzieci?

  (...) mogę zdecydowanie polecić na pewno Ewę Szelburg-Zarembinę (pierwszą kanclerz Kapituły Orderu Uśmiechu), jej wspaniałe „Królestwo Bajki”, poza tym właściwie wszystkie opowieści o zwierzętach Jacka Antoniego Grabowskiego, „Rogaś z Doliny Roztoki” Marii Kownackiej czy pisane podczas okupacji niemieckiej „Porwanie w Tiutiurlistanie” Wojciecha Żukrowskiego. To zdumiewające historie, które wzruszają do dziś i rozbudzają miłość do przyrody, do zwierząt, pobudzają fantazję.  
http://www.naszdziennik.pl/mysl/67454,jakie-ksiazki-dla-naszych-dzieci.html 


6. III wojna wisiała na włosku

 Desant „czerwonych beretów” w Danii miał nastąpić kilkanaście minut po zrzuceniu tam pocisków atomowych. W dodatku według przewidywań atomowe kontruderzenie NATO miało nastąpić na terytorium Polski. Przez Polskę miał przejść drugi rzut wojsk Układu Warszawskiego, ok. 3 milionów żołnierzy i 40 tysięcy czołgów i pojazdów pancernych. Zachód, aby przerwać tę ofensywę wojsk sowieckich, musiał odciąć ich od dostaw, zaopatrzenia, odwodów. Z Polski zostałyby nuklearne zgliszcza.  
http://naszdziennik.pl/wp/67647,iii-wojna-wisiala-na-wlosku.html 

7. Głos żołnierzy wyklętych

  Muzeum ma przypominać o niezwykłych żołnierzach Polski Niepodległej, ma pokazywać ich drogę i bohaterstwo, ma przywracać ich polskiej pamięci, ale ma też wskazywać na najwyższe wartości, uczyć i edukować.  
http://naszdziennik.pl/mysl/67617,glos-zolnierzy-wykletych.html 


8. Rozmowy, które uczą

Ośrodków, które promują mądrościową wizję kultury, było w czasach PRL niewiele, a i dziś sytuacja nie jest lepsza. A przecież człowiek potrzebuje mądrości, każdy człowiek, nawet ten, który z różnych powodów nie odebrał wykształcenia takiego, o jakim by marzył. Ale właśnie w Radiu Maryja podczas „Rozmów niedokończonych” nadarzają się takie okazje, żeby dowiedzieć się więcej.  
http://www.naszdziennik.pl/mysl/67533.html 


9. Męczennicy orędują za Polską: Wyrósł z harcerskiej szkoły wrażliwości

 Namiestnik Chrystusa stawiał bł. Stefana Wincentego jako wzór do naśladowania nie tylko kapłanom, ale wszystkim, zwłaszcza rodzicom, prosząc o to, by w kształtowaniu swych postaw życiowych opierali się na wyższych wartościach, starając się ze wszystkich sił budować rodzinę narodową zjednoczoną i solidarną, i rodziny – Kościoły domowe, potrafiące sprostać wymogowi budowania pokoju i dobra, które są niezbędne dla rozwoju i poszanowania życia ludzkiego.  
 http://www.naszdziennik.pl/wp/67513,wyrosl-z-harcerskiej-szkoly-wrazliwosci.html 


10. Propagandowy podręcznik

  Projekt darmowego podręcznika dla pierwszoklasistów jest fatalnie przygotowany. Krytykują go nie tylko posłowie opozycji, ale i Biuro Analiz Sejmowych.  
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/67534.html 


11. Gdy nauka zwierzęcieje. Autor: Anna Ambroziak

 Z odróżnieniem człowieka od zwierzęcia mają wiele problemów nowożytni i współcześni myśliciele. Ale tylko z racji ideologicznych, oderwania od prawdy, a nie dlatego, że istnieją jakieś uzasadnione powody, aby uznać zwierzę za istotę równą człowiekowi. Czy używanie w nowym kontekście pojęcia „holokaust zwierząt” nie uwłacza ofiarom ludobójstw dokonywanych przez zbrodniarzy? – podnosi dr Marek Czachorowski z Katedry Etyki KUL.  
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/67536.html   Piątek, 7 lutego 2014 (02:09)

O „relacjach między ludźmi i innymi zwierzętami” oraz „holokauście zwierząt” ma traktować konferencja Instytutu Badań Literackich PAN.
Planowana na marzec międzynarodowa konferencja „Zwierzęta i ich ludzie” finansowana jest z grantu przyznanego przez Narodowe Centrum Nauki. Partnerami w projekcie są Ośrodek Kultury Francuskiej i Studiów Frankofońskich Uniwersytetu Warszawskiego, Wydział Artes Liberales UW i Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie. Jak deklarują organizatorzy, sympozjum ma mieć charakter interdyscyplinarny, a potrzeba jego zorganizowania wynika z coraz większego zainteresowania oddziaływaniem „animal studies” w kulturze współczesnej. By to zjawisko pojąć, trzeba ich zdaniem na nowo przeanalizować relacje ludzko-zwierzęce i relacje między samymi zwierzętami.

Wprowadzający wywód na stronie internetowej Instytutu Badań Literackich PAN nasycony jest pseudopojęciami z zakresu filozofii, kultury i sztuki. Czytamy tam o „upodmiotowieniu zwierząt”, „prawach zwierząt”, a nawet rozumieniu i obrazowaniu „holokaustu zwierząt” (bynajmniej nie w znaczeniu ofiary całopalnej, ale raczej masowego uboju).

Badacze chcą zrozumieć kondycję zwierząt w świecie, wprzęgając w swe rozważania nawet kontekst etyczny – „kluczowy dla studiów nad zwierzętami”.
– Tyle że zwierzę to nie człowiek. Jest istotowa różnica pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem. Tymczasem usiłuje się nam wmówić, że tej różnicy nie ma, a w każdym razie, że są jakieś porządne argumenty przemawiające za tą tezą. Z odróżnieniem człowieka od zwierzęcia mają wiele problemów nowożytni i współcześni myśliciele. Ale tylko z racji ideologicznych, oderwania od prawdy, a nie dlatego, że istnieją jakieś uzasadnione powody, aby uznać zwierzę za istotę równą człowiekowi. Czy używanie w nowym kontekście pojęcia „holokaust zwierząt” nie uwłacza ofiarom ludobójstw dokonywanych przez zbrodniarzy? – podnosi dr Marek Czachorowski z Katedry Etyki KUL.

Człowiek to przeżytek

Nasi rozmówcy nie mają wątpliwości, że gender studies najwyraźniej już nie wystarcza jako narzędzie deprawacji. Stąd na grunt polski przenoszone są tezy animal studies.
Konferencja jest organizowana w ramach projektu „Znaczenie studiów nad zwierzętami dla badań nad kulturą w Polsce”, realizowanego przez Narodowe Centrum Nauki. Jego celem jest wprowadzenie do sfery polskiej nauki transdyscyplinarnych studiów nad zwierzętami. Miałoby się to dokonać szczególnie w polskiej humanistyce, w której – podnoszą organizatorzy sympozjum – wciąż dominuje zainteresowanie człowiekiem. Polscy badacze mają się tu wzorować na dokonaniach „naukowych” krajów anglo- i niemieckojęzycznych. Punkt wyjścia mają stanowić m.in. teorie postmodernistycznego ideologa Jacquesa Derrida czy ultrautylitarystycznego bioetyka Petera Singera, znanego australijskiego propagatora aborcji i eutanazji (dodajmy: ludzi).

Tematyka podjęta pod przykrywką naukowości przez powołany w 1948 r. Instytut Badań Literackich szokuje. Ale przypomnijmy, że instytucja ta ma już w historii niechlubny okres, gdy kryterium analizy dzieł literackich miało być ich wartościowanie z odwołaniem do ideologii marksistowskiej. – Wygląda na to, że IBL pozostaje wierny swojemu posłannictwu ideologicznemu, tyle że teraz służy Nowej Lewicy, a więc neomarksizmowi. Nasze pieniądze idą na to bez naszej zgody i dla naszej zagłady, jest to więc swego rodzaju haracz, który porównać można do praktyk stosowanych w państwach okupowanych lub podbitych – ocenia prof. Piotr Jaroszyński, kierownik Katedry Filozofii Kultury KUL, wykładowca w WSKSiM.

Wywracanie pojęć

Stosunek człowieka wobec zwierzęcia jest hierarchiczny, więc trzeba to zmienić – nasze „relacje” ze zwierzętami powinny ulec zmianie, ponieważ przynoszą cierpienie istotom, które czują tak jak człowiek. Trzeba zmienić status zwierząt – tak najogólniej można zinterpretować przewodnią ideę konferencji. Popatrzmy na zakres proponowanych prelekcji: „Upodmiotowienie zwierząt: zwierzęta jako podmioty działań (animal agents), aktorzy nie-ludzcy – współuczestniczenie zwierząt w kulturze”, „Prawa zwierząt w sztuce i literaturze”, „Problem granicy pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem: przekraczanie dualizmu, przezwyciężanie opozycji”. Swój udział w konferencji potwierdziły już osoby parające się animal studies z Polski i z zagranicy, m.in. prof. Steve Baker z University of Central Lancashire czy dr Jessica Ullrich z Universität Lüneburg.

Pomieszanie z poplątaniem, mówią eksperci o programie spotkania. Na przykład kategoria podmiotu to przecież kategoria filozoficzna, która odnosi się tylko i wyłącznie do osoby jako bytu, który jest zdolny właściwie odczytać i zrozumieć rzeczywistość. Zwierzęta tego nie potrafią.

– Oczywiście zwierzęta należy dobrze traktować – pamiętamy o św. Franciszku z jego wilkiem z Gubio. Ale zwierzę to nie człowiek. Żadne zwierzę nie jest w stanie dokonać tak jak człowiek pewnych czynności: poznawczych, umysłowych i wolitywnych. Właśnie dlatego człowiekowi przypisujemy rozumność i wolność, a zwierzętom nie – wskazuje dr Czachorowski.

Nowy proletariat


Animal studies to kontynuacja gender studies, a więc ideologii, której praktycznym rezultatem ma być uprzywilejowanie homoukładów kosztem małżeństwa. W przypadku studiów zwierzęcych „równouprawnienie” ma nastąpić przez zrównanie zwierząt z ludźmi. A to już wyraźne nawiązanie do darwinizmu, którego logiczną konsekwencją były totalitaryzmy XX wieku. – Prawa zwierząt to ludzka projekcja w ramach ideologii bazującej na ewolucjonizmie, zgodnie z którym człowiek jest odmianą małpy. W praktyce zrównanie praw zwierząt z prawami ludzi doprowadzi do tego, że to nie zwierzęta będą podmiotami, ale człowiek będzie traktowany jak zwierzę. I to faktycznie już przerabialiśmy w systemach totalitarnych. Niemcy rasy niearyjskie traktowali jak bydlęta, a Sowieci traktowali jak bydlęta przeciwników komunizmu – zwraca uwagę prof. Piotr Jaroszyński. – Po robotnikach, studentach, mniejszościach seksualnych zwierzęta staną się nowym proletariatem. Oto docelowy program animalistycznego neomarksizmu – dodaje. Jak tłumaczy filozof, ponieważ żaden zdrowo myślący człowiek nie jest w stanie czegoś takiego przyjąć, więc szuka się popleczników wśród różnych „intelektualistów”, którzy, jeśli się im dobrze zapłaci, wezmą udział w każdym programie. – Będą analizować, wywracać znaczenia słów, zdobywać granty, iść z postępem. Teraz to brzmi jak bełkot, budzi śmiech i litość, ale w pewnym momencie może się to stać groźne W normalnych warunkach elementarne poczucie wstydu nie pozwoliłoby na to, żeby brać w takich konferencjach udział. Jeśli dzieje się inaczej, to musimy bardzo na takich naukowców i na takie instytucje paranaukowe uważać, nawet jeśli mają wzniosłe nazwy – dodaje naukowiec.

Wyobrażają sobie Państwo „równościowe przedszkole” w tej wersji?


12. Co warto czytać – Bliska miłość z dystansu

Warto wciąż na nowo odczytywać ostrzeżenia wizjonera Kraszewskiego, piętnującego szowinistyczną, antysłowiańską, nacjonalistyczną koncepcję „misji niemieckiej” i rasy panów. Jego teksty czytane były w polskich pismach wychodzących w Rosji, Austrii, jak i na terenie zjednoczonych Niemiec. Czytajmy go zatem i dzisiaj, w „zjednoczonej” Europie.
http://naszdziennik.pl/mysl/68674,bliska-milosc-z-dystansu.html

13. Podręcznik na siłę

Koalicja rządowa przepycha kolanem ustawę o bezpłatnym podręczniku dla najmłodszych uczniów. Dlatego zniesiony ma być przepis o tym, że szkoły muszą do 15 czerwca podać listy podręczników, jakie będą obowiązywać w nowym roku szkolnym.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/68671,podrecznik-na-sile.html

14. XIII Ogólnopolska Konferencja dla Nauczycieli i Wychowawców: Szkoła wobec ideologizacji i instrumentalizacji wychowania

Fundacja Servire Veritati zaprasza do udziału w XIII Ogólnopolskiej Konferencji dla Nauczycieli i Wychowawców pt. „Szkoła wobec ideologizacji i instrumentalizacji wychowania”. Konferencja odbędzie się 8 marca br. (sobota) na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
http://naszdziennik.pl/zaproszenie/68121,xiii-ogolnopolska-konferencja-dla-nauczycieli-i-wychowawcow.html

15. Wielkopolski marzec dla niezłomnych

Kilka tysięcy darmowych broszur, marsze, koncerty, pokazy i wieczornice w hołdzie uczestnikom antykomunistycznego powstania przygotowuje Wielkopolska.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/68458,wielkopolski-marzec-dla-niezlomnych.html

16. „Nie” dla życia na kocią łapę

Obudzenie wrażliwości na sens i wartość małżeństwa przy równoczesnej akcji informacyjnej dotyczącej konsekwencji życia w nieformalnych związkach – takie cele postawił sobie Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin, rozpoczynając akcję „Keep calm and don’t kocia łapa”.

Uruchomiono już stronę internetową nakocialape.pl, w której zamieszczane będą materiały poświęcone tematyce małżeństwa, rodziny oraz konkubinatu.

Akcja rozpoczęła się 14 lutego w czasie spotkania narzeczonych z Ojcem Świętym w Watykanie. Jej kulminacja nastąpi 25 marca, w Dzień Świętości Życia. Organizatorom akcji pobłogosławił ks. abp Vincenzo Paglia, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny.

Jak podkreśla w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” ks. dr Przemysław Drąg, dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin (KODR), akcja ma zachęcić młodych do zawierania związków małżeńskich. – Z naszych informacji wynika, że w niektórych diecezjach aż 80 proc. par żyje w konkubinacie. W naszej akcji związki te określać będziemy „na kocią łapę”, w ten sposób podkreślając, że są to związki nietrwałe, w których „każdy sobie rzepkę skrobie”, gdzie dwie osoby żyją pod jednym dachem, ale każdy osobno, bez zobowiązań, zaspokajając swoje potrzeby – wyjaśnia kapłan.

– Widzimy coraz większe przyzwolenie na konkubinat. Często nawet dzieje się tak, że to rodzice namawiają młodych, by nie zawierali małżeństwa, ale najpierw się „spróbowali”, a przecież często konkubinat prowadzi do nieszczęść, do zranień – zaznacza ks. Drąg. Konkubinaty są już palącym problemem duszpasterskim. W 2013 roku zawarto najmniej małżeństw od 1945 roku. Rośnie natomiast liczba związków nieformalnych.

Jak podkreśla kapłan, wraz z rosnącym stale zjawiskiem konkubinatów pojawia się negatywna konsekwencja w postaci lęku przed odpowiedzialnością za drugą osobę, lęku przed posiadaniem dzieci, przed zaangażowaniem się na poważnie w życie społeczne. Zdaniem organizatorów akcji, dziś coraz częściej próbuje się usprawiedliwiać zjawisko kohabitacji, tłumacząc, że dobrze przeżyty konkubinat pomaga w życiu małżeńskim i rodzinnym. – Wiele badań prowadzonych w Stanach Zjednoczonych czy w Kanadzie wykazuje, że małżeństwa, które żyły wcześniej w konkubinacie, bardzo szybko się rozpadają, a sam konkubinat nie daje żadnej gwarancji szczęśliwego związku. Co więcej, dowiedziono, że dzieci, których rodzice żyli w związkach nieformalnych, same uciekają później przed odpowiedzialnością i powielają wzór swoich rodziców, żyjąc w związkach na próbę – wyjaśnia dyrektor KORD.

Uruchomiono już stronę internetową www.nakocialape.pl, w której zamieszczane będą materiały poświęcone tematyce małżeństwa, rodziny oraz konkubinatu. – Będziemy chcieli dotrzeć także do rodziców i wytłumaczyć im, że namawiając młodych do życia na kocią łapę czy przyzwalając na takie życie, przyczyniają się do tego, że młody człowiek staje się nieszczęśliwy, że nie kroczy dobrą, prostą drogą, ale żyje w grzechu. Wreszcie chcemy dotrzeć do mężczyzn i przypomnieć im, że to oni są odpowiedzialnymi za kobietę, za małżeństwo – wylicza kapłan.

W planach jest również przygotowanie w Warszawie konferencji „Konkubinat i co dalej?”. – Chcemy dotrzeć do każdej parafii z naszymi materiałami. Mamy nadzieję, że kapłani podejdą poważnie do tematu i w każdej świątyni wierni usłyszą katechezę czy kazanie na ten temat – mówi ks. Drąg.

Organizatorem kampanii „Keep calm and don’t kocia łapa” jest Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin przy współpracy Fundacji Razem w Rodzinie oraz Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny.
http://naszdziennik.pl/wp/68777,nie-dla-zycia-na-kocia-lape.html

17. Dekodowanie języka inżynierów neosocjalizmu. Autor: Dr Aldona Ciborowska

Kolejne światowe konferencje ONZ w latach 90. XX wieku wprowadziły nowy język, który niesie ze sobą nową etykę, narzucaną jako norma polityczna.
http://naszdziennik.pl/wp/68774,dekodowanie-jezyka-inzynierow-neosocjalizmu.html

Po 1989 roku spodziewaliśmy się zaprowadzenia normalności, rozumności zasad, stabilności prawa, przejrzystości reguł życia społeczno-politycznego. Mieliśmy nadzieję. Tymczasem „podmieniono” marksizm na neomarksizm – chaos „X” na chaos „X1”. Zaskoczeni, a przecież gotowi, by się otrząsnąć, zanim ideolodzy nowej lewicy wsadzą miliony ludzi w „brunatno-czerwone” buty swojej rewolucji, potrzebujemy rozeznania tego, co się stało, i tego, co się dzieje w prawie i w języku.

Od 2009 roku możemy korzystać z narzędzi rozeznania zawartych w publikacjach przetłumaczonych na język polski autorstwa Marguerite A. Peeters – znanej w Polsce z takich publikacji jak „Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej”, „Nowa etyka w dobie globalizacji. Wyzwania dla Kościoła”; „Polityka globalistów przeciwko rodzinie”, „Gender – światowa norma polityczna i kulturowa”, oraz z kilku wystąpień – również w Radiu Maryja i Telewizji Trwam. We wrześniu 2013 roku była prelegentką Międzynarodowej Konferencji w Krakowie.

Nowy język


Od początku lat 90. M.A. Peeters śledziła procesy zachodzące w świecie. Do tej pracy zainspirował ją ojciec, profesor prawa i ekonomii, wykładowca historii idei politycznych na uniwersytetach w Ameryce, Marta Robin – mistyczka i stygmatyczka, którą znała osobiście, z którą się modliła, oraz Jan Paweł II, którego nauczanie prawdziwie studiowała. Swoją pracę rozpoczęła w 1994 roku jako dziennikarz.

Do 2002 roku pracowała metodą socjologiczną: były to ankiety, pytania w kuluarach, głównie na konferencjach ONZ, w tym w Pekinie. W kolejnych latach kontynuowała śledzenie wydarzeń w ONZ. Pracowała jako osoba niezależna. Rozumiała, że to, co się tam wówczas mówi, jest ważne. Była świadkiem ujawniania się nowego politycznego języka. Była pierwszą i jedyną osobą, która podjęła badania nad tym nowym językiem – dostrzegła, że była to nowa synteza, zintegrowana – jednak w tamtym czasie ludzie nie stawiali sobie pytań. Oczywiście były osoby, które śledziły wydarzenia na forum ONZ w aspekcie ochrony życia poczętego, jednak Marguerite A. Peeters była jedyną osobą, która zajęła się tym nowym językiem.

Za czasów prezydentury George’a W. Busha na prośbę ambasadora przy ONZ (protestanckiego pochodzenia) zrobiła syntezę dotyczącą interpretacji instytucji – w aspekcie politycznych przemian w ONZ – pisała głównie raporty, które były pogłębioną analizą zmian w sferze języka. Analizowała dokumenty, robiła wywiady z osobami ważnymi w ONZ. W pewnym sensie była ukryta. Założyła w Belgii Instytut dla Dialogu Międzykulturowego (chodzi o to, że geniusz każdego narodu jest zabijany z powodów politycznych), stworzyła swój serwis Interactive Information System. Jest autorką ponad 290 raportów zawierających analizę dokumentów ONZ oraz UE.

Od 2002 roku pewne osoby zaczęły się interesować tą problematyką, dostrzegły, że coś się stało. Zaczęto ją zapraszać na konferencje. W 2003 roku zaprzyjaźniony ks. kard. Robert Sarah (sekretarz Kongregacji Nauki Wiary, Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów, wieloletni przewodniczący Konferencji Episkopatu Gwinei, obecnie przewodniczący Rady Cor Unum) i ks. kard. Bernard Agre zaprosili ją na Zgromadzenie Regionalne Konferencji Biskupów Krajów Afryki Zachodniej z udziałem 55 biskupów, a następnie poproszono ją o syntezę, ponieważ zauważono, że Afryka zaczęła być bombardowana przez ONZ. W odpowiedzi na tę prośbę powstał podręcznik „Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej” (w Polsce ukazał się w Wydawnictwie Sióstr Loretanek w 2010 roku). Ze strony księży biskupów było duże zainteresowanie tą publikacją.

Następnie zapraszano ją już prawie wszędzie do Afryki (na regionalne konferencje biskupów), na seminaria formacyjne na dwa dni i więcej. Brała udział w pracach II Synodu Afrykańskiego w Rzymie, była tam znana. Zapraszano ją do różnych gremiów całego świata, prowadzi wykłady i seminaria.

Nowomowa i nowa etyka


Dzisiaj my w Polsce jesteśmy zaskoczeni, bo nie rozumiemy, dlaczego pojawiają się absurdalne przepisy „ubrane” w nowy język, niedające się pogodzić z rozumem, z dobrze ukształtowanym sumieniem, z tradycją zakorzenioną w wielkiej kulturze prawdy, klasycznie rozumianej jako zgodność sądów z rzeczywistością, w etyce podpowiadającej: czyń dobro, unikaj zła.

Tymczasem Peeters przekonuje, że chociaż w 1989 r. Zachód ogłaszał triumf swojej demokracji, to w rzeczywistości znajdowała się ona w stanie zupełnej dekadencji. „W następstwie rewolucji kulturowej dokonała się rewolucja polityczna o zasięgu ogólnoświatowym, w którym osoby, rodziny, przedsiębiorstwa, religie, organizacje stają się partnerami w zarządzaniu globalnym, stosując sformułowania należące do tego nowego języka”, przy czym pojęcie „zrównoważonego rozwoju” pełni funkcję „wagi” określającej poziom wdrożenia ideologii ekologiczno-równościowej.

„W tamtym czasie ONZ zaczęła budować nowy światowy konsensus. Jego założenia ugruntowały kolejne światowe konferencje ONZ lat 90., które wyznaczyły główne kierunki tych przedsięwzięć. W ten sposób władzę polityczną uzyskało zarządzanie globalne oraz nowa etyka i jej nowomowa. Od tamtej pory nowy system semantyczny jest narzucany niepostrzeżenie we wszystkich kulturach, a wraz z nim jest niesiona nowa etyka”.

Ta etyka z jej nowomową pociągają za sobą rewolucję w prawie, tj. dekonstrukcję (zniszczenie) istoty prawa, i generują konieczność „powoływania ekspertów jako pośredników, ponieważ racjonalne odkrycie i poznanie tych norm nie jest możliwe – również dla decydentów”.

Peeters wyjaśnia, że: „Tworzenie nowego języka jest wyrazem dążenia do stworzenia nowej rzeczywistości wcześniej nieistniejącej, która powstała w umysłach inżynierów społecznych, która (…) według współinspirującej ruch gender w Stanach Zjednoczonych Judith Butler jest możliwa do osiągnięcia przez tzw. język doskonały, tj. taki, który usiłuje stworzyć rzeczywistość, której jeszcze nie ma”. W ten sposób np. problematyka niesiona ze słowem gender chce powołać do istnienia rzeczywistość „małżeństw” homoseksualistów.

Ponadto – jak twierdzi Peeters – odgórnie są generowane problemy np. klimatyczne, terroryzm etc. Tym sposobem owo zarządzanie przez ekspertów samo się umieszcza ponad rządami poszczególnych państw, narzucając swoje koncepcje i cele, faworyzuje partnerstwa pomiędzy organizacjami ponadnarodowymi i międzynarodowymi bardziej niż relacje dwustronne pomiędzy wolnymi i suwerennymi państwami.

Słownik nowej lewicy


Wśród licznych sformułowań sztucznego języka napotykamy brzmiący dobrotliwie „zrównoważony rozwój”, by w „towarzystwie” innych wymienianych przez M.A. Peeters jako pojęcia spreparowane przez inżynierów społecznych przeprowadzić kolejną rewolucję radykalizującą marksizm i leninizm; inne to: dobre zarządzanie, trwały rozwój, wzrastanie, problemy globalne, różnorodność kulturowa, gender, zasady partnerstwa, zdrowie i prawa seksualne i reprodukcyjne, wybór nieformalny, brak dyskryminacji, etyka światowa, wolność wyboru, prawo wyboru, prawa dzieci, uczestnictwo dziecka, parlament dziecięcy, wychowanie przez rówieśników, jakość życia, dobre samopoczucie.

Tymczasem znaczenia „zrównoważonego rozwoju” zdaje się, że nie rozumieją najbardziej prawi z prawych polityków, nie wiedząc, że zostali uwikłani w język nowej lewicy, która skonstruowała ten termin, żeby po cichu przeprowadzić globalną rewolucję kulturową i zniszczyć złudzenia co do rozumności prawa i podmiotowości osoby ludzkiej oraz narodów. „Za pomocą właśnie takich wyrażeń ten nowy język przynosi w sobie nowe globalne normy w dziedzinie polityki i kultury – wywodzące się z rewolucji kulturowej 1968 roku oraz sekularyzacji Zachodu. (…) aktualnie przeżywamy globalizację zachodniej apostazji”.

Zarządzanie globalne działa tak, że w ramach nowej etyki (anty-etyki) łączy działania moralnie sprzeczne, przy czym „zrównoważony rozwój” ma trzy składniki z różnych dziedzin: wzrost gospodarczy, ochrona środowiska, równość społeczna. Oznacza to, że – zrównoważenie rozwoju – będzie „centralnie” dobrze podsumowane tylko wtedy, kiedy cele wyznaczone zewnętrznie zostaną przeprowadzone, by zrównoważyć według odgórnie ustalonych wskaźników wzrost gospodarczy z ochroną środowiska, z przeprowadzeniem działań gwarantujących tzw. równość społeczną – tu jest miejsce dla gender.

„Nowa globalna etyka wpływa w sposób ukryty na reinterpretację prawa międzynarodowego oraz wytworzenie nowych praw. W następstwie tego faktu konstytucje państw przyjęte po powstaniu tego nowego konsensusu zawierają jego elementy, a stworzone mechanizmy kontroli sprawdzają, czy są stosowane (np. statystyki zastosowania równości płci i tu np. wskaźniki postępu)” – przekonuje Peeters, twierdząc, że zarządzanie globalne usiłuje stworzyć więzi z poszczególnymi jednostkami, pomijając naturalne więzi rodziny, religii – co jest cechą systemu totalitarnego, awansującego z determinacją, tym razem nieposługującego się przemocą, lecz językiem dwuznacznym – wewnętrznie sprzecznym, kulturą, nowymi mechanizmami podejmowania decyzji wywodzącymi się z socjologii, psychologii i nowej wiedzy czerpanej z nauk o człowieku.

Mentalność genderowa


Zasada kierunkowa zrównoważonego rozwoju przyjęta na Konferencji w Rio de Janeiro w 1992 roku jest już zagwarantowana w polskim prawie od Konstytucji RP z 1997 roku i ma przeprowadzać zmiany nie tylko w zakresie ochrony środowiska, ale również zmiany społeczne, np. w „uprawnianiu” równościowym.

W Rio dokonało się przesunięcie – subtelne, lecz decydujące o reinterpretacji prawa – podmiotem prawa stało się środowisko – owszem, z istotami ludzkimi, zamiast, jak być powinno – podmiotowość osób – jako centrum rozumnej działalności legislacyjnej: „Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich; złożyłeś wszystko pod Jego stopy: owce i bydło wszelakie, a nadto i polne stada, ptactwo powietrzne oraz ryby morskie, wszystko, co szlaki mórz przemierza.”(Ps 8 „Pochwała wielkości Stwórcy i godności człowieka”).

W dokumentach Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro z czerwca 1992 roku w Agendzie 21 znajduje się sformułowanie tej zasady (ang. Adoption of Agreement on Global Environment and Development). Agenda zawiera obowiązujący w najbliższym stuleciu kompleksowy, globalny program pożądanych działań w zakresie rozwoju i środowiska w ich wzajemnym powiązaniu. Autorzy dokumentu przekonują, że Agenda 21 jest globalnym programem działań na rzecz środowiska i rozwoju. Program ten wskazuje, w jaki sposób można równoważyć rozwój gospodarczy i społeczny z poszanowaniem środowiska.

Z komentarza do art. 5 Konstytucji RP z dnia 2 kwietnia 1997 roku prof. Piotra Winczorka wynika, że „zasada zrównoważonego rozwoju (gospodarczego, społecznego i kulturalnego) została sformułowana (…) na światowej Konferencji ekologicznej w Rio de Janeiro”. Peeters wyjaśnia, że owo pojęcie zostało ukute przez dawną wiceprezydent Międzynarodówki Socjalistycznej Gro Harlem Brundtland i odzwierciedla mentalność „dekompozycji lub rozpadu demokracji, kapitulacji moralnej zdolnej porzucić wartości uniwersalne”, którą przejmuje również Traktat ustanawiający Konstytucję dla Europy (Rzym, 29.10.2004 r.), gdzie w art. 81 tej konstytucji (II cz. Karty Praw Podstawowych) znajduje się zakaz „wszelkiej dyskryminacji ze względu na (…) orientację seksualną”.

Tym sposobem punkt ciężkości ochrony przeniósł się z osób na środowisko. W dokumencie mówi się tylko o „istotach ludzkich”. Agenda dokonuje również redefinicji człowieczeństwa – z osoby na „istotę ludzką”, kładąc podwaliny pod ideologię gender.

Socjalizm żyje


Wygląda to tak, że pojęcie zrównoważonego rozwoju ma zastąpić pojęcie wzrostu, a nie oznacza wcale tego, co potocznie się myśli o tym pojęciu, w rzeczywistości go nie rozumiejąc. Ten zwrot implantuje się do podań, prac naukowych, referatów – jako wartościowy. Tymczasem uwikłani w zrównoważony rozwój stajemy się ofiarami dekonstrukcji rzeczywistości, współuczestnikami socjalistycznej ideologii, której powrót zapowiadał Adam Schaff w wywiadzie udzielonym „Wiadomościom” TVP 13 lipca 1989 roku: „Ja mniej więcej 10 lat temu te wszystkie sprawy powiedziałem (…) przewidująco, współtworzyłem, czy nawet zainicjowałem taki wielki ruch międzynarodowy ’Socjalizm Przyszłości’, na Zachodzie, który zajmuje się sprawą nowej formy socjalizmu, która przyjdzie. Socjalizm jako taki na pewno nie zginie, (…) na pewno nie będzie wyglądał tak, jak on wyglądał u nas, (…) no a teraz jest sprawa, jak powinno być, i otóż zajmujemy się tym, jak to powinno być, i są ludzie na świecie, wbrew najrozmaitszym poglądom, które u nas kursują, my jesteśmy strasznie prowincjonalni, strasznie ograniczeni w swoim patrzeniu na rzeczy, są ludzie, którzy na świecie przygotowują się do tego nowego okresu, który przyjdzie na fali nowej rewolucji przemysłowej, w najbliższym czasie, 10-20 lat, i przygotowują ten nowy socjalizm, wobec tego bądźmy dobrej myśli, jakiś socjalizm będzie (…)”.

Dzisiaj Ruch Palikota, ruch lewicowy w tzw. Manifeście rewolucji postnarodowej w Europie – Dla Europy! – czerpie od swoich kolegów, np. Cohn Bendita i Verhofstadta, np.: „Trzeba powtarzać, że nie ma powodów, by obawiać się globalizacji. Zamiast próbować się jej sprzeciwiać, musimy mieć na nią wpływ, kierować nią i rozwijać ją oraz nadać jej ekologiczny i polityczny wymiar. Krótko mówiąc, musimy stworzyć globalizację społeczną, ekologiczną i polityczną (…)”. „Europa musi skończyć to, co zaczęła na szczeblu światowym: globalizację (…). Europa prawdziwie potrzebuje radykalnej zmiany, prawdziwej rewolucji, należy ustanowić federalną Unię Europejską” (86). „Możliwe, że federacja europejska ujrzy światło, ale stanie się tak wbrew woli wielu polityków” (s. 122).

Autorzy manifestu wskazują, że ich walka przebiega wokół tematów międzynarodowych, tj. zmiany klimatyczne, zapewnienie zrównoważonego rozwoju i walka z ubóstwem.

Skoro tak się sprawy mają, to chciałoby się, żeby analizy M.A. Peeters, które mogą być decydujące w zatrzymaniu koła zamachowego rewolucji kulturowej w Polsce, znalazły zainteresowanie którejś z partii patriotycznych, żeby zdecydowała się z nich skorzystać i zaprosić Peeters do konsultacji.

Szczegółowe diagnozy Peeters, która w swoim czasie pracowała także na zamówienie administracji amerykańskiej, ukazują, że kolejna fala socjalizmu właśnie pokrywa swoją masą tzw. prawodawstwo i z siłą opętanego uderza w porządek cywilizacji wzniesionej na myśleniu realistycznym, w którym „prawo jest przedmiotem sprawiedliwości, czyli cnoty sprawiedliwego podziału (gwarantowania każdemu tego, co mu się należy) rzeczy zewnętrznych służących do ziemskiego życia społecznego”.

Peeters przekonuje: wyzwanie dla katolików polega na tym, by ponownie odkryć wezwanie dane nam od Boga już w Księdze Rodzaju oraz by ponownie pojednać mężczyznę z kobietą, obywateli z matką i ojcem, których „rozwiodła” rewolucja francuska, ochronę środowiska naturalnego ze wskazaniami zawartymi w Objawieniu.

Chodzi o przywrócenie takiej rzeczywistości, w której prawo jest przedmiotem sprawiedliwości, a podmiotem prawa – osoba ludzka, rozumiana jako jedność duszy i ciała, powołana do relacji miłości z bliźnim, a nie środowisko, jak tego chcą inżynierowie nowej globalnej etyki, globalnego zarządzania, odwracając się od podporządkowania człowiekowi reszty stworzenia – i zmieniają zwrot wektora działań osobowych z: „w górę” – ku Bogu – ku wartościom, na: „w dół” – ku popędom.

Cytaty M.A. Peeters pochodzą z wykładu na UKSW zorganizowanego przez Wydział Prawa Kanonicznego UKSW „Światowa etyka postmodernistyczna i dekonstrukcja modernizmu – wyzwanie dla prawa w tradycji judeochrześcijańskiej”, październik 2011 roku.
 
Autorka jest doktorem nauk prawnych.

18. Kamienie obrazy

Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej i Rada Fundacji Harcerstwa Drugiego Stulecia w oficjalnych stanowiskach uznały filmowe „Kamienie na szaniec” za obraźliwe.

Zdaniem Ewy Borkowskiej-Pastwy, przewodniczącej ZHR, bohaterom książki Kamińskiego Gliński na siłę nadał rys współczesnej generacji młodzieży: buntu wobec starszych, rodziców i przełożonych, rozwiązłości, lekceważenia zasad konspiracji i niejednoznacznego stosunku do patriotyzmu.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/68756,kamienie-obrazy.html

19. Dwa światła na świeczniku Kościoła

Z pewnością katoliccy rodzice pragną, aby w ich dzieciach rozwijała się wiara, aby były ustrzeżone od zła, aby w przyszłości wypełniły zadania, do jakich powoła je Opatrzność Boża. Czy objawienia Anioła Pokoju nie są dla nas wskazówką w tych pełnych zagrożeń czasach? To, czego nie potrafią zrobić rodzice, z pewnością mogą Aniołowie Stróżowie. Czy nie trzeba powrócić do praktyki zawierzania dzieci Aniołom, do uczenia ich od najmłodszych lat modlitwy do ich niebieskich opiekunów?
http://naszdziennik.pl/wiara-kosciol-na-swiecie/68675,dwa-swiatla-na-swieczniku-kosciola.html

20. Ład serca

Nic bardziej i skuteczniej nie przyczynia się do postępu w pracy duchowej, jak roztropnie zrobiony rozkład czasu i zajęć i wierne przestrzeganie go. Rozkład taki obmyślany z przezornością na podstawie doświadczenia powinien stanowić istotną regułę życia, opartą na ogólnych zasadach katechizmowych, a zastosowana do okoliczności i osobistych obowiązków.
http://naszdziennik.pl/wp/68450,lad-serca.html


****************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

Z  WYBRANYCH  PORTALI   INTERNETOWYCH...


Z   CZASOPISMA  "NIEDZIELA" ....

Oblicza wolności słowa. Autor Katarzyna Cegielska

http://www.niedziela.pl/artykul/73214/nd/Oblicza-wolnosci-slowa

Grono znakomitych prelegentów oraz kilkuset słuchaczy przybyło w sobotę 24 stycznia do Torunia, by w auli Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej uczestniczyć w sympozjum naukowym zatytułowanym „Oblicza wolności słowa”. Wolność słowa to bardzo ważne zagadnienie z dziedziny funkcjonowania mediów, dlatego zostało podjęte przez tę młodą, jednak prężnie działającą uczelnię, kształcącą także dziennikarzy.

W dniu patrona dziennikarzy

Nieprzypadkowo sympozjum odbyło się 24 stycznia. Tego dnia bowiem obchodziliśmy wspomnienie św. Franciszka Salezego - patrona i orędownika twórców środków społecznego komunikowania, a szczególnie mediów katolickich.
Czym jest wolność słowa, czy jest niezagrożona i czy źle pojmowana nie niesie w sobie zagrożeń? To tylko nieliczne pytania, na które starali się odpowiedzieć prelegenci w swoich wystąpieniach. Referenci mówili o wolności słowa na podstawie własnych doświadczeń wyniesionych z pracy w świecie nauki, mediów i wymiaru sprawiedliwości. Zwracali uwagę na to, że po tylu latach zniewolenia, jakiego doświadczyliśmy w naszym kraju, do wolności słowa i, co się z tym wiąże, do prawdy nieustannie trzeba wychowywać kolejne pokolenia Polaków. Wolność jest niewątpliwie darem, lecz - jak mówi Ojciec Święty - jest nie tylko dana, ale i zadana. Nie można jej nadużywać i trzeba ją pielęgnować. Wolność osoby, a więc także jej wolność wypowiadania się, nie jest nieograniczona - kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby. Nikogo nie wolno pomawiać, zawsze należy głosić prawdę.

Wolność bez prawdy nie istnieje

Pierwszym prelegentem, który zabrał głos, był bp Adam Lepa - członek Rady Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu. Ksiądz Biskup przybliżył nauczanie Ojca Świętego Jana Pawła II w zakresie społecznego przekazywania informacji. Przypomniał, że właściwym celem i zadaniem mass mediów jest służba prawdzie, bez której wolność nie istnieje. - Jeżeli dziennikarze będą ją (prawdę - przyp. K. C.) respektować w całej rozciągłości, zdołają uchronić media przed utratą wolności. Wtedy słowo nie będzie zagrożone - mówił Ksiądz Biskup, który przywołał też przestrogę Ojca Świętego, skierowaną do ludzi mediów: „Jeśli media mają służyć wolności, same muszą być wolne i należycie korzystać ze swojej wolności”. Tymczasem - jak stwierdza bp Lepa - często widoczne są różne formy naruszania wolności słowa w mediach. Jedną z nich jest zagubienie misji przez telewizję publiczną. Wynika to m.in. z upartyjnienia telewizji, a więc uzależnienia jej od pewnych grup politycznych, oraz z ignorowania społeczeństwa.

Obyczajność kontra rozkiełznanie

O wolności słowa w cywilizacji Zachodu mówił prof. Bogusław Wolniewicz, logik i filozof z Uniwersytetu Warszawskiego. Zaznaczył on, że nieograniczona swoboda wolności prowadzi do niewłaściwego jej użycia, a w konsekwencji do szerzenia poglądów błędnych i szkodliwych. Prelegent podkreślił, że w kulturze Zachodu toczy się ostra walka o kształt duchowy naszej cywilizacji. W tej walce ścierają się dwie siły. Jedną z nich jest rozkiełznany libertynizm, drugą - chrześcijańska obyczajność. Propagowanie libertyńskich antywartości nie może skończyć się niczym dobrym. Przykładem może być rozluźnienie dyscypliny w szkołach, a następnie wprowadzenie do tychże szkół policji. - To jest jawny przykład kompletnego bankructwa libertyńskiej pedagogii. Zniszczono autorytet nauczycieli i nastąpiło to, co każdy rozsądny człowiek z łatwością był w stanie przewidzieć: władzę w szkole zaczęły przejmować bandy młodzieżowe - zauważył Profesor. Wolność słowa prof. Wolniewicz określił jako tolerancję dla poglądów, które są nam obce, ale które jesteśmy gotowi znosić w pewnym przedziale. - Jest granica, na której ta tolerancja się kończy. I w moim rozumieniu taką wyraźną granicą są próby obrażania Matki Boskiej - stwierdził Prelegent, podając przykłady profanowania wizerunku Matki Bożej. Dodał, że w systemie demokratycznym nie istnieje cenzura prewencyjna, tzn. skryta, którą prowadzi policja, nie dopuszczająca np. czegoś do publikacji. Natomiast demokracja nie wyklucza wcale cenzury jawnej, tzw. represyjnej, którą stosuje sąd po dokonaniu nadużyć wolności do wypowiedzi. - Cenzura w demokracji jest ostatecznością, kiedy załamuje się fundament obyczajności, na którym każda demokracja się opiera - skonkludował prof. Wolniewicz.

Krytyka wynikająca ze strachu


Rektor WSKSiM i dyrektor Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk CSsR w referacie odczytanym pod jego nieobecność przez prorektor dr Łucję Łukaszewicz skupił swą uwagę na zewnętrznych ograniczeniach wolności słowa w Radiu Maryja. Dyrektor Rozgłośni dokonał analizy prób ograniczenia wolności słowa ze strony Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz mediów krajowych i zagranicznych. Media znalazły w Radiu Maryja obiekt ciągłego ataku. Przez 12 lat od powstania tej katolickiej rozgłośni tylko w wysokonakładowych pismach ukazało się ok. 16 tys. artykułów na jej temat. Ogromna ich większość kąśliwie krytykuje Radio Maryja i jego Założyciela. Do tego chóru dołączają instytucje państwowe opanowane przez lewicowo-liberalnych polityków. „Władza boi się zbyt głębokiej refleksji historycznej. Boi się głębokiej świadomości historycznej, bogactwa emocji, obligatoryjności moralnej, wyborów życiowych” - napisał w referacie Ojciec Rektor. Podał też przykłady zarzutów stawianych Radiu Maryja przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. I tak np. przegląd prasy wolnej od nacisku partyjnego czy audycje upowszechniające czytelnictwo Rada traktuje jako kryptoreklamę i wysuwa jako zarzut wobec Radia Maryja, które jest nadawcą społecznym. „Uznawanie oświatowej działalności Radia przez jego krytyków, kontrolerów, jako działalności komercyjnej stanowi bardzo znamienny wskaźnik strategii strachu” - ocenił Rektor WSKSiM. Przywołał też zarzucaną Radiu Maryja „eurofobiczność”. „Alarmowe definicje sytuacji związanych z Unią Europejską są dla Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nie do przyjęcia. A jest to przecież tylko poszukiwanie przyszłego unijnego «dobra» z punktu widzenia prawdy, moralności, świętości - prawdy o cenie, jaką Polacy mają zapłacić za utopijne wyrażanie nadziei” - tłumaczył o. Tadeusz Rydzyk.

Cenzura - system niszczenia prawdy


Ks. inf. dr Ireneusz Skubiś, redaktor naczelny tygodnika Niedziela, podjął temat słowa skrępowanego, zniewolonego za czasów PRL. Mówił o cenzurze charakterystycznej dla systemów totalitarnych. Jak podkreślił, cenzura była systemem niszczenia prawdy. Sam doświadczył jej działań, bowiem Niedziela została reaktywowana w 1981 r. - po 28 latach milczenia. Ale i wtedy nie była wolna od ingerencji partyjnych cenzorów. - Wydawanie każdego numeru odbywało się tak, że materiały przygotowane do druku, tzw. szczotki, zawoziliśmy z drukarni do cenzury, która miała kilka dni na ich przeczytanie. W każdym tygodniu przedstawiano nam zastrzeżenia do tekstów - wspominał ks. Skubiś. - W tym trudnym czasie, kiedy został zamordowany ks. Jerzy Popiełuszko, tekst o jego pogrzebie miał aż 14 ingerencji. Nie pozwolono nam zamieścić tytułu Świadek prawdy, a dwa duże teksty o ks. Jerzym zostały mocno okrojone. Jednak społeczeństwo domagające się prawdy o śmierci Kapłana wiedziało, że mimo cenzury najwięcej będzie się mogło dowiedzieć na ten temat z katolickiego tygodnika. Ten numer Niedzieli, która rozchodziła się wówczas w stutysięcznym nakładzie, został prawie na pniu wykupiony - wspominał Ksiądz Redaktor.

Współczesne zagrożenia wolności słowa


Czasy cenzury wcale nie minęły, jak mogłoby się wydawać. Zdaniem decydentów, niektóre tematy najlepiej przemilczeć. O cenzurze w czasach nam współczesnych (w latach 1980-2004) mówił prof. Jerzy Robert Nowak. Przedstawił on całe spektrum przykładów cenzurowania filmów i książek. Wiele wartościowych filmów, np. Hubal czy Obywatel poeta, telewizja publiczna długo wstrzymywała, a gdy wreszcie ujrzały światło, to niestety nie było to światło dzienne - były bowiem emitowane po północy. Prof. Nowak w swoim referacie zwrócił też uwagę na przyszłe zagrożenia w sferze wolności słowa. - Jesteśmy oto zaledwie 3 miesiące przed terminem wejścia Polski do Unii Europejskiej, kiedy to zacznie funkcjonować unijny mandat aresztowania za rozmaite rodzaje przestępstw, w tym pod zarzutem ksenofobii i rasizmu - mówił Profesor, dodając, że zarzuty te można stosować bardzo rozciągliwie i w sposób umowny. A takiego właśnie nadużycia prof. Jerzy Robert Nowak doświadczył już rok temu, kiedy to policja skonfiskowała 4 jego książki z tyskiej księgarni jako dowód w sprawie o szerzenie antysemityzmu. Zarzut, choć niesłuszny, okazał się wtedy bardzo skuteczną reklamą, jednak był pierwszą poważną próbą zastraszenia i zamknięcia Profesorowi ust.

Wolność słowa - ryzyko prokuratora


Ostatnim prelegentem sympozjum był prokurator Andrzej Witkowski z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Lublinie. W referacie Wolność słowa - ryzyko zawodowe prokuratora przedstawił on swoje doświadczenia związane ze śledztwem w sprawie zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki - jednego z największych dramatów sądowych postkomunistycznej Polski, dziejącego się na naszych oczach. Prokurator prowadził je od czerwca 1990 r. do grudnia 1991 r., a od początku tego roku prowadzi je ponownie. W swoim referacie starał się odpowiedzieć na pytania, kiedy i dlaczego wolność słowa, odnoszona do powinności prawnika - prokuratora, związana jest z ryzykiem wykonywanych przez niego obowiązków. Ograniczenia charakterystyczne dla jego zawodu, uzasadnione z uwagi na dobro śledztwa, nie są często respektowane w mass mediach. Andrzej Witkowski, opierając się na własnym doświadczeniu prowadzenia tej sprawy, ukazał mechanizmy manipulacji prasowych dotyczących śledztwa, jego osoby i jego przełożonych oraz próby wywierania wpływu na prowadzenie tegoż śledztwa.

Po części wykładowej odbyła się dyskusja.

W sympozjum uczestniczyła rzesza zainteresowanych tą ważną tematyką, dotykającą przecież każdego z nas. Oprócz zebranych w auli Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, możliwość uczestnictwa w sesji - dzięki bezpośredniej transmisji - mieli słuchacze Radia Maryja i widzowie Telewizji Trwam.