Adwent 1997

Jesteście wezwani ...

List Arcybiskupa Łódzkiego Władysława Ziółka do młodzieży akademickiej


Oto nadchodzą dni, kiedy wypełnię pomyślną zapowiedź...
(Jr 33,14)


Droga Młodzieży!


1. Oto nadszedł Adwent. Rozpoczął się w minioną sobotę liturgią wieczornej modlitwy Kościoła i trwać będzie do uroczystej nocy Bożego Narodzenia. Niech te dni trwają. Niech będą żywe jako wielki, święty czas wszystkich wyznawców Jezusa Chrystusa.
Nie obwieszczamy Adwentu biciem dzwonów - w tym okresie dzwony biją rzadziej i ciszej. Nie ogłaszamy nadejścia dni adwentowych rozwieszaniem plakatów w mieście - żywot plakatów jest nietrwały, a i Adwent nie odbywa się w salach wystawowych, na scenach i estradach. Adwent powinien się rozpocząć najpierw w ludzkich wnętrzach, trwać w naszych umysłach i sercach, ujawniać we wszystkich naszych czynach i wszędzie, gdzie jesteśmy: w fabrykach i biurach, na uczelniach i ulicach. Po nas powinno się bez trudu rozpoznać, że zaczął się Adwent i że nasze istnienie jest przywoływaniem Chrystusa, modlitewnym przyzywaniem Go, żeby był wśród nas, przygotowujących drogi na Jego nowe wejście w nasz świat. Taka też jest nasza powinność chrześcijańska i taka misja w świecie - ludzi, którzy żyją Chrystusem i obwieszczają Chrystusa. Nie wolno nam się upodobnić do nietrwałego plakatu, który można łatwo zedrzeć i zamazać, zalepić innym plakatem, o innych treściach.

2. Listem tym spełniam moje zadawnione pragnienie, żeby u progu Adwentu przekazać łódzkiej młodzieży kilka refleksji do zastanowienia: w osobistej medytacji, w grupach modlitewnych czy z okazji adwentowych rekolekcji.
To pragnienie jest zaiste zadawnione, nosiłem je w sobie już od kilku lat. Tego wreszcie roku, zwłaszcza w obliczu zbliżającego się końca drugiego tysiąclecia Chrystusowego, postanowiłem, że je urzeczywistnię. Zechciejcie, Drodzy Studenci, przyjąć je jako najżyczliwsze słowo łódzkiego biskupa na Waszą adwentową drogę.

3. Gdy przed blisko dwunastu laty rozpoczynałem posługę pasterską w Łodzi, jednym z pierwszych aktów mej obecności w tym wielkim mieście było spotkanie z profesorami wyższych uczelni i młodzieżą akademicką. Nawet nie z włókniarzami, których rzesza była ówcześnie bardzo liczna, ale z profesorami i młodzieżą. Owszem, dostrzegałem włókniarzy, czułem ich obecność i wielokrotnie potem spotykałem się z nimi. Ustanowiłem nawet coroczny dzień modlitewny dla nich i do dziś każdego roku 19 marca, w uroczystość św. Józefa, patrona Kościoła łódzkiego, modlimy się w bazylice archikatedralnej o rozkrzewianie się wiary łódzkiej braci robotniczej. Niemniej już wówczas, choć zmian ustrojowych w Polsce niepodobna jeszcze było przewidzieć, wydawało się, że przyszłości naszej metropolii należało się domyślać w rosnących wciąż w liczbę wyższych uczelniach i wychodzących z nich absolwentach. Już wtedy czuło się wyraźnie, że młoda, historycznie patrząc, Łódź o przestarzałym jednak przemyśle, nie miała wielkich szans na urzeczywistnienie się ideałów ziemi obiecanej kultywowanych przez naszych przodków - dziadów i ojców.
W każdym razie młodość w Łodzi zaczęła zajmować coraz wydatniejszą i silniejszą pozycję. Wolno się przeto radować, że najprawdopodobniej Duch Boży podpowiedział nowemu pasterzowi Kościoła łódzkiego, żeby swą posługę biskupią zaczął od próby nawiązania kontaktów z tutejszymi uczelniami i całym środowiskiem akademickim. Nie było to w żadnym przypadku łatwe. Nade wszystko nie było to łatwe dla uczelni, które w tamtym czasie były jeszcze bardzo skrępowane w swych poczynaniach. Mogłem jednak odnotować, że mimo rozlicznych trudności uczelnie i młodzież łódzka z godną podziwu życzliwością odpowiedziały na to pasterskie wyjście ku nim.
Mam na myśli nie tylko owo pierwsze spotkanie z profesorami i młodzieżą. Wszak w Łodzi o wiele wcześniej były czynione wysiłki, żeby w parafiach rozwinąć ośrodki duszpasterstw akademickich. Być może z początku próby te nie były w pełni udane - nie mieliśmy jeszcze odpowiednio przygotowanych kadr duszpasterskich. Wskutek tego chyba przybladły tradycje łódzkiego duszpasterstwa akademickiego z lat, kiedy prowadzili je księża jezuici z nieocenionym o. Tomaszem Rostworowskim, a potem w czasach nam bliższych - księża salezjanie z kościoła św. Teresy w słynnym "Węźle" zainicjowanym przez ks. Jana Palusińskiego. Dzięki temu i dzięki tym i takim postaciom, by choćby o nich tylko wspomnieć, wytworzyły się u nas piękne akademickie tradycje duszpasterskie, do których nie sposób nie nawiązywać w odbudowywaniu tej postaci szerzenia Ewangelii dziś, kiedy wszelkie, ówczesne przeszkody ustały i jawi się przed nami zadanie wydatniejszego, nowego odrodzenia studenckich wspólnot chrześcijańskich.
Mam nadzieję, że dzisiejsi duszpasterze akademiccy nawiązują do tamtych, przeszłych lat, że są do swych nowych zadań dobrze przygotowani, tym bardziej że znajdują budzący nadzieję odzew braci studenckiej. Cieszę się szczególnie żywotnością duszpasterstwa "Piątka", które z racji swego położenia skupia przede wszystkim studentów Politechniki. Cieszę się z dalszego rozwoju "Węzła", gdzie spotyka się głównie młodzież uniwersytecka, a także z owocnych zmagań szeregu innych parafialnych ośrodków, które nierzadko bywają prawdziwie prężne.

4. Nie mam w tej chwili intencji kreślenia dziejów duszpasterstwa akademickiego w Łodzi. Chcę głównie zasygnalizować, że jest ono prawdziwie znaczącą cząstką Kościoła łódzkiego i że bardzo liczę na jego aktywną obecność w życiu chrześcijaństwa na naszym terenie. Nawet jeśli ta obecność jest z konieczności dla niektórych tymczasowa - ponieważ po studiach wielu absolwentów rozjedzie się po świecie - naszą powinnością, ludzi na stałe wkotwiczonych w Łódź, jest dbałość o to, żeby z Łodzi po okresie studiów wyjechali w dojrzałe życie prawdziwi, odpowiedzialni chrześcijanie. Nie tylko fachowcy w rozmaitych dziedzinach naszego istnienia, ale ludzie wrażliwi na wartości duchowe oraz religijne i gotowi do służenia innym w tym, co jest związane z wiarą religijną i duchowym wzrostem człowieka.
Sądy o młodzieży polskiej, w tym o młodzieży studiującej, są wielorakie i rozbieżne. Na podstawie moich doświadczeń i opinii osób znających Was bliżej pragnę powiedzieć, że w żadnym razie nie jestem w stanie przyłączyć się do surowych opinii, w których góruje pesymizm zaprawiony niekiedy jakimś czarnowidztwem. Owszem, czuję i widzę problemy, niekiedy poważne i odnoszące się do życia i religijnego, i w ogóle duchowego, niemniej to zupełnie nie gasi mojego optymizmu, prawdziwego i głęboko we mnie osadzonego.
Oto kilka podstaw tych przekonań. Chętnie bym je ujął w wyrazie symbolicznym. Powiedziałbym w pewnej konwencji o polskiej i łódzkiej młodzieży, że jest to młodzież lednicka. Ten symbol jest zapewne dostatecznie czytelny. Nawiązuje do niedawnych przeżyć pielgrzymkowych z dni ostatniej papieskiej, pielgrzymiej podróży do Polski. I do Bramy Trzeciego Tysiąclecia chrześcijaństwa, przez którą wielotysięczna rzesza młodych ludzi przeszła w nowy wiek - w nowe tysiąclecie.
Parokrotnie w okresie letnim i wczesnym okresie jesiennym wracałem do tego symbolicznego marszu młodych pielgrzymów. W specjalnej rozmowie radiowej w naszej, lokalnej rozgłośni "Emaus" poświęciłem owej Bramie oddzielną audycję. Wracam także teraz do tego liczącego się faktu ponownie. Z największym uznaniem przyjąłem dominikańską inicjatywę o. Jana Góry z duszpasterstwa akademickiego w Poznaniu, żeby w bliskości końca wieku i drugiego tysiąclecia zbudować wielką bramę, przez którą polska młodzież przeszłaby na znak swojej więzi z Chrystusem oraz wyznania, że pragnie, by nowy wiek i nowe tysiąclecie świata były jak najpełniej Chrystusowe.
Zamyśliwano wtedy, w bliskości kalendarzowej daty papieskiego przylotu do Polski, żeby Ojciec Święty sam dokonał przeprowadzenia młodzieży przez ową Bramę. Względy organizacyjne uniemożliwiły urzeczywistnienie tego zamysłu do końca. I nie sądzę, żeby ktokolwiek miał z tego powodu żal do organizatorów. Przecież Papież żywo zareagował na intencję Bramy. Papieski helikopter zniżył swój lot, gdy znajdował się nad Bramą, okrążył rozległy teren nad nią i usłyszeliśmy papieskie przesłanie do pielgrzymiej młodzieży. Odwołuję się tutaj do Waszej pamięci, do wielkich wspomnień z tamtego dnia, do późnego wieczoru 2 czerwca, do pamiętnych słów papieskiego przesłania. Stoicie na Polach Lednickich - powiedział Ojciec Święty - jakby u źródeł chrzcielnych Polski. Pragniecie wziąć w swe ręce całą spuściznę chrześcijańskiej tradycji Ojców, aby nieść ją dalej w trzecie tysiąclecie [...] Nie lękajcie się iść w przyszłość przez Bramę, którą jest Chrystus [...] Zanieście przyszłym pokoleniom świadectwo wiary, nadziei i miłości. Nie wystarczy przekroczyć próg, trzeba iść w głąb.
Ojciec Święty wyznaczył Wam odpowiedzialną misję. I wierzy, że ją spełnicie. Wierzy, że spełni ją młode pokolenie z Lednicy, które przeszło przez Bramę. Dlatego i ja, jako świadek tego wielkiego wydarzenia, nazywam obecne pokolenie młodzieży - pokoleniem lednickim. W tym wyraża się moja ufność do tego pokolenia, moja nadzieja, moja wiara w to pokolenie, w Was, Droga Młodzieży.
W tym przekonaniu utwierdza mnie to, co się działo nazajutrz, 3 czerwca w Poznaniu podczas spotkania Ojca Świętego z młodzieżą na placu Adama Mickiewicza, gdzie padły te nader zobowiązujące słowa Namiestnika Chrystusowego: Jesteście wezwani do świadczenia o wierze i nadziei. Rzecz przy tym znamienna, Ojciec Święty od początku swej służby Piotrowej bezustannie powiada i wciąż powtarza słowa - nie lękajcie się i jesteście wezwani do składania świadectwa. Są to słowa przewodnie jego pontyfikatu i słowa, które składa w ręce młodzieży.

5. Trudno, żebym nadto nie wspomniał o wydarzeniu, jakie miało miejsce wkrótce potem w Paryżu, dokąd także wielu z Was udało się na Światowe Forum Młodzieży. Pamiętam dobrze, Wy też nie mogliście tego nie zauważyć, że wielu znawców życia społecznego, zwłaszcza religijnych przeobrażeń we wnętrzach ludzkich, odradzało Papieżowi przedsiębranie tej nowej podróży. Wróżono, że niewielu młodych tam spotka, nawet jeśli do Paryża zaproszono młodzież z całego świata. Gdy wbrew wróżbom i racjonalnym zapowiedziom, na hipodromie paryskim, w skwarny dzień sierpniowy w spotkaniu uczestniczyła ponad milionowa rzesza młodzieży, niepodobna było nie nabyć przekonania, że młodzież świata jest otwarta na chrześcijaństwo, na prawdziwą, głęboko pojmowaną Ewangelię Jezusa Chrystusa. I do tego również odnoszę się, pisząc do Was mój list. Nie można pozwolić sobie na zapomnienie tych zdarzeń, jeśli się ktoś wybiera w przyszłość z zamiarem kształtowania jej według najtrafniejszych wzorców. I jeśli to zadanie zleca się młodszemu pokoleniu.

6. Oto nadchodzą dni, kiedy wypełnię pomyślną zapowiedź, jaką obwieściłem domowi izraelskiemu i domowi judzkiemu. Tak pisał wielki prorok Jeremiasz sześć wieków przed narodzeniem Chrystusa. Od tych słów zacząłem ten oto list do Was. Nie mogłem go zacząć inaczej. Wszak od tych właśnie słów zaczyna się liturgia eucharystyczna w I Niedzielę Adwentu. Po długotrwałych latach niewoli Izraelici powracali do domu. Mieli przed sobą bardzo trudne zadanie odbudowy życia narodowego i religijnego. Jeremiasz otrzymał od Boga zadanie, żeby swym braciom wycieńczonym duchowo niewolą przesłać ową pomyślną zapowiedź. Nie dotyczyła ona samoczynnej jakoby naprawy zniszczeń, lecz była wezwaniem do podjęcia naprawy tego, co zostało zniszczone. I naprawy przy boku obiecanego Mesjasza.
Z nami jest podobnie. Nam też, podobnie jak ojcom w wierze, Izraelitom, nie wolno zapomnieć o przeszłych dniach niewoli i zniszczeń. My również, podobnie jak Izraelici, musimy zabrać się do naprawy wszelkich zniszczeń. Nam także trzeba wciąż sobie przypominać, że Mesjasz już się narodził, że naprawa świata już się dokonała na Golgocie, a każde pokolenie musi dokonywać naprawy urzeczywistnionej przez Chrystusa. Tym bardziej że Jeremiaszową "pomyślną zapowiedź" możemy już swobodnie dosłyszeć. Pozostaje nam ją przyjąć i zacząć wcielać w życie.
Ufam, że trafnie wyczuwacie, dlaczego u progu tegorocznego Adwentu takie stawiam akcenty i że słowo listu, z jakim się zwracam do Was jest dostatecznie czytelne. Idźcie w dni adwentowe według drogowskazów, jakie zostawili nam nasi ojcowie, jakie otrzymaliśmy w dziedzictwie od religijnej, polskiej tradycji narodowej, od Papieża Polaka, jakie otrzymywać będziemy od Ducha Pocieszyciela w nowym roku przygotowań do obchodów trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa.
Na koniec jeszcze jedno zdanie Ojca Świętego chciałbym Wam pozostawić do przemyśleń. Papież napisał je przed niespełna dwoma laty: Powinniście nie tylko wspominać i opowiadać swoją chwalebną przeszłość, ale także budować nową wielką historię! Wpatrujcie się w przyszłość, ku której kieruje was Duch, aby znów dokonać z wami wielkich dzieł (Adhortacja Vita Consecrata, 25 marca 1996).
Z otwartym sercem pisałem słowa tego listu i ufam, że z otwartymi sercami te słowa przyjmiecie. Takich bowiem otwartych serc pilnie nam wszystkim potrzeba w Adwencie i w adwentowych przygotowaniach na nowe tysiąclecie. Od tego - od otwartych serc - zależy dziś wszelkie ludzkie spotkanie, dialog międzyludzki, ludzkie dzieło nad "budowaniem nowej, wielkiej historii". Na tę adwentową drogę, która przekracza kalendarzowe dni adwentowe, gorąco Wam błogosławię

Łódź, Adwent 1997

Władysław Ziółek
Arcybiskup Łódzki