Spis treści (interaktywny)
*** Zachęcam do wspierania
„Naszego Dziennika” poprzez kupowanie wersji papierowej,
zachęcam do zwiedzania strony, zawierającej przegląd ważnych dla przyszłości wydarzeń http://naszdziennik.pl/news ***
Jesteśmy na Twitterze oraz Facebooku
Gorąco zachęcamy do obserwowania nas na Twitterze, polubienia
naszej strony na Facebooku oraz rozsyłania wici znajomym.
Przypominamy, że niektóre serwery pocztowe blokują zasoby graficzne
w wiadomościach e-mail. Żeby mieć pewność, że wszystkie obrazki
wyświetlą się poprawnie, zachęcamy do:
- dodania adresu informator@naszdziennik.info do książki adresowej albo listy kontaktów,
- dodania adresu informator@naszdziennik.info do grona zaufanych nadawców,
- wybrania opcji „Zawsze pokazuj obrazki od tego nadawcy”.
Trzy pasma tematyczne do wyboru:
wiara, wychowanie i zdrowie
Szanowni Czytelnicy,
Bardzo
dziękujemy za czytanie i przekazywanie dalej naszych wiadomości
oraz za wszystkie informacje, zaproszenia, sugestie i uwagi, które
nam Państwo przysyłają.
Teraz
zachęcamy Państwa do skorzystania z możliwości otrzymywania
informacji dotyczących naszej wiary: bieżących wiadomości ze Stolicy
Apostolskiej, z życia Kościoła na świecie i w Polsce,
a także zapowiedzi najważniejszych wydarzeń oraz informacji
o godnych polecenia lekturach duchowych.
Dostrzegamy
też, że bardzo wiele uwagi poświęcają Państwo tematyce zdrowia.
W „Naszym Dzienniku” tej problematyce poświęcone są dwa dodatki
cykliczne: „Szlachetne zdrowie” oraz „Zdrowy styl życia”. Informujemy
w nich nie tylko o sprawach bieżących, ale podpowiadamy też,
jak zadbać o nasze zdrowie, np. jaki wpływ na nasze samopoczucie
ma to, co na co dzień spożywamy, jakich produktów należy unikać,
a o które warto wzbogacić naszą dietę. Od teraz mogą Państwo
otrzymywać najważniejsze informacje dotyczące zdrowia na swoją skrzynkę
e-mailową.
Oferujemy zatem Państwu e-mailowe powiadomienia
w trzech pasmach tematycznych: wiara, wychowanie i zdrowie.
Każdy odbiorca e-Informatora może określić, które z tych pasm go
interesują. Swoje preferencje mogą Państwo zaktualizować dzięki opcji
„Modyfikacja ustawień” w stopce wiadomości.
Redakcja e-Informatora „Naszego Dziennika”
*********************************************************************************************************************************************************************************************************************************
WARTO WIEDZIEĆ i REAGOWAĆ! (lipiec
2014)
1. Apokalipsa w Iraku - prośba zakonnika o modlitwę. Proszę przekazać dalej. Ave Maria !
Przekazuję tłumaczenie (z francuskiego) wiadomości, która dziś się ukazała jako e-mail wysłany przez dominikana z Mossoul w Iraku do dominikanów we Francji.
Drodzy Przyjaciele
Zwyczajowo nie proszę o wasze modlitwy, lecz tego ranka otrzymalem e-mail od brata dominikana z Iraku, który jest alarmujący.
Proszę Was, módlcie się za nich i informujcie innych, co się tam dzieje.
Brat Thomas:
Złe nowiny
Piszę do Was w sytuacji krytycznej i apokaliptycznej w Mossoul, w Iraku.
Większość mieszkańców opuściła już miasto i żyją pod gołym niebem, nie mając nic do jedzenia i picia.
Wiele tysięcy uzbrojonych ludzi z Grupy Islamistów Da’sh od dwóch dni atakują miasto Mossoul.
Mordują wszystkich mieszkanców, dorosłych i dzieci.
Setki trupów leżą w domach i na ulicach.
Armia uciekła i również Gubernator.
W meczetach krzyczą: Allah akbar, niech żyje państwo islamskie.
Qaragosh jest przepełnione uciekinierami różnych wyznań, bez jedzenia i noclegu.
Kurdowie nie pozwalają niezliczonym uciekinierom przedostać się za granice do Kurdystanu.
To, co my przeżywamy od dwóch dni jest katastrofą nie do opisania.
Klasztor Mer Behnam i inne kościoly zostały zdobyte przez rebeliantow islamskich,…….
………….i własnie weszli do Quaragosh i od 5 minut jesteśmy okrążeni i w śmiertelnym niebezpieczeństwie
…...…….módlcie się za nas.
Przykro mi, ale nie mogę więcej pisać, bo oni są już niedaleko.
2. Apel do ludzi mediów III RP (.. przez pryzmat nagonki na człowieka sumienia - dra Chazana)
Słowa tego apelu kieruję do ludzi mediów III Rzeczpospolitej -
niezależnie od ich światopoglądu, poglądów politycznych, aktualnych czy
byłych miejsc pracy.
Ostatnio obserwujemy wzmożony atak polityczny i medialny na lekarzy
opowiadających się za bezwarunkowym szacunkiem dla życia każdego
człowieka od poczęcia po naturalny kres.
Życie człowieka jest bezcenną wartością i winno być chronione nie tylko
przez prawo, ale także przez opinię publiczną, opinię którą w dużej
mierze kształtują media.
Środki społecznego przekazu mają służyć dobru i prawdzie, mają pomagać
obywatelom w kształtowaniu poglądów opartych o rzetelne, prawdziwe
informacje.
Apeluję o prawdę w medialnych przekazach na temat:
początku życia człowieka,
rozwoju dziecka przed narodzeniem,
definicji aborcji,
skutków aborcji dla zdrowia psychicznego i fizycznego kobiety,
prawdy o "in vitro" i naprotechnologii,
praw obywatelskich pracowników Służby Zdrowia, a w szczególności wolności sumienia.
Proszę o obiektywne, zgodne z prawdą przedstawianie działań
prof. dr. hab. med. Bogdana Chazana, dyrektora Szpitala
Specjalistycznego im. Świętej Rodziny w Warszawie i sprawiedliwą jego ocenę.
Uprzejmie proszę także o zapoznanie się z dołączonymi materiałami,
zachęcam do regularnego korzystania z informacji podawanych na stronie
internetowej Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka: www.pro-life.pl
W nadziei na współpracę w budowaniu cywilizacji życia, łączę wyrazy należnego szacunku
dr inż. Antoni Zięba
prezes Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka
= = = = = = = = = = = = = = =
Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka
organizacja pożytku publicznego KRS 0000140437
ul. Krowoderska 24/1, 31-142 Kraków
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
biuro: ul. Krowoderska 24/6, 31-142 Kraków
tel./fax (12) 421-08-43
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
http://www.pro-life.pl e-mail: biuro@pro-life.pl
Załączniki:
1. Naukowcy, lekarze o początku życia człowieka
2. Strategia obrońców życia człowieka a strategia zwolenników legalizacji aborcji
3. Katastrofa medialna widziana z pozycji obrońcy życia
4. Oświadczenie w sprawie procedury "in vitro"
5. Wady u dzieci poczętych "in vitro"
6. Prawda o procedurze "in vitro"
7. List otwarty do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza
8. Apel do ludzi dobrej woli
3. Dzięki
Pro-cywilizacyjnej organizacji Prawników Ordo-Iuris ustawa o
przeciwdziałaniu "przemocy w rodzinie" skierowana do Trybunalu
Konstytucyjnego
http://ksd.media.pl/aktualnosci/2286-ustawa-o-przeciwdzialaniu-przemocy-w-rodzinie-zostanie-skierowana-do-trybunalu-konstytucyjnego
Z WYBRANYCH
PORTALI INTERNETOWYCH...
1. MEN likwiduje Boże Narodzenie
http://www.radiomaryja.pl/informacje/men-likwiduje-boze-narodzenie 26 czerwca 2014, godz. 15:55
MEN zaprezentował drugą część tak zwanego „darmowego podręcznika” pt. „Zima”.
Zimą obchodzimy Boże Narodzenie, ale tego dzieci nie dowiedzą się z
„Naszego Elementarza”. Nauczą się za to, że dostaje się prezenty,
ubiera się choinkę, robi świąteczne zakupy i piecze cynamonowe
pierniczki. I to by było na tyle…
Polityczna poprawność wdziera się już do świata sześcio – i
siedmiolatków. W USA jest Happy Holidays zamiast Merry Christmas, we
Włoszech przedszkolak został ukarany za słowo „Alleluja”, u nas mamy
elementarz bez zająknięcia się o Bożym Narodzeniu. Okazuje się, że MEN
pilnuje żebyśmy pilnie podążali za laicyzującym się światem.
- Albo jest to kwestia wyboru Autorek tego podręcznika, albo
skutek sugestii ministerialnych, albo wreszcie obie strony są zgodne w
tej kwestii. Może kiedyś się z tym ujawnią. Temat „Bożego Narodzenia”
może być unikany z uwagi na wymogi „europejskiej” poprawności
politycznej. Według niej tematy religijne są tematami drażliwymi, bo
„różnią” wyznawców odmiennych religii. Dodatkowo mogą też, jak
Europejczycy podejrzewają, stanowić czynnik dyskryminacyjny i opresyjny
względem osób religijnie niezaangażowanych - mówił w rozmowie z
portalem fronda.pl dr hab. Marek Budajczak, specjalista od edukacji
domowej.
Z elementarza skrupulatnie usunięto Boże Narodzenie, mamy tylko święta i gwiazdkę.
- Jest to, jak się wydaje, kwestia specyficznych, a nieracjonalnych i
antyobywatelskich decyzji, oraz nieadekwatnego podejścia obecnych elit
władzy do tego tematu. Oni pewnie chcieliby to nazwać „otwartością”
światopoglądową. (…) Pisząc o „Mikołaju”, MEN pozbawia Go „świętości”,
malując na zielono-niebiesko i zestawiając z „bajkowymi” co do
proweniencji krasnoludkami, dżinem, kosmitami, ufoludkami, smokami i
„starowinką”, latającą na miotle (a pomawianą o brzydkie czyny). Chodzi
o rozerwanie skojarzeń „gwiazdki”, „prezentów” i „karpia w galarecie” z
nieprawomyślnymi: „Gwiazdą Betlejemską”, „łaskami Bożej Dzieciny” i
postną „Wigilią”. Co to za symbole? Ano jakieś tam bajkowe i
niedzisiejsze przesądy! W ten sposób MEN służy, jak można domniemywać,
„dobremu klimatowi społecznemu”, bez zadrażnień międzygrupowych.
Elementarz MEN- u szerokim łukiem
obchodzi Boże Narodzenie, rodzice mogą szerokim strumieniem zalewać MEN
protestami i pytaniami dotyczącymi tego, komu tak naprawdę służy
podkreślony już tytule „NASZ Elementarz”. Nasz czyli czyj? Na pewno nie
setek tysięcy rodzin, obchodzących Boże Narodzenie, a nie gwiazdkę!
Przypominamy też, że Konsultacje społeczne drugiej części potrwają
tylko 2 tygodnie – do 7 lipca 2014 r. Do tego dnia można zgłaszać uwagi
do kolejnej części elementarza.
wpolityce.pl
2. Profesor Chazan: "grozi nam rewolucja kulturowa"
http://www.pch24.pl/prof--chazan--grozi-nam-rewolucja-kulturowa,24195,i.html
Data publikacji: 2014-07-14 07:00
Ograniczenie dostępu do stanowisk
kierowniczych ze względu na system wartości to ograniczenie praw
człowieka. Nawet Unia Europejska tego nie popiera – mówi prof. Bogdan
Chazan. Dyrektor stołecznego Szpitala św. Rodziny, któremu
zapowiedziano zwolnienie z pracy za odmowę dokonania aborcji uważa, że
to jedynie pretekstem do rewolucji kulturowej.
Czy zlecił Pan specjalnie dodatkowe
badania pacjentki (konkretnie - dziecka) aby przedłużyć ciążę do
terminu granicznego, w którym wykonanie aborcji byłoby niemożliwe?
– Aborcja może być wykonana ze względu na chorobę lub wadę wrodzoną
dziecka do momentu, w którym, zdaniem lekarza, osiąga ono zdolność do
samodzielnego życia poza organizmem matki. Moment ten różni się w
zależności od wieku ciąży, poziomu opieki nad wcześniakami w danym
ośrodku, stanu dziecka. Przyjęto uważać, chociaż nie jest to zapisane w
przepisach prawa, że dziecko osiąga tę zdolność około 24 tygodnia
ciąży. Ale wiadomo, że dziecko ciężko chore lub z poważnymi wadami
rozwojowymi często znacznie później zaczyna być zdolne do życia poza
organizmem matki, w związku z tym, aborcja może być wykonana w
późniejszym okresie ciąży.
W tym konkretnym przypadku dziecko urodziło się po upłynięciu jeszcze
następnych kilku tygodni, ale okazało się, że nadal nie było zdolne do
życia poza matką i wkrótce zmarło. Prof. Dębski ocenił, jak się okazało
nieprawidłowo, że po 24 tygodniu ciąży to dziecko będzie już zdolne do
życia i w związku z tym aborcja jest niemożliwa. Nie oznacza to
oczywiście, że jestem niezadowolony, że dziecko przeżyło.
Pani, o której dzisiaj mówi cała Polska nie była moją pacjentką, nie
zlecałem jej nigdy żadnych badań. Takie kłamstwa są stale
upowszechniane w mediach. Ordynatorzy oddziałów w Szpitalu Św. Rodziny
są samodzielni w prowadzeniu swoich pacjentów. Postępowanie
diagnostyczne przedłużyło się ze względu na trwającą 6 dni
hospitalizację w ośrodku referencyjnym, jakim jest Instytut Matki i
Dziecka. Tam uznano, że dla postawienia pełnej diagnozy potrzebne jest
badanie cytogenetyczne. Na wynik tego badania trzeba było czekać. Do
tej pory żadna z instytucji kontrolujących Szpital nie zainteresowała
się pobytami pacjentki w innych placówkach niż Szpital Św. Rodziny: w
Poradni Novum, gdzie wykonano zapłodnienie in vitro, w Niepublicznym
ZOZ-ie, Instytucie Matki i Dziecka oraz w Szpitalu Bielańskim.
Czy bez wskazania przez Pana
Profesora placówki, która miałaby dokonać aborcji, pacjentka
rzeczywiście nie potrafiłaby trafić do takiego ośrodka? Z protokołu
pokontrolnego Ratusza wynika, że lekarz prowadzący pacjentkę dr Gawlak
sugerował, by wykonano „zabieg” w Instytucie Matki i Dziecka – dlaczego
w tej sytuacji to Pan jest jedynym „winnym”?
– Jestem przekonany, że nie sprawiłoby to jej żadnej trudności. Mnie
„namierzono” już w momencie, kiedy podniosła się wrzawa w związku z
popisaniem przez lekarzy deklaracji wiary. Ponadto inni, nawet, jeżeli
odmawiali aborcji, nie uczynili tego na piśmie tak jak ja.
Pacjentka z racji swojej trudnej położniczej przeszłości orientowała
się, jak sądzę, w jakich szpitalach nie miałaby trudności z aborcją.
Zgłosiła się jednak w tej sprawie do nas. Może rzeczywiście nie
wiedziała, że w szpitalu, którego patronem jest Św. Rodzina, aborcji
nie wykonujemy. Może pacjentka była przywiązana do lekarza z naszego
szpitala, który opiekował się nią podczas ciąży?
Lekarz prowadzący pacjentkę rzeczywiście prowadził rozmowy na temat
aborcji z Instytutem Matki i Dziecka a potem ze Szpitalem Bielańskim.
Sądzę jednak, że pacjentka nie była zaskoczona moją odmową ponieważ nie
zwracała się do mnie z zapytaniem w jakim innym szpitalu aborcja może
być wykonana. Gdyby mnie jednak zapytała, nie mógłbym jej takiej
odpowiedzi udzielić, bo oznaczałoby to mój udział w organizowaniu
aborcji. Poza tym nie ma oficjalnej listy placówek lub lekarzy
wykonujących tę procedurę.
Swoją postawą nie naraził się Pan potężnemu lobby na rzecz in vitro i aborcji?
– Nie wiem, gdzie jest „grupa trzymająca władzę” w tych sprawach, gdzie
to lobby się znajduje. Sądzę, że należą do nich producenci środków
antykoncepcyjnych. Bez ich dotacji wyjazdy wielu lekarzy, zwłaszcza na
zagraniczne konferencje, byłyby dużo mniej dostępne a organizacja
sympozjum w kraju praktycznie niemożliwa. Podobna sytuacja dotyczy
czasopism medycznych. Jeżeli się płaci, to czegoś w zamian oczekuje.
Jest też wszechwładna poprawność polityczna, która skutecznie zastąpiła
cenzurę. Są też krzykliwe, feministyczne organizacje, lewicowe partie,
które chcą agresywną propagandą powetować straty, jakie poniosły w
ostatnich wyborach. Są też rzesze uczciwych ludzi, którzy mają podobne
poglądy do moich, ale nie zabierają głosu. Jasne opowiedzenie się
lekarza za nienaruszalnością życia było w tej sytuacji czymś
zaskakującym dla tego lobby. Najpierw było zdziwienie i zaskoczenie a
potem histeria.
Mam wrażenie, że problem aborcji jest tylko pretekstem do rewolucji
kulturowej, której celem jest zmiana postaw i świadomości, zablokowanie
niepoprawnie myślącym dostępu do stanowisk kierowniczych. Pamiętam
czasy, kiedy wszyscy musieli jednakowo myśleć, by coś w życiu osiągnąć.
Jak Pan sądzi, czy Pański przypadek nie odegra roli zastraszania całego środowiska?
– Uchwała Komitetu Etyki PAN zmierza do ograniczenia zakresu klauzuli
sumienia lekarzy. Podpisanie deklaracji wiary przez lekarzy spowodowało
ataki przeciwko tym z nich, którzy sprawują funkcje kierownicze. Znam
przypadek profesora, którego przed rozstrzygnięciem konkursu na
stanowisko kierownicze zapytano, czy podpisał deklarację wiary.
Powiedział, że tak. Konkursu nie wygrał. Atakowano też za podpisanie
deklaracji jednego z konsultantów wojewódzkich w dziedzinie położnictwa
i ginekologii.
Mnie zapowiedziano już, że będę też zwolniony ze stanowiska członka
Rady Naukowej jednej z korporacji medycznych. Jedna z gazet wytropiła,
że jestem wykładowcą na uniwersytecie. Kierunek nagonki został
wytyczony. Ograniczenie dostępu do stanowisk kierowniczych ze względu
na system wartości to ograniczenie praw człowieka. Nawet Unia
Europejska tego nie popiera.
Jak chronić sumienie lekarza?
– Jedyna możliwość to silny nacisk ze strony społeczeństwa. Lekarze
sami nie dadzą rady. Podobno 70 % Polaków to katolicy. Można zatem
przypuszczać, że życzyliby sobie aby w delikatnych etycznie sprawach
dotyczących prokreacji mogli spotkać w przychodni czy w szpitalu
lekarza, u którego znajdą zrozumienie dla swojego stanowiska w sprawach
planowania rodziny czy aborcji.
Sprawą bardzo istotną jest, aby nauczanie etyki w uczelniach medycznych
uwzględniało zasady na jakich opiera się prawo naturalne, żeby
studentów zapoznawano z metodami naturalnego planowania rodziny.
Obowiązuje tam model etyki permisywnej, liberalnej. Tylko odpowiedni
odsetek wierzących parlamentarzystów w Sejmie, proporcjonalny do
odsetka osób wierzących w społeczeństwie, może ochronić sumienia
lekarzy. Oczywiście nie chodzi o takich posłów, którzy pomijają
osobiste przekonania w tworzeniu prawa.
Czy środowisko medyczne gotowe jest
na przeciwstawienie się oczekiwaniom pewnej części opinii publicznej,
która widzi w lekarzu jedynie bezdusznego wykonawcę świadczeń?
– Prawdopodobnie znaczna część pracowników ochrony zdrowia nie zdaje
sobie sprawy z tego, jak zmieniają się oczekiwania społeczeństwa wobec
nich. Powoli, ale w coraz większym stopniu lekarz staje się wykonawcą
zleceń pacjenta, czy raczej klienta.
Niestety, ochroną zdrowia twardo rządzi pieniądz. Na sentymenty,
wartości nie zwraca się uwagi. Na każdą złotówkę z NFZ jest wielu
chętnych. Coraz częściej zdarza się, że zapominamy o zasadzie „Przede
wszystkim nie szkodzić”. Zamiast niej mamy inną: „Nasz klient, nasz
pan”. Pacjentka nie oczekuje od lekarza informacji o mechanizmie
działania środków antykoncepcyjnych czy ich działaniu rakotwórczym.
Pojawiają się głosy, że nie jest rolą lekarza informowanie o
szkodliwości palenia papierosów czy zbyt wczesnej aktywności
seksualnej. Podobno narusza się w ten sposób prywatność pacjentki.
Rola lekarza jako nauczyciela, promotora zachowań sprzyjających zdrowiu
odchodzi do przeszłości. To ogromna strata dla pacjentów, dla powołania
lekarskiego. Czasami idziemy za daleko w uleganiu żądaniom pacjentów.
Są takie szpitale, w których na prośbę pacjentek wykonuje się
nielegalnie niepotrzebne zabiegi ubezpłodnienia po kilku cięciach
cesarskich.
Jak to zmieniać? Częściej niż do tej pory problemy etyczne powinny być
przedmiotem wykładów i dyskusji na konferencjach medycznych. Więcej
trzeba mówić o autonomii zawodu lekarskiego. Lekarz nie jest do
wynajęcia do każdej roboty. Zwłaszcza „mokrej”.
Czy widzi Pan związek między "sprawą Chazana" a faktem, że podpisał Pan Deklarację Wiary?
– Oczywiście tak. Od Deklaracji wiary „sprawa Chazana” się zaczęła.
Pisano wtedy takie bzdury, że w Szpitalu św. Rodziny nie będzie się
wykonywać cięć cesarskich ze względu na świętość ciała pacjentki.
Propaganda przybiera niewiarygodne formy. Zaskakuje w niej ładunek
nienawiści. Doznałem zagrożenia nietykalności osobistej.
Co oznaczać będzie dla Pana
ewentualne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego o niekonstytucyjności
zapisu o klauzuli sumienia w Ustawie o zawodzie lekarza?
– Podobno orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego będzie działało wstecz.
Czyli decyzje podjęte na podstawie tego zapisu uważane będą za ważne.
Nie wiem, jak to będzie interpretowane w stosunku do mojej osoby. Nie
zastosowanie się do zapisu o klauzuli sumienia jest wymieniane jako
moje największe przewinienie w protokołach wszystkich pięciu kontroli,
jakie odbywają się jednocześnie w Szpitalu Św. Rodziny.
Mam nadzieję, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego i idące za tym
unieważnienie decyzji opierających się na kontrowersyjnym zapisie w
Ustawie o zawodzie lekarza, pozwoli naprawić wyrządzone krzywdy.
3. Z Grzegorzem Braunem
rozmawia Agnieszka Piwar
http://ksd.media.pl/aktualnosci/2290-grzegorz-braun-obowiazujacy-w-post-prl-u-tzw-kompromis-aborcyjny-jest-dokladnie-na-poziomie-tego-co-zaprowadzil-hitler
Z reżyserem Grzegorzem Braunem, twórcą filmu „Eugenika. W imię postępu”
rozmawia Agnieszka Piwar z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.
Grzegorz Braun: Obowiązujący w Post-PRL-u tzw. „kompromis aborcyjny” jest dokładnie na poziomie tego, co zaprowadził Hitler
Od kilku tygodni toczy się w Polsce
spór, będący konsekwencją decyzji prof. Bogdana Chazana. Dyrektor
stołecznego Szpitala im. Świętej Rodziny, powołując się na klauzulę
sumienia, odmówił zabicia nienarodzonego chorego dziecka oraz nie
wskazał matce miejsca, gdzie mogłaby tego dokonać. Przeciwnicy
ginekologa grzmią, że złamał on prawo, nie informując matki gdzie
mogłaby przeprowadzić aborcję. Dokąd zabrnęliśmy, skoro publicznie
odmawia się człowiekowi jego naturalnego prawa do tego, aby mógł się
urodzić?
Pani mówi elegancko: „spór” - ja myślę, że to nie jest adekwatne
określenie. Spór to byłby wtedy, gdyby jednym racjom przeciwstawiano
inne racje, przy czym obie strony miałyby zbliżone szanse artykulacji
poglądów i szerzenia informacji. Tu mamy do czynienia po prostu z
nagonką na uczciwego człowieka, którego możliwości samoobrony są
radykalnie ograniczone. Dyktatura polit-poprawności kompletnie
eliminuje z mediów głównego ścieku znaczną część informacji istotnych w
sprawie, a pozostałą częścią nagminnie manipuluje. Przykład: w
początkowej fazie rozkręcania kampanii nienawiści wobec prof. dra
Chazana kluczowy wątek przemysłu „in vitro” został przed opinią
publiczną po prostu skrzętnie zatajony, a kiedy już wyszedł na jaw –
jest nadal uparcie marginalizowany.
Zdaje się bowiem, że nagonka na prof.
Chazana ma przykryć właśnie tę ważną kwestię, że mianowicie chore
dziecko, którego zabicia odmówił, było owocem in vitro. Zabijanie ze
względu na wady wrodzone, zapłodnienie pozaustrojowe, sztuczna selekcja
człowieka - o tych metodach opowiada Pana film „Eugenika. W imię
postępu”. Z dokumentu dowiadujemy się m.in., że zwolennikiem zabijania
ze względów eugenicznych był Adolf Hitler. Jak to możliwie, że metody
człowieka, którego oficjalnie potępił cały cywilizowany świat,
realizowane są – zgodnie z prawem – w Polsce?
A jak to możliwe, że komunistyczni zbrodniarze mają w Polsce pogrzeby z
asystą kompanii honorowej? Żyjemy w kraju, który nie przeszedł
należytej desowietyzacji – nic dziwnego więc, że prawo obywatelstwa
utrzymują tu rozmaite relikty socjalizmu – tego międzynarodowego i tego
narodowego. Mianownik jest przecież wspólny: dzielenie ludzi na
lepszych i gorszych – wedle podziału na klasy, czy rasy. Skoro ten błąd
antropologiczny nie został wyrugowany – to i nie dziwota, że nadal
przerażająco szerokie jest przyzwolenie na eliminowanie „życia
niewartego życia”. Notabene: obowiązujący w Post-PRL-u tzw. „kompromis
aborcyjny” jest dokładnie na poziomie tego, co zaprowadził Hitler:
ludzie podejrzani o niedoskonałość mają być eliminowani.
Dzięki postawie prof. Chazana chore
dziecko nie zostało rozszarpane na strzępy i mogło się urodzić, a
następnie umrzeć względnie spokojnie. Także matka, zamiast zabić, miała
szansę z własnym dzieckiem się pożegnać. Tymczasem zwolennicy aborcji
oburzają się, że to nieludzkie pozwolić urodzić się dziecku z „mózgiem
na wierzchu”, itp... Jak Pan skomentuje tego typu argumentację?
Prawdę mówiąc, zawsze zadziwiało mnie to niezmącenie dobre samopoczucie
i bezkrytycznie wysoka samoocena tych ludzi, którzy najwyraźniej samych
sami siebie uważają za idealnych. Tymczasem w oczach Stworzyciela
wszyscy jesteśmy docześnie – każdy na swój sposób – rażąco
nieperfekcyjni. A jednak przyzwala On na nasze istnienie, lituje się
nad naszymi usterkami, nad manifestacjami naszej wewnętrznej, czy
zewnętrznej brzydoty – i wszystkim daje obietnicę zbliżenia do Siebie,
tzn. „promesę” doskonałości. Ale póki co, na tej Ziemi nikt nie jest
idealny. Orzekać więc, że niedoskonałości mojego brata są nadto rażące,
a moje własne jeszcze do zaakceptowania – to jest niesłychana
uzurpacja, świadcząca o niepojętym samozadowoleniu. Kto jest „brzydszy”
- dzieciątko, które bez najmniejszej własnej winy rodzi się kalekie,
czy domagający się jego śmierci osobnicy, którzy na własne życzenie
doprowadzają się do stanu monstrów moralnych - ?
Skąd zaś w tym pięknym dobrym świecie bierze się brzydota, kalectwo i w
ogóle zło – niejednokrotnie przekraczające naszą odporność? No, to jest
właśnie „mysterium iniquitas”, tajemnica, której nie możemy sami ani
pojąć, ani tym bardziej przezwyciężyć – mamy natomiast przyjąć do
wiadomości, a przy końcu czasów wszystko się wyjaśni. Ponieważ wiemy,
że od Boga nie pochodzi nic, co by nie było dobrem, prawdą i pięknem –
jasnym jest, że wszystko, co od tej Boskiej wyśrubowanej normy odbiega,
pochodzi od Jego nieprzyjaciela. Pytanie, w jakiej mierze ten ostatni
zyskuje w nas chętnych współpracowników w swym dziele - ? Oby się nie
okazało, że także i my naszą nieprawością bezpośrednio się przyczyniamy
do kalectwa, chorób i wreszcie śmierci naszych bliźnich.
Fragment Przysięgi Hipokratesa brzmi:
„Nigdy nikomu, także na żądanie, nie dam zabójczego środka ani też
nawet nie udzielę w tym względzie rady; podobnie nie dam żadnej
kobiecie dopochwowego środka poronnego”. Tymczasem lekarz, który
postępuje zgodnie z tymi zasadami, otrzymuje na kierowany przez siebie
szpital potężną karę finansową, prezydent Warszawy podejmuje decyzję o
zdjęciu go z funkcji dyrektora placówki, a w prorządowych mediach
nieustannie trwają bezwzględne ataki na niego. Kto rządzi tym państwem?
No tak, ale zdaje się, że „Przysięgę Hipokratesa” w nowych pokoleniach
medyków nie wszyscy już znają – została ona przecież zastąpiona jakimś
tekstem o powadze nie przewyższającej „przyrzeczenia zuchowego”, w
którym jasność dyrektyw została skutecznie rozmyta, więc i o
kategorycznym zakazie odbierania życia nie ma już mowy.
Pan prof. dr Chazan swoim
postępowaniem naruszył interesy potężnego lobby i wielkiego przemysłu –
na straży których stoją w Polsce urzędnicy najrozmaitszych szczebli.
Hańba im – a szacunek prof. Chazanowi. On zrobił, co mu sumienie
podyktowało – kwestia, co my w tej sprawie zrobimy?
Z tego całego dramatu wynikło także
dużo dobra. Niezłomny ginekolog otrzymał ogromne wsparcie od Polaków,
stoją za nim liczne organizacje. Także Kościół opowiedział się po
stronie prześladowanego lekarza – abp Marek Jędraszewski zapowiedział
zbiórkę wśród wiernych, aby pokryć nałożoną przez NFZ karę, a biskup
Stanisław Napierała na Pielgrzymce Radia Maryja powiedział, że „prof.
Chazan to symbol zmagania się ciemności cywilizacji śmierci z kulturą
życia”. Co jeszcze powinniśmy zrobić, aby ostatecznie nie przegrać tej
walki?
Powinniśmy przestać się łudzić. Łudzić się, że bezpieczeństwo życia i
mienia może być zapewnione przez państwo w tym kształcie ustrojowym -
odziedziczonym po Robespierze i Napoleonie, po Bismarcku, Hitlerze i
Stalinie.
Podam jeden przykład: posłanką-sprawozdawczynią, która w 1956 roku
przedkładała do przyjęcia Sejmowi PRL ustawę aborcyjną, była Maria
Jaszczukowa (1915-2007) – żona Bolesława, znacznego aparatczyka
pol-sowieckiego - sama członkini Stronnictwa Demokratycznego. Ta
organizacja – należąca, jak wiadomo, do systemu fasadowej
sow-demokracji u nas – korzeniami sięga przedwojnia, a jej proweniencje
są masońskie, co jest faktem dla historyków oczywistym.
Prezesem-założycielem SD był prominentny mason, dr med. Mieczysław
Michałowicz, który jeszcze po wojnie dostał order od Bieruta. Otóż na
czele komitetu redakcyjnego oficjalnej biografii tego Michałowicza z
ramienia SD stała właśnie Maria Jaszczukowa – co daje nam wyobrażenie o
jej autorytecie w tym środowisku. Udzielała się ona w wielu
„postępowych” organizacjach, m.in. w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci i w
Światowej Demokratycznej Federacji Kobiet. Nota bene: była również
założycielką tygodnika „Przyjaciółka” - który w dyskretny, acz
niezwykle konsekwentny sposób krzewił „postęp” w obyczajowości i życiu
rodzinnym PRL. To pismo, zdaje się, przeżyło swoją matkę-założycielkę i
nadal wychodzi - ?
Otóż właśnie przykład Jaszczukowej - niech się Pan Bóg zlituje nad nią
(i nad nami wszystkimi) - pokazuje ścisłe związki aparatu władzy
sowieckiej z ideowym zapleczem masonerii w dziejach rewolucji
światowej. Dziś mamy władzę post-sowiecką i neo-euro-sowiecką – ale te
stare miłości nie rdzewieją. Wręcz przeciwnie – front walki o „nową
obyczajowość” wedle wytycznych Engelsa i Aleksandry Kołłątaj znów
okazuje się frontem kluczowym.
Zatem aby zapewnić bezpieczeństwo życiu i wolności ludzkiej nie
wystarczy obalić władzę Politbiura. Trzeba jeszcze wyzwolić się spod
władzy Loży.
Sprawa propagandy i przemysłu
aborcyjnego, antykoncepcyjnego, „in vitro” - o tym wszystkim była mowa
w filmie „Eugenika”. Teraz wraca pan do tematu – co z filmem o Mary
Wagner, do którego zdjęcia zrobił Pan przed paroma miesiącami [patrz:
http://www.ksd.media.pl/aktualnosci/2161-grzegorz-braun-kreci-film-o-jednym-z-najwazniejszych-procesow-naszej-epoki]
- ?
Finalizujemy właśnie montaż – i w sierpniu, mam nadzieję, film będzie
gotowy. Tytuł roboczy: „NIE O MARY WAGNER”. Jestem bardzo szczęśliwy,
że akurat teraz ten film powstaje – mam nadzieję, w porę. Praca nieco
się opóźni, z przyczyn ode mnie niezależnych – ponieważ najbliższy
tydzień spędzę w więzieniu.
?
Mój adwokat zawiadomił mnie właśnie, że zostałem skazany na tydzień
aresztu za obrazę sądu. Zamiast siedzieć non-stop w montażowni w
Warszawie, muszę trochę odsiedzieć we Wrocławiu. Bo przecież nie będę
czekał, aż któraś GWiazda śmierci rozgłosi – co się już przecież przed
rokiem zdarzyło – że jestem poszukiwanym, nieuchwytnym dla Policji
przestępcą.
Co takiego się wydarzyło?
Jak Pani wie, jestem we Wrocławiu sądzony za rzekomą napaść na Policję
– po tym, jak wiosną 2008 roku to ja zostałem poturbowany przez
tajniaków, poskarżyłem się urzędowo, po czym moje skargi zostały
odrzucone, a ja sam zostałem postawiony przed sądem. I stoję tak już
siódmy rok – a końca nie widać. Na początku tego roku poskarżyłem się
wreszcie na przewlekłość postępowania – i tę skargę odrzucono. Na
kolejnej rozprawie – a było ich już przecież w kolejnych instancjach
razem kilkadziesiąt – sędzia Korzeniewski dopuścił się skandalicznego
naruszenia procedury i mojego prawa do obrony: zrezygnował z
przesłuchania powołanego świadka. A świadek to istotny:
policjant-bandyta, nazwiskiem Balcerzak, który dowodził w 2008 roku tą
grupą, która mnie napadła. Dziś nie jest już czynnym funkcjonariuszem –
stając w drzwiach sali rozpraw rzucił do sędziego, że się spieszy, bo
ma „do podpisania kontrakt za dwa miliony”. I sędzia Korzeniewski
puścił go bez żadnych pytań [patrz: http://www.youtube.com/watch?v=6tuNCobXOlA].
Na co zareagowałem – za co z kolei sędzia wymierzył mi kare grzywny.
Przy czym w uzasadnieniu tej decyzji przywołał rzekomo obraźliwe słowa,
których miałem użyć; „bandyta” i „złodziej”. Bandyta, owszem, tak
powiedziałem – bo to fakt. To on przecież nawoływał swoich podwładnych
do złamania prawa – kiedy niższy funkcjonariusz nazwiskiem Wadowiec
(dziś mój główny fałszywy oskarżyciel) wahał się, czy ma mi się
regulaminowo wylegitymować, do czego zgodnie z prawem go wezwałem –
wówczas to ów Balcerzak rzucił: „Co się będziesz tu z nim p...lił”
[patrz np.: http://www.blogpress.pl/node/1734].
Więc „bandyta”, owszem. Ale „złodziej” - to sobie Sąd uroił - tego
słowa nie użyłem, bo nie jestem przecież wprowadzony w interesy p.
Balcerzaka na tyle, by dokonywać takiej ich ewaluacji. Od decyzji o
nałożeniu grzywny odwołałem się. I oto kilkanaście dni temu Sąd
Odwoławczy, nie wysłuchawszy moich argumentów, tę decyzje podtrzymał –
przywołując te samo urojone uzasadnienie decyzji. Kiedy Wysoki Sąd
ogłosił wyrok, wstałem, pożegnałem się z moim adwokatem i wyszedłem z
trzaskiem zamykając drzwi za sobą. I za to właśnie wysyła się mnie na
tydzień do aresztu – lepsze to, niż nic, bo innego urlopu w tym sezonie
mieć nie będę.
Dziękuję za rozmowę. Niech Bóg ma Pana w Swojej Opiece!
-----
*GRZEGORZ BRAUN, ur. 1967 - reżyser, publicysta, zdeklarowany
monarchista. Jego film „Eugenika. W imię postępu” został nagrodzony
podczas festiwalu Katolickiego Stowarzyszenia Filmowców „Niepokalanów
2011” (pierwsze miejsce w kategorii filmów edukacyjnych) oraz otrzymał
nagrodę Stowarzyszenia Wydawców Katolickich „Feniks” (2012). Dokument
przedstawiający podstawowe założenia eugeniki oraz jej początki w
Stanach Zjednoczonych, hitlerowskich Niemczech i międzywojennej Polsce
dostępny na stronie producenta: www.ahaaa.pl.
**************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************
Z CZASOPISMA
"NASZ DZIENNIK" ...
1. Nie godzimy się na kpiny z naszych wartości (łódzkie oświadczenia w sprawie prezentacji bluźnierczego spektaklu „Golgota Picnic”)
http://www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/83295,nie-godzimy-sie-na-kpiny-z-naszych-wartosci.html Czwartek, 26 czerwca 2014
Kuria Metropolitalna w Łodzi oraz Zarząd Diecezjalny Katolickiego
Stowarzyszenia Młodzieży i Rada Młodych Wydziału Duszpasterstwa
Młodzieży Archidiecezji Łódzkiej wydały oświadczenia w sprawie
prezentacji bluźnierczego spektaklu „Golgota Picnic”.
Oświadczenie Kurii Metropolitalnej Łódzkiej:
Dowiedzieliśmy się z prasy i od wielu osób świeckich, że w dniu
dzisiejszym, tj. w czwartek, 26 czerwca, w Łodzi w Fabryce Sztuki przy
ul. Bp. Wincentego Tymienieckiego 3, będzie miała miejsce projekcja
spektaklu „Golgota Picnic”. Zamysł projekcji tego spektaklu przyjmujemy
z bólem i oburzeniem. Powszechnie bowiem wiadomo, że obfituje on w
pornografię, jest bluźnierczy, ordynarny i w sposób otwarty kpi z
najświętszych prawd chrześcijańskiej wiary.
W czasie, kiedy największą troską należy otoczyć dzieci, zagubioną
młodzież i rodziny, deprawuje się ich i odziera z wszelkich wartości.
Kuria Metropolitalna Łódzka protestuje przeciwko wydarzeniu, które
godzi w uczucia religijne i łamie zasady obowiązującej w Polsce
Konstytucji. Jest to tym bowiem bardziej przykre, że spektakl „Golgota
Picnic” ma mieć miejsce w Łodzi, w mieście, które od samych początków
tworzone było na fundamencie wzajemnego poszanowania wielu kultur,
religii i wyznań.
Kuria Metropolitalna Łódzka przekazuje głos Arcybiskupa Metropolity
Łódzkiego, duchowieństwa, osób zakonnych i licznych wiernych świeckich,
i wzywa władze miasta oraz organizatorów do zaniechania projekcji
spektaklu „Golgota Picnic”.
Kościół katolicki dziękuje wszystkim, którzy wobec projekcji tego
spektaklu protestują, i wzywa do zjednoczenia sił w budowaniu życia
rodzinnego i społecznego w oparciu o solidne wartości wypływające z
troski o prawdziwe dobro społeczeństwa.
Ks. Zbigniew Tracz, Kanclerz Kurii Metropolitalnej Łódzkiej
Oświadczenie Zarządu Diecezjalnego
Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży oraz Rady Młodych Wydziału
Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Łódzkiej:
Zarząd Diecezjalny Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży oraz Rada
Młodych Wydziału Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Łódzkiej
wyraźnie sprzeciwiają się wystawieniu bluźnierczego i pornograficznego
spektaklu „Golgota Picnic” w Łodzi. Jako katolicy, młodzi mieszkańcy
naszego miasta oraz animatorzy życia kulturalnego i religijnego
młodzieży szkół gimnazjalnych, ponadgimnazjalnych i studentów dołączamy
się do licznych protestów przeciwko prezentacji spektaklu, w którym w
myśl art. 196 Kodeksu Karnego dochodzi do obrazy uczuć religijnych.
Nie godzimy się, aby ktokolwiek publicznie szydził ze śmierci krzyżowej
Jezusa Chrystusa oraz kpił z największych i najświętszych wartości
wiary chrześcijańskiej. Mówimy stanowcze „Nie!″ wobec tego typu form
pseudoartystycznych, które dyskryminują i gorszą młode pokolenie
katolików.
Diecezjalny Zarząd Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży oraz Rada
Młodych Wydziału Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Łódzkiej
Źródło: Archidiecezja łódzka
2. Prymat prawa czy etyki. Ksiądz Profesor Czesław Bartnik
Ostatnio duchowy poziom stanu naszego Narodu pokazuje ogromna afera
podsłuchowa, po której rząd winien ustąpić, bo się całkowicie obnażył –
pisze ks. prof. Czesław S. Bartnik. Podkreśla, że to konsekwencje braku
przykazań Bożych.
Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego Magazynu „Naszego Dziennika” pt. „RODZINNY POTENCJAŁ”:
http://naszdziennik.pl/wp/82776,prymat-prawa-czy-etyki.html
Okazuje się, że w UE występuje coraz większy niedostatek klasycznej
moralności społecznej, czyli zachowań moralnych, ale, co gorsza, coraz
liczniejsi przywódcy społeczni i kulturowi negują w ogóle samą etykę
jako spójny zespół norm mających regulować życie społeczne, czyli
odrzucają normy samej moralności, częściowo lub całkowicie, jako
przestarzałe i dziś już bezzasadne, bo rzekomo „wszystko się już
zmieniło”. I takie poglądy docierają już do wielu ludzi w Polsce
małpujących te obłędne przekonania.
Etapy ateizacji
Nowożytna ateizacja społeczeństwa ma swoje fazy i etapy. Najpierw
zwalczano podstawowe dla katolicyzmu prawdy religijne, ale jeszcze na
płaszczyźnie religijnej i teologicznej. W pewnym momencie wzięto za cel
główny negowanie na różne sposoby istnienia Boga jako osobowego
Stwórcy, Władcy świata i Odkupiciela. Ale to okazało się zbyt
abstrakcyjne dla ludzi. Dlatego synowie Złego przypuścili główne ataki
na Chrystusa, np. komuniści i lewacy zaczęli negować w ogóle Jego
istnienie. Kiedy to znowu okazało się niezbyt skuteczne, powiedziano:
nie ruszajmy Chrystusa, raczej Go przedstawiajmy jako wybitnego
człowieka, a atakujmy Kościół jako samozwańczy i oszukańczy twór ludzi
ciemnych, ale szukających władzy nad innymi i ciemiężenia ich dla
swoich zysków materialnych. Gdzieś w drugiej połowie XX wieku zaczęto
wołać, nawet np. w pobożnej katolickiej Austrii: „Chrystus tak, Kościół
nie”. Chrystusa bowiem było łatwiej przyjmować jako poetycką ideę,
natomiast Kościół był już wymagający, żądał między innymi dyscypliny
moralnej. I Kościół w Austrii, Holandii, Belgii, Hiszpanii, w Niemczech
zaczął ponosić duże szkody, jednak się ostał, a nawet się odrodził
duchowo. Wtedy starzy wrogowie, zwłaszcza masoneria, zwrócili całą
swoją działalność – głównie poprzez marksizm, trockizm i ateistów
żydowskich – w kierunku demoralizacji katolików i całych społeczeństw
chrześcijańskich. Te działania przyniosły im w dzisiejszej kulturze
znaczne efekty. Lecz chcą teraz jeszcze czegoś więcej, a mianowicie
chcą wyrzucić ze świadomości chrześcijan tzw. przykazania Boże, czyli
etykę, kategorie etyczne, zasady i pojęcia określające życie moralne.
Na to miejsce forsują albo zwykłe prawo świeckie, wspólnotowe lub
państwowe czy systemowe, albo stanowią swoje „etyki”, tzw. świeckie,
które jednak nie są niczym innym, jak schlebianiem swoim zachciankom i
popędom, np. w dziedzinie seksualnej. Nie jest to już jednak etyka,
lecz jakaś pseudoetyka czy coś etykopodobnego. Ale i to odnosi pewne
skutki, niestety i w Polsce, u ludzi, którzy nie tylko nienawidzą
religii, ale i nienawidzą mądrości.
Nienawidzony Dekalog
Szczególny kodeks etyczny Żydów i chrześcijan stanowi tzw. Dekalog
(„Dziesięć Słów”), Dziesięcioro Przykazań, przekazany przez Boga
Mojżeszowi na Górze Synaj (Wj 20,1-17 i Pwt 5,6-11). Sama treść
przykazań nie jest wzięta z nieba, wynika ona z natury ludzkiej, z
istoty osoby ludzkiej, i zawiera się, przynajmniej w formie bardzo
zbliżonej, we wszystkich wielkich religiach, ale Bóg uświadomił je
Żydom i wszystkim innym, wyraźniej sformułował, autoryzował i nadał im
najwyższą sankcję, według której ich przestrzeganie daje czystość
moralną, doskonałość i zbawienie, komunię z Bogiem, natomiast łamanie
ich niszczy ducha ludzkiego i grozi odłączeniem od Boga. Stąd normy
Dekalogu obowiązują wszystkich, nie tylko Żydów i chrześcijan, nie są
wytworem samej religii czy światopoglądu, lecz są w swej treści normami
etycznymi naturalnymi, choć z racji ich „manifestacji” przez Boga są
nazywane także prawem Bożym.
Dekalog nie obejmuje wszystkich norm etycznych, lecz podaje istotne.
Mówiąc skrótowo, nakazuje on przyjęcie istnienia Boga i oddanie Mu czci
i miłości oraz zakazuje szukania sobie fałszywych bogów i uprawiania
magii. Nakazuje poświęcenia jednego dnia w tygodniu życiu duchowemu i
religijnemu, oddawanie czci rodzicom, zarówno ojcu, jak i matce.
Zakazuje zabijania człowieka, rozpusty seksualnej, kradzieży, kłamstwa
oraz pożądań w kierunku rozbicia czyjegoś małżeństwa, członków rodziny
i domu i zagarnięcia własności żywej czy materialnej. Jezus Chrystus w
swej interpretacji etyki sprowadził wszystkie przykazania do pełnej i
doskonałej miłości: „Nauczycielu – pytał jeden z faryzeuszy – które
przykazanie w Prawie jest największe?”. On mu odpowiedział: „Będziesz
miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym
swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie
podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie
samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się Prawo i Prorocy” (Mt
22,37-40. Por. Mk 12,29-31).
Etyka podstawowa jest ogólnoludzka, należy do podstawowych struktur
osoby ludzkiej i mamy wspaniałe jej „kodeksy”, np. w pismach
staroegipskich, mezopotamskich, Konfucjusza (551-479 przed Chr.),
Mocjusza (ok. 479 – ok. 381 przed Chr.). Niekiedy są wątki wyraźnie
ewangeliczne, choć bez objawienia i wyprowadzone z natury człowieka. Na
przykład Babilończycy w II tysiącleciu przed Chr. uczyli, że ludzie
winni prowadzić przykładne życie, mają być dobrymi małżonkami, dobrymi
rodzicami, dobrymi dziećmi, sąsiadami, przyjaciółmi, obywatelami
państwa, mają praktykować wzajemną życzliwość, współczucie, szczerość,
sprawiedliwość, uczciwość, prawdomówność itp. W „radach mądrości”
ojciec pouczał syna:
„Temu, kto ci wyrządził zło, odpłać dobrem.
Dla tego, kto jest wobec ciebie złośliwy, bądź sprawiedliwy.
Nie gardź tymi, którzy są wystawieni na próbę życiową.
Wyciągnij rękę pomocną, zawsze wyświadczaj przysługi.
Nie rzucaj oszczerstw, służ dobrym słowem.
Niech twoja mowa nie będzie złośliwa,
niech twoje słowa będą tylko życzliwe…” (G. Roux, Mezopotamia, tłum. z fr., Warszawa 1998, s. 91).
Pomniejszanie etyki, a zwłaszcza jej negowanie dzisiejsze, świadczy
tylko o degeneracji umysłowej i właśnie moralnej. Nie mówię tu o złych
czynach, bo one zawsze były i będą, ale o tym, że dziś coraz szerzej
odrzuca się same normy etyczne, zapewne żeby zakryć swoje złe czyny.
Etyczna obrona życia niewinnych
W dzisiejszym świecie załamał się zmysł samozachowawczy człowieka w
postaci cywilizacji śmierci, tzn. w demonicznym „prawie” zabijania
dzieci na każdym etapie rozwojowym, eutanazji, niszczenia życia przy in
vitro, w koncepcjach antynatalistycznych i w propagowaniu związków
homoseksualnych. I są to nie tylko praktyki przestępcze, ale przede
wszystkim tworzenie całej teorii antyżyciowej i antyetyki, po prostu
„nienawiści mądrości” (misosophia).
Dochodzi do strasznego obłędu: wyraża się opinie, że środki poronne
„chronią zdrowie i pielęgnują urodę kobiet”, że obrona życia poczętego
dziecka jest „przestępstwem”, że kobieta nie musi mieć do tego żadnego
powodu obiektywnego, po prostu wystarczy sama chęć zabicia dziecka, że
etyka katolicka jest nieludzka i wroga kobiecie, a nawet jest kpina
bluźniercza, że Kościół powinien przyjąć te praktyki, bo są one z
natchnienia Ducha Świętego („Gazeta Wyborcza”, 30.05.2014).
W takiej sytuacji ruch prof. Wandy Półtawskiej, głoszący Deklarację
Wiary, niewątpliwie w duchu św. Jana Pawła II, ogłasza nie tylko
deklarację wiary, ale najpierw deklarację rozumu, deklarację mądrości
ludzkiej, konieczną absolutnie deklarację miłości wobec zabijanych.
Zwolennicy cywilizacji śmierci mogą nie wierzyć, że życie jest
ostatecznie darem Bożym, ale muszą wiedzieć, że pozbawianie życia
istoty żywej na jakimkolwiek jego etapie jest zabijaniem człowieka, bo
istota zabijana nie staje się człowiekiem dopiero w momencie wyjścia z
łona matki. Aborcjonista zabija też rozum własny i społeczny. I może
mniej nawet odpowiada za to matka niż ludzie, którzy głoszą, że pozwala
na to, czy nawet poleca, etyka.
Wielka chwała mądrości i wierze prof. Bogdana Chazana, dyrektora
Szpitala Świętej Rodziny w Warszawie, który wraz zresztą z tysiącami
sygnatariuszy Deklaracji Wiary kieruje się głosem sumienia, a nie idzie
za „prawem”, a nawet „obowiązkiem” zabijania, nawiązującym w Polsce do
hitleryzmu i bolszewizmu. A chociaż źle postępujący w dziedzinie
moralnej będą zawsze, to jednak zabijania nie można uznać za etyczne i
obowiązujące. Rozumni ludzie, zwłaszcza wierzący w Boga, muszą stawić
temu złu zdecydowaną tamę, zwłaszcza w sytuacji, kiedy w Polsce
zapanował ogólny chaos duchowy i moralny.
Zawsze prymat etyki
Kto odrzuca prymat etyki i sumienia przed prawem stanowionym, ten godzi
w swoje człowieczeństwo. Owszem, i człowiek etyki może być
sterroryzowany w działaniu, a także może ktoś mieć błędne sumienie i
znać tylko błędne normy etyczne, np. z powodu niemoralnego wychowania,
potężnej propagandy niemoralnej czy z powodu bardzo grzesznego życia,
co zagłusza sumienie, a nawet znieprawia. Ale jeśli zachował jeszcze
rozeznanie prawa rozumu i logiki, to może takie sumienie w pewnym
momencie skorygować i przyjąć prawdziwe normy etyczne, choć to wymaga
zdecydowanego nawrócenia. Normalnie wszakże tacy ludzie nie zachowują i
prawa, jeśli jest ono dla nich niewygodne lub nie przynosi im korzyści.
Trzeba jednak widzieć, że na zasadzie prymatu prawa przed etyką rodzą
się w historii niekiedy największe zbrodnie: eksterminacje ludności,
szoah, holokaust, brutalny kolonializm, despotyzm, bolszewizm,
hitleryzm, totalitaryzmy, wojny, komunizm wojujący, który m.in.
wymordował na podstawie swego „prawa” wielkie miliony ludzi w Związku
Sowieckim, w Europie, w Chinach i w wielu innych państwach świata. Po
prostu są państwa i rządy do dna niemoralne, a mają zdolności
prawotwórcze. Kategoria dobra i zła wobec człowieka i Boga nie wynika z
prawa stanowionego, lecz prawo to ma wyrastać z prawa naturalnego,
czyli ze struktury bytu i z istoty człowieka jako osoby.
Gdyby prymat prawa był słuszny, to np. mordercy Żydów i Polaków w
czasie wojny nie byliby zbrodniarzami, lecz ludźmi bez żadnej winy, a
nawet bohaterami o chwalebnych czynach, bo realizowali prawo, a
porzucili sumienie. Prawa stanowione wbrew etyce są zwyczajnym
bezprawiem, gangsterstwem, a stanowiący je dobrowolnie są rodzajem
terrorystów. Taki terroryzm niemoralnego prawa uprawiają przede
wszystkim zespoły wojującego ateizmu. Niestety, i Polska brnie w to
coraz głębiej.
Pogarda mądrości
Cały Stary Testament był wielką pochwałą mądrości, która stanowi o
człowieczeństwie. A także cały intelektualny geniusz grecki dążył do
mądrości jako najwyższego atrybutu osoby ludzkiej. Skarby mądrości,
odziedziczyło chrześcijaństwo i jeszcze ogromnie je ubogaciło. A do
tego należała nie tylko czysta i żywa wiara w Boga, ale i mądrość
moralności, etyka i moralność realizowana. Toteż należy poprzeć głosy
wielu naszych profesorów, także ateistów, którzy domagają się
przywrócenia statusu „filozofii”, czyli „miłości mądrości”, na
uczelniach i w życiu społecznym, kulturalnym i politycznym.
Ministerstwa ostatnich lat niszczą filozofię w sposób szczególnie
bolesny. Właśnie same nie mają należytej mądrości.
Tymczasem miejsce mądrości zastępuje emocjonalna ideologia,
irracjonalizm, bełkot totalny, zakłamanie umysłowe i szał
hedonistycznych obrazów. Coraz rzadziej na forum publicznym ktoś mówi z
sensem i logiką, no i prawdę.
Całe szczęście, że ratują nas jeszcze trochę tradycja intelektualna,
krytycyzm polski, humor i nauki ścisłe, do których Polacy mają duże
zdolności, tylko że… nie mają na nie pieniędzy. Ale niestety u nas, jak
i w całej UE, cała nowoczesność ma coraz bardziej polegać na wyrzucaniu
mądrości z życia społecznego, politycznego, kulturalnego, literackiego,
medialnego, w ogóle z instytucji, ze szkół, z uczelni wyższych i z
życia codziennego. Mamy ciemną epokę w historii. I bywają często takie
momenty w dziejach, że najwyższą władzę uzyskują jacyś „synowie nocy i
ciemności” (1 Tes 5,5) i zdobywają przewagę nad „synami dnia i
światłości”. Najprostszy katolik, jeśli postępuje etycznie, jest
człowiekiem najwyższej mądrości i światłości. Natomiast za „nowoczesną
i postępową” cywilizacją śmierci i wszechseksualizmu kryje się „Wąż
starodawny” (Ap 12,9).
Państwo bez prymatu moralności
Zarówno „państwo prawa” (XIX-XX w.), jak i UE zostały pojęte jako
instytucje doskonałe i nowoczesne, właśnie dlatego, że mają się rządzić
samym prawem – bez etyki, bez religii i bez zapodmiotowania w osobie
człowieka. W rezultacie przez to stały się nieludzkie. W rękach złych
ludzi instytucja samego, a samorządnego prawa staje się „prawnym
bezprawiem”. Bardzo dobrym przykładem jest zalegalizowanie w USA
stowarzyszenia pastafarianów jako wyznania religijnego oddającego cześć
cienkiemu, długiemu makaronowi z symbolem „Latającego Potwora
Spaghetti”. Co znaczy brak etyki i mądrości!
Tak, niestety, jest i u nas z powodu przyjmowania błędnej ideologii:
„Państwo polskie praktycznie nie istnieje” (B. Sienkiewicz), a jeśli
jakoś istnieje, to powraca z całym rozmachem do PRL.
Demokracja prawna jest pozorowana, bo praktycznie rządzą układy
nieformalne, a formalne ustawy i uchwały są dziełem nie tyle
zwycięskiej partii, co samego jej prezesa, dyktatora całej swej partii.
Parlamentarzyści muszą głosować tak, jak im każe przewodniczący partii,
bez względu na sumienie i etykę. W razie czego, jeśli ktoś zagłosuje
inaczej, to jest karany, często łącznie z wyrzuceniem z partii i ze
stanowiska.
W ideologii społecznej, politycznej i prawnej bywa bardzo dużo bełkotu,
niespójności intelektualnej, bez dążenia do prawdy i dobra wspólnego.
Obrazuje to bardzo dobrze program „Minęła dwudziesta”, a także
konferencje prasowe niektórych polityków.
W państwie narasta fala korupcji, afer, krętactwa dla zdobycia korzyści
materialnych, narzucania swoich poglądów, deptania innych i piastowania
władzy. Niektóre czynniki oficjalne mają też wykroczenia konstytucyjne,
lecz sprawy są zamiatane pod dywan, a jeśli są poddane pod sąd, to
rozprawy ciągną się latami, aż do przedawnienia. Ostatnio dodrukowano
10 mld zł i wszystko trzymano w tajemnicy aż do obecnej afery
podsłuchowej, przy czym podsłuchy są krytykowane, a działania osób
podsłuchiwanych, nieodpowiednie, prawie nie są ganione.
Niektóre sądy i prokuratury są niesprawiedliwe dla katolików i patriotów.
W ślad za UE Polska bardzo cierpi na biurokrację, która paraliżuje
życie niemal we wszystkich dziedzinach, a obecnie mamy 500 tysięcy
państwowych urzędników.
Poniżane są nadal przez pewne osoby: polskość, narodowość, katolicyzm,
tradycja, historia, dobre imię, chłopi, robotnicy, ludzie prostoduszni
itd., i dzieje się to bezkarnie.
Ostatnio została przyznana, bardzo słusznie, nagroda „Solidarności”
bohaterskiemu obywatelowi Krymu, ale bez kontaktu z właściwą
„Solidarnością” obecną, bo ta zachowała dawne wolnościowe i
patriotyczne wartości.
Nadal rujnowane są różne gałęzie przemysłu, firmy, fabryki, zakłady,
wyprzedawana jest ziemia rolna i inne – nie dla dobra Polski, lecz
raczej na jej szkodę, a tylko dla łatania dziur w źle prowadzonym
budżecie. Sama gospodarka lekami jest taka, że nasze leki są
wyprzedawane na sumę 2-3 mld zł za granicę, by je tam sprzedać, a
naszym pacjentom sprowadza się leki droższe lub ich brakuje.
Sprawa łupkowa wydaje się podejrzana, gdyż ciągnie się tak długo i
niemrawo, że rodzi się wrażenie, że ulegamy naciskom rosyjskim czy
zachodnioeuropejskim.
Zagrożona jest bardzo cała nasza energetyka, ale działania naprawcze i
twórcze w tej dziedzinie są jakieś anemiczne i powolne, co może bardzo
obniżyć poziom naszej gospodarki i naszego życia codziennego.
Nie ma odpowiednich działań przeciwko masowej emigracji zarobkowej, wyludnianiu się kraju i obniżaniu się kultury narodowej.
Parlament nie ma autorytetu z własnej winy, przede wszystkim z powodu
wyboru wielu nieodpowiednich intelektualnie i moralnie osób.
Chaos w wielu instytucjach, rozboje i przemoc w zakładach i szkołach,
wszędzie brak dyscypliny i pracowitości. Fatalne są reformy
uniwersytetów, którym brakuje funduszy, ale też są rozłożone programowo
i ideowo, a także biurokratycznie i naukowo, m.in. mają pogrzebać
kulturę polską, gdyż do awansów naukowych liczą się już niemal tylko
publikacje w języku angielskim, w którym nie czytają nas ani w Polsce,
ani tym bardziej za granicą, bo dla nich jest to angielszczyzna marna i
porusza niepotrzebne im tematy.
Jeszcze raz trzeba wrócić do popieranej przez państwo ohydy,
zmierzającej do zabicia duszy katolika, a mianowicie do obrzydliwych
bluźnierstw, profanacji i chamskiego plucia nie tylko na religię, ale
nawet na zwyczajną ludzką godność, moralność i normalność. My jesteśmy
bezradni, bo trzeba by użyć sił fizycznych, bluźniercy nie mają uczuć
ludzkich, a władze i bluźniercy tylko się z nas śmieją, że np. nie
znamy się na sztuce. Poszliśmy już za Francją, gdzie bluźnienie jest
uznane za jedno z podstawowych praw człowieka, za prawo wolności i za
prawo wyznawania ateizmu wojującego.
***
Oczywiście wszystkich spraw łamania zasad mądrości i etyki nie da się
naprędce wymienić. Pozostaje raczej jedno pytanie: jak zwykły, spokojny
i uczciwy człowiek ma żyć godnie w takim „nowoczesnym” państwie?
Powiedzmy sobie jasno: jest w tym zasadnicza wina polityków, rządów i
importerów złych ideologii.
Ostatnio duchowy poziom naszego stanu pokazuje ogromna afera
podsłuchowa, po której rząd winien ustąpić, bo się całkowicie obnażył.
I nie ma właściwej na nią odpowiedzi. Ot, pan premier zganił fakt
dokonania „nielegalnych” podsłuchów, ale nie zganił poczynań tych osób,
które były podsłuchiwane, a które źle postępowały. Widać jednak, jak
wielu naszych „najlepszych i wybranych przez naród” nie ceni sobie ani
etyki, ani mądrości, ani samego prawa, które ma być rzekomo podwaliną
nowego państwa. A za nimi ciągną coraz szersze kręgi społeczne, które
miłują coraz bardziej pieniądz, seks powszechny i nieograniczoną
wolność, a raczej swobodę. Społeczeństwo robi się coraz bardziej
nieodpowiedzialne w życiu.
Ot, np. skarżymy się na służbę zdrowia, i słusznie, ale też w ciągu
roku było 2,5 mln fałszywych i głupich wezwań karetki pogotowia. Co
robić z takimi ludźmi? Jeśli się lekceważy w państwie wychowanie
moralne i religijne, to nawet uchwalanie i 2,5 miliona nowych
rozporządzeń czy praw nic nie da. Jak bardzo sprawdzają się słowa św.
Augustyna napisane w 413 r. po Chr.: „Czymże są wyzute ze
sprawiedliwości państwa, jeśli nie wielkimi bandami rozbójników?” („De
civitate Dei” IV, 4). W takiej naszej sytuacji duchowo-moralnej jest
bardzo złowróżebne to, co mówi Aleksander Gielewicz Dugin, inspirator
imperialnych idei Władimira Putina: „Niepodległe państwo polskie nie
może istnieć, jeśli tak, to muszą być nowe rozbiory” (za W.
Reszczyńskim).
3. Dom kuźnią charakteru. Beata Falkowska rozmawia z Ewą Hanter (autorka pomocy dydaktycznych dla dzieci)
Zamiast popularnej bajki w
telewizji na dobranoc przed snem powinniśmy dziecko wyciszyć i napełnić
jego umysł dobrą treścią, szczególnie gdy mamy dziecko nadpobudliwe.
Polecamy rozmowę z Ewą Hanter, autorką książek i pomocy dydaktycznych
dla dzieci.
Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego Magazynu „Naszego Dziennika” pt. „RODZINNY POTENCJAŁ”:
http://naszdziennik.pl/mysl/82788,dom-kuznia-charakteru.html
Sobota, 21 czerwca 2014 (02:12)
Z Ewą Hanter, autorką książek i pomocy dydaktycznych dla dzieci, rozmawia Beata Falkowska
Od lat zajmuje się Pani
opracowywaniem pomocy dydaktycznych, metod pracy rozwijających
zainteresowania dzieci, ćwiczących koncentrację, wolę i wy- trwałość.
Pani prace to fantastyczna pomoc dla rodziców.
– Uczestniczyłam w opracowywaniu modeli do terapii uspokajającej i
rozwijającej dla dzieci autorstwa Teresy Danielewicz, Anny Koźmińskiej
i Janiny Magnuskiej. Pracowałam nad rozwijaniem ich myśli, wydałam wraz
z nimi cztery książki stanowiące pomoce do nauki czytania, liczenia,
historii, przyrody.
Jednocześnie nie jest Pani
zorientowana przede wszystkim na rozwój umiejętności w procesie
kształtowania osobowości dziecka i młodego człowieka. Kopie Pani
głębiej.
– Trzeba sięgać do głębi. Tertulian powiedział, że dusza ludzka jest z
natury chrześcijańska i każdy człowiek, także dziecko, ma w sobie
naturalne pragnienie poznania prawdy, kochania i bycia kochanym. Celem
edukacji jest zaspokojenie tego pragnienia dążenia do prawdy i
wychowanie do miłości. Musimy od najmłodszych lat szukać takich
sposobów, aby kształtować umysł dziecka. Dobre treści można podsuwać w
naturalny sposób już dwulatkom. Każde wyjście na spacer, zbieranie
kwiatów, owoców przyrody, zamysł rodzica przy wykonywaniu codziennych
czynności będzie rozwijało zainteresowanie światem.
Publiczna szkoła zabija ten głód prawdy?
– Szkoła nie stwarza ani możliwości harmonijnego rozwoju, ani rozwoju
talentów, opiera się na nagradzaniu za wykonanie pewnych rutynowych
zadań. Może niektórzy się oburzą, ale nie mamy w Polsce szkół
prawdziwie katolickich. Te, które są, mają swoje dobre strony, ale idą
ogólnym programem, motywacją do nauki są stopnie, pobudzanie ambicji
bycia lepszym od innych, a nam jako katolickim rodzicom nie o to
chodzi. To nie jest cel edukacji. Nam chodzi o to, by poznawać prawdę,
Boga, zamysły Boże względem dziecka, jego indywidualne powołanie.
Naszym celem jest wychowanie człowieka, który będzie miał radość z
czynienia dobra, dążenia do Boga i do miłości drugiego człowieka.
Stwierdzenie, że stopnie nie są naj- ważniejsze, to trudna mowa dla rodziców.
– To, czy w tej klasie dziecko będzie miało piątkę z przedmiotu, a w
następnej trójkę, naprawdę nie jest najistotniejsze. Ważne jest, by
dziecko dążyło do realizacji powołania. W tym jest prawdziwa radość, w
mądrości Bożej, a nie w mądrości świata.
Miałyśmy rozmawiać o dzieciach, a zaczynamy o wychowaniu rodziców.
– Wychowanie dzieci to realizacja powołania rodzicielskiego. Wraz z
rozwojem dziecka musi następować rozwój duchowy rodziców, umiejętność
rozeznania, wyboru, rezygnacji z różnych pragnień na korzyść rozwoju
dziecka.
Kult ocen pokazuje, w jakich schematach tkwimy, gdy chodzi o edukację i wychowanie?
– I rodzice, i polska szkoła tkwią w schematach, w myśl których celem
nauki są stopnie, a rodzice są zadowoleni, gdy dziecko przyniosło same
piątki. Przecież to nie jest żaden miernik procesu wychowawczego.
Pojawia się jednak coraz więcej uciekinierów z systemu publicznej oświaty. Rodzice odważnie wybierają np. edukację domową.
– Jest wiele zagrożeń, które definiujemy i staramy się robić wszystko,
by ich uniknąć. Z jednej strony są to wchodzące do szkół ideologie typu
gender, z drugiej niekorzystne środowisko wychowawcze skutkujące
nerwicami dzieci, które niwelują cały wcześniejszy wysiłek wychowawczy
rodziców. Taka sytuacja rodzi poszukiwania alternatyw dla państwowej
oświaty. Jedną z nich jest edukacja domowa, inni rodzice szukają szkół
katolickich.
Oczywiście pierwszy punkt to jest widzieć zagrożenia i wiedzieć, jak
się przed nimi bronić, ale to jest tylko wstęp, bo trzeba przede
wszystkim wiedzieć, dlaczego się uczymy. Edukacja domowa, która także
ma zarówno blaski, jak i cienie, na pewno pozwala uchronić dziecko
przed wspomnianymi zagrożeniami i wychować je zgodnie ze swoim
katolickim światopoglądem. Daje także możliwość harmonijnego
kształtowania osobowości dziecka, indywidualnego prowadzenia,
wyrównywania defektów, pracy według indywidualnego tempa i zdolności.
Z drugiej strony jeśli rodzice nie potrafią silnie zmotywować dzieci do
nauki, by same rozwijały zdolności, przy tak swobodnym modelu nauczania
może rozwinąć się w nich lenistwo. Edukację domową warto podjąć
szczególnie w okresie nauczania początkowego, gdy dziecko przygotowuje
się do Pierwszej Komunii Świętej, aby uchronić je od tych złych
wpływów. Na tym poziomie także nauka jest bardzo ważna, a w szkole w
początkowych klasach dzieci często niewiele się uczą, a dużo bawią.
Wspomniała Pani o podsuwaniu dobrych
treści dwulatkom. Często nie doceniamy tego wczesnego okresu życia
dziecka, zakładając, że taki maluch niewiele rozumie.
– Jeśli w tym okresie pierwszych kilku lat życia nie rozwinie się pasji
poznawania prawdy, później będzie to trudniejsze. Wbrew pozorom, gdy
dziecko ma trzy, cztery latka, jest to bardzo łatwe, gdyż w tym wieku
dziecko ma ogromny potencjał, naturalną chęć poszukiwania prawdy.
Odpowiednio zmotywowane w tym wieku dziecko potem będzie łatwiej uczyć
np. w domu.
Jakich zasad mają się trzymać rodzice, by harmonijnie kształtować osobowość dziecka?
– Na pewno potrzeba indywidualnego podejścia, określenia, jakie dziecko
ma potrzeby na danym etapie rozwoju, jakie ma braki, umiejętności,
zainteresowania, pytania. To pozwoli nam dobrać narzędzia pracy z
dzieckiem tak, by jego rozwój był integralny, by np. emocje nie
górowały nad intelektem, intelekt nad wolą, temperament nad
wytrwałością w pracy etc.
W Polsce mamy bardzo dużo zdolnych dzieci, czasem genialnych, np. w
kierunkach artystycznych, które jednak nie rozwijają się harmonijnie,
bo np. nadmiernie rozwinięta wyobraźnia, emocje nie zawsze idą w parze
z logicznym myśleniem, kontrolowaniem działania przez rozum. Dlatego
część zajęć dydaktycznych w ramach wspomnianej terapii uspokajającej i
rozwijającej łączy w sobie sztukę z matematyką, po to by to dziecko
mogło harmonijnie rozwijać i logiczne myślenie, i potrzebę
artystycznego wyżycia się.
Wszystkie propozycje zajęć z dziećmi, w których opracowaniu
uczestniczyłam – wykonywanie loteryjek, gier, układanek – są pomyślane
tak, że rozwijają różne sfery w człowieku. Konkretne zajęcia
indywidualnie dostosowujemy do potrzeb dziecka. Jeśli dziecko jest np.
nadpobudliwe, zajęcia odtwórcze, jak kopiowanie, wycinanie, wyciszają
je, twórcze – pobudzają. Te proporcje dobieramy zatem indywidualnie.
Tytuł jednej z Pani książek z
propozy- cjami zajęć dydaktycznych brzmi: „Młode wino w nowych
bukłakach”. Jakie „stare bukłaki”, rzeczy powszechne, ale szkodliwe,
powinniśmy przede wszystkim usunąć z wychowania naszych dzieci?
– Na pewno wymieniłabym tu rozbudzanie chorobliwej wyobraźni,
wprowadzanie w świat magii, prymat fantastyki nad światem realnym,
ponieważ to świat realny jest bazą do poznania prawdy. Dlatego musimy
dbać o to, by nauka pobudzała postawę poszukiwania, rozbudzała
zainteresowanie rzeczywistością, uczyła logicznego myślenia, wyciągania
wniosków. To są nasze cele, których realizację możemy zacząć już od
najwcześniejszych lat.
Zabawy nasycajmy dobrą treścią. Nie osadzajmy dzieci w nierealnym
świecie. Często to, co najbardziej nielogiczne i głupie, dajemy
dziecku, po to by je zabawić, a w ten sposób zatraca się ten naturalny
zmysł szukania prawdy i miłości. Zamiast popularnej bajki w telewizji
na dobranoc przed snem powinniśmy dziecko wyciszać i napełnić jego
umysł dobrą treścią, szczególnie gdy mamy dziecko nadpobudliwe.
Ja proponuję wieczory rodzinne, czyli wspólne wykonywanie prac
plastycznych, manualnych, które uspokajają. Nie zawsze da się to
zrealizować, zachęcam zatem, by spróbować choćby raz w tygodniu, w
niedzielę. A codziennie wieczorem ważne jest, aby dziecko miało choćby
te 15 minut przed snem swój czas z mamą i tatą, gdy może zadawać
pytania, gdy czytamy mu, opowiadamy, podajemy dobrą treść, tak aby jego
sen także był dobry. Wieczór i poranek to bardzo ważne momenty, gdy
zaczynamy i kończymy dzień. Wtedy także bardzo ważna jest modlitwa.
Podczas gdy sklepy pełne są gier,
układanek etc., Pani proponuje ich samodzielne wykonywanie wraz z
dziećmi. Z Pani książek przebija hasło „zrób to sam”.
– Dla dziecka niezmiernie ważne jest wykonywanie czegoś. Jednym z
głównych błędów, jakie popełniają rodzice, jest to, że chcą dziecko
rozwijać, ciągle dostarczają mu zatem różnych informacji, wrażeń,
natomiast nie uczą go pracować. Psychika wówczas nie rozwija się
harmonijnie. Dzieci mają potem ogromne zapotrzebowania intelektualne,
potrzebę bodźców, wrażeń, ale nie ma równowagi emocjonalnej, bo nie
wiedzą, co zrobić z tą wiedzą i przeżyciami. Ważne jest zatem włączanie
dzieci zarówno w prace domowe, jak i zajęcia manualne. Ponadto drobne,
precyzyjne ruchy uspokajają bardzo korę mózgową.
Takie zajęcia powinny być połączone z dobrą treścią. To szczególnie
ważne dla nas, Polaków, gdyż większość z nas żyje w świecie wyobraźni,
co skutkuje problemami z działaniem.
Czego dziecko uczy się, wynosząc
systematycznie śmieci czy szorując podłogi? – myśli wielu rodziców i
aby było szybciej, wykonują te czynności za dzieci. No właśnie, czego
uczy się wtedy dziecko?
– Oprócz odpowiedzialności, gotowości do podejmowania trudu, włączanie
dzieci w czynności gospodarcze procentuje lepszym kontaktem np. między
matką i córką, docenianiem pracy rodziców i wszelkiej pracy przez
dziecko. To ważny element harmonijnego rozwoju, który osadza dziecko w
rzeczywistości. Dla małego dziecka to ogromna radość, że może
uczestniczyć w życiu rodziców, gdy to zaniedbamy, później dziecko już
nie będzie takie chętne, by pomagać. Warto z czegoś zrezygnować,
uzbroić się w cierpliwość, czas i pozwalać dzieciom samym wykonywać
domowe prace. Potem rodzice, zwłaszcza mamy, żałują, że nie podjęli
tego wysiłku.
Propaguje Pani zakładanie „pracowni rodzinnych”. Co to takiego?
– Jeśli dziecko pójdzie do szkoły, wchodzi w pewien rytm, w którym
zanika jego twórczość, zdolności, chęć do nauki i motywacja. Dom musi
starać się przynajmniej częściowo to wyrównać. Olbrzymie możliwości do
rozwoju indywidualnych talentów daje edukacja domowa. Wszystkim
rodzicom zalecam zakładanie pracowni rodzinnych, czyli rodzaju
warsztatów, podczas których dzieci, częściowo razem z rodzicami,
wykonują różnego rodzaju prace manualne z podziałem na grupy wiekowe.
Dzieci uczące się czytać mogą przygotowywać loteryjki do nauki
czytania, układanki, rozsypanki sylabowe, literkowe.
Dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii Świętej mogą wykonywać
różne albumy związane z obecnością Pana Jezusa w Najświętszym
Sakramencie. W tym czasie starsze dzieci mogą mieć pracownię
historyczną, przyrodniczą czy biblijną, gdzie swoją wiedzę w danej
dziedzinie przekładają na bogactwo takich form, jak właśnie gry czy
albumy. Dużo robi się dla dzieci, jeździ po muzeach, dostarcza wrażeń,
a często zaniedbuje się tę rzecz tak ważną: naukę pracy, wykonania
małej rzeczy, ale do końca, celowo i z pożytkiem dla innych, co
kształtuje wolę, ćwiczy w porządnym wykonywaniu zadań.
A co z dziećmi z różnymi trudnościami? Prace manualne, kształtowanie cierpliwości może przebiegać w ich przypadku z problemami?
– Każde dziecko trzeba jakoś zdiagnozować, aby zobaczyć, jakie ma
zdolności, jakie braki, czy jest nadpobudliwe, czy ma trudności z
koncentracją, jaką posiada analizę wzrokową, słuchową. Im szybciej
wyrównuje się te braki, np. już na etapie przedszkola, tym efekty są
lepsze, potem trzeba w to wkładać więcej pracy. Do każdego dziecka
należy podchodzić indywidualnie.
Także dzieci bardzo zdolne mogą sobie „nie radzić”, gdy brakuje tego indywidualnego podejścia?
– Tak, wówczas gdy nie ma warunków do rozwoju, gdy nie jest odpowiednio
pokierowane. Poznałam kiedyś dziewczynkę bardzo utalentowaną
plastycznie, której nie stworzono szansy wyładowania się w twórczości,
robiła to zatem w nieznośnym zachowaniu.
W pierwszych latach edukacji ważne jest rozwijanie zainteresowań we
wszystkich kierunkach, z naciskiem na te sprawy, które dziecko bardziej
interesują. Talentem trzeba pokierować, tak samo jak nauką wytrwałości
i samokontroli. Gdy dziecku wszystko przychodzi łatwo, może popaść w
lenistwo. Rodzice powinni podkreślać, kiedy dziecko zaczęło pracę,
kiedy skończyło, uczyć samokontroli, dokładnego wykonania zadań,
rozmawiać o zakończonej pracy. Edukacja domowa daje ogromne możliwości
rozwoju indywidualnego talentów, nad tym trzeba jednak pracować.
Nauka czytania to ostatnio
kontrowersyjny temat. Polska szkoła sztucznie opóźnia wprowadzanie
dzieci w świat słowa pisanego. Istnieje jakiś uniwersalny wiek, w
którym powinniśmy zaczynać uczyć dzieci czytać?
– Proces nauki czytania tak jak wszystkie inne wymiary edukacji
powinniśmy indywidualizować. Dziecko samo zainteresuje się literkami,
nie przyspieszajmy tego rozwoju. Dla jednego dziecka to będą trzy latka
i już wtedy możemy podjąć z nim pewne ćwiczenia, ale dla innego będzie
to sześć lat. Katolickim rodzicom nie chodzi o to, by jak najszybciej
nauczyć dziecko czytać, ale żeby ta nauka czytania szła równolegle z
rozwojem innych sfer osobowości, budową światopoglądu, sfery emocji.
Cennym wsparciem dla rodziców są pomoce dydaktyczne do nauki czytania i pisania, których jest Pani autorką lub współautorką.
– Polecałabym wszystkie książki, które noszą ten wspólny tytuł: terapia
uspokajająca i rozwijająca dla dzieci. Muszę zaznaczyć, że to nie jest
tylko terapia dla dzieci z trudnościami, ale ćwiczenia dla wszystkich
dzieci, które kształtują harmonijną osobowość. W tej serii ukazały się
pomoce dydaktyczne do nauki czytania, matematyki, przyrody i historii.
Bazą do tej wspólnej, bezcennej pracy rodziców z dziećmi są dobre relacje.
– Oczywiście te więzi trzeba kształtować i te wspólne zajęcia manualne
w niedzielne wieczory będą je budować. Ten czas stwarza możliwość
swobodnej rozmowy. Gdy robimy coś razem, rodzice przekazują dobre
treści, dzieci zadają pytania, wychodzą problemy, w naturalny sposób
rodzą się dyskusje, możemy poruszać najrozmaitsze zagadnienia, a w tym
wszystkim jest radość wspólnej pracy i rozmowy. Rodzice stają się w ten
sposób doradcami i powiernikami dzieci, które nie muszą szukać
odpowiedzi na swoje pytania u rówieśników. Taki wieczór może być
zakończony wspólną modlitwą.
Jaka refleksja dominuje, gdy patrzy Pani na polskie szkolnictwo?
– Życzmy sobie, by rodzice i szkoła wyszli ze schematów, by powstawały
takie szkoły i grupy rodziców prowadzących edukację domową, by te cele,
które nakreśliłam, były zrealizowane dla szczęścia naszych dzieci,
całego społeczeństwa i naszej Ojczyzny.
Dziękuję za rozmowę.
4. Jak zagospodarować czas dzieciom. Autor Dr Andrzej Mazan
Dr Andrzej Mazan jest wykładowcą pedagogiki na Wydziale Studiów nad
Rodziną na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Agata Rybczyk jest żoną i matką czworga dzieci (Jana, Piotra,
Maksymiliana i Marii), od trzech lat uczy swoje dzieci w domu, jest
prezesem Fundacji Dobrej Edukacji Maximilianum, która skupia wokół
siebie rodziny uczące swoje dzieci w domu, w duchu katolickim,
patriotycznym i rodzinnym. Fundacja służy także radą i pomocą rodzicom,
którzy zastanawiają się nad jej rozpoczęciem. Prowadzi warsztaty
tematyczne i organizuje konferencje pokazujące problemy dzisiejszego
szkolnictwa i współczesne zagrożenia dla dzieci –
www.fundacjamaximilianum.pl.
Dr Andrzej Mazan: Rodzice
ulegają presji, aby czas wolny dzieci był czasem przyjemnym. Również
szkoła ulega presji przyjemności. Powstaje tylko pytanie, czy
przyjemność jest odpowiednią metodą wychowawczą. Czy dziecko wyćwiczone
w przyjemności nabędzie cnót intelektualnych i moralnych?
Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego Magazynu „Naszego Dziennika” pt. „RODZINNY POTENCJAŁ”:
http://naszdziennik.pl/wp/82778,jak-zagospodarowac-czas-dzieciom.html
Zbliżają się wakacje. Dla wszystkich dzieci chodzących do szkoły jest
to upragniony czas wolności od wyczerpujących, uciążliwych codziennych
obowiązków, lekcji, prac domowych czy kartkówek. Mało kto pamięta, że
termin wakacji został wyznaczony tak, aby dzieci przez okres żniw mogły
pomagać rodzicom w polu. Ale kto pamięta współcześnie, że dzieci mają
obowiązek pomocy w pracach domowych.
Wakacje dłuższe od urlopu
Obecnie dla rodziców wakacje dzieci stanowią często problem logistyczny
i pedagogiczny, bo czas wakacji jest dłuższy niż czas urlopu, a
wyemancypowane pod wpływem antyrodzinnych ideologii dzieci nie chcą
razem z rodzicami spędzać nie tylko wakacji, ale każdego innego czasu
wolnego. Dla rodziców katolickich ten problem przejawia się w pytaniu:
jak zorganizować ten czas, aby dziecko wzrastało w Bogu, a przynajmniej
aby nie zgrzeszyło. Bo wakacje to nie tylko słoneczny czas wypoczynku i
nabierania sił, ale czas wyjątkowych pokus i czas grzechu.
Wakacje są przejawem większego problemu, jaki jest obecny we
współczesnej cywilizacji. Jest to problem organizacji i spędzania czasu
wolnego. Czas wolny jest to, jak podaje Encyklopedia Pedagogiczna,
czas, jaki pozostaje człowiekowi po wykonaniu czynności związanych z
zaspokojeniem potrzeb i spełnieniu obowiązków. W stosunku do dzieci
czas wolny jest tym, jaki pozostaje po wykonaniu obowiązków szkolnych i
nielicznych obowiązków domowych.
Czym jest czas wolny dla dzieci? Jest czasem poszukiwania przyjemności.
Bowiem dziecko z definicji wybiera przyjemność. Dlatego organizatorzy
czasu wolnego oferują przyjemne spędzanie czasu. Dlatego rodzice
ulegają presji, aby czas wolny dzieci był czasem przyjemnym. Również
szkoła ulega presji przyjemności. Powstaje tylko pytanie, czy
przyjemność jest odpowiednią metodą wychowawczą. Czy dziecko wyćwiczone
w przyjemności nabędzie cnót intelektualnych i moralnych?
Tyrania przyjemności
Współcześni rodzice boją się zabronić albo odebrać czegokolwiek
dzieciom. Ulegając tyranii przyjemności i atrakcji jako koniecznej
formie odpoczynku oddają swoje dzieci wulgarnej i przemocowej
telewizji, ciemnej, satanistycznej muzyce, magicznej książce,
seksualnym filmom, demoralizującym sportom, wyuzdanym dyskotekom,
krwawym grom komputerowym, wirtualnym społecznościom. Tworzenie
środowisk przyjemnych dla dzieci staje się wymogiem czasu.
Iluż rodziców pozwala na demoralizację wakacyjną dzieci? Gdzie są
rodzice dzieci biorących udział w imprezach typu Woodstock…?
Hedonistyczna i konsumpcyjna antykultura złudnej wolności czasu bez
obowiązków przyczynia się do zniszczenia podstawowego systemu wartości
wychowawczych. Dzieci i rodzice uczestniczą w walce o intensyfikację
przyjemności. Ona rozgrywa się od szczytów władzy po żłobek.
Uleganie ideologii czasu wolnego sprawia, że we współczesnych rodzinach
rodzice i dzieci prowadzą życie w różnych środowiskach, nabywają
odrębnych doświadczeń. Wszyscy bardziej lub mniej świadomie stają przed
wyborem: wychowywać czy uprzyjemniać czas. Następuje indywidualizacja
postaw rodzinnych i postaw dzieci.
W jednej klasie spotykamy dzieci, a co za tym idzie – rodziców
skupionych na przyjemności i konsumpcji, i takie, których rodzice
starają się pokazać swoim dzieciom i ocalić inne wartości. Koncentracja
rodzin na przyjemności sprawia, że zmienia się układ ról w rodzinie.
Wychowawcze dobro dzieci zaczyna konkurować z samorealizacją rodziców.
Następuje zróżnicowanie norm i wartości członków rodziny. Jednocześnie
dzieci uczą się prawa do chronienia swoich pomysłów i potrzeb, swoich
przyjemności, nie respektując dobra wspólnego całej rodziny.
Według własnej miłości
Współczesne dziecko często samo organizuje swój czas wolny i rytm dnia.
Ono rozwija osobiste aktywności, niezależne od rodziny. Ono rozwija
osobistą estetykę ubioru, wyposażenia pokoju, przyborów szkolnych,
wybiera oferty kulturalne, takie jak muzyka, filmy, książki, programy.
Ono dobiera sobie osoby przez portale społecznościowe, komunikację
sieciową oraz telefoniczną.
W rezultacie czas wolny dzieci sprowadza się do przeżywania
egoistycznie rozumianej miłości według wskazówek renesansowego bohatera
współczesnej cywilizacji Leonarda da Vinci, który mówił, że każdy ma
żyć według własnej miłości. My, rodzice, często tak naprawdę nawet nie
umiemy powiedzieć, czym konkretnie zajmuje się nasze dziecko w swoim
czasie wolnym.
Jak przełamać monopol i dyktat wzoru spędzania czasu, w którym
kształtuje się osobowość egoistyczną, osobowość podążającą ku
przyjemności?
Ku dobru
Nie jest przecież tak, jak twierdził Leonardo da Vinci, że każdy żyje
według swojej miłości, ale jest tak, jak mówił św. Augustyn – że ta
miłość może być dobra albo zła. Dlatego celem czasu wolnego jest
uwolnić, zabezpieczyć i wzmocnić miłość – prawdziwe dobro. Jak pisze
św. Tomasz, „celem życia czynnego jest działanie zwrócone ku temu, co
jest dobrem właściwym dla bliźnich”. Chodzi o stałą i wytrwałą wolę w
dążeniu do najwyższego celu życia przez roztropną, sprawiedliwą, mężną
i opanowaną pracę dla bliźnich.
Dlatego rodzina staje się miejscem indywidualizacji i jednocześnie
uniwersalizacji dobra. Naznaczamy się indywidualnym dobrem rodzinnym, a
gdy ono jest godziwe, jest to jednocześnie dobro wspólne. Ten wspólny
dorobek rodziny opiera się na równym podmiotowym wkładzie moralnym męża
i żony, bo oni budują jednoczące dobro z jednakową odpowiedzialnością.
Mają ich łączyć jednocześnie troskliwość, usilna opieka i szacunek.
Nauczanie domowe
Dlatego problem wolnego czasu znika w edukacji domowej. Dziecko będące
w domu z rodzicami jest w zupełnie innej sytuacji. Ma więcej czasu. Nie
szykuje się do szkoły, nie dojeżdża do niej, omijają go szkolne
przerwy, zastępstwa, klasowe oglądanie filmów… Nie siedzi kilka godzin
dziennie na lekcjach, na których korzysta zaledwie z części czasu.
W ciągu półtorej godziny jest w stanie zrealizować materiał zaplanowany
w szkole na cały dzień… Kiedy przegląda się przesycone często treściami
z różnych, nawet bardzo odległych dziecku dziedzin podręczniki, trudno
w nich znaleźć tematy wychowujące – kształtujące charakter, wolę,
sumienie, a także, a może przede wszystkim wiarę…
Dziecko będące w domu dzięki troskliwości rodziców ma szansę na
uporządkowanie swojego czasu i pełen, nie tylko intelektualny rozwój.
Dużo łatwiej jest nam uniknąć tendencji, by lgnąć wyłącznie ku
przyjemnościom i atrakcjom, bo nie ma środowiska, najczęściej
rówieśniczego, które by te tendencje napędzało. Rodzice nie tracą
autorytetu. Mają wpływ na plan i przebieg dnia. Mogą też monitorować i
korygować nawet drobne nieżyczliwe czy nieszlachetne zachowania swoich
dzieci na bieżąco.
Czas dla najmłodszych
Wszyscy doświadczamy, że w relacjach, a szczególnie w wychowaniu bardzo
ważną rolę odgrywa to, by „mieć czas”, by być obecnym. Bez obecności
nie da się wychowywać. Dzieci wymuszają na nas, rodzicach, ten czas dla
nich, czasem boleśnie, a nawet bezlitośnie. Jeżeli nie zmobilizujemy
się do towarzyszenia im i uczestniczenia w ich życiu, kontrolowania ich
czasu, a przede wszystkim kształtowania ich czasu, stracimy bliskość z
naszymi dziećmi, a z czasem możliwość wpływania na nie. Nasze miejsce,
ale także miejsce Pana Boga czy Matki Bożej jako kluczowych osób w
wychowaniu, oczywiście z wielką szkodą dla dziecka i dla nas, zajmą na
początek telewizja, gry komputerowe, muzyka czy rówieśnicy…
Jak więc zagospodarować czas dziecka, gdy zostajemy z nim sam na sam…
Warto zacząć od przełamania w sobie lęku, że dzieci szybko się nudzą,
więc na każdy dzień musimy wymyślić moc atrakcji, by utrzymać uwagę i
zachowanie dziecka w cuglach. Lepiej od początku włączać pociechy w
prace domowe, w które obfituje każdy dzień. Śniadanie, sprzątanie,
pieczenie ciast, mycie samochodu – to wszystko czynności codzienne,
niewymagające nakładu finansowego, w które można i trzeba wtajemniczać
dziecko, z czasem wyznaczając mu jego własne obowiązki. Takie
zaproszenie dziecka do wspólnej pracy można praktykować codziennie
zarówno w domu, jak i na wyjazdach wakacyjnych.
Jak wypoczywać
Warto proponować dzieciom proste, bliskie im aktywności, jak spacer,
wycieczka do lasu, zwiedzanie okolicy, by uczyło się bardziej kontaktu
z osobami niż szukania przyjemności. Dobrą propozycją jest też
chodzenie z dziećmi po górach czy wycieczki rowerowe, a nawet piesze,
gdzie razem musimy pokonać pewien trud, by osiągnąć cel.
Warto pomyśleć o tym, by czas wolny proponowany dzieciom służył Bogu i
bliźnim, aby wzrastały w łasce u Boga i ludzi. Niech wakacje będą na
przykład wielką historyczną drogą przywracania pamięci o niezwykłych
Polakach i miejscach naszej tożsamości. Warto wstąpić do starych
kościołów, uklęknąć z dzieckiem na krótkiej modlitwie, obejrzeć
tablice, epitafia i nagrobki.
Niech wakacje będą wspólną wędrówką w głąb kultury narodowej, bo jest
to kultura prawdziwej wolności. Dzięki jej mocy można było obronić
wolność chrześcijańską pod Cedynią, Legnicą, Płowcami, Grunwaldem,
Kircholmem, Orszą, Żółkwią, Chocimiem, Jasną Górą, Wiedniem,
Racławicami, Olszynką, Warszawą, na wszystkich frontach kampanii
napoleońskiej, na azjatyckich, afrykańskich i europejskich bitwach I i
II wojny światowej, w Poznaniu, Gdańsku, Szczecinie, Radomiu…
Jak dobrze móc oprzeć się o historię Narodu znaczoną ofiarami w obronie
przedmurza chrześcijaństwa, w obronie człowieczeństwa, za wolność naszą
i waszą. Jak dobrze móc świadczyć dzieciom o godności człowieka wraz z
Chrystusem idącym przez dzieje Polski i mieszkającym w polskich
rodzinach.
Jak dobrze, że rodzina polska może uświęcać czas czasem liturgicznym i
że innego kalendarza od wieków nie zna. Jak dobrze jest czytać
Ewangelię w języku polskim i wchłaniać jej ducha w tylu ewangelicznych
dziełach polskich twórców. Dobrze jest być bogatym w ewangeliczną
kulturę Narodu, która pozwala być otwartym na potrzeby drugiego. Jak
dobrze móc w każdym polskim kościele znaleźć ślad historii Polski.
Takie wakacje mogą naszym dzieciom i nam otworzyć oczy. Mogą
zmobilizować nasze rodziny, by przezwyciężyć mężnie zło i mieć wciąż
nadzieję, ale nie tę lichą, marną, światową, lecz tą wieczną, budowaną
w ochronnym cieniu Ojczyzny, której korzeniem jest Chrystus.
5. Kto się bawi naszymi dziećmi?. Autor dr Andrzej Mazan
Autor jest wykładowcą pedagogiki na Wydziale Studiów nad Rodziną na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
MEN zaprezentował drugą część darmowego elementarza dla
pierwszoklasistów. Po analizie pierwszych dwóch (z czterech
planowanych) części wydanego przez MEN darmowego „Naszego
Elementarza” stwierdzam, że darmowy podręcznik nie oznacza
darmowości. W rzeczywistości państwo próbuje darmowością kupić dusze
dzieci.
W przewodniku metodycznym dla nauczycieli, którzy będą korzystać z
podręcznika, czytamy, że „Każde dziecko jest zdolne, ale każde na swój
własny sposób. Zachęcając dzieci do podejmowania różnych rodzajów
aktywności, wspieramy ich rozwój całościowo. Powinniśmy patrzeć na
każde dziecko jak na istotę niepowtarzalną, która posiada wiele różnych
niedookreślonych jeszcze inteligencji.
Amerykański neuropsycholog, profesor Harvard Uniwersyty Howard Gardner
twierdzi, że inteligencja nie jest jednorodna. Wyróżnia osiem typów
inteligencji (w ostatnich swoich pracach mówi już o dziewięciu):
logiczno-matematyczną, językową, przyrodniczą, muzyczną,
wizualno-przestrzenną, kinestetyczną, interpersonalną i intrapersonalną
(dziewiątą nazywa egzystencjalną/duchową) i twierdzi, że nie wszystkie
inteligencje są jeszcze odkryte i nazwane. Według Howarda Gardnera,
każdy z nas posiada wszystkie typy inteligencji, które tworzą pewien
swoisty, charakterystyczny dla danej jednostki układ, zwany profilem
inteligencji. Profil ten jest dynamiczny, zmienia się w trakcie naszego
rozwoju. Określając (na bazie obserwacji) profil inteligencji każdego
dziecka, czy też inaczej – układ jego mocnych i słabszych stron, możemy
wspierać rozwój całościowo poprzez właściwy dobór metod, form pracy,
środków dydaktycznych i tak organizować środowisko edukacyjne, aby
każde dziecko mogło rozwijać zarówno swoje mocne strony, jak i
wzmacniać słabsze strony funkcjonowania”.
Zastanawiając się, o co chodzi w tym tekście, który pojawia się na
początku przewodnika, należy zauważyć, że zachęca on nauczycieli do
eksperymentów na dzieciach w imię odkrywania „wyimaginowanej”
inteligencji. Ta zachęta, podparta pseudopsychologią i
pseudoautorytetem, ma wyłączyć hamulce nauczycieli przed zabawą naszymi
dziećmi w odkrywaniu u nich tego, co nieodkryte, i tego, co nie ma
żadnych wskaźników do diagnozy.
Bo program nowej pierwszej klasy to wyśmienita zabawa uczniów między
sobą i nauczycieli uczniami. A w jakim celu? Otóż to jest
najważniejsze pytanie.
Poszukajmy zatem celów nauczania, a raczej programu ukrytego.
Podręcznik ten ma różnych konsultantów, m.in. do spraw równościowych.
Rozumiem konsultację matematyczną, przyrodniczą, polonistyczną czy
społeczną. Ale równościowa?!
Gdy przyjrzymy się temu podręcznikowi pod kątem równościowym, to
widzimy, że to nie jest podręcznik dla dziecka, tylko podręcznik
przerabiający duszę dziecka pod względem nowej ideologii i nowych
trendów.
Aby przekonać dzieci do podręcznika, przyciąga się ich wzrok
ilustracyjnością. Rysunki są aż wyzywające w kolorystyce. Przypominają
rodzaj współczesnej produkcji komputerowej, a nawet reklamy z mnóstwem
szczegółów „bijących” po oczach bez wyróżnionego wątku na obrazku, bez
tonacji, bez kierunkowego światła, bez półcieni. Wszystko w
podręczniku podporządkowane jest idei nauczania globalnego. Nauczanie
takie sprowadza się do oglądu wszystkiego we wszystkim. I taki jest
podręcznik. Groch z kapustą.
Specyficzna tu jest kompozycja środowisk: historia zaczyna się w szkole
przy ul. Przyjaznej. Nazwa ulicy wybrana nieprzypadkowo, bo idea
przyjaźni, a raczej kiczowatego sentymentalizmu każdego z każdym i
wszystkich razem, dotyczy również przyjaźni ludzko-zwierzęcej.
Przyjaźni ze stworami wyobraźni, przyjaźni z babą-jagą. Bo w
podręczniku zwierzęta są spersonifikowane i często przejawiają większe
wymagania niż ludzie. Otrzymujemy idealistyczne zmiksowanie
rzeczywistości z nierzeczywistością.
W pierwszej części podręcznika, obejmującego trzy miesiące, tzn.
wrzesień, październik, listopad, nie pojawia się żaden szczegół kultury
chrześcijańskiej ani narodowej. Podręcznik jest idealnie wypreparowany
z takich odniesień. Oburzenie wywołuje fakt, że na zamieszczonej na
końcu mapie Polski nie ma żadnego odniesienia do Święta Niepodległości.
Zamiast określenia „Polska”, mamy do czynienia z przestrzenią, w której
miasta i wsie są scharakteryzowane abstrakcyjnie, np. Wrocław
zilustrowany jest krasnalem, Warszawa syrenką, Gdańsk – Posejdonem, a
Toruń Kopernikiem.
To, co szczególnie bulwersuje w drugiej części elementarza, obejmującej
miesiące: grudzień, styczeń, luty, to fakt, że Boże Narodzenie
zastąpione jest „Gwiazdką” i przedstawione jako bliżej nieokreślone
wydarzenie z choinką, bałwanami, mikołajem i prezentami.
Jednak nigdzie nie możemy się dowiedzieć, że święto dotyczy
Bożego Narodzenia. Możemy wręcz zauważyć w drugim tomie wstręt do
Bożego Narodzenia. W poleceniu do pracy pada pytanie: Czy wszyscy
obchodzą święta? Dowiedzcie się, jakie święta obchodzi się w innych
krajach. Widać tu wyabstrahowanie z kultury polskiej i chrześcijańskiej.
To, co uderza uważnego czytelnika, to fakt, że w podręczniku jest
mnóstwo poleceń typu „wymyśl” . A więc cały porządek opiera się na
pozornej wolności dziecka, które ma być kreatorem. Ma to się przekładać
na stwarzanie złudnych pozorów skuteczności subiektywnego porządkowania
świata.
Ponadto zadania dla dzieci sformułowane są tak, aby musiały pracować
tylko w parach, np. polecenie: na ile sposobów dzieci mogą się dobrać w
pary, przy czym na ilustracji są dwie dziewczynki i dwóch chłopców.
Albo: ułóżcie kształty różnych liter z klocków, wstążek, z własnych
ciał. Zbiór kompetencji po pierwszym i drugi podręczniku mówi, że
dzieci mają umieć pracować w parach.
Przejdźmy od ikonosfery do logosfery. Literki są poznawane w sposób
absolutnie przypadkowy, nie ma w tym żadnego ładu. Sławna już na całą
Polskę stała się wiadomość, że w pierwszej części elementarza
umieszczono literkę „ś” oraz „ó”.
Większość zdań skonstruowana została z ominięciem słowa „jest”, np.: To
jajo smoka. A to smoki: Solo, Kati, Timo, Olo, Mati, Li, Emi. I
polecenia: Wymyślcie smocze pismo. Napiszcie tym pismem list do smoków.
Zbudujcie bajkową planetę według własnego pomysłu.
Oparcie tekstów na zdaniach bez czasownika wprowadza chaos znaczeniowy,
o czym wie każdy logik. Brak słowa „jest” może jedynie sugerować wstręt
do tego, co rzeczywiste. Pojawia się kreowanie wśród dzieci postawy, że
„wszystko mogę wymyśleć i nic mnie nie ogranicza”.
6. Potencjał rodzinny. Autor: Ks. Łukasz Kadziński
Bóg wyposażył rodziców we
wszystko, co jest potrzebne, by urodzić i wychować dziecko. Dlatego nie
bójcie się w żadnym aspekcie – czy to decyzji o przyjęciu kolejnego
dziecka, czy decyzji o pozostaniu mamy w domu z dziećmi, czy wreszcie
decyzji o nauczaniu w domu.
Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego Magazynu „Naszego Dziennika” pt. „RODZINNY POTENCJAŁ”:
http://naszdziennik.pl/mysl/82787,potencjal-rodzinny.html
Jedna z mam, zastanawiająca się nad uczeniem swojego dziecka w domu,
zadzwoniła do katolickiej szkoły, by dowiedzieć się, jakie są
możliwości zapisania tam dziecka. Usłyszała: „Ależ proszę pani, my nie
oddajemy dzieci w ręce niespecjalistów!”.
Prawdopodobnie takie myślenie można by spotkać u wielu osób. Przecież
nauczyciele, pedagodzy, psycholodzy to specjaliści, którzy uczyli się
wiele lat, by zdobyć swój zawód, a potem jeszcze nabywali wielkie
doświadczenie przez staż w swojej pracy. Nikt tego nie neguje,
przynajmniej generalnie.
Jednakże kim w takim razie są rodzice? Ignorantami? A przynajmniej
niespecjalistami i nieprofesjonalistami? A szkoła? – jest oczywiście
specjalistyczną jednostką edukacyjną nakierowaną na wykształcenie
dziecka – przynajmniej w teorii. A rodzina czym jest? Środowiskiem
przypadkowym, czasem patologicznym, a może nawet nieprzygotowanym do
pełnienia swojej roli?
Takie myślenie prowadzić może do absurdu. Niestety, często
nieświadomie, bezmyślnie powtarzamy takie same sformułowania, że w
szkole są specjaliści, a w domu – najkrócej mówiąc – nie. Trzeba by
niestety dodać, że taki absurd wokół nas zaczyna niebezpiecznie
dojrzewać i wzrastać. Ustawodawstwo dotyczące dzieci od dawna już
kroczy drogą myślenia, że rodzicie o tyle mogą zajmować się swoim
dzieckiem, o ile współpracują ze specjalistami – szkołą, pedagogami,
kuratorami etc. – a jeśli mają inny pomysł, to można im dziecko zabrać.
Rodzina w związku z tym ma sens tylko wtedy, kiedy spełnia oczekiwania
państwa dotyczące wykształcenia i światopoglądu dziecka. Na zachodzie
Europy widzimy to w brutalnej rzeczywistości, kiedy zabiera się dzieci
rodzicom, bo nie uczą „właściwie” na temat np. homoseksualizmu. Od
decyzji urzędnika właściwie nie ma odwołania – rodzice się nie nadają i
tyle. Ten straszny, totalitarny absurd zaczyna dojrzewać i u nas, w
Polsce. Jeśli nie zaczniemy na niego reagować, to za kilka lat rodzina
– o ile jeszcze będzie coś takiego, a nie po prostu wolny związek –
będzie miała jedno zadanie: wyprodukować „obywatela” na potrzeby
państwa.
Nie chciałbym w tym miejscu zajmować się słabościami i patologiami
szkoły, nie jest moim celem krytyka nauczycieli, z których wielu jest
wspaniałymi ludźmi. Chciałbym pokazać, że rodzina i tylko rodzina jest
właściwym i odpowiednim, w jakimś sensie jedynym miejscem wychowania
dzieci. Rodzice zaś, w myśl zasłyszanego kiedyś sformułowania, są
jedynymi specjalistami od swojego dziecka – każdy ojciec i każda matka.
Oczywiście zdarza się, że rodzice krzywdzą swoje dziecko, czasem na
całe życie. Gdybyśmy mówili, że jest inaczej, byłoby to kłamstwem, bo
grzech jest i wydaje swoje owoce, czasem przerażające. Jednakże nie
wolno rodziców poddawać władzy państwa, które ma wyłącznie rolę
służebną względem rodziny. Nie wolno też czynić zasady z
najstraszniejszych nawet przypadków patologii, by ograniczać prawa
rodziców lub poddawać ich kontroli państwa profilaktycznie.
Skąd płynie owa moc rodziców czy – inaczej mówiąc – ich specjalizacja.
Dla nas, wierzących, ów potencjał bierze się przede wszystkim z aktu
stworzenia, a więc daru Boga. To Bóg wyposażył rodziców we wszystko, co
jest potrzebne, by urodzić i wychować dziecko. Tworząc świat, podzielił
się swoją mocą stwórczą z rodzicami i uczynił ich swoimi
współpracownikami. Czy miałby im czegoś nie dać?
Przez dziesiątki wieków to wyposażenie rodziców starczało, by wychować
całe pokolenia ludzi, także świętych. Dopiero rozwój psychologii i
pedagogiki zaczął podważać ten odwieczny model. Gdybyśmy nawet nie
chcieli mówić o Bogu, tylko o samej mocy rodziców i rodziny, to jest
nią przede wszystkim miłość. To ona poczyna życie, to miłość daje moc
do przyjęcia tego życia, do wychowania go, do ofiary dla niego z
siebie. A niszczenie jej prowadzi do wypaczeń – do zdrady, przemocy,
pożądania, gwałtu, zabijania życia i niezgody na dziecko.
Nikogo nie można zmusić do miłości, ale każdy jest potencjalnie w nią
wyposażony. Żadna szkoła ani kuratorium, ministerstwo i pracujący tam
ludzie nie są wyposażeni w miłość do tego konkretnego dziecka. To jest
podstawowy potencjał rodzinny – zdolność do miłości. Rodzina z natury
rzeczy nakierowana jest na miłość pomiędzy jej członkami. Dlatego
najsilniejszą stroną rodziny i jej podstawowym narzędziem wychowawczym
są relacje: rodziców do dzieci, dzieci do rodziców, dzieci między sobą
oraz z innymi członkami rodziny.
Relacje są ważniejsze od dobrobytu, od posiadanych rzeczy i stworzonych
możliwości rozwoju. Każdy człowiek rozwija się dzięki relacjom i przez
nie. Jednakże te, które są w domu, są nadzwyczajne. Są bowiem
rzeczywiste, to znaczy występują wokół nas i realnie wymagają od nas na
przykład poświęcenia, trudu określonego działania. Jest to szczególnie
ważne, gdyż żyjemy w czasach nacechowanych relacjami nierzeczywistymi,
wirtualnymi – jak na przykład „znajomi” na tzw. portalach
społecznościowych – które nie angażują całego człowieka, tylko na
przykład jego wyobraźnię.
Poza tym relacje w rodzinie są naturalne. Rodzice – bo dziecko
przychodzi na świat w domu, który oni stworzyli, i w nim mieszka,
rodzeństwo – im go więcej, tym więcej odniesień, członkowie rodziny –
dziadkowie, pradziadkowie – którzy umiejscawiają w czasie i historii.
Dalej naturalne relacje tworzą sąsiedzi, mieszkańcy tej samej ulicy,
dzielnicy, wioski, miasteczka, członkowie tej samej parafii etc.
Wreszcie relacje w rodzinie są oparte na życzliwości. Nie spełniają
tych cech odniesienia, które powstają w szkole.
Tak zwana grupa rówieśnicza jest tworem zupełnie sztucznym, nie będzie
więcej występować w życiu człowieka, ani w pracy, ani w domu, ani w
zaangażowaniu społecznym. Można by powiedzieć, że wszystkie wartościowe
odniesienia w życiu człowieka są jakimś odbiciem życzliwości i relacji
rodzinnych: koleżeństwo, wspólnotowość, wszelkie społeczności, jak
stowarzyszenia, bractwa, harcerstwo, opierają się w swym modelu na
relacjach rodzinnych.
O rodzinie można by pisać naprawdę wiele, ale poruszę jeszcze tylko
jedno zagadnienie. Rodzina kształtuje w człowieku moralność, czyli
umiejętność wyboru dobra. Oczywiście, zdeprawowana może niszczyć w
dziecku odniesienie do dobra, ale to przede wszystkim rodzina jest
nośnikiem wartości. Miłość, bliskość i więź powodują, że jest ona
środowiskiem, które otwiera człowieka na Dobro i Prawdę.
To wszystko, co zostało napisane powyżej, prowadzi nas do jednej,
najważniejszej refleksji – że rodzice i rodzina są niezastąpieni. We
współczesnym świecie potrzeba obudzić rodziców, by przestali cedować
swoje obowiązki na instytucje, ale „wzięli sprawy w swoje ręce”. To oni
jako jedyni – póki nie będzie za późno – mogą przywrócić właściwy
porządek w odniesieniach państwa i jego instytucji do dziecka i rodziny.
Trzeba by rodzicom powiedzieć: to wy macie ową moc, daną wam ze względu
na wasze dzieci, by je wychować i ochronić, nikt inny. Dlatego nie
bójcie się w żadnym aspekcie – czy to decyzji o przyjęciu kolejnego
dziecka, czy decyzji o pozostaniu mamy w domu z dziećmi, czy wreszcie
decyzji o nauczaniu w domu. Ta moc wam wystarczy i pomocy Bożej wam nie
zabraknie.
7. Jak odtruć historię? Autor: Piotr Jaroszyński
W PRL robiono wszystko, aby świadomość
historyczna Polaków w odniesieniu do II wojny światowej była
jednostronna - pisze prof. Piotr Jaroszyński.
Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego Magazynu „Naszego Dziennika” pt. „RODZINNY POTENCJAŁ”:
http://naszdziennik.pl/mysl/82786,jak-odtruc-historie.html
Przez prawie pół wieku państwo
zwane PRL robiło wszystko, aby świadomość historyczna Polaków w
odniesieniu do II wojny światowej była jednostronna: za krzywdy
wyrządzone Polsce odpowiedzialna jest III Rzesza Niemiecka, która
dzięki Związkowi Sowieckiemu została pokonana, a Polska odzyskała
wolność.
Taki obraz II wojny światowej utrwalano w
edukacji, w nauce, w mediach, w sztuce – wszędzie tam, gdzie odbywa się
proces nie tylko zdobywania wiedzy, ale właśnie budowania świadomości w
skali społecznej. A choć żyły pokolenia, które wiedziały, również z
autopsji, że wojna z polskiego punktu widzenia przebiegała inaczej, to
jednak zarówno zastraszenie, jak i szczelna państwowa cenzura
skutecznie wpływały na utrwalenie tylko tej jednej wersji.
Niewygodna prawda
Po
roku 1989 państwo zmieniło ustrój, a urząd cenzury został zniesiony. Nie
wiązało się to jednak automatycznie z odzyskaniem i odtruciem pamięci.
Do tego potrzebne były nie tylko żmudne badania, ale również skuteczne
ich upowszechnianie. A to wcale nie było takie proste, ponieważ
odtruwanie pamięci to proces bardzo długi, zwłaszcza gdy PRL-owska
wersja historii ciągle była obecna w wydawanych do tej pory i
dostępnych publikacjach, a także w cieszących się znaczną popularnością
filmach. Ta wersja obecna była w świadomości milionów komunistów jako
historia im najbliższa, z której do końca wcale nie zamierzali
rezygnować. A wraz z odzyskiwaniem politycznych wpływów środowiska
wywodzące się z PZPR chętnie blokowały odzyskiwanie pamięci przez
Polaków.
Co składa się na tę pamięć? Problemem tym zajmuje się w
swojej najnowszej książce „Zatruwanie pamięci” Leszek Żebrowski. Jest
to zbiór artykułów, jakie w latach 2002-2012 ukazywały się na łamach
„Naszego Dziennika”. Dotyczą one wydarzeń, które odnoszą się do takich
miejscowości jak Jedwabne, Naliboki i Koniuchy, a obejmują okres
1941-1944. Nazwy tych miejscowości są wprawdzie w naszej zbiorowej
pamięci coraz lepiej rozpoznawalne, ale ciągle zbyt słabo. Zresztą są
to tylko przykłady tego, co spotkało Polskę i Polaków w czasie II wojny
światowej, a o czym Polacy mieli nie wiedzieć.
Dlaczego po roku
1989 w dalszym ciągu obowiązuje swoista zmowa milczenia? Dlatego że w
grę wchodzą zbrodnie, o których prawda jest ciągle pewnym środowiskom
nie na rękę. A przecież Polacy nigdy nie stosowali kryteriów
odpowiedzialności zbiorowej, lecz zawsze starali się dociec, kto
faktycznie był winny. Leszek Żebrowski zadaje w sposób uzasadniony
konkretne pytania: Kto był winny? Kto był winny zbrodni w Jedwabnem, w
Nalibokach, w Koniuchach?
W Jedwabnem winą obarczono Polaków.
Jednak taka wersja nie da się utrzymać, ponieważ zawiera zbyt wiele luk
i błędów, nawet celowych fałszerstw. W Nalibokach i w Koniuchach doszło
do mordów na bezbronnej ludności polskiej ze strony nie tylko
sowieckiej partyzantki. A jednak prawda na ten temat bywa ukrywana albo
ujawniana jest małymi kroczkami w taki sposób, aby nie była zbyt
czytelna, a na pewno by nie stała się jasnym punktem odniesienia, który
pomaga lepiej zrozumieć skalę nieszczęść, jakie dotknęły Polskę na
Kresach.
Polski punkt widzenia
Leszek Żebrowski stara się
z całym taktem i poczuciem odpowiedzialności historyka podjąć temat
współudziału niektórych środowisk żydowskich w akcjach mających
charakter zdecydowanie antypolski. Sprawa jest dlatego delikatna, że
poruszając taki temat, nie można wpaść w pułapkę antysemityzmu, który
jest ideologią, a w pracy historyka chodzi o ustalenie faktów.
W
przypadku zbrodni w Jedwabnem oficjalnie podawana wersja, jakoby Polacy
spalili 1600 Żydów, nie wytrzymuje krytyki, ponieważ zbyt wiele
informacji jest nieprawdziwych, a nawet sprzecznych, zarówno co do
liczby ofiar, jak i sprawców. W końcu liczba ofiar zmalała do 300-400.
Okazało się też, że osoby uznane za świadków tej zbrodni wcale nie były
jej świadkami, a ze względu na przerwanie procesu ekshumacji nie można
dokładnie zrekonstruować tego, co się wydarzyło. Jednak fałszywa wersja
wydarzeń znalazła się w podręcznikach do historii, a co gorsza – poszła
w świat, przypinając Polakom łatkę antysemitów. Trwa to po dziś dzień.
O
ile w Jedwabnem o morderstwo na Żydach zostali oskarżeni Polacy, choć
wszystko wskazuje na to, że kierowniczą i główną rolę musieli odgrywać
Niemcy, to w Nalibokach i w Koniuchach w ramach partyzantki sowieckiej
odpowiedzialna za zbrodnie na bezbronnej ludności polskiej była
partyzantka żydowska. Sprawa mordów okazała się na tyle drażliwa, że na
różne sposoby próbuje się ten wątek podnieść na taki poziom ogólności,
aby nie można było wprost powiedzieć, kto za te zbrodnie był
odpowiedzialny. Metodę taką stosuje nawet IPN, natomiast miłośnicy
filmu mogą „delektować się” produkcją Hollywood („Defiance” – „Opór”),
która szerokim łukiem omija problem współodpowiedzialności za mord w
Nalibokach tych, których kreuje na bohaterów.
Wynika z tego, że
Polacy w dalszym ciągu mają nie znać swojej historii, własnego
bohaterstwa, własnych strat, zwłaszcza na Kresach, gdyż narzucany jest
nam obcy punkt widzenia, a my mamy odgrywać rolę zahukanych winowajców,
którzy na hasło „antysemityzm” zdolni są wziąć na siebie
odpowiedzialność za zbrodnie przez nas niepopełnione albo nie dociekać,
kto tak naprawdę dopuścił się zbrodni na nas.
Książka Leszka
Żebrowskiego to nie tylko próba rzetelnej rekonstrukcji i oceny
brzemiennych w skutki wydarzeń, jakie miały miejsce w czasie II wojny
światowej, ale również próba odtrucia narodowej pamięci w taki sposób,
aby zyskać szerszą perspektywę historyczną. Właśnie z tych powodów z
książką tą warto się zapoznać, ponieważ pomaga ona odzyskać polski
punkt widzenia na nasze sprawy, nasze losy, nasze tragedie i nasze
bohaterstwo. A skoro zatruwanie pamięci nadal trwa, nie ma innej
odtrutki niż prawda ukazana jasno i rzetelnie.
8. Warto wiedzieć, skąd nasz ród! Z dr. Andrzejem Nowikiem rozmawia Izabela Kozłowska
Dr Andrzej Nowik przypomina, że
poznawanie historii naszych rodzin stanowi istotną część wychowania
patriotycznego dzieci.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/82700,warto-wiedziec-skad-nasz-rod.html
„Skąd nasz ród?” to tytuł warsztatów genealogicznych, które w sobotę
poprowadzi Pan w siedzibie Fundacji Dobrej Edukacji Maximilianum. Jak
zrodziła się idea tego spotkania?
- W ostatnich latach nie tylko nie słabnie w Polsce zainteresowanie
genealogią, ale jest jeszcze wzmacniane publikacją w internecie
milionów zdjęć z ksiąg metrykalnych i innych źródeł genealogicznych.
Natomiast samo odczytywanie tych źródeł i ich prawidłowa interpretacja
może wielu genealogom-amatorom sprawiać spore trudności – stąd pomysł
zorganizowania warsztatów, które mogłyby im w tym pomóc. Mogą one
również pomóc tym osobom, które starają się o zwrot nieruchomości i
kompletują odpowiednią dokumentację.
Czego dowiedzą się uczestnicy warsztatów?
- Na warsztatach chciałbym zaprezentować sposób, w jaki można korzystać
z ksiąg hipotecznych jako źródła do badań nad dziejami rodziny i
dziejami nieruchomości. Pod wieloma względami księgi hipoteczne z
okresu Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego przypominają
współczesne księgi wieczyste, ale na przykład występująca w nich część
zwana księgą umów wieczystych przysparza początkującym genealogom wielu
kłopotów. Chciałbym również zaprezentować sposoby cyfrowego
opracowywania ksiąg hipotecznych i akt notarialnych. Poza tym na
warsztatach mają zostać przedstawione inne źródła o charakterze
własnościowym, jak staropolskie rejestry poborowe, uwłaszczeniowe
tabele likwidacyjne czy współczesna ewidencja gruntów.
Jak będą one przebiegały i dlaczego warto wziąć w nich udział?
- W trakcie sobotniego spotkania zostaną omówione, w ramach krótkich
wykładów, dwa tematy: „Jak czytać księgi hipoteczne?” i „Jak poznać
dzieje swojej nieruchomości?”. Dzięki nim uczestnicy będą mogli
zapoznać się z podstawowymi źródłami genealogicznymi o charakterze
własnościowym i dowiedzieć się, jak można poznać właścicieli danej
nieruchomości na przestrzeni wieków. Po każdym wykładzie przewidziana
jest dyskusja i ćwiczenia praktyczne, podczas których uczestnicy będą
mogli poruszyć interesujące ich tematy własnych poszukiwań.
Jakie miałby Pan porady dla początkujących genealogów-amatorów?
- Zachęcam do korzystania już na samym początku poszukiwań również ze
źródeł innych niż metryki, ponieważ może to znacznie ułatwić
poszukiwania; niejednokrotnie z jednego aktu notarialnego można
dowiedzieć się od razu o kilku pokoleniach przodków.
Fundacja Dobrej Edukacji Maximilianum wspiera rodziców, którzy decydują
się na edukację domową swoich dzieci. Poznawanie naszych przodków może
być dobrym sposobem na rodzinne spędzenie czasu, edukację i poznawanie
dziejów rodzin. Jaki wpływ na najmłodszych mają tego typu zajęcia?
- Poznawanie dziejów własnej rodziny wychodzi naprzeciw pytań dzieci
typu „co robiła babcia, gdy była małą dziewczynką?”. Wspólne poznawanie
dziejów rodziny przyczynia się do wzmocnienia więzów rodzinnych, a
ponieważ historia rodzinna wpisuje się w historię Polski, jej
poznawanie stanowi istotną część wychowania patriotycznego.
Dziękuję za rozmowę.
Warsztaty odbędą się w sobotę, 21
czerwca br., w siedzibie warszawskiej Fundacji Dobrej Edukacji
Maximilianum (ul. Wilcza 9), w godzinach: 10.00-16.00. Osoby
zainteresowane udziałem w spotkaniu proszone są o wcześniejsze
zgłoszenie. Można tego dokonać jeszcze dziś, dzwoniąc pod numer
telefonu: 789 118 977, bądź drogą e-mailową: a.nowik@op.pl. Koszt
warsztatów: 50 zł (catering w cenie).
Izabela Kozłowska
9. Trucizna na talerzu (odc.6)
Niestety dodawanie do pieczywa konserwantów, polepszaczy i
sztucznych zakwaszaczy stało się obecnie normą. Trzeba się nieraz
naprawdę naszukać na sklepowych półkach, aby dostać chleb, który nie
będzie ich zawierał.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83374,trucizna-na-talerzu.html
10. Matura do poprawki
Maturę zdało tylko 71 proc. tegorocznych absolwentów szkół
ponadgimnazjalnych. O całe 10 proc. mniej niż w roku ubiegłym. W ocenie
Ryszarda Proksy, przewodniczącego Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania
NSZZ „Solidarność”, przyczyn tak niekorzystnych wyników tegorocznych
matur należy upatrywać m.in. w reformie programowej zainicjowanej przez
obecny rząd.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83412,matura-do-poprawki.html
11. Pracownie rodzinne, czyli sposób na stymulowanie aktywności i twórczości dzieci. Autor: Ewa Hanter
Ewa Hanter jest autorką książek i pomocy dydaktycznych dla dzieci.
Czas wakacji to wspaniała
okazja do wszechstronnego rozwoju dzieci, pod warunkiem że wypoczynek
nie będzie utożsamiany z bezczynnością i bezmyślnym leniuchowaniem.
Dzieci najlepiej wypoczywają, gdy zmieniają zajęcia, ale są czynne, gdy
są zainteresowane tym, co robią.
Przeczytaj całość:
http://bit.ly/1pAbp9s
Czas wakacji to wspaniała okazja do wszechstronnego rozwoju dzieci, pod
warunkiem że wypoczynek nie będzie utożsamiany z bezczynnością i
bezmyślnym leniuchowaniem. Dzieci najlepiej wypoczywają, gdy zmieniają
zajęcia, ale są czynne, gdy są zainteresowane tym, co robią. Przez cały
rok musiały siedzieć w ławce szkolnej. Teraz bogactwo natury otwiera
przed nimi niewyczerpane źródło zabaw, gier. Każda z nich może być
powiązana z głębszą treścią.
Przed rodzicami staje zadanie pokierowania zajęciami dzieci, tak aby
przyczyniły się one do ich ogólnego rozwoju: fizycznego, umysłowego,
wolitywnego i duchowego.
Chciałabym podzielić się z Czytelnikami pomysłem, który nie tylko
pomoże miło i pożytecznie spędzić wakacje, ale rozpoczęte w tym czasie
zajęcia kontynuować przez cały rok. Nazwałam ten pomysł „Pracownie
rodzinne”. W kilku domach zostały już założone. Każda z nich
specjalizuje się w innej dziedzinie (chociaż istnieją w nich też różne
kąciki zainteresowań). Dzieci gromadzą w nich własnoręcznie wykonane
gry, loteryjki, układanki, najrozmaitsze pomoce naukowe, własne utwory
literackie, zbiory przyrodnicze itp. Służą one potem do zabawy z
rodzeństwem, kolegami i koleżankami. Czasem między pracowniami
następuje wymiana doświadczeń, gdy rodziny zapraszają się wzajemnie.
Dzieci, grając w samodzielnie wykonane loteryjki, układanki,
prezentując albumy, książeczki itp., przekazują sobie wiedzę i wartości
w nich zawarte.
Pracownie rodzinne spełniają ważną funkcję w ramach edukacji domowej,
ale nie tylko. Metody zdobywania wiedzy w szkole zwykle nie rozwijają
aktywności i twórczości, dlatego potrzebna jest uzupełniająca praca pod
kierunkiem rodziców w domu. Ponadto jest to dobry sposób na budowanie
więzi rodzinnych, które w dzisiejszych czasach zanikają, podczas gdy
oddziaływanie złych treści przekazywanych przez media i środowiska
rówieśnicze jest coraz silniejsze.
Budowanie więzi
Wiemy, że przy zwiększającym się tempie życia trudno jest znaleźć czas
na to, co najważniejsze. Dlatego warto wykorzystać wakacje, aby
zatroszczyć się o rozwój dzieci, ich życie duchowe i rozpocząć zajęcia,
które potem będą systematycznie kontynuowane w ciągu roku. Zachęcam do
stworzenia tradycji, którą nazwałam „niedzielne wieczory rodzinne”.
Tego dnia zrezygnujmy z oglądania telewizji, może spotkań towarzyskich
i innych atrakcji na korzyść rodziny. Po pewnym czasie zobaczymy, jak
ten nasz wysiłek zaprocentuje.
Przywróćmy niedzieli sakralny charakter. Nie ograniczajmy się do
uczestniczenia w Eucharystii, ale także poświęćmy wieczór na zajęcia z
dziećmi, podczas których rozpoczną one prace pod kierunkiem dorosłych,
aby je następnie samodzielnie kontynuować w inne dni tygodnia.
Jednak każdego dnia warto wygospodarować dla dzieci chociaż 15-30
minut, aby w atmosferze odprężenia porozmawiać z nimi, posłuchać
zwierzeń, odpowiedzieć na pytania, powrócić do omawianych w niedzielę
treści. Najlepszą porą jest wieczór, gdy opadną emocje towarzyszące
wydarzeniom dnia, kiedy można wszystko podsumować i zakończyć wspólną
modlitwą. Podczas takich spotkań rośnie zaufanie dzieci do rodziców.
Przestają już szukać zrozumienia wśród rówieśników czy rozwiązań
dręczących problemów w internecie, bo rodzice stają się ich
przewodnikami. Nie zdajemy sobie sprawy, jak dzieci cenią ten czas im
poświęcony, o którym wiedzą, że na stałe należy do nich, jak czekają na
te chwile.
Zakładanie pracowni rodzinnej
Dobrze jest, gdy to wydarzenie wiąże się z jakimś przeżyciem, np. z
wycieczką do lasu, zoo, zwiedzaniem zabytków. Wyprawa taka powinna być
zaplanowana, mieć wytyczony cel, wiązać się z grą ruchową, poznawaniem
ciekawych miejsc, zbieraniem okazów przyrodniczych lub zdobywaniem
wiadomości naukowych, które obudzą zainteresowanie tematem na tyle, aby
dzieci chciały utrwalić je potem w domu w postaci układanki, loteryjki
czy albumu. Zadaniem rodziców będzie nie tylko pokierowanie zajęciami
tak, aby pomysły dzieci zostały zrealizowane w ciekawej i estetycznej
formie, ale przede wszystkim kierowanie rozmową, podczas której połączą
rzeczywistość widzialną z niewidzialną; ukażą Boga Stwórcę pięknego
świata, Jego Opatrzność kierującą losami zwierząt, ludzi, narodów…
Dla zilustrowania weźmy prosty przykład – wycieczkę do lasu. Popularna
gra „w podchody” może być połączona z wykonywaniem zadań przyrodniczych
ćwiczących spostrzegawczość i umiejętność dokładnego obserwowania.
Przed wyruszeniem na trasę dorośli przygotowują, na podstawie klucza do
oznaczania roślin, listy z kartami zadań. Na przykład są na nich
rysunki sylwetek drzew. Dzieci mają za zadanie zebrać ich korę, liście,
kwiaty lub nasiona (w zależności od pory roku). Po skończonych
podchodach uczestnicy gry sprawdzają, czy polecenia zostały prawidłowo
wykonane i przy okazji nabywają umiejętność korzystania z klucza do
oznaczania roślin.
Kolejne zabawy w terenie to obserwacje „przyjaciół” drzew (ptaków)
przez lornetkę i „wrogów” (owadów) przez lupę. Dorośli starają się
opowiedzieć jak najwięcej ciekawostek, aby maksymalnie obudzić
zainteresowanie dzieci. Po powrocie do domu wrażenia opisujemy i
ilustrujemy w kronice, a eksponaty przyrodnicze segregujemy według
określonego klucza. Będą one stanowiły zaczątek kolekcji.
Zakładamy także „biblioteczkę zagadeczkę”, gdzie gromadzimy
ciekawostki, rebusy itp. Gdy nadejdą deszczowe dni, zdobyta wiedza może
być wykorzystana przy projektowaniu loteryjek. Na przykład młodsze
dzieci, uczące się czytać, ułożą domina sylabowe z nazwami drzew,
starsze wykonają układankę obrazkowo-wyrazową: „Drzewo, liść, kwiat,
owoc”. Przy projektowaniu albumu z rysunkami i opisami drzew, rodzice
pomogą dzieciom zrozumieć symbole drzew w Starym i Nowym Testamencie. I
tak powstanie kolejny album: „Drzewa w Biblii”. Będzie tam Drzewo
Życia, Drzewo Wiadomości Złego i Dobrego i najważniejsze Drzewo Krzyża,
będą też inne, jak drzewa oliwne w Ogrójcu, drzewo figowe, sykomory itp.
Wybrane z Pisma Świętego cytaty posłużą do zaprojektowania składanek
wyrazowych i oczywiście są okazją do głębszych refleksji i dyskusji. Na
przykład werset „Każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo
wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe
drzewo wydać dobrych owoców. […] poznacie ich po ich owocach” (Mt
7,17-18;20).
Tematyka i forma prac
Jak to już zostało wspomniane, w pracowni mogą powstać różne kąciki
zainteresowań. Jedne dzieci będą bardziej interesować się przyrodą,
inne – zjawiskami fizycznymi, matematyką, historią lub sztuką,
etnografią i geografią… Może także powstać kącik na potrzeby dzieci
przygotowujących się do Pierwszej Komunii Świętej i kącik biblijny.
Jednak te wszystkie dziedziny będą się wzajemnie przeplatać i łączyć po
to, aby wychowanie miało charakter integralny.
Forma zajęć powinna być atrakcyjna i bliska psychice dziecka, a więc
kojarzyć się z zabawą, która uczy i zaspokaja potrzeby wszechstronnego
rozwoju osobowości. Ważne jest, aby była urozmaicona, ponieważ przez
różnorodność pobudzamy myślenie i mobilizujemy do wysiłku. Stanowi to
zabezpieczenie przed rutyną – wrogiem wszelkiej twórczości.
Niemożliwe jest przekazanie wielu pomysłów w krótkim artykule, dlatego
odsyłam do swoich książek („Młode wino w nowych bukłakach”, „Terapia
uspokajająca dla dzieci”), w których przedstawione są zasady
projektowania loteryjek i propozycje pogadanek.
Harmonijny rozwój osobowości
Dziecko najbardziej rozwija się i poznaje świat poprzez działanie.
Częstym błędem troskliwych rodziców jest dostarczanie swoim pociechom
wielu wrażeń i wiadomości, których ono nie jest w stanie przemyśleć.
Przyjmuje ono wtedy postawę bierną i oczekuje od otoczenia, aby
zaspokajało jego potrzeby intelektualne i emocjonalne, które wciąż
rosną.
Proponowane zajęcia uwzględniają harmonijny rozwój osobowości dziecka.
Kształtują procesy poznawcze, wytwarzają dobry kontakt z
rzeczywistością przez planowe rozwijanie zainteresowań. Uczą
samodzielnego organizowania swojej pracy, umiejętności przechodzenia od
pomysłu do realizacji, wytrwałości w doprowadzaniu zadań do końca.
Ćwiczą koncentrację uwagi i samokontrolę czynności. Uspokajają
nadmiernie pobudzoną psychikę dziecka i wyrównują defekty. Wyrabiają
sprawności manualne, kształtują pozytywny stosunek do otoczenia i do
pracy, postawy społeczne.
W następnych odcinkach przedstawię dalsze wskazówki i pomysły dotyczące tworzenia rodzinnych pracowni.
12. To był zły rok szkolny!. Autor: Lesław Ordon
Autor jest przewodniczącym sekcji oświaty i wychowania śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”.
Chaotyczne i nieprzemyślane zmiany w oświacie wpływają na obniżenie poziomu nauczania – ocenia Lesław Ordon.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83418,to-byl-zly-rok-szkolny.html
Kończący się dzisiaj rok szkolny 2013/2014 niestety nie był dobrym
czasem dla polskiej oświaty. Przede wszystkim sprawa obniżenia wieku
szkolnego dla sześciolatków i wielka dezinformacja z tym związana:
rodzice nie wiedzieli, czy ich dzieci będą musiały iść do szkoły, czy
będą mogli się odwołać. Obniżenie wieku szkolnego to z pewnością
porażka dla polskiej edukacji. Nic dobrego nie można także powiedzieć o
darmowym podręczniku, z którego od września będą się uczyć dzieci w
szkołach podstawowych. Choć cieszy, że będzie on darmowy, to jednak nie
możemy godzić się na bylejakość, przygotowywanie bez konsultacji i
merytoryczne błędy.
Jeśli natomiast ktokolwiek mówi, że ten rok był lepszy od poprzedniego,
ponieważ mniej szkół zostało zlikwidowanych i mniej nauczycieli
zwolnionych, to niestety grubo się myli. Taka sytuacja wynika jedynie
ze zbliżających się wyborów samorządowych i obawy samorządowców o
niezadowolenie społeczne związane ze zwijaniem oświaty w poszczególnych
regionach. Niepokoi mnie, że wobec mniejszych nakładów na szkolnictwo
masowe zwolnienia i zamykanie szkół jedynie odciągnie się w czasie.
Wciąż nie do zaakceptowania jest poziom płacy zarówno dla nauczycieli,
jak i pracowników administracyjnych szkół. Przypomnę, że dla tej
grupy zawodowej nie było żadnej podwyżki od kilku lat.
Polska oświata potrzebuje przede wszystkim stabilizacji. Chaotyczne,
nieprzemyślane i wprowadzane „naprędce” zmiany i reformy wpływają na
obniżenie poziomu nauczania. Nie będzie dobrego szkolnictwa, jeśli nie
poprawią się warunki pracy nauczycieli, jeśli nie będą wprowadzane
standardy pracy.
Niestety największym problemem polskiej nauki i oświaty są wciąż bardzo
niskie nakłady na edukację. W tej kwestii jesteśmy poniżej średniej
europejskich. Jeśli rząd mówi, że przeznacza na szkoły coraz więcej, to
niestety jest to kłamstwo, które widać gołym okiem w polskich szkołach.
Małym plusem w tym roku szkolnym może być jedynie zablokowanie przez
„Solidarność” szkodliwych zapisów i zmian w Karcie Nauczyciela.
13. Święci a wychowanie młodzieży
Jakie szanse ma np. św. Alojzy
Gonzaga w konfrontacji ze sportowcami i gwiazdami rocka? Nawet imię ma…
niemarketingowe. Ale gdyby udało się ukazać w atrakcyjnej formie
duchowe piękno i istotę świętości, wówczas współczesne gwiazdki
musiałyby ze spuszczonymi głowami umykać ze sceny.
Klasyczna szkoła katolicka
doceniła mędrców i herosów antycznych, ale również od zawsze
akcentowała wychowawcze znaczenie swoich herosów, czyli świętych
Kościoła.
https://www.facebook.com/naszdziennik/posts/762509137135306
Odzyskać świętych dla wychowania. Oto zadanie na dziś!
Dla wielu może wydać się niemożliwe. Bo jakie szanse ma np. św. Alojzy
Gonzaga w konfrontacji ze sportowcami i gwiazdami rocka? Nawet imię ma…
niemarketingowe.
Ale gdyby udało się ukazać w atrakcyjnej formie duchowe piękno i istotę
świętości, wówczas współczesne gwiazdki musiałyby ze spuszczonymi
głowami umykać ze sceny.
Klasyczna szkoła katolicka doceniła mędrców i herosów antycznych, ale
również od zawsze akcentowała wychowawcze znaczenie swoich herosów,
czyli świętych Kościoła. Bagatelizowanie znaczenia tych drugich może
mieć przykre konsekwencje dla wychowania. Z troską pisał na ten temat
znany w swoim czasie pedagog Friedrich Wilhelm Foerster :
„Trudno zrozumieć dlaczego dzisiejsza młodzież ma uczyć się tylko
starożytnych życiorysów, dlaczego ma znać szczegółowo czyny Herkulesa,
a nie znać nic z życia na przykład św. Franciszka albo św. Wincentego à
Paulo, którzy są jej bliżsi, aniżeli wzory starożytne. Nic nie mam
przeciwko temu, żeby młodzież miała pewne wiadomości o hydrze
lenejskiej, o lwie nemejskim, ale niech jej wytłumaczą, że to tylko
zapowiedź heroizmu człowieka, pierwotne objawy jego mocy
nadprzyrodzonej, że walka z hydrą zmysłowości i nieokiełznanymi
namiętnościami jest właściwym zadaniem i chlubą człowieka” (Etyka i
pedagogika płciowa)
Święci dopełniają wzory antyczne. Nadają ludzkiemu heroizmowi wymiaru
nadprzyrodzonego. Można powiedzieć, że starożytność odkryła dla
ludzkości cnoty, a chrześcijaństwo (także we wzorach świętych) wskazało
na nadprzyrodzony charakter cnót i wypełniło życie sensem istnienia.
14. Dzieci w roli testerów
Nie da się napisać dobrego
podręcznika w kilka tygodni i od razu wdrożyć go do użytku. To zadanie
na kilkanaście miesięcy, później naukowcy kontrolują, jak sprawdza się
w szkole. Gdyby „Nasz Elementarz” powstawał według prawidłowego
schematu, powinien być dopuszczony do użytku szkolnego najwcześniej
dopiero w roku szkolnym 2015/2016.
http://www.naszdziennik.pl/wp/83237,dzieci-w-roli-testerow.html
Szef Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN odradza nauczycielom korzystanie z rządowego podręcznika nauczania początkowego.
MEN opublikowało drugą z czterech części „Naszego Elementarza”,
bezpłatnego, rządowego podręcznika dla uczniów klas I-III. I jak przy
części pierwszej zachęca do konsultacji społecznych. – Gorąco apeluję
do wszystkich nauczycieli wczesnej edukacji, żeby nie włączali się w
opiniowanie tego wytworu – mówi prof. Bogusław Śliwerski,
przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk.
– Co to za pojęcie „konsultacje społeczne podręcznika”? Jestem
nauczycielem historii z 15-letnim stażem pracy w szkole i czy ja jestem
w stanie merytorycznie ocenić podręcznik dla klas I-III? Absolutnie
nie. A tu się okazuje, że każdy może się wypowiedzieć. To jest zagranie
wyłącznie propagandowe, powiedzenie społeczeństwu: „Proszę bardzo,
konsultowaliśmy to, były jakieś uwagi i uwzględniliśmy je”. To zupełnie
niemerytoryczne działanie. Konsultacje powinny odbywać się w gronie
wybitnych specjalistów i to oni powinni decydować, czy dane treści będą
służyły jakości nauczania dzieci, czy coś trzeba zmienić, poprawić. Po
etapie recenzji specjalistów podręcznik powinien być testowany przez
nauczycieli z długoletnią praktyką, czy sprawdza się w praktyce
szkolnej. Chodzi np. o to, czy dzieci rozumieją sformułowania pytań,
czy pytania w podręczniku są jednoznaczne. Ten etap jest bardzo ważny,
a w przypadku „Naszego Elementarza” został kompletnie pominięty –
zwraca uwagę poseł Zbigniew Dolata (PiS) z sejmowej komisji edukacji.
Tego samego zdania jest prof. Bogusław Śliwerski. – Taka postawa MEN
jest nad wyraz patologiczna. W ten sposób można wspólnie z widzami
tworzyć jeden czy dwa scenariusze odcinka jakiegoś nędznego serialu
telewizyjnego, ale w przypadku pomocy dydaktycznej nie wolno rozmywać
autorstwa i odpowiedzialności za jej bylejakość. Nigdzie na świecie nie
pisze się elementarza w tłumie (w sensie statystycznym) i z jego
udziałem. Tym bardziej, kiedy w grę wchodzi tzw. jedynie właściwe
źródło dochodzenia do wiedzy. Mieliśmy już to w PRL. Kompromitację tego
rozwiązania władza chce przerzucić na społeczeństwo – tłumaczy profesor.
W szkole za rok
W drugiej części podręcznika są treści z zakresu języka polskiego,
matematyki, przyrody i wiedzy społecznej. Uczniowie zapoznają się m.in.
z cyframi i liczbami: 5, 0, 6, 7, 8, 9, 10, 11 i 12. Poznają także nowe
litery: N, C, ę, ą, Ł, B, G i Z.
– Uważam, że zamysł, aby był jeden bezpłatny podręcznik, jest dobry,
tylko problem polega na tym, że to wszystko dzieje się za szybko i jest
ukierunkowane na kampanię wyborczą – dodaje Dolata.
Nie da się napisać dobrego podręcznika w kilka tygodni i od razu
wdrożyć go do użytku. To zadanie na kilkanaście miesięcy, później
naukowcy kontrolują, jak sprawdza się w szkole.
Gdyby „Nasz Elementarz” powstawał według prawidłowego schematu,
powinien być dopuszczony do użytku szkolnego najwcześniej dopiero w
roku szkolnym 2015/2016.
Profesor Śliwerski przypomina, że władze naruszyły prawo nauczycieli do
profesjonalnego rozstrzygania o tym, jakie pomoce dydaktyczne w danym
środowisku szkolnym są najlepsze.
15. Broń przed medialną manipulacją. Autor: Ksiądz Biskup Ignacy Dec
Dobry klucz do odkłamywania
rzeczywistości, do walki z nagłaśnianymi dziś w mediach mitami daje nam
filozofia klasyczna, filozofia oparta na doświadczeniu i na zdrowym
rozsądku, po prostu filozofia oparta na zdrowym rozumie, który jest
ulubionym darem Bożym, jak mawiał św. Tomasz z Akwinu – przypomina Ks.
bp Ignacy Dec.
http://www.naszdziennik.pl/mysl/83256,bron-przed-medialna-manipulacja.html
Trwa proces uzależniania od mediów zmierzający do wykształcenia
człowieka bezwolnie przyjmującego treści. Skąd czerpać wiedzę, według
jakiego klucza słuchać, czytać i oglądać?
Najpierw przypomnijmy, co to jest filozofia klasyczna, czym wyróżnia
się spośród innych koncepcji filozofii, jakie spotykamy w dziejach
kultury europejskiej i światowej. Otóż filozofia klasyczna narodziła
się w starożytnej Grecji w czwartym wieku przed Chrystusem. Główni jej
twórcy to: Sokrates, Platon, a zwłaszcza Arystoteles. To właśnie ci
myśliciele otwarli drzwi dla europejskiej nauki, stawiając pytanie,
czym jest rzeczywistość, co stanowi jej fundament, jej istotę – „arche”.
Droga do poznania Boga
Zajęto się nie tylko opisywaniem rzeczywistości, ale starano się ją
wyjaśnić, poszukując racji, dlaczego jest taka, jaka jest i dlaczego w
ogóle jest, skoro być nie musi. Ważne było też pytanie, co w bycie
podlega zmianom, a co jest niezmienne. Poszukując zasadnej odpowiedzi
na te pytania, Arystoteles wypracował teorię bytu, wskazując na
czynniki wewnętrzne i zewnętrzne, które wyjaśniają naturę
rzeczywistości i rozstrzygają sprawę jej zmienności i niezmienności.
W ten sposób ukształtowała się pierwsza metafizyka, teoria bytu, która
odpowiadała na pytanie, dlaczego coś jest takie, jakie jest, w jakich
elementach jest zmienne, a w jakich niezmienne. Myśliciele
chrześcijańscy, zwłaszcza św. Tomasz z Akwinu, który w dużej mierze
przejął dziedzictwo metafizyczne Arystotelesa, dodali pytanie, dlaczego
coś jest, skoro być nie musi. To pytanie otwarło drogę do naturalnego
poznania istnienia Boga.
Trzeba zauważyć, że tego rodzaju poszukiwania myślowe, zmierzające do
wykrycia ostatecznych przyczyn rzeczywistości, bazowały na szeroko
rozumianym doświadczeniu i na zdroworozsądkowym, logicznym myśleniu.
Przyjmowano, że człowiek obdarzony aparatem poznawczym zmysłowym i
intelektualnym jest powołany do poznawania rzeczywistości.
Rzeczywistość była tu zawsze nauczycielem, a człowiek był jej uczniem.
Poznanie polegało na intelektualnym „uzgadnianiu się” z rzeczywistością.
Tę zgodność intelektualnego ujęcia z bytowym stanem rzeczy nazwano
prawdą. Taka postawa poznawcza fundowała w poznawaniu realizm i
obiektywizm. Ważny był tu zawsze bezpośredni kontakt z rzeczywistością
i odczytywanie o niej prawdy, czyli uzgadnianie się z rzeczywistością,
która jawi się nam w naszym polu poznawczym.
Zlekceważono zdrowy rozsądek
Trzeba przypomnieć, że tego typu postawa poznawcza została zaatakowana
w czasach nowożytnych. W XIX wieku pod wpływem idei rewolucji
francuskiej zmieniono paradygmat nauki. Stało się to w europejskim
pozytywizmie, kiedy zarzucono naukotwórcze pytanie „Dlaczego?” na rzecz
pytania „Jaki jest świat; jak się mają rzeczy?”. Nauka, w tym także
nowa, pozytywistyczna koncepcja filozofii, przestała świat wyjaśniać, a
zadowoliła się jedynie jego opisywaniem. Zamknięto drogę poznawczą dla
doświadczenia wewnętrznego, zlekceważono zdrowy rozsądek.
Nauka zajęła się tylko tym, co podlegało zmysłowemu doświadczeniu.
Wyciągnięto wniosek, że tylko to istnieje, co jest empirycznie
doświadczalne. Odrzucono świat nadprzyrodzony. Inni znowu przestali się
interesować rzeczywistością, a zatrzymali się nad badaniem myśli,
pojęć, idei. W wyniku tych dwóch postaw ugruntowała się w kulturze
europejskiej postawa materialistyczna i idealistyczna. W filozofii
dziewiętnastowiecznej pojawiły się filozofie idealistyczne (heglizm) i
materialistyczne (marksizm). Filozofia, zerwawszy kontakt z
rzeczywistością, zbliżyła się do ideologii. I właśnie dzisiaj w świecie
zachodnim dominuje ten rodzaj filozofii. Lansują ją dzisiejszy
postmodernizm i różnego rodzaju liberalizmy. W wyniku takiej postawy
doszło do formułowania nierozumnych przekonań, a nawet twierdzeń, że
np. nie ma obiektywnej, dla wszystkich obowiązującej prawdy, nie ma
obiektywnego dobra, piękna i innych dotąd uznawanych wartości.
Promuje się różnego rodzaju dewiacje kulturowe i moralne. To, co
dawniej uważano za patologię i dewiację, dzisiaj próbuje się wmówić, że
to jest właśnie norma, którą nawet należy zalegalizować, czyli uczynić
ją prawnie normą obowiązującą. Jesteśmy dziś świadkami poniżania
zdolności poznawczych rozumu i pomniejszania wartości zdrowego
rozsądku. O ile w oświeceniu europejskim wyniesiono rozum ludzki na
piedestał, przeciwstawiając go wierze i religii, o tyle dzisiaj
nastąpiła niespotykana dotąd degradacja rozumu, a także pogarda dla
wiary i dla religii. Przychodzi nam dzisiaj bronić nie tylko wiary, ale
i rozumu. Filozofia postmodernistyczna i liberalna kreuje dziś fałszywy
wizerunek człowieka, co staje się ogromnym zagrożeniem dla samego
człowieka, dla jego przyszłości. Z pola poznawczego człowieka eliminuje
się doświadczenie wewnętrzne, np. doświadczenie obecności sumienia,
doświadczenie powinności, wolności, moralności, religijności.
Niszczyciele Boga niszczycielami człowieka
Warto przypomnieć, że w encyklice „Sollicitudo rei socialis” Jan Paweł
II napisał, iż u źródeł kryzysu współczesnej cywilizacji leży błąd
antropologiczny, czyli fałszywy, zwykle okrojony, fragmentaryczny
wizerunek człowieka. Człowieka zaczęto mylić ze zwierzęciem
(materializm, marksizm, freudyzm, kolektywizm) albo też z Bogiem
(indywidualizm, postmodernizm, liberalizm). Konsekwencje tej postawy
widoczne są w agresji wobec człowieka. Niszczyciele Boga stali się
niszczycielami człowieka. Bardzo wyraźne było to w totalitaryzmach
dwudziestowiecznych, a jest to zakamuflowane w dzisiejszych
demokracjach, które odrzucają wartości.
Trzeba nam zatem powrócić do obiektywnego, realistycznego, opartego na
zdrowym doświadczeniu i na zdrowym rozsądku obrazu człowieka. Obraz ten
jest taki piękny w filozofii klasycznej. Mówi się tu, że człowiek jawi
się sobie samemu, czyli doświadcza siebie – i to zarówno od zewnątrz,
jak i od wewnątrz – jako byt szczególny, jako byt cielesno-duchowy,
zdolny do intelektualnego poznania, bezinteresownej miłości, obdarzony
wolnością, przekraczający normy zdeterminowanej i nieświadomej
przyrody. Człowiek, pozwalający „mówić” swemu egzystencjalnemu
doświadczeniu, jawi się sobie samemu jako dziecko ziemi odziane w
materię przyrody, wychylający się jednak ku światu ponadzmysłowemu,
nieskończonemu poprzez swego niematerialnego ducha.
Tego typu obraz człowieka nawiązuje do obrazu bytu ludzkiego kreowanego
przez wielkich mistrzów przeszłości, którzy człowiekowi wyznaczali
środkowe miejsce w ogólnej hierarchii bytów. Ponad nim jest Bóg i
aniołowie (duchy czyste), a poniżej – świat ożywiony (roślinny i
zwierzęcy) i nieożywiony. Człowiek jest ogniwem spinającym świat
niewidzialnego ducha ze światem widzialnej materii. W człowieku
spotykają się ze sobą i przecinają się nawzajem światy: duchowy i
materialny. Człowiek jest reprezentantem stworzenia wobec Boga i
reprezentantem Boga wobec stworzenia.
Droga do odkrycia takiego obrazu wiedzie przez doświadczenie, a więc
jest to droga filozofii realistycznej, filozofii opartej na szeroko
rozumianym doświadczeniu. W ostatnim czasie drogą tą kroczył ks. kard.
Karol Wojtyła, św. Jan Paweł II, Papież. Jego wizja bytu ludzkiego
ukazana w podstawowych dziełach antropologicznych: „Miłość i
odpowiedzialność” oraz „Osoba i czyn”, została wypracowana właśnie na
bazie integralnie pojmowanego doświadczenia antropologicznego.
Wizja ta, odsłaniająca się nam w pierwotnym, egzystencjalnym
doświadczeniu, wizja związana z kategorią prawdy i fałszu, dobra i zła,
ma dla dzisiejszej kultury szczególne znaczenie. Znajduje się ona w
opozycji do obrazu człowieka lansowanego dziś przez filozofię
postmodernistyczną i liberalistyczną, filozofię tak wyraźnie negującą
obiektywne wartości poznawcze i moralne, wartość obiektywnej prawdy i
obiektywnego dobra. Wizja człowieka obecna w filozofii klasycznej winna
znaleźć się u podstaw budowania nowego ładu w Europie, winna leżeć u
podstaw jednoczenia się Europy. Wizja ta zgodna jest z wizerunkiem
człowieka namalowanym na ziemi pędzlem Syna Bożego. Z pewnością taką
wizję człowieka miał na myśli Jan Paweł II, gdy 3 czerwca 1997 r. w
Gnieźnie, w czasie szóstej piel- grzymki do Ojczyzny mówił: „Nie będzie
jedności Europy, dopóki nie będzie ona wspólnotą ducha. Ten najgłębszy
fundament jedności przyniosło Europie i przez wieki go umacniało
chrześcijaństwo, ze swoją Ewangelią, ze swoim rozumieniem człowieka i
wkładem w rozwój dziejów ludów i narodów”.
Taką wizję człowieka usiłuje się dzisiaj wyeliminować ze współczesnej
kultury. Czynią to wrogie Bogu i człowiekowi ośrodki ideologiczne,
posiadające w swych rękach media i finanse. Stosują one na co dzień
zakłamywanie rzeczywistości. Na tym zakłamywaniu usiłują ugruntowywać
niekiedy swoją władzę i swoje zdobyte mienie.
Klucz do poznania rzeczywistości
Istnieje pilna potrzeba, abyśmy przy pomocy zdrowego myślenia, wsparci
wskazaniami Ewangelii, potrafili być wierni prawdzie, czyli być wierni
rzeczywistości, wierni swemu sumieniu, które jest bardzo ważnym
fragmentem naszej ludzkiej rzeczywistości.
Dobry klucz do odkłamywania rzeczywistości, do walki z nagłaśnianymi
dziś w mediach mitami daje nam filozofia klasyczna, filozofia oparta na
doświadczeniu i na zdrowym rozsądku, po prostu filozofia oparta na
zdrowym rozumie, który jest ulubionym darem Bożym, jak mawiał św.
Tomasz z Akwinu. Trzeba pamiętać, że ideologie powstają i upadają, że
przemijają różnego rodzaju mody, a prawda, dobro, piękno i inne
wartości są nieśmiertelne, trwają i są zdolne ciągle na nowo przynosić
szczęście ludziom.
Mając na uwadze, że za zbrodnie naszych czasów są odpowiedzialni w
dużej mierze ludzie osaczeni przez fałszywe ideologie, trzeba zauważyć
ważny głos jednego z dzisiejszych myślicieli chrześcijańskich, że
„niestety, pamięć ludzi i pamięć całych narodów jest bardzo nietrwała.
Tak szybko zapominają o starej, mądrej przestrodze, która głosi, że
ten, kto zapomina o minionych zbrodniach i nieszczęściach, zmuszony
będzie przeżywać je po raz wtóry”. Obyśmy nie musieli przeżywać prawdy
tych słów.
16. Brak kompetencji właściwych rzecznikowi (praw dziecka). Autor: Leszek Dobrzyński
Są tematy tabu, których rzecznik praw dziecka nie podejmuje - mówi Leszek Dobrzyński.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83143,brak-kompetencji-wlasciwych-rzecznikowi.html
Rzecznik praw dziecka przedstawił wczoraj w Sejmie sprawozdanie za rok
2013, którego Prawo i Sprawiedliwość nie przyjęło. PiS wytknęło Markowi
Michalakowi nieskuteczność w pełnieniu funkcji rzecznika praw dziecka,
brak głosu w dyskusji o aborcji oraz ograniczenie swej aktywności do
interwencji zamiast działań systemowych.
Można zauważyć, że Marek Michalak jest całkowicie uzależniony od
rządzących, jest całkowicie uzależniony od Platformy Obywatelskiej.
Tymczasem każdy rzecznik, obojętnie jakiej instytucji, powinien mieć
odrobinę niezależności, powinien być człowiekiem odważnym, potrafić
zajmować wyraziste stanowisko w różnych sytuacjach i kwestiach. Czemu
niezauważalna jest działalność rzecznika praw dziecka w sferze zagrożeń
aborcją? Przecież obowiązkiem rzecznika zapisanym w ustawie jest
ochrona życia od poczęcia.
Czemu rzecznik praw dziecka kompletnie nie angażuje się np. w sprawy
zniwelowania ideologii gender? Czemu pozwala na to, żeby w szkołach,
przedszkolach dopuszczało się do gorszących indoktrynacji, gdzie
dzieciom mąci się w głowach szkodliwymi programami, które zakłócają
tożsamość płciową dzieci?
Przy rozmaitej aktywności, jaką powinien przejawiać urząd Rzecznika
Praw Dziecka, jest sporo takich obszarów, gdzie Marek Michalak bał się
do tej pory angażować. Są pewne sfery tabu, których kompletnie nie
podejmuje. Kwestia tematyki aborcyjnej jest tutaj wyraźnym dowodem.
W ostatnim czasie wszyscy byliśmy świadkami sprawy, kiedy ogłoszono, że
dziecko, które żyje w łonie matki, ale jest podejrzenie, że po
urodzeniu bardzo szybko umrze, musi być zabite jeszcze w łonie matki.
To jest klasyczny przykład tego, gdzie Rzecznik Praw Dziecka powinien
zabrać głos, bo to dziecko jest chore, a my skazujemy je na jeszcze
szybszą śmierć.
Takie myślenie w następstwie prowadzi do tego, że skoro dzieci z wadą
możemy bezkarnie zabijać, to pojawia się mentalne przyzwolenie na
zabijanie starszych, chorych, niepełnosprawnych, a może nawet tych,
którzy nie pasują do ustalonych wzorców. Szkoda, że pan Michalak w tych
sprawach wypowiada się tak nieśmiało albo w ogóle nie zabiera głosu.
Wybrane
artykuły udostępniamy na portalu NaszDziennik.pl, ale zachęcamy też do
wspierania „Naszego Dziennika” poprzez kupowanie wersji papierowej albo
elektronicznej: sklep.naszdziennik.pl/
17. Kto się bawi naszymi dziećmi?
Gdy przyjrzymy się temu podręcznikowi pod kątem równościowym, to
widzimy, że to nie jest podręcznik dla dziecka, tylko podręcznik
przerabiający duszę dziecka pod względem nowej ideologii i nowych
trendów.
W pierwszej części podręcznika, obejmującego trzy miesiące, tzn.
wrzesień, październik, listopad, nie pojawia się żaden szczegół kultury
chrześcijańskiej ani narodowej. Podręcznik jest idealnie wypreparowany
z takich odniesień. Boże Narodzenie zastąpione jest „Gwiazdką” i
przedstawione jako bliżej nieokreślone wydarzenie z choinką, bałwanami,
mikołajem i prezentami.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83500,kto-sie-bawi-naszymi-dziecmi.html
18. Zawinił system stworzony przez Platformę
Nie mam żadnych wątpliwości, że te 30 proc. młodych ludzi, którzy
nie zdali matury, to osoby pokrzywdzone przez system stworzony od A do
Z przez Platformę Obywatelską – poseł Sławomir Kłosowski komentuje
zrzucanie winy na nauczycieli po nieudanych maturach.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83727,zawinil-system-stworzony-przez-platforme.html
19. Media, polityka i biznes
Osoby, na których ciąży obowiązek wychowania do mediów, a więc
nauczyciele i wychowawcy zawodowi, duszpasterze i katecheci, a w
szczególności rodzice, powinni wiedzieć, jakie postawy odbiorcy wobec
mediów są najbardziej oczekiwane w edukacji medialnej. Spośród wielu
dwie są szczególnie znaczące i cenne. Są to: postawa odporności i
postawa aktywna.
http://naszdziennik.pl/mysl/83471,media-polityka-i-biznes.html
20. Podpisy już w Sejmie
Prawie 200 tys. podpisów pod inicjatywą ustawodawczą, która ma na
celu ochronę dzieci przed demoralizującą edukacją, zostanie już
dzisiaj, 2 lipca br., złożone w Kancelarii Sejmu.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83755.html
21. Ograniczone prawo do wychowania? Autorzy: Zarząd P.F.R.Obrony.Życia
W imieniu Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia
dr Paweł Wosicki – Prezes
dr inż. Antoni Zięba – Wiceprezes
Antoni Szymański – Wiceprezes
Anna Dyndul – Sekretarz
Opinia prawna Polskiej
Federacji Ruchów Obrony Życia w zakresie konstytucyjnych praw rodziców
do wychowania dzieci
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83760,ograniczone-prawo-do-wychowania.html
W piśmie
skierowanym do Ministerstwa Edukacji Narodowej w dniu 29 kwietnia 2014
r. Rzecznik Praw Obywatelskich – prof. Irena Lipowicz, ustosunkowując
się do pisma Fundacji Rzecznik Praw Rodziców odnośnie wątpliwości,
jakie budzi program „Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie
przedszkolne wrażliwym na płeć”, stanęła na stanowisku, iż program ten
nie narusza praw rodziców wynikających z art. 48 ust. 1 Konstytucji, a
więc prawa do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, gdyż
prawo do wychowywania dzieci jest ograniczone art. 70 ust. 1
Konstytucji, który formułuje prawo do nauki i obowiązek nauki do 18.
roku życia.
Rzecznik Praw
Obywatelskich posiłkuje się Wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z dnia
27 maja 2003 r. (K 11/03, OTK-A 2003, nr 5, poz. 43). Trybunał
Konstytucyjny w tymże wyroku uznaje, iż wiedza o UE stanowić powinna
obecnie istotny element świadomości obywatela, w tym uczniów wszystkich
typów szkół, i na tym gruncie sformułował tezę, iż Konstytucja nie może
gwarantować, i nie gwarantuje, że wiedza przekazywana w szkole będzie
zgodna z przekonaniami rodziców. Pogląd Trybunału Konstytucyjnego
dotyczył obiektywnej wiedzy informacyjnej w zakresie funkcjonowania UE.
Według
Rzecznika Praw Obywatelskich, za stanowiskiem ograniczającym prawa
rodziców do wychowania przemawiają także orzeczenia Europejskiego
Trybunału Praw Człowieka. Rzecznik Praw Obywatelskich powołuje się
między innymi na decyzję ETPC z dnia 13 września 2011 r., sygn. 319/08
(opubl.: www.echr.coe.int).
Stosownie do
art. 53 ust. 3 Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r.
(Dz.U. Nr 78, poz. 483 – dalej Konstytucja) oraz art. 48 ust. 1
Konstytucji rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi
przekonaniami, również w zakresie wychowania i nauczania moralnego.
Art. 70 Konstytucji stanowi: „Każdy ma prawo do nauki. Nauka do 18 roku
życia jest obowiązkowa. Sposób wykonywania obowiązku szkolnego określa
ustawa”.
Mając na uwadze
przytoczone przepisy Ustawy Zasadniczej oraz po dokonaniu analizy
przytoczonych przez Rzecznika Praw Obywatelskich orzeczeń stwierdzić
należy, co następuje.
W pierwszej
kolejności, że wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich, jakoby art. 70
ust. 1 Konstytucji ograniczał prawa rodziców, pozwalając na wychowanie
dzieci zgodnie z ich przekonaniami jedynie po szkole i w weekendy, jest
bezzasadny. Takie stanowisko nie ma uzasadnienia w wykładni językowej
przepisów art. 53 ust. 3 Konstytucji, art. 48 ust. 1 Konstytucji czy
też art. 70 ust. 1 Konstytucji. Nie przemawia za nim również wykładnia
systemowa, celowościowa ani tym bardziej funkcjonalna ww. przepisów.
Równie nieuprawniony jest wynikający z pisma Rzecznika Praw
Obywatelskich wniosek, jakoby art. 70 ust. 1 Konstytucji stanowił normę
nadrzędną (ograniczającą) prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z
własnymi przekonaniami przyznane im w art. 53 ust. 3 Konstytucji w zw.
z art. 48 ust. 1 Konstytucji.
Wręcz
przeciwnie, art. 70 ust. 1 Konstytucji odsyła wprost do ustawy o
systemie oświaty, zgodnie z którą główna rola wychowawcza należy do
rodziny, a system oświaty ma szczególnie wspomagać tę rolę, nie sposób
wyprowadzić z korelacji tych przepisów wniosków o nadrzędności art. 70
ust. 1 Konstytucji nad art. 53 ust. 3 Konstytucji w zw. z art. 48 ust.
1 Konstytucji.
Przechodząc do
powołanego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, należy wskazać, iż
stosownie do art. 66 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym (Dz.U. Nr 102,
poz. 643 ze zm.) Trybunał, orzekając, jest związany granicami wniosku,
pytania prawnego lub skargi. Oznacza to, iż wyrok Trybunału
Konstytucyjnego, którym posiłkuje się Rzecznik Praw Obywatelskich,
lansując tezę o ograniczeniach prawa do wychowania dzieci przez
rodziców przez prawo do nauki i obowiązek nauki do 18. roku życia,
winien zostać odczytany nie w kontekście abstrakcyjnym, ale w
kontekście stanu faktycznego, na gruncie którego został wydany, tj.
kampanii przedreferendalnej przed wstąpieniem Polski do Unii
Europejskiej. Trybunał Konstytucyjny w tymże wyroku uznał bowiem, iż
wiedza o UE stanowić powinna obecnie istotny element świadomości
obywatela, w tym uczniów wszystkich typów szkół, i na tym gruncie
sformułował tezę, iż Konstytucja nie może gwarantować i nie gwarantuje,
że wiedza przekazywana w szkole będzie zgodna z przekonaniami rodziców.
Ze wskazanych
względów powoływanie się na powyższe orzeczenie w kontekście rozważań
nad tzw. równościowym przedszkolem ocenić należy jako nadużycie. Pogląd
Trybunału Konstytucyjnego dotyczył bowiem wyłącznie obiektywnej wiedzy
informacyjnej w zakresie funkcjonowania UE. Jeżeli zaś chodzi o program
„równościowe przedszkole”, to odnosi się on do szczególnie wrażliwych
zagadnień dotyczących prawa rodziców do zapewnienia dzieciom wychowania
i nauczania moralnego zgodnie ze swoimi przekonaniami, a więc materii,
która nie może być określona mianem obiektywnej wiedzy informacyjnej.
Co więcej, program ten budzi liczne kontrowersje, prezentuje on bowiem
subiektywne stanowisko światopoglądowe sprzeczne z poglądami
przynajmniej części rodziców (chociażby tej reprezentowanej przez
Fundację Rzecznik Praw Rodziców), co winno zostać w pierwszej
kolejności rozpatrzone w kontekście normy prawnej skonstruowanej na
podstawie art. 53 ust. 3 Konstytucji w zw. z art. 48 ust. 1 Konstytucji.
Na uzasadnienie
powyższego stanowiska należy w szczególności powołać opinię Zespołu
Edukacji Elementarnej Polskiej Akademii Nauk pod przewodnictwem dr hab.
prof. APS Józefy Bałachowicz (opubl.: tutaj). Opinia ta, podkreślając
ukierunkowanie programu na dorosłą grupę docelową oraz brak spełnienia
wymagań merytorycznych i dydaktycznych stawianych programom wychowania
przedszkolnego, wskazuje jednocześnie wprost, iż „(…) ważnym
mankamentem opiniowanego dokumentu (programu pt. »Równościowe
przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć«)
jest proponowanie pomijania głosu rodziców w sprawie wychowywania ich
własnych dzieci. Jest to idea sprzeczna z Konstytucją RP, z procesem
demokratyzacji oświaty, jaki zachodzi w Polsce od okresu transformacji
ustrojowej, jak też z nowoczesnymi tendencjami w oświacie
przebiegającymi na świecie, a dotyczącymi edukacji nastawionej na
partnerstwo podmiotów i wreszcie sprzeczne z ideą samego programu
równościowego, sugeruje bowiem dyskryminację głosu najważniejszych dla
dziecka osób (…)”.
Kontynuując
analizę stanowiska Rzecznika Praw Obywatelskich, wbrew poglądowi
prezentowanemu przez ten organ, za stanowiskiem ograniczającym prawa
rodziców do wychowania nie przemawia zacytowana decyzja Europejskiego
Trybunału Praw Człowieka. Powołując się w wystąpieniu z 29 kwietnia
2014 r. na decyzję ETPC z dnia 13 września 2011 r. (319/08), RPO
przytacza fragment wywodu Trybunału, zgodnie z którym „Państwo,
spełniając funkcje przyjęte w odniesieniu do wychowania i nauczania,
musi dbać o to, by informacje lub wiedza przewidziane w programie
nauczania były przekazywane w obiektywny, krytyczny i pluralistyczny
sposób”. Jednakże wystąpienie Rzecznika pomija dalszy ciąg argumentacji
Trybunału, zgodnie z którym „Państwo nie może realizować celu w postaci
indoktrynacji, która może zostać uznana za brak poszanowania przekonań
religijnych i filozoficznych rodziców. Jest to granica, której nie
można przekroczyć”. Przytoczony fragment decyzji Europejskiego
Trybunału Praw Człowieka nie sposób pogodzić z wyrażonym przez RPO
poglądem, wręcz przeciwnie, uzasadnia on stanowisko zajęte przez
Fundację Rzecznik Praw Rodziców.
Wspomnieć
należy również, iż przy rozważaniu wzajemnych powiązań art. 53 ust. 3
Konstytucji w zw. z art. 48 ust. 1 Konstytucji i art. 70 ust. 1
Konstytucji w wystąpieniu Rzecznika Praw Obywatelskich brakuje
odwołania do ratyfikowanych przez Polskę umów międzynarodowych
podkreślających wagę i przewodnią rolę rodziców, nie zaś Państwa w
wychowaniu dzieci. Taką pozycję rodzicom przyznaje zarówno Powszechna
Deklaracja Praw Człowieka, zgodnie z którą „rodzice mają prawo
pierwszeństwa w wyborze nauczania, które ma być dane ich dzieciom”
(art. 26 ust. 3), jak i Konwencja o Prawach Dziecka z dnia 20 listopada
1989 r. (Dz.U. 1991, Nr 120, poz. 526), która stanowi, że „rodzice (…)
ponoszą główną odpowiedzialność za wychowanie i rozwój dziecka” (art.
18). Znajdują się natomiast odwołania do aktów, które nie zostały przez
Polskę ratyfikowane, jak choćby Konwencja Rady Europy w sprawie
zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Tak
wymowna niekonsekwencja konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej
Polskiej, jakim jest Rzecznik Praw Obywatelskich, musi budzić
uzasadnione zastrzeżenia.
Podsumowując,
należy zauważyć, iż stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich nie ma
ugruntowania w polskim porządku konstytucyjnym. Program
„równościowego przedszkola” nie jest obiektywną wiedzą informacyjną,
budzi natomiast liczne kontrowersje, prezentując stanowisko
światopoglądowe sprzeczne z poglądami rodziców. Mając na uwadze
powyższe, a także to, że program ten porusza delikatne kwestie
tożsamości płciowej oraz okoliczność, iż wprowadzany jest poza wiedzą i
kontrolą rodziców, stwierdzić należy, iż narusza on ich konstytucyjne
wolności określone w art. 53 ust. 3 Konstytucji w zw. z art. 48 ust. 1
Konstytucji. Argumentacja Rzecznika Praw Obywatelskich zdaje się zaś
stanowić niedopuszczalny wybieg sofistyczny zmierzający do
zaakceptowania programu ograniczającego konstytucyjnie zagwarantowane
prawa rodziców.
22. Młodzi nie zawiedli. Autor: Dr Tomasz M. Korczyński
Oto importowany nihilista i
dekadent ma nas, Polaków, pouczać o katolicyzmie, a obrażając nas i
naszą wiarę, pluć w twarz, za co mamy jeszcze dopłacać. Ten absurd jest
możliwy wyłącznie dzięki polityce miłości Donalda Tuska i jego
fachowców od siedmiu boleści.
Zależy nam na Polsce i nie
możemy pozwolić na to, aby Polacy byli demoralizowani – mówili w
rozmowie z dr. Tomaszem M. Korczyńskim uczestnicy pikiety przed
MKiDN.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83271,mlodzi-nie-zawiedli.html
Wczorajsza pikieta przed Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego
zorganizowana m.in. przez Krucjatę Różańcową przeciwko bluźnierczemu
spektaklowi „Golgota Picnic” zgromadziła wielu młodych ludzi. To
szczególnie budujące w sytuacji, gdy media głównego nurtu starają się
nam wmówić, że wiara, religia, patriotyzm to już nieaktualna
przeszłość, zarezerwowana wyłącznie dla osób starszych. Katolicy
przybyli pod gmach ministerstwa, aby wyrazić swoje oburzenie. Mówili,
że dziś w katolickiej Polsce istnieje konieczność postawienia tamy
bezbożnictwu i bluźnierstwu.
W piątek w trzydziestu miastach Polski mają odbyć się pokazy
importowanej za nasze pieniądze pseudosztuki człowieka, który na scenie
mordował, dla zachowania swojej autonomii artystycznej (jak mawiał
minister Zdrojewski i jego następczyni), zwierzęta. O katolicyzmie na
łamach magazynu kulturalnego „Les Inrocks” (artykuł przetłumaczyła
„Gazeta Wyborcza”) Rodrigo Garcia powiedział, że jest schronieniem „dla
tych, którzy są zdesperowani, nie kochają życia ani człowieka takiego,
jakim jest, ze wszystkimi słabymi stronami. Nie akceptują kobiety i
mężczyzny takimi, jacy są”, natomiast Biblię nazywa „książką napisaną
przez głupców i obłąkańców, która – z wyjątkiem Księgi Koheleta – jest
w dodatku źle odczytywana przez katolików i prowadzi do przemocy”.
Oto importowany nihilista i dekadent ma nas, Polaków, pouczać o
katolicyzmie, a obrażając nas i naszą wiarę, pluć w twarz, za co mamy
jeszcze dopłacać. Ten absurd jest możliwy wyłącznie dzięki polityce
miłości Donalda Tuska i jego fachowców od siedmiu boleści.
Nowa pani minister kultury, prof. Małgorzata Omilanowska, której laurkę
wyprodukować już zdążył „Tygodnik Powszechny”, broni szczególnej
autonomii artystycznej, a nazywając siebie człowiekiem dialogu, nie
znalazła czasu na dialog z pokojowo nastawionymi katolikami stojącymi
przy obstawie policji i straży miejskiej na zewnątrz ministerstwa.
Zamiast granatów i pistoletów uzbrojeni byli w różańce.
Zamiast tego we wczorajszym wywiadzie wyemitowanym w Programie Drugim
Polskiego Radia pani Omilanowska nazwała prymitywny kicz Rodrigo Garcii
„dziełem” i stwierdziła, że organizator Malta Festival, nie mając
zapewnienia wsparcia ze strony policji, wolał spektakl odwołać. Obawiał
się bowiem, jak to ujęła, że w wyniku zamieszek może dojść do
niszczenia mienia, utraty zdrowia i życia wielu ludzi. Nowa pani
minister jest, jak widać, zatroskana zdrowiem i życiem poznaniaków,
którzy mieliby zostać zaatakowani przez hordy katolików. Ręce opadają.
Nie oglądając się na skompromitowanych urzędników skompromitowanego
gabinetu skompromitowanego Tuska postanowiłem porozmawiać z młodzieżą,
która przybyła na protest pod ministerstwem. Wyrażali oni swoje
zatroskanie w związku z przyzwoleniem ze strony władz polskich na
bluźnierstwo i ataki na wartości katolickie.
Rafał Przybysz podkreślił, że jego obecność wyraża przede wszystkim
fakt, że on, podobnie jak młodzi ludzie w Polsce, nie zgadza się na
obrażanie uczuć religijnych osób wierzących.
– Wiara katolicka jest żywa wśród polskiej młodzieży – powiedział.
Daniel Sochacki podkreślił, że protestuje przeciwko pseudosztuce
dlatego, że obraża jego uczucia religijne, a także ponieważ „obrażają
Boga i mogą sprowadzić na nasz kraj nieszczęście. Bóg jest sprawiedliwy
i jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje”.
Krzysztof Lasocki przybył na manifestację z dwóch powodów: – Po
pierwsze, nie mogę się zgodzić, aby Bóg, nasz Ojciec, był obrażany. A
drugi powód to moja miłość do Polski, zależy mi na niej i nie mogę
pozwolić na to, aby Polacy byli demoralizowani, żeby polskie
dziedzictwo narodowe było niszczone, bo przecież od stanu moralnego, od
dziedzictwa narodowego zależy to, czy Naród przetrwa czy nie. Wszystkim
nam zależy, aby przetrwał, i musimy o niego walczyć, dlatego tu jestem.
Na moje pytanie, czy uczestnicy protestu wierzą, że coś się zmieni po
wyrażeniu przez nich sprzeciwu, odpowiadali twierdząco. Dotychczasowe
pikiety i protesty przynosiły pozytywne skutki. Obrona Telewizji Trwam
czy protest przeciwko wystawieniu spektaklu „Golgota Picnic” w Poznaniu
są tego dowodem. Udaremniły atak na wolność w Polsce.
23. To nasz wspólny wybór
Kiedy mieliśmy dzieci posłać do szkoły, która obecnie nie chroni
dobra w dziecku, a niekiedy wprost demoralizuje i otwiera na zło,
pojawiła się decyzja o wychowaniu domowym. Rozmowa z Tomaszem i Justyną
Pilacińskimi oraz Katarzyną Pobudkiewicz – rodzicami uczącymi dzieci w
domu.
http://naszdziennik.pl/mysl/82785,to-nasz-wspolny-wybor.html
24. Historia nie tylko w podręczniku
Rzeszowski IPN przygotował elektroniczną formę wystawy „Cisza przed burzą... ostatnie lato RP”.
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/84386,historia-nie-tylko-w-podreczniku.html
25. Pracownie rodzinne. Autor: Ewa Hanter
W proponowanej metodzie dążymy
do równowagi między pracą fizyczną i umysłową, twórczą i odtwórczą.
Działanie u dziecka powinno być wszechstronne, łączyć się zarówno z
ruchem, jak i momentem spokojnego wyszukiwania, kompletowania,
opracowywania. Wiążemy myślenie z działaniem, a także spojrzeniem na
wszystkie sprawy z punktu widzenia światopoglądu katolickiego i życiem
wewnętrznym – Ewa Hanter pisze o znaczeniu pracy twórczej w wychowaniu
i nauczaniu.
http://www.naszdziennik.pl/wp/84126,pracownie-rodzinne.html
W pierwszym odcinku opisałam, jak zakładać pracownię rodzinną i
jakie ma ona znaczenie dla wszechstronnego rozwoju dzieci oraz
budowania więzi rodzinnych. W kolejnych artykułach chciałabym ukazać
metody rozwijania procesów poznawczych, uspokajania nadmiernie
pobudzonej psychiki dziecka, sposoby pracy z dyslektykami.
Teraz
wyjaśnię szerzej, jakie znaczenie w wychowaniu i nauczaniu ma praca.
Już pierwsi benedyktyni widzieli konieczność harmonii między modlitwą a
pracą i wykorzystywali tę ostatnią jako środek ascezy. Zachowywali
odpowiednie proporcje między pracą fizyczną (na roli, w ogrodzie) a
pracą umysłową, którą łączyli z manualną i artystyczną (przy
przepisywaniu ksiąg). Tym sposobem przyczynili się do ratowania
cywilizacji podczas wędrówek ludów. Podobne zasady możemy przyjąć przy
wychowywaniu dzieci.
W proponowanej metodzie dążymy do równowagi
między pracą fizyczną i umysłową, twórczą i odtwórczą. Działanie u
dziecka powinno być wszechstronne, łączyć się zarówno z ruchem, jak i
momentem spokojnego wyszukiwania, kompletowania, opracowywania. Wiążemy
myślenie z działaniem, a także spojrzeniem na wszystkie sprawy z punktu
widzenia światopoglądu katolickiego i życiem wewnętrznym.
Warto
jest włączać dzieci w zajęcia domowe od najwcześniejszych lat. To
oczywiście wymaga od rodziców dużo cierpliwości, bo przecież sami mogą
wszystko zrobić szybciej i lepiej, a czasu jest ciągle mało. Jednak gdy
zaniechają tego trudu, często później żałują. Jak przykro jest matce,
gdy dorastająca córka nie widzi potrzeby pomagania w kuchni i przy
sprzątaniu, usprawiedliwiając się nadmiarem nauki i zajęciami
dodatkowymi. A przecież gdy była mała, prace te były dla niej bardzo
atrakcyjne. Dzieci cieszą się, gdy mogą uczestniczyć w życiu dorosłych.
Jeśli w porę nie wykorzysta się ich zapału i nie wdroży do obowiązków
domowych, nie nabiorą dobrych nawyków. Potem nakłonienie ich do pracy
staje się trudniejsze.
Zabawę i naukę także staramy się połączyć
z pracą – odtwórczą i twórczą. Odtwórcza ma działanie uspokajające;
twórcza pobudza aktywność, mobilizuje i scala siły psychiczne.
Jak prowadzić zajęcia z dziećmi w różnym wieku?
W
rodzinie, zwłaszcza wielodzietnej, pojawia się problem, jak przerobić
ten sam temat, gdy mamy dzieci na różnym poziomie rozwoju. Czy można
wykonać jedną grę z czteroletnią córeczką i dwunastoletnim synem? Jest
to możliwe, gdy w ramach tego samego projektu będą opracowywane różne –
łatwiejsze i bardziej ambitne – zadania.
Dla zilustrowania podam
przykład: W czasie wakacji zwiedzamy wiele ciekawych miejsc, które mogą
stać się inspiracją do wykonania gry planszowej. Zdarza się, że rodzice
mają to szczęście, by odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej lub do Rzymu,
i chcą się podzielić przeżyciami z dziećmi. Inni cieszą się ze
wspólnego nawiedzenia sanktuariów na terenie Polski. Nie wystarczy
tylko o tym opowiadać, pokazywać zdjęcia, filmy. Dziecko najlepiej
zapamiętuje treść i rozumie ją, gdy coś wykonuje. Zajęcia manualne
uspokajają i pomagają przedłużyć okresy koncentracji uwagi. Wielokrotne
powracanie do tej samej pracy pozwala pogłębić temat, sprzyja refleksji.
Jeśli
zdecydujemy się na zaprojektowanie gry pt. „Pielgrzymka po Ziemi
Świętej”, robimy ksero mapy (w powiększeniu). Starsze dzieci można
nauczyć, jak wykreśla się mapę konturową, wyznaczając punkty za pomocą
południków i równoleżników. Na mapie-planszy pomijamy szczegóły, a
zaznaczamy tylko miejsca związane z Ewangelią. Przez te miejsca
rysujemy trasę z kółeczek.
W tym momencie najmłodsze dzieci
wykazują się swoimi umiejętnościami manualnymi, obrysowując guzik,
który w odpowiednim punkcie przyciska palcem do planszy jeden z
rodziców. Potem kolorują kółka, wyróżniając kolorem ważne miejsca. Gdy
pionek zatrzyma się na jednym z nich, gracz otrzymuje zadanie do
wypełnienia, aby zdobyć punkt. Trzeba więc przygotować kilka wersji
poleceń o różnym stopniu trudności. Każdy z „projektantów” opracowuje
je na swoim poziomie.
Młodsze dzieci wykonują układanki z
pocztówek ze zdjęciem danego miejsca (tzn. zaklejają odwrotną stronę
widokówki białym papierem, wykreślają linie cięć i po pocięciu wkładają
do osobnej koperty z nazwą i numerem miejsca na planszy). Dzieci uczące
się czytać przygotowują domina sylabowe z nazwami geograficznymi lub
składanki wyrazowe. Starsze dzieci układają zagadki (pytania i
odpowiedzi na kartach). Mogą też wypisywać wersety z Ewangelii wiążące
się z danym sanktuarium, a potem dzielić na fragmenty, aby powstała
układanka.
W ten sposób zostaje wspólnie wykonana gra planszowa,
w którą mogą grać jednocześnie dzieci w różnym wieku z rodzicami i
dziadkami. Opracowywanie jej wiąże się z wzajemną pomocą rodzeństwa
przy pracach technicznych i rozmowami z rodzicami, co oczywiście
kształtuje przyjazne relacje.
Jak zachęcać do twórczej pracy
W
Polsce mamy dużo dzieci z twórczymi zdolnościami. Gdy nie zapewni się
im warunków do rozwoju, będą wyładowywały swoją energię w postaci
bezmyślnych wybryków. Dzieci te często stają się przeciętne i bierne.
Chociaż miały wiele pomysłów, nie spotkały osób, które nauczyłyby je,
jak te pomysły realizować. Wspólne zajęcia w pracowni rodzinnej są
okazją do nabycia umiejętności organizacji pracy. Rodzice zapisują datę
rozpoczęcia i zakończenia danego „dzieła”. Radzą, jak pokonać trudności
techniczne, zachęcają do wytrwałości. Stopień trudności zadań powinien
być dostosowany do poziomu możliwości dziecka. Lepiej wykonać mniejszą
całość, ale z radością, do końca i porządnie. Następnie, aby pogłębić
zagadnienie, ujmujemy poszczególne małe wytwory w cykle tematyczne.
Musimy
wyczuć, jak długo prowadzić zajęcia. Przerywamy je w momencie, gdy
dziecko jest zainteresowane, ma entuzjazm. Wtedy będzie chciało wrócić
do rozpoczętej pracy. Natomiast gdy zajęcia trwają za długo, dzieci
zmęczą się, zniechęcą i trudno je będzie szybko namówić do wykończenia
„dzieła”.
Już 2-3-letnie dzieci mogą brać udział w zajęciach
rozwijających. Im wcześniej zaczniemy, tym łatwiej jest zainteresować
dziecko, bo młodsze ma większe pragnienie poznawania. Unikajmy więc
mechanicznych zabawek, bajek, które odciągają od świata realnego, ale w
aktywny sposób uczmy odkrywać prawdę.
Nie wszystkie dzieci
potrafią od razu projektować. Jedne są zahamowane, innym brak pomysłów,
treści, wiadomości. Wtedy trzeba zacząć od pracy odtwórczej, pod
kierunkiem. Stopniowo przechodzimy od kopiowania wzorów do realizacji
własnych pomysłów. Początkowo proponujemy różne zmiany, uzupełnienia, a
gdy dziecko zdobędzie potrzebne sprawności techniczne, pozna, co i jak
można zrobić, zaczyna samodzielnie projektować.
Aby rozwinąć w
dziecku postawy aktywne, twórcze, zostały wydane drukiem liczne pomoce
służące temu celowi – różnorodne pod względem formy i bogate w treść
(odsyłam do swoich książek). Ktoś może powiedzieć, że to nie jest dla
współczesnych dzieci. One mają gry komputerowe, filmy w internecie…
Czy
jednak bezduszna maszyna może zastąpić osobiste kontakty z rodzicami,
rodzeństwem, kolegami, tę atmosferę ciepła, serdeczności, poczucie
bezpieczeństwa? Czy potrzeba miłości, przyjaźni, która jest głęboko
wpisana w naturę ludzką, może być bez bólu pominięta? Czy człowiek może
być szczęśliwy bez zaspokojenia tej sfery?
Ponadto internet i
inne media często przekazują negatywne treści, przed którymi chcemy
uchronić dzieci, a właściwie ukształtować w nich takie postawy, aby
same wybierały to, co jest wartościowe, a nie to, co powszechnie
uznawane i reklamowane. Wydaje mi się, że twórcza praca, angażująca
całego człowieka, może stać się bardziej atrakcyjna niż bierne
odbieranie wrażeń.
Celowość i użyteczność pracy
Celowość
i użyteczność pracy motywuje do czynu. Loteryjki i gry wykonane
wspólnie są przechowywane w porządku. Tworzą własną biblioteczkę.
Dzieci uczą się przez to szacunku do pracy. Mogą także podarować komuś
w prezencie swoje „dzieła”, co sprawia radość nie tylko temu, kto
otrzymuje, ale przede wszystkim temu, kto daje.
Własnoręcznie wykonana gra jest także narzędziem apostolstwa – ze względu na przekazywane przy zabawie treści.
26. Indiańska Matka Boża
Ten obraz nie jest uczyniony ręką człowieka. Jest to autoportret
Maryi, który kryje w sobie niezwykłe symbole i jest sam w sobie cudem.
Są w nim zawarte ważne informacje dla Indian, dla Hiszpanów i dla
wszystkich ludzi.
Polecamy kolejną „Opowieść dobrej treści” – z dodatku dla dzieci „W OGRODZIE MARYI”.
http://www.naszdziennik.pl/wp/84017,indianska-matka-boza.html
27. Brawo Polska Wschodnia! (Z prof. Aleksandrem Nalaskowskim rozmawia Izabela Borańska-Chmielewska)
Pani Kluzik-Rostkowska dokonuje bardzo poważnego
antropologicznego odkrycia: mianowicie wskazuje, że w ciągu jednego
roku potencjał pewnej generacji jest w stanie znacząco się obniżyć.
Tego nawet Darwin by nie wymyślił! Dlatego wypowiedzi i interpretacje
pani Kluzik-Rostkowskiej przyjmuję z pewnym rozbawieniem i – z całym
szacunkiem dla osoby i urzędu – nie mogę ich jako profesor pedagogiki
traktować poważnie.
http://www.naszdziennik.pl/wp/83896,brawo-polska-wschodnia.html
Z prof. Aleksandrem Nalaskowskim, pedagogiem specjalizującym
się w pedeutologii i teorii szkoły, założycielem eksperymentalnego
liceum społecznego „Szkoła Laboratorium” w Toruniu, rozmawia Izabela
Borańska-Chmielewska
Tylko 71 proc. kandydatów zdało w tym roku egzamin maturalny. Ten wynik Pana zaskoczył?
–
Nie, ponieważ średnia krajowa jest myląca. Należy przyjrzeć się
biegunom, wokół których wytworzyła się średnia 71 proc., a także mapie
województw – jak zdawano w poszczególnych regionach. Najlepiej zdało
województwo lubuskie, następnie podlaskie, czyli Białostocczyzna. Ta
pogardzana Polska B – oni mają najlepszy wynik. A najbardziej
proeuropejski rejon, czyli woj. zachodniopomorskie – tam zdało tylko 67
procent. To dużo mówi o tych regionach. Matura, tak samo jak wszystko,
co się tam odbywa: wybory, manifestacje, wiele prognozuje. Tym razem
matura pokazała, że Polska Wschodnia jest terenem, gdzie nieprzyzwoicie
jest się nie uczyć. Wszystko tam traktuje się poważnie i
odpowiedzialnie. Panuje tam zasadniczo poczucie, że trzeba się uczyć,
bo jest to element przyzwoitości, tak samo jak elementem przyzwoitości
jest głosowanie w wyborach na partie prawicowe. Z tego poczucia
przyzwoitości Białostocczyzna ma wynik z egzaminu maturalnego w Polsce
na poziomie 74 procent. Królewska Małopolska ma taki sam wynik, a
wydawałoby się, że ma daleko głębsze zaplecze kulturowe. Regionalnie
wyniki pokazują nam zupełnie inne rozstawienie tego, czego nie bałbym
się nazwać patriotyzmem. Dobre uczenie się i korzystanie z tego, co
daje nam państwo, jest jednym z detali patriotyzmu.
Minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska obwinia o maturalną klapę uczniów, wysuwając zarzut, że to słabszy rocznik.
–
To nie jest fatalny rocznik. Pani Kluzik-Rostkowska dokonuje bardzo
poważnego antropologicznego odkrycia: mianowicie wskazuje, że w ciągu
jednego roku potencjał pewnej generacji jest w stanie znacząco się
obniżyć. Tego nawet Darwin by nie wymyślił! Dlatego wypowiedzi i
interpretacje pani Kluzik-Rostkowskiej przyjmuję z pewnym rozbawieniem
i – z całym szacunkiem dla osoby i urzędu – nie mogę ich jako profesor
pedagogiki traktować poważnie.
Jaka jest prawdziwa geneza problemów tegorocznych maturzystów?
–
W pedagogice bomba wybucha po około ośmiu latach od odpalenia. Teraz
zbieramy żniwa tego, co siedem, osiem lat temu zaczęliśmy. Mam
wrażenie, że ten rocznik maturzystów miał postraszyć roczniki następne.
Na takiej zasadzie, że jeśli w tym roku uzyskamy zwiększoną trudność
zadań, to w przyszłym roku 25-28 proc. niezdanych matur będzie do
przełknięcia. To takie „rozstrzelanie dla przykładu”. Nie ma żadnej
przesłanki funkcjonalnej, psychologicznej, antropologicznej, rozwojowej
czy biologicznej, która byłaby w stanie uzasadnić tak gwałtowny w ciągu
roku skok liczby osób, które nie są w stanie zdać matury. Przez Polskę
musiałaby przejść jakaś epidemia, która by zaatakowała młodzieży mózg.
Tłumaczenie, że to słaby rocznik, to argumentacja osoby, która nie ma
pojęcia o funkcjonowaniu oświaty. Młyny szkolne mielą wolno, to się
zbierało przez kilka lat, a matura pokazała nam tylko pewien stan. To
wierzchołek góry lodowej. Pod spodem skrywa się nieuctwo, niewiedza,
brak rozumienia tekstu itd.
Matematyka rzeczywiście była w tym roku trudniejsza?
–
Jestem niezłym matematykiem. Ta matura nie była ani trudniejsza, ani
łatwiejsza od poprzednich. Matematykę nadal można zdać, rozwiązując
zadania w pamięci. To matematyka z poziomu szóstej klasy mojego
pokolenia. Ci, którzy uzyskali wynik 31 proc, i ci, którzy uzyskali
wynik 28 proc. i nie zdali – są porównywalni. I jedni, i drudzy nadal
nie znają matematyki. Poza kwitem dojrzałości nic dobrego z tych
wyników dla kraju nie wynika. Nie prowokuje to Nagród Nobla ani
spektakularnych odkryć.
Rozwiązania, które rekomenduje Pan w tej sytuacji, to…?
–
Dość zabawy z gimnazjum. Dość zabawy z pośrednią szkołą, która nic nie
daje. Przez kilka lat istnienia gimnazjów w Polsce już wiemy, na co
stać młodzież gimnazjalną. Dokładnie to samo trzeba zrobić ze studiami:
zrezygnować z układu bolońskiego, czyli trzyletniego licencjatu i
dwuletnich studiów magisterskich, i powrócić do pięcioletnich studiów
magisterskich. W ten sposób powycinamy cwaniaków z prywatnych szkół. Bo
wygląda to niestety tak, że student robi sobie licencjat w jakiejś
prywatnej szkole wyższej w małym miasteczku, a potem ma pełną swobodę
wyboru uczelni i może zdobyć dyplom magistra np. Uniwersytetu Mikołaja
Kopernika w Toruniu. Trzeba przywrócić jednolite studia magisterskie,
które natychmiast przetrzebią prywatne małe uczelnie, które kształcą
bez żadnych wymogów, przyjmują wszystkich chętnych bez względu na stan
wiedzy. Trzeba wrócić do przepisów mówiących o tym, że aby otworzyć
kierunek, trzeba mieć pięciu samodzielnych pracowników. Stara szkoła
dała nam wybitnych naukowców, np. kilku wybitnych astronomów, wiele
znaczących postaci polityki, kultury i sztuki. Za to obecna matura
dostarcza nam masowo na studia wyższe niedouczoną, roszczeniową
młodzież.
Dziękuję za rozmowę.
28. Podręcznik sprzeczny z Konstytucją? (Z prezesem Ordo Iuris rozmawia Marta Milczarska)
Prof. Stępkowski: Polska Konstytucja wyraźnie wskazuje na
chrześcijańską tożsamość polskiej kultury i czyni to w sposób
jednoznacznie ją afirmujący.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83847,podrecznik-sprzeczny-z-konstytucja.html
Z prof. Aleksandrem Stępkowskim, prezesem zarządu Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, rozmawia Marta Milczarska
Ministerstwo Edukacji Narodowej
przyznaje się do błędu w sprawie usunięcia z treści darmowego
podręcznika do klas pierwszych wyraźnych wskazań na religijną tożsamość
świąt Bożego Narodzenia i nieoficjalnie zapowiada wprowadzenie zmian.
Czy brak wyraźnego odniesienia do chrześcijańskich wartości w
resortowym podręczniku stałby w sprzeczności z polską
Konstytucją?
- Polska Konstytucja wyraźnie wskazuje na chrześcijańską tożsamość
polskiej kultury i czyni to w sposób jednoznacznie ją afirmujący.
Preambuła do Konstytucji wyraźnie mówi o wdzięczności, jaką stanowiący
Konstytucję Naród wyraża przodkom za kulturę zakorzenioną w jego
chrześcijańskim dziedzictwie. To jednoznaczne sformułowanie musi być
dla działających na podstawie Konstytucji organów państwa
zobowiązujące, z całą zaś pewnością nie może być ignorowane. Dlatego
podręcznik zamawiany przez MEN, który przemilcza chrześcijańska
tożsamość naszej kultury w tak oczywistym momencie, jakim są święta
Bożego Narodzenia, musi budzić konsternację.
Co może stać u podstaw takiego pomijania przez ministerstwo odniesienia do chrześcijaństwa?
- Od dłuższego czasu obserwujemy zachodzące w Europie zmiany
sekularyzujące kulturę. Szereg ostatnich wydarzeń, na czele ze
skandalem z „Golgota Picnic”, pokazuje jasno, trudno mówić tu o
spontanicznych samoczynnych procesach, ale że chodzi o przemyślane,
dotowane z publicznych środków działania. Wydaje się, że ten incydent z
przemilczaniem chrześcijańskiego charakteru świąt Bożego Narodzenia
należy rozpatrywać w tym szerszym kontekście.
Tym niemniej wspomniany przeze mnie proces jest ciągle animowany przez
szereg, niewinnych z pozoru, działań, które jednoznacznie
chrześcijański charakter określonych aspektów kultury czynią
mniej jednoznacznym, później wieloznacznym, wreszcie jedyne znaczenie,
jakie nam pozostaje, wiąże się ze wzmożoną konsumpcją, którą można
później piętnować w bluźnierczy sposób.
Na zachodzie Europy od jakiegoś czasu
w okresie świąt Bożego Narodzenia usuwane są wszelkie symbole
nawiązujące do prawdziwego znaczenia tych świąt. Działania ministerstwa
wpisują się w ten zachodni trend laicyzacji katolickich świąt?
– Oczywiście, działania MEN są aspektem tego
ogólnoeuropejskiego rugowania chrześcijaństwa z kultury, ale nie tylko
chrześcijaństwa, ale wszystkiego, co wskazuje na transcendencję. W
Polsce mamy oczywiście do czynienia z istotną specyfiką, stąd procesy
te nie mogą przybierać tak ostentacyjnych wyrazów jak na zachodzie
Europy. Nie możemy się jednak łudzić. Brak stanowczości naszego
społeczeństwa w drobnych sprawach dzisiaj będzie oznaczał bierne
przyzwolenie na dokonywanie tych zmian w niedalekiej już przyszłości.
Dziękuję za rozmowę.
29. Szkoła musi być środowiskiem wysokiej kultury
Nie wolno odejść od istoty szkoły jako środowiska kultury wysokiej,
troski o ponadczasowe wartości cywilizacji, własnego Narodu - uważa
prof. B. Śliwerski z PAN.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83845,szkola-musi-byc-srodowiskiem-wysokiej-kultury.html
30. e-Informator „Naszego Dziennika” w wakacje
Drodzy Czytelnicy!
W wakacje będziemy rozsyłać nasz e-informator nieco rzadziej.
Dlatego zachęcamy Państwa do odwiedzania portalu NaszDziennik.pl, a
także kupowania „Naszego Dziennika” w wersji papierowej albo
elektronicznej. Wersję elektroniczną można kupić w naszym sklepie z
dowolnego miejsca na świecie, ponieważ akceptujemy płatności przelewem
bankowym, kartami kredytowymi oraz PayPal.