[26] Uznał więc święty bohater, że wobec tych zbrodni ma dostęp [do Pragi] zamknięty, nie chciał jednak, by powrót jego był daremny; zboczył zatem z drogi i udał się do wspomnianego księcia107, ponieważ ten był mu bardzo życzliwy, a przez jego wysłanników mógł zbadać, czy zechcą go [w Pradze] przyjąć. Gdy to się stało, oni odpowiedzieli z wielkim oburzeniem, rzucając mu słowa pełne gniewu i wściekłości: "Jesteśmy grzesznikami, ludem niegodziwym, ludźmi twardego karku; tyś święty, przyjaciel Boga, prawdziwy Izraelita108, wszystko czynisz z Panem. Z takim, tak wzniosłym, niegodziwi nie mogą mieszkać ani obcować. A jednak skąd nowy ten sposób, że biskup bynajmniej nie stałej, lecz zmiennej myśli odszukuje tych, których tyle razy odtrącił, tyle razy nimi wzgardził? Poznajemy, poznajemy - dodają - jak pod pozorem poczucia obowiązku ta świętość kłamliwy wydaje dźwięk. Nie chcemy go, ponieważ jeśli przyjdzie, nie uczyni tego dla naszego zbawienia, lecz celem ukarania zła i krzywd, które wyrządziliśmy jego braciom, i z których jesteśmy radzi109. Nie znajdzie się nikt, kto by go przyjął". Błogosławiony biskup usłyszawszy te i tym podobne słowa, tak radosnym wybuchnął śmiechem, że aż wykroczył poza granice zwykłej powagi110. "Rozerwałeś - rzecze - więzy moje. Ciebie wielbię i składam ofiarę chwały111, ponieważ ich własna odmowa uwolniła szyję moją od pęt i więzów pasterskiej troski. Wyznaję dziś, o dobry Jezu, że cały Twoim jestem; Tobie, Panie mocy wiecznej, sława, cześć i chwała. Nie chciałeś tych, którzy Ciebie nie chcą, i w swych pożądliwościach zbaczają z drogi prawdy".

[27] Następnie ostrząc i przygotowując miecz słowa Bożego przeciw okrutnym barbarzyńcom i bezecnym bałwochwalcom, zaczął rozważać, z kim najpierw, [a] z kim potem należy rozpocząć walkę; czy ma udać się do Luciców112, którzy żyją z łupienia chrześcijan i krzywdy biednych ludzi113, czy do kraju Prusów114, których bogiem brzuch i chciwość idąca w parze z morderstwem115. Gdy tak się wahał, wydała mu się lepsza myśl, żeby pójść zwalczać bożków i bałwany w kraju Prusów, gdyż ta kraina była bliższa i znana wspomnianemu księciu. Książę zaś poznawszy jego zamiary, daje mu łódź i dla bezpieczeństwa podczas podróży zaopatruje ją w trzydziestu wojów. On zaś przybył najpierw do miasta Gdańska116, położonego na skraju rozległego państwa [tego] i dotykającego brzegu morza. Tu, gdy miłosierny Bóg błogosławił jego przybyciu, gromady ludu przyjmowały chrzest117. Tu [także] odprawiające obrzędy mszalne Ojcu ofiarował Chrystusa, któremu za kilka dni siebie samego miał złożyć w ofierze. Cokolwiek zaś pozostało z tego, co w komunii przyjął sam i nowo ochrzczeni, kazał zabrać i zawinąwszy w czyściutkie płótno zachował dla siebie jako wiatyk.

[28] Nazajutrz zaś pożegnawszy się ze wszystkimi, wstępuje do łodzi i uniesiony na morze znika oczom wszystkich, którzy już nigdy potem nie mieli go ujrzeć. Szybko płynąc przebywa drogę i po kilku dniach wysiada na brzeg morski118, a łódź wraz z uzbrojoną strażą zawraca. On zaś podziękował przewoźnikom oraz ich panu za oddane usługi i pozostał tam z dwoma braćmi, z których jednym był kapłan Benedykt119, drugim umiłowany i od dzieciństwa towarzyszący mu brat Gaudenty. Wtedy z wielką ufnością wielbiąc Chrystusa wchodzą na małą wyspę, która otoczona wijącą się wokół rzeką, przedstawia się przybyszom jako krąg. Atoli tamtejsi mieszkańcy nadchodząc i bijąc pięściami odpędzili ich. A jeden z nich porwawszy z łodzi wiosło przystąpił bliżej do biskupa i właśnie w chwili, gdy ten z księgi odśpiewywał psalmy, uderzył go mocno między łopatki. Skutkiem wstrząsu księga wypada z rąk i rozlatuje się, a on sam z wyciągniętą głową i członkami leży obalony na ziemi. Lecz temu, co działo się w głębi świętej duszy mimo obitego ciała, wnet dała wyraz radość serca w następujących słowach: "Dzięki Ci, Panie, że jeśli nie więcej, to przynajmniej jeden cios otrzymać zasłużyłem dla mego Ukrzyżowanego". Potem zaś przeprawił się na drugi brzeg rzeki, gdzie pozostał przez sobotę. Pod wieczór zaś pan osady120 zaprowadził tam Bożego bohatera Wojciecha. Zewsząd gromadzi się bezładnie pospólstwo i z wściekłym krzykiem i psim wyciem oczekuje, co ten [pan] z nim pocznie. Wtedy święty Wojciech zapytany, kim jest, skąd pochodzi i z jakiego powodu tam przybył, tak odrzekł łagodnym głosem: "Z pochodzenia jestem Słowianinem121, nazywam się Adalbert122, z powołania zakonnik; niegdyś wyświęcony na biskupa, teraz z obowiązku jestem waszym apostołem. Przyczyną naszej podróży jest wasze zbawienie, abyście porzuciwszy głuche i nieme bałwany, uznali Stwórcę waszego, który jest jedynym Bogiem i poza którym nie ma innego boga; abyście wierząc w imię jego mieli życie i zasłużyli na zażywanie w nagrodę niebiańskich rozkoszy w wiecznych przybytkach". Tyle święty Wojciech. Ci zaś, już przez cały ten czas z oburzeniem i krzykiem miotając przeciw niemu bluźniercze słowa, śmiercią mu grożą. I natychmiast uderzając kijami o ziemię, przykładają pałki do jego głowy i złowrogo zgrzytając zębami przeciw niemu: "Uważaj to za wielkie szczęście - krzyczą - żeś aż tutaj bezkarnie przybył; lecz jak szybki powrót może ci uratować życie, tak najmniejsza zwłoka przyniesie ci śmierć. Nas i cały ten kraj, na którego krańcach my mieszkamy, obowiązuje wspólne prawo i jeden sposób życia; wy zaś, którzy rządzicie się innym i nieznanym prawem, jeśli tej nocy nie pójdziecie precz, jutro zostaniecie ścięci". Gdy więc jeszcze tej samej nocy wsadzono ich do łódki, popłynęli z powrotem i wylądowawszy pozostali pięć dni w pewnej wiosce123.

Podczas gdy się to działo w tamtej krainie, oto w klasztorze124, w którym on wyrósł na tak wielkiego męża, pewnemu konwersowi zakonnemu Janowi Kanaparzowi125 Pan ukazał w sennym widzeniu rzecz taką: ze szczytu nieba spływały do ziemi dwa śnieżnobiałe prześcieradła, nieskażone żadnym brudem, ani plamą. Oba unoszą z ziemi swój ciężar, mianowicie każde jednego męża; oba pomyślnym lotem wzbijają się ponad obłoki i złote gwiazdy. Imię jednego zna bardzo niewielu oprócz tego, który to widział; drugim zaś, jak on sam jeszcze dziś pamięta, był ksiądz Wojciech, któremu usługujący anioł już przygotował ucztę przy niebieskim stole. Co się tyczy ojca Nila, nie wiadomo, co ujrzał w związku z nim, ale w miłym piśmie tak przemawia do tegoż męża126: "Wiedz, najdroższy synu, że nasz przyjaciel Wojciech przestaje z Duchem Świętym127 i że najszczęśliwsza śmierć będzie kresem jego doczesnego życia". Również brat Gaudenty podczas nocnego snu dowiedział się za pośrednictwem zagadkowo powikłanych obrazów, co miało się zdarzyć. Zbudziwszy się więc zapytuje umiłowanego ojca [Wojciecha], czy chce posłuchać, co mu się śniło. Ten zaś odpowie: "Powiedz, jeśli coś masz". "Widziałem - rzecze - na środku ołtarza złoty kielich, i to do połowy napełniony winem, lecz nikt go nie pilnował. Otóż gdy chciałem napić się wina, zaszedł mi drogę sługa ołtarza i z jakąś władczą powagą sprzeciwił się memu zuchwałemu zamysłowi, ponieważ ani mnie, ani żadnemu człowiekowi nie może na to pozwolić, gdyż wino dla ciebie jest zachowane na dzień jutrzejszy jako mistyczne pokrzepienie. Przy tych jego słowach pierzchnął sen z mych oczu, a drżące ze strachu członki zdrętwiały". "Mój synu - odrzekł [biskup] - oby Bóg dał pomyślny obrót temu widzeniu! Na złudnym śnie nikt nie powinien polegać".

[30] Już przy różowym brzasku dzień wstawał, gdy oni w dalszą ruszyli drogę, śpiewaniem psalmów skracając ją sobie i ciągle wzywając Chrystusa, słodką radość życia. Minąwszy knieje i ostępy dzikich zwierząt, około południa wyszli na polanę. Tam podczas mszy odprawianej przez Gaudentego128, święty mnich przyjął komunię świętą, a po niej, aby ulżyć zmęczeniu spowodowanemu wędrówką, posilił się nieco. I wypowiedziawszy jeden werset oraz następny psalm, wstał z murawy, i zaledwie odszedł na odległość rzuconego kamienia lub wypuszczonej strzały, siadł na ziemi. Tu zmorzył go sen; a ponieważ znużony był długą podróżą, więc całą mocą ogarnął go senny spoczynek. W końcu gdy wszyscy spali, nadbiegli wściekli poganie, rzucili się na nich z wielką gwałtownością i skrępowali wszystkich. Święty Wojciech zaś, stojąc naprzeciw Gaudentego i drugiego brata związanego, rzekł: "Bracia, nie smućcie się! Wiecie, że cierpimy to dla imienia Pana, którego doskonałość ponad wszystkie cnoty, piękność ponad wszelkie osoby, potęga niewypowiedziana, dobroć nadzwyczajna. Cóż bowiem mężniejszego, cóż piękniejszego nad poświęcenie miłego życia najmilszemu Jezusowi?"129. Z rozwścieczonej zgrai wyskoczył zapalczywy Sicco130 i z całych sił wywijając ogromnym oszczepem, przebił na wskroś jego serce. Będąc bowiem ofiarnikiem bożków i przywódcą bandy, z obowiązku niejako pierwszą zadał ranę. Następnie zbiegli się wszyscy i wielokrotnie [go] raniąc nasycali swój gniew. Płynie czerwona krew z ran po obu bokach; on stoi modląc się z oczyma i rękami wzniesionymi ku niebu. Tryska obficie szkarłatny strumień, a po wyjęciu włóczni rozwiera się siedem ogromnych ran. [Wojciech] wyciąga uwolnione z więzów ręce na krzyż i pokorne modły śle do Pana o swoje i prześladowców zbawienie. W ten sposób ta święta dusza ulatuje ze swego więzienia; tak to szlachetne ciało, wyciągnięte na kształt krzyża, bierze ziemię w posiadanie, tak też skutkiem wielkiego upływu krwi wyzionąwszy ducha, w krainie szczęścia rozkoszuje się wreszcie najdroższym zawsze Chrystusem! O, jak święty i błogosławiony to mąż, na którego obliczu zawsze jaśniał blask anielski, w którego sercu zawsze Chrystus przemieszkiwał. Jak pobożny i wszelkiej czci najgodniejszy, ponieważ krzyż, którego zawsze pragnął i w duszy swej nosił, wtedy także rękoma i całym ciałem objął. Zbiegli się zewsząd z bronią okrutni barbarzyńcy, z nienasyconą jeszcze wściekłością oderwali od ciała szlachetną głowę i odcięli bezkrwiste członki. Ciało pozostawili na miejscu, głowę wbili na pal131 i wychwalając swą zbrodnię, wrócili wszyscy z wesołą wrzawą do swoich siedzib. Umęczony był zaś Wojciech, święty i pełen chwały męczennik Chrystusa, 23 kwietnia, za rządów wszechwładnego Ottona Trzeciego, pobożnego i najsławniejszego cesarza132, i to w piątek; stało się tak oczywiście dlatego, aby w tym samym dniu, w którym Pan nasz Jezus Chrystus za człowieka, także ten człowiek cierpiał dla swego Boga. Jego jest miłosierdzie po wiek wieków, cześć, chwała i panowanie na wieki wieków. Amen.


PRZYPISY

107. Tj. do Bolesława Chrobrego. Daty przyjazdu Wojciecha do Polski nie można ustalić z braku danych. Nastąpić to musiało najpóźniej w styczniu 997 r. Istnieją znaczne rozbieżności w wyznaczaniu szlaku tej drogi. Tzw. Męczeństwo św. Wojciecha (Passio s. Adalperti) podaje, że Wojciech po opuszczeniu Saksonii założył klasztor ad Mestris locum. Nazwa ta najczęściej bywa rozumiana jako Międzyrzecz, na zachód od Poznania na prawym brzegu Odry, gdzie w kilka lat później osiedli pustelnicy (eremici) reguły św. Romualda (zob. Kron. Thietmara, s. 352, przyp. 132, gdzie jest podana bibliografia). T. W o j c i e c h o w s k i identyfikował ad Mestris z Trzemasznem. Ostatnio H. K a p i s z e w s k i (Droga św. Wojciecha z Saksoni do Polski wiodła przez Pannonię Nasza Przeszłość 6 (1957), s. 289-299) zgromadził argumenty za skierowaniem się Wojciecha najpierw na Węgry. Rozstanie Wojciecha z Ottonem III dopiero w końcu grudnia 996 r. (wg itinerarium ustalonego w oparciu o M. U h l i r z Regesten), obala przypuszczenia co do tak okrężnej podróży i każe pozostać przy najkrótszym szlaku między Saksonią a Polską, prawdopodobnie przez Łużyce.

108. Za cytatami: Iz. 1, 4, Ex. 32, 9 i Jan 1, 47.

109. Ustęp ten pierwotnie nieco obszerniej wyrażał obawę, że po powrocie Wojciecha do Czech zabójcy jego rodziny zostaną ukarani,a nawet że zmienić się tam może układ sił politycznych. Ślady tej dawniejszej treści znajdują się w red. awentyńskiej II, bardziej zbliżonej do pierwszego zarysu Żywotu, choć wyrażone w niezbyt jasnych słowach: "nie uczyni tego dla naszego zbawienia, lecz celem ukarania tego złego i krzywd, jakie zasłużenie wyrządziliśmy jego bratu. Nie będzie mścicielem zbrodni i wyzwolicielem kraju, lecz będzie szukał zemsty za krzywdę brata" (non veniet pro nostra salute sed pro puniendis malis et iniuriis, quas fratri suo merito gessimus. Non est ultor scelerum patrieque liberatorque ciuium, sed lesi fratris uindictam reportat).

110. Powagę w zachowaniu jako cechę znamionującą wysoką cnotę podkreślają liczne żywoty świętych. Wyraźny przepis w tym względzie zawiera Reg. zakonna św. Benedykta w rozdz. 7, zalecając przemawianie powoli i z powagą, z użyciem niewielu słów, oraz powstrzymywanie się od śmiechu.

111. Ps. 115, 16 i Ps. 49, 14.

112. Lucice ( w dawniejszej historiografii nazywani Lutykami) zamieszkiwali między Łabą a Odrą, w dorzeczach Hoboli i Piany. Złączeni byli w związek religijno-wojskowy zwany Związkiem Wieletów (Weletów. Zob. K. W a c h o w s k i Słowiańszczyzna Zachodnia wyd. 2, s. 98 i 115-116). Przeciwstawiali się zaciekle przyjęciu chrześcijaństwa, które dla nich było jednoznaczne z podporządkowaniem się panowaniu niemieckiemu. Oni to głównie podnieśli wielkie powstanie słowiańskie w r. 983 (zob. Kron. Thietmara III 17 i n., a z opracowań G. L a b u d a Powstanie Słowian połabskich Sl. Occ. 18 (1947), s. 153-200), i odpierali przez sto lat ponawiające się przeciw nim wyprawy. Ich stosunki z Polską pierwszych Piastów układały się zawsze nieprzyjaźnie, sprzymierzali się natomiast z Czechami, a latach 1003-1018 z Henrykiem II. Sprawa lucicka była doskonale znana i bliska Wojciechowi i jako Czechowi, i jako wychowankowi Magdeburga.

113. Jest to zapewne aluzja do zniszczenie osadnictwa niemieckiego, które przed r. 983 krzewiło się na ziemiach połabskich, zwłaszcza objętych biskupstwami hobolińskim (Hawelberg) i braniborskim (Brandenburg). Te wiadomości o Lucicach mógł otrzymać rzymski autor od otoczenia Ottona III.

114. Kraj Prusów zaczynał się na prawym brzegu dolnej Wisły i Nogatu, na wschodzie łączył się z ziemiami osiadłymi przez Litwinów, a na południowym wschodzie-przez Galindów i Jaćwingów. Zob. K. B u c z e k Geograficzno-historyczne podstawy Prus Wschodnich w: Dzieje Prus Wschodnich Toruń 1936, s. 45

115. Autor nie miał bliższych wiadomości o Prusach, dlatego posługuje się w ich charakterystyce częściowo cytatem ze św. Pawła (Filip. III, 19), mówiącym o poganach w ogóle, kończy zaś aluzją do zamordowania św. Wojciecha.

116. Najstarsze przekazy red. ottońskiej Ż. I (zob. Wstęp s. 11) podają tę nazwę w formie Gyddanyzc, Gyddanyze, Guddanizc, późniejsze, zwłaszcza południowoniemieckie, zniekształcają ją do niepoznania (Gidanic, Ginadic). Natomiast redakcje włoskie (awentyńska i montekasyńska wymieniają w tym miejscu miasto o nazwie Gnesdon, Gesdon. Nazwa Gnezne, Gnezdn występuje też w Ż. II, rozdz. 24, gdzie Brunon z Kwerfurtu twierdzi, że w tymże "Gnezne" spoczęły później zwłoki św. Wojciecha. Ma więc na myśli najwyraźniej Gniezno. Nie godzi się jednak taka identyfikacja z określeniem, że miasto to leży na skraju ziem Bolesławowych, nad morzem. Trzeba też wziąć pod uwagę, że Brunon pisał pierwszą red. Ż. II jeszcze przed przyjazdem do Polski i że znane mu były włoskie redakcje Ż. I z nazwą Gnesdon. Prawdopod. uznał Gyddanyzc za identyczne z Gnesdon, a całą uwagę skupił na fakcie, że w tym mieście znajdują się relikwie męczennika. Szczegółowo rozwinął te kwestie P. C z a p l e w s k i Historyczny Gdańsk z końca X wieku Rocznik Gdański 15/16 (1956/1957), s. 5-50. Wahanie między Gdańskiem a Gnieznem dało niektórym powód do domysłów, że Wojciech zatrzymał się czas jakiś w Gnieźnie, a potem, wraz z towarzyszami, popłynął łodzią w dół Wisły. Zagadkowa nazwa Cholinum wymieniona w Męczeństwie św. Wojciecha (Passio s. Adalperti) nasuwała nawet przypuszczenia, że mogło tu chodzić o Chełmno. Dokładniejszy rozbiór przekazów rękopiśmiennych i związków zachodzących między nimi każe całkowicie odrzucić Gniezno jako nazwę miasta, w którym Wojciech nauczał i chrzcił i z którego wyruszył łodzią na swą wyprawę. Zob. J. K a r w a s i ń s k a Drzwi gnieźnieńskie a rozwój legendy o św. Wojciechu w: Drzwi gnieźnieńskie praca zbior. pod red. M. W a l i c k i e g o (Wrocław 1956) t. I, s. 30; P. C z a p l e w s k i, o. c.

117. Wiadomość, że Wojciech chrzcił w Gdańsku większe gromady ludzi, przekazana zarówno przez Żywot, jak i przez ustną tradycję, mogła dać powód do opowieści o jego misjonarskiej działalności na Pomorzu. Znajdujemy ją w legendzie, zaczynającej się od słów "Onego czasu, gdy święty Wojciech" (Tempore illo, quando beatus Adalbertus, MPH III (1884) s. 209 i n.), powstałej pod koniec XII lub w pocz. XIII w.

118. Miejsce wylądowania św. Wojciecha z towarzyszami na ziemi pruskiej mimo licznych i usilnych dociekań dotąd pozostaje zagadką. Zdaniem jednych był to południowo-zachodni występ Półwyspu Sambijskiego, w którego pobliżu leży miejscowość Tenkitten, uchodząca wg dawnej tradycji za miejsce śmierci misjonarza. Zdaniem innych stało się to w głębi Zalewu Świeżego, w okolicach ujścia Pregoły, stanowiącego jakby wstęp w głąb kraju Prusów. Przegląd dawniejszych poszukiań daje H. G. V o i g t Adalbert von Prag, s. 158 i n. oraz przypisy do tej części jego monografii, nr 634-665.

119. Ten Benedykt w Męczeństwie św. Wojciecha (Passio s. Adalperti) nazwany jest słowiańskim imieniem Boguszy (Bugussa), co na ogół uważa się za dowód jego słowiańskiego, a nawet prawdopodobnie polskiego pochodzenia. Jedynie M. U h l i r z (Die älteste Lebensbeschreibung s. 86-91) jest zdania, że był to mnich saski, który potem spędził schyłek życia w Monte Cassino.

120. W tekście łac.:dominus ville. Określenia tego, podobnie jak i niektórych innych występujących w dalszym ciągu opowiadania, użył autor w Ż. I, czerpiąc ze współczesnej terminologii łac. przystosowanej do stosunków feudalnych w Italii. Przetłumaczenie na język nowoczesny (w przekł. czeskim: pan jedné vsi, w niem. - der Herr eines Fleckens) jest już nieuchronnie ich interpretacją, której nie można uważać za równoważną w pełni, zwłaszcza że nie wiemy, jakim stosunkom odpowiadało to wśród samych Prusów. Towarzysze Wojciecha nie mogli w tak krótkim czasie powziąć dokładniejszych o tym wiadomości.

121. W tekście łac.: Sum nativitate Sclavus. Wyjaśnienie tej nazwy zob. przyp. 2.

122. Wojciech nazywa się tu swym imieniem kościelnym. Zob. przyp. 13

123. W tekście łac.: in vico quodam. Może nie było to nawet wioska, lecz jedna zagroda, gdyż w Ż. II, rozdz. 25 mowa jest o "owym, który ... dopuścił przybyszów aż do tego miejsca". Wzmianka o pięciu dniach tam spędzonych w połączeniu ze znaną datą śmierci 23 kwietnia, stanowi podstawę do ustalenia chronologii ostatniego tygodnia życia Wojciecha.

124. W klasztorze na Awentynie w Rzymie.

125. Jan Kanapariusz (Canaparius) był zakonnikiem, a później opatem w klasztorze na Awentynie; zm. 12 X 1004. Należał do najbliższych przyjaciół Wojciecha. kilka wzmianek współczesnych mówi o nim jako o człowieku wybitnym i wysokiego urodzenia. G. P e r t z wyraził w r. 1841 przypuszczenie, że on był właściwym autorem Ż. I, a domysł ten na ogół spotkał się z uznaniem (zob. Wstęp, s. 11). Pokorny sposób mówienia o sobie (conversus, braciszek zakonny) zgadza się z podobnymi wzmiankami autorskimi w wielu utworach zwłaszcza wcześniejszego średniowiecza, tak samo, jak i zatajenie imienia drugiej osoby, która dostać się miała do nieba, a którą wg wszelkiego prawdopodobieństwa był ten, który miał proroczy sen.

126. Tj. do Jana Kanapariusza.

127. Por. św. Pawła Gal. 5, 16.

128. Red. ottońska i awentyńska Ż. I oraz Ż. II stwierdzają, że mszę odprawiał Gaudenty. Dopiero późniejsza red., montekasyńska, każe mszę odprawiać Wojciechowi. Tak również przedstawia rzecz 13 scena drzwi gnieźnieńskich. (Zob. J. K a r w a s i ń s k a Drzwi gnieźnieńskie, s. 25).

129. Te kilka zdań włożonych w usta św. Wojciecha w Ż. I rozwinięte zostało w red. montekasyńskiej do rozmiarów przemówienia, zbudowanego ze zwrotów modlitewnych i nawiązań do pasji innych świętych. Inaczej o tym w Ż. II, rozdz. 32.

130. Słowo Sicco uważane jest przez ogół przepisywaczy i wydawców Ż. I za imię owego kapłana-ofiarnika pruskiego (sacerdos idolorum), który pierwszy oszczepem ugodził w Wojciecha. Brunon nie przytacza żadnego imienia, a nawet nie mówi, że uczynił to kapłan (zob. Ż., II, rozdz. 32 i 33) określając go tylko jako "wodza i herszta bandy". Jest mało prawdopodobne, aby towarzysze św. Wojciecha znali imię jego zabójcy. Toteż słuszniejszy jest domysł H. G. V o i g t a Adalbert von Prag, s. 143, że słowo to miało odpowiadać jakiemuś stanowisku kapłańskiemu wśród Prusów.

131. Legendy nader szybko rozszerzyły tę część opowiadania o Wojciechu i już w red. montekasyńskiej znajdujemy obszerną relację o cudownych oznakach, które zaraz wystąpiły. W późniejszych utworach rozwijana jest ona coraz obszerniej, zob. J. K a r w a s i ń s k a Drzwi gnieźnieńskie, s. 25-26 i s. 29