HOMILIA ARCYBISKUPA ŁÓDZKIEGO

PODCZAS MSZY ŚWIĘTEJ W BAZYLICE ARCHIKATEDRALNEJ

Z RACJI 20-LECIA PONTYFIKATU

OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II

(Środa, 4 listopada 1998 roku)

 

1. "Wszystko, co czynicie, niech się dokonuje w miłości" (św. Karol Boromeusz, LG t. IV s. 1330). Są to słowa św. Karola Boromeusza, biskupa sprzed ponad czterystu już lat. Godzi mi się je przytoczyć w ten wieczór, w który w łódzkiej bazylice archikatedralnej pragniemy uczcić modlitewnie Ojca Świętego Jana Pawła II w dniu jego imienin i z racji dwudziestolecia jego pontyfikatu.

 

2. Z tej, głównie jubileuszowej racji, spotkaliśmy się już wczoraj w łódzkim Teatrze Wielkim. Wydało nam się bowiem, że to miejsce, także w pewnej specjalnej mierze świątynne będzie bardzo właściwym miejscem jubileuszowych obchodów dla większej rzeszy łodzian doceniających dobrodziejstwa tego słowiańskiego i powszechnego pontyfikatu i pozostających pod jego urokiem.

Dzisiaj jednak spotykamy się już nie w teatrze, ale w świątyni, i to w tej świątyni, która jest prawdziwie matką łódzkich kościołów, żeby tutaj uczcić modlitwą i sprawowaniem Najświętszej Ofiary Jana Pawła II, Papieża z Polski.

 

3. Spotkanie w Teatrze Wielkim było znaczące, ale nie pełne. Kapłana, tego i takiego kapłana wolno uczcić w teatrze, ale na tych wyrazach szacunku i czci pozostać niepodobna. Jan Paweł II, kapłan Jezusa Chrystusa, zawsze i wciąż prosi o modlitwę za siebie i w swoich intencjach pasterskich. Zasłużylibyśmy na wyrzut wielkiej głuchoty ducha, gdybyśmy na te prośby nie odpowiedzieli modlitwą - wielką modlitwą wierzącego ludu Boga. Na tę wielką, serdeczną modlitwę spotykamy się w tej chwili, wszyscy świadomi łaski, jaką otrzymaliśmy od Boga przez wybór na Stolicę Piotrową człowieka z Polski. I wszyscy słyszący, jaką modlitwę mamy powinność zanieść do Boga za naszego Brata Polaka, który od dwudziestu lat i mimo różnorakich dolegliwości wieku stoi za sterem łodzi Piotrowej.

 

4. Przecież żywo pamiętamy, że gdy przed jedenastu laty mieliśmy radość i szczęście gościć Ojca Świętego w Łodzi, słyszeliśmy tutaj, u siebie, z jego ust to przyrównanie naszej wielkomiejskiej siedziby do łodzi Piotrowej. Serca nasze zapałały żywiej, gdy na błoniach tutejszego lotniska, wobec olbrzymiej rzeszy łodzian, mieszkańców naszego miasta i regionu, Ojciec Święty powiedział: "chcę ci powiedzieć, miasto, które nosisz imię Łódź, że wielką sprawiłoś radość następcy Piotra, rybaka i Apostoła, przez to dzisiejsze spotkanie". Wiele już razy, Bracia i Siostry, powracałem do tych papieskich słów. Przy rozmaitych okazjach je przypominałem. Zwłaszcza dlatego, że w łódzkich zakładach "Uniontexu" jedna z włókniarek obiecała Ojcu Świętemu, że jego obecność w naszym mieście będzie zapisana w kronikach złotymi zgłoskami. Nigdy nie sprawdzałem w archiwach miejskich, czy tę obietnicę spełniono. O wiele bardziej niż o zapisy na pergaminach usiłuję się troszczyć o zapisy w ludzkich sercach. Dlatego do tego jednego łódzkiego dnia, który spędziliśmy z Papieżem często wracam, by łódzkie serca rozgrzewać przypominaniem tamtego historycznego wydarzenia. Nie mogłem go też nie przypomnieć w tej chwili, gdy obchodzimy dwudziestolecie pontyfikatu Jana Pawła II.

 

5. W wielorakich przedsięwzięciach Ojca Świętego, w jego listach do ludzi całego świata, w jego podróżach, jakże licznych, mamy prawo upatrywać, że ten jeden łódzki dzień był najważniejszy. Bardzo bym pragnął, żeby w naszych sercach i pamięci taki - najważniejszy - on pozostał, żeby starsi łodzianie opowiadali o nim młodszemu pokoleniu jako o dniu wręcz największym w dziejach Łodzi.

Taki bowiem jest ten dwudziestoletni pontyfikat dla wszystkich ludzi wszystkich kontynentów. Wszędzie powtarzało się to, co usłyszeliśmy u siebie na łódzkim lotnisku i w łódzkiej tkalni. Wszyscy bowiem pragnęli złotymi zgłoskami zapisywać swoje spotkania z Papieżem, a on wszystkim w różny sposób i w rozmaitych językach wyznawał wielką radość, jaką mu sprawiano swoją obecnością i w Ameryce, i w Azji, i w Afryce i w Europie.

Czyż to, Bracia i Siostry, nie prawdziwie wielki cud, że w świecie ciągle niszczonym przez walki, niesprawiedliwość i wyzysk, przez strzały wymierzane w ludzkie serca, bywają chwile, że pojawia się taki człowiek, który z Ewangelią Chrystusową na ustach gromadzi ludzi w imię miłości, a wszyscy, którzy się z nim spotykają odczuwają wielki głód miłowania się nawzajem i postanawiają żyć według prawidła miłości - i zaczynają wierzyć, że tylko takie istnienie jest jedynie sensowne.

To się zdarzyło tamtego jednego dnia, 13 czerwca 1987 roku, w Łodzi. Łódź wtedy się rozkochała, śpiewała o miłości, na błoniach łódzkiego lotniska żywiła się eucharystycznym Chlebem miłości. Najmłodsze pokolenie łodzian przyjmowało wtedy po raz pierwszy ten Chleb w uroczystej Pierwszej Komunii świętej.

 

6. Tu muszę nawiązać do zdania, od którego rozpocząłem to słowo. "Wszystko, co czynicie, niech się dokonuje w miłości". To jest - przypomnę - zdanie św. Karola Boromeusza, patrona Ojca Świętego. Ojciec Święty przez dwadzieścia lat swej posługi na Stolicy Piotrowej we wszystkim, co mówi i czyni wypełnia tę myśl swojego patrona. Bez cienia najmniejszej wątpliwości można powiedzieć i powiedzieć trzeba, że w tym zdaniu wyraża się cała Ewangelia Chrystusowa. Św. Karol Boromeusz najpiękniej wyraził ją w tym jednym zdaniu. I Ojciec Święty, który ma dziś swoje imieniny, bo na chrzcie otrzymał imię Karol, w swej posłudze apostolskiej tę myśl przyjął jako swój drogowskaz życiowy. Czyż to, Bracia i Siostry, nie cud, że w tym trudnym świecie jest człowiek, który, wbrew wszelkiej przeciwnej temu myśli, właśnie tę ewangeliczną myśl przyjął wzorem Chrystusa jako swój własny drogowskaz życiowy i cały świat obdarza miłością: i wierzących chrześcijan, i Żydów, i wyznawców wielorakich religii, i tych, którzy nie mają żadnej wiary religijnej, także obdarzył nią swojego przeciwnika, który usiłował go zabić kulą z rewolweru - młodego wtedy Ali Agcę. Po dojściu do zdrowia, poszedł odwiedzić go w celi więziennej.

Tak powinien postąpić każdy wyznawca Chrystusa. Tam, gdzie drzwi więzienne się otwierają dla apostoła miłości, który więźniowi niesie słowo przebaczającej miłości, tam rodzi się w świecie Ewangelia. I tam rodzi się wskazanie dla każdego z nas, że tą drogą powinniśmy i my podążać. Każdy z nas ma jakiegoś swojego Ali Agcę, którego powinien odszukać, by zanieść mu słowo miłości. Łódź jest pełna takiej potrzeby. Łódź czeka niecierpliwie na takie odwiedziny, Łódź czeka na takie nasze nawrócenia - by pójść do tych, którzy nas skrzywdzili i zanieść im Ewangelię. Tylko przed takimi odwiedzinami stoi otworem przyszłość życia ludzkiego, nasza przyszłość, przyszłość mieszkańców naszego wielkiego miasta, przyszłość Kościoła, przyszłość Chrystusa w świecie.

 

7. 16 października, w rocznicę wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową miałem wielką radość uczestniczenia wraz z biskupem Adamem w rzymskich obchodach dwudziestolecia tego ponad wszystko wyjątkowego pontyfikatu. Był to, jak wiadomo z relacji prasowych, radiowych i telewizyjnych wielki polski dzień w Rzymie. W dwa dni później, w niedzielę 18 października odbywały się uroczystości ogólnokościelne tej rocznicy. Niepodobna w tej chwili przypominać w szczegółach przebiegu tego wspaniałego święta. Chciałbym niemniej zatrzymać się przez kilka chwil na dwóch tylko fragmentach tych uroczystości. Tym bardziej, że trudno nie zwrócić na nie uwagi i nie podnieść ich także w dzisiejszej naszej zadumie nad posłannictwem, jakie Ojciec Święty spełnia.

Najpierw serdeczne i wręcz urocze pozdrowienie, jakie Ojciec Święty skierował do wielotysięcznej rzeszy Polaków zgromadzonych na rzymskiej uroczystości. Posłużył się w nim słowami św. Pawła Apostoła z Listu do Filipian: "Dziękuję Bogu mojemu, ilekroć was wspominam - zawsze w każdej modlitwie, zanosząc ją z radością za was wszystkich - z powodu waszego udziału w szerzeniu Ewangelii. Mam ufność, że Ten, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy je do dnia Chrystusa Jezusa. Słusznie przecież mogę o was tak myśleć, bo noszę was wszystkich w sercu" (Flp 1, 3-6).

Zauważcie, Bracia i Siostry, św. Paweł tak serdecznie i z taką miłością pisał kiedyś do mieszkańców macedońskiego miasta Filippi. Był to pierwszy w Europie teren jego apostolskiej działalności. Dzisiaj słowami Apostoła Ojciec Święty pozdrowił swoich rodaków, chrześcijan znad Wisły, braci swoich, których od tylu lat bezustannie nosi w swoim sercu.

Ojciec Święty wspomniał owego rzymskiego dnia najtrudniejsze chwile swojej posługi apostolskiej po pamiętnym zamachu na jego życie i gorące modlitwy, jakie Polacy zanosili wtedy do Boga z prośbą o jego uzdrowienie i, zapewnił, że odwzajemnia się im za to swoimi modlitwami: "za cały Naród, za całą Polskę, za moją ojczystą ziemię - tak powiedział - , w której stale tkwię głęboko wrośnięty korzeniami mojego życia, mojego serca i mojego powołania".

Po dwudziestu latach rozłąki nic się w tym nie zmieniło, więc sięgnął do tekstu św. Pawła. Tak jak ongiś Paweł Apostoł do Filipian, tak on z kolei dzisiaj do Polaków mówił też Pawłowymi słowami. A były to nie tylko słowa zwykłych pozdrowień, lecz radosnego wyznania, że on wciąż, w każdej modlitwie myśli o nas wszystkich. Przyznawał się publicznie, na placu św. Piotra, że wszystkich nas nosi w swoim sercu.

Czy wiecie, Bracia i Siostry, co oznacza takie wyznanie miłości, że jest ktoś, kto przez tyle lat, w ciągu tylu podróży po świecie, poprzez tak długi, wieloletni trud misyjny nigdy się nie oderwał od rodzinnego kraju, od ludzi, którzy ten kraj zamieszkują i wciąż czeka na nich, by ponownie im tę swoją nigdy nie gasnącą miłość wypowiedzieć? Jest ktoś taki, taki Polak, który tak kocha. A powiadają dziś niektórzy, że miłość nie jest trwała, że wygasa, że znika. A on tę miłość - zawsze tak samo gorącą, nigdy nie gasnącą - wyznawał nam wszystkim publicznie. I nie tylko nam zgromadzonym na placu św. Piotra, lecz wszystkim Polakom. I jako najgłębiej rozmiłowany, nie wyrzucał nam żadnych niewierności, nie rozliczał z niczego, z żadnego grzechu, lecz mówił, że kocha i zapewniał, że wierzy, iż Ten, kto zapoczątkował w nas dobre dzieło - sam Bóg - tego dzieła dokończy.

 

8. Trzeba w tym celu tylko jednego, co Ojciec Święty powiada od początku swego pontyfikatu, a co każdy z nas od dwudziestu lat gotów jest powtórzyć bezbłędnie: "Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi". Tak było od początku, od dnia wyboru kardynała Wojtyły na Stolicę Piotrową. Od tego usilnego wezwania rozpoczął on swoją misję papieską. Po dwudziestu latach od pamiętnego wyboru, po wielkich przeobrażeniach, jakie się w Polsce zaczęły dziewięć lat temu, dzisiaj jaśniej, wyraziściej i dobitniej mógł powiedzieć w uroczystym dniu jubileuszowym: "Polsce potrzeba ludzi głębokiej wiary i prawego sumienia ukształtowanego na Ewangelii... Nadszedł czas nowej ewangelizacji".

Bracia i Siostry, dla nas także nadszedł czas nowej ewangelizacji, dla całego Kościoła łódzkiego. Zanośmy dzisiaj najgorętsze modlitwy za tego Polaka, którego Bóg postawił za sterem łodzi Piotrowej, żeby otrzymał jeszcze tę wielką łaskę, o którą wciąż prosi, żeby mógł wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa. Żeby i za naszą pomocą spełniać się mogły te ewangeliczne słowa jego świętego patrona Karola Boromeusza: "Wszystko, co czynicie, niech się dokonuje w miłości".

Amen