KONFERENCJA ARCYBISKUPA ŁÓDZKIEGO
DO OSÓB KONSEKROWANYCH

(sobota, 2 marca 2002 roku)


1. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie [Mt 10, 8]. W takie oto wezwanie zostaliśmy zaopatrzeni przez Ojca Świętego na tegoroczną drogę Wielkiego Postu, która ma nas doprowadzić do uroczystego świętowania głównej tajemnicy wiary, tajemnicy męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Jan Paweł II w tegorocznym orędziu na Wielki Post zwraca naszą uwagę na wielość darów, które otrzymaliśmy i nieustannie otrzymujemy od Pana Boga. Przede wszystkim zaś każe nam się wpatrzeć w najwspanialszy z darów Boga Ojca - w Jezusa Chrystusa, który dobrowolnie i całkowicie darował siebie ludziom, poświęcając swoje życie dla zbawienia świata. Któż mógł albo jest w stanie zasłużyć sobie na taki przywilej? - pyta Papież w orędziu. Tym bardziej, że wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej - jak pisał św. Paweł do Rzymian. A jednak - dzięki pełnej troski i miłości inicjatywie Boga - dostępujemy usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski [por. Rz 3, 23-24].

Trzeba tę prawdę głęboko przemyśleć, aby odkryć, że także nasze życie ma wymiar daru. Mamy powody, aby tekst papieski odczytać jako prawdziwie opatrznościową okazję i czas powracania do korzeni wiary, naszego powołania i posłannictwa. Taki jest bowiem kontekst słów, które stały się hasłem wielkopostnego orędzia: Jezus wybrawszy Dwunastu, obdarzył ich następnie misją, składając w ich sercach to zobowiązujące wezwanie: darmo otrzymaliście, darmo dawajcie [Mt 10, 8]. Co otrzymaliśmy darmo? Czyż całe nasze życie nie jest naznaczone Bożą dobrocią? Darem jest powstanie życia i jego cudowny rozwój. Darem jest życie wieczne, przekazane nam przez chrzest [2]. Darem jest nasze powołanie, którego nie sposób rozumieć inaczej, jak tylko jako wezwanie do świętości, do zażyłości z Bogiem, do naśladowania Chrystusa ubogiego, czystego i pokornego; które jest bezgranicznym umiłowaniem ludzi i oddaniem się ich prawdziwemu dobru; które jest miłością Kościoła [por. PDV 33].

Sięgam do dokumentów II Polskiego Synodu Plenarnego i w rozdziale poświęconym kapłaństwu i życiu konsekrowanemu czytam, że dzisiejsi pracownicy w winnicy Pańskiej są owocem płodnej miłości Krzyża tych, którzy w minionym czasie na wiele sposobów dawali świadectwo swoim życiem: kształtowali w duchu i prawdzie serca Polaków, bronili przed rozpaczą, podtrzymywali sens człowieczeństwa, dawali przykład szczerego przywiązania do Kościoła i Ojczyzny. Na wzór pszenicznego ziarna, które jeśli wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity [J 12, 24]. Jesteśmy owocem płodnej miłości ich Krzyża - a więc także powołanie otrzymaliśmy w darze od tych, którzy byli przed nami. Oni najpierw sami przyjęli ofiarowany im hojną ręką Boży dar, aby w swoim zakonnym życiu wiernie go podtrzymywać i rozwijać. Oni stali się więc za to, co zostało im darmo ofiarowane, odpowiedzialni.

2. Co to znaczy być odpowiedzialnym? Odpowiedzialność to najprościej mówiąc zdolność odpowiadania - na potrzeby chwili obecnej i przyszłej, na potrzeby drugiego człowieka, a nawet całej ludzkości. Odpowiadać można jednak dobrze lub źle. Przywołując szkolne doświadczenia, trzeba przypomnieć jakże prostą i oczywistą zasadę: do każdej dobrej odpowiedzi trzeba się odpowiednio przygotować, co wymaga wiele trudu. Zła odpowiedź przychodzi o wiele łatwiej i nie wymaga żadnych przygotowań. Ta reguła dotyczy w jakiś sposób całego naszego życia - trzeba nauczyć się tak żyć, aby nasze dni nie toczyły się od przypadku do przypadku, żeby nasze działania nie były od siebie oderwane - bez połączenia z tym, co wcześniej i co potem, żeby nie była to odpowiedzialność ograniczona tylko do tego, co aktualne, co na dzisiaj. Odpowiedzialne podejście do swojego dzisiaj jest bowiem przygotowaniem dnia jutrzejszego: od uśmiechu może zacząć się przyjaźń, od gniewu - wojna. Odpowiedzialność jest potrzebna właśnie po to, by nasze życie jak najlepiej wykorzystać i uczynić je jak najpiękniejszym. Każdy kolejny dzień może temu służyć, albo temu skutecznie przeszkodzić.

Jak refren powtarza się w wielu kazaniach i konferencjach tytuł książki Tomasza Mertona Nikt nie jest samotną wyspą. Żyjemy wśród innych, razem z innymi - powinniśmy więc o siebie nawzajem dbać, ponieważ trudno być szczęśliwym w otoczeniu ludzi nieszczęśliwych. Drugi człowiek w dużej mierze zależy także ode mnie: mogę mu zatruć życie, ale mogę je upiększyć; mogę mu pomóc w realizacji dobra i nadać sens jego życiu, ale mogę go też sprowadzić na drogę zła i uczynić go nieszczęśliwym. Nie bez wielkiej przesady można powiedzieć, że życie i szczęście człowieka, który żyje obok mnie leży również w moich rękach.

3. To dotyczy także wiary. Wielu usprawiedliwia się dzisiaj łatwo ze swojej niewiary lub z jej niedoskonałości. Wielu szuka jakiegoś wytłumaczenia faktu, że wiara zajmuje w jego życiu coraz mniej miejsca, że nic do życia nie dodaje, niczym go nie ubogaca, stając się czymś na kształt tradycji, którą się dziedziczy.

My wiemy, że wiara jest spojrzeniem na świat i na swoje życie z punktu widzenia Wcielenia i Zmartwychwstania naszego Pana Jezusa Chrystusa. Wiemy również, że każdy z nas o własną wiarę musi dbać, że musi się o nią troszczyć. Przecież całkiem niedaleko od nas istnieją zupełnie inne sposoby tłumaczenia rzeczywistości wraz z tymi, którzy je głoszą.

Wiara jest łaską. Nie potrafimy wykrzesać wiary z siebie samych. Zawsze otrzymujemy ją w darze: przede wszystkim od Pana Boga, ale także od rodziców, wychowawców, katechetów i wielu innych, których spotykamy na naszej drodze. Ale z tego prezentu nie można być tylko zadowolonym - od nas zależy, czy wiara będzie większa i silniejsza, czy też coraz słabsza i z coraz mniejszym wpływem na nasze życie.

Wiara to coś tak osobistego jak miłość, która też przychodzi spoza nas, ale odejdzie od nas, jeśli nie będzie się o nią odpowiedzialnie dbało. Odpowiedzialność za wiarę nie polega na wmawianiu jej sobie ani tym bardziej na udawaniu. Nie chodzi bowiem o złudzenia, ale o prawdę - o wiarę, która karmi się doświadczeniem Bożej obecności i o świadomość sensu i znaczenia, jakie Bóg nadaje wszystkim sytuacjom naszego życia.

Znowu wracam do tekstów synodalnych o życiu konsekrowanym. Ile tam jest wezwań do odpowiedzialnego podjęcia daru swojej konsekracji. Ileż czujności powinien okazać powołany, aby konsekwentnie odpowiedzieć na Boże wezwanie nie tylko w dniu ślubów zakonnych, ale każdego dnia. Ile siły płynącej z wiary musi mieć każda zakonnica, aby wiernie trwała w całkowitym oddaniu się Bogu, aby nie ustała w coraz doskonalszym kroczeniu za Chrystusem, aby rozpalała swoje serce coraz głębszą miłością. Dobra odpowiedź na dar powołania na pewno zaowocuje! Kto odpowiedzialnie rozwija swoją wiarę i składa się dobrowolnie Bogu w ofierze, tego życie stanie się nieustannym oddawaniem Bogu czci w miłości.

4. Nikt nie jest samotną wyspą - wiara innych także w dużej mierze zależy ode mnie. Jeżeli ktoś mówi dzisiaj, że nie wierzy, albo wiara dla niego niewiele znaczy, choć kiedyś była żywa, to często jest tak z powodu złych doświadczeń z ludźmi, którzy podawali się za wierzących i praktykujących. Zły przykład, zgorszenie - uczynienie kogoś gorszym niż był - z zasady ma mocniejszy wpływ na ludzi niż dobre przykłady. Niektórzy więc odchodzą od wiary spotykając się z anty-świadectwem chrześcijańskiego życia. Ci, którzy na nas patrzą - chcemy tego, czy nie - wyrabiają sobie na podstawie naszego zachowania opinię na temat hierarchii wartości, jakimi żyjemy. Jeżeli więc wiedzą, że jesteśmy chrześcijanami, że całkowicie oddaliśmy swoje życie Panu Bogu w ślubach zakonnych, spodziewają się, że nie będziemy mówili tylko Panie, Panie, ale starali się także wypełniać to, w co wierzymy.

Ojcowie Synodu przypominają nam o tym w bardzo mocnych słowach: Życie konsekrowane, w całym bogactwie swoich form, zmierza do tego, aby być znakiem miłości Bożej wyrażonej językiem naszych czasów [18]. Bycie znakiem rozpoczyna się już w klauzurze, w izdebce ludzkiego serca, gdzie przebywamy z Chrystusem. Jeżeli bowiem przyjmujemy ją jako dar i dobrowolną odpowiedź miłości to staje się ona miejscem duchowej łączności z Bogiem oraz braćmi i siostrami. Być znakiem miłości Bożej to nic innego, jak żyć swoją konsekracją na co dzień - czyli coraz wierniej iść za Chrystusem i coraz wyraźniej ukazywać Jego wyniszczenie - miłość aż po Krzyż. Nie wolno nam bać się węższej drogi, na którą weszliśmy naśladując naszego Mistrza. Wielu potrzebuje naszego świadectwa, potrzebuje naszego przykładu, aby uwierzyć, że mogą się przemienić i ofiarować Bogu. Czyż świat nie tęskni dzisiaj za pięknem dziewictwa, za miłością, która gotowa jest kochać niepodzielnym sercem i złożyć ofiarę z własnego życia? Czy człowiek, niczym współczesna Marta, troszczący się i niepokojący o wiele dóbr i rzeczy przemijających, nie powinien zaznać szczęścia prawdziwego ubóstwa, aby zrozumieć, że tylko Bóg jest jedynym prawdziwym bogactwem człowieka? Czy w obliczu źle rozumianej wolności i wielu zgubnych niewoli, które wiążą dzisiaj ludzi, prawdziwie wyzwalającym darem nie będzie znak synowskiego posłuszeństwa Ojcu, całkowitego zaufania Temu, który jest dawcą życia i nieustannie podtrzymuje je w istnieniu?

Patrząc na nasze życie musimy odpowiedzieć na pytanie: czy jesteśmy dla naszych braci i sióstr wyraźnym znakiem miłości Bożej? Jeśli ten, który na nas patrzy, nie ma silnej wiary, czy ma jakieś szanse, aby ją wzmocnić pod wpływem spotkania z nami? A jeśli straci resztę wiary, jeśli się na nas zawiedzie - kto będzie za to odpowiedzialny? O wiele łatwiej jest się kimś zgorszyć - że zszedł na złe drogi, że nie przejmuje się Bogiem ani ludźmi. Trudniej jest się przyznać, a nawet i oskarżyć, że jest w tym i nasza wina. Możemy być przecież propagatorami niewiary. Nasza wiara jest nasza, tzn. jesteśmy za nią odpowiedzialni. Ale wiara nic nie znaczy, jeśli nie prowadzi do świadectwa. Wypali się najpierw w nas, zanim zacznie gasnąć wokół nas.

5. Odpowiedzialność stoi na drugim krańcu narzekania, które może się nieraz stać drugą naturą człowieka. Często na tej skłonności kończy się też jakiekolwiek zaangażowanie, które stawia pytania: czy to ode mnie zależy? czy to moja sprawa? czy to moja wina? Oczywiście, że wiele instytucji funkcjonuje nie tak, jak powinny i zawsze znajdą się ludzie, którzy nie dorastają do zajmowanych przez siebie stanowisk.

Narzekać można albo z troski - żeby było lepiej, albo żeby się usprawiedliwić z własnego braku zaangażowania. Ciągłe szukanie kozła ofiarnego, zrzucanie winy na innych to procedura mocno podejrzana i mało odpowiadająca prawdzie. No i nie mająca nic wspólnego z miłością, która chce się dzielić tym, co posiada - nie tylko rzeczami materialnymi, ale również wiarą, wiedzą, doświadczeniem, talentami... Każdemu z nas powinno zależeć, żeby wspólnota, do której należymy była dla nas przychylnym środowiskiem, w którym możemy wzrastać i dochodzić do Boga. Ale może to się stać tylko pod jednym warunkiem - że będziemy sobie nawzajem pomagać. Przeciw wspólnocie jest takie rozumienie mojego w niej bycia, że tylko ja sam miałbym być tym, któremu pomagają, którego prowadzą, któremu wszystko ułatwiają, nie mogąc liczyć na to samo z mojej strony. Czy to jest sprawiedliwe i odpowiedzialne?

W liście Ojca Świętego wprowadzającym cały Kościół w trzecie tysiąclecie, ale i w wielu innych dokumentach papieskich, postawione zostało chrześcijanom bardzo ważne zadanie do wykonania: wypracować duchowość komunii. Określenie to oznacza takie kształtowanie swego sposobu myślenia, mówienia i działania, który sprawia, że Kościół staje się wyrazistym znakiem nadziei na zjednoczenie ludzkości w komunii Osób Przenajświętszej Trójcy. Tę prawdę - w kontekście skłonności do narzekania - trzeba bardzo mocno podkreślić. Jak wiele we wspólnocie zależy od tej jednej siostry lub tego jednego brata - od kogoś, kto potrafił ukształtować w sobie postawę bezwarunkowej wzajemnej miłości, gotowości do ofiarnej służby, zdolności do akceptacji bliźniego, umiejętności przebaczania oraz dyspozycji oddania wszystkiego wspólnocie [23]. Takie świadectwo braterstwa ma moc ukazania innym piękno bycia razem i wskazuje konkretne drogi ku jedności.

Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Życzeniem Ojca Świętego jest, aby te ewangeliczne słowa zabrzmiały w sercu każdej chrześcijańskiej wspólnoty, zdążającej w pokutnej pielgrzymce ku Wielkanocy. Wielki Post jest takim czasem sposobnym, aby każdy chrześcijanin przede wszystkim odkrył i zdumiał się wielkością daru, jaki otrzymał od swego Stwórcy. Tyle bowiem darmo otrzymaliśmy! I to, co zostało nam ofiarowane w darze, powinno być również darmo dane naszym braciom. Pierwszym zaś darem, który winniśmy ofiarować, jest dar życia świętego, będącego świadectwem bezinteresownej miłości Boga. W przesłaniu, które Ojciec Święty skierował do osób konsekrowanych na z Jasnej Górze w 1997 r., powiedziane to zostało z jeszcze większą mocą: Nie możecie nigdy zapominać, że jesteście wezwani do dawania osobistego i wspólnotowego świadectwa świętości [...]. Ludzie świeccy oczekują od was, abyście byli przede wszystkim świadkami świętości i przewodnikami wskazującymi drogę do jej osiągnięcia w życiu codziennym. Z tej drogi - drogi ku świętości - nie ma już odwrotu. Obecność we współczesnym świecie osób konsekrowanych - nie zawsze łatwa - jest jednak bardzo potrzebna. Bo któż inny, jak nie człowiek bez reszty oddany Bogu, stanie się dzisiaj znakiem proroczym, który pożądliwości tego świata przeciwstawi odważnie życie według rad ewangelicznych? Kto - wobec zaniku związku ze wspólnotą chrześcijan - ukaże prawdziwą i ofiarną miłość Kościoła i życie jego sprawami?

Dar życia świętego ma wymiar bardzo praktyczny. Kochać braci, poświęcać się im - to wymóg, który wypływa ze świadomości bycia obdarowanym. Im większe są ich potrzeby, tym bardziej naglący dla wierzącego jest obowiązek służenia im. Im większe spotykają ich trudności, tym bardziej powinni się stać przedmiotem naszej konkretnej miłości. Tak czynił przecież Jezus Chrystus, troszcząc się szczególnie o ubogich, chorych, opuszczonych i niepełnosprawnych. Na naszych oczach liczba bezrobotnych, bezdomnych, nieuleczalnie chorych i całkiem bezradnych wobec nowej sytuacji znacznie się powiększyła i dalej rośnie. Wydaje się, że właśnie za nich jesteśmy dzisiaj szczególnie odpowiedzialni, że do nich jesteśmy posłani. Niech wszyscy najbardziej potrzebujący spotykając się z nami, rozpoznają w nas osoby przynoszące orędzie o zbawieniu. Niech czynione przez nas dobro staje się znakiem i zaproszeniem do wiary. Wyjdźmy naprzeciw potrzebom naszym bliźnim i przywróćmy sens, nadzieję i miłość ich życiu. Niech to będzie właściwa odpowiedź na liczne dary, jakimi Pan Bóg nie przestaje nas obdarzać. Darmo otrzymaliśmy, darmo dawajmy!

+ Władysław Ziółek
Arcybiskup Łódzki

(W tekście wykorzystano niektóre myśli z: H. Pietras SJ, Zapiski o odpowiedzialności, Kraków 1994
Ks. T. Sikorski, Słowo o odpowiedzialności [Papież Słowianin, Łódź 1998, s. 97-112]
A. de Saint-Exupéry, Twierdza [CLXXV])