In order to view this object you need Flash Player 9+ support!

Get Adobe Flash player

A ja jestem szczęśliwa

Lucynko, zadałaś mi kiedyś pytanie "Czy Siostra jest szczęśliwa?" Nasza znajomość była taka przelotna, że nie mogłam Ci dać odpowiedzi i ciągle o tym myślę w jaki sposób mogłabym ci odpowiedzieć. Może przypadkiem przeczytasz to co napiszę. Może ktoś inny przeczyta, kto również jest zainteresowany zagadnieniem szczęścia w życiu.

Bóg stworzył nas z pragnieniem szczęścia ukrytym w głębi naszego jestestwa, dlatego tak bardzo dążymy do zdobycia go. Czasem tworzymy sobie namiastki szczęścia w szukaniu dobrobytu, pieniądza, sławy, zaspakajaniu niskich namiętności, w grzechu, który wabi przed popełnieniem, że przyniesie radość, a po fakcie objawia się w całej swej nagości. Nie tu więc jest szczęście.

Gdzie go szukać?

Pamiętam kiedyś w szkole na lekcji etyki zadał nam ksiądz pytanie "Czy można w życiu znaleźć szczęście?" Nie żądał zaraz odpowiedzi, zachęcał do namysłu. Długo myślałam...

Wtedy to postanowiłam, że poszukam szczęścia na drodze poświęcenia się Bogu, oddania się Jemu na własność.

Ksiądz odpowiedział nam później, że szczęście jest wtedy, gdy z całą odpowiedzialnością wypełniamy Wolę Bożą w życiu. Było to dla nas wtedy trudne do zrozumienia.

Św, Augustyn już kiedyś powiedział: "Niespokojne jest serce moje, póki nie spocznie w Tobie o Boże."

I ja szukałam...

Dzięki łasce Bożej wstąpiłam do klasztoru. Od początku czułam, że jestem szczęśliwa żyjąc dla Boga. Nieraz pragnęłam odpowiedzieć księdzu: "A ja jestem szczęśliwa!"

Św. Paweł w Dz 20,35 przekazuje nam słowa Pana Jezusa:

"Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu". Tu chyba tkwi tajemnica szczęścia polegająca na pełnieniu Woli Bożej, na zapomnieniu o sobie, dawaniu siebie, przekreślaniu siebie.

Szczęściem jest móc służyć Bogu w życiu zakonnym, szczęściem jest wypełniać inne powołania życiowe, zawsze jednak z całą odpowiedzialnością.

W moim życiu było dużo chwil, w których cierpiałam, ale zawsze wewnątrz mnie było to niezbite przekonanie: "A ja jestem szczęśliwa!"

Widzisz więc Lucynko, przy boku Pana, pod Jego promiennym spojrzeniem, można być szczęśliwą.

Tak chciałabym dzisiaj powiedzieć: "Skądże mi to, że Bóg dał mi tę łaskę - łaskę powołania, że Bóg zaspokoił w pełni pragnienie szczęścia?" Dużo lat już jestem na służbie Pana i zawsze szczęśliwa.

Niech będzie Imię Pańskie uwielbione za to, że wybiera, powołuje i posyła robotników do swojej winnicy, że rozpromienia swe oblicze, by im błogosławić na drogach miłości.

s. Kinga Pruszak
bernardynka

Za pół roku START...

Mam na imię Magda, jestem zwykłą dziewczyną, a może niezupełnie zwykłą, bo język mam niesłychanie obrotny i pomysłów tysiące na minutę, i pragnień, i planów na przyszłość było już tak dużo w moim życiu.

Teraz zajmuję się sportem, biegam na 400 m, mam wspaniałe wyniki - to rodzinne zdolności. Mój tata też biegał. Kilka razy w tygodniu chodzę na treningi.

Ale w tym codziennym zabieganiu jest we mnie tak naprawdę jakaś tęsknota: za pokojem, za czymś wyższym... i szukam.

Po rozmowie z koleżanką, podobną do mnie, postanowiłam zobaczyć jak wygląda życie w klasztorze, gdyż powiedziała mi: "Jedź do sióstr bernardynek w Łodzi - ja tam byłam. Mieszkają na ulicy Rudzkiej 55/57". Pojechałam.

Pierwsze wrażenie, to zieleń i czerwona szałwia w żółtym otoczeniu jako obramowanie ścieżek, maleńki stawik, a przy nim figurka Matki Bożej w postawie modlitewnej, jakby w zachwycie nad cudami łaski Bożej.

Nad wejściem do klasztoru, zobaczyłam postać św. Franciszka z Asyżu. Jak się później dowiedziałam, siostry bernardynki należą do wielkiej rodziny franciszkańskiej. Ucieszyłam się, bo od najmłodszych lat fascynuje mnie radość i życie Biedaczyny z Asyżu. Na żywo odkryłam w domu sióstr jasną, prostą i szczerą radość franciszkańską. Stało mi się też bardziej bliskie ich hasło "Pokój i Dobro".

Klasztor jest nowy, wybudowany w 1971 roku, z wielkim wkładem sióstr, które pomagały przy budowie: zalewały stropy, podawały cegły. Poprzednio, przez 25 lat od 1946r. mieszkały w baraku. Opowiadały jak było trudno, czasami zimą, kiedy były ostre mrozy budziły się rano, a na poduszkach znajdował się szron. Radość wspólnego życia pozwalała znosić te niewygody; radość że to dla Pana, na Jego służbie - że to pełnienie Jego woli.

Teraz jest piękny dom zakonny, każda ma swoją celkę. Jedna z sióstr powiedziała: "Wiesz, codziennie wieczorem mówię: ²Panie, jakże jesteś cudowny, że dałeś mi to miejsce i ten pokoik, gdzie mogę Cię chwalić w samotności, że dajesz mi taką moc darów. Dzięki Ci stokrotne»".

Klasztor w Łodzi Rudzie, założyła Matka Franciszka Wierzbicka, która razem ze swoją siostrą Józefą i kilkoma siostrami przyjechała z Wilna. Matka Franciszka - człowiek dobroci (Och! Z jaką miłością siostry wspominają swoją "Matusię" ), wielką modlitwą i poświęceniem umiała przelać wartości swego człowieczeństwa i ducha zjednoczonego z Bogiem na swoje duchowe córki. Miała wielkie plany apostolskie. Pragnęła, by na miejscu baraków stanął klasztor. Choć sama tego nie doczekała, bo odeszła do Pana w lutym 1970 roku, jednak Bóg spełnił jej pragnienia. Budowa klasztoru rozpoczęła się po śmierci Matki Franciszki.

Byłam z siostrami prawie cały dzień. Będę tam często przyjeżdżała. Chcę się razem z nimi modlić i poznać z bliska ich życie.

Wstają bardzo wcześnie, bo przed 5.00 rano (muszę zrobić próbę w domu, czy potrafię). Potem pacierz poranny, rozmyślanie, brewiarz i Msza Św., która jest centrum ich życia codziennego. Siostry razem z Jezusem dają siebie, wszystko co swoje i cały świat dobremu Ojcu w niebie na uwielbienie, dziękczynienie, przebłaganie i proszą, by On wprowadził grzeszników, zagubionych i wszystkich oddalonych od wiary na drogi Boże.

Swoim życiem ofiarnym, pokutnym i modlitwą chcą się przyczyniać do wzrostu Królestwa Bożego. Włączają się w zbawczą misję Kościoła. Są zakonem kontemplacyjnym, ale ze względu na potrzeby otoczenia przyjęły klauzurę konstytucyjną, w związku z tym uczestniczą również w czynnej działalności apostolskiej na terenie swojej dzielnicy. Wiele czasu - bo ok. 5 godzin przeznaczają na modlitwy wspólne, a praca przekształcona dobrą intencją również w modlitwę, wypełnia dzień. Do pracy tej zaliczyć można: przygotowywanie szat liturgicznych, pielęgnację ogrodu, spotkania z młodzieżą, posługę chorym i potrzebującym.

Jest też opłatkarnia. To wspaniała praca, wypiekać białe chlebki, które na ołtarzu zamienią się w Ciało Pańskie. W ciągu dnia jest też czas przeznaczony na radosną rekreację - odpoczynek.

Siostry prowadzą też przedszkole w którym pragną w małych duszach dziecięcych zakorzeniać miłość ku Bogu i Ojczyźnie; by te małe istotki kształtować w duchu katolickim na dzielnych i dobrych ludzi, na wzór św. Franciszka z Asyżu.

Rozmawiałam z różnymi siostrami, chciałam się przekonać, czy są szczęśliwe. Były radosne. To mi wystarczy - zrozumiałam.

Następnie był dzwonek na nieszpory. Poszłam do kościoła z siostrami, by modlić się wspólnie modlitwą brewiarzową. Było super! I był taki moment - nie zapomnę go chyba do końca życia, siostry zaśpiewały Pieśń Maryi: "Wielbi dusza moja Pana". Wtedy w radosnym uniesieniu poczułam, że to jest miejsce, gdzie mam "śpiewać Panu" całym życiem. Jak Maryja, mam powiedzieć "tak", "bo wielkie rzeczy uczynił mi Pan i święte jest Imię Jego".

Po nieszporach zostałam sama przed obrazem Matki Bożej Miłosierdzia, który w Wilnie w 1927r. namalowała Matka Franciszka Wierzbicka. Tak jakoś łatwo skupić się i wyciszyć w kościele Sióstr Bernardynek. W ciszy więc powiedziałam: "Matko jestem Twoja. Spraw, żebym była na zawsze Jezusowa, przecież Tobie zależy, by Jezus miał jak najwięcej oddanych serc. Nie wiem tylko, czy Pan Jezus mnie zechce". Pytałam: "Czy naprawdę Panie spoglądasz na mnie z miłością, tak jak na młodzieńca z Ewangelii?", a On chyba się uśmiechnął, bo tylko On zdolny jest tak ryzykować i wybierać takie "małe lichotki" jak ja. Ale jeśli On chce i nie boi się wybrać mnie, to ja też tego bardzo pragnę.

Teraz wiem i czuję, że to co się we mnie dzieje nie jest tylko młodzieńczym wybrykiem. To Jezus woła, zachęca "Pójdź za mną".

Chcę iść za Tobą Panie.

Siostry rezygnują z siebie dla Chrystusa, wszystko stawiają na Niego. Życie zakonne jest życiem wspólnym w nowej rodzinie, rodzinie zakonnej; jest oparte na zachowaniu trzech rad ewangelicznych: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, do czego siostry zobowiązują się ślubami. Wszystko to z najpiękniejszej, najczystszej miłości ku Bogu. To wspaniały akt odwagi, samozaparcia i ryzyka.

Będę musiała wypróbować siebie, czy mi się to uda już teraz. "Zapominając o tym co za mną, a wytężając siły ku temu co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie" - tak pisze św. Paweł do Filipian. Rozumiem ile trzeba wysiłku, bo sama trenuję.

Czystość - będę chyba musiała ograniczyć oglądanie telewizji i wyselekcjonować czasopisma.

Ubóstwo - nie jestem bogata, bo i tak wszystko mam od rodziców - to pójdzie!

Posłuszeństwo - to "trudniejszy orzech do zgryzienia", jak mówi moja babcia. Mama nie wierzy, że potrafię słuchać, tylko tata, jako sportowiec, ufa, że przy dobrych chęciach i ćwiczeniu można dużo dokonać, ale ja wezmę się za siebie i z pomocą Bożą ufam, że się uda. Musi się udać. Od dziś zaczynam trening - muszę się wziąć ostro i to nie tylko kilka razy w tygodniu.

Mam prawie dziewiętnaście lat, za pół roku kończę szkołę.

Zdecydowałam...

W czerwcu, zaczynam start w domu Bożym już przy boku Pana.

Magda - przyszła bernardynka z Łodzi.

Przyjęcie do naszej wspólnoty relikwii męczenników bł. o. Michała i bł. o. Zbigniewa - 2023 r.




Rok Życia Konsekrowanego