ks. Andrzej Perzyński

Ruchy Kościelne i ich teologiczne umiejscowienie

W swojej wielkiej encyklice misyjnej Redemptoris missio Ojciec Święty tak pisze: "Wewnątrz Kościoła stoją przed nimi (świeckimi) różne typy służb, funkcji, posług i form ożywiania życia chrześcijańskiego. Pragnę wspomnieć jako nowość, która wyłoniła się w ostatnich czasach w licznych Kościołach, wielki rozwój "ruchów kościelnych", obdarzonych ogromnym dynamizmem misyjnym. Ruchy te - jeśli włączają się z pokorą w życie Kościołów lokalnych i zostają przyjęte serdecznie przez Biskupów i kapłanów w strukturach diecezjalnych i parafialnych - stanowią prawdziwy dar Boży dla nowej ewangelizacji i dla działalności misyjnej we właściwym tego słowa znaczeniu. Zachęcam zatem gorąco, by szerzyć je i korzystać z nich dla przywrócenia żywotności, zwłaszcza wśród młodzieży, życiu chrześcijańskiemu i ewangelizacji, w pluralistycznej wizji form zrzeszania się i działania" (n. 72).

W znanej w szerokich kręgach książce "Raport na temat wiary" kard. J. Ratzinger, w pełnej sympatii ocenie, mówi o nadziejach związanych z nowymi ruchami kościelnymi. Uderzający jest dla Kardynała misjonarski zapał młodych, którzy przynależą do tych ruchów.[1]

Dla mnie osobiście było niezwykłym wydarzeniem gdy na początku lat osiemdziesiątych po raz pierwszy mogłem mieć bliższy kontakt z niektórymi ruchami, jak Światło-Życie, Odnowa w Duchu Świętym czy później Comunione e Liberazione. Można tam było doświadczyć energii, entuzjazmu i pewności z jakimi młodzi i starsi przeżywali swoją wiarę. Radość tak przeżywanej wiary przynaglała ich, by dzielić się z innymi tym, co otrzymali w darze.


I. PERSPEKTYWY HISTORII

Historia ruchów i dążenie do świętości

Historia ruchów eklezjalnych, może być opisana jako historia dążenia do świętości; nie istnieje wszak inna optyka widzenia historii Kościoła. Jeśli weźmiemy pod uwagę niektóre wielkie archetypy świętości chrześcijańskiej, które pozostawiły swój trwały ślad w historii Europy i świata, możemy odkryć pewne analogie, które z kolei mogą pozwolić lepiej rozumieć historię dzisiaj. Na początku każdego ruchu jest zawsze pewne historyczne wydarzenie związane z odejściem. Benedykt zostawia Rzym ponieważ uważa, że ten świat jest skończony. Franciszek zostawia własną rodzinę i miasto. Ignacy z Loyoli zostawia wojsko aby stać się żołnierzem na inny sposób. To samo ma miejsce w odniesieniu do każdego założyciela współczesnych ruchów.

Święci nie są poruszeni jakąś koniecznością zewnętrzną, lecz przez pewną potrzebę wewnętrzną, nie myślą oni o założeniu nowego zakonu. Święci chcą całym sobą w prostocie naśladować Chrystusa i stworzyć szkołę dla jego służby. Narodziny świętości są faktem absolutnie darmowym i poprzez świętych założycieli dokonuje się odnowa życia Kościoła. Ich wiara staje się formą egzystencji. Święci razem ze swoimi uczniami realizują tę otwartość na całość, która konstytuuje głęboką odpowiedź na potrzebę, którą odczuwają ludzie w tym czasie historycznym.

Święci założyciele pojawiają się w typowych momentach historii Kościoła i świata. Benedykt ujawnia się kiedy Imperium rzymskie chyliło się ku definitywnemu upadkowi i wraz z nim - jak się niektórym wydawało - kończyło się całe stworzenie. Franciszek żyje na początku ery nowożytnej, kiedy powstaje życie miejskie i Kościół musi uwolnić się od nazbyt ścisłego i wyłącznego związku ze środowiskiem wiejskim. Ignacy żyje między rozłamem protestantyzmu a rewolucją francuską, w czasie definitywnego narodzenia się klasy drobnomieszczańskiej, kiedy to trzeba nowego podejścia do nowego świata.

Ruchy kościelne powstają w takim momencie czasów nowożytnych, które charakteryzuje wielka sekularyzacja. W tym okresie, kiedy to świat kultury, sztuki i pracy rozwija się bez związków z Kościołem a niekiedy w opozycji do niego, chrześcijanie są powołani, aby dotrzeć do samych korzeni swojego chrześcijańskiego powołania i swojej ludzkiej tożsamości.[2]

Nowość oczekująca zrozumienia

W tym miejscu trzeba wyraźnie powiedzieć w celu uniknięcia niejasności, że w historii ruchy apostolskie pojawiają się w zawsze nowej formie, i jest to konieczne, ponieważ są precyzyjną odpowiedzią Ducha Świętego na zmienne sytuacje, w jakich czasem znajduje się Kościół. I tak jak powołania kapłańskie nie mogą być tworzone ani ustanawiane administracyjnie, tak samo również i ruchy nie mogą być skrupulatnie organizowane i propagowane przez urzędy duszpasterskie. Powinny być rozumiane jako podarowane przez Opatrzność. My tylko powinniśmy być uważni wobec nich, dzięki darowi rozróżniania przyjmować to, co mają dobrego, pouczać i pokonywać to, co jest mniej odpowiednie. Jeden retrospektywny rzut oka na historię Kościoła pomoże z wdzięcznością stwierdzić, że poprzez wszystkie trudności zawsze udawało się dać miejsce w Kościele wielkim nowym rzeczywistościom, które w nim zakiełkowały. Niemniej nie można zapominać o tych wszystkich ruchach, które zbłądziły lub przyniosły trwałe rozłamy: montaniści, katarzy, waldensi, husyci, reformatorski ruch z szesnastego wieku. I prawdopodobnie będzie się mówić o winie obu stron, która doprowadziła w końcu do podziału.

Zadanie dla teologii

W mężczyznach i kobietach przynależących do współczesnych ruchów i nowych wspólnot rozkwita wiara, bez "jeśli", bez "ale", bez wybiegów i wykrętów, przeżywana w swej integralności jako dar, jako cenny podarunek, który pozwala żyć. Nie brakowało z pewnością takich, którzy czuli się poirytowani w swoich przeintelektualizowanych debatach, w swoich całkowicie odmiennych modelach Kościoła, tworzonych przy biurku wedle swoich własnych wyobrażeń. Ale czy mogło być inaczej? Gdzie tylko wkracza Duch Święty, udaremnia On zawsze ludzkie plany. Zaistniały jednak i istnieją nadal także poważniejsze trudności. Ruchy te bowiem przechodziły, jeśli tak można powiedzieć, choroby wieku dziecięcego; Można było w nich odczuć moc Ducha Świętego, który jednak działa za pośrednictwem ludzi i nie uwalnia ich w czarodziejski sposób od ich słabości. Ujawniały się tendencje do ekskluzywności, do jednostronnego stawiania akcentów, nieumiejętność włączania się w życie Kościołów lokalnych. W młodzieńczym zapale ci chłopcy i dziewczęta nabierali przekonania, że Kościół lokalny powinien dostosować się do ich modelu i poziomu, a nie na odwrót: że to oni powinni pozwolić wbudować się w całość, niekiedy rzeczywiście zaskorupiałą. Zdarzały się tarcia, za które w różnym stopniu odpowiedzialne były obie strony.

Okazało się konieczne rozważyć to, jak te dwie rzeczywistości nowy rozkwit w Kościele, zrodzony w nowych warunkach i istniejące już struktury życia kościelnego, to znaczy parafie i diecezje - mogłyby ustalić właściwe relacje. W dużej mierze chodzi tutaj o sprawy czysto praktyczne, które nie powinny być zbytnio ciągnięte w górę do niebios teorii. Lecz z drugiej strony istnieje ryzyko zjawiska, które w różnych postaciach pojawia się okresowo w historii Kościoła. Istnieje trwała podstawowa forma życia kościelnego, w której wyraża się ciągłość organizacji historycznych Kościoła. I są zawsze nowe powiewy Ducha Świętego, które sprawiają, że struktura Kościoła stale jest żywa i nowa. Lecz prawie nigdy ta odnowa nie jest wolna od cierpień i tarć. Dlatego też z pewnością nie można pominąć kwestii zasady, tego w jaki sposób można prawidłowo ustalić pozycję teologiczną tak zwanych "ruchów" w ciągłości organizacji kościelnych.


II. POZYCJA EKLEZJOLOGICZNA RUCHÓW

Ruchy wobec Kościoła lokalnego i powszechnego

Jeśli spojrzeć na historię Kościoła jako całość, widać jasno, że z jednej strony model Kościoła lokalnego, wyraźnie naznaczony posługą biskupią, stanowi strukturę nośną, trwającą poprzez wieki; lecz jest ona również nieprzerwanie poruszana falami ruchów, które nieustannie dowartościowują uniwersalistyczny aspekt posłannictwa apostolskiego i radykalizm Ewangelii i dzięki temu właśnie są w stanie zapewnić Kościołom lokalnym żywotność i duchową prawdziwość. Nigdy ruch radykalnego naśladowania Chrystusa nie pozwalał się całkowicie wtopić w rzeczywistość Kościoła lokalnego.

Z tych fal wzbudzonych przez ruchy, które począwszy od okresu monastycyzmu pierwotnego Kościoła a skończywszy na ich nowej fali w wieku XIX, coraz czyściej wyłania się istota duchowa tego, co możemy nazwać "ruchem", wyjaśniając w ten sposób stopniowo jego pozycję eklezjologiczną.

(s.31)W ten sposób wyrażamy to, czego Kościół zawsze nauczał na temat istoty sukcesji apostolskiej, serca sakramentalnego rozumienia Kościoła. Owo serce jednak jest osłabione, ulega atrofii gdy mamy na myśli tylko struktury Kościołów lokalnych.

Posługa następców św. Piotra pozwala przekroczyć czysto lokalną strukturę Kościoła, następca Piotra nie jest tylko lokalnym biskupem Rzymu, ale biskupem dla całego Kościoła w całym Kościele, wciela więc istotowy aspekt posłannictwa apostolskiego, aspekt którego w Kościele nigdy nie może zabraknąć. Lecz nawet posługi piotrowej nie bylibyśmy w stanie właściwie rozumieć i widziana byłaby ona w sposób wynaturzony, gdyby urzeczywistnianie uniwersalnego wymiaru sukcesji apostolskiej uznać jedynie za zadanie tego, który jest tej posługi bezpośrednim nosicielem. W Kościele muszą być zawsze posługi i posłannictwa, które nie mają wyłącznie lokalnego charakteru, lecz działają dla mandatu obejmującego całkowitą rzeczywistość kościelną i dla głoszenia Ewangelii. Papież potrzebuje tych posług i one potrzebują jego, a we wzajemności tych dwóch rodzajów posłannictwa rozbrzmiewa w pełni symfonia życia Kościoła.

W świetle misji Kościoła

Duch Święty bowiem, dar wcielonego Syna Bożego, zesłany przez Ojca w Jego Imię (por. J 14, 26), jest ostatecznym darem, w którym Jezus ofiarowuje samego siebie ludziom żyjącym we wszystkich czasach i na całym świecie. Jest fundamentem sakramentalnej, obiektywnej natury Kościoła, a zarazem wzbudza w ludziach, którzy Go przyjmują, otwartość na ten dar.

Warto przytoczyć obszerny fragment końcowego orędzia Światowego Kongresu Ruchów Kościelnych, który miał miejsce w bieżącym roku w Rzymie w dniach 27-29 maja. Orędzie to zawiera głęboką myśl eklezjologiczną.

" 2. (...) Zasada piotrowa i zasada maryjna współdziałają ze sobą i pozwalają nam przeżywać doświadczenie Kościoła jako wydarzenie większe od nas samych i uprzednie w stosunku do nas, a zarazem jako rzeczywistość, która wychodzi nam na spotkanie, staje się propozycją dla naszej wolności i pobudza ją do działania.

(...)

4. W osobistym przesłaniu, jakie Papież zechciał (...) skierować na początku obrad Kongresu, on sam cytuje dwa zdania z wcześniejszych tekstów, w których skupia się jak w soczewce wszystko to, co [co było powiedziane w czasie kongresowych spotkań] . Dzisiaj jednak zdania te, po doświadczeniach ostatnich dni, zyskują dla nas nową głębię i ujawniają swe prorocze bogactwo.

Raz jeszcze odczytajmy je razem. Pierwsze: "Można powiedzieć, że w pewnym sensie sam Kościół jest ruchem". I drugie: "Wymiar instytucjonalny i wymiar charyzmatyczny Kościoła są równie istotne".

Rozważając to, co usłyszeliśmy, lepiej rozumiemy, że nasz charakter został dokładnie określony, a nawet więcej - od początku ukształtowany przez jedno słowo, jedną rzeczywistość: misję Jezusa, misjonarza posłanego przez Ojca do ludzi. "Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam" (J 20, 21). Czyż nie tu leży źródło fascynacji osobą Chrystusa obecnego wśród ludzi, jakiej doświadczyli założyciele naszych wspólnot, i jakiej zaznaliśmy my sami gdy zetknęliśmy się z, naszymi założycielami? Słowo "misja" nie oznacza dla nas przede wszystkim obowiązku, który należy wypełnić, ani działalności, którą trzeba zorganizować, ale jest doświadczeniem Chrystusa obecnego tu i teraz: On dociera do nas poprzez dar ludzi, których wybrał Jego Duch, sprawiając, że ich życie zyskało sens i stało się jakby odblaskiem tego porywającego i niewyczerpanego piękna, jakim osoba Chrystusa przyciąga człowieka, który Go uznaje i przyjmuje.

5. W świetle misji Kościoła rozumiemy naszą teraźniejszość i przeszłość. Rozumiemy, jak słowo, sakrament i apostolstwo stały się subiektywnie skuteczne dzięki darom charyzmatycznym, które odnowiły życie wielu Kościołów i Kościoła jako takiego; trafnie ujmuje to stwierdzenie, które tutaj usłyszeliśmy: charyzmaty sprawiły, że "obecność Chrystusa stała się wydarzeniem" wspólnie przeżywanym.

Nie ma zatem w Kościele dialektycznego napięcia między wymiarem obiektywnym a subiektywnym, ale istnieje organiczna więź, wielokształtna jedność, która kształtuje historyczne oblicze Kościoła.

Wydarzenie Chrystusa jawi się jako propozycja dla naszej wolności, złożona w rzeczywistości dnia dzisiejszego: "krąg przyjaźni, który On stworzył wokół siebie, rozszerzał się w czasie i przestrzeni, aż dotarł do nas". To właśnie jest Tradycja Kościoła (traditio), która płynie niczym rzeka życia przez dzieje świata i dotarła do nas, aby poprzez nas dotrzeć do innych.

6. W duchu nowej Pięćdziesiątnicy, darowanej nam w naszych czasach, mocniej odczuwamy jedność, jaka rodzi się między uczniami, czyniąc z nich jedno ciało i jedną duszę. Zgoda między nimi jest siłą ruchów, które Duch Święty powołuje, aby były świadkami w świecie podzielonym i udręczonym przez przemoc.

7. Każdy z nas, choć otrzymaliśmy różne charyzmaty i tym samym wyrażamy je na różne sposoby, poczuwa się do odpowiedzialności całkowitej, która nie pozwala mu ograniczać się tylko do zadań w wyznaczonym sektorze.

Za swą podstawową powinność uważamy wychowanie, to znaczy towarzyszenie z bliska innym ludziom, aby we własnym życiu i powodowani własnymi najgłębszymi dążeniami, doszli do spotkania z rzeczywistością i z jej sensem, doświadczając go pośród codziennych obowiązków.

Tutaj znajduje uzasadnienie także wychowanie do pracy jako najważniejszego środowiska, w którym człowiek wyraża samego siebie, swą odpowiedzialność za braci i udział w dziele Stwórcy.

To Duch Święty przynagla nas, byśmy otwierali serca na każdego człowieka i przemierzali razem drogę do prawdy i jedności, aby głosić z mocą Ewangelię Zmartwychwstałego i dawać o niej świadectwo w nowym tysiącleciu". (Orędzie końcowe Światowego Kongresu Ruchów Kościelnych, Watykan, 29 maja 1998 r.)


III. ROZRÓŻNIENIA I KRYTERIA

Problem definicji ruchu

W ostatnim niezbędnym punkcie mojej relacji muszę jeszcze krótko podjąć kwestię kryteriów oceny. Aby dojść do sensownych konkluzji należałoby wpierw nieco uściślić pojęcie ruchu, lecz oczywista jest niemożność dokonania tego w tej chwili. Powinniśmy się też wystrzegać zbyć ścisłych definicji, gdyż Duch Święty ma zawsze , w zanadrzu niespodzianki i tylko patrząc retrospektywnie jesteśmy w stanie rozpoznać, że za wielką różnorodnością form kryje się wspólna istota rzeczy.

W każdym razie dążąc do wyjaśnienia pojęć chcę w ogromnym skrócie stwierdzić, że dostrzegam trzy różne rodzaje ruchów, dające się zauważyć w czasach nam najbliższych. Nadałbym im nazwy: ruch, prąd, inicjatywa.

Ruch liturgiczny z pierwszej połowy naszego wieku, jak również ruch maryjny, ujawniający się w Kościele z rosnącą siłą już od wieku XIX, określiłbym nie jako ruchy, lecz prądy, które z czasem były w stanie wykrystalizować się w konkretne ruchy, jak np. zgromadzenia maryjne, stowarzyszenia młodzieży katolickiej itp., ale się w tym nie wyczerpały. Z kolei zbieranie podpisów, postulujące dokonanie pewnych definicji dogmatycznych lub zmian w Kościele, odnoszących się do codziennego życia Kościoła - tu także nie mamy do czynienia z ruchami, lecz z inicjatywami.

Czym jest prawdziwy i autentyczny ruch możemy najwyraźniej zobaczyć na przykładzie rozkwitu franciszkańskiego na początku XIII w. Ruchy w większości zapoczątkowywane są przez osobę charyzmatycznego przywódcy, przybierają kształt konkretnych wspólnot, które na mocy swego pochodzenia wcielają w życie Ewangelię w całości i bez wahania uznają w Kościele rację swojego istnienia, bez której nie mogłyby trwać.

Co oznacza dzisiaj słowo "ruch"? - stawia pytanie Jan Paweł II i tak na nie odpowiada. "Określa się nim często społeczności o różnym charakterze, czasem nawet o odmiennej strukturze kanonicznej. Choć z jednej strony termin ten nie wyczerpuje z pewnością ani nie zamyka w sztywnych ramach całego bogactwa form, jakie wzbudza twórcze i ożywcze działanie Ducha Chrystusa, z drugiej strony oznacza pewną konkretną rzeczywistość kościelną, którą tworzą - głównie ludzie świeccy, pewien program kształtowania wiary i chrześcijańskiego świadectwa, którego metody wychowawcze oparte są na określonym charyzmacie, udzielonym założycielowi ruchu w konkretnych okolicznościach i formach" (przemówienie do przedstawicieli ruchów kościelnych dn.30.05.1998 r.).

Niektóre kryteria autentyczności

Dzięki tej próbie znalezienia jakiejś - choć w znacznym stopniu niezadowalającej - definicji ruchu, dotarliśmy także do kryteriów, które, jeśli tak można powiedzieć, jakoś ją zastępują. Zasadniczym kryterium, które wyłoniło się zupełnie spontanicznie, jest zakorzenienie w wierze Kościoła. Kto nie podziela wiary przekazanej przez Apostołów, nie może rościć sobie pretensji do działalności apostolskiej. Od momentu gdy jedna jest wiara dla całego Kościoła, co więcej, gdy to ona sprawia jedność Kościoła, z wiarą apostolską jest nierozłącznie związane pragnienie jedności, wola bycia włączonym w żywą komunię całego Kościoła. By powiedzieć to jeszcze konkretniej: pragnienie by być w jedności z następcami Apostołów i następcą św. Piotra, na którym spoczywa odpowiedzialność za integrowanie Kościołów lokalnych w Kościele uniwersalnym, w jednym Ludzie Bożym.

Jeżeli umiejscowieniem, "teologicznym miejscem" ruchów w Kościele jest apostolskość, to w każdej epoce musi być rzeczą fundamentalną dla ich członków pragnienie życia apostolskiego: wyrzeczenie się nawet wyobrażenia o Kościele, czyli posłuszeństwo w pójściu za Chrystusem, były w każdej epoce uważane za istotne elementy życia apostolskiego, które rzecz jasna nie mogą odnosić się w równym stopniu do wszystkich uczestników jakiegoś ruchu, lecz dla wszystkich, choć na różny sposób, stanowią punkty odniesienia w osobistym życiu.

Życie apostolskie, poza tym, nie jest celem samym dla siebie, lecz podarowuje wolność aby służyć. Życie apostolskie domaga się apostolskiego działania. Na pierwsze miejsce, znowu w zróżnicowany sposób, wysuwa się głoszenie Ewangelii, element misyjny. Gdy naśladuje się Chrystusa ewangelizacja jest zawsze przede wszystkim evangelizzare pauperibus, głoszeniem dobrej nowiny ubogim. To jednak nigdy nie dokonuje się wyłącznie przez słowa. Miłość, która jest sercem dobrej nowiny, centralną prawdą i centrum działania, musi być wcielana w czyn i w ten sposób sama stawać się głoszeniem. Tak więc z ewangelizacją związana jest zawsze, w najróżnorodniejszych formach, służba bliźnim.

(...) Z tej perspektywy widać wyraźnie zarówno niebezpieczeństwa jak i sposoby ich przezwyciężania w ruchach. Jest niebezpieczeństwo jednostronności, prowadzące do przesadnego akcentowania specyficznego posłannictwa, sformułowanego w szczególnym okresie czy na mocy szczególnego charyzmatu. Niebezpieczeństwo, że doświadczenie duchowe z którego się wyrasta jest przeżywane nie jako jedna z różnorodnych form życia chrześcijańskiego, lecz jakbyśmy byli przyobleczeni w pełnię samej Ewangelii. Fakt ten może prowadzić do pokusy absolutyzowania własnego ruchu, który utożsamia się z Kościołem, do uważania go za jedyną drogę dla wszystkich, gdy tymczasem ta jedyna droga może być poznawana na różne sposoby. Równocześnie jest rzeczą prawie nieuniknioną, by świeża żywotność i totalność nowego doświadczenia nie prowokowała na każdym kroku groźby konfliktu ze wspólnotą lokalną, konfliktu za który winą można obciążyć obie strony. Obie strony powinny więc pozwolić wychowywać się Duchowi Świętemu a także władzy kościelnej, powinny uczyć się zapominania o sobie, bez którego nie jest możliwa wewnętrzna zgoda na różnorodność form, jakie może przybierać wcielana w czyn wiara. Obie strony powinny nawzajem się uczyć jak poddawać się oczyszczeniu, jak znosić się i jak znajdować drogę prowadzącą do takiego postępowania, o którym mówi Hymn o miłości św. Pawła (por. l Kor 13, 4nn).

Trzeba więc do ruchów skierować przestrogę: nawet jeśli na swojej drodze osiągnęli totalność życia wiarą i dzielą się tym z innymi, stanowią dar dla całego Kościoła i wymaganiom tej całości muszą się podporządkować, jeśli chcą pozostać wierni temu, co jest dla nich istotne.

Trzeba jednak również Kościołom lokalnym, również biskupom jasno powiedzieć, że nie wolno im ulegać żadnym pokusom uniformizowania organizacji i programów duszpasterskich. Nie mogą czynić z własnych programów duszpasterskich kamienia probierczego, by oceniać co wolno robić Duchowi Świętemu. Mogłoby się okazać, że z powodu czysto ludzkich planów Kościoły stają się nieprzenikliwe dla Ducha Świętego, dla siły dzięki której żyją. Nie wolno wymagać by wszystko zmieściło się w ściśle określonym porządku jedności. Lepiej mniej organizacji, a więcej Ducha Świętego. Przede wszystkim nie do utrzymania jest taki model komunii kościelnej, w którym najwyższą wartością duszpasterską jest unikanie konfliktów. Wiara zawsze niesie z sobą również miecz i może właśnie wymagać konfliktu z powodu przywiązania do prawdy i miłości. Pomysł na jedność Kościoła, w ramach którego konflikty byłyby likwidowane już w fazie polaryzowania się opinii, zaś wewnętrzny pokój utrzymywany za cenę rezygnacji z radykalności świadectwa, bardzo szybko okazałby się iluzoryczny.

Nie wolno na koniec stwarzać nastawienia wyższości intelektualnej, przez które ostemplowuje się mianem fundamentalizmu zapał osób ożywianych przez Ducha Świętego i ich szczerą wiarę w słowo Boże, dopuszczając jeden tylko sposób wyznawania wiary, gdzie wszelkie "ale" stają się ważniejsze od istoty wiary, którą się jakoby wyznaje. I wreszcie wszyscy powinni dać się mierzyć miarą miłości, jaką żywią do jedności jedynego Kościoła, który pozostaje jeden we wszystkich Kościołach lokalnych i jako taki objawia się nieustannie w ruchach apostolskich. Biskupi, struktury Kościołów lokalnych i ruchy wzajemnie siebie potrzebują. Prymat może żyć tylko poprzez żywy urząd biskupa i wraz z nim. Urząd biskupi może ocalić swoją dynamiczną i apostolską jedność tylko przez nieustanną łączność z prymatem. Kiedy jeden z tych dwóch elementów słabnie lub się umniejsza, cierpi na tym cały Kościół.


Zakończenie

Wszystkie te rozważania powinniśmy zamknąć wyrazami wdzięczności i radości gdyż niezwykle jasno widać, że Duch Święty także dzisiaj działa w Kościele i udziela mu nowych darów, dzięki którym Kościół przeżywa ponownie czas młodości i wdzięczności. Wdzięczności za te liczne osoby, młode i starsze, które idą za wezwaniem Ducha i nie rozglądając się wokół ani nie oglądając wstecz oddają się z radością w służbie Ewangelii. Wdzięczności za biskupów, którzy otwierają się na nowe drogi, czynią im miejsce w swoich Kościołach lokalnych, prowadzą cierpliwy dialog z odpowiedzialnymi wspólnot, aby pomóc im przezwyciężyć wszelką jednostronność i doprowadzać je do właściwego ukształtowania. Ksiądz Arcybiskup Władysław i jego biskupi pomocniczy zachęcają do działania i popierają różne ruchy kościelne i stowarzyszenia, spotykają się z nimi i poznają je bezpośrednio, tak że nigdy nie zabrakło im ich słowa i błogosławieństwa.

Pragniemy dziękować papieżowi Janowi Pawłowi II. On wszystkich nas wyprzedza w sile wewnętrznej młodości płynącej z wiary, w umiejętności rozróżniania duchów, w pokornej i śmiałej walce o to, by coraz bardziej była wyrazista nasza chrześcijańska obecność w świecie. On wyprzedza nas wszystkich w jedności z biskupami całego świata, których niestrudzenie wysłuchuje i prowadzi. Patrząc na niego przez ostatnie dwadzieścia lat, wszyscy mogliśmy się nauczyć, co znaczy zabiegać gorliwie o chwałę Chrystusa i troszczyć się o ludzi, wśród których żyjemy. W działalności Papieża ujawniła się i nadal ujawnia synteza misji instytucjonalnej i jej aspektu charyzmatycznego, która nam samym pozwoliła lepiej zrozumieć nasze powołanie.

Chrystus żyje i od Ojca zsyła Ducha Świętego. Takie jest chwalebne i ożywcze doświadczenie, które przeżywamy w spotkaniu z ruchami kościelnymi naszych czasów. Nasze życie zostało szeroko otwarte na cały świat. "Miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że (...) Jeden umarł za wszystkich (...) po to aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał" (2 Kor 5, 14-15).


Przypisy:


Tekst wystąpienia wygłoszonego dnia 5 grudnia 1998r. w auli Seminarium Duchownego podczas I Kongresu Ruchów i Stowarzyszeń Archidiecezji Łódzkiej