SŁOWO ARCYBISKUPA ŁÓDZKIEGO

W TEATRZE WIELKIM W ŁODZI

Z RACJI JUBILEUSZU 20-LECIA PONTYFIKATU

OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II

(Wtorek, 3 listopada 1998 roku)

 

1. Rad jestem ogromnie i najszczerzej, że widownia Teatru Wielkiego w Łodzi wypełniła się dzisiaj tyloma znakomitymi gośćmi. Wszystkim tu obecnym kłaniam się z należnym szacunkiem i wszystkich najserdeczniej witam. Powodem naszego zgromadzenia się jest dwudziesta rocznica pontyfikatu Jana Pawła II, papieża z Polski, którego i Łódź miała szczęście przyjmować przed 11 laty. Swoją obecnością na tej uroczystości chcielibyśmy wyrazić przynajmniej trzy rzeczy: radość, dumę i solidarność z Papieżem.

 

2. Polacy umieją się radować, zwłaszcza gdy los im zsyła powody do nieczęstych przecież radości. Wspomnijmy, jak wszyscy radowaliśmy się, gdy 16 października 1978 roku wczesnym wieczorem stacje telewizyjne i radiowe przyniosły wieść, że oto w Rzymie kardynałowie zgromadzeni na konklawe wybrali na Stolicę Piotrową człowieka z Polski. Radowali się wszyscy, którzy się czuli Polakami. Wszyscy rzucali się sobie w objęcia na ulicach, przystankach tramwajowych nie szukając odpowiednich partnerów. Każdy był wtedy partnerem najodpowiedniejszym, nikt nie pytał nikogo o przynależność religijną, światopoglądową, partyjną. Najistotniejsze było, że ten wybór padł na Polaka. Trudno by po dwudziestu latach nie wspomnieć tamtej chwili i nie przypomnieć sobie jej głębokiego sensu.

 

3. Chcielibyśmy zarazem poprzez tę uroczystość w łódzkim Teatrze Wielkim wyrazić naszą dumę z tego, że jeden z Polaków dostąpił tak wielkiego wyróżnienia. I że to wyróżnienie tak niesie on przez świat, że my sami czujemy się w nim dowartościowani i wyróżnieni. Tak nawet dalece, że bez obaw lubimy powiadać innym, że to jeden z nas, Polaków, zasiada na tronie papieskim. Dzięki niemu, wbrew trudnym doświadczeniom dziejowym, odczuwamy nadspodziewane poczucie własnej godności i swojej wartości. To nie jest wyróżnienie, które powodowałoby oddalanie się wyróżnionego od swoich najbliższych, ale wyróżnienie dla nas - nasze wyróżnienie. I tego nie docenić nie wolno po dwudziestu latach jego służby w Kościele, której tak niepomiernie dużo zawdzięczamy jako Polacy, niezależnie od tego, jakie są nasze wnętrza, nasza myśl, nasze duchowe, ideowe czy wręcz ideologiczne powiązania.

4. I wreszcie trzecia rzecz, którą dziś podnieść się godzi to solidarność z Papieżem Polakiem. Jest ona skądinąd zdumiewająca. Ale i rodzi pytanie o jej głęboki kształt i o to, czy z tym człowiekiem bylibyśmy gotowi pójść w przyszłość, jaka się przed nami otwarła i nadal stoi otworem. Czy bylibyśmy gotowi pójść za nim jako swoim przewodnikiem i żyć według jego wskazań duchowych, humanitarnych, religijnych. I tego zastanowienia niepodobna dzisiaj, w tę uroczystość jubileuszową przeoczyć.

Tym bardziej, że należy koniecznie dostrzec jeden znamienny rys osobowości tego człowieka. Od najmłodszych lat, zanim jeszcze powziął decyzję wstąpienia na drogę ku kapłaństwu, jako młody Karol Wojtyła i potem jako kapłan i biskup, nie rozstawał się z poezją. On nie tylko ją poznawał, ale i tworzył. Otóż jest aż zdumiewające, że przyglądając się dzisiaj jego dziełu literackiemu: wierszom, poematom i utworom scenicznym jest nader łatwo dopatrzyć się tych wszystkich wartości życiowych, które jako kapłan, arcybiskup krakowski, wreszcie jako papież na różnych poziomach i w wielorakim zakresie urzeczywistniał. Nie mógł znać swoich przyszłych losów, gdy tworzył te dzieła, ale to, co w nich ówcześnie wypowiadał, później stawało się jego drogowskazem w życiu pasterskim.

 

5. Dlatego z wielką wdzięcznością przyjąłem, że Pani Profesor Danuta Michałowska, świadek tamtych lat Karola Wojtyły, nade wszystko lat ich wspólnej działalności w Teatrze Rapsodycznym w Krakowie, zechciała uprzejmie zgodzić się na wzięcie udziału w naszej łódzkiej uroczystości poświęconej Janowi Pawłowi II. Nazwisko i sława Pani Profesor są nazbyt znane i z teatru, i z radia, i z telewizji, i z pracy dydaktycznej, byśmy tutaj, w Łodzi, nie przyjmowali Pani z największym uznaniem, wdzięcznością i aplauzem.

Pani Profesor znała młodego Karola Wojtyłę, była Pani blisko arcybiskupa i kardynała Wojtyły, Pani także - jak wolno, przypuszczać - ze wzruszeniem przyjęła przed dwudziestu laty wiadomość, że ten wielki znajomy i przyjaciel z Krakowa zasiadł na Stolicy Piotrowej jako "człowiek z dalekiego kraju", by zaistnieć jako bliski we wszystkich krajach i dla wszystkich ludzi. Tak go przecież widzą, uznają i przyjmują nie tylko chrześcijanie, ale i wyznawcy wszelkich religii: żydzi, muzułmanie i zgoła dalecy od jakiejkolwiek wiary.

 

6. Na tym polega wielkie misterium życia tego człowieka, który już w bardzo młodych latach wspominając swoje "Kamieniołomy" pisał o ludzkich dłoniach, "że są krajobrazem serca". W swojej zaś umiłowanej zadumie nad krajem rodzinnym, w poemacie "Myśląc Ojczyzna" temat ten w swojej duszy na wskroś polskiej i bez reszty religijnej przetworzył niczym w hymn i w końcowej strofie kazał mu zabrzmieć akordem wprost sakralnym: "Oto liturgia dziejów". Kilka wierszy wcześniej, w przygotowaniu do tego sakralnego akordu pomieścił strofę, którą jeszcze w niedawnych latach powtarzano z akcentem, jakże wówczas dla każdego zrozumiałym: "Słaby jest lud, jeśli godzi się ze swoją klęską, gdy zapomina, że został posłany, by czuwać, aż przyjdzie jego godzina. Godziny wciąż powracają na wielkiej tarczy historii". Tutaj właśnie napisał to wielkie słowo: "Oto liturgia dziejów... Godziny przechodzą w psalm nieustających nawróceń. Idziemy uczestniczyć w Eucharystii światów".

 

7. Taki był ongiś, za swoich młodych lat Karol Wojtyła z Teatru Rapsodycznego, taki był ksiądz Karol Wojtyła, taki był arcybiskup krakowski Karol Wojtyła, takim pozostał Jan Paweł II, papież z Polski.

Nad tym zjawiskiem po dwudziestu latach jego posługi Piotrowej godziłoby się coraz głębiej zastanawiać, wnikać w nie całym swoim jestestwem: polskim i chrześcijańskim, bardzo bliskim światu i ludziom tego świata, i zarazem najbliższym Bogu.

 

8. Z krakowskich świadków życia Karola Wojtyły, Pani Profesor Danuta Michałowska, którą mamy dziś wielką radość gościć u siebie zapewne zechce czymś nader znaczącym z nami się podzielić. Wszystko, co Pani Profesor powie przyjmiemy z wdzięcznością jako słowo w którym znajdą się niewątpliwie najcenniejsze echa życia człowieka, którego Pani od długich lat zna: od czasów Teatru Rapsodycznego po Rzym Piotrowy. Bardzo Pani Profesor dziękujemy, że zechciała zaszczycić dziś swoją obecnością Łódź, w której Jan Paweł II był przed jedenastu laty i wyznał jej: "Chcę ci powiedzieć, miasto, które nosisz imię Łódź, że wielką sprawiłoś radość następcy Piotra, rybaka i Apostoła, przez to dzisiejsze spotkanie". Ileż wtedy było papieskich pozdrowień i uścisków słanych robotniczej braci włókniarskiej, rolniczej, uniwersyteckiej, rodzicom i dzieciom, zwłaszcza ówczesnym dzieciom pierwszokomunijnym.

To wszystko powinno wciąż dźwięczeć w naszej pamięci jako wspomnienie najdroższe i przeobrażać się w sakralny hymn: "Oto liturgia dziejów... Idziemy uczestniczyć w Eucharystii światów".