W tym miesiącu zmarli dwaj wybitni Polacy: czynni, skuteczni, wyraziści
obrońcy człowieka oraz prawdy o człowieku i społeczeństwie:
Ksiądz infułat Józef Wójcik oraz Senator Zbigniew Romaszewski. Obejmijmy
Ich swoją osobistą (może także grupową) modlitwą.
Przypomnijmy:
- nasze spotkanie z Księdzem Józefem
- list
otwarty Księdza Józefa do Pana Premiera Donalda Tuska.
Spis treści
*** Zachęcam do wspierania
„Naszego Dziennika” poprzez kupowanie wersji papierowej,
zachęcam do zwiedzania strony, zawierającej przegląd ważnych dla przyszłości wydarzeń http://naszdziennik.pl/news ***
Jesteśmy na Twitterze oraz Facebooku
Gorąco zachęcamy do obserwowania nas na Twitterze, polubienia
naszej strony na Facebooku oraz rozsyłania wici znajomym.
Przypominamy, że niektóre serwery pocztowe blokują zasoby graficzne
w wiadomościach e-mail. Żeby mieć pewność, że wszystkie obrazki
wyświetlą się poprawnie, zachęcamy do:
- dodania adresu informator@naszdziennik.info do książki adresowej albo listy kontaktów,
- dodania adresu informator@naszdziennik.info do grona zaufanych nadawców,
- wybrania opcji „Zawsze pokazuj obrazki od tego nadawcy”.
*********************************************************************************************************************************************************************************************************************************
WARTO WIEDZIEĆ i REAGOWAĆ! (luty
2014)
Z TELEWIZJI TVP-INFO....
Warto rozmawiać - fragment programu Pana Jana Pospieszalskiego na temat seksedukacji
Warto obejrzeć dostępny w internecie fragment wymiany poglądów na temat seksedukacji http://www.youtube.com/watch?v=NKrCCiEaZ4A
Warto zastanowić się, czy mamy do czynienia z postawą "głupków" czy
raczej z przemyślaną postawą "mądrych inaczej", którzy realizują
zadanie zepchnięcia ludzkości w przepaść zezwierzęcenia, na
podobieństwo samobójczego (lemingi) lub przedgodowego "szaleństwa"
niektótych zwierząt.
**************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************
Z CZASOPISMA
"NASZ DZIENNIK" ...
1. Genderowy analfabetyzm. Beata Falkowska rozmawia z Ks. prof. Tadeuszem Guzem, kierownikiem Katedry Filozofii Prawa KUL
Księże Profesorze,
katolicy w Polsce są podobno niedouczeni i straszą gender, choć to
rzekomo współgrający z chrześcijaństwem postulat wymiany społecznych
ról i równouprawnienia. Niektórzy z kolei twierdzą, że ideologia gender
po prostu nie istnieje. Ksiądz Profesor wie, czym jest gender?
– Zapewne niektórzy ludzie mogą być zdezorientowani czy też nie
posiadać pewnej wiedzy na temat tego, czym jest gender. Ja zajmuję się
systematycznie filozofią od 25 lat, z czego 14 lat spędziłem na
Zachodzie, gdzie te trendy były urzeczywistniane na różnych
płaszczyznach i sam systematycznie zajmowałem się analizą
najważniejszych nurtów myślowych, które zadecydowały o dzisiejszym
kształcie ideologii gender. Sądzę więc, iż mogę z całą świadomością
powiedzieć [uśmiech], że mam zasadniczą wiedzę na temat tego, czym jest
trend ideologii gender i queer, czyli ideologii płci.
Zwolennicy gender wolą mówić o filozofii.
– Jeżeli tak czynią, to albo nie posiadają żadnej wiedzy na temat tego,
czym jest gender, albo świadomie i programowo deformują rozumienie
tego, czym jest ideologia płci. Filozofia jako nauka bazuje bowiem na
racjonalnym poznaniu rzeczywistości. Przedmiotem myślenia
filozoficznego jest cała widzialna i niewidzialna rzeczywistość, jaką
ona jest sama w sobie, z pomocą takich zasad jak: tożsamość,
niesprzeczność czy przyczynowość, i takich kategorii jak: substancja i
przypadłość, wyprowadzonych zresztą z realnego świata, którego
ostateczną racją i najwyższym spełnieniem – nie tylko w świetle myśli
chrześcijańskiej – jest sam transcendentny Bóg. Dlatego filozof nie
kreuje rzeczywistości, tak jak chciałby tego Karol Marks, który w
„Tezach o Feuerbachu” stwierdził, że dotychczas to „filozofowie tylko
różnie interpretowali świat, a chodziłoby o to, aby go zmienić” w
sensie istotowym. Metody realistycznego myślenia filozoficznego
korespondują z badaną rzeczywistością i umożliwiają systematyczny i
całościowy namysł filozofa nad badanym światem. Chce on dotrzeć za
pomocą władz duchowych, które posiada, tj. rozumu, pamięci i wolnej
woli, a także całej duszy i zjednoczonego z nią ciała w integralnie
rozumianym podmiocie własnej osoby jako uczonego do tego, kim jest
człowiek, zwierzę, roślina, a nade wszystko znaleźć odpowiedź na
pytanie, kim jest Pan Bóg jako ostateczna Racja bytu w ogóle i zarazem
najwyższy Cel tego wszystkiego, co nazywamy kosmosem, by tworzyć
„kulturę życia” (Jan Paweł II), wspierać życie człowieka i bronić je
przed wszelkim niebezpieczeństwem.
Na to genderyści mogą powiedzieć: nas interesuje płeć i ją badamy.
– Płciowość jest istniejącą rzeczywistością, tylko że ona nie może być
oderwana od człowieka, tzn. ani od jego osoby, ani od jego osobowej
duchowości, ani od jego osobowej cielesności, tak jak chce tego
programowo gender. Filozofia realistyczna i dodatkowo inspirowana
treścią Objawienia chrześcijańskiego w Osobie Jezusa z Nazaretu chce
poznać całego człowieka w jego kobiecości i męskości w sposób
uporządkowany, a nie redukcjonistyczny. Zatem każda próba redukowania
rzeczywistości człowieka do „popędu seksualnego” czy „zlepku popędów”
jest zasadniczym błędem ideologii płci na przestrzeni ostatnich dwóch
wieków i ostatecznie okazuje się sprzeczną z rozumem i nauką, co
nieuchronnie demaskuje ją jako absurd.
Jak Ksiądz
Profesor uzasadni to ostatnie zdanie? To jeden z naczelnych zarzutów
zwolenników gender, że katolicy sprowadzają wszystko do seksu, a gender
to walka o prawo do subiektywnie odczuwanej „tożsamości” nie tylko w
sensie erotycznym.
– Przyjrzyjmy się genezie ideologii gender. Wiemy doskonale, że w
świetle biblijnych opisów „Bóg stworzył człowieka na obraz swój,
stworzył go na swoje własne podobieństwo – stworzył mężczyznę i
niewiastę”, i było to „bardzo dobre” (Rdz 1, 27; 31). Prawda, że byt
kobiety i mężczyzny ma swoje Boskie pochodzenie, jest dziś wielorako i
interdyscyplinarnie analizowana i dyskutowana. Wielu wybitnych
reprezentantów nauki światowej, niezależnie od tego, czy w Boga wierzy,
czy nie, przyznaje, że człowiek nie uzasadnia sam siebie – swoją
duchowością i cielesnością – ani własnego istnienia, ani też tego, kim
jest. Potwierdza się ta prawda już u samych początków starożytnej
filozofii greckiej, rzymskiej i w innych obszarach kulturowych, np. w
mądrościach Konfucjusza, że człowiek pochodzi od jakiejś istoty
pozaziemskiej, która w świetle Objawienia ma konkretne imię:
Trójosobowy i zarazem jedyny Bóg – Ojciec, Syn i Duch Święty.
Ekonomia, historia, kultura – co jeszcze określa „tożsamość płciową” w gender?
– W genderyzmie pierwotny nurt marksistowski twierdzi, że płciowość, a
tym samym cała bytowość kobiety i mężczyzny jest przykładem „relacji
społecznych”. Marks z Engelsem, mając tzw. teorię Darwina o pochodzeniu
gatunków z ewoluującej materii do dyspozycji, twierdzili, że bytowość
kobiety i mężczyzny krystalizuje się ostatecznie w „społeczeństwie
komunistycznym”. Człowiek w takim ujęciu jest „produktem społecznym” i
wraz ze swoją płciowością jest „sposobem”, w jaki materia poprzez całe
społeczeństwo „konsumuje” siebie samą – przede wszystkim w ciele
mężczyzny i kobiety. Następnie twierdzi się w ideologii gender, że
człowiek jest także produktem kulturowym, co jest ujęciem
neomarksistowskim nowej lewicy, czyli szkoły frankfurckiej. Temu
nurtowi ideologicznemu powinno się słusznie postawić zarzut, iż
wszystko sprowadzone jest do płaszczyzny seksualności, której drugą
stroną jest według Freuda i Adorna „popęd śmierci”. Dlatego o żadnej
„tożsamości” w ideologii genderowej nie może być mowy, ponieważ według
Judith Butler „płeć biologiczna” jest „konstrukcją” kulturową
zniewalającą człowieka” i – za Heglem – twierdzi ona, iż „płeć” jest
tylko „procesem”. Gabriele Kuby ma rację, gdy sądzi, iż w gender „nie
ma męskości i kobiecości jako takich”, lecz tylko „zachowanie, które
może się każdorazowo zmieniać”.
Dobrze, ale
dlaczego ten konstruowany społecznie człowiek ma od razu kierować się
głównie popędem? Adherenci gender od razu stwierdzą, że to my
redukujemy ich pojmowanie człowieka.
– Nie znajdziemy w genderyzmie pojęcia, które nazywamy osobą ludzką,
czyli istotą duchowo-cielesną. Genderyzm wyrasta z materii, tam nie ma
ducha, rozumu, pamięci, wolnej woli, tam nie ma duszy. Ciało jest w tym
ujęciu tylko artykulacją popędu seksualnego, a wszystko, co jest
dokonywane w ciele, nie jest rozumne, nie jest wyrazem ducha, bo ducha
po prostu nie ma. Już markiz de Sade twierdził, że „dusza jest materią”
i podlega „tym samym etapom rozwoju, co ciało”. Zatem ciało i wszystkie
jego odruchy nie zachowują się w sposób racjonalny, kierowany przez
osobowy rozum, ani nie są aktami wolitywnymi, kształtowanymi przez
osobową wolną wolę, która ukierunkowuje ciało, np. do darowania się
człowieka w swoim „oblubieńczym” i „rodzicielskim ciele” (Jan Paweł II)
w postaci miłości małżeńskiej, rodzinnej i w ogóle w „miłości Boga i
bliźniego”, o czym naucza nas Kościół katolicki. Pozostaje ten
nieświadomy i niepowiązany z duchem popęd seksualny, który wraz z
innymi „bardzo mocnymi popędami” tworzy według „umierającego” jako
„stworzonego przez przyrodę” w dialogu de Sade’a „jedyny cel w
świecie”, by „się im poświęcić i je zaspokoić”.
Naprawdę dewiant
de Sade jest reprezentatywnym przykładem sposobu myślenia o świecie i
człowieku współczesnych wielbicieli gender? Inni konstruktorzy tego
nurtu również firmowali „poświęcanie” się dla popędu?
– Michel de Foucault, jeden z postmodernistów, który także opowiedział
się za genderyzmem, sprowadza człowieka, podobnie jak Butler, do
„podmiotu pożądającego”, czyli utożsamia człowieka z popędem, z
pożądaniem, podnosząc to ostatnie do rangi jedynego podmiotu, jedynej
substancji i jedynego wyrazu istnienia osoby ludzkiej, co przecież z
teologicznego punktu widzenia jest jako skutek „pożądania ciała,
pożądania oczu i pychy żywota” (1 J 2, 16) „strukturą grzechu” (Jan
Paweł II) prowadzącą do pełnej destrukcji. Wcześniej podobnej redukcji
dokonali wspomniany de Sade, Hegel, Marks, Engels, Nietzsche, Freud,
Jung, Sanger, Hirschfeld, Reich, Kołłątaj, Horkheimer, Adorno, Marcuse,
de Beauvoir, Lacan, Irigaray, Wittig, Derrida, Degele i cały inny
szereg myślicieli nowożytności. To jest linia ukazująca, że człowiek
jest tylko popędem bez ducha, duszy i właściwie bez ciała w sensie
nawet naukowym jako zorganizowanego, cudownie uporządkowanego,
niezwykle misternie zbudowanego organizmu ludzkiego. To ciało nie jest
pojęte w dosłownym tego słowa znaczeniu jako ciało, ale jako zlepek
komórek, które tworzą popęd seksualny. Człowiek jest tym samym
urzeczowiony, nie jest podmiotem osobowym, jest czymś przeznaczonym do
użycia i zużycia. Instrumentalizacja płciowości ludzkiej dokonuje się
poprzez jej całkowitą depersonalizację, co stanowi kasację człowieka
jako osoby.
„Austria
potrzebuje więcej wolności” – tak w Wiedniu reklamowano kanał
pornograficzny. Kultura w gender jest jedynie przestrzenią realizacji
popędu?
– Herbert Marcuse żądał w okresie rewolucji seksualnej, „seksualizacji
wszystkich sfer” kultury. Freud pozwalał jeszcze na „zasadę realizmu”,
by popęd uzyskał w kulturze swoją granicę. To było tylko dlatego
możliwe, że Freud nie był wówczas w stanie przezwyciężyć kultury z
nauką i religią na czele. Neomarksiści natomiast, „usprawiedliwiając
psychoanalizę jako naukę” (Adorno), zdobywają się na rewolucyjną
„odwagę” totalnego podporządkowania kultury procesowi seksualizacji, by
kultura nie tylko nie stawiała już żadnych granic w urzeczywistnianiu
się popędu seksualnego, lecz co więcej, by stała się jego
najskuteczniejszym motorem. Zredukowanie człowieka do popędu, do
„podmiotu pożądającego” jest zasadniczym rozminięciem się z rzetelnymi
wynikami badań w naukach humanistycznych i szczegółowych,
falsyfikujących stanowisko genderyzmu jako ideologię. Warto w tym
miejscu przywołać wyniki badań tak wybitnych uczonych, jak laureat
Nagrody Nobla Sir John Eccles czy jeden z najwybitniejszych badaczy w
dziedzinie anatomii Erich Blechschmidt.
W przypadku każdej nauki mówimy o metodologii, narzędziach poznawczych. Gender posiada metodologię?
– Zakwestionowanie naukowości na obszarze problematyki określanej
mianem gender lub queer oznacza określenie stosowanych tam metod i
narzędzi poznania jako niewiarygodnych, a zatem także
niedopuszczalnych. Mamy tutaj do czynienia, jak ujął to na początku lat
osiemdziesiątych ks. prof. Tadeusz Styczeń, bliski współpracownik
Papieża Jana Pawła II, z ideologią „biologizmu”, która opracowuje nie
tylko lokalnie, ale globalnie „programowy analfabetyzm”. Przy
dzisiejszym stanie rozwoju nauk szczegółowych, a zwłaszcza medycznych,
które dysponują wręcz genialną wiedzą, np. w dziedzinie badania komórki
ludzkiej (por. N. Crompton), postawienie tezy, iż budowa organiczna
człowieka to jedynie popęd, jest ewidentną ignorancją, a
popularyzowanie jej kłamstwem. Twierdzenie takie jest sprzeczne z
etosem nauki jako służby prawdzie i zarazem służby dobru człowieka, co
stanowi o istocie „cywilizacji miłości” (Paweł VI) i prawdziwym
postępie na miarę godności osoby ludzkiej.
Filozofia poznaje rzeczywistość w sposób metodologicznie uporządkowany.
Sam fakt rozpoczęcia systematycznego poznania rzeczywistości, np. w
aspekcie fizyki, wskazuje na to, że musi istnieć w człowieku taki duch,
który wprawdzie chce w sensie fizyki badać jakiś wycinek
rzeczywistości, ale czyni to tylko dlatego, że u podstaw stawia całą
wizję wszechświata. Podobnie jest z innymi naukami: biologią, chemią
czy medycyną. Uczony nauk przyrodniczych bada wprawdzie wycinek
rzeczywistości, ale na gruncie całościowego rozumienia badanej
rzeczywistości, nawet jeśli nie jest ono zrealizowane w sposób
systematyczny, jak czyni to filozofia. Tego wszystkiego nie akceptuje
genderyzm, który jak każda typowa ideologiczna deformacja pojawia się
tam, gdzie zamiast interpretowania rzeczywistości podejmuje się próby
jej kreowania.
Próby jeszcze bardziej absurdalnej i nierealnej do urzeczywistnienia niż w komunizmie?
– Transwestyci zmieniający płeć w sensie biologicznym to jeden z jej
przejawów, ale i tutaj nie może się ona powieść, bo przecież płciowość
ma nie tylko wymiar biologiczny życia ludzkiego, lecz przenika ona
całego człowieka, nie tylko jego ciało, ale i jego duchowość.
Płciowość, jak nauczał Jan Paweł II, „wyraża się zawsze”,
„współuczestniczy” we wszystkim, czego człowiek dokonuje jako kobieta i
mężczyzna, nie tylko w aktach współżycia seksualnego. We wszystkim
uwidacznia się fakt, że jako człowiek działam albo jako kobieta, albo
jako mężczyzna. Pod pojęciem płci kryje się zatem coś więcej niż tylko
wymiar chemiczno-biologiczny, w kobiecości i męskości ukryte jest
„powołanie”.
Bóg powołuje człowieka do bycia kobietą albo mężczyzną. I to jest
piękne powołanie. Zwolennicy gender nie ukrywają, że bycie kobietą lub
mężczyzną to role. Rola a powołanie to zasadnicza różnica. Byt kobiety
i byt mężczyzny to nie są role, które można przyjąć lub odrzucić, jak w
teatrze, to nie gra, która z istoty swojej ma początek i kres, lecz
realne życie przeznaczone wolą Stwórcy do wiecznego istnienia.
A z punktu
widzenia filozofii prawa, którą Ksiądz Profesor naukowo się zajmuje –
dlaczego prawo do samookreślenia płci nie może znaleźć się w katalogu
praw człowieka?
– Zacznijmy od genezy bytu prawa. Racją dla prawa jest rozum. Już
starożytni Grecy i Rzymianie określili, że tylko wtedy mogę mówić o
prawie, gdy mam do czynienia z „rozumem prawym” (Cyceron). Dla
genderystów wprawdzie taki rozum nie istnieje, ale ponieważ istnieją
jeszcze państwo i prawo, dążą oni konsekwentnie do legalizacji swoich
postaw. Coś, co jest obiektywnie sprzeczne z osobową naturą człowieka
jako podmiotu prawa, czyli także z rozumem, nie może mieć charakteru
ustawy prawnej. Coś, co jest słabością, tak jak np. skłonność
homoseksualna, nie może być zdefiniowane jako prawo, tzn. jako porządek
odniesień interpersonalnych. Przecież inne określenie prawa to ład,
czyli taka relacja osoby do osoby, która jest na miarę wrodzonej
godności człowieka, wartości jego życia i sensu bytowania. Wszelkie
wynaturzenia pomiędzy ludźmi, które promuje ideologia gender i queer,
są sprzeczne z prawem jako prawem, ponieważ sprzeczne są z naturą
człowieka jako osoby ludzkiej z racji zastępowania nietykalnej
podmiotowości człowieka podmiotowością płci.
Jeśli pójdziemy dalej i zapytamy: czym jest prawo? Jest ono „relacją
interpersonalną”, natomiast ideologia płci, która chce wysublimować
płeć jako płeć, a dokładniej popęd jako popęd, jest sprzeczna z
rozumem, gdyż rozum ukazuje człowieka jako istotę duchowo-cielesną.
Jeśli prawo jest relacją międzyosobową, to pojawia się paradoks prawny
polegający na tym, że ponieważ w genderyzmie nie ma osób, a są
wyłącznie popędy kulturowo określonej płci, to nie można zażądać
jurydyzacji samego popędu. Tylko kobieta i mężczyzna jako osoby ludzkie
są podmiotami prawa i ich sprawiedliwość jako dobro stanowi cel prawa.
Tej podstawowej struktury w „świadomości prawnej” i „prawniczej”
brakuje zwolennikom ideologii płci.
Katolicy przestrzegający przed gender to jednak nie głosiciele bajek o żelaznym wilku? Mamy problem?
– Mamy faktycznie potężny problem, bo przecież gender dotyka
najintymniejszej rzeczywistości związanej z przekazywaniem życia. Dla
gender akt seksualny prowadzący do podarowania życia dziecku to
samoprodukowanie się popędu jako popędu, samozaspokajanie się popędu i
przedłużanie się istnienia popędu jako popędu. O „etosie daru” (ks. T.
Styczeń) nie może być mowy. Skoro w lipcu ubiegłego roku ONZ wydało
rezolucję, żeby ideologię płci wprowadzać do wszystkich placówek
oświatowych globu, uważam, że istnieje realne zagrożenie dla sfery
ludzkiego rozumu, poznania, nauki, państwa i prawa, nie tylko kultury
ludzkości, ale także jej indywidualno-wspólnotowego życia.
A teraz taki
obrazek: zwolennicy gender czytają ten wywiad, włączają jak zawsze
tezy, że chodzi tylko o to, by mężczyźni bardziej interesowali się
dziećmi niż piłką nożną, a kobiety miały etat poza domem, i
stwierdzają, że Ksiądz jest szalony. Co Ksiądz Profesor odpowie?
– Każda ideologia ukrywa swój prawdziwy kształt, w przeciwieństwie do
nauki, która z pokorą, ale i z radością dzieli się poznaną prawdą. I
Marks z Engelsem i Leninem maskowali pod rzekomym wyzwoleniem
„proletariatu” ideologię komunizmu, i Freud fałszował wyniki swoich
badań w psychoanalizie, i Haeckel manipulował embriologią, poddając
embriony psów badaniom, pisząc jednocześnie o rozwoju embrionalnym
człowieka, i Hitler ukrywał zbrodnicze intencje i kształt swej
ideologii rasistowskiego nazizmu, i Horkheimer z Adorno pod pozorem
denacyfikacji Niemiec radykalizowali ateistyczny i antyludzki marksizm,
przygotowując globalną rewolucję seksualną w kulturze ogólnoludzkiej, i
genderowski feminizm przemyca pod pozorem „wyzwolenia kobiety” spod
„jarzma” monogamicznego i sakramentalnego małżeństwa z jednym mężczyzną
oraz rodziny jej całkowite zniewolenie. To typowe zachowanie ideologów,
którzy z całą świadomością dążą najpierw do zakłamania, a następnie do
zniszczenia realnego świata. Tak działają właśnie ideologie w całych
dziejach wszechświata.
Pod pozorem troski o równouprawnienie przemyca się w genderyzmie de
facto kasację podmiotu osoby kobiety i kasację podmiotu osoby mężczyzny
oraz ich duchowości i całej kultury małżeńsko-rodzinnej.
Genderowe feministki kasują podmiot osoby kobiety?
– Judith Butler jest świadoma tego problemu i usiłuje ideologicznie
relatywizować „stabilne pojęcie płci” oraz dąży do zmiany „polityki
feministycznej”, aby obyć się bez „podmiotu’ w odniesieniu do kategorii
kobiet”. Według Butler, taktycznie patrząc, „nadal jest sens mówić o
kobietach w celach strategicznych bądź jedynie przejściowo, by
reprezentować ich roszczenia”, ale faktycznie chodzi wyłącznie o
zagrywkę iście ideologiczną w celu poniżenia i zniszczenia godności
kobiecej jako podstawy do unicestwienia rodzaju ludzkiego w tzw.
cywilizacji „śmierci” (Jan Paweł II).
Także wprowadzenie gender do przedszkoli, szkół, uniwersytetów oraz do
innych placówek oświatowo-wychowawczych ma na celu deformację
racjonalnych podstaw myślenia i zniszczenie przede wszystkim
chrześcijańskich podstaw moralnych. Pod tym dążeniem do uzyskania
równych praw kryje się bardzo agresywna walka przeciwko człowiekowi,
przeciwko rozumowi ludzkiemu, wolności człowieka i pamięci, że jest
rzeczywiście „obrazem i podobieństwem” Boskiego Stwórcy. Chce się go
uczynić tylko obrazem popędu, sprowadzić jego misję i rolę do wyżycia
się seksualnego w celu instrumentalizacji drugim nie jako „bliźnim”,
godnym miłości, lecz jako przedmiotem, godnym nienawiści.
Niektórzy
zarzucają polskim duchownym i wiernym, że stali się ludźmi jednego
tematu: gender. Jak zachować należyte proporcje w mówieniu o
zagrożeniach?
– Przede wszystkim należy bazować na fundamencie wielkiej i w jej
dogmatycznym wymiarze nieomylnej nauki Kościoła, tzn. na pewnych
podstawach biblijnych i eklezjalnych. Powinniśmy ściśle trzymać się tej
doctrina sacra i to odnosi się do każdego, kto jest członkiem Kościoła
Chrystusowego, niezależnie od sprawowanego urzędu i posiadanej funkcji,
ale także niezależnie od wieku i poziomu wykształcenia. Ta nauka
zdefiniowana dogmatycznie, np. że Bóg jest Stwórcą i Odkupicielem
świata i człowieka, że posiadamy nieśmiertelną duszę i ducha, że
jesteśmy powołani jako kobiety i mężczyźni do wiecznego Domu Boga w
Królestwie Niebieskim, że śmierć ciała zostanie pokonana w jego
zmartwychwstaniu, że dobro przezwycięży zło, że nadejdzie Dzień
Ostateczny zamknięcia historii stworzenia i jej podsumowania, nie
ulegnie deprecjacji czy dezaktualizacji. Uważam, że trzeba obok prawdy
także znać artykułowanie się i sposoby działania „ducha świata”, żeby
móc ochronić człowieka, czyli współczesne pokolenia chrześcijan przed
ewentualnymi zagrożeniami ich statusu człowieczego i chrześcijańskiego.
Kościół czynił tak przez wieki. Sentencję koronującą te dążenia
Kościoła świętego wypowiedział chyba najwybitniejszy uczony na
przestrzeni wieków św. Tomasz z Akwinu, wskazując w dziele „Summa
contra gentiles”, że zadaniem mędrca jest poszukiwać prawdy, głosić
prawdę i bronić jej przed wszelkimi negacjami. W taki sposób powinniśmy
myśleć.
Te wszystkie kwestie związane z gender należy chyba wyjaśniać nie tylko negatywnie, ale i pozytywnie?
– Przede wszystkim pozytywnie. Na każdy wymiar negacji naszej nauki o
człowieku jako kobiecie i jako mężczyźnie warto wskazać, po pierwsze,
na pozytywną interpretację nauki o człowieku w sensie naukowym,
biblijnym i kościelnym. Z drugiej strony, musimy pamiętać, by dopomóc
ludziom zagubionym, zideologizowanym i cierpliwie wyjaśniać nasze
chrześcijańskie stanowisko oraz inspirować do jego osobistego
przyjęcia. Niektórzy są zdezorientowani, ale inni w pełni świadomości i
z całą determinacją walczą o to, by deformować, pogardzać i doprowadzać
w końcu człowieka do śmierci. Przywołajmy na podsumowanie fundament
Ewangelii Jezusa jako Boga i zarazem Człowieka: i jednych, i drugich
stworzył nasz wspólny Bóg Stwórca z miłości, i za jednych, i za drugich
Jezus cierpiał na swojej Drodze Krzyżowej, umarł na Golgocie i
zmartwychwstał z miłości, dlatego jednym i drugim torujmy ze światłem
Prawdy i Miłości Chrystusowej drogę do wiecznego szczęścia w Niebie. Im
więcej cieni ideologicznych snuje się po świecie, tym jaśniej
promieniuje świadectwo chrześcijańskiej myśli, słowa i czynu. O to
zapewne chodzi dla nas, Polaków i zarazem katolików, także w kontekście
tej antychrześcijańskiej ideologii płci.
Dziękuję za rozmowę.
2. Chrześcijaństwo a doczesność. Autor: Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Do oficjalnej myśli chrześcijańskiej, także katolickiej, zakrada się w
ostatnich czasach fundamentalny błąd, a mianowicie, że chrześcijaństwo,
nawet jego nauka, nie ma nic do świata doczesnego, do rzeczywistości
ziemskich, odnosi się ono tylko do świata nadprzyrodzonego,
niebiańskiego i eschatologicznego, jak Sąd Ostateczny, a mieści się
jedynie w głębi duszy ludzkiej, czego wszakże nie wolno w żaden sposób
realizować na zewnątrz i materializować w świecie doczesnym,
materialnym.
Sedno problemu
Trzeba najpierw ukazać sedno problemu, które jest zwykle słabo
dostrzegane lub w ogóle niedostrzegane. Otóż współczesne kierunki
liberalistyczne, agnostyczne i ateizujące, a niekiedy też płytko
myślący chrześcijanie dążą do całkowitej nieobecności chrześcijaństwa i
jego myśli na całym obszarze świata doczesnego. Według nich
chrześcijaństwo i doczesność, np. Kościół i państwo, nie tylko mają być
rozdzielone, ale też nie mają żadnych punktów stycznych ze sobą,
zarówno na płaszczyźnie życia, jak i samej myśli naukowej. Toteż
chrześcijaństwo, a zwłaszcza Kościół, nie może być ostatecznie
tolerowane, lecz winno zostać w końcu wyeliminowane z całości życia
doczesnego. U nas w ślad za tym ma zostać wyeliminowana świadomość
polskości.
Zasadniczy błąd polega na odrzuceniu jakiejkolwiek realności i wartości
świata religijnego. Wskazuje się na absolutne rzekomo różnice
przedmiotowe: chrześcijaństwo zajmuje się niebem, a państwo zajmuje się
ziemią. Trzeba odpowiedzieć, że istotnie chrześcijaństwo jest
związaniem wierzącego z Bogiem, jego treścią jest zbawienie i
osiągnięcie życia wiecznego. Państwo natomiast organizuje bezpośrednio
(directe) społeczne życie ziemskie, egzystencję doczesną w kierunku
dobra wspólnego, dobrobytu, bezpieczeństwa i harmonijnego współżycia
obywateli. Jednak ponieważ człowiek w Kościele jest istotą
duchowo-cielesną, żyjącą w świecie doczesnym, musi cały świat doczesny
widzieć i interpretować pośrednio wtórnie (in obliquo) w świetle Boga i
zbawienia. Zresztą zbawienie zależy od jakości życia doczesnego.
Najwyższe akty religijne nie są wykonywane w niebie, lecz na ziemi, w
ciele, w materii. Z kolei obywatel państwa jest też istotą
cielesno-duchową i dlatego wtórnie odnosi się do świata duchowego,
religijnego i musi tworzyć odpowiednie warunki dla realizacji i rozwoju
życia duchowego. Bez tego odniesienia państwo nie jest integralne, jest
karykaturalne, jak obecnie w Polsce i w UE, puste, tragiczne, a nawet
gangsterskie.
Obrazowo biorąc, można świat wyższy i doczesny, a konkretnie Kościół i
państwo, przedstawić w formie specjalnej diady, jakby elipsy, w której
są dwie ogniskowe, dwa centra: autonomiczne, oddzielne, niezmieszane ze
sobą, ale jednak wiążą się wtórnie ze sobą, wpływają na siebie
wzajemnie, warunkują się w swej sprawności i doskonałości i oddają
człowieka integralnego z duszą i ciałem. Dziś faktycznie taką diadę się
rozrywa i wyrzuca się ogniskową wyższą, duchową, ale czynią to ludzie z
reguły nierozumni lub o postawie niszczenia prawdy i dobra.
Chrześcijaństwo bez „prawa do doczesności”
Ludzie jednopłaszczyznowi odmawiają chrześcijanom jako takim prawa
tworzenia pojęć, poglądów, teorii i nauk o doczesności. Konkretnie:
katolik nie może ze swojej pozycji określać, co to jest człowiek,
społeczność, państwo, gospodarka, nauka, kultura, sztuka, prawo,
historia, wartości i w ogóle rzeczywistość ziemska. Nie może tego
czynić nie tylko teologia, nawiązująca do objawienia, ale nawet i
filozofia chrześcijańska, oparta na samym rozumie. Tłumaczenie
czegokolwiek w świetle idei Boga to ma być czysta mitologia i
fantastyka.
W konsekwencji ci sami ludzie, którzy poddali swoją naukowość ideologii
liberalno--ateistycznej, pomawiają katolickich uczonych o
nieodróżnianie nauki i ideologii propagandowej, głównie w takich
dziedzinach, jak: filozofia, socjologia, politologia, historia,
kulturologia i pedagogika. Sytuacja dla nas stała się o wiele gorsza
niż za późnego marksizmu w Polsce. Wezmę choćby jedno własne
doświadczenie. Oto liczni profesorowie marksistowscy, choć nie
przyjmowali treści teologii i filozofii chrześcijańskiej, to jednak nie
odmawiali im prawa istnienia w państwie, nie uważali nas za idiotów, co
robią obecni ateiści, dyskutowali i wybierali do różnych Komitetów
Naukowych PAN czy nawet do samego PAN. Ja ponadto jako filozof i teolog
byłem zapraszany wielokrotnie z wykładami nauki katolickiej na
seminaria naukowe lub sympozja, a także do pisania recenzji naukowych
marksistów na poziomie doktoratów, habilitacji i profesur. Przy tym
również niektórzy marksiści pisali, jak np. Leszek Kołakowski, naukowe
recenzje dyplomowe dla kulowców. A dziś po uzyskaniu suwerenności
pewien „tolerancyjny” liberał z katolewicy mocno mnie zganił za to, że
napisałem pozytywną recenzję profesorską marksiście, choć dorobek nie
dotyczył marksizmu. Albo też gdy chciałem wydać filozoficzną pracę
„Personalizm”, to nawet po dwu pozytywnych recenzjach zażądano ode
mnie, żebym wyrzucił wzmianki o Osobie Bożej, bo tak to nie jest
naukowa. Z kolei niedawno z pewnego ministerstwa przyszła na KUL
decyzja, że wydawane tu czasopismo nie może być obiektywne, bo jest
katolickie.
Tak i dziś, gdy piszę coś z dziedziny świeckiej, to jestem ignorantem
naukowym, a gdybym atakował Kościół jako odstępca, byłbym w kołach
oficjalnych uznany za geniusza naukowego, a wreszcie gdybym wydał coś z
paplaniny gender, to niechybnie otrzymałbym wielką nagrodę naukową i
sławę międzynarodową. Oto, co robi nienawiść do samej idei Boga. W
takiej atmosferze to i niektórzy uczeni katoliccy, podatni na ideologię
i propagandę, uznali, że nie istnieje „katolicka nauka społeczna”, bo
katolik nie może tworzyć nic naukowego o rzeczywistości doczesnej, tak
jak i chrześcijaństwo nie ma nic do świata doczesnego.
Katolickie idee społeczne
Chrześcijaństwo wniosło bardzo wiele w idee i koncepcje społeczne,
które stopniowo korzystały z niego, choć wszelkie procesy
ogólnospołeczne są bardzo powolne i trudne do odwrócenia i raz po raz
pojawiają się nowe patologie, jak dyktatury, totalitaryzm, kolektywizm,
anarchizm i inne skrajności. Niemniej doktryna katolicka wiele wniosła
i wnosi w koncepcje człowieka jako osoby, indywidualnej i społecznej,
godność pracownika i pracy, własności prywatnej, wolności każdego
człowieka, równości wobec Boga, służenia własnością i bogactwem innym,
pojmowania władzy jako służby, doskonalenia człowieka, odbudowy
rodziny, idei pokoju, jedności rodzaju ludzkiego, miłości społecznej,
miłości ojczyzny, wiązania władzy społecznej i całego państwa z
moralnością, co dziś już niestety się rozpadło, i inne.
A od XVI w. katolicy tworzą całe systemy społeczne, poczynając od
fantazji utopijnych, jak Tomasza Morusa (1478-1535) i Tomasza
Campanelli (1568-1639). Od XVIII wieku zaczęły się pojawiać całe
kierunki dążące do rozwiązywania kwestii społecznej, jak liberalizm
katolicki (społeczny i duchowy), szkoła pokoju społecznego, patronat
katolicki (przewodnictwo pracodawcy), solidaryzm chrześcijański,
etycyzm społeczny, socjalizm chrześcijański, korporacjonizm
chrześcijański, a ostatnio: teologia rzeczywistości ziemskich, teologia
wyzwolenia, teologia społeczna, teologia polityczna, teologia rozwoju i
postępu, a wreszcie początkujący personalizm, łączący personalizację
życia z socjalizacją. Niestety, Kościół po reformacji zaczął tracić
siły społeczne i ekonomiczne, a także wpływy państwowe, i dlatego jego
najpiękniejsze idee mogły być wprowadzane do systemów laickich tylko
jako pewne korekty wobec elementów nieludzkich i dzikich (Cz.
Strzeszewski). Ale dziś już nie może wnosić w Europie żadnych korektur,
pozostaje mu jedynie walka z różnymi bandyckimi formami niszczącymi
życie człowieka. U nas „Solidarność” próbowała podjąć „katolicką naukę
społeczną”, jednak została ona zdławiona przez siły ateizujące i
antypolskie.
Katolicka etyka społeczna
Wobec rosnących ataków na katolicką naukę o świecie gospodarczym,
społecznym, politycznym i kulturalnym wielu uczonych katolickich za
Papieża Pawła VI wycofało się z „katolickiej doktryny społecznej”,
poprzestając tylko na „katolickiej etyce społecznej”. Znaczyło to, że
Kościół może rozwijać jedynie etykę społeczną i zabierać głos, gdy
jakieś bandy uchwalają, forsują i opłacają wielkie przestępstwa w
społeczeństwie. Kościół zatem przekazuje normy etyczne ogólnoludzkie,
wsparte Dekalogiem oraz Ewangelią. Katolicy wtedy powiadają: nie naszą
rzeczą jest uczyć, co to jest społeczeństwo, jaki winien być ustrój,
jak powinny działać partie polityczne itd., ale naszą rzeczą jest uczyć
i nawoływać do przestrzegania podstawowych norm moralnych, nawet przez
głowy państw uważające się często, z głupoty, za bogów, których
moralność już rzekomo nie obowiązuje. W ten sposób św. Ambroży z
Mediolanu wezwał w roku 390 do surowej pokuty cesarza Teodozjusza
Wielkiego za niesprawiedliwą rzeź mieszkańców Tessalonik, u nas św.
Stanisław, biskup krakowski, zażądał zmiany złego postępowania od króla
Bolesława Śmiałego; podobnie biskup krakowski chciał powstrzymać od
rozwiązłości króla Kazimierza Wielkiego, tylko że ten król
chrześcijański posłańców biskupich topił w Wiśle (np. ks. Marcina
Baryczkę). Dziś u nas należałoby karcić władze, polityków i odrzucające
moralność w polityce partie w wielkiej liczbie spraw, bo uważają się
oni często za bogów.
Ale dzisiaj świat laicki odmawia Kościołowi jakiegokolwiek prawa
rozwijania etyki społecznej, nauczania jej i postulowania jej
zachowywania nie tylko ze strony całego społeczeństwa, ale nawet samych
katolików na forum publicznym, choćby to miała być etyka ogólnoludzka.
Po prostu nie ma etyki społecznej, jest tylko porządek społeczny
normowany prawem państwowym, które zastąpiło dawne prawa moralne. I tak
wielkie i silne państwa ustanawiają własne kodeksy etyczne, religia i
Kościół nie mogą się w to wtrącać. Co gorsza, zgadza się z tym coraz
więcej osłabionych intelektualnie katolików, którzy uważają, że Kościół
powinien w życiu publicznym, świeckim przyjąć etykę świecką jako swoją.
Istotnie, cóż to byłby za wrzask, gdyby np. jakiś proboszcz nie
udzielił Komunii Świętej jakiemuś prezydentowi katolickiemu, który w
życiu publicznym popiera aborcję, eutanazję, in vitro, związki
homoseksualne i masakruje młodego człowieka w wychowaniu na sposób
gender, pod oszukańczym szyldem, że chodzi tu tylko o kulturalnie równą
płeć. Zresztą często się nie zauważa, że i konsekwentni liberałowie nie
chcą takiego schizofrenika, co to prywatnie katolik, a publicznie
ateista, po prostu chcą, żeby zawsze i wszędzie był ateistą.
Przede wszystkim najnowsze kierunki odrzucają naukę o grzechu
pierworodnym, który notabene przyjmowali także niektórzy dawni
Egipcjanie i Babilończycy. Według tej nauki każdy człowiek ma nie tylko
skłonności ku dobru, lecz również do złego. Dzisiejsze kierunki
ateistyczne głoszą, że człowiek jest tylko dobry, nie ma pociągu do zła
moralnego, a raczej nie ma w ogóle kategorii zła moralnego, następuje
jedynie zgodność lub niezgodność z zewnętrznym prawem społecznym,
głównie państwowym lub międzynarodowym. Stąd zrodziła się silna
tendencja, żeby i człowieka nie karać, tylko co najwyżej pouczać i
wychowywać, nawet po dokonaniu przez niego czynów fizycznie jak
najgorszych. A jeśli już karać – bo tradycyjne społeczeństwo tego się
domaga – to jak najłagodniej. Dlatego też została zniesiona kara
śmierci. Co więcej, teoretycy prawa liberalnego, np. w Ameryce, uczą,
że kara, każda kara, tylko psuje winnego. Tak też, według nich, i w
rodzinie klapsy dawane dzieciom niesfornym i przekornym owocują tym, że
dzieci te tracą dobrą osobowość, a gdy dorosną, to będą też stosowały
przemoc w swojej rodzinie, a nawet mogą mordować innych ludzi. I
normalni obywatele rozumni, a nawet prawnicy irytują się na władze za
tę właściwie bezkarność niemal za wszystkie wielkie przestępstwa,
zwłaszcza materialne, żądają zaostrzenia kar, a nie wiedzą, że i władze
nie mogą tego zrobić, co najwyżej mogą udawać, jak premier Donald Tusk,
bo u samych podstaw leży dogmat liberalizmu, że człowiek jest tylko
dobry, co najwyżej czasem mniej dobry, ale nie ma duchowej grzeszności,
bo ta jest „wymysłem” religii. Jeszcze raz zatem: musi być odrzucony
cały system liberalno-ateistyczny, nie tylko jeden czy drugi drobny,
zewnętrzny element. System ten jest jeszcze trochę przesiąknięty starą,
mądrą i wzniosłą tradycją chrześcijańską, ale co będzie, gdy już ta
tradycja wygaśnie.
Chrześcijaństwo jako dar dla doczesności
Religia może być istotnym darem dla świata, oczywiście, nie każda, bo
są, niestety, i złe religie. Religia katolicka należy do największych
łask Bożych. Syn Boży przyszedł na świat, żeby go zbawić (J 12, 47),
tzn. żeby świat stworzony, doczesny udoskonalić, a nie ukazywać jego
bezużyteczność dla świata wyższego, duchowego.
I tak idea Boga i Jego Rzeczywistość nadają najwyższy sens światu
stworzonemu, życie, byt, ocieplają ten świat i nie dopuszczają do tego,
byśmy uczynili go antyświatem, jak chcą to zrobić ateiści.
Chrystus, jako uczłowieczony Syn Boży, jest najwyższym archetypem
człowieka, jego wielkości, godności, przeznaczenia, losu i życia.
Streszcza On w sobie całą rzeczywistość prawdy, dobra, miłości, piękna
egzystencji, wolności i świętości. Chrystus jest żywą normą moralną dla
jednostki i społeczności, i duchowym Królem ludzkości. Pius XI
encykliką „Quas primas” z 11 grudnia 1925 r. wprowadził do liturgii
święto Chrystusa Króla, żeby wykazać, że nie tylko osoby prywatne, ale
także władcy, rządcy i całe społeczności mają obowiązek czcić
publicznie Chrystusa, słuchać Go i kształtować życie publiczne według
Niego (Elżbieta Kasjaniuk) jako „Króla królów” (Ap 19, 16). Chodziło o
formowanie życia publicznego na wzór Chrystusa jako Króla służącego
człowiekowi. Ale pod naporem liberalnych chrystofobów dziś sformułowano
w liturgii święto Chrystusa jako Króla Wszechświata, a więc Króla
galaktyk, gwiazd, planet, pyłu międzygwiezdnego, byle nie Króla
konkretnych społeczności, państw czy narodów, bo wtedy byłby „partyjny
i polityczny”. I tak Królestwo Chrystusa zostało błędnie przesunięte
tylko na koniec świata i wyparte z doczesności.
Matka Boża przynosi ciepło matczyne na cały świat, nie tylko
Kościołowi, ale też wszystkim ludziom, toruje drogę do Chrystusa, daje
ewangeliczną poezję życia i kształtuje ikonę kobiety.
Kościół tworzy Chrystusową wspólnotę ludzi, idei, celów, wzorów
społecznych. Daje żywe i realne moce sakramentalne, wychowuje, uczy
mądrości życia, wpływa duchowo na wszystkie dziedziny życia, rozwija
harmonię między osobą indywidualną a społecznością i wreszcie uzdrawia
chorujące państwa. W trudnych czasach dla Polski Prymas Stefan
Wyszyński przemawiał, że Kościół jest dla cierpiącej Polski jak ów pies
liżący rany i wrzody Łazarza z przypowieści Chrystusowej (Łk 16, 21).
Ataki na Kościół oprócz inspiracji diabelskiej są często po to, żeby
złość obywateli na winy państwa przesunąć jeśli nie na Żydów, to na
Kościół.
W ujęciu chrześcijańskim człowiek otrzymuje niewyrażalną godność,
osobowość, nienaruszalność, integralność. Promienieje jako
najdoskonalsza istota stworzona, cud istnienia i sens całego świata
materialnego. Toteż nie rządy, lecz przede wszystkim ostatni Papieże:
bł. Jan XXIII, Paweł VI, a głównie bł. Jan Paweł II, walczyli po całym
świecie o prawa człowieka, rodziny i narodów. Kościół nie daje
konkretnych programów społecznych, ekonomicznych, kulturalnych i
politycznych, proponuje raczej pluralizm rozwiązań w zależności od
sytuacji i rozpościera przed oczyma wizje uniwersalistyczne, wobec
których socjalizmy, komunizmy i liberalizmy ateistyczne okazują się
ciasnymi sektami. Ukazuje godność pracownika i pracy, personalizuje
każdego robotnika, rolnika i wykonawcę każdej funkcji, uczy
pracowitości i obowiązku pracy, zaprawia do odpowiedzialności i
dyscypliny oraz dostrzega w dobrej pracy wielki temat życia człowieka
(C.S. Bartnik, Teologia pracy ludzkiej, Warszawa 1977).
Katolicyzm rozwija pełną prawdę o małżeństwie i rodzinie, ukazuje
podstawową wartość rodziny, zarówno doczesną, jak i duchową, widzi w
niej podstawową wspólnotę ludzką, środowisko życia, szczęścia i miłości
oraz zdrowego rozwoju somatycznego i duchowego. Jan Paweł II ogłosił
Kartę Praw Rodziny – Familiaris Consortio (1981). Wobec katolickiej
nauki o małżeństwie i rodzinie poglądy współczesnych i liberałów, i
skrajnych feministek okazują się nierozumnymi bredniami.
Rzeczywistość katolicka humanizuje państwo, doskonali jego wartości,
przyczynia się do personalizacji życia w państwie, do poszanowania
człowieka jako obywatela, do miłości społecznej, do sprawiedliwości,
pokoju, wolności, równości społecznej, bezpieczeństwa, moralności,
prawdy, służenia innym i roztoczenia opieki nad ubogimi, chorymi,
nieszczęśliwymi i wykluczonymi. Niektóre bowiem państwa na świecie
jeszcze takich funkcji same nie stosują, a i kościelne często blokują.
W ogóle współczesne życie społeczne i publiczne bywa bardzo ciężkie,
okrutne i dzikie, co zresztą zagraża już też pyszniącej się Unii
Europejskiej.
Jeżeli chodzi o naród, to chrześcijaństwo budzi miłość do swego narodu
na zasadzie miłości do rodziców i rodu, czyli osadza człowieka w
środowisku innych bliskich ludzi, nie wykorzenia go, ale naród rozumie
bardziej personalistycznie, tj. jako związek osobowy, a nie czysto
cielesny. Jednak chrześcijaństwo przestrzega zdecydowanie przed
nacjonalizmem, przed ubóstwianiem narodu i przed egoizmem narodowym, co
np. często praktykują i dziś w UE. Ale nam nie grozi kult narodu,
raczej zamiłowanie do kłótni narodowych, a także kult pieniądza i
techniki. Ponadto niezadługo po in vitro nie będzie już żadnego narodu,
tylko będą stada jednostek o nieznanych ojcach, a nawet matkach, będą
to „produkty człowiekowate”.
I wreszcie chrześcijaństwo czyni świat doczesny bardziej ludzkim,
podległym człowiekowi, bardziej doskonalonym przez kulturę materialną i
duchową. Świat nie jest już ubóstwiany, jak w pogaństwie i w ateizmie,
ale jest traktowany jako dar Boży, który należy pielęgnować, rozwijać i
spirytualizować. Trzeba tu nadmienić, że franciszkanie już pod koniec
XIII wieku uprawiali ekologię i formułowali ją w swoich modlitwach i
regułach.
Ateizm państwowy
Trzeba powiedzieć wprost: u podstaw współczesnego liberalizmu,
skrajnego feminizmu, postmarksizmu, postmodernizmu, neolewicy,
neopogaństwa – leży ateizm, choć wielu ludzi nierefleksyjnych jeszcze
go nie dostrzega. Ateizm ten wspierają władze państwowe, nie zawsze
tylko wiadomo, czy czynią to świadomie, czy nieświadomie lub może są
terroryzowane przez zorganizowane siły. W każdym razie wszyscy oni
ostatecznie chcą wyrzucić chrześcijaństwo ze świata doczesnego lub
całkowicie go zniszczyć i w duszach. Wprawdzie Papież Paweł VI w
encyklice „Populorum progressio” pozwala katolikom władze niemoralne i
opresyjne po nieskutecznym dialogu usunąć siłą (nr 30, 31), ale
katolicy są cierpliwi i wolą czekać na Opatrzność. Niemniej jeśli owi
szaleni misjonarze wojującego ateizmu będą tak postępowali dalej, to na
obszarze Polski, UE, a może i Ameryki mogą oni sprowokować krwawą
wojnę, do której to dno moralne prowadzi. Jeśli tak, to katolicy –
paradoksalnie – będą walczyli już nie o Boga, lecz o człowieka, który
został zakwestionowany. To może być już tylko kwestia czasu, ale
wojujący ateiści, a także wyznawcy złych religii lub pseudoreligii są
bardzo brutalni i bezwzględni. Dość przypomnieć, że w roku 2013
zamordowali na świecie 105 tysięcy chrześcijan. Popęd zbrodniczy ludzi
w historii nie został bynajmniej zahamowany, a w państwach
ateistycznych nawet się wzmaga, choć niekiedy stosuje nieco inne
akcesoria teatralne.
3. Święty Jan Bosko światłem dla wychowawców
Św. Jan Bosko w swoim systemie wychowawczym tak mocno zwracał uwagę na
asystencję – permanentną, ciągłą obecność wśród młodych ludzi, którzy
mają wtedy poczucie pewności, że jest ktoś, kto się nimi interesuje.
Jeżeli na pewnym etapie zabraknie tego poczucia, to w młodym człowieku
rodzi się egzystencjalny lęk i pewnego rodzaju trwoga, że jest on sam.
Wówczas może dokonywać niedobrych wyborów.
http://naszdziennik.pl/mysl/66891,swiety-jan-bosko-swiatlem-dla-wychowawcow.html
4. Zachowałam się, jak należy
Kiedy szukam w pamięci przesłania,
Które w ludzi pozwala wierzyć –
Głos „Inki” słyszę, sanitariuszki:
„Zachowałam się, jak należy”…
(Lech Makowiecki)
http://naszdziennik.pl/wp/55455,zachowalam-sie-jak-nalezy.html
5. Jakie książki dla naszych dzieci?
(...) mogę zdecydowanie polecić na pewno Ewę Szelburg-Zarembinę
(pierwszą kanclerz Kapituły Orderu Uśmiechu), jej wspaniałe „Królestwo
Bajki”, poza tym właściwie wszystkie opowieści o zwierzętach Jacka
Antoniego Grabowskiego, „Rogaś z Doliny Roztoki” Marii Kownackiej czy
pisane podczas okupacji niemieckiej „Porwanie w Tiutiurlistanie”
Wojciecha Żukrowskiego. To zdumiewające historie, które wzruszają do
dziś i rozbudzają miłość do przyrody, do zwierząt, pobudzają
fantazję.
http://www.naszdziennik.pl/mysl/67454,jakie-ksiazki-dla-naszych-dzieci.html
6. III wojna wisiała na włosku
Desant „czerwonych beretów” w Danii miał nastąpić kilkanaście
minut po zrzuceniu tam pocisków atomowych. W dodatku według przewidywań
atomowe kontruderzenie NATO miało nastąpić na terytorium Polski. Przez
Polskę miał przejść drugi rzut wojsk Układu Warszawskiego, ok. 3
milionów żołnierzy i 40 tysięcy czołgów i pojazdów pancernych. Zachód,
aby przerwać tę ofensywę wojsk sowieckich, musiał odciąć ich od dostaw,
zaopatrzenia, odwodów. Z Polski zostałyby nuklearne
zgliszcza.
http://naszdziennik.pl/wp/67647,iii-wojna-wisiala-na-wlosku.html
7. Głos żołnierzy wyklętych
Muzeum ma przypominać o niezwykłych żołnierzach Polski
Niepodległej, ma pokazywać ich drogę i bohaterstwo, ma przywracać ich
polskiej pamięci, ale ma też wskazywać na najwyższe wartości, uczyć i
edukować.
http://naszdziennik.pl/mysl/67617,glos-zolnierzy-wykletych.html
8. Rozmowy, które uczą
Ośrodków, które promują mądrościową wizję kultury, było w czasach PRL
niewiele, a i dziś sytuacja nie jest lepsza. A przecież człowiek
potrzebuje mądrości, każdy człowiek, nawet ten, który z różnych powodów
nie odebrał wykształcenia takiego, o jakim by marzył. Ale właśnie w
Radiu Maryja podczas „Rozmów niedokończonych” nadarzają się takie
okazje, żeby dowiedzieć się więcej.
http://www.naszdziennik.pl/mysl/67533.html
9. Męczennicy orędują za Polską: Wyrósł z harcerskiej szkoły wrażliwości
Namiestnik Chrystusa stawiał bł. Stefana Wincentego jako wzór do
naśladowania nie tylko kapłanom, ale wszystkim, zwłaszcza rodzicom,
prosząc o to, by w kształtowaniu swych postaw życiowych opierali się na
wyższych wartościach, starając się ze wszystkich sił budować rodzinę
narodową zjednoczoną i solidarną, i rodziny – Kościoły domowe,
potrafiące sprostać wymogowi budowania pokoju i dobra, które są
niezbędne dla rozwoju i poszanowania życia ludzkiego.
http://www.naszdziennik.pl/wp/67513,wyrosl-z-harcerskiej-szkoly-wrazliwosci.html
10. Propagandowy podręcznik
Projekt darmowego podręcznika dla pierwszoklasistów jest
fatalnie przygotowany. Krytykują go nie tylko posłowie opozycji, ale i
Biuro Analiz Sejmowych.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/67534.html
11. Gdy nauka zwierzęcieje. Autor: Anna Ambroziak
Z odróżnieniem człowieka od
zwierzęcia mają wiele problemów nowożytni i współcześni myśliciele. Ale
tylko z racji ideologicznych, oderwania od prawdy, a nie dlatego, że
istnieją jakieś uzasadnione powody, aby uznać zwierzę za istotę równą
człowiekowi. Czy używanie w nowym kontekście pojęcia „holokaust
zwierząt” nie uwłacza ofiarom ludobójstw dokonywanych przez
zbrodniarzy? – podnosi dr Marek Czachorowski z Katedry Etyki
KUL.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/67536.html Piątek, 7 lutego 2014 (02:09)
O „relacjach
między ludźmi i innymi zwierzętami” oraz „holokauście zwierząt” ma
traktować konferencja Instytutu Badań Literackich PAN.
Planowana na marzec międzynarodowa konferencja „Zwierzęta i ich ludzie”
finansowana jest z grantu przyznanego przez Narodowe Centrum Nauki.
Partnerami w projekcie są Ośrodek Kultury Francuskiej i Studiów
Frankofońskich Uniwersytetu Warszawskiego, Wydział Artes Liberales UW i
Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie. Jak deklarują organizatorzy,
sympozjum ma mieć charakter interdyscyplinarny, a potrzeba jego
zorganizowania wynika z coraz większego zainteresowania oddziaływaniem
„animal studies” w kulturze współczesnej. By to zjawisko pojąć, trzeba
ich zdaniem na nowo przeanalizować relacje ludzko-zwierzęce i relacje
między samymi zwierzętami.
Wprowadzający wywód na stronie internetowej Instytutu Badań Literackich
PAN nasycony jest pseudopojęciami z zakresu filozofii, kultury i
sztuki. Czytamy tam o „upodmiotowieniu zwierząt”, „prawach zwierząt”, a
nawet rozumieniu i obrazowaniu „holokaustu zwierząt” (bynajmniej nie w
znaczeniu ofiary całopalnej, ale raczej masowego uboju).
Badacze chcą
zrozumieć kondycję zwierząt w świecie, wprzęgając w swe rozważania
nawet kontekst etyczny – „kluczowy dla studiów nad zwierzętami”.
– Tyle że zwierzę to nie człowiek. Jest istotowa różnica pomiędzy
człowiekiem i zwierzęciem. Tymczasem usiłuje się nam wmówić, że tej
różnicy nie ma, a w każdym razie, że są jakieś porządne argumenty
przemawiające za tą tezą. Z odróżnieniem człowieka od zwierzęcia mają
wiele problemów nowożytni i współcześni myśliciele. Ale tylko z racji
ideologicznych, oderwania od prawdy, a nie dlatego, że istnieją jakieś
uzasadnione powody, aby uznać zwierzę za istotę równą człowiekowi. Czy
używanie w nowym kontekście pojęcia „holokaust zwierząt” nie uwłacza
ofiarom ludobójstw dokonywanych przez zbrodniarzy? – podnosi dr Marek
Czachorowski z Katedry Etyki KUL.
Człowiek to przeżytek
Nasi rozmówcy nie
mają wątpliwości, że gender studies najwyraźniej już nie wystarcza jako
narzędzie deprawacji. Stąd na grunt polski przenoszone są tezy animal
studies.
Konferencja jest organizowana w ramach projektu „Znaczenie studiów nad
zwierzętami dla badań nad kulturą w Polsce”, realizowanego przez
Narodowe Centrum Nauki. Jego celem jest wprowadzenie do sfery polskiej
nauki transdyscyplinarnych studiów nad zwierzętami. Miałoby się to
dokonać szczególnie w polskiej humanistyce, w której – podnoszą
organizatorzy sympozjum – wciąż dominuje zainteresowanie człowiekiem.
Polscy badacze mają się tu wzorować na dokonaniach „naukowych” krajów
anglo- i niemieckojęzycznych. Punkt wyjścia mają stanowić m.in. teorie
postmodernistycznego ideologa Jacquesa Derrida czy
ultrautylitarystycznego bioetyka Petera Singera, znanego
australijskiego propagatora aborcji i eutanazji (dodajmy: ludzi).
Tematyka podjęta pod przykrywką naukowości przez powołany w 1948 r.
Instytut Badań Literackich szokuje. Ale przypomnijmy, że instytucja ta
ma już w historii niechlubny okres, gdy kryterium analizy dzieł
literackich miało być ich wartościowanie z odwołaniem do ideologii
marksistowskiej. – Wygląda na to, że IBL pozostaje wierny swojemu
posłannictwu ideologicznemu, tyle że teraz służy Nowej Lewicy, a więc
neomarksizmowi. Nasze pieniądze idą na to bez naszej zgody i dla naszej
zagłady, jest to więc swego rodzaju haracz, który porównać można do
praktyk stosowanych w państwach okupowanych lub podbitych – ocenia
prof. Piotr Jaroszyński, kierownik Katedry Filozofii Kultury KUL,
wykładowca w WSKSiM.
Wywracanie pojęć
Stosunek człowieka wobec zwierzęcia jest hierarchiczny, więc trzeba to
zmienić – nasze „relacje” ze zwierzętami powinny ulec zmianie, ponieważ
przynoszą cierpienie istotom, które czują tak jak człowiek. Trzeba
zmienić status zwierząt – tak najogólniej można zinterpretować
przewodnią ideę konferencji. Popatrzmy na zakres proponowanych
prelekcji: „Upodmiotowienie zwierząt: zwierzęta jako podmioty działań
(animal agents), aktorzy nie-ludzcy – współuczestniczenie zwierząt w
kulturze”, „Prawa zwierząt w sztuce i literaturze”, „Problem granicy
pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem: przekraczanie dualizmu,
przezwyciężanie opozycji”. Swój udział w konferencji potwierdziły już
osoby parające się animal studies z Polski i z zagranicy, m.in. prof.
Steve Baker z University of Central Lancashire czy dr Jessica Ullrich z
Universität Lüneburg.
Pomieszanie z poplątaniem, mówią eksperci o programie spotkania. Na
przykład kategoria podmiotu to przecież kategoria filozoficzna, która
odnosi się tylko i wyłącznie do osoby jako bytu, który jest zdolny
właściwie odczytać i zrozumieć rzeczywistość. Zwierzęta tego nie
potrafią.
– Oczywiście zwierzęta należy dobrze traktować – pamiętamy o św.
Franciszku z jego wilkiem z Gubio. Ale zwierzę to nie człowiek. Żadne
zwierzę nie jest w stanie dokonać tak jak człowiek pewnych czynności:
poznawczych, umysłowych i wolitywnych. Właśnie dlatego człowiekowi
przypisujemy rozumność i wolność, a zwierzętom nie – wskazuje dr
Czachorowski.
Nowy proletariat
Animal studies to kontynuacja gender studies, a więc ideologii, której
praktycznym rezultatem ma być uprzywilejowanie homoukładów kosztem
małżeństwa. W przypadku studiów zwierzęcych „równouprawnienie” ma
nastąpić przez zrównanie zwierząt z ludźmi. A to już wyraźne nawiązanie
do darwinizmu, którego logiczną konsekwencją były totalitaryzmy XX
wieku. – Prawa zwierząt to ludzka projekcja w ramach ideologii
bazującej na ewolucjonizmie, zgodnie z którym człowiek jest odmianą
małpy. W praktyce zrównanie praw zwierząt z prawami ludzi doprowadzi do
tego, że to nie zwierzęta będą podmiotami, ale człowiek będzie
traktowany jak zwierzę. I to faktycznie już przerabialiśmy w systemach
totalitarnych. Niemcy rasy niearyjskie traktowali jak bydlęta, a
Sowieci traktowali jak bydlęta przeciwników komunizmu – zwraca uwagę
prof. Piotr Jaroszyński. – Po robotnikach, studentach, mniejszościach
seksualnych zwierzęta staną się nowym proletariatem. Oto docelowy
program animalistycznego neomarksizmu – dodaje. Jak tłumaczy filozof,
ponieważ żaden zdrowo myślący człowiek nie jest w stanie czegoś takiego
przyjąć, więc szuka się popleczników wśród różnych „intelektualistów”,
którzy, jeśli się im dobrze zapłaci, wezmą udział w każdym programie. –
Będą analizować, wywracać znaczenia słów, zdobywać granty, iść z
postępem. Teraz to brzmi jak bełkot, budzi śmiech i litość, ale w
pewnym momencie może się to stać groźne W normalnych warunkach
elementarne poczucie wstydu nie pozwoliłoby na to, żeby brać w takich
konferencjach udział. Jeśli dzieje się inaczej, to musimy bardzo na
takich naukowców i na takie instytucje paranaukowe uważać, nawet jeśli
mają wzniosłe nazwy – dodaje naukowiec.
Wyobrażają sobie Państwo „równościowe przedszkole” w tej wersji?
12. Co warto czytać – Bliska miłość z dystansu
Warto wciąż na nowo odczytywać ostrzeżenia wizjonera Kraszewskiego,
piętnującego szowinistyczną, antysłowiańską, nacjonalistyczną koncepcję
„misji niemieckiej” i rasy panów. Jego teksty czytane były w polskich
pismach wychodzących w Rosji, Austrii, jak i na terenie zjednoczonych
Niemiec. Czytajmy go zatem i dzisiaj, w „zjednoczonej” Europie.
http://naszdziennik.pl/mysl/68674,bliska-milosc-z-dystansu.html
13. Podręcznik na siłę
Koalicja rządowa przepycha kolanem ustawę o bezpłatnym podręczniku dla
najmłodszych uczniów. Dlatego zniesiony ma być przepis o tym, że szkoły
muszą do 15 czerwca podać listy podręczników, jakie będą obowiązywać w
nowym roku szkolnym.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/68671,podrecznik-na-sile.html
14. XIII Ogólnopolska Konferencja dla Nauczycieli i Wychowawców: Szkoła wobec ideologizacji i instrumentalizacji wychowania
Fundacja Servire Veritati zaprasza do udziału w XIII Ogólnopolskiej
Konferencji dla Nauczycieli i Wychowawców pt. „Szkoła wobec
ideologizacji i instrumentalizacji wychowania”. Konferencja odbędzie
się 8 marca br. (sobota) na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
http://naszdziennik.pl/zaproszenie/68121,xiii-ogolnopolska-konferencja-dla-nauczycieli-i-wychowawcow.html
15. Wielkopolski marzec dla niezłomnych
Kilka tysięcy darmowych broszur, marsze, koncerty, pokazy i wieczornice
w hołdzie uczestnikom antykomunistycznego powstania przygotowuje
Wielkopolska.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/68458,wielkopolski-marzec-dla-niezlomnych.html
16. „Nie” dla życia na kocią łapę
Obudzenie wrażliwości na sens i wartość małżeństwa przy równoczesnej
akcji informacyjnej dotyczącej konsekwencji życia w nieformalnych
związkach – takie cele postawił sobie Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa
Rodzin, rozpoczynając akcję „Keep calm and don’t kocia łapa”.
Uruchomiono już stronę internetową nakocialape.pl, w której
zamieszczane będą materiały poświęcone tematyce małżeństwa, rodziny
oraz konkubinatu.
Akcja rozpoczęła się 14 lutego w czasie spotkania narzeczonych z Ojcem
Świętym w Watykanie. Jej kulminacja nastąpi 25 marca, w Dzień Świętości
Życia. Organizatorom akcji pobłogosławił ks. abp Vincenzo Paglia,
przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny.
Jak podkreśla w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” ks. dr Przemysław Drąg,
dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin (KODR), akcja ma
zachęcić młodych do zawierania związków małżeńskich. – Z naszych
informacji wynika, że w niektórych diecezjach aż 80 proc. par żyje w
konkubinacie. W naszej akcji związki te określać będziemy „na kocią
łapę”, w ten sposób podkreślając, że są to związki nietrwałe, w których
„każdy sobie rzepkę skrobie”, gdzie dwie osoby żyją pod jednym dachem,
ale każdy osobno, bez zobowiązań, zaspokajając swoje potrzeby –
wyjaśnia kapłan.
– Widzimy coraz większe przyzwolenie na konkubinat. Często nawet dzieje
się tak, że to rodzice namawiają młodych, by nie zawierali małżeństwa,
ale najpierw się „spróbowali”, a przecież często konkubinat prowadzi do
nieszczęść, do zranień – zaznacza ks. Drąg. Konkubinaty są już palącym
problemem duszpasterskim. W 2013 roku zawarto najmniej małżeństw od
1945 roku. Rośnie natomiast liczba związków nieformalnych.
Jak podkreśla kapłan, wraz z rosnącym stale zjawiskiem konkubinatów
pojawia się negatywna konsekwencja w postaci lęku przed
odpowiedzialnością za drugą osobę, lęku przed posiadaniem dzieci, przed
zaangażowaniem się na poważnie w życie społeczne. Zdaniem organizatorów
akcji, dziś coraz częściej próbuje się usprawiedliwiać zjawisko
kohabitacji, tłumacząc, że dobrze przeżyty konkubinat pomaga w życiu
małżeńskim i rodzinnym. – Wiele badań prowadzonych w Stanach
Zjednoczonych czy w Kanadzie wykazuje, że małżeństwa, które żyły
wcześniej w konkubinacie, bardzo szybko się rozpadają, a sam konkubinat
nie daje żadnej gwarancji szczęśliwego związku. Co więcej, dowiedziono,
że dzieci, których rodzice żyli w związkach nieformalnych, same
uciekają później przed odpowiedzialnością i powielają wzór swoich
rodziców, żyjąc w związkach na próbę – wyjaśnia dyrektor KORD.
Uruchomiono już stronę internetową www.nakocialape.pl, w której
zamieszczane będą materiały poświęcone tematyce małżeństwa, rodziny
oraz konkubinatu. – Będziemy chcieli dotrzeć także do rodziców i
wytłumaczyć im, że namawiając młodych do życia na kocią łapę czy
przyzwalając na takie życie, przyczyniają się do tego, że młody
człowiek staje się nieszczęśliwy, że nie kroczy dobrą, prostą drogą,
ale żyje w grzechu. Wreszcie chcemy dotrzeć do mężczyzn i przypomnieć
im, że to oni są odpowiedzialnymi za kobietę, za małżeństwo – wylicza
kapłan.
W planach jest również przygotowanie w Warszawie konferencji
„Konkubinat i co dalej?”. – Chcemy dotrzeć do każdej parafii z naszymi
materiałami. Mamy nadzieję, że kapłani podejdą poważnie do tematu i w
każdej świątyni wierni usłyszą katechezę czy kazanie na ten temat –
mówi ks. Drąg.
Organizatorem kampanii „Keep calm and don’t kocia łapa” jest Krajowy
Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin przy współpracy Fundacji Razem w Rodzinie
oraz Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny.
http://naszdziennik.pl/wp/68777,nie-dla-zycia-na-kocia-lape.html
17. Dekodowanie języka inżynierów neosocjalizmu. Autor: Dr Aldona Ciborowska
Kolejne światowe konferencje ONZ w latach 90. XX wieku wprowadziły nowy
język, który niesie ze sobą nową etykę, narzucaną jako norma polityczna.
http://naszdziennik.pl/wp/68774,dekodowanie-jezyka-inzynierow-neosocjalizmu.html
Po 1989 roku spodziewaliśmy się zaprowadzenia normalności, rozumności
zasad, stabilności prawa, przejrzystości reguł życia
społeczno-politycznego. Mieliśmy nadzieję. Tymczasem „podmieniono”
marksizm na neomarksizm – chaos „X” na chaos „X1”. Zaskoczeni, a
przecież gotowi, by się otrząsnąć, zanim ideolodzy nowej lewicy wsadzą
miliony ludzi w „brunatno-czerwone” buty swojej rewolucji, potrzebujemy
rozeznania tego, co się stało, i tego, co się dzieje w prawie i w
języku.
Od 2009 roku możemy korzystać z narzędzi rozeznania zawartych w
publikacjach przetłumaczonych na język polski autorstwa Marguerite A.
Peeters – znanej w Polsce z takich publikacji jak „Globalizacja
zachodniej rewolucji kulturowej”, „Nowa etyka w dobie globalizacji.
Wyzwania dla Kościoła”; „Polityka globalistów przeciwko rodzinie”,
„Gender – światowa norma polityczna i kulturowa”, oraz z kilku
wystąpień – również w Radiu Maryja i Telewizji Trwam. We wrześniu 2013
roku była prelegentką Międzynarodowej Konferencji w Krakowie.
Nowy język
Od początku lat 90. M.A. Peeters śledziła procesy zachodzące w świecie.
Do tej pracy zainspirował ją ojciec, profesor prawa i ekonomii,
wykładowca historii idei politycznych na uniwersytetach w Ameryce,
Marta Robin – mistyczka i stygmatyczka, którą znała osobiście, z którą
się modliła, oraz Jan Paweł II, którego nauczanie prawdziwie
studiowała. Swoją pracę rozpoczęła w 1994 roku jako dziennikarz.
Do 2002 roku pracowała metodą socjologiczną: były to ankiety, pytania w
kuluarach, głównie na konferencjach ONZ, w tym w Pekinie. W kolejnych
latach kontynuowała śledzenie wydarzeń w ONZ. Pracowała jako osoba
niezależna. Rozumiała, że to, co się tam wówczas mówi, jest ważne. Była
świadkiem ujawniania się nowego politycznego języka. Była pierwszą i
jedyną osobą, która podjęła badania nad tym nowym językiem –
dostrzegła, że była to nowa synteza, zintegrowana – jednak w tamtym
czasie ludzie nie stawiali sobie pytań. Oczywiście były osoby, które
śledziły wydarzenia na forum ONZ w aspekcie ochrony życia poczętego,
jednak Marguerite A. Peeters była jedyną osobą, która zajęła się tym
nowym językiem.
Za czasów prezydentury George’a W. Busha na prośbę ambasadora przy ONZ
(protestanckiego pochodzenia) zrobiła syntezę dotyczącą interpretacji
instytucji – w aspekcie politycznych przemian w ONZ – pisała głównie
raporty, które były pogłębioną analizą zmian w sferze języka.
Analizowała dokumenty, robiła wywiady z osobami ważnymi w ONZ. W pewnym
sensie była ukryta. Założyła w Belgii Instytut dla Dialogu
Międzykulturowego (chodzi o to, że geniusz każdego narodu jest zabijany
z powodów politycznych), stworzyła swój serwis Interactive Information
System. Jest autorką ponad 290 raportów zawierających analizę
dokumentów ONZ oraz UE.
Od 2002 roku pewne osoby zaczęły się interesować tą problematyką,
dostrzegły, że coś się stało. Zaczęto ją zapraszać na konferencje. W
2003 roku zaprzyjaźniony ks. kard. Robert Sarah (sekretarz Kongregacji
Nauki Wiary, Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów, wieloletni
przewodniczący Konferencji Episkopatu Gwinei, obecnie przewodniczący
Rady Cor Unum) i ks. kard. Bernard Agre zaprosili ją na Zgromadzenie
Regionalne Konferencji Biskupów Krajów Afryki Zachodniej z udziałem 55
biskupów, a następnie poproszono ją o syntezę, ponieważ zauważono, że
Afryka zaczęła być bombardowana przez ONZ. W odpowiedzi na tę prośbę
powstał podręcznik „Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej” (w
Polsce ukazał się w Wydawnictwie Sióstr Loretanek w 2010 roku). Ze
strony księży biskupów było duże zainteresowanie tą publikacją.
Następnie zapraszano ją już prawie wszędzie do Afryki (na regionalne
konferencje biskupów), na seminaria formacyjne na dwa dni i więcej.
Brała udział w pracach II Synodu Afrykańskiego w Rzymie, była tam
znana. Zapraszano ją do różnych gremiów całego świata, prowadzi wykłady
i seminaria.
Nowomowa i nowa etyka
Dzisiaj my w Polsce jesteśmy zaskoczeni, bo nie rozumiemy, dlaczego
pojawiają się absurdalne przepisy „ubrane” w nowy język, niedające się
pogodzić z rozumem, z dobrze ukształtowanym sumieniem, z tradycją
zakorzenioną w wielkiej kulturze prawdy, klasycznie rozumianej jako
zgodność sądów z rzeczywistością, w etyce podpowiadającej: czyń dobro,
unikaj zła.
Tymczasem Peeters przekonuje, że chociaż w 1989 r. Zachód ogłaszał
triumf swojej demokracji, to w rzeczywistości znajdowała się ona w
stanie zupełnej dekadencji. „W następstwie rewolucji kulturowej
dokonała się rewolucja polityczna o zasięgu ogólnoświatowym, w którym
osoby, rodziny, przedsiębiorstwa, religie, organizacje stają się
partnerami w zarządzaniu globalnym, stosując sformułowania należące do
tego nowego języka”, przy czym pojęcie „zrównoważonego rozwoju” pełni
funkcję „wagi” określającej poziom wdrożenia ideologii
ekologiczno-równościowej.
„W tamtym czasie ONZ zaczęła budować nowy światowy konsensus. Jego
założenia ugruntowały kolejne światowe konferencje ONZ lat 90., które
wyznaczyły główne kierunki tych przedsięwzięć. W ten sposób władzę
polityczną uzyskało zarządzanie globalne oraz nowa etyka i jej
nowomowa. Od tamtej pory nowy system semantyczny jest narzucany
niepostrzeżenie we wszystkich kulturach, a wraz z nim jest niesiona
nowa etyka”.
Ta etyka z jej nowomową pociągają za sobą rewolucję w prawie, tj.
dekonstrukcję (zniszczenie) istoty prawa, i generują konieczność
„powoływania ekspertów jako pośredników, ponieważ racjonalne odkrycie i
poznanie tych norm nie jest możliwe – również dla decydentów”.
Peeters wyjaśnia, że: „Tworzenie nowego języka jest wyrazem dążenia do
stworzenia nowej rzeczywistości wcześniej nieistniejącej, która
powstała w umysłach inżynierów społecznych, która (…) według
współinspirującej ruch gender w Stanach Zjednoczonych Judith Butler
jest możliwa do osiągnięcia przez tzw. język doskonały, tj. taki, który
usiłuje stworzyć rzeczywistość, której jeszcze nie ma”. W ten sposób
np. problematyka niesiona ze słowem gender chce powołać do istnienia
rzeczywistość „małżeństw” homoseksualistów.
Ponadto – jak twierdzi Peeters – odgórnie są generowane problemy np.
klimatyczne, terroryzm etc. Tym sposobem owo zarządzanie przez
ekspertów samo się umieszcza ponad rządami poszczególnych państw,
narzucając swoje koncepcje i cele, faworyzuje partnerstwa pomiędzy
organizacjami ponadnarodowymi i międzynarodowymi bardziej niż relacje
dwustronne pomiędzy wolnymi i suwerennymi państwami.
Słownik nowej lewicy
Wśród licznych sformułowań sztucznego języka napotykamy brzmiący
dobrotliwie „zrównoważony rozwój”, by w „towarzystwie” innych
wymienianych przez M.A. Peeters jako pojęcia spreparowane przez
inżynierów społecznych przeprowadzić kolejną rewolucję radykalizującą
marksizm i leninizm; inne to: dobre zarządzanie, trwały rozwój,
wzrastanie, problemy globalne, różnorodność kulturowa, gender, zasady
partnerstwa, zdrowie i prawa seksualne i reprodukcyjne, wybór
nieformalny, brak dyskryminacji, etyka światowa, wolność wyboru, prawo
wyboru, prawa dzieci, uczestnictwo dziecka, parlament dziecięcy,
wychowanie przez rówieśników, jakość życia, dobre samopoczucie.
Tymczasem znaczenia „zrównoważonego rozwoju” zdaje się, że nie
rozumieją najbardziej prawi z prawych polityków, nie wiedząc, że
zostali uwikłani w język nowej lewicy, która skonstruowała ten termin,
żeby po cichu przeprowadzić globalną rewolucję kulturową i zniszczyć
złudzenia co do rozumności prawa i podmiotowości osoby ludzkiej oraz
narodów. „Za pomocą właśnie takich wyrażeń ten nowy język przynosi w
sobie nowe globalne normy w dziedzinie polityki i kultury – wywodzące
się z rewolucji kulturowej 1968 roku oraz sekularyzacji Zachodu. (…)
aktualnie przeżywamy globalizację zachodniej apostazji”.
Zarządzanie globalne działa tak, że w ramach nowej etyki (anty-etyki)
łączy działania moralnie sprzeczne, przy czym „zrównoważony rozwój” ma
trzy składniki z różnych dziedzin: wzrost gospodarczy, ochrona
środowiska, równość społeczna. Oznacza to, że – zrównoważenie rozwoju –
będzie „centralnie” dobrze podsumowane tylko wtedy, kiedy cele
wyznaczone zewnętrznie zostaną przeprowadzone, by zrównoważyć według
odgórnie ustalonych wskaźników wzrost gospodarczy z ochroną środowiska,
z przeprowadzeniem działań gwarantujących tzw. równość społeczną – tu
jest miejsce dla gender.
„Nowa globalna etyka wpływa w sposób ukryty na reinterpretację prawa
międzynarodowego oraz wytworzenie nowych praw. W następstwie tego faktu
konstytucje państw przyjęte po powstaniu tego nowego konsensusu
zawierają jego elementy, a stworzone mechanizmy kontroli sprawdzają,
czy są stosowane (np. statystyki zastosowania równości płci i tu np.
wskaźniki postępu)” – przekonuje Peeters, twierdząc, że zarządzanie
globalne usiłuje stworzyć więzi z poszczególnymi jednostkami, pomijając
naturalne więzi rodziny, religii – co jest cechą systemu totalitarnego,
awansującego z determinacją, tym razem nieposługującego się przemocą,
lecz językiem dwuznacznym – wewnętrznie sprzecznym, kulturą, nowymi
mechanizmami podejmowania decyzji wywodzącymi się z socjologii,
psychologii i nowej wiedzy czerpanej z nauk o człowieku.
Mentalność genderowa
Zasada kierunkowa zrównoważonego rozwoju przyjęta na Konferencji w Rio
de Janeiro w 1992 roku jest już zagwarantowana w polskim prawie od
Konstytucji RP z 1997 roku i ma przeprowadzać zmiany nie tylko w
zakresie ochrony środowiska, ale również zmiany społeczne, np. w
„uprawnianiu” równościowym.
W Rio dokonało się przesunięcie – subtelne, lecz decydujące o
reinterpretacji prawa – podmiotem prawa stało się środowisko – owszem,
z istotami ludzkimi, zamiast, jak być powinno – podmiotowość osób –
jako centrum rozumnej działalności legislacyjnej: „Obdarzyłeś go władzą
nad dziełami rąk Twoich; złożyłeś wszystko pod Jego stopy: owce i bydło
wszelakie, a nadto i polne stada, ptactwo powietrzne oraz ryby morskie,
wszystko, co szlaki mórz przemierza.”(Ps 8 „Pochwała wielkości Stwórcy
i godności człowieka”).
W dokumentach Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro z czerwca 1992 roku w
Agendzie 21 znajduje się sformułowanie tej zasady (ang. Adoption of
Agreement on Global Environment and Development). Agenda zawiera
obowiązujący w najbliższym stuleciu kompleksowy, globalny program
pożądanych działań w zakresie rozwoju i środowiska w ich wzajemnym
powiązaniu. Autorzy dokumentu przekonują, że Agenda 21 jest globalnym
programem działań na rzecz środowiska i rozwoju. Program ten wskazuje,
w jaki sposób można równoważyć rozwój gospodarczy i społeczny z
poszanowaniem środowiska.
Z komentarza do art. 5 Konstytucji RP z dnia 2 kwietnia 1997 roku prof.
Piotra Winczorka wynika, że „zasada zrównoważonego rozwoju
(gospodarczego, społecznego i kulturalnego) została sformułowana (…) na
światowej Konferencji ekologicznej w Rio de Janeiro”. Peeters wyjaśnia,
że owo pojęcie zostało ukute przez dawną wiceprezydent Międzynarodówki
Socjalistycznej Gro Harlem Brundtland i odzwierciedla mentalność
„dekompozycji lub rozpadu demokracji, kapitulacji moralnej zdolnej
porzucić wartości uniwersalne”, którą przejmuje również Traktat
ustanawiający Konstytucję dla Europy (Rzym, 29.10.2004 r.), gdzie w
art. 81 tej konstytucji (II cz. Karty Praw Podstawowych) znajduje się
zakaz „wszelkiej dyskryminacji ze względu na (…) orientację seksualną”.
Tym sposobem punkt ciężkości ochrony przeniósł się z osób na
środowisko. W dokumencie mówi się tylko o „istotach ludzkich”. Agenda
dokonuje również redefinicji człowieczeństwa – z osoby na „istotę
ludzką”, kładąc podwaliny pod ideologię gender.
Socjalizm żyje
Wygląda to tak, że pojęcie zrównoważonego rozwoju ma zastąpić pojęcie
wzrostu, a nie oznacza wcale tego, co potocznie się myśli o tym
pojęciu, w rzeczywistości go nie rozumiejąc. Ten zwrot implantuje się
do podań, prac naukowych, referatów – jako wartościowy. Tymczasem
uwikłani w zrównoważony rozwój stajemy się ofiarami dekonstrukcji
rzeczywistości, współuczestnikami socjalistycznej ideologii, której
powrót zapowiadał Adam Schaff w wywiadzie udzielonym „Wiadomościom” TVP
13 lipca 1989 roku: „Ja mniej więcej 10 lat temu te wszystkie sprawy
powiedziałem (…) przewidująco, współtworzyłem, czy nawet zainicjowałem
taki wielki ruch międzynarodowy ’Socjalizm Przyszłości’, na Zachodzie,
który zajmuje się sprawą nowej formy socjalizmu, która przyjdzie.
Socjalizm jako taki na pewno nie zginie, (…) na pewno nie będzie
wyglądał tak, jak on wyglądał u nas, (…) no a teraz jest sprawa, jak
powinno być, i otóż zajmujemy się tym, jak to powinno być, i są ludzie
na świecie, wbrew najrozmaitszym poglądom, które u nas kursują, my
jesteśmy strasznie prowincjonalni, strasznie ograniczeni w swoim
patrzeniu na rzeczy, są ludzie, którzy na świecie przygotowują się do
tego nowego okresu, który przyjdzie na fali nowej rewolucji
przemysłowej, w najbliższym czasie, 10-20 lat, i przygotowują ten nowy
socjalizm, wobec tego bądźmy dobrej myśli, jakiś socjalizm będzie (…)”.
Dzisiaj Ruch Palikota, ruch lewicowy w tzw. Manifeście rewolucji
postnarodowej w Europie – Dla Europy! – czerpie od swoich kolegów, np.
Cohn Bendita i Verhofstadta, np.: „Trzeba powtarzać, że nie ma powodów,
by obawiać się globalizacji. Zamiast próbować się jej sprzeciwiać,
musimy mieć na nią wpływ, kierować nią i rozwijać ją oraz nadać jej
ekologiczny i polityczny wymiar. Krótko mówiąc, musimy stworzyć
globalizację społeczną, ekologiczną i polityczną (…)”. „Europa musi
skończyć to, co zaczęła na szczeblu światowym: globalizację (…). Europa
prawdziwie potrzebuje radykalnej zmiany, prawdziwej rewolucji, należy
ustanowić federalną Unię Europejską” (86). „Możliwe, że federacja
europejska ujrzy światło, ale stanie się tak wbrew woli wielu
polityków” (s. 122).
Autorzy manifestu wskazują, że ich walka przebiega wokół tematów
międzynarodowych, tj. zmiany klimatyczne, zapewnienie zrównoważonego
rozwoju i walka z ubóstwem.
Skoro tak się sprawy mają, to chciałoby się, żeby analizy M.A. Peeters,
które mogą być decydujące w zatrzymaniu koła zamachowego rewolucji
kulturowej w Polsce, znalazły zainteresowanie którejś z partii
patriotycznych, żeby zdecydowała się z nich skorzystać i zaprosić
Peeters do konsultacji.
Szczegółowe diagnozy Peeters, która w swoim czasie pracowała także na
zamówienie administracji amerykańskiej, ukazują, że kolejna fala
socjalizmu właśnie pokrywa swoją masą tzw. prawodawstwo i z siłą
opętanego uderza w porządek cywilizacji wzniesionej na myśleniu
realistycznym, w którym „prawo jest przedmiotem sprawiedliwości, czyli
cnoty sprawiedliwego podziału (gwarantowania każdemu tego, co mu się
należy) rzeczy zewnętrznych służących do ziemskiego życia społecznego”.
Peeters przekonuje: wyzwanie dla katolików polega na tym, by ponownie
odkryć wezwanie dane nam od Boga już w Księdze Rodzaju oraz by ponownie
pojednać mężczyznę z kobietą, obywateli z matką i ojcem, których
„rozwiodła” rewolucja francuska, ochronę środowiska naturalnego ze
wskazaniami zawartymi w Objawieniu.
Chodzi o przywrócenie takiej rzeczywistości, w której prawo jest
przedmiotem sprawiedliwości, a podmiotem prawa – osoba ludzka,
rozumiana jako jedność duszy i ciała, powołana do relacji miłości z
bliźnim, a nie środowisko, jak tego chcą inżynierowie nowej globalnej
etyki, globalnego zarządzania, odwracając się od podporządkowania
człowiekowi reszty stworzenia – i zmieniają zwrot wektora działań
osobowych z: „w górę” – ku Bogu – ku wartościom, na: „w dół” – ku
popędom.
Cytaty M.A. Peeters pochodzą z wykładu na UKSW zorganizowanego przez
Wydział Prawa Kanonicznego UKSW „Światowa etyka postmodernistyczna i
dekonstrukcja modernizmu – wyzwanie dla prawa w tradycji
judeochrześcijańskiej”, październik 2011 roku.
Autorka jest doktorem nauk prawnych.
18. Kamienie obrazy
Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej i Rada Fundacji Harcerstwa Drugiego
Stulecia w oficjalnych stanowiskach uznały filmowe „Kamienie na
szaniec” za obraźliwe.
Zdaniem Ewy Borkowskiej-Pastwy, przewodniczącej ZHR, bohaterom książki
Kamińskiego Gliński na siłę nadał rys współczesnej generacji młodzieży:
buntu wobec starszych, rodziców i przełożonych, rozwiązłości,
lekceważenia zasad konspiracji i niejednoznacznego stosunku do
patriotyzmu.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/68756,kamienie-obrazy.html
19. Dwa światła na świeczniku Kościoła
Z pewnością katoliccy rodzice pragną, aby w ich dzieciach rozwijała się
wiara, aby były ustrzeżone od zła, aby w przyszłości wypełniły zadania,
do jakich powoła je Opatrzność Boża. Czy objawienia Anioła Pokoju nie
są dla nas wskazówką w tych pełnych zagrożeń czasach? To, czego nie
potrafią zrobić rodzice, z pewnością mogą Aniołowie Stróżowie. Czy nie
trzeba powrócić do praktyki zawierzania dzieci Aniołom, do uczenia ich
od najmłodszych lat modlitwy do ich niebieskich opiekunów?
http://naszdziennik.pl/wiara-kosciol-na-swiecie/68675,dwa-swiatla-na-swieczniku-kosciola.html
20. Ład serca
Nic bardziej i skuteczniej nie przyczynia się do postępu w pracy
duchowej, jak roztropnie zrobiony rozkład czasu i zajęć i wierne
przestrzeganie go. Rozkład taki obmyślany z przezornością na podstawie
doświadczenia powinien stanowić istotną regułę życia, opartą na
ogólnych zasadach katechizmowych, a zastosowana do okoliczności i
osobistych obowiązków.
http://naszdziennik.pl/wp/68450,lad-serca.html
****************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************
Z WYBRANYCH
PORTALI INTERNETOWYCH...
Z CZASOPISMA
"NIEDZIELA" ....
Oblicza wolności słowa. Autor Katarzyna Cegielska
http://www.niedziela.pl/artykul/73214/nd/Oblicza-wolnosci-slowa
Grono znakomitych prelegentów oraz
kilkuset słuchaczy przybyło w sobotę 24 stycznia do Torunia, by w auli
Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej uczestniczyć w sympozjum
naukowym zatytułowanym „Oblicza wolności słowa”. Wolność słowa to
bardzo ważne zagadnienie z dziedziny funkcjonowania mediów, dlatego
zostało podjęte przez tę młodą, jednak prężnie działającą uczelnię,
kształcącą także dziennikarzy.
W dniu patrona dziennikarzy
Nieprzypadkowo sympozjum odbyło się 24 stycznia. Tego dnia bowiem
obchodziliśmy wspomnienie św. Franciszka Salezego - patrona i
orędownika twórców środków społecznego komunikowania, a szczególnie
mediów katolickich.
Czym jest wolność słowa, czy jest niezagrożona i czy źle pojmowana nie
niesie w sobie zagrożeń? To tylko nieliczne pytania, na które starali
się odpowiedzieć prelegenci w swoich wystąpieniach. Referenci mówili o
wolności słowa na podstawie własnych doświadczeń wyniesionych z pracy w
świecie nauki, mediów i wymiaru sprawiedliwości. Zwracali uwagę na to,
że po tylu latach zniewolenia, jakiego doświadczyliśmy w naszym kraju,
do wolności słowa i, co się z tym wiąże, do prawdy nieustannie trzeba
wychowywać kolejne pokolenia Polaków. Wolność jest niewątpliwie darem,
lecz - jak mówi Ojciec Święty - jest nie tylko dana, ale i zadana. Nie
można jej nadużywać i trzeba ją pielęgnować. Wolność osoby, a więc
także jej wolność wypowiadania się, nie jest nieograniczona - kończy
się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby. Nikogo nie wolno
pomawiać, zawsze należy głosić prawdę.
Wolność bez prawdy nie istnieje
Pierwszym prelegentem, który zabrał głos, był bp Adam Lepa - członek
Rady Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu. Ksiądz Biskup
przybliżył nauczanie Ojca Świętego Jana Pawła II w zakresie społecznego
przekazywania informacji. Przypomniał, że właściwym celem i zadaniem
mass mediów jest służba prawdzie, bez której wolność nie istnieje. -
Jeżeli dziennikarze będą ją (prawdę - przyp. K. C.) respektować w całej
rozciągłości, zdołają uchronić media przed utratą wolności. Wtedy słowo
nie będzie zagrożone - mówił Ksiądz Biskup, który przywołał też
przestrogę Ojca Świętego, skierowaną do ludzi mediów: „Jeśli media mają
służyć wolności, same muszą być wolne i należycie korzystać ze swojej
wolności”. Tymczasem - jak stwierdza bp Lepa - często widoczne są różne
formy naruszania wolności słowa w mediach. Jedną z nich jest zagubienie
misji przez telewizję publiczną. Wynika to m.in. z upartyjnienia
telewizji, a więc uzależnienia jej od pewnych grup politycznych, oraz z
ignorowania społeczeństwa.
Obyczajność kontra rozkiełznanie
O wolności słowa w cywilizacji Zachodu mówił prof. Bogusław Wolniewicz,
logik i filozof z Uniwersytetu Warszawskiego. Zaznaczył on, że
nieograniczona swoboda wolności prowadzi do niewłaściwego jej użycia, a
w konsekwencji do szerzenia poglądów błędnych i szkodliwych. Prelegent
podkreślił, że w kulturze Zachodu toczy się ostra walka o kształt
duchowy naszej cywilizacji. W tej walce ścierają się dwie siły. Jedną z
nich jest rozkiełznany libertynizm, drugą - chrześcijańska obyczajność.
Propagowanie libertyńskich antywartości nie może skończyć się niczym
dobrym. Przykładem może być rozluźnienie dyscypliny w szkołach, a
następnie wprowadzenie do tychże szkół policji. - To jest jawny
przykład kompletnego bankructwa libertyńskiej pedagogii. Zniszczono
autorytet nauczycieli i nastąpiło to, co każdy rozsądny człowiek z
łatwością był w stanie przewidzieć: władzę w szkole zaczęły przejmować
bandy młodzieżowe - zauważył Profesor. Wolność słowa prof. Wolniewicz
określił jako tolerancję dla poglądów, które są nam obce, ale które
jesteśmy gotowi znosić w pewnym przedziale. - Jest granica, na której
ta tolerancja się kończy. I w moim rozumieniu taką wyraźną granicą są
próby obrażania Matki Boskiej - stwierdził Prelegent, podając przykłady
profanowania wizerunku Matki Bożej. Dodał, że w systemie demokratycznym
nie istnieje cenzura prewencyjna, tzn. skryta, którą prowadzi policja,
nie dopuszczająca np. czegoś do publikacji. Natomiast demokracja nie
wyklucza wcale cenzury jawnej, tzw. represyjnej, którą stosuje sąd po
dokonaniu nadużyć wolności do wypowiedzi. - Cenzura w demokracji jest
ostatecznością, kiedy załamuje się fundament obyczajności, na którym
każda demokracja się opiera - skonkludował prof. Wolniewicz.
Krytyka wynikająca ze strachu
Rektor WSKSiM i dyrektor Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk CSsR w
referacie odczytanym pod jego nieobecność przez prorektor dr Łucję
Łukaszewicz skupił swą uwagę na zewnętrznych ograniczeniach wolności
słowa w Radiu Maryja. Dyrektor Rozgłośni dokonał analizy prób
ograniczenia wolności słowa ze strony Krajowej Rady Radiofonii i
Telewizji oraz mediów krajowych i zagranicznych. Media znalazły w Radiu
Maryja obiekt ciągłego ataku. Przez 12 lat od powstania tej katolickiej
rozgłośni tylko w wysokonakładowych pismach ukazało się ok. 16 tys.
artykułów na jej temat. Ogromna ich większość kąśliwie krytykuje Radio
Maryja i jego Założyciela. Do tego chóru dołączają instytucje państwowe
opanowane przez lewicowo-liberalnych polityków. „Władza boi się zbyt
głębokiej refleksji historycznej. Boi się głębokiej świadomości
historycznej, bogactwa emocji, obligatoryjności moralnej, wyborów
życiowych” - napisał w referacie Ojciec Rektor. Podał też przykłady
zarzutów stawianych Radiu Maryja przez Krajową Radę Radiofonii i
Telewizji. I tak np. przegląd prasy wolnej od nacisku partyjnego czy
audycje upowszechniające czytelnictwo Rada traktuje jako kryptoreklamę
i wysuwa jako zarzut wobec Radia Maryja, które jest nadawcą społecznym.
„Uznawanie oświatowej działalności Radia przez jego krytyków,
kontrolerów, jako działalności komercyjnej stanowi bardzo znamienny
wskaźnik strategii strachu” - ocenił Rektor WSKSiM. Przywołał też
zarzucaną Radiu Maryja „eurofobiczność”. „Alarmowe definicje sytuacji
związanych z Unią Europejską są dla Krajowej Rady Radiofonii i
Telewizji nie do przyjęcia. A jest to przecież tylko poszukiwanie
przyszłego unijnego «dobra» z punktu widzenia prawdy, moralności,
świętości - prawdy o cenie, jaką Polacy mają zapłacić za utopijne
wyrażanie nadziei” - tłumaczył o. Tadeusz Rydzyk.
Cenzura - system niszczenia prawdy
Ks. inf. dr Ireneusz Skubiś, redaktor naczelny tygodnika Niedziela,
podjął temat słowa skrępowanego, zniewolonego za czasów PRL. Mówił o
cenzurze charakterystycznej dla systemów totalitarnych. Jak podkreślił,
cenzura była systemem niszczenia prawdy. Sam doświadczył jej działań,
bowiem Niedziela została reaktywowana w 1981 r. - po 28 latach
milczenia. Ale i wtedy nie była wolna od ingerencji partyjnych
cenzorów. - Wydawanie każdego numeru odbywało się tak, że materiały
przygotowane do druku, tzw. szczotki, zawoziliśmy z drukarni do
cenzury, która miała kilka dni na ich przeczytanie. W każdym tygodniu
przedstawiano nam zastrzeżenia do tekstów - wspominał ks. Skubiś. - W
tym trudnym czasie, kiedy został zamordowany ks. Jerzy Popiełuszko,
tekst o jego pogrzebie miał aż 14 ingerencji. Nie pozwolono nam
zamieścić tytułu Świadek prawdy, a dwa duże teksty o ks. Jerzym zostały
mocno okrojone. Jednak społeczeństwo domagające się prawdy o śmierci
Kapłana wiedziało, że mimo cenzury najwięcej będzie się mogło
dowiedzieć na ten temat z katolickiego tygodnika. Ten numer Niedzieli,
która rozchodziła się wówczas w stutysięcznym nakładzie, został prawie
na pniu wykupiony - wspominał Ksiądz Redaktor.
Współczesne zagrożenia wolności słowa
Czasy cenzury wcale nie minęły, jak mogłoby się wydawać. Zdaniem
decydentów, niektóre tematy najlepiej przemilczeć. O cenzurze w czasach
nam współczesnych (w latach 1980-2004) mówił prof. Jerzy Robert Nowak.
Przedstawił on całe spektrum przykładów cenzurowania filmów i książek.
Wiele wartościowych filmów, np. Hubal czy Obywatel poeta, telewizja
publiczna długo wstrzymywała, a gdy wreszcie ujrzały światło, to
niestety nie było to światło dzienne - były bowiem emitowane po
północy. Prof. Nowak w swoim referacie zwrócił też uwagę na przyszłe
zagrożenia w sferze wolności słowa. - Jesteśmy oto zaledwie 3 miesiące
przed terminem wejścia Polski do Unii Europejskiej, kiedy to zacznie
funkcjonować unijny mandat aresztowania za rozmaite rodzaje
przestępstw, w tym pod zarzutem ksenofobii i rasizmu - mówił Profesor,
dodając, że zarzuty te można stosować bardzo rozciągliwie i w sposób
umowny. A takiego właśnie nadużycia prof. Jerzy Robert Nowak
doświadczył już rok temu, kiedy to policja skonfiskowała 4 jego książki
z tyskiej księgarni jako dowód w sprawie o szerzenie antysemityzmu.
Zarzut, choć niesłuszny, okazał się wtedy bardzo skuteczną reklamą,
jednak był pierwszą poważną próbą zastraszenia i zamknięcia Profesorowi
ust.
Wolność słowa - ryzyko prokuratora
Ostatnim prelegentem sympozjum był prokurator Andrzej Witkowski z
Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w
Lublinie. W referacie Wolność słowa - ryzyko zawodowe prokuratora
przedstawił on swoje doświadczenia związane ze śledztwem w sprawie
zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki - jednego z największych dramatów
sądowych postkomunistycznej Polski, dziejącego się na naszych oczach.
Prokurator prowadził je od czerwca 1990 r. do grudnia 1991 r., a od
początku tego roku prowadzi je ponownie. W swoim referacie starał się
odpowiedzieć na pytania, kiedy i dlaczego wolność słowa, odnoszona do
powinności prawnika - prokuratora, związana jest z ryzykiem
wykonywanych przez niego obowiązków. Ograniczenia charakterystyczne dla
jego zawodu, uzasadnione z uwagi na dobro śledztwa, nie są często
respektowane w mass mediach. Andrzej Witkowski, opierając się na
własnym doświadczeniu prowadzenia tej sprawy, ukazał mechanizmy
manipulacji prasowych dotyczących śledztwa, jego osoby i jego
przełożonych oraz próby wywierania wpływu na prowadzenie tegoż śledztwa.
Po części wykładowej odbyła się dyskusja.
W sympozjum uczestniczyła rzesza zainteresowanych tą ważną tematyką,
dotykającą przecież każdego z nas. Oprócz zebranych w auli Wyższej
Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, możliwość uczestnictwa
w sesji - dzięki bezpośredniej transmisji - mieli słuchacze Radia
Maryja i widzowie Telewizji Trwam.