Spis treści  (interaktywny)

 

 
*** Zachęcam do wspierania „Naszego Dziennika” poprzez kupowanie wersji papierowej,
zachęcam do zwiedzania strony, zawierającej przegląd ważnych dla przyszłości wydarzeń http://naszdziennik.pl/news ***

Jesteśmy na Twitterze oraz Facebooku
Gorąco zachęcamy do obserwowania nas na Twitterze, polubienia naszej strony na Facebooku oraz rozsyłania wici znajomym.
Przypominamy, że niektóre serwery pocztowe blokują zasoby graficzne w wiadomościach e-mail. Żeby mieć pewność, że wszystkie obrazki wyświetlą się poprawnie, zachęcamy do:
Trzy pasma tematyczne do wyboru: 
wiara, wychowanie i zdrowie
 
Szanowni Czytelnicy, 

Bardzo dziękujemy za czytanie i przekazywanie dalej naszych wiadomości oraz za wszystkie informacje, zaproszenia, sugestie i uwagi, które nam Państwo przysyłają. 

Teraz zachęcamy Państwa do skorzystania z możliwości otrzymywania informacji dotyczących naszej wiary: bieżących wiadomości ze Stolicy Apostolskiej, z życia Kościoła na świecie i w Polsce, a także zapowiedzi najważniejszych wydarzeń oraz informacji o godnych polecenia lekturach duchowych. 

Dostrzegamy też, że bardzo wiele uwagi poświęcają Państwo tematyce zdrowia. W „Naszym Dzienniku” tej problematyce poświęcone są dwa dodatki cykliczne: „Szlachetne zdrowie” oraz „Zdrowy styl życia”. Informujemy w nich nie tylko o sprawach bieżących, ale podpowiadamy też, jak zadbać o nasze zdrowie, np. jaki wpływ na nasze samopoczucie ma to, co na co dzień spożywamy, jakich produktów należy unikać, a o które warto wzbogacić naszą dietę. Od teraz mogą Państwo otrzymywać najważniejsze informacje dotyczące zdrowia na swoją skrzynkę e-mailową.

Oferujemy zatem Państwu e-mailowe powiadomienia w trzech pasmach tematycznych: wiara, wychowanie i zdrowie. Każdy odbiorca e-Informatora może określić, które z tych pasm go interesują. Swoje preferencje mogą Państwo zaktualizować dzięki opcji „Modyfikacja ustawień” w stopce wiadomości. 

Redakcja e-Informatora „Naszego Dziennika”

Organizujesz ciekawe wydarzenie? 
Chcesz podzielić się ważnymi informacjami?
Skontaktuj się z nami.

Ktoś ze znajomych przysłał Ci tę wiadomość?
Dołącz do grona czytelników naszego informatora.

Modyfikacja ustawień / Rezygnacja


*********************************************************************************************************************************************************************************************************************************

WARTO WIEDZIEĆ i REAGOWAĆ! (lipiec 2014)

1. Apokalipsa w Iraku - prośba zakonnika o modlitwę. Proszę przekazać dalej. Ave Maria  !

Przekazuję tłumaczenie (z francuskiego) wiadomości, która dziś się ukazała jako e-mail wysłany przez dominikana z Mossoul w Iraku do dominikanów we Francji.

Drodzy Przyjaciele
Zwyczajowo nie proszę o wasze modlitwy, lecz tego ranka otrzymalem e-mail od brata dominikana z Iraku, który jest alarmujący.
Proszę Was, módlcie się za nich i informujcie innych, co się tam dzieje.

Brat Thomas:

Złe nowiny
Piszę do Was w sytuacji krytycznej i apokaliptycznej w Mossoul, w Iraku.
Większość mieszkańców opuściła już miasto i żyją pod gołym niebem, nie mając nic do jedzenia i picia.
Wiele tysięcy uzbrojonych ludzi z Grupy Islamistów Da’sh od dwóch dni atakują miasto Mossoul.
Mordują wszystkich mieszkanców, dorosłych i dzieci.

Setki trupów le
żą w domach i na ulicach.
Armia uciekła i również Gubernator.
W meczetach krzyczą: Allah akbar, niech żyje państwo islamskie.
Qaragosh jest przepełnione uciekinierami różnych wyznań, bez jedzenia i noclegu.
Kurdowie nie pozwalają niezliczonym uciekinierom przedostać się za granice do Kurdystanu.

To, co my przeżywamy od dwóch dni jest katastrofą nie do opisania.

Klasztor Mer Behnam i inne kościoly zostały zdobyte przez rebeliantow islamskich,…….
………….i własnie weszli do Quaragosh i od 5 minut jesteśmy okrążeni i w śmiertelnym niebezpieczeństwie
…...…….módlcie się za nas.

Przykro mi, ale nie mogę więcej pisać, bo oni są już niedaleko.

2. Apel do ludzi mediów III RP (.. przez pryzmat nagonki na człowieka sumienia - dra Chazana)

Słowa tego apelu kieruję do ludzi mediów III Rzeczpospolitej - niezależnie od ich światopoglądu, poglądów politycznych, aktualnych czy byłych miejsc pracy.
Ostatnio obserwujemy wzmożony atak polityczny i medialny na lekarzy opowiadających się za bezwarunkowym szacunkiem dla życia każdego człowieka od poczęcia po naturalny kres.
Życie człowieka jest bezcenną wartością i winno być chronione nie tylko przez prawo, ale także przez opinię publiczną, opinię którą w dużej mierze kształtują media.
Środki społecznego przekazu mają służyć dobru i prawdzie, mają pomagać obywatelom w kształtowaniu poglądów opartych o rzetelne, prawdziwe informacje.
Apeluję o prawdę w medialnych przekazach na temat: Proszę o obiektywne, zgodne z prawdą przedstawianie działań prof. dr. hab. med. Bogdana Chazana, dyrektora Szpitala Specjalistycznego im. Świętej Rodziny w Warszawie i sprawiedliwą jego ocenę.
Uprzejmie proszę także o zapoznanie się z dołączonymi materiałami, zachęcam do regularnego korzystania z informacji podawanych na stronie internetowej Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka: www.pro-life.pl
W nadziei na współpracę w budowaniu cywilizacji życia, łączę wyrazy należnego szacunku

dr inż. Antoni Zięba
prezes Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka
= = = = = = = = = = = = = = =
Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka
organizacja pożytku publicznego KRS 0000140437
ul. Krowoderska 24/1, 31-142 Kraków
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
biuro: ul. Krowoderska 24/6, 31-142 Kraków
tel./fax (12)  421-08-43
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
http://www.pro-life.pl  e-mail: biuro@pro-life.pl

Załączniki:
1. Naukowcy, lekarze o początku życia człowieka
2. Strategia obrońców życia człowieka a strategia zwolenników legalizacji aborcji
3. Katastrofa medialna widziana z pozycji obrońcy życia
4. Oświadczenie w sprawie procedury "in vitro"
5. Wady u dzieci poczętych "in vitro"
6. Prawda o procedurze "in vitro"
7. List otwarty do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza
8. Apel do ludzi dobrej woli

3. Dzięki Pro-cywilizacyjnej organizacji Prawników Ordo-Iuris ustawa o przeciwdziałaniu "przemocy w rodzinie" skierowana do Trybunalu Konstytucyjnego

http://ksd.media.pl/aktualnosci/2286-ustawa-o-przeciwdzialaniu-przemocy-w-rodzinie-zostanie-skierowana-do-trybunalu-konstytucyjnego

Z  WYBRANYCH  PORTALI   INTERNETOWYCH...

1. MEN likwiduje Boże Narodzenie

http://www.radiomaryja.pl/informacje/men-likwiduje-boze-narodzenie   26 czerwca 2014, godz. 15:55


MEN zaprezentował drugą część tak zwanego „darmowego podręcznika” pt. „Zima”. Zimą obchodzimy Boże Narodzenie, ale tego dzieci nie dowiedzą się z „Naszego Elementarza”. Nauczą się za to, że dostaje się prezenty, ubiera się choinkę, robi świąteczne zakupy i piecze cynamonowe pierniczki. I to by było na tyle…

Polityczna poprawność wdziera się już do świata sześcio – i siedmiolatków. W USA jest Happy Holidays zamiast Merry Christmas, we Włoszech przedszkolak został ukarany za słowo „Alleluja”, u nas mamy elementarz bez zająknięcia się o Bożym Narodzeniu. Okazuje się, że MEN pilnuje żebyśmy pilnie podążali za laicyzującym się światem.

 - Albo jest to kwestia wyboru Autorek tego podręcznika, albo skutek sugestii ministerialnych, albo wreszcie obie strony są zgodne w tej kwestii. Może kiedyś się z tym ujawnią. Temat „Bożego Narodzenia” może być unikany z uwagi na wymogi „europejskiej” poprawności politycznej. Według niej tematy religijne są tematami drażliwymi, bo „różnią” wyznawców odmiennych religii. Dodatkowo mogą też, jak Europejczycy podejrzewają, stanowić czynnik dyskryminacyjny i opresyjny względem osób religijnie niezaangażowanych - mówił w rozmowie z portalem fronda.pl dr hab. Marek Budajczak, specjalista od edukacji domowej.

Z elementarza skrupulatnie usunięto Boże Narodzenie, mamy tylko święta i gwiazdkę.

- Jest to, jak się wydaje, kwestia specyficznych, a nieracjonalnych i antyobywatelskich decyzji, oraz nieadekwatnego podejścia obecnych elit władzy do tego tematu. Oni pewnie chcieliby to nazwać „otwartością” światopoglądową. (…) Pisząc o „Mikołaju”, MEN pozbawia Go „świętości”, malując na zielono-niebiesko i zestawiając z „bajkowymi” co do proweniencji krasnoludkami, dżinem, kosmitami, ufoludkami, smokami i „starowinką”, latającą na miotle (a pomawianą o brzydkie czyny). Chodzi o rozerwanie skojarzeń „gwiazdki”, „prezentów” i „karpia w galarecie” z nieprawomyślnymi: „Gwiazdą Betlejemską”, „łaskami Bożej Dzieciny” i postną „Wigilią”. Co to za symbole? Ano jakieś tam bajkowe i niedzisiejsze przesądy! W ten sposób MEN służy, jak można domniemywać, „dobremu klimatowi społecznemu”, bez zadrażnień międzygrupowych.

Elementarz MEN- u szerokim łukiem obchodzi Boże Narodzenie, rodzice mogą szerokim strumieniem zalewać MEN protestami i pytaniami dotyczącymi tego, komu tak naprawdę służy podkreślony już tytule „NASZ Elementarz”. Nasz czyli czyj? Na pewno nie setek tysięcy rodzin, obchodzących Boże Narodzenie, a nie gwiazdkę!

Przypominamy też, że Konsultacje społeczne drugiej części potrwają tylko 2 tygodnie – do 7 lipca 2014 r. Do tego dnia można zgłaszać uwagi do kolejnej części elementarza.

wpolityce.pl

2. Profesor Chazan: "grozi nam rewolucja kulturowa"

http://www.pch24.pl/prof--chazan--grozi-nam-rewolucja-kulturowa,24195,i.html

Data publikacji: 2014-07-14 07:00

Ograniczenie dostępu do stanowisk kierowniczych ze względu na system wartości to ograniczenie praw człowieka. Nawet Unia Europejska tego nie popiera – mówi prof. Bogdan Chazan. Dyrektor stołecznego Szpitala św. Rodziny, któremu zapowiedziano zwolnienie z pracy za odmowę dokonania aborcji uważa, że to jedynie pretekstem do rewolucji kulturowej.

Czy zlecił Pan specjalnie dodatkowe badania pacjentki (konkretnie - dziecka) aby przedłużyć ciążę do terminu granicznego, w którym wykonanie aborcji byłoby niemożliwe?
– Aborcja może być wykonana ze względu na chorobę lub wadę wrodzoną dziecka do momentu, w którym, zdaniem lekarza, osiąga ono zdolność do samodzielnego życia poza organizmem matki. Moment ten różni się w zależności od wieku ciąży, poziomu opieki nad wcześniakami w danym ośrodku, stanu dziecka. Przyjęto uważać, chociaż nie jest to zapisane w przepisach prawa, że dziecko osiąga tę zdolność około 24 tygodnia ciąży. Ale wiadomo, że dziecko ciężko chore lub z poważnymi wadami rozwojowymi często znacznie później zaczyna być zdolne do życia poza organizmem matki, w związku z tym, aborcja może być wykonana w późniejszym okresie ciąży.
W tym konkretnym przypadku dziecko urodziło się po upłynięciu jeszcze następnych kilku tygodni, ale okazało się, że nadal nie było zdolne do życia poza matką i wkrótce zmarło. Prof. Dębski ocenił, jak się okazało nieprawidłowo, że po 24 tygodniu ciąży to dziecko będzie już zdolne do życia i w związku z tym aborcja jest niemożliwa. Nie oznacza to oczywiście, że jestem niezadowolony, że dziecko przeżyło.
Pani, o której dzisiaj mówi cała Polska nie była moją pacjentką, nie zlecałem jej nigdy żadnych badań. Takie kłamstwa są stale upowszechniane w mediach. Ordynatorzy oddziałów w Szpitalu Św. Rodziny są samodzielni w prowadzeniu swoich pacjentów. Postępowanie diagnostyczne przedłużyło się ze względu na trwającą 6 dni hospitalizację w ośrodku referencyjnym, jakim jest Instytut Matki i Dziecka. Tam uznano, że dla postawienia pełnej diagnozy potrzebne jest badanie cytogenetyczne. Na wynik tego badania trzeba było czekać. Do tej pory żadna z instytucji kontrolujących Szpital nie zainteresowała się pobytami pacjentki w innych placówkach niż Szpital Św. Rodziny: w Poradni Novum, gdzie wykonano zapłodnienie in vitro, w Niepublicznym ZOZ-ie, Instytucie Matki i Dziecka oraz w Szpitalu Bielańskim.
 
Czy bez wskazania przez Pana Profesora placówki, która miałaby dokonać aborcji, pacjentka rzeczywiście nie potrafiłaby trafić do takiego ośrodka? Z protokołu pokontrolnego Ratusza wynika, że lekarz prowadzący pacjentkę dr Gawlak sugerował, by wykonano „zabieg” w Instytucie Matki i Dziecka – dlaczego w tej sytuacji to Pan jest jedynym „winnym”?
– Jestem przekonany, że nie sprawiłoby to jej żadnej trudności. Mnie „namierzono” już w momencie, kiedy podniosła się wrzawa w związku z popisaniem przez lekarzy deklaracji wiary. Ponadto inni, nawet, jeżeli odmawiali aborcji, nie uczynili tego na piśmie tak jak ja.
Pacjentka z racji swojej trudnej położniczej przeszłości orientowała się, jak sądzę, w jakich szpitalach nie miałaby trudności z aborcją. Zgłosiła się jednak w tej sprawie do nas. Może rzeczywiście nie wiedziała, że w szpitalu, którego patronem jest Św. Rodzina, aborcji nie wykonujemy. Może pacjentka była przywiązana do lekarza z naszego szpitala, który opiekował się nią podczas ciąży?
Lekarz prowadzący pacjentkę rzeczywiście prowadził rozmowy na temat aborcji z Instytutem Matki i Dziecka a potem ze Szpitalem Bielańskim. Sądzę jednak, że pacjentka nie była zaskoczona moją odmową ponieważ nie zwracała się do mnie z zapytaniem w jakim innym szpitalu aborcja może być wykonana. Gdyby mnie jednak zapytała, nie mógłbym jej takiej odpowiedzi udzielić, bo oznaczałoby to mój udział w organizowaniu aborcji. Poza tym nie ma oficjalnej listy placówek lub lekarzy wykonujących tę procedurę.

Swoją postawą nie naraził się Pan potężnemu lobby na rzecz in vitro i aborcji?
– Nie wiem, gdzie jest „grupa trzymająca władzę” w tych sprawach, gdzie to lobby się znajduje. Sądzę, że należą do nich producenci środków antykoncepcyjnych. Bez ich dotacji wyjazdy wielu lekarzy, zwłaszcza na zagraniczne konferencje, byłyby dużo mniej dostępne a organizacja sympozjum w kraju praktycznie niemożliwa. Podobna sytuacja dotyczy czasopism medycznych. Jeżeli się płaci, to czegoś w zamian oczekuje.
Jest też wszechwładna poprawność polityczna, która skutecznie zastąpiła cenzurę. Są też krzykliwe, feministyczne organizacje, lewicowe partie, które chcą agresywną propagandą powetować straty, jakie poniosły w ostatnich wyborach. Są też rzesze uczciwych ludzi, którzy mają podobne poglądy do moich, ale nie zabierają głosu. Jasne opowiedzenie się lekarza za nienaruszalnością życia było w tej sytuacji czymś zaskakującym dla tego lobby. Najpierw było zdziwienie i zaskoczenie a potem histeria.
Mam wrażenie, że problem aborcji jest tylko pretekstem do rewolucji kulturowej, której celem jest zmiana postaw i świadomości, zablokowanie niepoprawnie myślącym dostępu do stanowisk kierowniczych. Pamiętam czasy, kiedy wszyscy musieli jednakowo myśleć, by coś w życiu osiągnąć.

Jak Pan sądzi, czy Pański przypadek nie odegra roli zastraszania całego środowiska?
– Uchwała Komitetu Etyki PAN zmierza do ograniczenia zakresu klauzuli sumienia lekarzy. Podpisanie deklaracji wiary przez lekarzy spowodowało ataki przeciwko tym z nich, którzy sprawują funkcje kierownicze. Znam przypadek profesora, którego przed rozstrzygnięciem konkursu na stanowisko kierownicze zapytano, czy podpisał deklarację wiary. Powiedział, że tak. Konkursu nie wygrał. Atakowano też za podpisanie deklaracji jednego z konsultantów wojewódzkich w dziedzinie położnictwa i ginekologii.
Mnie zapowiedziano już, że będę też zwolniony ze stanowiska członka Rady Naukowej jednej z korporacji medycznych. Jedna z gazet wytropiła, że jestem wykładowcą na uniwersytecie. Kierunek nagonki został wytyczony. Ograniczenie dostępu do stanowisk kierowniczych ze względu na system wartości to ograniczenie praw człowieka. Nawet Unia Europejska tego nie popiera.

Jak chronić sumienie lekarza?
– Jedyna możliwość to silny nacisk ze strony społeczeństwa. Lekarze sami nie dadzą rady. Podobno 70 % Polaków to katolicy. Można zatem przypuszczać, że życzyliby sobie aby w delikatnych etycznie sprawach dotyczących prokreacji mogli spotkać w przychodni czy w szpitalu lekarza, u którego znajdą zrozumienie dla swojego stanowiska w sprawach planowania rodziny czy aborcji.
Sprawą bardzo istotną jest, aby nauczanie etyki w uczelniach medycznych uwzględniało zasady na jakich opiera się prawo naturalne, żeby studentów zapoznawano z metodami naturalnego planowania rodziny. Obowiązuje tam model etyki permisywnej, liberalnej. Tylko odpowiedni odsetek wierzących parlamentarzystów w Sejmie, proporcjonalny do odsetka osób wierzących w społeczeństwie, może ochronić sumienia lekarzy. Oczywiście nie chodzi o takich posłów, którzy pomijają osobiste przekonania w tworzeniu prawa.

Czy środowisko medyczne gotowe jest na przeciwstawienie się oczekiwaniom pewnej części opinii publicznej, która widzi w lekarzu jedynie bezdusznego wykonawcę świadczeń?
– Prawdopodobnie znaczna część pracowników ochrony zdrowia nie zdaje sobie sprawy z tego, jak zmieniają się oczekiwania społeczeństwa wobec nich. Powoli, ale w coraz większym stopniu lekarz staje się wykonawcą zleceń pacjenta, czy raczej klienta.
Niestety, ochroną zdrowia twardo rządzi pieniądz. Na sentymenty, wartości nie zwraca się uwagi. Na każdą złotówkę z NFZ jest wielu chętnych. Coraz częściej zdarza się, że zapominamy o zasadzie „Przede wszystkim nie szkodzić”. Zamiast niej mamy inną: „Nasz klient, nasz pan”. Pacjentka nie oczekuje od lekarza informacji o mechanizmie działania środków antykoncepcyjnych czy ich działaniu rakotwórczym. Pojawiają się głosy, że nie jest rolą lekarza informowanie o szkodliwości palenia papierosów czy zbyt wczesnej aktywności seksualnej. Podobno narusza się w ten sposób prywatność pacjentki.
Rola lekarza jako nauczyciela, promotora zachowań sprzyjających zdrowiu odchodzi do przeszłości. To ogromna strata dla pacjentów, dla powołania lekarskiego. Czasami idziemy za daleko w uleganiu żądaniom pacjentów. Są takie szpitale, w których na prośbę pacjentek wykonuje się nielegalnie niepotrzebne zabiegi ubezpłodnienia po kilku cięciach cesarskich.
Jak to zmieniać? Częściej niż do tej pory problemy etyczne powinny być przedmiotem wykładów i dyskusji na konferencjach medycznych. Więcej trzeba mówić o autonomii zawodu lekarskiego. Lekarz nie jest do wynajęcia do każdej roboty. Zwłaszcza „mokrej”.

Czy widzi Pan związek między "sprawą Chazana" a faktem, że podpisał Pan Deklarację Wiary?
– Oczywiście tak. Od Deklaracji wiary „sprawa Chazana” się zaczęła. Pisano wtedy takie bzdury, że w Szpitalu św. Rodziny nie będzie się wykonywać cięć cesarskich ze względu na świętość ciała pacjentki. Propaganda przybiera niewiarygodne formy. Zaskakuje w niej ładunek nienawiści. Doznałem zagrożenia nietykalności osobistej.

Co oznaczać będzie dla Pana ewentualne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego o niekonstytucyjności zapisu o klauzuli sumienia w Ustawie o zawodzie lekarza?
– Podobno orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego będzie działało wstecz. Czyli decyzje podjęte na podstawie tego zapisu uważane będą za ważne. Nie wiem, jak to będzie interpretowane w stosunku do mojej osoby. Nie zastosowanie się do zapisu o klauzuli sumienia jest wymieniane jako moje największe przewinienie w protokołach wszystkich pięciu kontroli, jakie odbywają się jednocześnie w Szpitalu Św. Rodziny.
Mam nadzieję, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego i idące za tym unieważnienie decyzji opierających się na kontrowersyjnym zapisie w Ustawie o zawodzie lekarza, pozwoli naprawić wyrządzone krzywdy.


3. Z Grzegorzem Braunem rozmawia Agnieszka Piwar

http://ksd.media.pl/aktualnosci/2290-grzegorz-braun-obowiazujacy-w-post-prl-u-tzw-kompromis-aborcyjny-jest-dokladnie-na-poziomie-tego-co-zaprowadzil-hitler
Z reżyserem Grzegorzem Braunem, twórcą filmu „Eugenika. W imię postępu” rozmawia Agnieszka Piwar z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.
Grzegorz Braun: Obowiązujący w Post-PRL-u tzw. „kompromis aborcyjny” jest dokładnie na poziomie tego, co zaprowadził Hitler

Od kilku tygodni toczy się w Polsce spór, będący konsekwencją decyzji prof. Bogdana Chazana. Dyrektor stołecznego Szpitala im. Świętej Rodziny, powołując się na klauzulę sumienia, odmówił zabicia nienarodzonego chorego dziecka oraz nie wskazał matce miejsca, gdzie mogłaby tego dokonać. Przeciwnicy ginekologa grzmią, że złamał on prawo, nie informując matki gdzie mogłaby przeprowadzić aborcję. Dokąd zabrnęliśmy, skoro publicznie odmawia się człowiekowi jego naturalnego prawa do tego, aby mógł się urodzić?

Pani mówi elegancko: „spór” - ja myślę, że to nie jest adekwatne określenie. Spór to byłby wtedy, gdyby jednym racjom przeciwstawiano inne racje, przy czym obie strony miałyby zbliżone szanse artykulacji poglądów i szerzenia informacji. Tu mamy do czynienia po prostu z nagonką na uczciwego człowieka, którego możliwości samoobrony są radykalnie ograniczone. Dyktatura polit-poprawności kompletnie eliminuje z mediów głównego ścieku znaczną część informacji istotnych w sprawie, a pozostałą częścią nagminnie manipuluje. Przykład: w początkowej fazie rozkręcania kampanii nienawiści wobec prof. dra Chazana kluczowy wątek przemysłu „in vitro” został przed opinią publiczną po prostu skrzętnie zatajony, a kiedy już wyszedł na jaw – jest nadal uparcie marginalizowany.

Zdaje się bowiem, że nagonka na prof. Chazana ma przykryć właśnie tę ważną kwestię, że mianowicie chore dziecko, którego zabicia odmówił, było owocem in vitro. Zabijanie ze względu na wady wrodzone, zapłodnienie pozaustrojowe, sztuczna selekcja człowieka - o tych metodach opowiada Pana film „Eugenika. W imię postępu”. Z dokumentu dowiadujemy się m.in., że zwolennikiem zabijania ze względów eugenicznych był Adolf Hitler. Jak to możliwie, że metody człowieka, którego oficjalnie potępił cały cywilizowany świat, realizowane są – zgodnie z prawem – w Polsce?

A jak to możliwe, że komunistyczni zbrodniarze mają w Polsce pogrzeby z asystą kompanii honorowej? Żyjemy w kraju, który nie przeszedł należytej desowietyzacji – nic dziwnego więc, że prawo obywatelstwa utrzymują tu rozmaite relikty socjalizmu – tego międzynarodowego i tego narodowego. Mianownik jest przecież wspólny: dzielenie ludzi na lepszych i gorszych – wedle podziału na klasy, czy rasy. Skoro ten błąd antropologiczny nie został wyrugowany – to i nie dziwota, że nadal przerażająco szerokie jest przyzwolenie na eliminowanie „życia niewartego życia”. Notabene: obowiązujący w Post-PRL-u tzw. „kompromis aborcyjny” jest dokładnie na poziomie tego, co zaprowadził Hitler: ludzie podejrzani o niedoskonałość mają być eliminowani.

Dzięki postawie prof. Chazana chore dziecko nie zostało rozszarpane na strzępy i mogło się urodzić, a następnie umrzeć względnie spokojnie. Także matka, zamiast zabić, miała szansę z własnym dzieckiem się pożegnać. Tymczasem zwolennicy aborcji oburzają się, że to nieludzkie pozwolić urodzić się dziecku z „mózgiem na wierzchu”, itp... Jak Pan skomentuje tego typu argumentację?

Prawdę mówiąc, zawsze zadziwiało mnie to niezmącenie dobre samopoczucie i bezkrytycznie wysoka samoocena tych ludzi, którzy najwyraźniej samych sami siebie uważają za idealnych. Tymczasem w oczach Stworzyciela wszyscy jesteśmy docześnie – każdy na swój sposób – rażąco nieperfekcyjni. A jednak przyzwala On na nasze istnienie, lituje się nad naszymi usterkami, nad manifestacjami naszej wewnętrznej, czy zewnętrznej brzydoty – i wszystkim daje obietnicę zbliżenia do Siebie, tzn. „promesę” doskonałości. Ale póki co, na tej Ziemi nikt nie jest idealny. Orzekać więc, że niedoskonałości mojego brata są nadto rażące, a moje własne jeszcze do zaakceptowania – to jest niesłychana uzurpacja, świadcząca o niepojętym samozadowoleniu. Kto jest „brzydszy” - dzieciątko, które bez najmniejszej własnej winy rodzi się kalekie, czy domagający się jego śmierci osobnicy, którzy na własne życzenie doprowadzają się do stanu monstrów moralnych - ?

Skąd zaś w tym pięknym dobrym świecie bierze się brzydota, kalectwo i w ogóle zło – niejednokrotnie przekraczające naszą odporność? No, to jest właśnie „mysterium iniquitas”, tajemnica, której nie możemy sami ani pojąć, ani tym bardziej przezwyciężyć – mamy natomiast przyjąć do wiadomości, a przy końcu czasów wszystko się wyjaśni. Ponieważ wiemy, że od Boga nie pochodzi nic, co by nie było dobrem, prawdą i pięknem – jasnym jest, że wszystko, co od tej Boskiej wyśrubowanej normy odbiega, pochodzi od Jego nieprzyjaciela. Pytanie, w jakiej mierze ten ostatni zyskuje w nas chętnych współpracowników w swym dziele - ? Oby się nie okazało, że także i my naszą nieprawością bezpośrednio się przyczyniamy do kalectwa, chorób i wreszcie śmierci naszych bliźnich.

Fragment Przysięgi Hipokratesa brzmi: „Nigdy nikomu, także na żądanie, nie dam zabójczego środka ani też nawet nie udzielę w tym względzie rady; podobnie nie dam żadnej kobiecie dopochwowego środka poronnego”. Tymczasem lekarz, który postępuje zgodnie z tymi zasadami, otrzymuje na kierowany przez siebie szpital potężną karę finansową, prezydent Warszawy podejmuje decyzję o zdjęciu go z funkcji dyrektora placówki, a w prorządowych mediach nieustannie trwają bezwzględne ataki na niego. Kto rządzi tym państwem?

No tak, ale zdaje się, że „Przysięgę Hipokratesa” w nowych pokoleniach medyków nie wszyscy już znają – została ona przecież zastąpiona jakimś tekstem o powadze nie przewyższającej „przyrzeczenia zuchowego”, w którym jasność dyrektyw została skutecznie rozmyta, więc i o kategorycznym zakazie odbierania życia nie ma już mowy.

Pan prof. dr Chazan swoim postępowaniem naruszył interesy potężnego lobby i wielkiego przemysłu – na straży których stoją w Polsce urzędnicy najrozmaitszych szczebli. Hańba im – a szacunek prof. Chazanowi. On zrobił, co mu sumienie podyktowało – kwestia, co my w tej sprawie zrobimy?

Z tego całego dramatu wynikło także dużo dobra. Niezłomny ginekolog otrzymał ogromne wsparcie od Polaków, stoją za nim liczne organizacje. Także Kościół opowiedział się po stronie prześladowanego lekarza – abp Marek Jędraszewski zapowiedział zbiórkę wśród wiernych, aby pokryć nałożoną przez NFZ karę, a biskup Stanisław Napierała na Pielgrzymce Radia Maryja powiedział, że „prof. Chazan to symbol zmagania się ciemności cywilizacji śmierci z kulturą życia”. Co jeszcze powinniśmy zrobić, aby ostatecznie nie przegrać tej walki?

Powinniśmy przestać się łudzić. Łudzić się, że bezpieczeństwo życia i mienia może być zapewnione przez państwo w tym kształcie ustrojowym - odziedziczonym po Robespierze i Napoleonie, po Bismarcku, Hitlerze i Stalinie.

Podam jeden przykład: posłanką-sprawozdawczynią, która w 1956 roku przedkładała do przyjęcia Sejmowi PRL ustawę aborcyjną, była Maria Jaszczukowa (1915-2007) – żona Bolesława, znacznego aparatczyka pol-sowieckiego - sama członkini Stronnictwa Demokratycznego. Ta organizacja – należąca, jak wiadomo, do systemu fasadowej sow-demokracji u nas – korzeniami sięga przedwojnia, a jej proweniencje są masońskie, co jest faktem dla historyków oczywistym. Prezesem-założycielem SD był prominentny mason, dr med. Mieczysław Michałowicz, który jeszcze po wojnie dostał order od Bieruta. Otóż na czele komitetu redakcyjnego oficjalnej biografii tego Michałowicza z ramienia SD stała właśnie Maria Jaszczukowa – co daje nam wyobrażenie o jej autorytecie w tym środowisku. Udzielała się ona w wielu „postępowych” organizacjach, m.in. w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci i w Światowej Demokratycznej Federacji Kobiet. Nota bene: była również założycielką tygodnika „Przyjaciółka” - który w dyskretny, acz niezwykle konsekwentny sposób krzewił „postęp” w obyczajowości i życiu rodzinnym PRL. To pismo, zdaje się, przeżyło swoją matkę-założycielkę i nadal wychodzi - ?

Otóż właśnie przykład Jaszczukowej - niech się Pan Bóg zlituje nad nią (i nad nami wszystkimi) - pokazuje ścisłe związki aparatu władzy sowieckiej z ideowym zapleczem masonerii w dziejach rewolucji światowej. Dziś mamy władzę post-sowiecką i neo-euro-sowiecką – ale te stare miłości nie rdzewieją. Wręcz przeciwnie – front walki o „nową obyczajowość” wedle wytycznych Engelsa i Aleksandry Kołłątaj znów okazuje się frontem kluczowym.

Zatem aby zapewnić bezpieczeństwo życiu i wolności ludzkiej nie wystarczy obalić władzę Politbiura. Trzeba jeszcze wyzwolić się spod władzy Loży.

Sprawa propagandy i przemysłu aborcyjnego, antykoncepcyjnego, „in vitro” - o tym wszystkim była mowa w filmie „Eugenika”. Teraz wraca pan do tematu – co z filmem o Mary Wagner, do którego zdjęcia zrobił Pan przed paroma miesiącami [patrz: http://www.ksd.media.pl/aktualnosci/2161-grzegorz-braun-kreci-film-o-jednym-z-najwazniejszych-procesow-naszej-epoki] - ?

Finalizujemy właśnie montaż – i w sierpniu, mam nadzieję, film będzie gotowy. Tytuł roboczy: „NIE O MARY WAGNER”. Jestem bardzo szczęśliwy, że akurat teraz ten film powstaje – mam nadzieję, w porę. Praca nieco się opóźni, z przyczyn ode mnie niezależnych – ponieważ najbliższy tydzień spędzę w więzieniu.

?

Mój adwokat zawiadomił mnie właśnie, że zostałem skazany na tydzień aresztu za obrazę sądu. Zamiast siedzieć non-stop w montażowni w Warszawie, muszę trochę odsiedzieć we Wrocławiu. Bo przecież nie będę czekał, aż któraś GWiazda śmierci rozgłosi – co się już przecież przed rokiem zdarzyło – że jestem poszukiwanym, nieuchwytnym dla Policji przestępcą.

Co takiego się wydarzyło?

Jak Pani wie, jestem we Wrocławiu sądzony za rzekomą napaść na Policję – po tym, jak wiosną 2008 roku to ja zostałem poturbowany przez tajniaków, poskarżyłem się urzędowo, po czym moje skargi zostały odrzucone, a ja sam zostałem postawiony przed sądem. I stoję tak już siódmy rok – a końca nie widać. Na początku tego roku poskarżyłem się wreszcie na przewlekłość postępowania – i tę skargę odrzucono. Na kolejnej rozprawie – a było ich już przecież w kolejnych instancjach razem kilkadziesiąt – sędzia Korzeniewski dopuścił się skandalicznego naruszenia procedury i mojego prawa do obrony: zrezygnował z przesłuchania powołanego świadka. A świadek to istotny: policjant-bandyta, nazwiskiem Balcerzak, który dowodził w 2008 roku tą grupą, która mnie napadła. Dziś nie jest już czynnym funkcjonariuszem – stając w drzwiach sali rozpraw rzucił do sędziego, że się spieszy, bo ma „do podpisania kontrakt za dwa miliony”. I sędzia Korzeniewski puścił go bez żadnych pytań [patrz: http://www.youtube.com/watch?v=6tuNCobXOlA]. Na co zareagowałem – za co z kolei sędzia wymierzył mi kare grzywny. Przy czym w uzasadnieniu tej decyzji przywołał rzekomo obraźliwe słowa, których miałem użyć; „bandyta” i „złodziej”. Bandyta, owszem, tak powiedziałem – bo to fakt. To on przecież nawoływał swoich podwładnych do złamania prawa – kiedy niższy funkcjonariusz nazwiskiem Wadowiec (dziś mój główny fałszywy oskarżyciel) wahał się, czy ma mi się regulaminowo wylegitymować, do czego zgodnie z prawem go wezwałem – wówczas to ów Balcerzak rzucił: „Co się będziesz tu z nim p...lił” [patrz np.: http://www.blogpress.pl/node/1734]. Więc „bandyta”, owszem. Ale „złodziej” - to sobie Sąd uroił - tego słowa nie użyłem, bo nie jestem przecież wprowadzony w interesy p. Balcerzaka na tyle, by dokonywać takiej ich ewaluacji. Od decyzji o nałożeniu grzywny odwołałem się. I oto kilkanaście dni temu Sąd Odwoławczy, nie wysłuchawszy moich argumentów, tę decyzje podtrzymał – przywołując te samo urojone uzasadnienie decyzji. Kiedy Wysoki Sąd ogłosił wyrok, wstałem, pożegnałem się z moim adwokatem i wyszedłem z trzaskiem zamykając drzwi za sobą. I za to właśnie wysyła się mnie na tydzień do aresztu – lepsze to, niż nic, bo innego urlopu w tym sezonie mieć nie będę.

Dziękuję za rozmowę. Niech Bóg ma Pana w Swojej Opiece!

-----

*GRZEGORZ BRAUN, ur. 1967 - reżyser, publicysta, zdeklarowany monarchista. Jego film „Eugenika. W imię postępu” został nagrodzony podczas festiwalu Katolickiego Stowarzyszenia Filmowców „Niepokalanów 2011” (pierwsze miejsce w kategorii filmów edukacyjnych) oraz otrzymał nagrodę Stowarzyszenia Wydawców Katolickich „Feniks” (2012). Dokument przedstawiający podstawowe założenia eugeniki oraz jej początki w Stanach Zjednoczonych, hitlerowskich Niemczech i międzywojennej Polsce dostępny na stronie producenta: www.ahaaa.pl.


**************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

Z   CZASOPISMA  "NASZ DZIENNIK"  ...

1. Nie godzimy się na kpiny z naszych wartości (łódzkie oświadczenia w sprawie prezentacji bluźnierczego spektaklu „Golgota Picnic”)

http://www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/83295,nie-godzimy-sie-na-kpiny-z-naszych-wartosci.html   Czwartek, 26 czerwca 2014

Kuria Metropolitalna w Łodzi oraz Zarząd Diecezjalny Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży i Rada Młodych Wydziału Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Łódzkiej wydały oświadczenia w sprawie prezentacji bluźnierczego spektaklu „Golgota Picnic”. 

Oświadczenie Kurii Metropolitalnej Łódzkiej:
Dowiedzieliśmy się z prasy i od wielu osób świeckich, że w dniu dzisiejszym, tj. w czwartek, 26 czerwca, w Łodzi w Fabryce Sztuki przy ul. Bp. Wincentego Tymienieckiego 3, będzie miała miejsce projekcja spektaklu „Golgota Picnic”. Zamysł projekcji tego spektaklu przyjmujemy z bólem i oburzeniem. Powszechnie bowiem wiadomo, że obfituje on w pornografię, jest bluźnierczy, ordynarny i w sposób otwarty kpi z najświętszych prawd chrześcijańskiej wiary.

W czasie, kiedy największą troską należy otoczyć dzieci, zagubioną młodzież i rodziny, deprawuje się ich i odziera z wszelkich wartości.

Kuria Metropolitalna Łódzka protestuje przeciwko wydarzeniu, które godzi w uczucia religijne i łamie zasady obowiązującej w Polsce Konstytucji. Jest to tym bowiem bardziej przykre, że spektakl „Golgota Picnic” ma mieć miejsce w Łodzi, w mieście, które od samych początków tworzone było na fundamencie wzajemnego poszanowania wielu kultur, religii i wyznań.

Kuria Metropolitalna Łódzka przekazuje głos Arcybiskupa Metropolity Łódzkiego, duchowieństwa, osób zakonnych i licznych wiernych świeckich, i wzywa władze miasta oraz organizatorów do zaniechania projekcji spektaklu „Golgota Picnic”.

Kościół katolicki dziękuje wszystkim, którzy wobec projekcji tego spektaklu protestują, i wzywa do zjednoczenia sił w budowaniu życia rodzinnego i społecznego w oparciu o solidne wartości wypływające z troski o prawdziwe dobro społeczeństwa.

Ks. Zbigniew Tracz,  Kanclerz Kurii Metropolitalnej Łódzkiej

 
Oświadczenie Zarządu Diecezjalnego Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży oraz Rady Młodych Wydziału Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Łódzkiej:
Zarząd Diecezjalny Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży oraz Rada Młodych Wydziału Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Łódzkiej wyraźnie sprzeciwiają się wystawieniu bluźnierczego i pornograficznego spektaklu „Golgota Picnic” w Łodzi. Jako katolicy, młodzi mieszkańcy naszego miasta oraz animatorzy życia kulturalnego i religijnego młodzieży szkół gimnazjalnych, ponadgimnazjalnych i studentów dołączamy się do licznych protestów przeciwko prezentacji spektaklu, w którym w myśl art. 196 Kodeksu Karnego dochodzi do obrazy uczuć religijnych.

Nie godzimy się, aby ktokolwiek publicznie szydził ze śmierci krzyżowej Jezusa Chrystusa oraz kpił z największych i najświętszych wartości wiary chrześcijańskiej. Mówimy stanowcze „Nie!″ wobec tego typu form pseudoartystycznych, które dyskryminują i gorszą młode pokolenie katolików.
 
Diecezjalny Zarząd Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży oraz Rada Młodych Wydziału Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Łódzkiej

Źródło: Archidiecezja łódzka

2. Prymat prawa czy etyki. Ksiądz Profesor Czesław Bartnik

  Ostatnio duchowy poziom stanu naszego Narodu pokazuje ogromna afera podsłuchowa, po której rząd winien ustąpić, bo się całkowicie obnażył – pisze ks. prof. Czesław S. Bartnik. Podkreśla, że to konsekwencje braku przykazań Bożych.  

 Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego Magazynu „Naszego Dziennika” pt. „RODZINNY POTENCJAŁ”:
http://naszdziennik.pl/wp/82776,prymat-prawa-czy-etyki.html

Okazuje się, że w UE występuje coraz większy niedostatek klasycznej moralności społecznej, czyli zachowań moralnych, ale, co gorsza, coraz liczniejsi przywódcy społeczni i kulturowi negują w ogóle samą etykę jako spójny zespół norm mających regulować życie społeczne, czyli odrzucają normy samej moralności, częściowo lub całkowicie, jako przestarzałe i dziś już bezzasadne, bo rzekomo „wszystko się już zmieniło”. I takie poglądy docierają już do wielu ludzi w Polsce małpujących te obłędne przekonania.

Etapy ateizacji

Nowożytna ateizacja społeczeństwa ma swoje fazy i etapy. Najpierw zwalczano podstawowe dla katolicyzmu prawdy religijne, ale jeszcze na płaszczyźnie religijnej i teologicznej. W pewnym momencie wzięto za cel główny negowanie na różne sposoby istnienia Boga jako osobowego Stwórcy, Władcy świata i Odkupiciela. Ale to okazało się zbyt abstrakcyjne dla ludzi. Dlatego synowie Złego przypuścili główne ataki na Chrystusa, np. komuniści i lewacy zaczęli negować w ogóle Jego istnienie. Kiedy to znowu okazało się niezbyt skuteczne, powiedziano: nie ruszajmy Chrystusa, raczej Go przedstawiajmy jako wybitnego człowieka, a atakujmy Kościół jako samozwańczy i oszukańczy twór ludzi ciemnych, ale szukających władzy nad innymi i ciemiężenia ich dla swoich zysków materialnych. Gdzieś w drugiej połowie XX wieku zaczęto wołać, nawet np. w pobożnej katolickiej Austrii: „Chrystus tak, Kościół nie”. Chrystusa bowiem było łatwiej przyjmować jako poetycką ideę, natomiast Kościół był już wymagający, żądał między innymi dyscypliny moralnej. I Kościół w Austrii, Holandii, Belgii, Hiszpanii, w Niemczech zaczął ponosić duże szkody, jednak się ostał, a nawet się odrodził duchowo. Wtedy starzy wrogowie, zwłaszcza masoneria, zwrócili całą swoją działalność – głównie poprzez marksizm, trockizm i ateistów żydowskich – w kierunku demoralizacji katolików i całych społeczeństw chrześcijańskich. Te działania przyniosły im w dzisiejszej kulturze znaczne efekty. Lecz chcą teraz jeszcze czegoś więcej, a mianowicie chcą wyrzucić ze świadomości chrześcijan tzw. przykazania Boże, czyli etykę, kategorie etyczne, zasady i pojęcia określające życie moralne. Na to miejsce forsują albo zwykłe prawo świeckie, wspólnotowe lub państwowe czy systemowe, albo stanowią swoje „etyki”, tzw. świeckie, które jednak nie są niczym innym, jak schlebianiem swoim zachciankom i popędom, np. w dziedzinie seksualnej. Nie jest to już jednak etyka, lecz jakaś pseudoetyka czy coś etykopodobnego. Ale i to odnosi pewne skutki, niestety i w Polsce, u ludzi, którzy nie tylko nienawidzą religii, ale i nienawidzą mądrości.

Nienawidzony Dekalog

Szczególny kodeks etyczny Żydów i chrześcijan stanowi tzw. Dekalog („Dziesięć Słów”), Dziesięcioro Przykazań, przekazany przez Boga Mojżeszowi na Górze Synaj (Wj 20,1-17 i Pwt 5,6-11). Sama treść przykazań nie jest wzięta z nieba, wynika ona z natury ludzkiej, z istoty osoby ludzkiej, i zawiera się, przynajmniej w formie bardzo zbliżonej, we wszystkich wielkich religiach, ale Bóg uświadomił je Żydom i wszystkim innym, wyraźniej sformułował, autoryzował i nadał im najwyższą sankcję, według której ich przestrzeganie daje czystość moralną, doskonałość i zbawienie, komunię z Bogiem, natomiast łamanie ich niszczy ducha ludzkiego i grozi odłączeniem od Boga. Stąd normy Dekalogu obowiązują wszystkich, nie tylko Żydów i chrześcijan, nie są wytworem samej religii czy światopoglądu, lecz są w swej treści normami etycznymi naturalnymi, choć z racji ich „manifestacji” przez Boga są nazywane także prawem Bożym.

Dekalog nie obejmuje wszystkich norm etycznych, lecz podaje istotne. Mówiąc skrótowo, nakazuje on przyjęcie istnienia Boga i oddanie Mu czci i miłości oraz zakazuje szukania sobie fałszywych bogów i uprawiania magii. Nakazuje poświęcenia jednego dnia w tygodniu życiu duchowemu i religijnemu, oddawanie czci rodzicom, zarówno ojcu, jak i matce. Zakazuje zabijania człowieka, rozpusty seksualnej, kradzieży, kłamstwa oraz pożądań w kierunku rozbicia czyjegoś małżeństwa, członków rodziny i domu i zagarnięcia własności żywej czy materialnej. Jezus Chrystus w swej interpretacji etyki sprowadził wszystkie przykazania do pełnej i doskonałej miłości: „Nauczycielu – pytał jeden z faryzeuszy – które przykazanie w Prawie jest największe?”. On mu odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się Prawo i Prorocy” (Mt 22,37-40. Por. Mk 12,29-31).

Etyka podstawowa jest ogólnoludzka, należy do podstawowych struktur osoby ludzkiej i mamy wspaniałe jej „kodeksy”, np. w pismach staroegipskich, mezopotamskich, Konfucjusza (551-479 przed Chr.), Mocjusza (ok. 479 – ok. 381 przed Chr.). Niekiedy są wątki wyraźnie ewangeliczne, choć bez objawienia i wyprowadzone z natury człowieka. Na przykład Babilończycy w II tysiącleciu przed Chr. uczyli, że ludzie winni prowadzić przykładne życie, mają być dobrymi małżonkami, dobrymi rodzicami, dobrymi dziećmi, sąsiadami, przyjaciółmi, obywatelami państwa, mają praktykować wzajemną życzliwość, współczucie, szczerość, sprawiedliwość, uczciwość, prawdomówność itp. W „radach mądrości” ojciec pouczał syna:
„Temu, kto ci wyrządził zło, odpłać dobrem.
Dla tego, kto jest wobec ciebie złośliwy, bądź sprawiedliwy.
Nie gardź tymi, którzy są wystawieni na próbę życiową.
Wyciągnij rękę pomocną, zawsze wyświadczaj przysługi.
Nie rzucaj oszczerstw, służ dobrym słowem.
Niech twoja mowa nie będzie złośliwa,
niech twoje słowa będą tylko życzliwe…”   (G. Roux, Mezopotamia, tłum. z fr., Warszawa 1998, s. 91).

Pomniejszanie etyki, a zwłaszcza jej negowanie dzisiejsze, świadczy tylko o degeneracji umysłowej i właśnie moralnej. Nie mówię tu o złych czynach, bo one zawsze były i będą, ale o tym, że dziś coraz szerzej odrzuca się same normy etyczne, zapewne żeby zakryć swoje złe czyny.

Etyczna obrona życia niewinnych

W dzisiejszym świecie załamał się zmysł samozachowawczy człowieka w postaci cywilizacji śmierci, tzn. w demonicznym „prawie” zabijania dzieci na każdym etapie rozwojowym, eutanazji, niszczenia życia przy in vitro, w koncepcjach antynatalistycznych i w propagowaniu związków homoseksualnych. I są to nie tylko praktyki przestępcze, ale przede wszystkim tworzenie całej teorii antyżyciowej i antyetyki, po prostu „nienawiści mądrości” (misosophia).

Dochodzi do strasznego obłędu: wyraża się opinie, że środki poronne „chronią zdrowie i pielęgnują urodę kobiet”, że obrona życia poczętego dziecka jest „przestępstwem”, że kobieta nie musi mieć do tego żadnego powodu obiektywnego, po prostu wystarczy sama chęć zabicia dziecka, że etyka katolicka jest nieludzka i wroga kobiecie, a nawet jest kpina bluźniercza, że Kościół powinien przyjąć te praktyki, bo są one z natchnienia Ducha Świętego („Gazeta Wyborcza”, 30.05.2014).

W takiej sytuacji ruch prof. Wandy Półtawskiej, głoszący Deklarację Wiary, niewątpliwie w duchu św. Jana Pawła II, ogłasza nie tylko deklarację wiary, ale najpierw deklarację rozumu, deklarację mądrości ludzkiej, konieczną absolutnie deklarację miłości wobec zabijanych. Zwolennicy cywilizacji śmierci mogą nie wierzyć, że życie jest ostatecznie darem Bożym, ale muszą wiedzieć, że pozbawianie życia istoty żywej na jakimkolwiek jego etapie jest zabijaniem człowieka, bo istota zabijana nie staje się człowiekiem dopiero w momencie wyjścia z łona matki. Aborcjonista zabija też rozum własny i społeczny. I może mniej nawet odpowiada za to matka niż ludzie, którzy głoszą, że pozwala na to, czy nawet poleca, etyka.

Wielka chwała mądrości i wierze prof. Bogdana Chazana, dyrektora Szpitala Świętej Rodziny w Warszawie, który wraz zresztą z tysiącami sygnatariuszy Deklaracji Wiary kieruje się głosem sumienia, a nie idzie za „prawem”, a nawet „obowiązkiem” zabijania, nawiązującym w Polsce do hitleryzmu i bolszewizmu. A chociaż źle postępujący w dziedzinie moralnej będą zawsze, to jednak zabijania nie można uznać za etyczne i obowiązujące. Rozumni ludzie, zwłaszcza wierzący w Boga, muszą stawić temu złu zdecydowaną tamę, zwłaszcza w sytuacji, kiedy w Polsce zapanował ogólny chaos duchowy i moralny.

Zawsze prymat etyki

Kto odrzuca prymat etyki i sumienia przed prawem stanowionym, ten godzi w swoje człowieczeństwo. Owszem, i człowiek etyki może być sterroryzowany w działaniu, a także może ktoś mieć błędne sumienie i znać tylko błędne normy etyczne, np. z powodu niemoralnego wychowania, potężnej propagandy niemoralnej czy z powodu bardzo grzesznego życia, co zagłusza sumienie, a nawet znieprawia. Ale jeśli zachował jeszcze rozeznanie prawa rozumu i logiki, to może takie sumienie w pewnym momencie skorygować i przyjąć prawdziwe normy etyczne, choć to wymaga zdecydowanego nawrócenia. Normalnie wszakże tacy ludzie nie zachowują i prawa, jeśli jest ono dla nich niewygodne lub nie przynosi im korzyści.

Trzeba jednak widzieć, że na zasadzie prymatu prawa przed etyką rodzą się w historii niekiedy największe zbrodnie: eksterminacje ludności, szoah, holokaust, brutalny kolonializm, despotyzm, bolszewizm, hitleryzm, totalitaryzmy, wojny, komunizm wojujący, który m.in. wymordował na podstawie swego „prawa” wielkie miliony ludzi w Związku Sowieckim, w Europie, w Chinach i w wielu innych państwach świata. Po prostu są państwa i rządy do dna niemoralne, a mają zdolności prawotwórcze. Kategoria dobra i zła wobec człowieka i Boga nie wynika z prawa stanowionego, lecz prawo to ma wyrastać z prawa naturalnego, czyli ze struktury bytu i z istoty człowieka jako osoby.

Gdyby prymat prawa był słuszny, to np. mordercy Żydów i Polaków w czasie wojny nie byliby zbrodniarzami, lecz ludźmi bez żadnej winy, a nawet bohaterami o chwalebnych czynach, bo realizowali prawo, a porzucili sumienie. Prawa stanowione wbrew etyce są zwyczajnym bezprawiem, gangsterstwem, a stanowiący je dobrowolnie są rodzajem terrorystów. Taki terroryzm niemoralnego prawa uprawiają przede wszystkim zespoły wojującego ateizmu. Niestety, i Polska brnie w to coraz głębiej.

Pogarda mądrości

Cały Stary Testament był wielką pochwałą mądrości, która stanowi o człowieczeństwie. A także cały intelektualny geniusz grecki dążył do mądrości jako najwyższego atrybutu osoby ludzkiej. Skarby mądrości, odziedziczyło chrześcijaństwo i jeszcze ogromnie je ubogaciło. A do tego należała nie tylko czysta i żywa wiara w Boga, ale i mądrość moralności, etyka i moralność realizowana. Toteż należy poprzeć głosy wielu naszych profesorów, także ateistów, którzy domagają się przywrócenia statusu „filozofii”, czyli „miłości mądrości”, na uczelniach i w życiu społecznym, kulturalnym i politycznym. Ministerstwa ostatnich lat niszczą filozofię w sposób szczególnie bolesny. Właśnie same nie mają należytej mądrości.

Tymczasem miejsce mądrości zastępuje emocjonalna ideologia, irracjonalizm, bełkot totalny, zakłamanie umysłowe i szał hedonistycznych obrazów. Coraz rzadziej na forum publicznym ktoś mówi z sensem i logiką, no i prawdę.

Całe szczęście, że ratują nas jeszcze trochę tradycja intelektualna, krytycyzm polski, humor i nauki ścisłe, do których Polacy mają duże zdolności, tylko że… nie mają na nie pieniędzy. Ale niestety u nas, jak i w całej UE, cała nowoczesność ma coraz bardziej polegać na wyrzucaniu mądrości z życia społecznego, politycznego, kulturalnego, literackiego, medialnego, w ogóle z instytucji, ze szkół, z uczelni wyższych i z życia codziennego. Mamy ciemną epokę w historii. I bywają często takie momenty w dziejach, że najwyższą władzę uzyskują jacyś „synowie nocy i ciemności” (1 Tes 5,5) i zdobywają przewagę nad „synami dnia i światłości”. Najprostszy katolik, jeśli postępuje etycznie, jest człowiekiem najwyższej mądrości i światłości. Natomiast za „nowoczesną i postępową” cywilizacją śmierci i wszechseksualizmu kryje się „Wąż starodawny” (Ap 12,9).

Państwo bez prymatu moralności

Zarówno „państwo prawa” (XIX-XX w.), jak i UE zostały pojęte jako instytucje doskonałe i nowoczesne, właśnie dlatego, że mają się rządzić samym prawem – bez etyki, bez religii i bez zapodmiotowania w osobie człowieka. W rezultacie przez to stały się nieludzkie. W rękach złych ludzi instytucja samego, a samorządnego prawa staje się „prawnym bezprawiem”. Bardzo dobrym przykładem jest zalegalizowanie w USA stowarzyszenia pastafarianów jako wyznania religijnego oddającego cześć cienkiemu, długiemu makaronowi z symbolem „Latającego Potwora Spaghetti”. Co znaczy brak etyki i mądrości!

Tak, niestety, jest i u nas z powodu przyjmowania błędnej ideologii: „Państwo polskie praktycznie nie istnieje” (B. Sienkiewicz), a jeśli jakoś istnieje, to powraca z całym rozmachem do PRL.

Demokracja prawna jest pozorowana, bo praktycznie rządzą układy nieformalne, a formalne ustawy i uchwały są dziełem nie tyle zwycięskiej partii, co samego jej prezesa, dyktatora całej swej partii. Parlamentarzyści muszą głosować tak, jak im każe przewodniczący partii, bez względu na sumienie i etykę. W razie czego, jeśli ktoś zagłosuje inaczej, to jest karany, często łącznie z wyrzuceniem z partii i ze stanowiska.

W ideologii społecznej, politycznej i prawnej bywa bardzo dużo bełkotu, niespójności intelektualnej, bez dążenia do prawdy i dobra wspólnego. Obrazuje to bardzo dobrze program „Minęła dwudziesta”, a także konferencje prasowe niektórych polityków.

W państwie narasta fala korupcji, afer, krętactwa dla zdobycia korzyści materialnych, narzucania swoich poglądów, deptania innych i piastowania władzy. Niektóre czynniki oficjalne mają też wykroczenia konstytucyjne, lecz sprawy są zamiatane pod dywan, a jeśli są poddane pod sąd, to rozprawy ciągną się latami, aż do przedawnienia. Ostatnio dodrukowano 10 mld zł i wszystko trzymano w tajemnicy aż do obecnej afery podsłuchowej, przy czym podsłuchy są krytykowane, a działania osób podsłuchiwanych, nieodpowiednie, prawie nie są ganione.

Niektóre sądy i prokuratury są niesprawiedliwe dla katolików i patriotów.

W ślad za UE Polska bardzo cierpi na biurokrację, która paraliżuje życie niemal we wszystkich dziedzinach, a obecnie mamy 500 tysięcy państwowych urzędników.

Poniżane są nadal przez pewne osoby: polskość, narodowość, katolicyzm, tradycja, historia, dobre imię, chłopi, robotnicy, ludzie prostoduszni itd., i dzieje się to bezkarnie.

Ostatnio została przyznana, bardzo słusznie, nagroda „Solidarności” bohaterskiemu obywatelowi Krymu, ale bez kontaktu z właściwą „Solidarnością” obecną, bo ta zachowała dawne wolnościowe i patriotyczne wartości.

Nadal rujnowane są różne gałęzie przemysłu, firmy, fabryki, zakłady, wyprzedawana jest ziemia rolna i inne – nie dla dobra Polski, lecz raczej na jej szkodę, a tylko dla łatania dziur w źle prowadzonym budżecie. Sama gospodarka lekami jest taka, że nasze leki są wyprzedawane na sumę 2-3 mld zł za granicę, by je tam sprzedać, a naszym pacjentom sprowadza się leki droższe lub ich brakuje.

Sprawa łupkowa wydaje się podejrzana, gdyż ciągnie się tak długo i niemrawo, że rodzi się wrażenie, że ulegamy naciskom rosyjskim czy zachodnioeuropejskim.

Zagrożona jest bardzo cała nasza energetyka, ale działania naprawcze i twórcze w tej dziedzinie są jakieś anemiczne i powolne, co może bardzo obniżyć poziom naszej gospodarki i naszego życia codziennego.

Nie ma odpowiednich działań przeciwko masowej emigracji zarobkowej, wyludnianiu się kraju i obniżaniu się kultury narodowej.

Parlament nie ma autorytetu z własnej winy, przede wszystkim z powodu wyboru wielu nieodpowiednich intelektualnie i moralnie osób.

Chaos w wielu instytucjach, rozboje i przemoc w zakładach i szkołach, wszędzie brak dyscypliny i pracowitości. Fatalne są reformy uniwersytetów, którym brakuje funduszy, ale też są rozłożone programowo i ideowo, a także biurokratycznie i naukowo, m.in. mają pogrzebać kulturę polską, gdyż do awansów naukowych liczą się już niemal tylko publikacje w języku angielskim, w którym nie czytają nas ani w Polsce, ani tym bardziej za granicą, bo dla nich jest to angielszczyzna marna i porusza niepotrzebne im tematy.

Jeszcze raz trzeba wrócić do popieranej przez państwo ohydy, zmierzającej do zabicia duszy katolika, a mianowicie do obrzydliwych bluźnierstw, profanacji i chamskiego plucia nie tylko na religię, ale nawet na zwyczajną ludzką godność, moralność i normalność. My jesteśmy bezradni, bo trzeba by użyć sił fizycznych, bluźniercy nie mają uczuć ludzkich, a władze i bluźniercy tylko się z nas śmieją, że np. nie znamy się na sztuce. Poszliśmy już za Francją, gdzie bluźnienie jest uznane za jedno z podstawowych praw człowieka, za prawo wolności i za prawo wyznawania ateizmu wojującego.

 
***

Oczywiście wszystkich spraw łamania zasad mądrości i etyki nie da się naprędce wymienić. Pozostaje raczej jedno pytanie: jak zwykły, spokojny i uczciwy człowiek ma żyć godnie w takim „nowoczesnym” państwie? Powiedzmy sobie jasno: jest w tym zasadnicza wina polityków, rządów i importerów złych ideologii.

Ostatnio duchowy poziom naszego stanu pokazuje ogromna afera podsłuchowa, po której rząd winien ustąpić, bo się całkowicie obnażył. I nie ma właściwej na nią odpowiedzi. Ot, pan premier zganił fakt dokonania „nielegalnych” podsłuchów, ale nie zganił poczynań tych osób, które były podsłuchiwane, a które źle postępowały. Widać jednak, jak wielu naszych „najlepszych i wybranych przez naród” nie ceni sobie ani etyki, ani mądrości, ani samego prawa, które ma być rzekomo podwaliną nowego państwa. A za nimi ciągną coraz szersze kręgi społeczne, które miłują coraz bardziej pieniądz, seks powszechny i nieograniczoną wolność, a raczej swobodę. Społeczeństwo robi się coraz bardziej nieodpowiedzialne w życiu.

Ot, np. skarżymy się na służbę zdrowia, i słusznie, ale też w ciągu roku było 2,5 mln fałszywych i głupich wezwań karetki pogotowia. Co robić z takimi ludźmi? Jeśli się lekceważy w państwie wychowanie moralne i religijne, to nawet uchwalanie i 2,5 miliona nowych rozporządzeń czy praw nic nie da. Jak bardzo sprawdzają się słowa św. Augustyna napisane w 413 r. po Chr.: „Czymże są wyzute ze sprawiedliwości państwa, jeśli nie wielkimi bandami rozbójników?” („De civitate Dei” IV, 4). W takiej naszej sytuacji duchowo-moralnej jest bardzo złowróżebne to, co mówi Aleksander Gielewicz Dugin, inspirator imperialnych idei Władimira Putina: „Niepodległe państwo polskie nie może istnieć, jeśli tak, to muszą być nowe rozbiory” (za W. Reszczyńskim).

3. Dom kuźnią charakteru. Beata Falkowska rozmawia z Ewą Hanter (autorka pomocy dydaktycznych dla dzieci)

 Zamiast popularnej bajki w telewizji na dobranoc przed snem powinniśmy dziecko wyciszyć i napełnić jego umysł dobrą treścią, szczególnie gdy mamy dziecko nadpobudliwe. Polecamy rozmowę z Ewą Hanter, autorką książek i pomocy dydaktycznych dla dzieci.  

 Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego Magazynu „Naszego Dziennika” pt. „RODZINNY POTENCJAŁ”:
http://naszdziennik.pl/mysl/82788,dom-kuznia-charakteru.html

Sobota, 21 czerwca 2014 (02:12)

Z Ewą Hanter, autorką książek i pomocy dydaktycznych dla dzieci, rozmawia Beata Falkowska

Od lat zajmuje się Pani opracowywaniem pomocy dydaktycznych, metod pracy rozwijających zainteresowania dzieci, ćwiczących koncentrację, wolę i wy- trwałość. Pani prace to fantastyczna pomoc dla rodziców.

– Uczestniczyłam w opracowywaniu modeli do terapii uspokajającej i rozwijającej dla dzieci autorstwa Teresy Danielewicz, Anny Koźmińskiej i Janiny Magnuskiej. Pracowałam nad rozwijaniem ich myśli, wydałam wraz z nimi cztery książki stanowiące pomoce do nauki czytania, liczenia, historii, przyrody.

Jednocześnie nie jest Pani zorientowana przede wszystkim na rozwój umiejętności w procesie kształtowania osobowości dziecka i młodego człowieka. Kopie Pani głębiej.

– Trzeba sięgać do głębi. Tertulian powiedział, że dusza ludzka jest z natury chrześcijańska i każdy człowiek, także dziecko, ma w sobie naturalne pragnienie poznania prawdy, kochania i bycia kochanym. Celem edukacji jest zaspokojenie tego pragnienia dążenia do prawdy i wychowanie do miłości. Musimy od najmłodszych lat szukać takich sposobów, aby kształtować umysł dziecka. Dobre treści można podsuwać w naturalny sposób już dwulatkom. Każde wyjście na spacer, zbieranie kwiatów, owoców przyrody, zamysł rodzica przy wykonywaniu codziennych czynności będzie rozwijało zainteresowanie światem.

Publiczna szkoła zabija ten głód prawdy?

– Szkoła nie stwarza ani możliwości harmonijnego rozwoju, ani rozwoju talentów, opiera się na nagradzaniu za wykonanie pewnych rutynowych zadań. Może niektórzy się oburzą, ale nie mamy w Polsce szkół prawdziwie katolickich. Te, które są, mają swoje dobre strony, ale idą ogólnym programem, motywacją do nauki są stopnie, pobudzanie ambicji bycia lepszym od innych, a nam jako katolickim rodzicom nie o to chodzi. To nie jest cel edukacji. Nam chodzi o to, by poznawać prawdę, Boga, zamysły Boże względem dziecka, jego indywidualne powołanie. Naszym celem jest wychowanie człowieka, który będzie miał radość z czynienia dobra, dążenia do Boga i do miłości drugiego człowieka.

Stwierdzenie, że stopnie nie są naj- ważniejsze, to trudna mowa dla rodziców.

– To, czy w tej klasie dziecko będzie miało piątkę z przedmiotu, a w następnej trójkę, naprawdę nie jest najistotniejsze. Ważne jest, by dziecko dążyło do realizacji powołania. W tym jest prawdziwa radość, w mądrości Bożej, a nie w mądrości świata.

Miałyśmy rozmawiać o dzieciach, a zaczynamy o wychowaniu rodziców.

– Wychowanie dzieci to realizacja powołania rodzicielskiego. Wraz z rozwojem dziecka musi następować rozwój duchowy rodziców, umiejętność rozeznania, wyboru, rezygnacji z różnych pragnień na korzyść rozwoju dziecka.

Kult ocen pokazuje, w jakich schematach tkwimy, gdy chodzi o edukację i wychowanie?

– I rodzice, i polska szkoła tkwią w schematach, w myśl których celem nauki są stopnie, a rodzice są zadowoleni, gdy dziecko przyniosło same piątki. Przecież to nie jest żaden miernik procesu wychowawczego.

Pojawia się jednak coraz więcej uciekinierów z systemu publicznej oświaty. Rodzice odważnie wybierają np. edukację domową.

– Jest wiele zagrożeń, które definiujemy i staramy się robić wszystko, by ich uniknąć. Z jednej strony są to wchodzące do szkół ideologie typu gender, z drugiej niekorzystne środowisko wychowawcze skutkujące nerwicami dzieci, które niwelują cały wcześniejszy wysiłek wychowawczy rodziców. Taka sytuacja rodzi poszukiwania alternatyw dla państwowej oświaty. Jedną z nich jest edukacja domowa, inni rodzice szukają szkół katolickich.

Oczywiście pierwszy punkt to jest widzieć zagrożenia i wiedzieć, jak się przed nimi bronić, ale to jest tylko wstęp, bo trzeba przede wszystkim wiedzieć, dlaczego się uczymy. Edukacja domowa, która także ma zarówno blaski, jak i cienie, na pewno pozwala uchronić dziecko przed wspomnianymi zagrożeniami i wychować je zgodnie ze swoim katolickim światopoglądem. Daje także możliwość harmonijnego kształtowania osobowości dziecka, indywidualnego prowadzenia, wyrównywania defektów, pracy według indywidualnego tempa i zdolności.

Z drugiej strony jeśli rodzice nie potrafią silnie zmotywować dzieci do nauki, by same rozwijały zdolności, przy tak swobodnym modelu nauczania może rozwinąć się w nich lenistwo. Edukację domową warto podjąć szczególnie w okresie nauczania początkowego, gdy dziecko przygotowuje się do Pierwszej Komunii Świętej, aby uchronić je od tych złych wpływów. Na tym poziomie także nauka jest bardzo ważna, a w szkole w początkowych klasach dzieci często niewiele się uczą, a dużo bawią.

Wspomniała Pani o podsuwaniu dobrych treści dwulatkom. Często nie doceniamy tego wczesnego okresu życia dziecka, zakładając, że taki maluch niewiele rozumie.

– Jeśli w tym okresie pierwszych kilku lat życia nie rozwinie się pasji poznawania prawdy, później będzie to trudniejsze. Wbrew pozorom, gdy dziecko ma trzy, cztery latka, jest to bardzo łatwe, gdyż w tym wieku dziecko ma ogromny potencjał, naturalną chęć poszukiwania prawdy. Odpowiednio zmotywowane w tym wieku dziecko potem będzie łatwiej uczyć np. w domu.

Jakich zasad mają się trzymać rodzice, by harmonijnie kształtować osobowość dziecka?

– Na pewno potrzeba indywidualnego podejścia, określenia, jakie dziecko ma potrzeby na danym etapie rozwoju, jakie ma braki, umiejętności, zainteresowania, pytania. To pozwoli nam dobrać narzędzia pracy z dzieckiem tak, by jego rozwój był integralny, by np. emocje nie górowały nad intelektem, intelekt nad wolą, temperament nad wytrwałością w pracy etc.

W Polsce mamy bardzo dużo zdolnych dzieci, czasem genialnych, np. w kierunkach artystycznych, które jednak nie rozwijają się harmonijnie, bo np. nadmiernie rozwinięta wyobraźnia, emocje nie zawsze idą w parze z logicznym myśleniem, kontrolowaniem działania przez rozum. Dlatego część zajęć dydaktycznych w ramach wspomnianej terapii uspokajającej i rozwijającej łączy w sobie sztukę z matematyką, po to by to dziecko mogło harmonijnie rozwijać i logiczne myślenie, i potrzebę artystycznego wyżycia się.

Wszystkie propozycje zajęć z dziećmi, w których opracowaniu uczestniczyłam – wykonywanie loteryjek, gier, układanek – są pomyślane tak, że rozwijają różne sfery w człowieku. Konkretne zajęcia indywidualnie dostosowujemy do potrzeb dziecka. Jeśli dziecko jest np. nadpobudliwe, zajęcia odtwórcze, jak kopiowanie, wycinanie, wyciszają je, twórcze – pobudzają. Te proporcje dobieramy zatem indywidualnie.

Tytuł jednej z Pani książek z propozy- cjami zajęć dydaktycznych brzmi: „Młode wino w nowych bukłakach”. Jakie „stare bukłaki”, rzeczy powszechne, ale szkodliwe, powinniśmy przede wszystkim usunąć z wychowania naszych dzieci?

– Na pewno wymieniłabym tu rozbudzanie chorobliwej wyobraźni, wprowadzanie w świat magii, prymat fantastyki nad światem realnym, ponieważ to świat realny jest bazą do poznania prawdy. Dlatego musimy dbać o to, by nauka pobudzała postawę poszukiwania, rozbudzała zainteresowanie rzeczywistością, uczyła logicznego myślenia, wyciągania wniosków. To są nasze cele, których realizację możemy zacząć już od najwcześniejszych lat.

Zabawy nasycajmy dobrą treścią. Nie osadzajmy dzieci w nierealnym świecie. Często to, co najbardziej nielogiczne i głupie, dajemy dziecku, po to by je zabawić, a w ten sposób zatraca się ten naturalny zmysł szukania prawdy i miłości. Zamiast popularnej bajki w telewizji na dobranoc przed snem powinniśmy dziecko wyciszać i napełnić jego umysł dobrą treścią, szczególnie gdy mamy dziecko nadpobudliwe.

Ja proponuję wieczory rodzinne, czyli wspólne wykonywanie prac plastycznych, manualnych, które uspokajają. Nie zawsze da się to zrealizować, zachęcam zatem, by spróbować choćby raz w tygodniu, w niedzielę. A codziennie wieczorem ważne jest, aby dziecko miało choćby te 15 minut przed snem swój czas z mamą i tatą, gdy może zadawać pytania, gdy czytamy mu, opowiadamy, podajemy dobrą treść, tak aby jego sen także był dobry. Wieczór i poranek to bardzo ważne momenty, gdy zaczynamy i kończymy dzień. Wtedy także bardzo ważna jest modlitwa.

Podczas gdy sklepy pełne są gier, układanek etc., Pani proponuje ich samodzielne wykonywanie wraz z dziećmi. Z Pani książek przebija hasło „zrób to sam”.

– Dla dziecka niezmiernie ważne jest wykonywanie czegoś. Jednym z głównych błędów, jakie popełniają rodzice, jest to, że chcą dziecko rozwijać, ciągle dostarczają mu zatem różnych informacji, wrażeń, natomiast nie uczą go pracować. Psychika wówczas nie rozwija się harmonijnie. Dzieci mają potem ogromne zapotrzebowania intelektualne, potrzebę bodźców, wrażeń, ale nie ma równowagi emocjonalnej, bo nie wiedzą, co zrobić z tą wiedzą i przeżyciami. Ważne jest zatem włączanie dzieci zarówno w prace domowe, jak i zajęcia manualne. Ponadto drobne, precyzyjne ruchy uspokajają bardzo korę mózgową.

Takie zajęcia powinny być połączone z dobrą treścią. To szczególnie ważne dla nas, Polaków, gdyż większość z nas żyje w świecie wyobraźni, co skutkuje problemami z działaniem.

Czego dziecko uczy się, wynosząc systematycznie śmieci czy szorując podłogi? – myśli wielu rodziców i aby było szybciej, wykonują te czynności za dzieci. No właśnie, czego uczy się wtedy dziecko?

– Oprócz odpowiedzialności, gotowości do podejmowania trudu, włączanie dzieci w czynności gospodarcze procentuje lepszym kontaktem np. między matką i córką, docenianiem pracy rodziców i wszelkiej pracy przez dziecko. To ważny element harmonijnego rozwoju, który osadza dziecko w rzeczywistości. Dla małego dziecka to ogromna radość, że może uczestniczyć w życiu rodziców, gdy to zaniedbamy, później dziecko już nie będzie takie chętne, by pomagać. Warto z czegoś zrezygnować, uzbroić się w cierpliwość, czas i pozwalać dzieciom samym wykonywać domowe prace. Potem rodzice, zwłaszcza mamy, żałują, że nie podjęli tego wysiłku.

Propaguje Pani zakładanie „pracowni rodzinnych”. Co to takiego?

– Jeśli dziecko pójdzie do szkoły, wchodzi w pewien rytm, w którym zanika jego twórczość, zdolności, chęć do nauki i motywacja. Dom musi starać się przynajmniej częściowo to wyrównać. Olbrzymie możliwości do rozwoju indywidualnych talentów daje edukacja domowa. Wszystkim rodzicom zalecam zakładanie pracowni rodzinnych, czyli rodzaju warsztatów, podczas których dzieci, częściowo razem z rodzicami, wykonują różnego rodzaju prace manualne z podziałem na grupy wiekowe. Dzieci uczące się czytać mogą przygotowywać loteryjki do nauki czytania, układanki, rozsypanki sylabowe, literkowe.

Dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii Świętej mogą wykonywać różne albumy związane z obecnością Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. W tym czasie starsze dzieci mogą mieć pracownię historyczną, przyrodniczą czy biblijną, gdzie swoją wiedzę w danej dziedzinie przekładają na bogactwo takich form, jak właśnie gry czy albumy. Dużo robi się dla dzieci, jeździ po muzeach, dostarcza wrażeń, a często zaniedbuje się tę rzecz tak ważną: naukę pracy, wykonania małej rzeczy, ale do końca, celowo i z pożytkiem dla innych, co kształtuje wolę, ćwiczy w porządnym wykonywaniu zadań.

A co z dziećmi z różnymi trudnościami? Prace manualne, kształtowanie cierpliwości może przebiegać w ich przypadku z problemami?

– Każde dziecko trzeba jakoś zdiagnozować, aby zobaczyć, jakie ma zdolności, jakie braki, czy jest nadpobudliwe, czy ma trudności z koncentracją, jaką posiada analizę wzrokową, słuchową. Im szybciej wyrównuje się te braki, np. już na etapie przedszkola, tym efekty są lepsze, potem trzeba w to wkładać więcej pracy. Do każdego dziecka należy podchodzić indywidualnie.

Także dzieci bardzo zdolne mogą sobie „nie radzić”, gdy brakuje tego indywidualnego podejścia?

– Tak, wówczas gdy nie ma warunków do rozwoju, gdy nie jest odpowiednio pokierowane. Poznałam kiedyś dziewczynkę bardzo utalentowaną plastycznie, której nie stworzono szansy wyładowania się w twórczości, robiła to zatem w nieznośnym zachowaniu.

W pierwszych latach edukacji ważne jest rozwijanie zainteresowań we wszystkich kierunkach, z naciskiem na te sprawy, które dziecko bardziej interesują. Talentem trzeba pokierować, tak samo jak nauką wytrwałości i samokontroli. Gdy dziecku wszystko przychodzi łatwo, może popaść w lenistwo. Rodzice powinni podkreślać, kiedy dziecko zaczęło pracę, kiedy skończyło, uczyć samokontroli, dokładnego wykonania zadań, rozmawiać o zakończonej pracy. Edukacja domowa daje ogromne możliwości rozwoju indywidualnego talentów, nad tym trzeba jednak pracować.

Nauka czytania to ostatnio kontrowersyjny temat. Polska szkoła sztucznie opóźnia wprowadzanie dzieci w świat słowa pisanego. Istnieje jakiś uniwersalny wiek, w którym powinniśmy zaczynać uczyć dzieci czytać?

– Proces nauki czytania tak jak wszystkie inne wymiary edukacji powinniśmy indywidualizować. Dziecko samo zainteresuje się literkami, nie przyspieszajmy tego rozwoju. Dla jednego dziecka to będą trzy latka i już wtedy możemy podjąć z nim pewne ćwiczenia, ale dla innego będzie to sześć lat. Katolickim rodzicom nie chodzi o to, by jak najszybciej nauczyć dziecko czytać, ale żeby ta nauka czytania szła równolegle z rozwojem innych sfer osobowości, budową światopoglądu, sfery emocji.

Cennym wsparciem dla rodziców są pomoce dydaktyczne do nauki czytania i pisania, których jest Pani autorką lub współautorką.

– Polecałabym wszystkie książki, które noszą ten wspólny tytuł: terapia uspokajająca i rozwijająca dla dzieci. Muszę zaznaczyć, że to nie jest tylko terapia dla dzieci z trudnościami, ale ćwiczenia dla wszystkich dzieci, które kształtują harmonijną osobowość. W tej serii ukazały się pomoce dydaktyczne do nauki czytania, matematyki, przyrody i historii.

Bazą do tej wspólnej, bezcennej pracy rodziców z dziećmi są dobre relacje.

– Oczywiście te więzi trzeba kształtować i te wspólne zajęcia manualne w niedzielne wieczory będą je budować. Ten czas stwarza możliwość swobodnej rozmowy. Gdy robimy coś razem, rodzice przekazują dobre treści, dzieci zadają pytania, wychodzą problemy, w naturalny sposób rodzą się dyskusje, możemy poruszać najrozmaitsze zagadnienia, a w tym wszystkim jest radość wspólnej pracy i rozmowy. Rodzice stają się w ten sposób doradcami i powiernikami dzieci, które nie muszą szukać odpowiedzi na swoje pytania u rówieśników. Taki wieczór może być zakończony wspólną modlitwą.

Jaka refleksja dominuje, gdy patrzy Pani na polskie szkolnictwo?

– Życzmy sobie, by rodzice i szkoła wyszli ze schematów, by powstawały takie szkoły i grupy rodziców prowadzących edukację domową, by te cele, które nakreśliłam, były zrealizowane dla szczęścia naszych dzieci, całego społeczeństwa i naszej Ojczyzny.

Dziękuję za rozmowę.

4. Jak zagospodarować czas dzieciom. Autor Dr Andrzej Mazan

Dr Andrzej Mazan jest wykładowcą pedagogiki na Wydziale Studiów nad Rodziną na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Agata Rybczyk jest żoną i matką czworga dzieci (Jana, Piotra, Maksymiliana i Marii), od trzech lat uczy swoje dzieci w domu, jest prezesem Fundacji Dobrej Edukacji Maximilianum, która skupia wokół siebie rodziny uczące swoje dzieci w domu, w duchu katolickim, patriotycznym i rodzinnym. Fundacja służy także radą i pomocą rodzicom, którzy zastanawiają się nad jej rozpoczęciem. Prowadzi warsztaty tematyczne i organizuje konferencje pokazujące problemy dzisiejszego szkolnictwa i współczesne zagrożenia dla dzieci – www.fundacjamaximilianum.pl.

 Dr Andrzej Mazan: Rodzice ulegają presji, aby czas wolny dzieci był czasem przyjemnym. Również szkoła ulega presji przyjemności. Powstaje tylko pytanie, czy przyjemność jest odpowiednią metodą wychowawczą. Czy dziecko wyćwiczone w przyjemności nabędzie cnót intelektualnych i moralnych?  

 Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego Magazynu „Naszego Dziennika” pt. „RODZINNY POTENCJAŁ”:
http://naszdziennik.pl/wp/82778,jak-zagospodarowac-czas-dzieciom.html

Zbliżają się wakacje. Dla wszystkich dzieci chodzących do szkoły jest to upragniony czas wolności od wyczerpujących, uciążliwych codziennych obowiązków, lekcji, prac domowych czy kartkówek. Mało kto pamięta, że termin wakacji został wyznaczony tak, aby dzieci przez okres żniw mogły pomagać rodzicom w polu. Ale kto pamięta współcześnie, że dzieci mają obowiązek pomocy w pracach domowych.

Wakacje dłuższe od urlopu

Obecnie dla rodziców wakacje dzieci stanowią często problem logistyczny i pedagogiczny, bo czas wakacji jest dłuższy niż czas urlopu, a wyemancypowane pod wpływem antyrodzinnych ideologii dzieci nie chcą razem z rodzicami spędzać nie tylko wakacji, ale każdego innego czasu wolnego. Dla rodziców katolickich ten problem przejawia się w pytaniu: jak zorganizować ten czas, aby dziecko wzrastało w Bogu, a przynajmniej aby nie zgrzeszyło. Bo wakacje to nie tylko słoneczny czas wypoczynku i nabierania sił, ale czas wyjątkowych pokus i czas grzechu.

Wakacje są przejawem większego problemu, jaki jest obecny we współczesnej cywilizacji. Jest to problem organizacji i spędzania czasu wolnego. Czas wolny jest to, jak podaje Encyklopedia Pedagogiczna, czas, jaki pozostaje człowiekowi po wykonaniu czynności związanych z zaspokojeniem potrzeb i spełnieniu obowiązków. W stosunku do dzieci czas wolny jest tym, jaki pozostaje po wykonaniu obowiązków szkolnych i nielicznych obowiązków domowych.

Czym jest czas wolny dla dzieci? Jest czasem poszukiwania przyjemności. Bowiem dziecko z definicji wybiera przyjemność. Dlatego organizatorzy czasu wolnego oferują przyjemne spędzanie czasu. Dlatego rodzice ulegają presji, aby czas wolny dzieci był czasem przyjemnym. Również szkoła ulega presji przyjemności. Powstaje tylko pytanie, czy przyjemność jest odpowiednią metodą wychowawczą. Czy dziecko wyćwiczone w przyjemności nabędzie cnót intelektualnych i moralnych?

Tyrania przyjemności

Współcześni rodzice boją się zabronić albo odebrać czegokolwiek dzieciom. Ulegając tyranii przyjemności i atrakcji jako koniecznej formie odpoczynku oddają swoje dzieci wulgarnej i przemocowej telewizji, ciemnej, satanistycznej muzyce, magicznej książce, seksualnym filmom, demoralizującym sportom, wyuzdanym dyskotekom, krwawym grom komputerowym, wirtualnym społecznościom. Tworzenie środowisk przyjemnych dla dzieci staje się wymogiem czasu.

Iluż rodziców pozwala na demoralizację wakacyjną dzieci? Gdzie są rodzice dzieci biorących udział w imprezach typu Woodstock…? Hedonistyczna i konsumpcyjna antykultura złudnej wolności czasu bez obowiązków przyczynia się do zniszczenia podstawowego systemu wartości wychowawczych. Dzieci i rodzice uczestniczą w walce o intensyfikację przyjemności. Ona rozgrywa się od szczytów władzy po żłobek.

Uleganie ideologii czasu wolnego sprawia, że we współczesnych rodzinach rodzice i dzieci prowadzą życie w różnych środowiskach, nabywają odrębnych doświadczeń. Wszyscy bardziej lub mniej świadomie stają przed wyborem: wychowywać czy uprzyjemniać czas. Następuje indywidualizacja postaw rodzinnych i postaw dzieci.

W jednej klasie spotykamy dzieci, a co za tym idzie – rodziców skupionych na przyjemności i konsumpcji, i takie, których rodzice starają się pokazać swoim dzieciom i ocalić inne wartości. Koncentracja rodzin na przyjemności sprawia, że zmienia się układ ról w rodzinie. Wychowawcze dobro dzieci zaczyna konkurować z samorealizacją rodziców. Następuje zróżnicowanie norm i wartości członków rodziny. Jednocześnie dzieci uczą się prawa do chronienia swoich pomysłów i potrzeb, swoich przyjemności, nie respektując dobra wspólnego całej rodziny.

Według własnej miłości

Współczesne dziecko często samo organizuje swój czas wolny i rytm dnia. Ono rozwija osobiste aktywności, niezależne od rodziny. Ono rozwija osobistą estetykę ubioru, wyposażenia pokoju, przyborów szkolnych, wybiera oferty kulturalne, takie jak muzyka, filmy, książki, programy. Ono dobiera sobie osoby przez portale społecznościowe, komunikację sieciową oraz telefoniczną.

W rezultacie czas wolny dzieci sprowadza się do przeżywania egoistycznie rozumianej miłości według wskazówek renesansowego bohatera współczesnej cywilizacji Leonarda da Vinci, który mówił, że każdy ma żyć według własnej miłości. My, rodzice, często tak naprawdę nawet nie umiemy powiedzieć, czym konkretnie zajmuje się nasze dziecko w swoim czasie wolnym.

Jak przełamać monopol i dyktat wzoru spędzania czasu, w którym kształtuje się osobowość egoistyczną, osobowość podążającą ku przyjemności?

Ku dobru

Nie jest przecież tak, jak twierdził Leonardo da Vinci, że każdy żyje według swojej miłości, ale jest tak, jak mówił św. Augustyn – że ta miłość może być dobra albo zła. Dlatego celem czasu wolnego jest uwolnić, zabezpieczyć i wzmocnić miłość – prawdziwe dobro. Jak pisze św. Tomasz, „celem życia czynnego jest działanie zwrócone ku temu, co jest dobrem właściwym dla bliźnich”. Chodzi o stałą i wytrwałą wolę w dążeniu do najwyższego celu życia przez roztropną, sprawiedliwą, mężną i opanowaną pracę dla bliźnich.

Dlatego rodzina staje się miejscem indywidualizacji i jednocześnie uniwersalizacji dobra. Naznaczamy się indywidualnym dobrem rodzinnym, a gdy ono jest godziwe, jest to jednocześnie dobro wspólne. Ten wspólny dorobek rodziny opiera się na równym podmiotowym wkładzie moralnym męża i żony, bo oni budują jednoczące dobro z jednakową odpowiedzialnością. Mają ich łączyć jednocześnie troskliwość, usilna opieka i szacunek.

Nauczanie domowe

Dlatego problem wolnego czasu znika w edukacji domowej. Dziecko będące w domu z rodzicami jest w zupełnie innej sytuacji. Ma więcej czasu. Nie szykuje się do szkoły, nie dojeżdża do niej, omijają go szkolne przerwy, zastępstwa, klasowe oglądanie filmów… Nie siedzi kilka godzin dziennie na lekcjach, na których korzysta zaledwie z części czasu.

W ciągu półtorej godziny jest w stanie zrealizować materiał zaplanowany w szkole na cały dzień… Kiedy przegląda się przesycone często treściami z różnych, nawet bardzo odległych dziecku dziedzin podręczniki, trudno w nich znaleźć tematy wychowujące – kształtujące charakter, wolę, sumienie, a także, a może przede wszystkim wiarę…

Dziecko będące w domu dzięki troskliwości rodziców ma szansę na uporządkowanie swojego czasu i pełen, nie tylko intelektualny rozwój. Dużo łatwiej jest nam uniknąć tendencji, by lgnąć wyłącznie ku przyjemnościom i atrakcjom, bo nie ma środowiska, najczęściej rówieśniczego, które by te tendencje napędzało. Rodzice nie tracą autorytetu. Mają wpływ na plan i przebieg dnia. Mogą też monitorować i korygować nawet drobne nieżyczliwe czy nieszlachetne zachowania swoich dzieci na bieżąco.

Czas dla najmłodszych

Wszyscy doświadczamy, że w relacjach, a szczególnie w wychowaniu bardzo ważną rolę odgrywa to, by „mieć czas”, by być obecnym. Bez obecności nie da się wychowywać. Dzieci wymuszają na nas, rodzicach, ten czas dla nich, czasem boleśnie, a nawet bezlitośnie. Jeżeli nie zmobilizujemy się do towarzyszenia im i uczestniczenia w ich życiu, kontrolowania ich czasu, a przede wszystkim kształtowania ich czasu, stracimy bliskość z naszymi dziećmi, a z czasem możliwość wpływania na nie. Nasze miejsce, ale także miejsce Pana Boga czy Matki Bożej jako kluczowych osób w wychowaniu, oczywiście z wielką szkodą dla dziecka i dla nas, zajmą na początek telewizja, gry komputerowe, muzyka czy rówieśnicy…

Jak więc zagospodarować czas dziecka, gdy zostajemy z nim sam na sam… Warto zacząć od przełamania w sobie lęku, że dzieci szybko się nudzą, więc na każdy dzień musimy wymyślić moc atrakcji, by utrzymać uwagę i zachowanie dziecka w cuglach. Lepiej od początku włączać pociechy w prace domowe, w które obfituje każdy dzień. Śniadanie, sprzątanie, pieczenie ciast, mycie samochodu – to wszystko czynności codzienne, niewymagające nakładu finansowego, w które można i trzeba wtajemniczać dziecko, z czasem wyznaczając mu jego własne obowiązki. Takie zaproszenie dziecka do wspólnej pracy można praktykować codziennie zarówno w domu, jak i na wyjazdach wakacyjnych.

Jak wypoczywać

Warto proponować dzieciom proste, bliskie im aktywności, jak spacer, wycieczka do lasu, zwiedzanie okolicy, by uczyło się bardziej kontaktu z osobami niż szukania przyjemności. Dobrą propozycją jest też chodzenie z dziećmi po górach czy wycieczki rowerowe, a nawet piesze, gdzie razem musimy pokonać pewien trud, by osiągnąć cel.

Warto pomyśleć o tym, by czas wolny proponowany dzieciom służył Bogu i bliźnim, aby wzrastały w łasce u Boga i ludzi. Niech wakacje będą na przykład wielką historyczną drogą przywracania pamięci o niezwykłych Polakach i miejscach naszej tożsamości. Warto wstąpić do starych kościołów, uklęknąć z dzieckiem na krótkiej modlitwie, obejrzeć tablice, epitafia i nagrobki.

Niech wakacje będą wspólną wędrówką w głąb kultury narodowej, bo jest to kultura prawdziwej wolności. Dzięki jej mocy można było obronić wolność chrześcijańską pod Cedynią, Legnicą, Płowcami, Grunwaldem, Kircholmem, Orszą, Żółkwią, Chocimiem, Jasną Górą, Wiedniem, Racławicami, Olszynką, Warszawą, na wszystkich frontach kampanii napoleońskiej, na azjatyckich, afrykańskich i europejskich bitwach I i II wojny światowej, w Poznaniu, Gdańsku, Szczecinie, Radomiu…

Jak dobrze móc oprzeć się o historię Narodu znaczoną ofiarami w obronie przedmurza chrześcijaństwa, w obronie człowieczeństwa, za wolność naszą i waszą. Jak dobrze móc świadczyć dzieciom o godności człowieka wraz z Chrystusem idącym przez dzieje Polski i mieszkającym w polskich rodzinach.

Jak dobrze, że rodzina polska może uświęcać czas czasem liturgicznym i że innego kalendarza od wieków nie zna. Jak dobrze jest czytać Ewangelię w języku polskim i wchłaniać jej ducha w tylu ewangelicznych dziełach polskich twórców. Dobrze jest być bogatym w ewangeliczną kulturę Narodu, która pozwala być otwartym na potrzeby drugiego. Jak dobrze móc w każdym polskim kościele znaleźć ślad historii Polski.

Takie wakacje mogą naszym dzieciom i nam otworzyć oczy. Mogą zmobilizować nasze rodziny, by przezwyciężyć mężnie zło i mieć wciąż nadzieję, ale nie tę lichą, marną, światową, lecz tą wieczną, budowaną w ochronnym cieniu Ojczyzny, której korzeniem jest Chrystus.

5. Kto się bawi naszymi dziećmi?. Autor dr Andrzej Mazan

Autor jest wykładowcą pedagogiki na Wydziale Studiów nad Rodziną na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
 
MEN zaprezentował drugą część darmowego elementarza dla pierwszoklasistów. Po analizie pierwszych dwóch (z czterech planowanych) części  wydanego przez MEN darmowego „Naszego Elementarza”  stwierdzam, że darmowy podręcznik nie oznacza darmowości. W rzeczywistości państwo próbuje darmowością kupić dusze dzieci.

W przewodniku metodycznym dla nauczycieli, którzy będą korzystać z podręcznika, czytamy, że „Każde dziecko jest zdolne, ale każde na swój własny sposób. Zachęcając dzieci do podejmowania różnych rodzajów aktywności, wspieramy ich rozwój całościowo. Powinniśmy patrzeć na każde dziecko jak na istotę niepowtarzalną, która posiada wiele różnych niedookreślonych jeszcze inteligencji.

Amerykański neuropsycholog, profesor Harvard Uniwersyty Howard Gardner twierdzi, że inteligencja nie jest jednorodna. Wyróżnia osiem typów inteligencji (w ostatnich swoich pracach mówi już o dziewięciu): logiczno-matematyczną, językową, przyrodniczą, muzyczną, wizualno-przestrzenną, kinestetyczną, interpersonalną i intrapersonalną (dziewiątą nazywa egzystencjalną/duchową) i twierdzi, że nie wszystkie inteligencje są jeszcze odkryte i nazwane. Według Howarda Gardnera, każdy z nas posiada wszystkie typy inteligencji, które tworzą pewien swoisty, charakterystyczny dla danej jednostki układ, zwany profilem inteligencji. Profil ten jest dynamiczny, zmienia się w trakcie naszego rozwoju. Określając (na bazie obserwacji) profil inteligencji każdego dziecka, czy też inaczej – układ jego mocnych i słabszych stron, możemy wspierać rozwój całościowo poprzez właściwy dobór metod, form pracy, środków dydaktycznych i tak organizować środowisko edukacyjne, aby każde dziecko mogło rozwijać zarówno swoje mocne strony, jak i wzmacniać słabsze strony funkcjonowania”.

Zastanawiając się, o co chodzi w tym tekście, który pojawia się na początku przewodnika, należy zauważyć, że zachęca on nauczycieli do eksperymentów na dzieciach w imię odkrywania „wyimaginowanej” inteligencji. Ta zachęta, podparta pseudopsychologią i pseudoautorytetem, ma wyłączyć hamulce nauczycieli przed zabawą naszymi dziećmi w odkrywaniu u nich tego, co nieodkryte, i tego, co nie ma żadnych wskaźników do diagnozy.

Bo program nowej pierwszej klasy to wyśmienita zabawa uczniów między sobą i nauczycieli  uczniami. A w jakim celu? Otóż to jest najważniejsze pytanie.

Poszukajmy zatem celów nauczania, a raczej programu ukrytego.

Podręcznik ten ma różnych konsultantów, m.in. do spraw równościowych. Rozumiem konsultację matematyczną, przyrodniczą, polonistyczną czy społeczną.  Ale równościowa?!

Gdy przyjrzymy się temu podręcznikowi pod kątem równościowym, to widzimy, że to nie jest podręcznik dla dziecka, tylko podręcznik przerabiający duszę dziecka pod względem nowej ideologii i nowych trendów.

Aby przekonać dzieci do podręcznika, przyciąga się ich wzrok ilustracyjnością. Rysunki są aż wyzywające w kolorystyce. Przypominają rodzaj współczesnej produkcji komputerowej, a nawet reklamy z mnóstwem szczegółów „bijących” po oczach bez wyróżnionego wątku na obrazku, bez tonacji, bez kierunkowego światła, bez półcieni.  Wszystko w podręczniku podporządkowane jest idei nauczania globalnego. Nauczanie takie sprowadza się do oglądu wszystkiego we wszystkim. I taki jest podręcznik. Groch z kapustą.

Specyficzna tu jest kompozycja środowisk: historia zaczyna się w szkole przy ul. Przyjaznej. Nazwa ulicy wybrana nieprzypadkowo, bo idea przyjaźni, a raczej kiczowatego sentymentalizmu każdego z każdym i wszystkich razem, dotyczy również przyjaźni ludzko-zwierzęcej. Przyjaźni ze stworami wyobraźni, przyjaźni z babą-jagą. Bo w podręczniku zwierzęta są spersonifikowane i często przejawiają większe wymagania niż ludzie. Otrzymujemy idealistyczne zmiksowanie rzeczywistości z nierzeczywistością.

W pierwszej części podręcznika, obejmującego trzy miesiące, tzn. wrzesień, październik, listopad, nie pojawia się żaden szczegół kultury chrześcijańskiej ani narodowej. Podręcznik jest idealnie wypreparowany z takich odniesień. Oburzenie wywołuje fakt, że na zamieszczonej na końcu mapie Polski nie ma żadnego odniesienia do Święta Niepodległości.

Zamiast określenia „Polska”, mamy do czynienia z przestrzenią, w której miasta i wsie są scharakteryzowane abstrakcyjnie, np. Wrocław zilustrowany jest krasnalem, Warszawa syrenką, Gdańsk – Posejdonem, a Toruń Kopernikiem.

To, co szczególnie bulwersuje w drugiej części elementarza, obejmującej miesiące:  grudzień, styczeń, luty, to fakt, że Boże Narodzenie zastąpione jest „Gwiazdką” i przedstawione jako bliżej nieokreślone wydarzenie z choinką, bałwanami, mikołajem i prezentami.

Jednak  nigdzie nie możemy się dowiedzieć, że święto dotyczy Bożego Narodzenia. Możemy wręcz zauważyć w drugim tomie wstręt do Bożego Narodzenia. W poleceniu do pracy pada pytanie: Czy wszyscy obchodzą święta? Dowiedzcie się, jakie święta obchodzi się w innych krajach. Widać tu wyabstrahowanie z kultury polskiej i chrześcijańskiej.

To, co uderza uważnego czytelnika, to fakt, że w podręczniku jest mnóstwo poleceń typu „wymyśl” . A więc cały porządek opiera się na pozornej wolności dziecka, które ma być kreatorem. Ma to się przekładać na stwarzanie złudnych pozorów skuteczności subiektywnego porządkowania świata.

Ponadto zadania dla dzieci sformułowane są tak, aby musiały pracować tylko w parach, np. polecenie: na ile sposobów dzieci mogą się dobrać w pary, przy czym na ilustracji są dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Albo: ułóżcie kształty różnych liter z klocków, wstążek, z własnych ciał. Zbiór kompetencji po pierwszym i drugi podręczniku mówi, że dzieci mają umieć pracować w parach.

Przejdźmy od ikonosfery do logosfery. Literki są poznawane w sposób absolutnie przypadkowy, nie ma w tym żadnego ładu. Sławna już na całą Polskę stała się wiadomość, że w pierwszej części elementarza umieszczono literkę „ś” oraz „ó”.

Większość zdań skonstruowana została z ominięciem słowa „jest”, np.: To jajo smoka. A to smoki: Solo, Kati, Timo, Olo, Mati, Li, Emi.  I polecenia: Wymyślcie smocze pismo. Napiszcie tym pismem list do smoków. Zbudujcie bajkową planetę według własnego pomysłu.

Oparcie tekstów na zdaniach bez czasownika wprowadza chaos znaczeniowy, o czym wie każdy logik. Brak słowa „jest” może jedynie sugerować wstręt do tego, co rzeczywiste. Pojawia się kreowanie wśród dzieci postawy, że „wszystko mogę wymyśleć i nic mnie nie ogranicza”.


6. Potencjał rodzinny. Autor: Ks. Łukasz Kadziński

 Bóg wyposażył rodziców we wszystko, co jest potrzebne, by urodzić i wychować dziecko. Dlatego nie bójcie się w żadnym aspekcie – czy to decyzji o przyjęciu kolejnego dziecka, czy decyzji o pozostaniu mamy w domu z dziećmi, czy wreszcie decyzji o nauczaniu w domu.  

 Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego Magazynu „Naszego Dziennika” pt. „RODZINNY POTENCJAŁ”:
http://naszdziennik.pl/mysl/82787,potencjal-rodzinny.html

Jedna z mam, zastanawiająca się nad uczeniem swojego dziecka w domu, zadzwoniła do katolickiej szkoły, by dowiedzieć się, jakie są możliwości zapisania tam dziecka. Usłyszała: „Ależ proszę pani, my nie oddajemy dzieci w ręce niespecjalistów!”.

Prawdopodobnie takie myślenie można by spotkać u wielu osób. Przecież nauczyciele, pedagodzy, psycholodzy to specjaliści, którzy uczyli się wiele lat, by zdobyć swój zawód, a potem jeszcze nabywali wielkie doświadczenie przez staż w swojej pracy. Nikt tego nie neguje, przynajmniej generalnie.

Jednakże kim w takim razie są rodzice? Ignorantami? A przynajmniej niespecjalistami i nieprofesjonalistami? A szkoła? – jest oczywiście specjalistyczną jednostką edukacyjną nakierowaną na wykształcenie dziecka – przynajmniej w teorii. A rodzina czym jest? Środowiskiem przypadkowym, czasem patologicznym, a może nawet nieprzygotowanym do pełnienia swojej roli?

Takie myślenie prowadzić może do absurdu. Niestety, często nieświadomie, bezmyślnie powtarzamy takie same sformułowania, że w szkole są specjaliści, a w domu – najkrócej mówiąc – nie. Trzeba by niestety dodać, że taki absurd wokół nas zaczyna niebezpiecznie dojrzewać i wzrastać. Ustawodawstwo dotyczące dzieci od dawna już kroczy drogą myślenia, że rodzicie o tyle mogą zajmować się swoim dzieckiem, o ile współpracują ze specjalistami – szkołą, pedagogami, kuratorami etc. – a jeśli mają inny pomysł, to można im dziecko zabrać.

Rodzina w związku z tym ma sens tylko wtedy, kiedy spełnia oczekiwania państwa dotyczące wykształcenia i światopoglądu dziecka. Na zachodzie Europy widzimy to w brutalnej rzeczywistości, kiedy zabiera się dzieci rodzicom, bo nie uczą „właściwie” na temat np. homoseksualizmu. Od decyzji urzędnika właściwie nie ma odwołania – rodzice się nie nadają i tyle. Ten straszny, totalitarny absurd zaczyna dojrzewać i u nas, w Polsce. Jeśli nie zaczniemy na niego reagować, to za kilka lat rodzina – o ile jeszcze będzie coś takiego, a nie po prostu wolny związek – będzie miała jedno zadanie: wyprodukować „obywatela” na potrzeby państwa.

Nie chciałbym w tym miejscu zajmować się słabościami i patologiami szkoły, nie jest moim celem krytyka nauczycieli, z których wielu jest wspaniałymi ludźmi. Chciałbym pokazać, że rodzina i tylko rodzina jest właściwym i odpowiednim, w jakimś sensie jedynym miejscem wychowania dzieci. Rodzice zaś, w myśl zasłyszanego kiedyś sformułowania, są jedynymi specjalistami od swojego dziecka – każdy ojciec i każda matka.

Oczywiście zdarza się, że rodzice krzywdzą swoje dziecko, czasem na całe życie. Gdybyśmy mówili, że jest inaczej, byłoby to kłamstwem, bo grzech jest i wydaje swoje owoce, czasem przerażające. Jednakże nie wolno rodziców poddawać władzy państwa, które ma wyłącznie rolę służebną względem rodziny. Nie wolno też czynić zasady z najstraszniejszych nawet przypadków patologii, by ograniczać prawa rodziców lub poddawać ich kontroli państwa profilaktycznie.

Skąd płynie owa moc rodziców czy – inaczej mówiąc – ich specjalizacja. Dla nas, wierzących, ów potencjał bierze się przede wszystkim z aktu stworzenia, a więc daru Boga. To Bóg wyposażył rodziców we wszystko, co jest potrzebne, by urodzić i wychować dziecko. Tworząc świat, podzielił się swoją mocą stwórczą z rodzicami i uczynił ich swoimi współpracownikami. Czy miałby im czegoś nie dać?

Przez dziesiątki wieków to wyposażenie rodziców starczało, by wychować całe pokolenia ludzi, także świętych. Dopiero rozwój psychologii i pedagogiki zaczął podważać ten odwieczny model. Gdybyśmy nawet nie chcieli mówić o Bogu, tylko o samej mocy rodziców i rodziny, to jest nią przede wszystkim miłość. To ona poczyna życie, to miłość daje moc do przyjęcia tego życia, do wychowania go, do ofiary dla niego z siebie. A niszczenie jej prowadzi do wypaczeń – do zdrady, przemocy, pożądania, gwałtu, zabijania życia i niezgody na dziecko.

Nikogo nie można zmusić do miłości, ale każdy jest potencjalnie w nią wyposażony. Żadna szkoła ani kuratorium, ministerstwo i pracujący tam ludzie nie są wyposażeni w miłość do tego konkretnego dziecka. To jest podstawowy potencjał rodzinny – zdolność do miłości. Rodzina z natury rzeczy nakierowana jest na miłość pomiędzy jej członkami. Dlatego najsilniejszą stroną rodziny i jej podstawowym narzędziem wychowawczym są relacje: rodziców do dzieci, dzieci do rodziców, dzieci między sobą oraz z innymi członkami rodziny.

Relacje są ważniejsze od dobrobytu, od posiadanych rzeczy i stworzonych możliwości rozwoju. Każdy człowiek rozwija się dzięki relacjom i przez nie. Jednakże te, które są w domu, są nadzwyczajne. Są bowiem rzeczywiste, to znaczy występują wokół nas i realnie wymagają od nas na przykład poświęcenia, trudu określonego działania. Jest to szczególnie ważne, gdyż żyjemy w czasach nacechowanych relacjami nierzeczywistymi, wirtualnymi – jak na przykład „znajomi” na tzw. portalach społecznościowych – które nie angażują całego człowieka, tylko na przykład jego wyobraźnię.

Poza tym relacje w rodzinie są naturalne. Rodzice – bo dziecko przychodzi na świat w domu, który oni stworzyli, i w nim mieszka, rodzeństwo – im go więcej, tym więcej odniesień, członkowie rodziny – dziadkowie, pradziadkowie – którzy umiejscawiają w czasie i historii. Dalej naturalne relacje tworzą sąsiedzi, mieszkańcy tej samej ulicy, dzielnicy, wioski, miasteczka, członkowie tej samej parafii etc. Wreszcie relacje w rodzinie są oparte na życzliwości. Nie spełniają tych cech odniesienia, które powstają w szkole.

Tak zwana grupa rówieśnicza jest tworem zupełnie sztucznym, nie będzie więcej występować w życiu człowieka, ani w pracy, ani w domu, ani w zaangażowaniu społecznym. Można by powiedzieć, że wszystkie wartościowe odniesienia w życiu człowieka są jakimś odbiciem życzliwości i relacji rodzinnych: koleżeństwo, wspólnotowość, wszelkie społeczności, jak stowarzyszenia, bractwa, harcerstwo, opierają się w swym modelu na relacjach rodzinnych.

O rodzinie można by pisać naprawdę wiele, ale poruszę jeszcze tylko jedno zagadnienie. Rodzina kształtuje w człowieku moralność, czyli umiejętność wyboru dobra. Oczywiście, zdeprawowana może niszczyć w dziecku odniesienie do dobra, ale to przede wszystkim rodzina jest nośnikiem wartości. Miłość, bliskość i więź powodują, że jest ona środowiskiem, które otwiera człowieka na Dobro i Prawdę.

To wszystko, co zostało napisane powyżej, prowadzi nas do jednej, najważniejszej refleksji – że rodzice i rodzina są niezastąpieni. We współczesnym świecie potrzeba obudzić rodziców, by przestali cedować swoje obowiązki na instytucje, ale „wzięli sprawy w swoje ręce”. To oni jako jedyni – póki nie będzie za późno – mogą przywrócić właściwy porządek w odniesieniach państwa i jego instytucji do dziecka i rodziny.

Trzeba by rodzicom powiedzieć: to wy macie ową moc, daną wam ze względu na wasze dzieci, by je wychować i ochronić, nikt inny. Dlatego nie bójcie się w żadnym aspekcie – czy to decyzji o przyjęciu kolejnego dziecka, czy decyzji o pozostaniu mamy w domu z dziećmi, czy wreszcie decyzji o nauczaniu w domu. Ta moc wam wystarczy i pomocy Bożej wam nie zabraknie.

7. Jak odtruć historię? Autor: Piotr Jaroszyński

W PRL robiono wszystko, aby świadomość historyczna Polaków w odniesieniu do II wojny światowej była jednostronna - pisze prof. Piotr Jaroszyński.  

 Przeczytaj cały artykuł z dzisiejszego Magazynu „Naszego Dziennika” pt. „RODZINNY POTENCJAŁ”:
http://naszdziennik.pl/mysl/82786,jak-odtruc-historie.html

Przez prawie pół wieku państwo zwane PRL robiło wszystko, aby świadomość historyczna Polaków w odniesieniu do II wojny światowej była jednostronna: za krzywdy wyrządzone Polsce odpowiedzialna jest III Rzesza Niemiecka, która dzięki Związkowi Sowieckiemu została pokonana, a Polska odzyskała wolność.

Taki obraz II wojny światowej utrwalano w edukacji, w nauce, w mediach, w sztuce – wszędzie tam, gdzie odbywa się proces nie tylko zdobywania wiedzy, ale właśnie budowania świadomości w skali społecznej. A choć żyły pokolenia, które wiedziały, również z autopsji, że wojna z polskiego punktu widzenia przebiegała inaczej, to jednak zarówno zastraszenie, jak i szczelna państwowa cenzura skutecznie wpływały na utrwalenie tylko tej jednej wersji.

Niewygodna prawda

Po roku 1989 państwo zmieniło ustrój, a urząd cenzury został zniesiony. Nie wiązało się to jednak automatycznie z odzyskaniem i odtruciem pamięci. Do tego potrzebne były nie tylko żmudne badania, ale również skuteczne ich upowszechnianie. A to wcale nie było takie proste, ponieważ odtruwanie pamięci to proces bardzo długi, zwłaszcza gdy PRL-owska wersja historii ciągle była obecna w wydawanych do tej pory i dostępnych publikacjach, a także w cieszących się znaczną popularnością filmach. Ta wersja obecna była w świadomości milionów komunistów jako historia im najbliższa, z której do końca wcale nie zamierzali rezygnować. A wraz z odzyskiwaniem politycznych wpływów środowiska wywodzące się z PZPR chętnie blokowały odzyskiwanie pamięci przez Polaków.

Co składa się na tę pamięć? Problemem tym zajmuje się w swojej najnowszej książce „Zatruwanie pamięci” Leszek Żebrowski. Jest to zbiór artykułów, jakie w latach 2002-2012 ukazywały się na łamach „Naszego Dziennika”. Dotyczą one wydarzeń, które odnoszą się do takich miejscowości jak Jedwabne, Naliboki i Koniuchy, a obejmują okres 1941-1944. Nazwy tych miejscowości są wprawdzie w naszej zbiorowej pamięci coraz lepiej rozpoznawalne, ale ciągle zbyt słabo. Zresztą są to tylko przykłady tego, co spotkało Polskę i Polaków w czasie II wojny światowej, a o czym Polacy mieli nie wiedzieć.

Dlaczego po roku 1989 w dalszym ciągu obowiązuje swoista zmowa milczenia? Dlatego że w grę wchodzą zbrodnie, o których prawda jest ciągle pewnym środowiskom nie na rękę. A przecież Polacy nigdy nie stosowali kryteriów odpowiedzialności zbiorowej, lecz zawsze starali się dociec, kto faktycznie był winny. Leszek Żebrowski zadaje w sposób uzasadniony konkretne pytania: Kto był winny? Kto był winny zbrodni w Jedwabnem, w Nalibokach, w Koniuchach?

W Jedwabnem winą obarczono Polaków. Jednak taka wersja nie da się utrzymać, ponieważ zawiera zbyt wiele luk i błędów, nawet celowych fałszerstw. W Nalibokach i w Koniuchach doszło do mordów na bezbronnej ludności polskiej ze strony nie tylko sowieckiej partyzantki. A jednak prawda na ten temat bywa ukrywana albo ujawniana jest małymi kroczkami w taki sposób, aby nie była zbyt czytelna, a na pewno by nie stała się jasnym punktem odniesienia, który pomaga lepiej zrozumieć skalę nieszczęść, jakie dotknęły Polskę na Kresach.

Polski punkt widzenia

Leszek Żebrowski stara się z całym taktem i poczuciem odpowiedzialności historyka podjąć temat współudziału niektórych środowisk żydowskich w akcjach mających charakter zdecydowanie antypolski. Sprawa jest dlatego delikatna, że poruszając taki temat, nie można wpaść w pułapkę antysemityzmu, który jest ideologią, a w pracy historyka chodzi o ustalenie faktów.

W przypadku zbrodni w Jedwabnem oficjalnie podawana wersja, jakoby Polacy spalili 1600 Żydów, nie wytrzymuje krytyki, ponieważ zbyt wiele informacji jest nieprawdziwych, a nawet sprzecznych, zarówno co do liczby ofiar, jak i sprawców. W końcu liczba ofiar zmalała do 300-400. Okazało się też, że osoby uznane za świadków tej zbrodni wcale nie były jej świadkami, a ze względu na przerwanie procesu ekshumacji nie można dokładnie zrekonstruować tego, co się wydarzyło. Jednak fałszywa wersja wydarzeń znalazła się w podręcznikach do historii, a co gorsza – poszła w świat, przypinając Polakom łatkę antysemitów. Trwa to po dziś dzień.

O ile w Jedwabnem o morderstwo na Żydach zostali oskarżeni Polacy, choć wszystko wskazuje na to, że kierowniczą i główną rolę musieli odgrywać Niemcy, to w Nalibokach i w Koniuchach w ramach partyzantki sowieckiej odpowiedzialna za zbrodnie na bezbronnej ludności polskiej była partyzantka żydowska. Sprawa mordów okazała się na tyle drażliwa, że na różne sposoby próbuje się ten wątek podnieść na taki poziom ogólności, aby nie można było wprost powiedzieć, kto za te zbrodnie był odpowiedzialny. Metodę taką stosuje nawet IPN, natomiast miłośnicy filmu mogą „delektować się” produkcją Hollywood („Defiance” – „Opór”), która szerokim łukiem omija problem współodpowiedzialności za mord w Nalibokach tych, których kreuje na bohaterów.

Wynika z tego, że Polacy w dalszym ciągu mają nie znać swojej historii, własnego bohaterstwa, własnych strat, zwłaszcza na Kresach, gdyż narzucany jest nam obcy punkt widzenia, a my mamy odgrywać rolę zahukanych winowajców, którzy na hasło „antysemityzm” zdolni są wziąć na siebie odpowiedzialność za zbrodnie przez nas niepopełnione albo nie dociekać, kto tak naprawdę dopuścił się zbrodni na nas.

Książka Leszka Żebrowskiego to nie tylko próba rzetelnej rekonstrukcji i oceny brzemiennych w skutki wydarzeń, jakie miały miejsce w czasie II wojny światowej, ale również próba odtrucia narodowej pamięci w taki sposób, aby zyskać szerszą perspektywę historyczną. Właśnie z tych powodów z książką tą warto się zapoznać, ponieważ pomaga ona odzyskać polski punkt widzenia na nasze sprawy, nasze losy, nasze tragedie i nasze bohaterstwo. A skoro zatruwanie pamięci nadal trwa, nie ma innej odtrutki niż prawda ukazana jasno i rzetelnie.

8. Warto wiedzieć, skąd nasz ród!  Z dr. Andrzejem Nowikiem rozmawia Izabela Kozłowska

 Dr Andrzej Nowik przypomina, że poznawanie historii naszych rodzin stanowi istotną część wychowania patriotycznego dzieci.  

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/82700,warto-wiedziec-skad-nasz-rod.html
 
„Skąd nasz ród?” to tytuł warsztatów genealogicznych, które w sobotę poprowadzi Pan w siedzibie Fundacji Dobrej Edukacji Maximilianum. Jak zrodziła się idea tego spotkania?

- W ostatnich latach nie tylko nie słabnie w Polsce zainteresowanie genealogią, ale jest jeszcze wzmacniane publikacją w internecie milionów zdjęć z ksiąg metrykalnych i innych źródeł genealogicznych. Natomiast samo odczytywanie tych źródeł i ich prawidłowa interpretacja może wielu genealogom-amatorom sprawiać spore trudności – stąd pomysł zorganizowania warsztatów, które mogłyby im w tym pomóc. Mogą one również pomóc tym osobom, które starają się o zwrot nieruchomości i kompletują odpowiednią dokumentację.

Czego dowiedzą się uczestnicy warsztatów?

- Na warsztatach chciałbym zaprezentować sposób, w jaki można korzystać z ksiąg hipotecznych jako źródła do badań nad dziejami rodziny i dziejami nieruchomości. Pod wieloma względami księgi hipoteczne z okresu Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego przypominają współczesne księgi wieczyste, ale na przykład występująca w nich część zwana księgą umów wieczystych przysparza początkującym genealogom wielu kłopotów. Chciałbym również zaprezentować sposoby cyfrowego opracowywania ksiąg hipotecznych i akt notarialnych. Poza tym na warsztatach mają zostać przedstawione inne źródła o charakterze własnościowym, jak staropolskie rejestry poborowe, uwłaszczeniowe tabele likwidacyjne czy współczesna ewidencja gruntów.

Jak będą one przebiegały i dlaczego warto wziąć w nich udział?

- W trakcie sobotniego spotkania zostaną omówione, w ramach krótkich wykładów, dwa tematy: „Jak czytać księgi hipoteczne?” i „Jak poznać dzieje swojej nieruchomości?”. Dzięki nim uczestnicy będą mogli zapoznać się z podstawowymi źródłami genealogicznymi o charakterze własnościowym i dowiedzieć się, jak można poznać właścicieli danej nieruchomości na przestrzeni wieków. Po każdym wykładzie przewidziana jest dyskusja i ćwiczenia praktyczne, podczas których uczestnicy będą mogli poruszyć interesujące ich tematy własnych poszukiwań.

Jakie miałby Pan porady dla początkujących genealogów-amatorów?

- Zachęcam do korzystania już na samym początku poszukiwań również ze źródeł innych niż metryki, ponieważ może to znacznie ułatwić poszukiwania; niejednokrotnie z jednego aktu notarialnego można dowiedzieć się od razu o kilku pokoleniach przodków.

Fundacja Dobrej Edukacji Maximilianum wspiera rodziców, którzy decydują się na edukację domową swoich dzieci. Poznawanie naszych przodków może być dobrym sposobem na rodzinne spędzenie czasu, edukację i poznawanie dziejów rodzin. Jaki wpływ na najmłodszych mają tego typu zajęcia?

- Poznawanie dziejów własnej rodziny wychodzi naprzeciw pytań dzieci typu „co robiła babcia, gdy była małą dziewczynką?”. Wspólne poznawanie dziejów rodziny przyczynia się do wzmocnienia więzów rodzinnych, a ponieważ historia rodzinna wpisuje się w historię Polski, jej poznawanie stanowi istotną część wychowania patriotycznego.

Dziękuję za rozmowę.

Warsztaty odbędą się w sobotę, 21 czerwca br., w siedzibie warszawskiej Fundacji Dobrej Edukacji Maximilianum (ul. Wilcza 9), w godzinach: 10.00-16.00. Osoby zainteresowane udziałem w spotkaniu proszone są o wcześniejsze zgłoszenie. Można tego dokonać jeszcze dziś, dzwoniąc pod numer telefonu: 789 118 977, bądź drogą e-mailową: a.nowik@op.pl. Koszt warsztatów: 50 zł (catering w cenie).

Izabela Kozłowska

9. Trucizna na talerzu (odc.6)

Niestety dodawanie do pieczywa konserwantów, polepszaczy i sztucznych zakwaszaczy stało się obecnie normą. Trzeba się nieraz naprawdę naszukać na sklepowych półkach, aby dostać chleb, który nie będzie ich zawierał.

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83374,trucizna-na-talerzu.html

10. Matura do poprawki

 Maturę zdało tylko 71 proc. tegorocznych absolwentów szkół ponadgimnazjalnych. O całe 10 proc. mniej niż w roku ubiegłym. W ocenie Ryszarda Proksy, przewodniczącego Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”, przyczyn tak niekorzystnych wyników tegorocznych matur należy upatrywać m.in. w reformie programowej zainicjowanej przez obecny rząd.  
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83412,matura-do-poprawki.html 

11. Pracownie rodzinne, czyli sposób na stymulowanie aktywności i twórczości dzieci. Autor: Ewa Hanter

Ewa Hanter jest autorką książek i pomocy dydaktycznych dla dzieci.
  Czas wakacji to wspaniała okazja do wszechstronnego rozwoju dzieci, pod warunkiem że wypoczynek nie będzie utożsamiany z bezczynnością i bezmyślnym leniuchowaniem. Dzieci najlepiej wypoczywają, gdy zmieniają zajęcia, ale są czynne, gdy są zainteresowane tym, co robią.  
Przeczytaj całość:
http://bit.ly/1pAbp9s

Czas wakacji to wspaniała okazja do wszechstronnego rozwoju dzieci, pod warunkiem że wypoczynek nie będzie utożsamiany z bezczynnością i bezmyślnym leniuchowaniem. Dzieci najlepiej wypoczywają, gdy zmieniają zajęcia, ale są czynne, gdy są zainteresowane tym, co robią. Przez cały rok musiały siedzieć w ławce szkolnej. Teraz bogactwo natury otwiera przed nimi niewyczerpane źródło zabaw, gier. Każda z nich może być powiązana z głębszą treścią.

Przed rodzicami staje zadanie pokierowania zajęciami dzieci, tak aby przyczyniły się one do ich ogólnego rozwoju: fizycznego, umysłowego, wolitywnego i duchowego.

Chciałabym podzielić się z Czytelnikami pomysłem, który nie tylko pomoże miło i pożytecznie spędzić wakacje, ale rozpoczęte w tym czasie zajęcia kontynuować przez cały rok. Nazwałam ten pomysł „Pracownie rodzinne”. W kilku domach zostały już założone. Każda z nich specjalizuje się w innej dziedzinie (chociaż istnieją w nich też różne kąciki zainteresowań). Dzieci gromadzą w nich własnoręcznie wykonane gry, loteryjki, układanki, najrozmaitsze pomoce naukowe, własne utwory literackie, zbiory przyrodnicze itp. Służą one potem do zabawy z rodzeństwem, kolegami i koleżankami. Czasem między pracowniami następuje wymiana doświadczeń, gdy rodziny zapraszają się wzajemnie. Dzieci, grając w samodzielnie wykonane loteryjki, układanki, prezentując albumy, książeczki itp., przekazują sobie wiedzę i wartości w nich zawarte.

Pracownie rodzinne spełniają ważną funkcję w ramach edukacji domowej, ale nie tylko. Metody zdobywania wiedzy w szkole zwykle nie rozwijają aktywności i twórczości, dlatego potrzebna jest uzupełniająca praca pod kierunkiem rodziców w domu. Ponadto jest to dobry sposób na budowanie więzi rodzinnych, które w dzisiejszych czasach zanikają, podczas gdy oddziaływanie złych treści przekazywanych przez media i środowiska rówieśnicze jest coraz silniejsze.

Budowanie więzi

Wiemy, że przy zwiększającym się tempie życia trudno jest znaleźć czas na to, co najważniejsze. Dlatego warto wykorzystać wakacje, aby zatroszczyć się o rozwój dzieci, ich życie duchowe i rozpocząć zajęcia, które potem będą systematycznie kontynuowane w ciągu roku. Zachęcam do stworzenia tradycji, którą nazwałam „niedzielne wieczory rodzinne”. Tego dnia zrezygnujmy z oglądania telewizji, może spotkań towarzyskich i innych atrakcji na korzyść rodziny. Po pewnym czasie zobaczymy, jak ten nasz wysiłek zaprocentuje.

Przywróćmy niedzieli sakralny charakter. Nie ograniczajmy się do uczestniczenia w Eucharystii, ale także poświęćmy wieczór na zajęcia z dziećmi, podczas których rozpoczną one prace pod kierunkiem dorosłych, aby je następnie samodzielnie kontynuować w inne dni tygodnia.

Jednak każdego dnia warto wygospodarować dla dzieci chociaż 15-30 minut, aby w atmosferze odprężenia porozmawiać z nimi, posłuchać zwierzeń, odpowiedzieć na pytania, powrócić do omawianych w niedzielę treści. Najlepszą porą jest wieczór, gdy opadną emocje towarzyszące wydarzeniom dnia, kiedy można wszystko podsumować i zakończyć wspólną modlitwą. Podczas takich spotkań rośnie zaufanie dzieci do rodziców. Przestają już szukać zrozumienia wśród rówieśników czy rozwiązań dręczących problemów w internecie, bo rodzice stają się ich przewodnikami. Nie zdajemy sobie sprawy, jak dzieci cenią ten czas im poświęcony, o którym wiedzą, że na stałe należy do nich, jak czekają na te chwile.

Zakładanie pracowni rodzinnej

Dobrze jest, gdy to wydarzenie wiąże się z jakimś przeżyciem, np. z wycieczką do lasu, zoo, zwiedzaniem zabytków. Wyprawa taka powinna być zaplanowana, mieć wytyczony cel, wiązać się z grą ruchową, poznawaniem ciekawych miejsc, zbieraniem okazów przyrodniczych lub zdobywaniem wiadomości naukowych, które obudzą zainteresowanie tematem na tyle, aby dzieci chciały utrwalić je potem w domu w postaci układanki, loteryjki czy albumu. Zadaniem rodziców będzie nie tylko pokierowanie zajęciami tak, aby pomysły dzieci zostały zrealizowane w ciekawej i estetycznej formie, ale przede wszystkim kierowanie rozmową, podczas której połączą rzeczywistość widzialną z niewidzialną; ukażą Boga Stwórcę pięknego świata, Jego Opatrzność kierującą losami zwierząt, ludzi, narodów…

Dla zilustrowania weźmy prosty przykład – wycieczkę do lasu. Popularna gra „w podchody” może być połączona z wykonywaniem zadań przyrodniczych ćwiczących spostrzegawczość i umiejętność dokładnego obserwowania. Przed wyruszeniem na trasę dorośli przygotowują, na podstawie klucza do oznaczania roślin, listy z kartami zadań. Na przykład są na nich rysunki sylwetek drzew. Dzieci mają za zadanie zebrać ich korę, liście, kwiaty lub nasiona (w zależności od pory roku). Po skończonych podchodach uczestnicy gry sprawdzają, czy polecenia zostały prawidłowo wykonane i przy okazji nabywają umiejętność korzystania z klucza do oznaczania roślin.

Kolejne zabawy w terenie to obserwacje „przyjaciół” drzew (ptaków) przez lornetkę i „wrogów” (owadów) przez lupę. Dorośli starają się opowiedzieć jak najwięcej ciekawostek, aby maksymalnie obudzić zainteresowanie dzieci. Po powrocie do domu wrażenia opisujemy i ilustrujemy w kronice, a eksponaty przyrodnicze segregujemy według określonego klucza. Będą one stanowiły zaczątek kolekcji.

Zakładamy także „biblioteczkę zagadeczkę”, gdzie gromadzimy ciekawostki, rebusy itp. Gdy nadejdą deszczowe dni, zdobyta wiedza może być wykorzystana przy projektowaniu loteryjek. Na przykład młodsze dzieci, uczące się czytać, ułożą domina sylabowe z nazwami drzew, starsze wykonają układankę obrazkowo-wyrazową: „Drzewo, liść, kwiat, owoc”. Przy projektowaniu albumu z rysunkami i opisami drzew, rodzice pomogą dzieciom zrozumieć symbole drzew w Starym i Nowym Testamencie. I tak powstanie kolejny album: „Drzewa w Biblii”. Będzie tam Drzewo Życia, Drzewo Wiadomości Złego i Dobrego i najważniejsze Drzewo Krzyża, będą też inne, jak drzewa oliwne w Ogrójcu, drzewo figowe, sykomory itp.

Wybrane z Pisma Świętego cytaty posłużą do zaprojektowania składanek wyrazowych i oczywiście są okazją do głębszych refleksji i dyskusji. Na przykład werset „Każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. […] poznacie ich po ich owocach” (Mt 7,17-18;20).

Tematyka i forma prac

Jak to już zostało wspomniane, w pracowni mogą powstać różne kąciki zainteresowań. Jedne dzieci będą bardziej interesować się przyrodą, inne – zjawiskami fizycznymi, matematyką, historią lub sztuką, etnografią i geografią… Może także powstać kącik na potrzeby dzieci przygotowujących się do Pierwszej Komunii Świętej i kącik biblijny. Jednak te wszystkie dziedziny będą się wzajemnie przeplatać i łączyć po to, aby wychowanie miało charakter integralny.

Forma zajęć powinna być atrakcyjna i bliska psychice dziecka, a więc kojarzyć się z zabawą, która uczy i zaspokaja potrzeby wszechstronnego rozwoju osobowości. Ważne jest, aby była urozmaicona, ponieważ przez różnorodność pobudzamy myślenie i mobilizujemy do wysiłku. Stanowi to zabezpieczenie przed rutyną – wrogiem wszelkiej twórczości.

Niemożliwe jest przekazanie wielu pomysłów w krótkim artykule, dlatego odsyłam do swoich książek („Młode wino w nowych bukłakach”, „Terapia uspokajająca dla dzieci”), w których przedstawione są zasady projektowania loteryjek i propozycje pogadanek.

Harmonijny rozwój osobowości

Dziecko najbardziej rozwija się i poznaje świat poprzez działanie. Częstym błędem troskliwych rodziców jest dostarczanie swoim pociechom wielu wrażeń i wiadomości, których ono nie jest w stanie przemyśleć. Przyjmuje ono wtedy postawę bierną i oczekuje od otoczenia, aby zaspokajało jego potrzeby intelektualne i emocjonalne, które wciąż rosną.

Proponowane zajęcia uwzględniają harmonijny rozwój osobowości dziecka. Kształtują procesy poznawcze, wytwarzają dobry kontakt z rzeczywistością przez planowe rozwijanie zainteresowań. Uczą samodzielnego organizowania swojej pracy, umiejętności przechodzenia od pomysłu do realizacji, wytrwałości w doprowadzaniu zadań do końca. Ćwiczą koncentrację uwagi i samokontrolę czynności. Uspokajają nadmiernie pobudzoną psychikę dziecka i wyrównują defekty. Wyrabiają sprawności manualne, kształtują pozytywny stosunek do otoczenia i do pracy, postawy społeczne.

W następnych odcinkach przedstawię dalsze wskazówki i pomysły dotyczące tworzenia rodzinnych pracowni.

12. To był zły rok szkolny!. Autor: Lesław Ordon

Autor jest przewodniczącym sekcji oświaty i wychowania śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”.

  Chaotyczne i nieprzemyślane zmiany w oświacie wpływają na obniżenie poziomu nauczania – ocenia Lesław Ordon.  
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83418,to-byl-zly-rok-szkolny.html

Kończący się dzisiaj rok szkolny 2013/2014 niestety nie był dobrym czasem dla polskiej oświaty. Przede wszystkim sprawa obniżenia wieku szkolnego dla sześciolatków i wielka dezinformacja z tym związana: rodzice nie wiedzieli, czy ich dzieci będą musiały iść do szkoły, czy będą mogli się odwołać. Obniżenie wieku szkolnego to z pewnością porażka dla polskiej edukacji. Nic dobrego nie można także powiedzieć o darmowym podręczniku, z którego od września będą się uczyć dzieci w szkołach podstawowych. Choć cieszy, że będzie on darmowy, to jednak nie możemy godzić się na bylejakość, przygotowywanie bez konsultacji i merytoryczne błędy.

Jeśli natomiast ktokolwiek mówi, że ten rok był lepszy od poprzedniego, ponieważ mniej szkół zostało zlikwidowanych i mniej nauczycieli zwolnionych, to niestety grubo się myli. Taka sytuacja wynika jedynie ze zbliżających się wyborów samorządowych i obawy samorządowców o niezadowolenie społeczne związane ze zwijaniem oświaty w poszczególnych regionach. Niepokoi mnie, że wobec mniejszych nakładów na szkolnictwo masowe zwolnienia i zamykanie szkół jedynie odciągnie się w czasie.

Wciąż nie do zaakceptowania jest poziom płacy zarówno dla nauczycieli, jak i pracowników administracyjnych  szkół. Przypomnę, że dla tej grupy zawodowej nie było żadnej podwyżki od kilku lat.

Polska oświata potrzebuje przede wszystkim stabilizacji. Chaotyczne, nieprzemyślane i wprowadzane „naprędce” zmiany i reformy wpływają na obniżenie poziomu nauczania. Nie będzie dobrego szkolnictwa, jeśli nie poprawią się warunki pracy nauczycieli, jeśli nie będą wprowadzane standardy pracy.

Niestety największym problemem polskiej nauki i oświaty są wciąż bardzo niskie nakłady na edukację. W tej kwestii jesteśmy poniżej średniej europejskich. Jeśli rząd mówi, że przeznacza na szkoły coraz więcej, to niestety jest to kłamstwo, które widać gołym okiem w polskich szkołach.

Małym plusem w tym roku szkolnym może być jedynie zablokowanie przez „Solidarność” szkodliwych zapisów i zmian w Karcie Nauczyciela.

13. Święci a wychowanie młodzieży

 Jakie szanse ma np. św. Alojzy Gonzaga w konfrontacji ze sportowcami i gwiazdami rocka? Nawet imię ma… niemarketingowe. Ale gdyby udało się ukazać w atrakcyjnej formie duchowe piękno i istotę świętości, wówczas współczesne gwiazdki musiałyby ze spuszczonymi głowami umykać ze sceny.
 Klasyczna szkoła katolicka doceniła mędrców i herosów antycznych, ale również od zawsze akcentowała wychowawcze znaczenie swoich herosów, czyli świętych Kościoła.  
https://www.facebook.com/naszdziennik/posts/762509137135306

Odzyskać świętych dla wychowania. Oto zadanie na dziś!

Dla wielu może wydać się niemożliwe. Bo jakie szanse ma np. św. Alojzy Gonzaga w konfrontacji ze sportowcami i gwiazdami rocka? Nawet imię ma… niemarketingowe.

Ale gdyby udało się ukazać w atrakcyjnej formie duchowe piękno i istotę świętości, wówczas współczesne gwiazdki musiałyby ze spuszczonymi głowami umykać ze sceny.

Klasyczna szkoła katolicka doceniła mędrców i herosów antycznych, ale również od zawsze akcentowała wychowawcze znaczenie swoich herosów, czyli świętych Kościoła. Bagatelizowanie znaczenia tych drugich może mieć przykre konsekwencje dla wychowania. Z troską pisał na ten temat znany w swoim czasie pedagog Friedrich Wilhelm Foerster :
„Trudno zrozumieć dlaczego dzisiejsza młodzież ma uczyć się tylko starożytnych życiorysów, dlaczego ma znać szczegółowo czyny Herkulesa, a nie znać nic z życia na przykład św. Franciszka albo św. Wincentego à Paulo, którzy są jej bliżsi, aniżeli wzory starożytne. Nic nie mam przeciwko temu, żeby młodzież miała pewne wiadomości o hydrze lenejskiej, o lwie nemejskim, ale niech jej wytłumaczą, że to tylko zapowiedź heroizmu człowieka, pierwotne objawy jego mocy nadprzyrodzonej, że walka z hydrą zmysłowości i nieokiełznanymi namiętnościami jest właściwym zadaniem i chlubą człowieka” (Etyka i pedagogika płciowa)

Święci dopełniają wzory antyczne. Nadają ludzkiemu heroizmowi wymiaru nadprzyrodzonego. Można powiedzieć, że starożytność odkryła dla ludzkości cnoty, a chrześcijaństwo (także we wzorach świętych) wskazało na nadprzyrodzony charakter cnót i wypełniło życie sensem istnienia.

14. Dzieci w roli testerów

  Nie da się napisać dobrego podręcznika w kilka tygodni i od razu wdrożyć go do użytku. To zadanie na kilkanaście miesięcy, później naukowcy kontrolują, jak sprawdza się w szkole.  Gdyby „Nasz Elementarz” powstawał według prawidłowego schematu, powinien być dopuszczony do użytku szkolnego najwcześniej dopiero w roku szkolnym 2015/2016.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/83237,dzieci-w-roli-testerow.html

Szef Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN odradza nauczycielom korzystanie z rządowego podręcznika nauczania początkowego.

MEN opublikowało drugą z czterech części „Naszego Elementarza”, bezpłatnego, rządowego podręcznika dla uczniów klas I-III. I jak przy części pierwszej zachęca do konsultacji społecznych. – Gorąco apeluję do wszystkich nauczycieli wczesnej edukacji, żeby nie włączali się w opiniowanie tego wytworu – mówi prof. Bogusław Śliwerski, przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk.

– Co to za pojęcie „konsultacje społeczne podręcznika”? Jestem nauczycielem historii z 15-letnim stażem pracy w szkole i czy ja jestem w stanie merytorycznie ocenić podręcznik dla klas I-III? Absolutnie nie. A tu się okazuje, że każdy może się wypowiedzieć. To jest zagranie wyłącznie propagandowe, powiedzenie społeczeństwu: „Proszę bardzo, konsultowaliśmy to, były jakieś uwagi i uwzględniliśmy je”. To zupełnie niemerytoryczne działanie. Konsultacje powinny odbywać się w gronie wybitnych specjalistów i to oni powinni decydować, czy dane treści będą służyły jakości nauczania dzieci, czy coś trzeba zmienić, poprawić. Po etapie recenzji specjalistów podręcznik powinien być testowany przez nauczycieli z długoletnią praktyką, czy sprawdza się w praktyce szkolnej. Chodzi np. o to, czy dzieci rozumieją sformułowania pytań, czy pytania w podręczniku są jednoznaczne. Ten etap jest bardzo ważny, a w przypadku „Naszego Elementarza” został kompletnie pominięty – zwraca uwagę poseł Zbigniew Dolata (PiS) z sejmowej komisji edukacji.

Tego samego zdania jest prof. Bogusław Śliwerski. – Taka postawa MEN jest nad wyraz patologiczna. W ten sposób można wspólnie z widzami tworzyć jeden czy dwa scenariusze odcinka jakiegoś nędznego serialu telewizyjnego, ale w przypadku pomocy dydaktycznej nie wolno rozmywać autorstwa i odpowiedzialności za jej bylejakość. Nigdzie na świecie nie pisze się elementarza w tłumie (w sensie statystycznym) i z jego udziałem. Tym bardziej, kiedy w grę wchodzi tzw. jedynie właściwe źródło dochodzenia do wiedzy. Mieliśmy już to w PRL. Kompromitację tego rozwiązania władza chce przerzucić na społeczeństwo – tłumaczy profesor.

W szkole za rok

W drugiej części podręcznika są treści z zakresu języka polskiego, matematyki, przyrody i wiedzy społecznej. Uczniowie zapoznają się m.in. z cyframi i liczbami: 5, 0, 6, 7, 8, 9, 10, 11 i 12. Poznają także nowe litery: N, C, ę, ą, Ł, B, G i Z.

– Uważam, że zamysł, aby był jeden bezpłatny podręcznik, jest dobry, tylko problem polega na tym, że to wszystko dzieje się za szybko i jest ukierunkowane na kampanię wyborczą – dodaje Dolata.

Nie da się napisać dobrego podręcznika w kilka tygodni i od razu wdrożyć go do użytku. To zadanie na kilkanaście miesięcy, później naukowcy kontrolują, jak sprawdza się w szkole.

Gdyby „Nasz Elementarz” powstawał według prawidłowego schematu, powinien być dopuszczony do użytku szkolnego najwcześniej dopiero w roku szkolnym 2015/2016.

Profesor Śliwerski przypomina, że władze naruszyły prawo nauczycieli do profesjonalnego rozstrzygania o tym, jakie pomoce dydaktyczne w danym środowisku szkolnym są najlepsze.

15. Broń przed medialną manipulacją. Autor: Ksiądz Biskup Ignacy Dec

Dobry klucz do odkłamywania rzeczywistości, do walki z nagłaśnianymi dziś w mediach mitami daje nam filozofia klasyczna, filozofia oparta na doświadczeniu i na zdrowym rozsądku, po prostu filozofia oparta na zdrowym rozumie, który jest ulubionym darem Bożym, jak mawiał św. Tomasz z Akwinu – przypomina Ks. bp Ignacy Dec.  
http://www.naszdziennik.pl/mysl/83256,bron-przed-medialna-manipulacja.html

Trwa proces uzależniania od mediów zmierzający do wykształcenia człowieka bezwolnie przyjmującego treści. Skąd czerpać wiedzę, według jakiego klucza słuchać, czytać i oglądać?

Najpierw przypomnijmy, co to jest filozofia klasyczna, czym wyróżnia się spośród innych koncepcji filozofii, jakie spotykamy w dziejach kultury europejskiej i światowej. Otóż filozofia klasyczna narodziła się w starożytnej Grecji w czwartym wieku przed Chrystusem. Główni jej twórcy to: Sokrates, Platon, a zwłaszcza Arystoteles. To właśnie ci myśliciele otwarli drzwi dla europejskiej nauki, stawiając pytanie, czym jest rzeczywistość, co stanowi jej fundament, jej istotę – „arche”.

Droga do poznania Boga

Zajęto się nie tylko opisywaniem rzeczywistości, ale starano się ją wyjaśnić, poszukując racji, dlaczego jest taka, jaka jest i dlaczego w ogóle jest, skoro być nie musi. Ważne było też pytanie, co w bycie podlega zmianom, a co jest niezmienne. Poszukując zasadnej odpowiedzi na te pytania, Arystoteles wypracował teorię bytu, wskazując na czynniki wewnętrzne i zewnętrzne, które wyjaśniają naturę rzeczywistości i rozstrzygają sprawę jej zmienności i niezmienności.

W ten sposób ukształtowała się pierwsza metafizyka, teoria bytu, która odpowiadała na pytanie, dlaczego coś jest takie, jakie jest, w jakich elementach jest zmienne, a w jakich niezmienne. Myśliciele chrześcijańscy, zwłaszcza św. Tomasz z Akwinu, który w dużej mierze przejął dziedzictwo metafizyczne Arystotelesa, dodali pytanie, dlaczego coś jest, skoro być nie musi. To pytanie otwarło drogę do naturalnego poznania istnienia Boga.

Trzeba zauważyć, że tego rodzaju poszukiwania myślowe, zmierzające do wykrycia ostatecznych przyczyn rzeczywistości, bazowały na szeroko rozumianym doświadczeniu i na zdroworozsądkowym, logicznym myśleniu. Przyjmowano, że człowiek obdarzony aparatem poznawczym zmysłowym i intelektualnym jest powołany do poznawania rzeczywistości. Rzeczywistość była tu zawsze nauczycielem, a człowiek był jej uczniem. Poznanie polegało na intelektualnym „uzgadnianiu się” z rzeczywistością.

Tę zgodność intelektualnego ujęcia z bytowym stanem rzeczy nazwano prawdą. Taka postawa poznawcza fundowała w poznawaniu realizm i obiektywizm. Ważny był tu zawsze bezpośredni kontakt z rzeczywistością i odczytywanie o niej prawdy, czyli uzgadnianie się z rzeczywistością, która jawi się nam w naszym polu poznawczym.

Zlekceważono zdrowy rozsądek

Trzeba przypomnieć, że tego typu postawa poznawcza została zaatakowana w czasach nowożytnych. W XIX wieku pod wpływem idei rewolucji francuskiej zmieniono paradygmat nauki. Stało się to w europejskim pozytywizmie, kiedy zarzucono naukotwórcze pytanie „Dlaczego?” na rzecz pytania „Jaki jest świat; jak się mają rzeczy?”. Nauka, w tym także nowa, pozytywistyczna koncepcja filozofii, przestała świat wyjaśniać, a zadowoliła się jedynie jego opisywaniem. Zamknięto drogę poznawczą dla doświadczenia wewnętrznego, zlekceważono zdrowy rozsądek.

Nauka zajęła się tylko tym, co podlegało zmysłowemu doświadczeniu. Wyciągnięto wniosek, że tylko to istnieje, co jest empirycznie doświadczalne. Odrzucono świat nadprzyrodzony. Inni znowu przestali się interesować rzeczywistością, a zatrzymali się nad badaniem myśli, pojęć, idei. W wyniku tych dwóch postaw ugruntowała się w kulturze europejskiej postawa materialistyczna i idealistyczna. W filozofii dziewiętnastowiecznej pojawiły się filozofie idealistyczne (heglizm) i materialistyczne (marksizm). Filozofia, zerwawszy kontakt z rzeczywistością, zbliżyła się do ideologii. I właśnie dzisiaj w świecie zachodnim dominuje ten rodzaj filozofii. Lansują ją dzisiejszy postmodernizm i różnego rodzaju liberalizmy. W wyniku takiej postawy doszło do formułowania nierozumnych przekonań, a nawet twierdzeń, że np. nie ma obiektywnej, dla wszystkich obowiązującej prawdy, nie ma obiektywnego dobra, piękna i innych dotąd uznawanych wartości.

Promuje się różnego rodzaju dewiacje kulturowe i moralne. To, co dawniej uważano za patologię i dewiację, dzisiaj próbuje się wmówić, że to jest właśnie norma, którą nawet należy zalegalizować, czyli uczynić ją prawnie normą obowiązującą. Jesteśmy dziś świadkami poniżania zdolności poznawczych rozumu i pomniejszania wartości zdrowego rozsądku. O ile w oświeceniu europejskim wyniesiono rozum ludzki na piedestał, przeciwstawiając go wierze i religii, o tyle dzisiaj nastąpiła niespotykana dotąd degradacja rozumu, a także pogarda dla wiary i dla religii. Przychodzi nam dzisiaj bronić nie tylko wiary, ale i rozumu. Filozofia postmodernistyczna i liberalna kreuje dziś fałszywy wizerunek człowieka, co staje się ogromnym zagrożeniem dla samego człowieka, dla jego przyszłości. Z pola poznawczego człowieka eliminuje się doświadczenie wewnętrzne, np. doświadczenie obecności sumienia, doświadczenie powinności, wolności, moralności, religijności.

Niszczyciele Boga niszczycielami człowieka

Warto przypomnieć, że w encyklice „Sollicitudo rei socialis” Jan Paweł II napisał, iż u źródeł kryzysu współczesnej cywilizacji leży błąd antropologiczny, czyli fałszywy, zwykle okrojony, fragmentaryczny wizerunek człowieka. Człowieka zaczęto mylić ze zwierzęciem (materializm, marksizm, freudyzm, kolektywizm) albo też z Bogiem (indywidualizm, postmodernizm, liberalizm). Konsekwencje tej postawy widoczne są w agresji wobec człowieka. Niszczyciele Boga stali się niszczycielami człowieka. Bardzo wyraźne było to w totalitaryzmach dwudziestowiecznych, a jest to zakamuflowane w dzisiejszych demokracjach, które odrzucają wartości.

Trzeba nam zatem powrócić do obiektywnego, realistycznego, opartego na zdrowym doświadczeniu i na zdrowym rozsądku obrazu człowieka. Obraz ten jest taki piękny w filozofii klasycznej. Mówi się tu, że człowiek jawi się sobie samemu, czyli doświadcza siebie – i to zarówno od zewnątrz, jak i od wewnątrz – jako byt szczególny, jako byt cielesno-duchowy, zdolny do intelektualnego poznania, bezinteresownej miłości, obdarzony wolnością, przekraczający normy zdeterminowanej i nieświadomej przyrody. Człowiek, pozwalający „mówić” swemu egzystencjalnemu doświadczeniu, jawi się sobie samemu jako dziecko ziemi odziane w materię przyrody, wychylający się jednak ku światu ponadzmysłowemu, nieskończonemu poprzez swego niematerialnego ducha.

Tego typu obraz człowieka nawiązuje do obrazu bytu ludzkiego kreowanego przez wielkich mistrzów przeszłości, którzy człowiekowi wyznaczali środkowe miejsce w ogólnej hierarchii bytów. Ponad nim jest Bóg i aniołowie (duchy czyste), a poniżej – świat ożywiony (roślinny i zwierzęcy) i nieożywiony. Człowiek jest ogniwem spinającym świat niewidzialnego ducha ze światem widzialnej materii. W człowieku spotykają się ze sobą i przecinają się nawzajem światy: duchowy i materialny. Człowiek jest reprezentantem stworzenia wobec Boga i reprezentantem Boga wobec stworzenia.

Droga do odkrycia takiego obrazu wiedzie przez doświadczenie, a więc jest to droga filozofii realistycznej, filozofii opartej na szeroko rozumianym doświadczeniu. W ostatnim czasie drogą tą kroczył ks. kard. Karol Wojtyła, św. Jan Paweł II, Papież. Jego wizja bytu ludzkiego ukazana w podstawowych dziełach antropologicznych: „Miłość i odpowiedzialność” oraz „Osoba i czyn”, została wypracowana właśnie na bazie integralnie pojmowanego doświadczenia antropologicznego.

Wizja ta, odsłaniająca się nam w pierwotnym, egzystencjalnym doświadczeniu, wizja związana z kategorią prawdy i fałszu, dobra i zła, ma dla dzisiejszej kultury szczególne znaczenie. Znajduje się ona w opozycji do obrazu człowieka lansowanego dziś przez filozofię postmodernistyczną i liberalistyczną, filozofię tak wyraźnie negującą obiektywne wartości poznawcze i moralne, wartość obiektywnej prawdy i obiektywnego dobra. Wizja człowieka obecna w filozofii klasycznej winna znaleźć się u podstaw budowania nowego ładu w Europie, winna leżeć u podstaw jednoczenia się Europy. Wizja ta zgodna jest z wizerunkiem człowieka namalowanym na ziemi pędzlem Syna Bożego. Z pewnością taką wizję człowieka miał na myśli Jan Paweł II, gdy 3 czerwca 1997 r. w Gnieźnie, w czasie szóstej piel- grzymki do Ojczyzny mówił: „Nie będzie jedności Europy, dopóki nie będzie ona wspólnotą ducha. Ten najgłębszy fundament jedności przyniosło Europie i przez wieki go umacniało chrześcijaństwo, ze swoją Ewangelią, ze swoim rozumieniem człowieka i wkładem w rozwój dziejów ludów i narodów”.

Taką wizję człowieka usiłuje się dzisiaj wyeliminować ze współczesnej kultury. Czynią to wrogie Bogu i człowiekowi ośrodki ideologiczne, posiadające w swych rękach media i finanse. Stosują one na co dzień zakłamywanie rzeczywistości. Na tym zakłamywaniu usiłują ugruntowywać niekiedy swoją władzę i swoje zdobyte mienie.

Klucz do poznania rzeczywistości

Istnieje pilna potrzeba, abyśmy przy pomocy zdrowego myślenia, wsparci wskazaniami Ewangelii, potrafili być wierni prawdzie, czyli być wierni rzeczywistości, wierni swemu sumieniu, które jest bardzo ważnym fragmentem naszej ludzkiej rzeczywistości.

Dobry klucz do odkłamywania rzeczywistości, do walki z nagłaśnianymi dziś w mediach mitami daje nam filozofia klasyczna, filozofia oparta na doświadczeniu i na zdrowym rozsądku, po prostu filozofia oparta na zdrowym rozumie, który jest ulubionym darem Bożym, jak mawiał św. Tomasz z Akwinu. Trzeba pamiętać, że ideologie powstają i upadają, że przemijają różnego rodzaju mody, a prawda, dobro, piękno i inne wartości są nieśmiertelne, trwają i są zdolne ciągle na nowo przynosić szczęście ludziom.

Mając na uwadze, że za zbrodnie naszych czasów są odpowiedzialni w dużej mierze ludzie osaczeni przez fałszywe ideologie, trzeba zauważyć ważny głos jednego z dzisiejszych myślicieli chrześcijańskich, że „niestety, pamięć ludzi i pamięć całych narodów jest bardzo nietrwała. Tak szybko zapominają o starej, mądrej przestrodze, która głosi, że ten, kto zapomina o minionych zbrodniach i nieszczęściach, zmuszony będzie przeżywać je po raz wtóry”. Obyśmy nie musieli przeżywać prawdy tych słów.

16. Brak kompetencji właściwych rzecznikowi (praw dziecka). Autor: Leszek Dobrzyński

 Są tematy tabu, których rzecznik praw dziecka nie podejmuje - mówi Leszek Dobrzyński.  
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83143,brak-kompetencji-wlasciwych-rzecznikowi.html 

Rzecznik praw dziecka przedstawił wczoraj w Sejmie sprawozdanie za rok 2013, którego Prawo i Sprawiedliwość nie przyjęło. PiS wytknęło Markowi Michalakowi nieskuteczność w pełnieniu funkcji rzecznika praw dziecka, brak głosu w dyskusji o aborcji oraz ograniczenie swej aktywności do interwencji zamiast działań systemowych.

Można zauważyć, że Marek Michalak jest całkowicie uzależniony od rządzących, jest całkowicie uzależniony od Platformy Obywatelskiej. Tymczasem każdy rzecznik, obojętnie jakiej instytucji, powinien mieć odrobinę niezależności, powinien być człowiekiem odważnym, potrafić zajmować wyraziste stanowisko w różnych sytuacjach i kwestiach. Czemu niezauważalna jest działalność rzecznika praw dziecka w sferze zagrożeń aborcją? Przecież obowiązkiem rzecznika zapisanym w ustawie jest ochrona życia od poczęcia.

Czemu rzecznik praw dziecka kompletnie nie angażuje się np. w sprawy zniwelowania ideologii gender? Czemu pozwala na to, żeby w szkołach, przedszkolach dopuszczało się do gorszących indoktrynacji, gdzie dzieciom mąci się w głowach szkodliwymi programami, które zakłócają tożsamość płciową dzieci?

Przy rozmaitej aktywności, jaką powinien przejawiać urząd Rzecznika Praw Dziecka, jest sporo takich obszarów, gdzie Marek Michalak bał się do tej pory angażować. Są pewne sfery tabu, których kompletnie nie podejmuje. Kwestia tematyki aborcyjnej jest tutaj wyraźnym dowodem.

W ostatnim czasie wszyscy byliśmy świadkami sprawy, kiedy ogłoszono, że dziecko, które żyje w łonie matki, ale jest podejrzenie, że po urodzeniu bardzo szybko umrze, musi być zabite jeszcze w łonie matki. To jest klasyczny przykład tego, gdzie Rzecznik Praw Dziecka powinien zabrać głos, bo to dziecko jest chore, a my skazujemy je na jeszcze szybszą śmierć.

Takie myślenie w następstwie prowadzi do tego, że skoro dzieci z wadą możemy bezkarnie zabijać, to pojawia się mentalne przyzwolenie na zabijanie starszych, chorych, niepełnosprawnych, a może nawet tych, którzy nie pasują do ustalonych wzorców. Szkoda, że pan Michalak w tych sprawach wypowiada się tak nieśmiało albo w ogóle nie zabiera głosu.

Wybrane artykuły udostępniamy na portalu NaszDziennik.pl, ale zachęcamy też do wspierania „Naszego Dziennika” poprzez kupowanie wersji papierowej albo elektronicznej:  sklep.naszdziennik.pl/

17. Kto się bawi naszymi dziećmi?

 Gdy przyjrzymy się temu podręcznikowi pod kątem równościowym, to widzimy, że to nie jest podręcznik dla dziecka, tylko podręcznik przerabiający duszę dziecka pod względem nowej ideologii i nowych trendów.

 W pierwszej części podręcznika, obejmującego trzy miesiące, tzn. wrzesień, październik, listopad, nie pojawia się żaden szczegół kultury chrześcijańskiej ani narodowej. Podręcznik jest idealnie wypreparowany z takich odniesień. Boże Narodzenie zastąpione jest „Gwiazdką” i przedstawione jako bliżej nieokreślone wydarzenie z choinką, bałwanami, mikołajem i prezentami.  
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83500,kto-sie-bawi-naszymi-dziecmi.html 


18. Zawinił system stworzony przez Platformę

 Nie mam żadnych wątpliwości, że te 30 proc. młodych ludzi, którzy nie zdali matury, to osoby pokrzywdzone przez system stworzony od A do Z przez Platformę Obywatelską – poseł Sławomir Kłosowski komentuje zrzucanie winy na nauczycieli po nieudanych maturach.  
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83727,zawinil-system-stworzony-przez-platforme.html 


19. Media, polityka i biznes

  Osoby, na których ciąży obowiązek wychowania do mediów, a więc nauczyciele i wychowawcy zawodowi, duszpasterze i katecheci, a w szczególności rodzice, powinni wiedzieć, jakie postawy odbiorcy wobec mediów są najbardziej oczekiwane w edukacji medialnej. Spośród wielu dwie są szczególnie znaczące i cenne. Są to: postawa odporności i postawa aktywna.  
http://naszdziennik.pl/mysl/83471,media-polityka-i-biznes.html 

20. Podpisy już w Sejmie

 Prawie 200 tys. podpisów pod inicjatywą ustawodawczą, która ma na celu ochronę dzieci przed demoralizującą edukacją, zostanie już dzisiaj, 2 lipca br., złożone w Kancelarii Sejmu.  
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83755.html 


21. Ograniczone prawo do wychowania? Autorzy: Zarząd P.F.R.Obrony.Życia

W imieniu Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia
dr Paweł Wosicki – Prezes
dr inż. Antoni Zięba – Wiceprezes
Antoni Szymański – Wiceprezes
Anna Dyndul – Sekretarz

  Opinia prawna Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia w zakresie konstytucyjnych praw rodziców do wychowania dzieci  
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/83760,ograniczone-prawo-do-wychowania.html 

W piśmie skierowanym do Ministerstwa Edukacji Narodowej w dniu 29 kwietnia 2014 r. Rzecznik Praw Obywatelskich – prof. Irena Lipowicz, ustosunkowując się do pisma Fundacji Rzecznik Praw Rodziców odnośnie wątpliwości, jakie budzi program „Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć”, stanęła na stanowisku, iż program ten nie narusza praw rodziców wynikających z art. 48 ust. 1 Konstytucji, a więc prawa do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, gdyż prawo do wychowywania dzieci jest ograniczone art. 70 ust. 1 Konstytucji, który formułuje prawo do nauki i obowiązek nauki do 18. roku życia.

Rzecznik Praw Obywatelskich posiłkuje się Wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z dnia 27 maja 2003 r. (K 11/03, OTK-A 2003, nr 5, poz. 43). Trybunał Konstytucyjny w tymże wyroku uznaje, iż wiedza o UE stanowić powinna obecnie istotny element świadomości obywatela, w tym uczniów wszystkich typów szkół, i na tym gruncie sformułował tezę, iż Konstytucja nie może gwarantować, i nie gwarantuje, że wiedza przekazywana w szkole będzie zgodna z przekonaniami rodziców. Pogląd Trybunału Konstytucyjnego dotyczył obiektywnej wiedzy informacyjnej w zakresie funkcjonowania UE.

Według Rzecznika Praw Obywatelskich, za stanowiskiem ograniczającym prawa rodziców do wychowania przemawiają także orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Rzecznik Praw Obywatelskich powołuje się między innymi na decyzję ETPC z dnia 13 września 2011 r., sygn. 319/08 (opubl.: www.echr.coe.int).

Stosownie do art. 53 ust. 3 Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. Nr 78, poz. 483 – dalej Konstytucja) oraz art. 48 ust. 1 Konstytucji rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, również w zakresie wychowania i nauczania moralnego. Art. 70 Konstytucji stanowi: „Każdy ma prawo do nauki. Nauka do 18 roku życia jest obowiązkowa. Sposób wykonywania obowiązku szkolnego określa ustawa”.

Mając na uwadze przytoczone przepisy Ustawy Zasadniczej oraz po dokonaniu analizy przytoczonych przez Rzecznika Praw Obywatelskich orzeczeń stwierdzić należy, co następuje.

W pierwszej kolejności, że wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich, jakoby art. 70 ust. 1 Konstytucji ograniczał prawa rodziców, pozwalając na wychowanie dzieci zgodnie z ich przekonaniami jedynie po szkole i w weekendy, jest bezzasadny. Takie stanowisko nie ma uzasadnienia w wykładni językowej przepisów art. 53 ust. 3 Konstytucji, art. 48 ust. 1 Konstytucji czy też art. 70 ust. 1 Konstytucji. Nie przemawia za nim również wykładnia systemowa, celowościowa ani tym bardziej funkcjonalna ww. przepisów. Równie nieuprawniony jest wynikający z pisma Rzecznika Praw Obywatelskich wniosek, jakoby art. 70 ust. 1 Konstytucji stanowił normę nadrzędną (ograniczającą) prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami przyznane im w art. 53 ust. 3 Konstytucji w zw. z art. 48 ust. 1 Konstytucji.

Wręcz przeciwnie, art. 70 ust. 1 Konstytucji odsyła wprost do ustawy o systemie oświaty, zgodnie z którą główna rola wychowawcza należy do rodziny, a system oświaty ma szczególnie wspomagać tę rolę, nie sposób wyprowadzić z korelacji tych przepisów wniosków o nadrzędności art. 70 ust. 1 Konstytucji nad art. 53 ust. 3 Konstytucji w zw. z art. 48 ust. 1 Konstytucji.

Przechodząc do powołanego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, należy wskazać, iż stosownie do art. 66 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym (Dz.U. Nr 102, poz. 643 ze zm.) Trybunał, orzekając, jest związany granicami wniosku, pytania prawnego lub skargi. Oznacza to, iż wyrok Trybunału Konstytucyjnego, którym posiłkuje się Rzecznik Praw Obywatelskich, lansując tezę o ograniczeniach prawa do wychowania dzieci przez rodziców przez prawo do nauki i obowiązek nauki do 18. roku życia, winien zostać odczytany nie w kontekście abstrakcyjnym, ale w kontekście stanu faktycznego, na gruncie którego został wydany, tj. kampanii przedreferendalnej przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Trybunał Konstytucyjny w tymże wyroku uznał bowiem, iż wiedza o UE stanowić powinna obecnie istotny element świadomości obywatela, w tym uczniów wszystkich typów szkół, i na tym gruncie sformułował tezę, iż Konstytucja nie może gwarantować i nie gwarantuje, że wiedza przekazywana w szkole będzie zgodna z przekonaniami rodziców.

Ze wskazanych względów powoływanie się na powyższe orzeczenie w kontekście rozważań nad tzw. równościowym przedszkolem ocenić należy jako nadużycie. Pogląd Trybunału Konstytucyjnego dotyczył bowiem wyłącznie obiektywnej wiedzy informacyjnej w zakresie funkcjonowania UE. Jeżeli zaś chodzi o program „równościowe przedszkole”, to odnosi się on do szczególnie wrażliwych zagadnień dotyczących prawa rodziców do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego zgodnie ze swoimi przekonaniami, a więc materii, która nie może być określona mianem obiektywnej wiedzy informacyjnej. Co więcej, program ten budzi liczne kontrowersje, prezentuje on bowiem subiektywne stanowisko światopoglądowe sprzeczne z poglądami przynajmniej części rodziców (chociażby tej reprezentowanej przez Fundację Rzecznik Praw Rodziców), co winno zostać w pierwszej kolejności rozpatrzone w kontekście normy prawnej skonstruowanej na podstawie art. 53 ust. 3 Konstytucji w zw. z art. 48 ust. 1 Konstytucji.

Na uzasadnienie powyższego stanowiska należy w szczególności powołać opinię Zespołu Edukacji Elementarnej Polskiej Akademii Nauk pod przewodnictwem dr hab. prof. APS Józefy Bałachowicz (opubl.: tutaj). Opinia ta, podkreślając ukierunkowanie programu na dorosłą grupę docelową oraz brak spełnienia wymagań merytorycznych i dydaktycznych stawianych programom wychowania przedszkolnego, wskazuje jednocześnie wprost, iż „(…) ważnym mankamentem opiniowanego dokumentu (programu pt. »Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć«) jest proponowanie pomijania głosu rodziców w sprawie wychowywania ich własnych dzieci. Jest to idea sprzeczna z Konstytucją RP, z procesem demokratyzacji oświaty, jaki zachodzi w Polsce od okresu transformacji ustrojowej, jak też z nowoczesnymi tendencjami w oświacie przebiegającymi na świecie, a dotyczącymi edukacji nastawionej na partnerstwo podmiotów i wreszcie sprzeczne z ideą samego programu równościowego, sugeruje bowiem dyskryminację głosu najważniejszych dla dziecka osób (…)”.

Kontynuując analizę stanowiska Rzecznika Praw Obywatelskich, wbrew poglądowi prezentowanemu przez ten organ, za stanowiskiem ograniczającym prawa rodziców do wychowania nie przemawia zacytowana decyzja Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Powołując się w wystąpieniu z 29 kwietnia 2014 r. na decyzję ETPC z dnia 13 września 2011 r. (319/08), RPO przytacza fragment wywodu Trybunału, zgodnie z którym „Państwo, spełniając funkcje przyjęte w odniesieniu do wychowania i nauczania, musi dbać o to, by informacje lub wiedza przewidziane w programie nauczania były przekazywane w obiektywny, krytyczny i pluralistyczny sposób”. Jednakże wystąpienie Rzecznika pomija dalszy ciąg argumentacji Trybunału, zgodnie z którym „Państwo nie może realizować celu w postaci indoktrynacji, która może zostać uznana za brak poszanowania przekonań religijnych i filozoficznych rodziców. Jest to granica, której nie można przekroczyć”. Przytoczony fragment decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka nie sposób pogodzić z wyrażonym przez RPO poglądem, wręcz przeciwnie, uzasadnia on stanowisko zajęte przez Fundację Rzecznik Praw Rodziców.

Wspomnieć należy również, iż przy rozważaniu wzajemnych powiązań art. 53 ust. 3 Konstytucji w zw. z art. 48 ust. 1 Konstytucji i art. 70 ust. 1 Konstytucji w wystąpieniu Rzecznika Praw Obywatelskich brakuje odwołania do ratyfikowanych przez Polskę umów międzynarodowych podkreślających wagę i przewodnią rolę rodziców, nie zaś Państwa w wychowaniu dzieci. Taką pozycję rodzicom przyznaje zarówno Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, zgodnie z którą „rodzice mają prawo pierwszeństwa w wyborze nauczania, które ma być dane ich dzieciom” (art. 26 ust. 3), jak i Konwencja o Prawach Dziecka z dnia 20 listopada 1989 r. (Dz.U. 1991, Nr 120, poz. 526), która stanowi, że „rodzice (…) ponoszą główną odpowiedzialność za wychowanie i rozwój dziecka” (art. 18). Znajdują się natomiast odwołania do aktów, które nie zostały przez Polskę ratyfikowane, jak choćby Konwencja Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Tak wymowna niekonsekwencja konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej, jakim jest Rzecznik Praw Obywatelskich, musi budzić uzasadnione zastrzeżenia.

Podsumowując, należy zauważyć, iż stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich nie ma ugruntowania w polskim porządku konstytucyjnym. Program  „równościowego przedszkola” nie jest obiektywną wiedzą informacyjną, budzi natomiast liczne kontrowersje, prezentując stanowisko światopoglądowe sprzeczne z poglądami rodziców. Mając na uwadze powyższe, a także to, że program ten porusza delikatne kwestie tożsamości płciowej oraz okoliczność, iż wprowadzany jest poza wiedzą i kontrolą rodziców, stwierdzić należy, iż narusza on ich konstytucyjne wolności określone w art. 53 ust. 3 Konstytucji w zw. z art. 48 ust. 1 Konstytucji. Argumentacja Rzecznika Praw Obywatelskich zdaje się zaś stanowić niedopuszczalny wybieg sofistyczny zmierzający do zaakceptowania programu ograniczającego konstytucyjnie zagwarantowane prawa rodziców.

22. Młodzi nie zawiedli. Autor: Dr Tomasz M. Korczyński

 Oto importowany nihilista i dekadent ma nas, Polaków, pouczać o katolicyzmie, a obrażając nas i naszą wiarę, pluć w twarz, za co mamy jeszcze dopłacać. Ten absurd jest możliwy wyłącznie dzięki polityce miłości Donalda Tuska i jego fachowców od siedmiu boleści.

 Zależy nam na Polsce i nie możemy pozwolić na to, aby Polacy byli demoralizowani – mówili w rozmowie z dr. Tomaszem M. Korczyńskim uczestnicy pikiety przed MKiDN.  
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83271,mlodzi-nie-zawiedli.html

Wczorajsza pikieta przed Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego zorganizowana m.in. przez Krucjatę Różańcową przeciwko bluźnierczemu spektaklowi „Golgota Picnic” zgromadziła wielu młodych ludzi. To szczególnie budujące w sytuacji, gdy media głównego nurtu starają się nam wmówić, że wiara, religia, patriotyzm to już nieaktualna przeszłość, zarezerwowana wyłącznie dla osób starszych. Katolicy przybyli pod gmach ministerstwa, aby wyrazić swoje oburzenie. Mówili, że dziś w katolickiej Polsce istnieje konieczność postawienia tamy bezbożnictwu i bluźnierstwu.

W piątek w trzydziestu miastach Polski mają odbyć się pokazy importowanej za nasze pieniądze pseudosztuki człowieka, który na scenie mordował, dla zachowania swojej autonomii artystycznej (jak mawiał minister Zdrojewski i jego następczyni), zwierzęta. O katolicyzmie na łamach magazynu kulturalnego „Les Inrocks” (artykuł przetłumaczyła „Gazeta Wyborcza”) Rodrigo Garcia powiedział, że jest schronieniem „dla tych, którzy są zdesperowani, nie kochają życia ani człowieka takiego, jakim jest, ze wszystkimi słabymi stronami. Nie akceptują kobiety i mężczyzny takimi, jacy są”, natomiast Biblię nazywa „książką napisaną przez głupców i obłąkańców, która – z wyjątkiem Księgi Koheleta – jest w dodatku źle odczytywana przez katolików i prowadzi do przemocy”.

Oto importowany nihilista i dekadent ma nas, Polaków, pouczać o katolicyzmie, a obrażając nas i naszą wiarę, pluć w twarz, za co mamy jeszcze dopłacać. Ten absurd jest możliwy wyłącznie dzięki polityce miłości Donalda Tuska i jego fachowców od siedmiu boleści.

Nowa pani minister kultury, prof. Małgorzata Omilanowska, której laurkę wyprodukować już zdążył „Tygodnik Powszechny”, broni szczególnej autonomii artystycznej, a nazywając siebie człowiekiem dialogu, nie znalazła czasu na dialog z pokojowo nastawionymi katolikami stojącymi przy obstawie policji i straży miejskiej na zewnątrz ministerstwa. Zamiast granatów i pistoletów uzbrojeni byli w różańce.

Zamiast tego we wczorajszym wywiadzie wyemitowanym w Programie Drugim Polskiego Radia pani Omilanowska nazwała prymitywny kicz Rodrigo Garcii „dziełem” i stwierdziła, że organizator Malta Festival, nie mając zapewnienia wsparcia ze strony policji, wolał spektakl odwołać. Obawiał się bowiem, jak to ujęła, że w wyniku zamieszek może dojść do niszczenia mienia, utraty zdrowia i życia wielu ludzi. Nowa pani minister jest, jak widać, zatroskana zdrowiem i życiem poznaniaków, którzy mieliby zostać zaatakowani przez hordy katolików. Ręce opadają.

Nie oglądając się na skompromitowanych urzędników skompromitowanego gabinetu skompromitowanego Tuska postanowiłem porozmawiać z młodzieżą, która przybyła na protest pod ministerstwem. Wyrażali oni swoje zatroskanie w związku z przyzwoleniem ze strony władz polskich na bluźnierstwo i ataki na wartości katolickie.

Rafał Przybysz podkreślił, że jego obecność wyraża przede wszystkim fakt, że on, podobnie jak młodzi ludzie w Polsce, nie zgadza się na obrażanie uczuć religijnych osób wierzących.

– Wiara katolicka jest żywa wśród polskiej młodzieży – powiedział.

Daniel Sochacki podkreślił, że protestuje przeciwko pseudosztuce dlatego, że obraża jego uczucia religijne, a także ponieważ „obrażają Boga i mogą sprowadzić na nasz kraj nieszczęście. Bóg jest sprawiedliwy i jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje”.

Krzysztof Lasocki przybył na manifestację z dwóch powodów: – Po pierwsze, nie mogę się zgodzić, aby Bóg, nasz Ojciec, był obrażany. A drugi powód to moja miłość do Polski, zależy mi na niej i nie mogę pozwolić na to, aby Polacy byli demoralizowani, żeby polskie dziedzictwo narodowe było niszczone, bo przecież od stanu moralnego, od dziedzictwa narodowego zależy to, czy Naród przetrwa czy nie. Wszystkim nam zależy, aby przetrwał, i musimy o niego walczyć, dlatego tu jestem.

Na moje pytanie, czy uczestnicy protestu wierzą, że coś się zmieni po wyrażeniu przez nich sprzeciwu, odpowiadali twierdząco. Dotychczasowe pikiety i protesty przynosiły pozytywne skutki. Obrona Telewizji Trwam czy protest przeciwko wystawieniu spektaklu „Golgota Picnic” w Poznaniu są tego dowodem. Udaremniły atak na wolność w Polsce.

23. To nasz wspólny wybór

 Kiedy mieliśmy dzieci posłać do szkoły, która obecnie nie chroni dobra w dziecku, a niekiedy wprost demoralizuje i otwiera na zło, pojawiła się decyzja o wychowaniu domowym. Rozmowa z Tomaszem i Justyną Pilacińskimi oraz Katarzyną Pobudkiewicz – rodzicami uczącymi dzieci w domu.  
http://naszdziennik.pl/mysl/82785,to-nasz-wspolny-wybor.html

24. Historia nie tylko w podręczniku

 Rzeszowski IPN przygotował elektroniczną formę wystawy „Cisza przed burzą... ostatnie lato  RP”.  
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/84386,historia-nie-tylko-w-podreczniku.html 

25. Pracownie rodzinne. Autor: Ewa Hanter

 W proponowanej metodzie dążymy do równowagi między pracą fizyczną i umysłową, twórczą i odtwórczą. Działanie u dziecka powinno być wszechstronne, łączyć się zarówno z ruchem, jak i momentem spokojnego wyszukiwania, kompletowania, opracowywania. Wiążemy myślenie z działaniem, a także spojrzeniem na wszystkie sprawy z punktu widzenia światopoglądu katolickiego i życiem wewnętrznym – Ewa Hanter pisze o znaczeniu pracy twórczej w wychowaniu i nauczaniu.  

http://www.naszdziennik.pl/wp/84126,pracownie-rodzinne.html 

W pierwszym odcinku opisałam, jak zakładać pracownię rodzinną i jakie ma ona znaczenie dla wszechstronnego rozwoju dzieci oraz budowania więzi rodzinnych. W kolejnych artykułach chciałabym ukazać metody rozwijania procesów poznawczych, uspokajania nadmiernie pobudzonej psychiki dziecka, sposoby pracy z dyslektykami.

Teraz wyjaśnię szerzej, jakie znaczenie w wychowaniu i nauczaniu ma praca. Już pierwsi benedyktyni widzieli konieczność harmonii między modlitwą a pracą i wykorzystywali tę ostatnią jako środek ascezy. Zachowywali odpowiednie proporcje między pracą fizyczną (na roli, w ogrodzie) a pracą umysłową, którą łączyli z manualną i artystyczną (przy przepisywaniu ksiąg). Tym sposobem przyczynili się do ratowania cywilizacji podczas wędrówek ludów. Podobne zasady możemy przyjąć przy wychowywaniu dzieci.

W proponowanej metodzie dążymy do równowagi między pracą fizyczną i umysłową, twórczą i odtwórczą. Działanie u dziecka powinno być wszechstronne, łączyć się zarówno z ruchem, jak i momentem spokojnego wyszukiwania, kompletowania, opracowywania. Wiążemy myślenie z działaniem, a także spojrzeniem na wszystkie sprawy z punktu widzenia światopoglądu katolickiego i życiem wewnętrznym.

Warto jest włączać dzieci w zajęcia domowe od najwcześniejszych lat. To oczywiście wymaga od rodziców dużo cierpliwości, bo przecież sami mogą wszystko zrobić szybciej i lepiej, a czasu jest ciągle mało. Jednak gdy zaniechają tego trudu, często później żałują. Jak przykro jest matce, gdy dorastająca córka nie widzi potrzeby pomagania w kuchni i przy sprzątaniu, usprawiedliwiając się nadmiarem nauki i zajęciami dodatkowymi. A przecież gdy była mała, prace te były dla niej bardzo atrakcyjne. Dzieci cieszą się, gdy mogą uczestniczyć w życiu dorosłych. Jeśli w porę nie wykorzysta się ich zapału i nie wdroży do obowiązków domowych, nie nabiorą dobrych nawyków. Potem nakłonienie ich do pracy staje się trudniejsze.

Zabawę i naukę także staramy się połączyć z pracą – odtwórczą i twórczą. Odtwórcza ma działanie uspokajające; twórcza pobudza aktywność, mobilizuje i scala siły psychiczne.

Jak prowadzić zajęcia z dziećmi w różnym wieku?

W rodzinie, zwłaszcza wielodzietnej, pojawia się problem, jak przerobić ten sam temat, gdy mamy dzieci na różnym poziomie rozwoju. Czy można wykonać jedną grę z czteroletnią córeczką i dwunastoletnim synem? Jest to możliwe, gdy w ramach tego samego projektu będą opracowywane różne – łatwiejsze i bardziej ambitne – zadania.

Dla zilustrowania podam przykład: W czasie wakacji zwiedzamy wiele ciekawych miejsc, które mogą stać się inspiracją do wykonania gry planszowej. Zdarza się, że rodzice mają to szczęście, by odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej lub do Rzymu, i chcą się podzielić przeżyciami z dziećmi. Inni cieszą się ze wspólnego nawiedzenia sanktuariów na terenie Polski. Nie wystarczy tylko o tym opowiadać, pokazywać zdjęcia, filmy. Dziecko najlepiej zapamiętuje treść i rozumie ją, gdy coś wykonuje. Zajęcia manualne uspokajają i pomagają przedłużyć okresy koncentracji uwagi. Wielokrotne powracanie do tej samej pracy pozwala pogłębić temat, sprzyja refleksji.

Jeśli zdecydujemy się na zaprojektowanie gry pt. „Pielgrzymka po Ziemi Świętej”, robimy ksero mapy (w powiększeniu). Starsze dzieci można nauczyć, jak wykreśla się mapę konturową, wyznaczając punkty za pomocą południków i równoleżników. Na mapie-planszy pomijamy szczegóły, a zaznaczamy tylko miejsca związane z Ewangelią. Przez te miejsca rysujemy trasę z kółeczek.

W tym momencie najmłodsze dzieci wykazują się swoimi umiejętnościami manualnymi, obrysowując guzik, który w odpowiednim punkcie przyciska palcem do planszy jeden z rodziców. Potem kolorują kółka, wyróżniając kolorem ważne miejsca. Gdy pionek zatrzyma się na jednym z nich, gracz otrzymuje zadanie do wypełnienia, aby zdobyć punkt. Trzeba więc przygotować kilka wersji poleceń o różnym stopniu trudności. Każdy z „projektantów” opracowuje je na swoim poziomie.

Młodsze dzieci wykonują układanki z pocztówek ze zdjęciem danego miejsca (tzn. zaklejają odwrotną stronę widokówki białym papierem, wykreślają linie cięć i po pocięciu wkładają do osobnej koperty z nazwą i numerem miejsca na planszy). Dzieci uczące się czytać przygotowują domina sylabowe z nazwami geograficznymi lub składanki wyrazowe. Starsze dzieci układają zagadki (pytania i odpowiedzi na kartach). Mogą też wypisywać wersety z Ewangelii wiążące się z danym sanktuarium, a potem dzielić na fragmenty, aby powstała układanka.

W ten sposób zostaje wspólnie wykonana gra planszowa, w którą mogą grać jednocześnie dzieci w różnym wieku z rodzicami i dziadkami. Opracowywanie jej wiąże się z wzajemną pomocą rodzeństwa przy pracach technicznych i rozmowami z rodzicami, co oczywiście kształtuje przyjazne relacje.

Jak zachęcać do twórczej pracy

W Polsce mamy dużo dzieci z twórczymi zdolnościami. Gdy nie zapewni się im warunków do rozwoju, będą wyładowywały swoją energię w postaci bezmyślnych wybryków. Dzieci te często stają się przeciętne i bierne. Chociaż miały wiele pomysłów, nie spotkały osób, które nauczyłyby je, jak te pomysły realizować. Wspólne zajęcia w pracowni rodzinnej są okazją do nabycia umiejętności organizacji pracy. Rodzice zapisują datę rozpoczęcia i zakończenia danego „dzieła”. Radzą, jak pokonać trudności techniczne, zachęcają do wytrwałości. Stopień trudności zadań powinien być dostosowany do poziomu możliwości dziecka. Lepiej wykonać mniejszą całość, ale z radością, do końca i porządnie. Następnie, aby pogłębić zagadnienie, ujmujemy poszczególne małe wytwory w cykle tematyczne.

Musimy wyczuć, jak długo prowadzić zajęcia. Przerywamy je w momencie, gdy dziecko jest zainteresowane, ma entuzjazm. Wtedy będzie chciało wrócić do rozpoczętej pracy. Natomiast gdy zajęcia trwają za długo, dzieci zmęczą się, zniechęcą i trudno je będzie szybko namówić do wykończenia „dzieła”.

Już 2-3-letnie dzieci mogą brać udział w zajęciach rozwijających. Im wcześniej zaczniemy, tym łatwiej jest zainteresować dziecko, bo młodsze ma większe pragnienie poznawania. Unikajmy więc mechanicznych zabawek, bajek, które odciągają od świata realnego, ale w aktywny sposób uczmy odkrywać prawdę.

Nie wszystkie dzieci potrafią od razu projektować. Jedne są zahamowane, innym brak pomysłów, treści, wiadomości. Wtedy trzeba zacząć od pracy odtwórczej, pod kierunkiem. Stopniowo przechodzimy od kopiowania wzorów do realizacji własnych pomysłów. Początkowo proponujemy różne zmiany, uzupełnienia, a gdy dziecko zdobędzie potrzebne sprawności techniczne, pozna, co i jak można zrobić, zaczyna samodzielnie projektować.

Aby rozwinąć w dziecku postawy aktywne, twórcze, zostały wydane drukiem liczne pomoce służące temu celowi – różnorodne pod względem formy i bogate w treść (odsyłam do swoich książek). Ktoś może powiedzieć, że to nie jest dla współczesnych dzieci. One mają gry komputerowe, filmy w internecie…

Czy jednak bezduszna maszyna może zastąpić osobiste kontakty z rodzicami, rodzeństwem, kolegami, tę atmosferę ciepła, serdeczności, poczucie bezpieczeństwa? Czy potrzeba miłości, przyjaźni, która jest głęboko wpisana w naturę ludzką, może być bez bólu pominięta? Czy człowiek może być szczęśliwy bez zaspokojenia tej sfery?

Ponadto internet i inne media często przekazują negatywne treści, przed którymi chcemy uchronić dzieci, a właściwie ukształtować w nich takie postawy, aby same wybierały to, co jest wartościowe, a nie to, co powszechnie uznawane i reklamowane. Wydaje mi się, że twórcza praca, angażująca całego człowieka, może stać się bardziej atrakcyjna niż bierne odbieranie wrażeń.

Celowość i użyteczność pracy

Celowość i użyteczność pracy motywuje do czynu. Loteryjki i gry wykonane wspólnie są przechowywane w porządku. Tworzą własną biblioteczkę. Dzieci uczą się przez to szacunku do pracy. Mogą także podarować komuś w prezencie swoje „dzieła”, co sprawia radość nie tylko temu, kto otrzymuje, ale przede wszystkim temu, kto daje.

Własnoręcznie wykonana gra jest także narzędziem apostolstwa – ze względu na przekazywane przy zabawie treści.

26. Indiańska Matka Boża

 Ten obraz nie jest uczyniony ręką człowieka. Jest to autoportret Maryi, który kryje w sobie niezwykłe symbole i jest sam w sobie cudem. Są w nim zawarte ważne informacje dla Indian, dla Hiszpanów i dla wszystkich ludzi.
 Polecamy kolejną „Opowieść dobrej treści” – z dodatku dla dzieci „W OGRODZIE MARYI”.  

http://www.naszdziennik.pl/wp/84017,indianska-matka-boza.html


27. Brawo Polska Wschodnia! (Z prof. Aleksandrem Nalaskowskim rozmawia Izabela Borańska-Chmielewska)

 Pani Kluzik-Rostkowska dokonuje bardzo poważnego antropologicznego odkrycia: mianowicie wskazuje, że w ciągu jednego roku potencjał pewnej generacji jest w stanie znacząco się obniżyć. Tego nawet Darwin by nie wymyślił! Dlatego wypowiedzi i interpretacje pani Kluzik-Rostkowskiej przyjmuję z pewnym rozbawieniem i – z całym szacunkiem dla osoby i urzędu – nie mogę ich jako profesor pedagogiki traktować poważnie.  
http://www.naszdziennik.pl/wp/83896,brawo-polska-wschodnia.html

Z prof. Aleksandrem Nalaskowskim, pedagogiem specjalizującym się w pedeutologii i teorii szkoły, założycielem eksperymentalnego liceum społecznego „Szkoła Laboratorium” w Toruniu, rozmawia Izabela Borańska-Chmielewska

Tylko 71 proc. kandydatów zdało w tym roku egzamin maturalny. Ten wynik Pana zaskoczył?

– Nie, ponieważ średnia krajowa jest myląca. Należy przyjrzeć się biegunom, wokół których wytworzyła się średnia 71 proc., a także mapie województw – jak zdawano w poszczególnych regionach. Najlepiej zdało województwo lubuskie, następnie podlaskie, czyli Białostocczyzna. Ta pogardzana Polska B – oni mają najlepszy wynik. A najbardziej proeuropejski rejon, czyli woj. zachodniopomorskie – tam zdało tylko 67 procent. To dużo mówi o tych regionach. Matura, tak samo jak wszystko, co się tam odbywa: wybory, manifestacje, wiele prognozuje. Tym razem matura pokazała, że Polska Wschodnia jest terenem, gdzie nieprzyzwoicie jest się nie uczyć. Wszystko tam traktuje się poważnie i odpowiedzialnie. Panuje tam zasadniczo poczucie, że trzeba się uczyć, bo jest to element przyzwoitości, tak samo jak elementem przyzwoitości jest głosowanie w wyborach na partie prawicowe. Z tego poczucia przyzwoitości Białostocczyzna ma wynik z egzaminu maturalnego w Polsce na poziomie 74 procent. Królewska Małopolska ma taki sam wynik, a wydawałoby się, że ma daleko głębsze zaplecze kulturowe. Regionalnie wyniki pokazują nam zupełnie inne rozstawienie tego, czego nie bałbym się nazwać patriotyzmem. Dobre uczenie się i korzystanie z tego, co daje nam państwo, jest jednym z detali patriotyzmu.

Minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska obwinia o maturalną klapę uczniów, wysuwając zarzut, że to słabszy rocznik.

– To nie jest fatalny rocznik. Pani Kluzik-Rostkowska dokonuje bardzo poważnego antropologicznego odkrycia: mianowicie wskazuje, że w ciągu jednego roku potencjał pewnej generacji jest w stanie znacząco się obniżyć. Tego nawet Darwin by nie wymyślił! Dlatego wypowiedzi i interpretacje pani Kluzik-Rostkowskiej przyjmuję z pewnym rozbawieniem i – z całym szacunkiem dla osoby i urzędu – nie mogę ich jako profesor pedagogiki traktować poważnie.

Jaka jest prawdziwa geneza problemów tegorocznych maturzystów?

– W pedagogice bomba wybucha po około ośmiu latach od odpalenia. Teraz zbieramy żniwa tego, co siedem, osiem lat temu zaczęliśmy. Mam wrażenie, że ten rocznik maturzystów miał postraszyć roczniki następne. Na takiej zasadzie, że jeśli w tym roku uzyskamy zwiększoną trudność zadań, to w przyszłym roku 25-28 proc. niezdanych matur będzie do przełknięcia. To takie „rozstrzelanie dla przykładu”. Nie ma żadnej przesłanki funkcjonalnej, psychologicznej, antropologicznej, rozwojowej czy biologicznej, która byłaby w stanie uzasadnić tak gwałtowny w ciągu roku skok liczby osób, które nie są w stanie zdać matury. Przez Polskę musiałaby przejść jakaś epidemia, która by zaatakowała młodzieży mózg. Tłumaczenie, że to słaby rocznik, to argumentacja osoby, która nie ma pojęcia o funkcjonowaniu oświaty. Młyny szkolne mielą wolno, to się zbierało przez kilka lat, a matura pokazała nam tylko pewien stan. To wierzchołek góry lodowej. Pod spodem skrywa się nieuctwo, niewiedza, brak rozumienia tekstu itd.

Matematyka rzeczywiście była w tym roku trudniejsza?

– Jestem niezłym matematykiem. Ta matura nie była ani trudniejsza, ani łatwiejsza od poprzednich. Matematykę nadal można zdać, rozwiązując zadania w pamięci. To matematyka z poziomu szóstej klasy mojego pokolenia. Ci, którzy uzyskali wynik 31 proc, i ci, którzy uzyskali wynik 28 proc. i nie zdali – są porównywalni. I jedni, i drudzy nadal nie znają matematyki. Poza kwitem dojrzałości nic dobrego z tych wyników dla kraju nie wynika. Nie prowokuje to Nagród Nobla ani spektakularnych odkryć.

Rozwiązania, które rekomenduje Pan w tej sytuacji, to…?

– Dość zabawy z gimnazjum. Dość zabawy z pośrednią szkołą, która nic nie daje. Przez kilka lat istnienia gimnazjów w Polsce już wiemy, na co stać młodzież gimnazjalną. Dokładnie to samo trzeba zrobić ze studiami: zrezygnować z układu bolońskiego, czyli trzyletniego licencjatu i dwuletnich studiów magisterskich, i powrócić do pięcioletnich studiów magisterskich. W ten sposób powycinamy cwaniaków z prywatnych szkół. Bo wygląda to niestety tak, że student robi sobie licencjat w jakiejś prywatnej szkole wyższej w małym miasteczku, a potem ma pełną swobodę wyboru uczelni i może zdobyć dyplom magistra np. Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Trzeba przywrócić jednolite studia magisterskie, które natychmiast przetrzebią prywatne małe uczelnie, które kształcą bez żadnych wymogów, przyjmują wszystkich chętnych bez względu na stan wiedzy. Trzeba wrócić do przepisów mówiących o tym, że aby otworzyć kierunek, trzeba mieć pięciu samodzielnych pracowników. Stara szkoła dała nam wybitnych naukowców, np. kilku wybitnych astronomów, wiele znaczących postaci polityki, kultury i sztuki. Za to obecna matura dostarcza nam masowo na studia wyższe niedouczoną, roszczeniową młodzież.

Dziękuję za rozmowę.


28. Podręcznik sprzeczny z Konstytucją? (Z prezesem Ordo Iuris rozmawia Marta Milczarska)

Prof. Stępkowski: Polska Konstytucja wyraźnie wskazuje na chrześcijańską tożsamość polskiej kultury i czyni to w sposób jednoznacznie ją afirmujący.  
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83847,podrecznik-sprzeczny-z-konstytucja.html
Z prof. Aleksandrem Stępkowskim, prezesem zarządu Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, rozmawia Marta Milczarska

 
Ministerstwo Edukacji Narodowej przyznaje się do błędu w sprawie usunięcia z treści darmowego podręcznika do klas pierwszych wyraźnych wskazań na religijną tożsamość świąt Bożego Narodzenia i nieoficjalnie zapowiada wprowadzenie zmian. Czy brak wyraźnego odniesienia do chrześcijańskich wartości w resortowym podręczniku stałby w sprzeczności z polską Konstytucją? 

- Polska Konstytucja wyraźnie wskazuje na chrześcijańską tożsamość polskiej kultury i czyni to w sposób jednoznacznie ją afirmujący. Preambuła do Konstytucji wyraźnie mówi o wdzięczności, jaką stanowiący Konstytucję Naród wyraża przodkom za kulturę zakorzenioną w jego chrześcijańskim dziedzictwie. To jednoznaczne sformułowanie musi być dla działających na podstawie Konstytucji organów państwa zobowiązujące, z całą zaś pewnością nie może być ignorowane. Dlatego podręcznik zamawiany przez MEN, który przemilcza chrześcijańska tożsamość naszej kultury w tak oczywistym momencie, jakim są święta Bożego Narodzenia, musi budzić konsternację.

Co może stać u podstaw takiego pomijania przez ministerstwo odniesienia do chrześcijaństwa?

- Od dłuższego czasu obserwujemy zachodzące w Europie zmiany sekularyzujące kulturę. Szereg ostatnich wydarzeń, na czele ze skandalem z „Golgota Picnic”, pokazuje jasno, trudno mówić tu o spontanicznych samoczynnych procesach, ale że chodzi o przemyślane, dotowane z publicznych środków działania. Wydaje się, że ten incydent z przemilczaniem chrześcijańskiego charakteru świąt Bożego Narodzenia należy rozpatrywać w tym szerszym kontekście.

Tym niemniej wspomniany przeze mnie proces jest ciągle animowany przez szereg, niewinnych z pozoru, działań, które jednoznacznie chrześcijański charakter określonych  aspektów kultury czynią mniej jednoznacznym, później wieloznacznym, wreszcie jedyne znaczenie, jakie nam pozostaje, wiąże się ze wzmożoną konsumpcją, którą można później piętnować w bluźnierczy sposób.

Na zachodzie Europy od jakiegoś czasu w okresie świąt Bożego Narodzenia usuwane są wszelkie symbole nawiązujące do prawdziwego znaczenia tych świąt. Działania ministerstwa wpisują się w ten zachodni trend laicyzacji katolickich świąt?

 –  Oczywiście, działania MEN są aspektem tego ogólnoeuropejskiego rugowania chrześcijaństwa z kultury, ale nie tylko chrześcijaństwa, ale wszystkiego, co wskazuje na transcendencję. W Polsce mamy oczywiście do czynienia z istotną specyfiką, stąd procesy te nie mogą przybierać tak ostentacyjnych wyrazów jak na zachodzie Europy. Nie możemy się jednak łudzić. Brak stanowczości naszego społeczeństwa w drobnych sprawach dzisiaj będzie oznaczał bierne przyzwolenie na dokonywanie tych zmian w niedalekiej już przyszłości.

Dziękuję za rozmowę.


29. Szkoła musi być środowiskiem wysokiej kultury

Nie wolno odejść od istoty szkoły jako środowiska kultury wysokiej, troski o ponadczasowe wartości cywilizacji, własnego Narodu - uważa prof. B. Śliwerski z PAN.  
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83845,szkola-musi-byc-srodowiskiem-wysokiej-kultury.html 


30. e-Informator „Naszego Dziennika” w wakacje

 Drodzy Czytelnicy!
 W wakacje będziemy rozsyłać nasz e-informator nieco rzadziej. Dlatego zachęcamy Państwa do odwiedzania portalu NaszDziennik.pl, a także kupowania „Naszego Dziennika” w wersji papierowej albo elektronicznej. Wersję elektroniczną można kupić w naszym sklepie z dowolnego miejsca na świecie, ponieważ akceptujemy płatności przelewem bankowym, kartami kredytowymi oraz PayPal.